23 lipca 2013

Rozdział 19- Jeśli myśli, że jestem na tyle głupia, że się na to złapię, to niech się tak stanie.

*Michelle*

Obudził mnie huk. Znowu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam leżącego na ziemi Nialla. Płakał. Szybko wstałam i do niego podeszłam.
J: Niall. Co się stało? Gdzie chcesz iść?- spytałam zaspana pomagając mu usiąść.
N: J-ja... Michelle... Ja nie wytrzymam... Ja już nie dam rady w tym zespole... Wszyscy mnie nienawidzą... Nikt mnie nie lubi... Cały czas mówią tylko o innych... Czuję się niepotrzebny... Nie zasługuję na to, żeby być w tym zespole... Chłopcy stracą fanów przeze mnie...- wypłakiwał mi się w ramię.
J: Dlatego chciałeś się zabić?- spytałam łamiącym się głosem. Chłopak pokiwał głową i mocno się we mnie wtulił.
J: Musisz być silny Niall... Nie możesz pokazać swojej słabości... Jest na świecie wiele dziewczyn, a nawet chłopaków, którzy cię kochają. Nie możesz ich zostawić tylko dlatego, że jakaś durna, nic nie warta grupa ludzi, mówi o tobie niestworzone rzeczy. Ja wiem, że dasz radę. Chłopcy będą cię wspierać. Jestem tego pewna. Do mnie też możesz zadzwonić w każdej chwili. Możesz tu przyjeżdżać, kiedy tylko tego będziesz potrzebował. Drzwi od mojego domu są dla ciebie zawsze szeroko otwarte... Błagam cię... Nie rób tego więcej...- powiedziałam i po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Chwyciłam jego twarz w dłonie i zmusiłam go, do spojrzenia mi prosto w oczy.
J: Rozumiesz? Nie rób niczego takiego. Nigdy. Obiecaj mi to.- powiedziałam pociągając nosem.
N: Obiecuję...- powiedział i po jego policzku spłynęła łza. Starłam ją kciukiem i pocałowałam chłopaka w czoło. Spojrzałam na niego i chciałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi z tego jakiś grymas. Naszych uszu doszło głośne burczenie, dobiegające z brzucha blondyna. Tym razem udało mi się nawet zaśmiać.
J: Dasz radę wstać?- spytałam chłopaka.
N: Raczej tak.- pomogłam mu się podnieść i wspólnymi siłami doszliśmy do kuchni. Irlandczyk usiadł na krześle, a ja zabrałam się do robienia czegoś, co chłopak mógłby zjeść. W ostateczności zdecydowałam się na tosty z masłem. To nie powinno mu zaszkodzić, po tym jak wyrzygał wszystko co zjadł i wypił w przeciągu ostatniej doby.
J: Smacznego.- Powiedziałam kładąc talerz przed nim.- Chcesz herbaty?
N: Poproszę.- uśmiechnęłam się do niego i przyszykowałam napój. Kiedy postawiłam przed nim kubek, kończył jeść już drugą kanapkę. Złapałam za swojego tosta i wzięłam sporego gryza. Dopiero teraz sobie uświadomiłam jaka głodna byłam. Zmęczenie nie dawało mi spokoju i czułam, że jeśli zaraz się nie położę, zasnę na stojąco.
N: Michi... Nie opiekuj się już mną.- z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
J: C-co?- powiedziałam zdezorientowana.
N: Idź spać. Okropnie wyglądasz... Ja już sobie dam radę sam. Też idę spać. Chyba jakaś część tego świństwa zadziałała.
J: Co to właściwie było? Te tabletki.
N: Środki nasenne i przeciwbólowe...- spuścił głowę i zatopił spojrzenie w herbacie.
J: Skąd je miałeś?
N: Z apteki.
J: Dostałeś środki nasenne bez recepty?- chłopak pokiwał głową.
J: Czemu to do mnie zadzwoniłeś?
