19 stycznia 2013

Przepraszam

Hej... Przepraszam Was bardzo, ale ostatnio nie mam czasu pisać. W dodatku kiepsko mi się układa w życiu prywatnym... Mam nadzieję, że niedługo coś wyskrobię i nie będzie to krótkie.... W każdym razie, mam nadzieję, że zrozumiecie i nie będziecie źli... Chociaż i tak coraz mniej Was tu jest...

Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam
Ola

12 stycznia 2013

Rozdział 4- Czy to był tylko sen?


 * Michelle *

      Boże, co za piękny zapach….. Stop ! – zerwałam się z pozycji siedzącej i rozbolała mnie głowa. Chwyciłam się za czoło i rozejrzałam po pokoju. Miejsce, które zajmował Josh było teraz puste. Wstałam i zabolała mnie kostka…. Ej…. Co jest ??? Czy to był tylko sen? Czy to był tylko koszmar?
      Szybko poszłam do kuchni i zobaczyłam przygnębionego, już ubranego Josha siedzącego przy stole. Kiedy mnie zobaczył spróbował się uśmiechnąć ale zdecydowanie mu nie wyszło.
Jo: Chcesz coś zjeść? – spytał po chwili wpatrywania się we mnie.
J: Nie,… - chciałam dokończyć ale przerwało mi głośne burczenie, dochodzące z mojego brzucha.
Jo: Może jednak? – spytał tym razem szczerze się uśmiechając.
J: No dobra… A co przygotowałeś?
Jo: Twoje ulubione śniadanie.
J: Niee… - nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam.
Jo: Mhm. Naleśniki przekładane czekoladą i bitą śmietaną z truskawkami. Do tego na wierzchu trochę bitej śmietany, polanej czekoladą i listek mięty do dekoracji, RAZ! – mówił szybko podając mi talerz z moim śniadaniem.
J: Dzięki. Kochany jesteś. – uśmiechnęłam się od ucha do ucha i obdarowałam go całusem w policzek. Jak zwykle słodko się zarumienił.
J: Chcesz trochę? Bo ja tego sama nie zjem.
Jo: Zjesz tyle ile będziesz mogła. Jak coś zostawisz to wtedy się zobaczy.
J: Okej.
       Zaczęłam zajadać się naleśnikami, które były naprawdę pyszne. Chłopak cały czas na mnie patrzył i widocznie nad czymś się zastanawiał.
J: Już nie mogę… - powiedziałam zjadając równo połowę tego co dostałam.
Jo: No trudno. Mam nadzieję, że ci smakowało. – powiedział i się zaśmiał.
J: Z czego się śmiejesz?
Jo: Nie ruszaj się. Ubrudziłaś się czekoladą.
       Chłopak chwycił mnie za policzek i kciukiem starł czekoladę z kącika moich ust. Patrzyłam w jego zielone, kocie oczy czułam motylki w brzuchu. Josh nadal nie zabierał ręki.

