03 maja 2014

Rozdział 23- A teraz głęboki oddech, mocny uścisk i głowa do góry.

*Michelle*

J: Witaj w domu..- powiedziałam zamykając drzwi za przyjacielem. Josh był słaby i Martin cały czas prowadził go pod ramię. Serce pękało na sam widok tego człowieka. Wyglądał ja wrak. Walczyłam sama ze sobą, żeby tylko nie pokazać jak cierpię widząc go w takim stanie. Przez tydzień leżał w szpitalu i dzisiaj mógł wrócić. Postanowił, że mimo wszystko, chce kontynuować szkołę i żyć póki może.
Weszliśmy do salonu i mój brat posadził blondyna na kanapie.
J: Co chcesz do picia?
Jo: Nic nie chcę. Sam sobie zrobię.
J: Nie pytam czy, ale co chcesz, więc proszę mi grzecznie odpowiedzieć i nie marudzić zgrywusie.
Jo: Herbatę..- powiedział zrezygnowany, a ja udałam się do kuchni. Przy okazji miałam do odgrzania obiad, który zostawiła dla nas mama Josha. Wstawiłam wodę, włączyłam piekarnik i przygotowałam kubki na herbatę. Woda się zagotowała, przygotowałam napoje i zaniosłam je do salonu. Chłopcy o czymś rozmawiali, ale przerwali jak tylko znalazłam się w pokoju. Czułam się bardzo niezręcznie. Wróciłam do kuchni i usiadłam patrząc się w piekarnik. Właśnie się nagrzał, więc włożyłam do niego zapiekankę. Siedziałam i starałam się o niczym nie myśleć. Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu. To Danielle z Lucy. Dziewczyna została, żeby pomagać nam przy małej. W całym domu rozbrzmiał krzyk małej dziewczynki, która nie mogła doczekać się spotkania z bratem. Uśmiechnęłam się pod nosem i zamknęłam oczy nie chcąc wypuścić z nich napływających łez. Oparłam łokcie o blat i schowałam twarz w dłoniach. Chciałam uciec... Zniknąć... Tęskniłam za Joshem... Za tym Joshem, który był moim przyjacielem... Za tym, który nie był zdystansowany, który się do mnie odzywał... Poczułam jak ktoś mnie obejmuje i po zapachu poznałam, że to Danielle. Wtuliłam się w nią i z trudem powstrzymywałam łzy, którym i tak udawało się wydostać spod moich powiek. Pociągnęłam nosem, odsunęłam się od dziewczyny, otarłam policzki wierzchem dłoni i podniosłam się z krzesła.
J: Wyjmiesz zapiekankę? Jest już gotowa..
D: Jasne.. Nie martw się już skarbie...- chwyciła mnie za rękę i delikatnie ją ścisnęła na co odpowiedziałam słabym uśmiechem. Ruszyłam w kierunku tarasu. Wyszłam na zewnątrz i wyciągnęłam papierosy z kieszeni marynarki. Ostatnio coraz częściej zdarza mi się zapalić.. Muszę z tym skończyć, bo się zniszczę. Spojrzałam w lewo i się przestraszyłam bo zobaczyłam Nathana.
N: Przepraszam.. Nie chciałem cię przestraszyć..
J: Nic się nie stało.. Fajnie wyglądasz... Jak zwykle z resztą...- zaciągnęłam się porządnie i poczekałam aż dym wypełni całe moje płuca.
N: Nie wyglądam lepiej od ciebie. Zawsze byłaś moim wzorem. Jejku, jak to zabrzmiało.- zaśmialiśmy się oboje.- Zawsze byłaś dla mnie kimś, kto zna się na modzie. O, tak to chciałem powiedzieć.
J: Dzięki. Ale nie wiem, czy jest się czym zachwycać.- spojrzałam na swój strój i wzruszyłam ramionami. Podeszłam do bujanej ławki i zsuwając buty z nóg podkurczyłam kolana pod brodę. Nate zaraz się do mnie dosiadł i najzwyczajniej w świecie mnie przytulił.
J: Nate.. Ja nie dam rady.. To jest dla mnie za trudne.. Ja go kocham.. On ze mną nawet nie rozmawia.. Wiem, że jestem z Harrym, ale Jo to nadal przyjaciel.. Najlepszy jakiego miałam, rozumiesz? Nie chcę, żeby to się tak kończyło..- rozpłakałam się na dobre. Chłopak przygarnął mnie mocniej do siebie i zaczął głaskać mnie po głowie i plecach. Byłam mu wdzięczna za to, że po prostu ze mną siedział. Wiedziałam, że jemu mogę się bezkarnie wypłakać w rękach, a on powstrzyma się od zbędnych uwag. Po kilku minutach zaczęłam się uspokajać. Odsunęłam się od chłopaka i pociągnęłam nosem.
J: Masz chusteczkę? Czuję, że wyglądam jak panda..- chłopak cicho zaśmiał się na te słowa i wszedł do domu. Wrócił z moją torbą, co mnie zdziwiło. Usiadł na swoim miejscu i zaczął grzebać w moich rzeczach. Skrzywiłam się patrząc na to, co robi, a gdy zobaczyłam, że wyciąga paczkę nawilżonych chusteczek parsknęłam śmiechem. Chciałam je od niego wziąć, ale odsunął rękę.
J: No ej. Daj mi te chusteczki.
N: Nie. Ja się tym zajmę moja kochana pando.- wytknął do mnie język i zaśmiał się jak mały chłopiec, który szykuje się na 'misję specjalną'. Obserwowałam dokładnie każdy jego ruch i zastanawiałam się, co on kombinuje.
J: Długo to jeszcze potrwa?
N: Nie, już kończę. Cierpliwości.- w tym momencie wyjął moją kosmetyczkę i szczerze powiedziawszy zaczęłam się bać.- Spokojnie. Nie zrobię z ciebie ani klauna ani straszydła. Zaufaj mi.- puścił do mnie oczko i się szeroko uśmiechnął. Wyjął jedną chusteczkę i zaczął zmywać pozostałości mojego makijażu. Przyglądałam mu się uważnie, gdy delikatnie ścierał szminkę z moich ust. Po krótkim czasie moja twarz już była czysta, a chłopak wziął do ręki mój podkład i zanim zdążyłam się sprzeciwić nałożył mi go na twarz. Pomalował mi rzęsy i nałożył lekką pomadkę, a następnie podał lusterko. Wyglądałam.. Normalnie. Szeroko się uśmiechnęłam, a Nate wyszczerzył się jak mały chłopczyk.
N: Teraz ślicznotko idziesz ze mną.- wziął mnie za rękę i delikatnie pociągnął. Wsunęłam stopy w buty i ruszyłam za chłopakiem.
J: Mogę wiedzieć dokąd idziemy?