N: Nie wiem. Coś mi podpowiadało, że to akurat ty jesteś najbardziej odpowiednią osobą. Miałem nadzieję, że nie będziesz spała.
J: Od dzisiaj śpisz u mnie.- podsumowałam i ruszyłam do swojego pokoju. Słyszałam, jak chłopak szurając nogami idzie za mną. Wiem, że jestem w tym momencie okrutna, ale nie pomogę mu. Zrobił coś okropnego i niech teraz poniesie tego konsekwencje. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że jestem dla niego za dobra. Co ja pierdole. Jest mi go strasznie szkoda. Wiem, jak on się czuje. Sama przechodziłam coś podobnego. Ja też chciałam się kiedyś zabić... Tak wiem... Byłam głupia, ale już na prawdę nie dawałam rady... Ale wtedy pomogli mi przyjaciele. Zauważyli, że coś jest nie tak. Jestem im za to ogromnie wdzięczna. Josh wtedy był cały czas przy mnie. Własnie! Josh! Zatrzymałam się gwałtownie i chwyciłam za kieszeń. Nie miałam przy sobie telefonu. Odwróciłam się do Nialla, ale jego telefon przecież został w domu.
J: Niall. Ja. Ja zaraz przyjdę. Idź do mnie, ok?
N: Ok.- szybkim krokiem ruszyłam do salonu. Zbiegając po schodach zauważyłam stojącego w przedpokoju Josha. Była zajęty rozmową z Martinem i nawet mnie nie usłyszeli. Fakt. Już odruchowo cicho biegam po schodach.
J: Jo!- krzyknęłam i na niego wskoczyłam. Chłopak mocno mnie objął i zakręcił się wokół własnej osi. Kiedy mnie odstawił mocno wpiłam się w jego wargi. Tak bardzo mi tego brakowało. To zaledwie trzy dni, a tak za nim tęskniłam. Kiedy się od niego oderwałam zobaczyłam, że jest przygaszony.
J: C-co jest?- spytałam nie wiedząc o co chodzi. Spojrzałam na Martina i z powrotem na mojego chłopaka.
J: Coś z Lucy?- spytałam i czułam w gardle narastającą gulę. Chłopak pokręcił przecząco głową.- TO o co chodzi? Josh, błagam. Powiedz mi.
Jo: Tęskniłem za tobą.- powiedział i mnie przytulił. Dobra jeśli myśli, że jestem na tyle głupia, że się na to złapię to niech tak się stanie. Odwzajemniłam uścisk.
J: Ja też. I to strasznie. Ale to, że mnie widzisz to chyba nie powód do smutku, co?- spojrzał na mnie zdziwiony i Martin też tak na mnie patrzył. Uśmiechnęłam się do nich szeroko.
J: Przepraszam skarbie, ale nie pogadamy, bo idę spać. Nie śpię już od doby, więc chyba rozumiesz. Pa.- cmoknęłam go w usta i ruszyłam schodami na górę. Słyszałam tylko jak Martin mówi do Jo coś o tym, że nie jestem głupia. Olałam to i wkurzona weszłam do pokoju. Głośno trzasnęłam drzwiami i walnęłam w nie pięścią. Jakoś musiałam wyładować złość. Teraz ogarnął mnie smutek. Spojrzałam na Nialla siedzącego na łóżku i próbując powstrzymać napływające do oczu łzy delikatnie się do niego uśmiechnęłam.
N: Nie wiem co się stało, ale chodź do mnie.- powiedział rozkładając ręce. Spojrzałam na niego niepewnie trochę się wahając.- No chodź. Horan-Hug zawsze pomaga.- powiedział delikatnie się uśmiechając. Podeszłam do niego i przytuliłam się mocno. W pewnym momencie po prostu się położyliśmy i podsunęliśmy wyżej. Zaczęłam płakać jak mała dziewczynka.