* Josh *

       Nasze twarze powoli się do siebie zbliżały. Czy ona czuje to co ja? Nie, to niemożliwe… Czy zaraz stanie się coś, o czym tak dawno marzyłem?
       Kiedy nasze usta dzieliło już zaledwie kilka centymetrów do kuchni wparował Martin.
       Nie, no serio?! Już drugi raz dzisiaj ktoś nam przerywa. Momentalnie się od siebie odsunęliśmy i przerzuciliśmy wzrok na brata Michi.
Ma: Oj, sorki. Chciałem tylko spytać czy jedziecie ze mną na cmentarz.
Mi: Jasne. Zaraz się umyję, ubiorę i możemy jechać. Poczekasz prawda?
Ma: Jasne słonko.
Mi: Martin. A może chcesz trochę naleśników?
Ma: Daj mi połowę tego co zostało.
Mi: Okej.
       Dziewczyna wstała z miejsca i ruszyła w kierunku szafki. Wyciągnęła z niej talerz i przełożyła na niego połowę naleśników. Bez słowa poszła do siebie. Po dobrych 10 minutach do kuchni wrócił Martin.
Ma: Sorki. Naprawdę nie chciałem wam przeszkodzić.
J: Wiesz… I tak myślę, że pewnie nic z tego nie wyjdzie. Jak zwykle z resztą.
Ma: Oj weź tak nawet nie mów. Pasujecie do siebie i jesteście siebie warci. Oczywiście w dobrym sensie tego określenia.
J: Jasne. Weź się lepiej zajmij tymi naleśnikami. O której jedziemy?
Ma: Tak za dwadzieścia minut.
J: Okej. Pójdę powiedzieć Michi.
Ma: Spoko – powiedział mając gębę wypchaną po brzegi.
        Szybko ulotniłem się na korytarz bo byłem wkurzony na Martina. Kiedy znalazłem się w pokoju Michi dziewczyna stała ubrana tylko w bieliznę i rajstopy. Czy ona we wszystkim musi tak seksownie wyglądać? Kurwa! Josh! Człowieku…. Weź się ogarnij. Zapukałem trzy razy w futrynę i Michi się do mnie odwróciła.
J: Można?
Mi: Jasne. Długo tu stoisz?
J: Nie, przed chwilą przyszedłem.
Mi: Za ile jedziemy?
J: Martin mówi, że za piętnaście minut. Pomóc ci w czymś?
Mi: Ty mi suszysz włosy, a ja się maluję. Co ty na to?
J: Nie musisz się malować…
Mi: Dlaczego?
J: Bo bez tego też jesteś piękna…- Michi spojrzała na mnie speszona i słodko się zarumieniła.
Mi: Dzięki Josh. Kochany jesteś, ale…
J: Tak, tak, wiem, już idę po tą suszarkę. Oboje się zaśmialiśmy i ruszyłem do łazienki.


*Michelle*

Zdążyłam się odwrócić i usłyszałam głuche uderzenie. Po mimo bólu kostki szybko skierowałam się do łazienki.
J: Josh?- spytałam zanim jeszcze go zobaczyłam.- Boże! Josh! Josh? Nic ci nie jest? Josh? Słyszysz mnie?- kucnęłam przy nim kiedy tylko zauważyłam, że  leży na podłodze.
Jo: Nie... Nic mi nie jest.- zaczął się po prostu śmiać.
J: Ty głupku! Zawału bym dostała przez ciebie, a ty się śmiejesz?! - walnęłam go lekko w tył głowy, a on syknął.
Jo: Za co to?
J: Za darmo...-powiedziałam oschle.-Wstawaj. Tylko znowu się nie wywal...
Zostawiłam go samego w łazience i ruszyłam do swojego pokoju. Wyjęłam wszystkie potrzebne rzeczy i zasiadłam przy biurku. Zaraz po tym w pokoju znalazł się Josh z suszarką i szczotką w ręku. Już niejednokrotnie pomagał mi w czynnościach takich jak makijaż, suszenie albo czesanie włosów. Był moim takim podręcznym stylistą. We dwoje poszło nam o wiele szybciej niż gdybym robiła to wszystko sama z ręką w gipsie. Po 10 minutach byłam już gotowa do wyjścia.

*Martin*

Czekałem przy wyjściu na siostrę i przyjaciela . Po chwili Michi stanęła przy schodach. Wyglądała ślicznie chociaż trochę zabawnie z ręką w gipsie i kulami u boku. Niepewnie spojrzała na stopnie i zrobiła krzywą minę. Zaraz za nią stanął Josh.
Jo: Dobra piękna, prędzej się zabijesz niż zejdziesz po tych schodach. - powiedział i wziął ją szybko na ręce. Już po kilku sekundach oboje znaleźli się u mego boku. Mina Michelle była wprost rozbrajająca. 
Mi: Możesz mnie już postawić Josh...- powiedziała przez zaciśnięte zęby, po czym chłopak ją postawił. Nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.
Mi: Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Pogadamy jak tobie się coś się stanie.
J: Ale to nie ja cię wrzuciłem do wody.- palnąłem zanim pomyślałem i od razu pożałowałem swoich słów.