N: Niespodzianka. No chodź.- pociągnął mnie mocniej i prawie się potknęłam. Przeszliśmy przez dom do drzwi frontowych. Nate krzyknął jedynie 'wychodzimy' i trzasnął drzwiami.
Po kilkunastu minutach marszu zobaczyłam budynek mojej dorywczej pracy. Zatrzymaliśmy się przed studiem fotograficznym najsłynniejszych magazynów na świecie. Spojrzałam pytająco na przyjaciela, a on odpowiedział mi uśmiechem.
J: Jeśli chcesz, żebym zrobiła Ci zdjęcia, trzeba było powiedzieć od razu. Mogliśmy pójść do mnie.
N: Nie mnie będziesz robiła zdjęcia.
J: A komu? Przecież by do mnie zadzwonili.
N: Zobaczysz. Cierpliwości kochana.- pstryknął mnie w nos i delikatnie pociągnął za rękę. Weszliśmy do szklanego budynku i do moich nozdrzy uderzył znajomy zapach skóry wymieszany z wanilią. Czarne kanapy ustawione wzdłuż korytarzy, waniliowe i kawowe ściany, tworzyły idealny klimat, który jednocześnie był odpowiedni dla biura. Z zamyślenia wyrwał mnie głos recepcjonistki. Dzisiaj była nią Kate.
K: Witaj Michi! Co Ty tu robisz? Nie masz dzisiaj wolne?
J: Hej Kate.- cmoknęłam ją w policzek i oparłam się o ladę.- Mam wolne, ale ten wariat mnie tu przyciągnął. Znacie się?
K: Nathan, tak? Kojarzę cię z widzenia.
N: Tak, byłem tu już kilka razy.
K: Połowa personelu za tobą szaleje. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby tak młody chłopak był obiektem westchnień wszystkich zmian w naszej firmie.- wszyscy się zaśmialiśmy, ale kątem oka spostrzegłam, że chłopak wyraźnie się zarumienił. W tym samym momencie złapał mnie za rękę i delikatnie ją uścisnął nachylając twarz do mojego ucha.
N: Możemy już iść?
J: Musimy lecieć, zdzwonimy się Kate.- puściłam oczko do dziewczyny i biorąc chłopaka pod rękę ruszyliśmy w kierunku wind. Z jednej wysiadała właśnie Taylor Swift. Mimo częstej styczności ze sławami, zaniemówiłam. Nie przepadałam za nią zbytnio. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a jedna z moich koleżanek po fachu przedstawiła mnie gwieździe.
T: To ty jesteś tą słynną dziewczyną Harry'ego Styles'a, o której teraz tak głośno?- spytała nadal się uśmiechając, a w jej uśmiechu było coś złośliwego.
J: Tak, ale wolała bym, żebym była znana jako Michelle Carter, a nie "dziewczyna Harry'ego".- sprostowałam, a Taylor trochę się zagubiła.
T: Co tutaj robi tak młoda dziewczyna? Przyjechałaś na sesję?
J: Nie, ja tu pracuję. A teraz przepraszam, ale obowiązki wzywają.- chwyciłam Nathana za rękę i weszliśmy do windy.
T: Myślałam, że to Harry jest twoim chłopakiem.- rzuciłam jej tylko spojrzenie pełne pogardy i drzwi od windy się zamknęły.
N: Co to było?
J: Wredne stworzenie, które jest ładne i umie śpiewać.
N: Ale wredota zabija wszystko. Nie mógł bym z nią pracować. Nie mogę tego powiedzieć o tobie.
J: Właśnie. Wyjaśnisz mi po co tu przyszliśmy?
N: Tak w zasadzie, to okłamałaś Taylor.
J: Jak niby?
N: Czeka cię sesja zdjęciowa.- spojrzałam na chłopaka szeroko otwartymi oczami na co odpowiedział szerokim uśmiechem.
J: Przecież wiesz, że ja się wstydzę siedzieć przed obiektywem!
N: Trzeba przełamywać swoje bariery. Sama mi tak kiedyś powiedziałaś, pamiętasz?
J: Pamiętam.. Kto będzie mi robił te zdjęcia?
N: A kto jest twoim mentorem w fotografii?
J: Nie.. Nie wierzę.
N: To lepiej uwierz.
J: Żartujesz sobie ze mnie?
N: Nie. Danil Golovkin będzie ci robił zdjęcia. I na pewno wyjdą wspaniałe.
J: Chyba nie wyłączyłam piekarnika.
N: Oj przestań. No chodź!- drzwi od windy stały przede mną otworem a ja nie mogłam się ruszyć.Wizja sesji z moim guru była czymś niewyobrażalnym i zabierającym dech w piersiach. Przyjaciel ciągnął mnie za rękę i wepchnął mnie do jednego ze studiów. Moim oczom ukazał się mój mentor.
D: O hej Nathan! Co ty tu robisz?
N: Wpadłem po drodze z małą prośbą.- w tym momencie pociągnął mnie trochę mocniej i wypadłam przed niego. Poczułam jak robię się czerwona na twarzy.
D: Jak ma na imię ta urocza prośba?
N: Michelle. Michelle Carter.- Danil zamyślił się na chwilę uważnie mi się przyglądając.
D: Moment.. Czy ty przypadkiem tu nie pracujesz?- pokiwałam twierdząco głową i z trudem przełknęłam ślinę.- Też robisz zdjęcia. Widziałem cię kiedyś w akcji i twoje zdjęcia są naprawdę.. Doskonałe!- z wrażenia opadła mi szczęka. Nathan zaśmiał się wesoło i dwoma palcami zamknął mi buzię. Zamrugałam kilka razy nie mogąc uwierzyć w to, co własnie usłyszałam.
N: To jak Danil? Masz chwilę?
D: Dla takiej gwiazdy zawsze.- puścił do mnie oczko i w końcu udało mi się trochę rozluźnić. Odwzajemniłam uśmiech i puściłam rękę przyjaciela.
N: O! Ann! Stój!- chłopak ruszył pędem w kierunku jednej z wizażystek. Danil podszedł do mnie i wyciągnął dłoń.
D: Danil, bardzo mi miło.
J: Mnie również. Jest pan moim mentorem.
D: Nie mów do mnie pan, bo się staro czuję, błagam. Mów mi Danil.
J: W porządku.- uśmiechnęłam się tym razem szerzej i już po chwili zobaczyłam przyjaciela, który prowadził przed sobą młodą, ale doświadczoną pracownicę studia. Była trochę zdezorientowana, ale mimo to na jej twarzy gościł uśmiech. Przedstawiono nas sobie i zostałam oddana w jej ręce. Po kilku godzinach było już po wszystkim. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy się tak dobrze nie bawiłam stojąc po drugiej stronie aparatu. Zazwyczaj unikałam zdjęć i miałam ostatnimi czasy do tego uraz, ale teraz było to dla mnie po prostu zabawą. W momencie, w którym przeglądaliśmy zdjęcia rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Przeprosiłam wszystkich i odeszłam na bok.