J: Ja już nie wiem co mam zrobić. Czy on nie rozumie, że mnie też nie jest łatwo? Kocham go do kurwy nędzy i jednocześnie muszę udawać dziewczynę innego chłopaka, który na domiar złego jest moim kuzynem. Czy on tego kurwa nie rozumie, że mnie jest dwa razy trudniej? Nawet jeśli jestem wściekła na Hazze, muszę udawać kurewsko szczęśliwą. Kto wie, czy moja nauka teraz przez to nie ucierpi. On nawet nie ogląda tych zasranych zdjęć. Ja rozumiem, że jego to boli, ale kurwa mać. To nie on się musi całować z kimś innym. Ja się czuję jak jakaś tania dziwka, która została wynajęta na dłużej niż jedną noc. Ja już mam tego dosyć. Czy on myśli, że ja jestem tak głupia, że nie zauważę, że coś jest nie tak? On myśli, że co? Że powie, że za mną tęsknił i dlatego jest przybity i ja mu uwierzę? Dobrze. Będę zgrywała głupią, tępą blondynkę, którą obchodzi tylko jej wygląd. Tylko niech później się nie zdziwi.- mówiłam cały czas szlochając. Blondyn mocno mnie do siebie przytulał i nie obchodziło go to, że całą koszulkę ma już mokrą.
N: Spokojnie Michi... Spokojnie... Jeśli kocha, to zrozumie... Kto wie, czy on tu własnie nie idzie? Może chce cię przeprosić?
J: Mam w dupie jego przeprosiny! Wiesz jak ja się teraz czuję? Jak szmata! I to taka zużyta! Szmata, która już nawet nie nadaje się do umycia zarzyganej podłogi!- wydarłam się na niego podnosząc się do pozycji siedzącej. Schowałam twarz w dłonie i ryczałam coraz bardziej. Chłopak ponownie mnie przytulił.
J: Przepraszam. Nie powinnam na ciebie krzyczeć.- mówiłam dławiąc się łzami. Wtulałam się w Nialla tak mocno, że przestraszyłam się, że zaraz mu połamię kości. Rozluźniłam nieco uścisk. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi i wszedł do pokoju zanim usłyszał pozwolenie.
J: Wynoś się stąd!- wrzasnęłam widząc Josha.
Jo: Michi. Ja cię chciałem..
J: Gówno mnie obchodzi, co ty chciałeś! Wyjdź stąd rozumiesz?! Zraniłeś mnie! Wyjdź stąd!
Jo: Przepraszam...
J: Co mi po twoim przepraszam?! Co?! No właśnie! Gówno! Co ty myślisz?! Że jestem na tyle głupia, żeby uwierzyć w tak debilną wymówkę?!
N: Ja was może zostawię samych.- powiedział podnosząc się z  łóżka w momencie, w którym ja już stałam przy chłopaku.
J: Zostań!- krzyknęłam, choć nie chciałam i zwróciła się z powrotem do Josha.- Serio?! Serio tak myślałeś?! Skoro uważasz, że jestem taka głupia, to po co w ogóle ze mną jesteś, co?! Odpowiedz!- chłopak tylko stał, patrząc się w podłogę i milczał.