__________________________________________________
Hej :) To następny rozdział. Wiem, że krótki, ale nie mam zbytnio czasu na pisanie. Jutro postaram się dodać więcej.






05 stycznia 2013

Rozdział 3- Jeszcze tylko chwila...


* Martin*

Al: Coś wam się przypala…- na te słowa Josh z moją siostrą podeszli do kuchenki, wyłączyli ją i zdjęli z niej patelnię.
J: Co ty tu robisz?- ponowiłem pytanie starając się zachować spokój, jednak całą nasza trójka miała strach wymalowany w oczach.
Al: Ja tu mieszkam. Nie zapominaj o tym synu.
J: Nie nazywaj mnie tak! Za każdym razem kiedy nazywałem cię „mamą” popełniałem kolejny poważny błąd.
Mi: Do końca życia, twoim domem pozostanie więzienie. O tym nie zapomnimy.
Al: Jak śmiesz tak do mnie mówić?!- spytała unosząc głos.
Mi: Jak ja śmie?! Jak ty śmiesz pojawiać się tutaj dokładnie w rok od twojej zbrodni?! Jakim cudem znalazłaś się na wolności?!

*Michelle*

Kiedy mówiłam do swojej rodzicieli rozsypywałam małe ilości mąki na podłogę a później napisałam w niej ‘Dzwoń po policję’. Josh obserwował mnie podczas tych czynności i od razu dostrzegł telefon leżący na półce.

*Josh*

Kiedy tylko przeczytałem napis na podłodze, chwyciłem telefon i wykręciłem domowy numer Michi i Martina. Kiedy tylko rozbrzmiał się dzwonek telefonu matka rodzeństwa spojrzała na mnie.
Al: Idź odbierz. Nikomu nic nie mów i Wyłącz telefon z gniazdka. Sprawdzę to. Zjeżdżaj!
Tego się właśnie spodziewałem. Szybko zniknąłem z kuchni i jak tylko znalazłem się przy telefonie przerwałem połączenie. Szybko wykręciłem numer na policję i już po pierwszym sygnale odebrali telefon. Wyjaśniłem im całą sytuację i przysięgli, że za najwyżej pięć minut ktoś przyjedzie. Zanim wróciłem na górę, upewniłem się, że drzwi wejściowe i brama są otwarte.

*Martin*

J: Wynoś się stąd!
Al: Nie mam zamiaru! To mój dom!
Mi: Chciałabyś! Ten dom został zapisany mnie i Martinowi, więc to my decydujemy kto tu mieszka. Wynoś się!-  w tym momencie Josh wrócił do kuchni, a Michi dostała z tak zwanego „liścia” w twarz. Chwyciła się za piekące miejsce i spojrzała gniewnie na kobietę. Josh w ułamku sekundy znalazł się zaraz przy niej.
Jo: Nic ci nie jest? Jeszcze raz ją dotkniesz dziwko, a pożałujesz!- wydarł się do naszej rodzicielki. Podniósł na nią rękę, którą szybka złapała siostra. Wszyscy spojrzeliśmy na nią zdziwieni. Dziewczyna wyprostowała głowę i spojrzała prosto w oczy kobiety.
Mi: Popraw… Śmiało. Nadstawiam drugi policzek. No śmiało! Potrafiłaś zabić mojego ojca, a nie potrafisz mnie teraz uderzyć?!
J: Michi, nie prowokuj jej.
Mi: Nie z tobą rozmawiam!- kurwa! O co jej chodzi? Czy ją już posrało? Do czego ona dąży?
Mi: Jesteś morderczynią i dziwką…- mówiła z odrazą.- Nie masz prawa nazywać nas swoimi dziećmi. My nie mamy matki. Nigdy jej nie mieliśmy. Myślisz, że nie wiem, że zdradzałaś ojca? Myślisz, że on sam o tym nie wiedział? Myślisz, że nie zorientował się kiedy byłaś w ciąży, którą z resztą usunęłaś?! Dlaczego oszukiwałaś tak wielu ludzi? Nigdy poza domem nie nosiłaś obrączki, mając nadzieję, że cię ktoś przeleci, co? W domu udawałaś wielce kochającą matkę i żonę, a to i tak tylko wtedy, kiedy ktoś przychodził!