J: Tak?
H: Hej Michi!
J: Hej Hazz! Co tam?
H: Co porabiasz?
J: Jestem w studio.
H: Komu robiłaś zdjęcia?- spytał z zaciekawieniem.
J: Nie uwierzysz.
H: No dawaj, zaskocz mnie.- zaśmiał się, a po moim cieple rozlało się ciepło.
J: Mnie.
H: No weź nie żartuj. Komu?
J: Mówię prawdę. Danil robił mi zdjęcia.
H: Ten Danil?- spytał z naciskiem na pierwsze słowo.
J: Tak. Niesamowite, co?- zaśmiałam się krótko.
H: Moje gratulacje! Spełniła pani właśnie swoje kolejne marzenie!- chłopak cieszył się razem ze mną, co sprawiało, że byłam jeszcze szczęśliwsza. Tęskniłam za tym wariatem.- Ma pani jeszcze jakieś marzenia, które można spełnić?
J: Niestety niemożliwe do wykonania na tą chwilę proszę pana.
H: Wszystko jest możliwe, proszę powiedzieć.
J: Marzę o tym by pana teraz przytulić.
H: Oh, faktycznie. Miała pani rację. Nie da się wykonać. Ale proszę udać się do najbliższego kina i znajdzie tam pani kartonową wersję mnie.
J: Idiota.- zaśmiałam się cicho i delikatny uśmiech wrócił na moją twarz.
H: Kocham cię Michelle.
J: Ja ciebie też Harry. Tęsknię za tobą.
H: Ja za tobą jeszcze bardziej, ale miejmy nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
J: Co u ciebie?
H: To co zwykle. Próby, nagrania i wywiady. To męczące, ale robię to, co kocham.
J: Wiem kochanie, wiem.
N: Michi! Chodź na chwilkę!
J: Harry, ja muszę kończyć.
H: No dobrze skarbie. Kocham cię, pamiętaj.
J: Pamiętam, trzymaj się.- rozłączyłam się i wzięłam głęboki oddech.
N: Michi, wszystko okej?- zza futryny wychylił się chłopak i spojrzał na mnie zatroskany.
J: Tak, tak.
N: Coś się stało?
J: Harry dzwonił, wszystko w porządku. Co tam chciałeś?- uśmiechnęłam się ciepło i ruszyłam wraz z chłopakiem do pozostałych.
D: Tak sobie pomyślałem.. Może chciała byś udzielić małego wywiadu?
J: Oooo nie.
D: Dlaczego?
J: Tak jakby mi tego zabroniono.
D: Chodzi o twojego chłopaka?
J: Tak.
D: A gdyby wywiad nie był związany z twoim związkiem? Istnieje taka możliwość?
J: Jeśli w wywiadzie nie padnie pytanie w tej kwestii to nie ma żadnych przeszkód. Ale proszę się zastanowić. Nie jestem zbyt ciekawą osobą.- uśmiechnęłam się krzywo i chwyciłam swoją torebkę.- Nathan, możemy już iść?
N: Jasne, ale wracamy rowerami, nie chcesz się przebrać?
J: Nie mam w co.
A: Poczekaj chwilkę, zaraz Ci coś przyniosę.- uśmiechnęłam się do dziewczyny z wdzięcznością i już po chwili zobaczyłam w jej dłoniach gotowy zestaw. Kremowy sweter i szorty całkiem w moim stylu, a do tego kremowe trampki przed kostkę. Poszłam się przebrać i zorientowałam się, że nie mam w co włożyć ubrań i z torebką ciężko będzie mi się poruszać na rowerze.
J: Ann, masz jakiś plecak? taki, do którego zmieszczą się moje rzeczy.
A: Jasne, proszę bardzo.- podała mi plecak, za co podziękowałam jej uśmiechem. Pożegnaliśmy się z Danilem i Anną, wyszliśmy z budynku i podeszliśmy do rowerów. Dla mnie był błękitny, a dla Nate'a beżowy. Postanowiliśmy, że pojedziemy do mnie, bo nie chciałam psuć sobie humoru narzekaniem Josh'a i jego warczeniem gdy o coś spytam. Gdy podjechaliśmy pod dom bardzo się zaniepokoiłam, bo na podjeździe stał obcy samochód, a brama była otwarta. Usłyszałam, że ktoś zamyka drzwi na taras. Poprosiłam Nathana, żeby odstawił cicho rowery i poszedł za mną. Szłam szybko, ale cicho. Przed samym rogiem usłyszałam kichnięcie. Tylko jedna osoba tak kicha. Wychyliłam się odganiając od siebie strach i niepokój.
J: Harry?- chłopak odwrócił się w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. Biegiem ruszyłam w jego kierunku i rzuciłam mu się w ramiona. Loczek uniósł mnie do góry i okręcił się kilka razy wokół własnej osi. Znowu poczułam jego zapach i silne ramiona, w których czułam się bezpiecznie. Kiedy moje nogi dotknęły ziemi spojrzałam mu prosto w oczy. Ta głęboka zieleń i iskierki szczęścia nadawały mu takiego uroku, którego nie da się opisać słowami. Dołeczki w policzkach i malinowe usta dodawały mu słodyczy, a loki na głowie odzwierciedlały jego charakter. Pocałowałam go krótko, ale z uczuciem i jeszcze raz na niego spojrzałam.
J: Skąd ty się tu wziąłeś?
H: Przyjechałem do ciebie.
J: Wiesz jak mnie nastraszyłeś?
H: Samochodem? Wiem, przepraszam. Nie chciałem.
J: Dlaczego nie powiedziałeś, że przyjechałeś? Postarała bym się być wcześniej.
H: Oj nie ważne. Ślicznie wyglądasz.
J: Dziękuję, ty też całkiem dobrze prezentujesz.- dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Zaśmiałam się pod nosem kiedy zauważyłam, że mamy na sobie praktycznie identyczne swetry.
H: Zabieram cię na randkę, bo jutro muszę wracać do pracy. Idź się przebierz. Tylko szybko.
J: Przed chwilą mi mówiłeś, że ładnie wyglądam.
H: Bo tak jest, ale do restauracji w swetrze nie pójdziesz.
J: A ty?
H: Ja też się przebiorę.
J: No dobrze. Idę, ale daj mi trochę więcej czasu. Muszę wziąć prysznic, po przejażdżce rowerem. Za pół godziny będę gotowa, okej?
H: Okej, leć skarbie.- cmoknęłam chłopaka przelotnie i ruszyłam prawie biegiem do łazienki.