J: Wiesz jak ja się czuję?! Wiesz jak ciężko jest mi to wszystko wytrzymać?! Czy ty do jasnej cholery myślisz, że to dla mnie nie problem całować się z innym chłopakiem niż z tobą?! Zdajesz sobie sprawę z tego, jak mnie to boli?! Wracam do domu! Praktycznie uciekam z domu kuzyna! A ty się kurwa nawet nie cieszysz, że mnie widzisz! Co jest kurwa?! Mógłbyś chociaż udawać! Ale najlepiej by było, gdybyś od razu powiedział o co chodzi! Ale nie! Ty kurwa wolisz wciskać mi kit, że się stęskniłeś! Serio?! Szczerze w to wątpię! Ja się stęskniłam! I po mnie to widać! Moje serce zabiło mocniej w momencie, w którym usłyszałam twój głos... Kiedy cię zobaczyłam, myślałam, że zaraz serce wyskoczy mi z piersi... A ty? Ty spojrzałeś na mnie znudzony całą sytuacją... Masz może jakieś wytłumaczenie? Może powiedz mi od razu, że byliśmy ze sobą tylko dla jakiegoś durnego zakładu? Wtedy to zrozumiem... Chociaż nie. Nie zrozumiem... W każdej chwili, kiedy byłam poza domem, myślałam o tobie... Zastanawiałam się, co robisz, jak się czujesz, czy wszystko jest okej, czy Lucy zdrowieje. A ty mi wciskasz kit, że się stęskniłeś... Zawiodłeś mnie Josh... Cholernie mnie zawiodłeś... A teraz wyjdź...- chłopak nawet nie drgnął.- Wyjdź powiedziałam...- chłopak uniósł rękę i chciał mnie dotknąć, ale szybko się odsunęłam.
J: Wyjdź!- wrzasnęłam. Spojrzałam na niego i ujrzałam spływające po policzkach łzy.- Proszę...- głos łamał mi się niemiłosiernie. Miałam ochotę się do niego przytulić, ale nie mogłam się teraz ugiąć.
Jo: Przepraszam.- powiedział ocierając łzy i wyszedł. Wróciłam na łóżko i położyłam się na brzuchu, chowając twarz w pościeli. Starałam się uspokoić głęboko oddychając. Niall nie wiedział co zrobić. W końcu mnie przytulił, za co byłam mu wdzięczna. Zanim zdążyłam się do końca uspokoić, odpłynęłam do krainy Morfeusza, a blondyn razem ze mną.

*Louis*

Jest szesnasta, ale po wczorajszej imprezie u Liama, to zdecydowanie zbyt wczesna pora na wydzwanianie do mnie. Wziąłem do ręki telefon i automatycznie odebrałem.
J: Halo?- powiedziałem i głośno odchrząknąłem aby pozbyć się chrypy.
H: Hej Lou... Obudziłem cię?
J: No.- potwierdziłem siadając na łóżku.
H: Przepraszam...
J: Spoko. Mów lepiej co się stało.
H: Michelle wyjechała w nocy, Niall chciał się zabić i teraz Horan z Malikiem siedzą u Michi w domu. Nawet nie wiem kiedy wrócą.- głos mu niebezpiecznie drżał.
J: Że co?- spytałem nie wiedząc o co spytać najpierw.- Jak to Niall chciał się zabić?
H: Nałykał się jakiś pigułek... Lou... Mógłbyś do mnie przyjechać? Jestem sam w domu...
J: Jasne. Dasz mi godzinę? Musze się doprowadzić do w miarę dobrego stanu po imprezie.
H: Dobrze. Dziękuję.
J: Do zobaczenia.- rozłączyłem się i opadłem na łóżko. Zaraz po tym jednak podniosłem się do pozycji siedzącej i ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, potem poszedłem do kuchni i zrobiłem śniadanie, które od razu zjadłem. Wróciłem do pokoju i otworzyłem szafę. Panował w niej taki burdel jak nigdy wcześniej. Wygarnąłem wszystko na podłogę i wybrałem zestaw, który założyłem na siebie, a resztę postanowiłem posprzątać jak wrócę. Wyszedłem na dwór i muszę przyznać, że nawet  w swetrze było mi chłodno. Chyba wróciła do nas normalna pogoda, bo niebo było częściowo zachmurzone. Wsiadłem w samochód i po piętnastu minutach byłem u Hazzy.
J: Hazz?- krzyknąłem zamykając za sobą drzwi.
H: Mój pokój.- ledwo go usłyszałem. Popędziłem schodami na górę i wszedłem do sypialni Loczka. Leżał na łóżku z twarzą w poduszkach. Podszedłem do niego i siadając położyłem mu rękę na ramieniu.