*Michelle*

Jeszcze tylko chwila Michi. Wytrzymasz. Dasz radę. Jesteś silna… Jeszcze tylko chwila…
Patrzyłam swojej rodzicielce prosto w oczy. Widziałam w nich łzy. W końcu ktoś ją uświadomił o jej błędach, które popełniła. O wszystkich niedociągnięciach w jej próbach zatuszowania jej zdrad i romansów. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku i wtedy do kuchni wbiegło trzech uzbrojonych facetów.
Al: Przepraszam Michelle… Pewna osoba mnie do tego zmusiła…
J: To nie jest wytłumaczenie mamo. Nigdy ci tego nie wybaczę…- tym razem po moim policzku spłynęła łza.

*Josh*

J: Michi… Michi, nie płacz. Już wszystko w porządku. Już jej tu nie ma. Słyszysz? Spokojnie… Jestem przy tobie… Nie płacz…
Dziewczyna cała się trzęsła, wtulając się we mnie. Opierałem brodę o jej głowę, głaszcząc ją po włosach i plecach. Starałem się ją uspokoić, ale nic to nie dawało. Z chwili na chwilę Michi traciła siły. Kiedy była już bliska upadku wziąłem ją na ręce, a ona wtuliła swoją głowę między moją głową a obojczykiem. Zaniosłem ją do jej pokoju i położyłem na łóżku. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i pogłaskałem po policzku.
J: Zostawić cię samą?- spytałem nie będąc do końca pewien, co mam zrobić.
Mi: Nie. Proszę, zostań.- powiedziała pociągając nosem i zrobiła mi miejsce obok siebie. Przytuliłem ją delikatnie, a ona odwróciła się w moją stronę. Spojrzała mi w oczy i objęła mnie lewą, zagipsowaną ręką.
Mi: Dziękuję, za to, co dla mnie robisz. I za to, że zawsze jesteś przy mnie.
J: Nie masz za co dziękować. Też byś tak postąpiła na moim miejscu… Od tego zresztą są przyjaciele.- uśmiechnąłem się do niej lekko.
Mi: No tak… Przyjaciele… Ale i tak dziękuję…
Wtuliła się we mnie mocno i po kilku minutach odpłynęła do krainy Morfeusza.

______________________________________________________________
Hejka :) Kolejny, taki, krótki jakiś chyba... Nie wiem... Mam mało pomysłów... no cóż... Postaram się dzisiaj dodać jeszcze jeden ;) Co sądzicie? Przypominam o pytaniu zadanym pod poprzednim rozdziałem ;)
Pozdrawiam
Ola :) 

Rozdział 2- Dlaczego?