*Nathan*

Stałem za rogiem budynku nie chcąc przerywać zakochanym ich czułości.
H: Możesz już wyjść z ukrycia.- zaśmiał się przyjaźnie, kiedy wychyliłem głowę.
J: Skąd..
H: Zauważyłem cię, kiedy wziąłem Michi na ręce.
J: Nie chciałem wam przeszkadzać.
H: Dzięki. Co tam słychać?
J: Całkiem w porządku. A u ciebie?
H: Też okej.
J: Leć się przebrać, później porozmawiamy.
H: Wyganiasz mnie?
J: Nie! Nie, nie, nie, skąd. Chodziło mi o to, że będziesz miał więcej czasu wtedy i nie będziesz musiał się spieszyć.
H: Dobra, spokojnie.- zaśmiał się, a ja wraz z nim. Nie da się ukryć- mnie też go brakowało. Zaprzyjaźniliśmy się przez ostatni czas. Weszliśmy do domu i chłopak poszedł do swojego pokoju, a ja ruszyłem do Michi, żeby się pożegnać. Zapukałem, ale nikt nie odpowiedział, a drzwi były otwarte. Wszedłem i usiadłem na łóżku, na którym leżały już naszykowane ubrania. Dało się usłyszeć, że Michi właśnie zakręciła wodę. Po kilku minutach drzwi od łazienki otworzyły się na oścież i moim oczom ukazała się dziewczyna w samej bieliźnie.
J: Um.. Przepraszam.. Ja może wyjdę..
Mi: Nate, spokojnie. Przecież nie jestem goła. Jak mnie widzisz w stroju kąpielowym też tak panikujesz?
J: No nie.
Mi: To wyluzuj.- zaśmiała się dźwięcznie i uwolniła włosy od gumki. Delikatne fale opadły na jej ramiona, a lekko zaróżowione policzki dodawały jej uroku. Uśmiechnąłem się na ten widok. Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.
Mi: Nate, siedzisz na moich spodniach.
J: Oj, sorki.
Mi: Nic się nie stało.- puściła do mnie oczko i już chciała zakładać spodnie ale spojrzała na mnie pytająco.- Coś się stało?
J: Nie.. A własnie! Bo ja przyszedłem się pożegnać.
Mi: Idziesz już?
J: A po co mam zostawać, skoro idziecie na randkę? Nie będę wam w domu przesiadywał przecież.
Mi: I dokąd pójdziesz?
J: Do domu.
Mi: Nathan..- kucnęła przede mną i chwyciła mnie za dłonie. Musiałem się hamować, żeby nie patrzeć się jej w dekolt.- Dobrze wiem, że sypiasz w studio..
J: Skąd..- chciałem zadać pytanie, ale nie dane mi było dokończyć.
Mi: Ann mi powiedziała. Ta dziewczyna się o Ciebie martwi. Masz dopiero 16 lat, Nathan, błagam.
J: Przecież nic mi nie jest.
Mi: Jasne, a gdzie się podziało twoje 5 kilo mięśni, które niegdyś miałeś? Jedziesz ostatnimi czasy na durnych pustych przekąskach, które ci szkodzą. Kiedy ostatnio jadłeś normalny obiad?- nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Miałem łzy w oczach. Michelle znała mnie jak ktokolwiek inny. Lepiej niż moja własna siostra.- Wiem, że Lou przesyła ci pieniądze, ale wiem też, że zamiast pieniędzy od studio dostałeś pokój, w którym śpisz. Nie chciałam na ciebie naciskać, ale widzę, że nie mam innego wyjścia. Jutro pojedziemy do domu i studio po wszystkie twoje rzeczy i od jutra mieszkasz u mnie. Jasne?
J: Jak słońce.
Mi: Cieszę się, że ten jeden raz się nie upierasz przy swoim. A teraz głęboki oddech, mocny uścisk i głowa do góry. Zielony pokój jest wolny i wysprzątany, tam możesz spać.- wziąłem głęboki oddech, podniosłem się na równe nogi i pomogłem wstać Michi. Mocno przytuliłem jej ciepłe ciało do swojego i pocałowałem ją w czoło.
J: Pomóc ci w czymś?
Mi: Dzięki skarbie, dam sobie radę. Idź lepiej zrób sobie coś ciepłego do jedzenia.- kiwnąłem głową i delikatnie się uśmiechnąłem, a wychodząc z pokoju minąłem się z Harrym. Chłopak żartobliwie pogroził mi palcem i cicho się zaśmiał. Poszedłem do kuchni i w piekarniku znalazłem wczorajszą lazanię. Pachniała wspaniale i dobrze wyglądała, więc nie musiałem się wysilać w sprawie obiadu.

*Harry*

To jak tęskniłem za swoją dziewczyną było czyś nie do pojęcia, a nie widzieliśmy się zaledwie tydzień. Nie widziała jak wszedłem do jej pokoju i kiedy przytuliłem ją od tyłu lekko podskoczyła.
Mi: Hazz, chcesz żebym miała zawał?- klepnęła mnie delikatnie w ramię.- Nie śmiej się tylko mnie puść. Chcę się ubrać.
J: No już, już. Bez nerwów kochanie.
Mi: Może być?- pokazała palcem na ubrania leżące na łóżku.
J: Jak najbardziej. W dodatku pasujesz do mojej koszuli.- zaśmiałem się, bo miałem na sobie blado różową koszulę, czarne spodnie i czarną marynarkę. Michi też się zaśmiała i zapięła guzik od spodni.
J: Lubię jak nosisz takie biustonosze.
Mi: Słucham?!- spojrzała na mnie zdezorientowana.
J: No takie bez ramiączek.
Mi: Dlaczego?
J: Podobasz mi się w takich po prostu.
Mi: A jak mam ramiączka, to już ci się nie podobam?- oparła dłonie o biodra i spojrzała na mnie dając mi znać, żebym przemyślał to, co powiem.
J: Zawsze mi się podobasz. Nawet wtedy, kiedy wyglądasz jak wywłoka.- wysłałem jej buziaka w powietrzu i cudem uniknąłem poduszki lecącej wprost na moją twarz. Spojrzałem na dziewczynę nie kryjąc zdziwienia i po sekundzie oboje zaczęliśmy się głośno śmiać.
J: Dobra, ubieraj się.- cmoknąłem ją w policzek i poszedłem do kuchni, żeby napić się wody. Spotkałem tam Nathana, który zajadał się lazanią.
J: Smacznego.- chłopak tylko kiwnął głową i wziął kolejny spory kęs do buzi. Wyglądał jakby nie jadł nic od tygodnia.- Nate, nie śpiesz się tak. Będziesz miał czkawkę i brzuch cię rozboli, chłopie. Powolutku.- chłopak uśmiechnął się zawstydzony i zaczął wolniej przeżuwać.- Kiedy następna sesja?
N: Pojutrze.- powiedział z pełną buzią.
J: Dla kogo tym razem?
N: Szczerze?- przełknął lazanię i kontynuował.- Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że jakieś ciuchy, ale dla kogo to mi nawet nie powiedzieli.
J: No okej. Lubisz to?
N: Modeling?
J: Tak.
N: To moja praca. Bez niej wylądował bym na ulicy.
J: Wiem, rozumiem, ale lubisz to, co robisz?- chłopak zamyślił się na dłuższą chwilę.
N: Tak. Jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby ktoś był dla mnie jakoś bardzo surowy, albo chamski. Wystarczy, że dobrze wyglądam i stanę przed obiektywem. Znaczy, wiesz, nie chodzi o to, że płacą mi za to, że stoję i ładnie wyglądam, ale o tą atmosferę. Poznaję nowych ludzi, każdy jest dla każdego miły i nawet jeśli nie możemy się dogadać od razu załatwia się wszystko na spokojnie. Często dostosowują się do mojego planu dnia, więc nie muszę opuszczać szkoły, mam wolne weekendy i czas na naukę do egzaminów. Gdybym chciał pracować w kawiarni musiał bym się dostosować do pracodawcy.- w tym momencie do kuchni weszła gotowa do wyjścia Michelle.
Mi: Gotowy?- spytała mnie i uśmiechnęła się delikatnie.
J: Jak nigdy. Dokończymy kiedy indziej. Trzymaj się Nate.- puściłem oczko do przyjaciela i przybiliśmy tak zwanego żółwika.
Mi: Zielony pokój jest twój, pamiętasz?
N: Tak, pamiętam. Dziękuję.- uśmiechnął się i pomachał nam dłonią na do widzenia. Michi ruszyła przodem i już po chwili siedzieliśmy w moim aucie będąc w drodze do restauracji.
Mi: Dokąd dokładnie jedziemy?
J: Niespodzianka.
Mi: Dużo ich jeszcze dzisiaj będzie?
J: A ile ich już było?
Mi: No.. Z dwie..
J: Kurde, a myślałem, że będę pierwszy.
Mi: Nathan cię wyprzedził.
J: Szkoda.- resztę drogi spędziliśmy w dziwnej, trochę krępującej ciszy. Czułem, jak Michi od czasu do czasu mi się przygląda, ale nic nie powiedziałem. Wyglądała tak, jakby coś ją dręczyło, jednak nie chciałem naciskać. Dotarliśmy na miejsce i szczerze powiedziawszy byłem zaskoczony ilością samochodów na parkingu. Spodziewałem się, że będzie ich zdecydowanie więcej, bo to dosyć dobra knajpka. Wysiadłem z samochodu i otworzyłam drzwi dziewczynie. Pomogłem jej wysiąść i złapałem ją za rękę.
J: Wszystko okej?- spojrzałem jej w oczy, w których było widać pewną niezgodność.