*Michelle*

Zamknęłam za sobą drzwi, kule odstawiłam przy łóżku, na którym się położyłam. „Teraz, kiedy chciałem ci się oświadczyć”- te słowa cały czas chodziły mi po głowie. Dochodzi już 22, a ja nadal nie mogę zasnąć. Usłyszałam cichutkie pukanie do drzwi.
J: Proszę.- powiedziałam, odwracając się w ich stronę i ujrzałam Josha.
Jo: Hej. Nie śpisz jeszcze?- wszedł i zamknął za sobą drzwi.
J: Jakoś nie mogę zasnąć… Siadaj…- poklepałam miejsce obok mnie.
Jo: Jak się czujesz?- spytał zajmując wskazane mu miejsce.
J: Nawet dobrze. Żebra tylko trochę bolą…
Jo: A głowa? Nie bolą cię szwy?
J: Nie… Tylko trochę szczypią. Ale to nic.
Zapadła chwila ciszy, którą przerwałam.
J: Josh…
Jo: Tak Michi?- spojrzał mi w oczy i przeszedł mnie delikatny, dziwny, a zarazem
przyjemny dreszcz.
J: Kto mnie uratował?
Jo: Lekarze…- spuścił wzrok tak, jakby chciał uniknąć odpowiedzi.
J: Nie chodzi mi o nich… Kto mnie wyłowił z jeziora?
Jo: Ja… Czemu pytasz?
J: Bo jestem bardzo wdzięczna za to co zrobiłeś. Jesteś moim bohaterem. Jak mogę ci to
wynagrodzić?
Jo: Po prostu się uśmiechnij. To najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. Patrzył mi w oczy, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Czułam się tak jakbym miała motylki w brzuchu. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie chcę żeby się to kończyło…

*Josh*

Patrzyłem w te jej piękne oczy, które już tak dobrze znałem. Miałem tak wielką ochotę ją teraz pocałować, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Nie teraz, kiedy w zasadzie odrzuciła oświadczyny kolesia, z którym była rok. Jednak tym razem sobie nie odpuszczę. Nie będę czekał aż znajdzie sobie kogoś innego. Kocham się w niej przecież od 10 lat. To jest miłość od pierwszego wejrzenia. A do tej pory nic z tym nie zrobiłem… JAK JA MOGŁEM BYĆ TAKI GŁUPI ?!
Josh, kurwa, ogarnij się. Ona coś do ciebie mówi!

*Michelle*

J: Josh, słuchasz ty mnie w ogóle?- spytałam machając mu ręką przed oczyma.
Jo: Przepraszam. Zamyśliłem się. Co mówiłaś?
J: Mówiłam… Mówiłam, że… Że jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym. Znamy się już od 10 lat. Tobie zawsze się zwierzam i tobie najbardziej ufam… Jesteś moim najlepszym przyjacielem i nigdy, ale to nigdy nie chcę cię stracić…
Jo: Miło mi to słyszeć Michi…- uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja chciałam mu dać całusa w policzek, ale chłopak niespodziewanie odwrócił twarz w moją stronę i trafiłam w kącik jego ust. Przeszedł mnie ciepły dreszcz. Oboje się zarumieniliśmy.
J: Josh… Cieszę się, że cię mam…
Jo: Od tego są przyjaciele, kochanie...- pocałował mnie w czoło i delikatnie do siebie przytulił. Nie chciałam, żeby sobie poszedł. Kocham go już od dobrych trzech lat… Ale chyba niestety moje uczucia nie są przez niego odwzajemniane. Kiedy pojawił się Chris myślałam, że to może coś zmieni… Myliłam się… Wtulona w umięśniony tors Josha wspominałam, co się dzisiaj wydarzyło. Łzy same popłynęły mi z oczu. Kiedy blondyn to zauważył, nie powiedział ani słowa, zamiast tego po prostu mocno mnie przytulił. Po pewnym czasie zasnęłam wtulona w jednego z czterech najważniejszych mężczyzn mojego życia.

*Martin*

J: Zasnęli oboje u Michi.- powiedziałem do swojej dziewczyny wracając na kanapę.
A: Oni by do siebie pasowali, nie sądzisz?
J: Na pewno oboje na siebie zasługują.
A: Z całą pewnością… Jaki Josh ma stosunek do Michi?
J: Taki sam jak ona do niego.- zaśmiałem się krótko widząc zakłopotaną minę Anny.
A: To znaczy?
J: Na pewno nie czysto przyjacielski.
A: Aha, czyli ty też już wiesz.
J: O czym?
A: No o tym, że Michi podoba się Joshowi, a Josh Michi.
J: Wow! To naprawdę działa. Do niedawna wiedziałem tylko o tym pierwszym. Ej! Moment! Skąd ty wiesz, że moja siostra podoba się blondasowi?
A: No proszę cię, skarbie… Do tego nie trzeba wiedzy. Jestem kobietą i jednocześnie ich przyjaciółką. To widać i to z daleka. To jak Josh patrzy na Michi, to jak oboje się robią rozpromienieni na swój widok. Wystarczy umieć patrzeć kochanie.
J: Michi tylko przy nim głośno się śmieje. Tylko on potrafi ją tak rozbawić.
A: Też to zauważyłeś?- zaśmialiśmy się oboje i głośno westchnęliśmy.
J: Tylko dlaczego ona była z tym palantem, a nie z Joshem?
A: Nie wiem, ale myślę, że brakowało jej odwagi.
J: Pewnie tak.
A: Tylko kto teraz zajmie jej miejsce w drużynie… Nie mamy kapitana i głównej rozgrywającej przez miesiąc.
J: Miejsce rozgrywającej na pewno zajmiesz ty. Na twojej pozycji pewnie będzie grała Cleo a za nią wejdzie Louise.
A: No w sumie… To by było całkiem logiczne. Trener wie?
J: Nie… Powiem mu jutro na treningu… Tylko zastanawiam się nad tym czy powiedzieć, że to Chris…
A: Jeśli to zrobisz, to na pewno wyleci z drużyny…

*Chris*

Cały czas nie mogę zrozumieć, dlaczego to zrobiłem… Do jasnej cholery! Przecież ja ją kocham!
Siedzę oparty o łóżko od wyjścia Cleo. Chyba właśnie wróciła… Otarłem policzki które cały czas były mokre i w progu stanęła blondynka. Widać było, że płakała. W głowie od razu rozbrzmiał mi głos mówiący, że Michi nie żyje.
J: Nie… Błagam, nie mów, że… Nie… Proszę…
C: Nic jej nie jest… Ale powiedz mi… Coś ty jej do cholery zrobił, że Josh i Martin mają ochotę Cię zabić? Coś ty odpierdolił Chris?!
J: Popchnąłem ją… I wpadła do wody.
C: Popchnąłeś ją?
J: W zasadzie to ją uderzyłem… W twarz… Z pięści…
C: I to wszystko?
J: Nie…
C: Przecież wiesz, że i tak będziesz musiał wszystko powiedzieć.
J: Ona… Michelle… Michi się uderzyła w głowę wpadając do stawu… W wodzie…- do oczu napływały mi kolejne łzy bo dopiero teraz docierało do mnie mnóstwo szczegółów.
C: W wodzie co?
J: W wodzie pojawiła się krew… W dodatku Michi nie umie pływać…
C: Dlaczego, co?
J: Co dlaczego?
C: Dlaczego to zrobiłeś? Chris przecież ty tylko wyglądasz na takiego, a teraz dajesz wszystkim powody do tego, żeby w to wierzyć…
J: Cleo!- przerwałem jej.- Ja nie wiem! Nie wiem! Rozumiesz?! Nie wiem!- w końcu nie wytrzymałem i uniosłem głos. Miałem tego dosyć. Przecież nie chciałem jej zrobić krzywdy.
C: Ja… Ja cię po prostu nie poznaję Chris… Strasznie się zmieniłeś…
J: Przestań Cleo! Przestań pieprzyć głupoty! Mało brakowało, a zabiłbym kogoś kogo kocham! A ty tu teraz stoisz i mi pierdolisz o tym, że się zmieniłem?! Wyobraź sobie, że teraz ty nieświadomie krzywdzisz Martina i ja ci mówię takie rzeczy! Jak byś się czuła, co?! Odwal się ode mnie i wypierdalaj do siebie!