Mi: Tak. Idziemy? Jestem trochę głodna.- uśmiechnęła się blado i pewnym krokiem ruszyła w kierunku wejścia. Otworzyłem przed nią drzwi i usłyszałem dźwięk fleszy. Zakląłem pod nosem, ale nic nie powiedziałem.
Mi: Harry..- w jej głosie było coś niepokojącego.
J: Tak?- spojrzałem na nią.
Mi: Czy to jest..?- wskazała dyskretnie palcem na kobietę siedzącą na scenie. Przyjrzałem jej się przez krótką chwilę i już wiedziałem, o co chodzi Michelle. W restauracji odbywał się koncert Adele. Uśmiechnąłem się do dziewczyny i widząc iskierki w jej oczach modliłem się w myśli, żeby rezerwacja była aktualna.
Kelnerka: O mój boże..- powiedziała tak, jakby miała zaraz zemdleć, a minę miała taką jakby ducha zobaczyła.
Mi: Wszystko w porządku?- spytała zaniepokojona, a kelnerka od razu się otrząsnęła i wzięła głęboki oddech.
K: Tak, tak. W czym mogę pomóc?
J: Mieliśmy rezerwację na dzisiejszy wieczór, na godzinę szóstą, na nazwisko..
K: Styles, oczywiście.- dokończyła za mnie i zatopiła wzrok w karcie rezerwacji.- Zgadza się. Stolik dla dwojga z dala od ciekawskich gapiów. Proszę za mną.- uśmiechnęła się i biorąc pod pachę dwa menu ruszyła w głąb sali. Mijaliśmy kolejne pary i grupy, aż w końcu dotarliśmy do stolika, który był usytuowany niżej niż reszta. Odsunąłem krzesło dla Michi i sam usiadłem na przeciwko. Kelnerka podała nam karty i z uśmiechem oddaliła się na kilka metrów. W ciszy czytaliśmy karty, wsłuchując się w głos piosenkarki. Widziałem jak Michi nuci pod nosem słowa piosenki i uśmiechnąłem się na ten widok. Adele była jej królową, a Ed Sheeran był królem. Oddała by wszystko, żeby znaleźć się na ich koncertach i teraz przypadkiem udało mi się spełnić jej marzenie.
J: Wybrałaś już?- spytałem po kilku minutach.
Mi: Tak, a ty?
J: Też. Co bierzesz?
Mi: Piątkę i wodę mineralną.
J: Nie chcesz wina?
Mi: Nie, dziękuję. A ty, co bierzesz?
J: Też piątkę.. Jakiś deser?
Mi: Szarlotkę na zimno i herbatę.
J: Okej. To zamawiamy?- dziewczyna kiwnęła głową z bladym uśmiechem, a ja zawołałem kelnerkę. Kiedy zostaliśmy sami spojrzałem na Michi. Była zamyślona i jakby nieobecna.
J: Michi..- nawet nie zareagowała.- Michelle- powiedziałem trochę głośniej i dziewczyna przerzuciła na mnie swój wzrok.- Co się dzieje? Jesteś jakaś nieobecna. Martwię się o ciebie.
Mi: Wszystko w porządku.
J: Nie oszukasz mnie, wiesz przecież. Za długo cię znam.
Mi: To nie istotne.
J: Owszem, istotne.. Chodzi o Josha, prawda?- blondynka kiwnęła nieznacznie głową i z powrotem skierowała spojrzenie  na świecę stojącą na stole.- Pogorszyło mu się?
Mi: Nie, nie o to chodzi..
J: A o co?
Mi: O to, że on mnie do siebie nie dopuszcza.. Odtrąca mnie jako przyjaciółkę, a to strasznie boli.
J: Co dokładnie masz na myśli?
Mi: Dzisiaj na przykład spytałam po prostu, co chce do picia, a on zaczął na mnie warczeć. Wiem, że jest mu ciężko w nowej sytuacji, ale dlaczego wyżywa się na mnie? Kiedy Martin chce mu pomóc, nie ma nic przeciwko, a kiedy ja pytam czy czegoś nie potrzebuje od razu się wkurza i ma do mnie pretensje. I nie mów mi, że muszę go zrozumieć, bo tego nie zrobię. Tego się nie da zrozumieć. Mam w dupie jego pieprzony honor. Jestem jego przyjaciółką, powinien kurwa zaakceptować poją pomoc i być mi wdzięczny, a nie się kurwa wkurzać za każdym razem kiedy coś dla niego robię.- wzięła głęboki oddech i spojrzała na scenę. Miała szklanki w oczach i widać było, że naprawdę rani ją zachowanie przyjaciela. Nie mogłem patrzeć na to jak cierpi.
J: Skarbie, nie myśl teraz o tym, proszę.- chwyciłem ją za dłoń i delikatnie uścisnąłem.- Cieszmy się teraz tym, że jesteśmy tutaj razem, na koncercie Adele, z dala od problemów..
Mi: Dlaczego właściwie przyjechałeś?- to pytanie zbiło mnie z tropu.
J: Michelle, teraz ty będziesz się wyżywała na mnie?- puściłem jej dłoń i oparłem się o krzesło.
Mi: Nie, po prostu zadałam pytanie. Dlaczego od razu stwierdziłeś, że będę się wyżywać?- zdenerwowanie w niej rosło.
J: Przepraszam..- między nami zapadła głucha cisza trwająca kilka minut.

*Josh*

J: Martin!- zawołałem przyjaciela, który był na dole. Przyszedł do mojego pokoju po niecałej minucie i spojrzał na mnie z troską.
Ma: No co tam? Przynieść ci coś?
J: Nie, dzięki.
Ma: Ale..?- spytał przeciągając samogłoskę.
J: Michi tu przyjdzie?
Ma: Wątpię.
J: Mógłbyś do niej napisać?
Ma: Już pisałem.. Harry przyjechał i pojechali na kolację.- spuściłem głowę i wpatrywałem się teraz w swoje palce. Już od ponad godziny siedziałem w tej samej pozycji na łóżku.- Stary, wiem, że ci zależy na mojej siostrze. Uwierz mi, ona cię kocha, ale postaw się na jej miejscu.
J: Tak, wiem! Jestem śmiertelnie chory, nic dziwnego, że wybrała jego! Nie musisz mi tego wypominać.
Ma: Zamknij się !- wrzasnął na mnie, a nigdy tego nie robił i trzasnął drzwiami. Spojrzałem na niego zdziwiony i aż zamarłem. Był wściekły jak nigdy wcześniej. Po raz pierwszy się go bałem.
Ma: Nie masz prawa nawet tak myśleć o Michi! Nie zapominaj, że to twoja najlepsza przyjaciółka kretynie! Nie pamiętasz ile razy już ci ratowała tyłek?! Pomyśl kurwa trochę! Wiesz ile nocy przepłakała przez to, że z wami koniec?! Wiesz ile razy biegłem do niej w nocy, bo krzyczała przez sen?! Czy zdajesz sobie sprawę z tego jak jej było ciężko?! Nie masz zielonego pojęcia! Wiesz jak ją zabolało to, że dowiedziała się jako ostatnia o twojej chorobie?! Okłamywałeś osobę, która powinna dowiedzieć się o wszystkim jako pierwsza! Zamiast powiedzieć prawdę, wolałeś udawać, że wszystko jest okej! Gdybyś jej powiedział od razu wszystko potoczyło by się inaczej! Jesteś samolubnym kretynem i nikim więcej Josh! Dzisiaj też już przesadziłeś! Następnym razem zastanów się kurwa nie dwa, nie trzy ale dziesięć razy zanim coś powiesz!- złapał za klamkę i otworzył drzwi z rozmachem.
J: Martin..
Ma: Nie kurwa! Nie ma żadnego Martina! Teraz radź sobie sam!- otarł ręką policzek po którym spływały łzy i trzasnął drzwiami. Poczułem jak moje policzki płoną a ścieżki wytyczane na nich przez łzy piekielnie szczypały. Położyłem się na brzuchu, schowałem twarz w poduszki i z mojego gardła wydobył się niemiłosierny szloch. Martin zachował się w stosunku do mnie dokładnie tak samo, jak ja zachowywałem się przez ostatni tydzień w stosunku do Michelle. Było mi wstyd za samego siebie. Zachowywałem się jak ostatni kretyn i dopiero teraz sobie to uświadomiłem. Spieprzyłem wszystko..