*Cleo*
Jak on w ogóle może tak do mnie mówić? Kurwa! Przecież jestem jego siostrą! Do moich oczu napłynęły łzy, bo zabolało mnie to co powiedział. Trafił na mój czuły punkt. Już od kilku lat Martin jest dla mnie kimś wyjątkowym, ale obiecałam sobie, że nie zepsuję tego, co jest między nim i Anną.
Ch: No wynoś się stąd do cholery! Nie stój tutaj jak słup soli i się nie gap! Wyjdź stąd! Już!- był już cały czerwony i opuchnięty od płaczu.
J: Michi kazała cię przeprosić…- wyszeptałam czując jak pojedyncza łza spływa po moim policzku.
Po tych słowach usłyszałam kroki charakterystyczne dla mojej mamy.
M: Co tu się dzieje?- powiedziała stając w progu.-Coś ty tu zrobił? Chris, co się stało?- powiedziała i podeszła do niego. Wyszłam szybko z pokoju i poszłam do siebie. Wzięła klucze od strychu i udałam się na najwyższe piętro domu. Otworzyłam drzwi, a potem zamknęłam je na klucz. Uśmiechnęłam się czując miękką podłogę wyciszonego pomieszczenia. Chwyciłam pilot leżący na komódce stojącej zaraz obok wejścia i włączyłam wieżę. Usłyszałam pierwsze dźwięki mojej ulubionej piosenki i oddałam się tańcu.

* Josh *

Jest trzecia w nocy… Śniło mi się, że Michi nie żyje. Nie mogę teraz zasnąć. Tak się cieszę, że leży tu teraz wtulona w mój tors i słodko śpi.
M: Josh…- wyszeptała ledwo słyszalnie obawiając się pewnie, że śpię. Nie wiedziałem co zrobić i nim zdecydowałem czy się odezwać przerwał mi głos szatynki.
M: Śpisz… No nic… Chciałam ci tylko powiedzieć, że cię kocham… I… Cieszę się, że cię mam… Dobranoc…
Nie docierało do mnie, co właśnie się stało. Te dwa słowa cały czas powtarzały się w mojej głowie. Nawet nie wiem kiedy odpłynąłem do krainy Morfeusza.


Zapewne każdy miewa czasem gorszy humor. Jednym zdarza się to częściej, a drugim rzadziej. Czasem mamy tak, że za kimś strasznie tęsknimy… Jednak najgorsza tęsknota, to ta, za osobą, która już na pewno nie wróci… Ja  mam taką osobę, a w zasadzie dwie…Bardzo za nimi tęsknię… Jest to zmarła osiem lat temu moja babcia i mój Przyjaciel Mikołaj, który odszedł z tego świata w 2010roku, z powodu raka mózgu. To opowiadanie chciałabym zadedykować właśnie Im, ponieważ bardzo korzystnie na mnie wpłynęli… Mam nadzieję, że byliby dumni z tego, co udało mi się osiągnąć, i z tego jak sobie w życiu radzę, bo łatwo nie jest…