*Michelle*

J: Odpowiesz mi w końcu?- spytałam po dziesięciu minutach ciszy.
H: Stęskniłem się.- powiedział ze skruchą.
J: A inni nie? Dlaczego w takim razie Liam nie przyjechał do Danielle?
H: Będziesz tak drążyła?
J: Tak. Będę drążyła, póki nie powiesz mi prawdy.
H: Kazali mi. Okej? Po prostu kazali mi przyjechać. To chciałaś usłyszeć?
J: Jeśli to prawda, to tak.- powiedziałam, po mimo tego, że zabolało. Zobaczyłam idącą w naszym kierunku kelnerkę. Uśmiechnęłam się i podziękowałam za przyniesione danie, a Harry zrobił to samo. Zabraliśmy się za jedzenie i już nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Kiedy czekaliśmy na deser z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej idolki. Spojrzałam na Adele, która patrzyła prosto w moje oczy.
A: Na widowni widzę dwójkę naprawdę zdolnych, młodych ludzi i tak sobie myślę, że chyba fajnie było by, gdyby dla nas zaśpiewali. Michelle i Harry. Mam nadzieję, że jesteście już najedzeni i nie będzie wam burczało w brzuchach podczas występu.- razem z Harrym w jednym momencie pokręciliśmy głowami przecząco, gestem ręki dając znać, żeby piosenkarka kontynuowała. W tym momencie kilku fotografów wypatrzyło nas w tłumie i zaczęli robić zdjęcia.
A: No kochani, nie dajcie się prosić.- powiedziała i zaśmiała się wesoło.
H: Dobra, chodź. I tak już nas widzieli. Jak znam życie, to było zaplanowane.- mówił cały czas się uśmiechając i podając mi rękę. Weszliśmy na scenę i na sali rozległy się oklaski. Ukłoniliśmy się delikatnie i przywitaliśmy z moją mentorką.
A: Adele, miło mi poznać.- powiedziała stanowczo ściskając moją dłoń.
J: Michelle, to dla mnie zaszczyt.
H: Harry, miło mi.
A: Co zaśpiewacie?
J: Dzisiaj tylko Harry będzie śpiewał, ja mam problemy z gardłem.
H: Ale chórki pociągniesz bez problemów.- w tym momencie miałam ochotę go rozszarpać na strzępy jednak na mojej twarzy nadal widniał uśmiech.
J: Postaram się.
A: To co zagracie?
J: Naszą piosenkę. Nikt jej dotąd nie słyszał, ale mamy nadzieję, że się spodoba.
A: Jakieś instrumenty są wam potrzebne?
J: Tylko fortepian, ale widzę, że jest gotowe, więc dziękujemy.
A: Moi mili.- zaczęła mówić do mikrofonu- Przed wami Michelle Carter i Harry Styles.- na sali ponownie rozległy się oklaski. Harry usiadł na wysokim stołku, który stał na środku sceny i chwycił w dłoń mikrofon, a ja zasiadłam przy fortepianie i ustawiłam mikrofon odpowiednio do siebie. Zagrałam kilka akordów i spojrzałam na chłopaka. Kiwnął porozumiewawczo głową, dając mi znak, że mogę zaczynać. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam grać.

(KLIK)

Now you were standing there right in front of me
I hold on, it's getting harder to breath
All of a sudden these lights are blinding me
I never noticed how bright they would be 

I saw in the corner there is a photograph
No doubt in my mind it's a picture of you
It lies there alone on its bed of broken glass
This bed was never made for two

I'll keep my eyes wide open
I'll keep my arms wide open

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

I promise one day that I'll bring you back a star
I caught one and it burned a hole in my hand oh
Seems like these days I watch you from afar
Just trying to make you understand
I'll keep my eyes wide open yeah

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone
Don't let me
Don't let me go

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of sleeping alone


Gromkie brawa nastąpiły po chwili zupełnej ciszy, która miała miejsce przez cały nasz występ. Wstałam i podeszłam do Harry'ego, który złapał mnie za rękę i delikatnie ją ściskając ukłonił się razem ze mną. Nadal jednak byłam na niego zła. Doskonale wiedział, że nienawidzę kiedy ktoś mnie okłamuje. 
Adele nam podziękowała, zamieniła z nami jeszcze kilka słów i wróciliśmy do swojego stolika, na którym czekał już deser. W chwili, w której zapłaciliśmy za rachunek, koncert dobiegł końca, więc opuściliśmy lokal. Zanim wsiedliśmy do auta zrobiona nam mnóstwo zdjęć, ale jakoś żadne z nas nie miało już dłużej siły udawać, że świetnie się bawimy. Wyjęłam z torebki telefon i wybrałam numer Martina.
Ma: Tak?- powiedział zachrypniętym głosem.
J: Coś się stało?- spytałam zaniepokojona na co mój brat odchrząknął.
Ma: Nie, wszystko okej. Co tam?
J: My już wracamy, więc podjadę do was po kluczyki od brami, bo Nate już pewnie śpi.
Ma: Em.. Nie śpi. I nie musicie jechać do Josha.
J: Jak to?
Ma: Jestem w domu. Jak będziecie na rogu, to daj mi sygnał.- w tym momencie się rozłączył chcąc uniknąć moich dalszych pytań. Cisnęłam telefonem w torebkę i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. Wkurza mnie to jak traktują mnie najbliżsi mojemu sercu faceci. Uwzięli się na mnie czy jak? 
H: Coś się stało?
J: Nie. Jedź prosto do domu.- chłopak nawet na mnie nie spojrzał, chociaż kątem oka dostrzegłam jak kiwnął głową. W ciągu kilku minut znaleźliśmy się już w garażu i od razu wysiadłam z auta. Przeszłam przez kuchnię do przedpokoju, tam zdjęłam buty, które włożyłam do garderoby i weszłam do salonu, gdzie świeciło się światło. To, co zobaczyłam totalnie mnie zaskoczyło.



_________________________________________________________

Kochani wybaczcie (chociaż to, co robię jest niewybaczalne). Uwierzcie mi, że gdybym tylko miała czas, rozdziały pojawiały by się zapewne o wiele wiele częściej, ale niestety jest jak jest. Szkoła daje w kość i nie wyrabiam z nauką, więc sami rozumiecie. 

Wracam do was po dłuuugiej przerwie z nowym rozdziałem. Tradycyjnie mi się on nie podoba, ale ostateczną ocenę pozostawiam wam. 

Następny rozdział pojawi się nie mam zielonego pojęcia kiedy, ale to, ile komentarzy pozostawicie pod tą notką również zadecyduje o następnej. Czekam na sugestie z waszej strony, ponieważ kończą mi się pomysły, a głupio byłoby mi to teraz zakończyć.

Chcę zobaczyć minimum 10 komentarzy ; )

Jeszcze raz przepraszam i proszę o wybaczenie. 

Pozdrawiam 
Ola : )