O mój boże… Co tak pięknie pachnie? Czy ja już jestem w niebie? Stop!
Zerwałam się do pozycji siedzącej otwierając oczy,  przez co spotkałam się z okropnym bólem głowy. Złapałam się za czoło i rozejrzałam po pokoju. Miejsce, które w nocy było zajęte, przez Josha było puste.
Wstałam z łóżka i chwyciłam się za kostkę, która nadal mnie bolała. Ruszyłam w kierunku, z którego dochodził ten niebiański zapach.. Kiedy znalazłam się w małej kuchni na piętrze, zobaczyłam Josha w samych majtkach i fartuchu.  Stał przy kuchence i smażył naleśniki nucąc lecącą w radiu piosenkę (Asaf Avidan- One day). Zawsze kiedy był w dobrym nastroju to tak właśnie się zachowywał. Dawno nie widziałam go w takim stanie. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu stojąc oparta o futrynę. W pewnym momencie blondyn się odwrócił i spojrzał prosto w moje oczy. Znowu ten przyjemny dreszcz.
Jo: Hej śliczna.- powiedział i szeroko się uśmiechnął.– Jak się czujesz?
J: Hej. Nawet dobrze, dziękuję.- powiedziałam podchodząc do niego i sprzedając mu buziaka w policzek na dzień dobry.
Jo: Wyspałaś się?
J: Mhm. A jaką miałam wspaniałą pobudkę…- powiedziałam rozmarzona.
Jo: Przeze mnie?- spytał ze smutną minką, a ja krótko się zaśmiałam.
J: No… W zasadzie to tak.
Jo: Przepraszam Michi, nie chciałem cię budzić. Tak słodko spałaś, starałem się…
J: Przestań wariacie!- zaczęłam się śmiać.- ten piękny zapach mnie obudził. Byłeś cichutko jak myszka pod miotłą. – Znowu się roześmiałam, a chłopak zrobił gniewną minę. Wiedziałam, co to oznacza. KARNE  ŁASKOTKI. Gdyby nie ból w kostce już by nie tam nie było i uciekłabym przed blondynem. Tym razem jednak był szybszy i już po chwili oboje łaskotaliśmy się wzajemnie, chociaż ja miałam utrudnione zadanie przez rękę w gipsie. W  pewnym momencie Josh się poślizgnął i pociągnął mnie za sobą. Nasze usta dzieliło jedynie kilka centymetrów. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja tonęłam w jego zielonych tęczówkach. Zbliżaliśmy się do siebie powoli, ale poczułam na sobie czyjeś spojrzenie i momentalnie odsunęłam się od chłopaka.
J: Pomożesz mi wstać?- spytałam nadal patrząc mu w oczy. Chłopak spojrzał na mnie lekko zmieszany i oboje powróciliśmy do pozycji stojącej. Josh spojrzał mi przez ramie i zawiesił na czymś wzrok. Podążyłam za jego spojrzeniem i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W mojej kuchni stała ONA…

*Josh*

Mój boże.. Co ona tu robi? Ja pierdole… Nie no, to chyba jakiś żart! Poczułem jak Michi bierze mnie za rękę i się do mnie przybliża. Pewnym momencie zasłoniłem ją ramieniem, chociaż nie zmniejszyło to naszego strachu…

*Michelle*

J: Martin!- krzyknęłam na całe gardło.- Martin! Martin, szybko! Błagam! Martin!- czułam jak do oczu napływają mi łzy. Ścisnęłam dłoń Josha jeszcze mocniej i już po kilku sekundach w kuchni znalazł się mój brat.
Ma: Mama...? Co ty tu robisz?

________________________________________________________
Hej :) I oto jest rozdział drugi. Tak sobie mi wyszedł. Serio, nie podoba mi się. No, ale ocenę pozostawiam Wam moi drodzy czytelnicy. Nie wiem ile dokładnie Was jest, ale cieszę się, że chociaż niektórzy komentują. Bardzo Wam z resztą za to dziękuję. Do tej pory gęba mi się cieszy wspominając słowa zawarte w komentarzach :)
Co do rozdziałów i opowiadania to mam kilka informacji i pytań:
1. Rozdziały będą się pojawiać w każdy weekend. Prawdopodobnie po dwa lub trzy rozdziały.
2. To opowiadanie zawiera dużo wątków zaczerpniętych z mojego życia, a niektóre postacie są wzorowane na osobach, które występują w moim życiu. 
3. Teraz pytanie- Chcecie zobaczyć jak wyobraziłam sobie wygląd domu, i pokoi bohaterów? Bo zastanawiam się, czy dodać rysunki mojego autorstwa czy też nie... Mam nadzieję, że odpowiedzą więcej niż 4 osoby bo sądząc po ilości wyświetleń trochę więcej osób czyta.
W każdym razie. Piszcie co sądzicie o rozdziale.
Pozdrawiam
Ola :)