J: Co się stało?
H: Nie wiem co się dzieje...- powiedział i przekręcił się na plecy.- Nialler chciał się zabić. Zadzwonił w nocy do Michi. Nie spała i od razu do niego pojechała. Jakoś udało jej się razem z Zaynem uratować naszego głodomora. Teraz siedzą we trójkę u niej. Cztery godziny drogi. Rozumiesz? Cztery godziny... W dodatku Michi zabroniła mi do siebie dzwonić. Ona mnie chyba nienawidzi... Wyznałem sobie z Zaynem, co do siebie czujemy i jak się okazuje, czujemy to samo. Chyba spróbujemy... Zobaczymy co z tego wyjdzie...
J: Cieszę się, że wyjaśniłeś sobie z Zaynem i będę wam kibicował. To pierwsza sprawa. Druga sprawa. Co u licha strzeliło blondynowi do głowy?
H: Nie wiem Lou... Nie wiem...
J: A co się stało z Mich?- spytałem, a chłopak momentalnie przymrużył oczy i się zarumienił.
H: Nie... Nie wiem czy powinienem o tym komukolwiek mówić...
J: Zacząłeś, to skończ.
H: Pojechaliśmy wczoraj do klubu... Wiesz jak to jest w klubach... Najpierw idziesz do baru i kiedy procenty dodają ci odwagi, idziesz na parkiet. Z nami też tak było... Tylko, że my później jeszcze sporo wypiliśmy... Widzieliśmy, że wokół kręci się dużo fotografów, a my nie wyglądaliśmy jak para, tylko jak dwójka przypadkowo poznanych ludzi... My... My się całowaliśmy... Ale to nie było jak taki zwykły buziak na pokaz... Było w tym tyle namiętności i pożądania... Michi się po jakimś czasie zmęczyła i wsiedliśmy w taksówkę. Strasznie długo jechaliśmy, bo kolesiowi coś auto nawalało... Ja... Ja w pewnym momencie straciłem nad sobą kontrolę tak jakby i zacząłem jeździć ręką po jej udzie... Jej się to podobało, bo trzeźwa nie była... Później mnie pocałowała... Nie było już takiej potrzeby, ale ona to zrobiła... Dojechaliśmy do domu i miałem na nią ogromną chcice... Lou... Ona była taka seksowna... Weszliśmy do pokoju i zdjąłem z niej sukienkę, całując ją po szyi. Ja też się zaraz rozebrałem i skoczyliśmy z balkonu do basenu... Tam... Tam znowu się pocałowaliśmy... Poje pożądanie rosło... Weszliśmy do domu i wróciliśmy tutaj... Kolejny pocałunek... A potem... Potem... Lou... Kurwa... Ja bym się pieprzył z własną kuzynką...- chłopak zakrył twarz dłońmi, a ja nie wiedziałem co mam powiedzieć. Po raz pierwszy w życiu, chyba mnie zatkało.
H: Loueh... Ja nie chcę jej stracić...- pociągnął nosem i przetarł twarz dłońmi. Spojrzał na mnie, a w jego tęczówkach dostrzegłem strach.
J: Nie stracisz... Ona za bardzo cię kocha Harreh... Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.- przytuliłem go i pogłaskałem po plecach. Chwilę tak siedzieliśmy i chłopak się odsunął. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, a on to odwzajemnił.
J: Ubieraj się. Jedziemy do Liama. Trzeba mu pomóc posprzątać po imprezie i powiedzieć o całej sytuacji.
H: Całej?
J: Chodzi mi o Nialla. No chodź.- potargałem mu włosy i ruszyłem do kuchni, aby przygotować mu jakieś śniadanie. Po dobrych dziesięciu minutach, Loczek zszedł na dół i zjadł jajecznicę. Pojechaliśmy do Liama i zastaliśmy niezły bajzel. Drzwi sami sobie otworzyliśmy. Weszliśmy do salonu i zobaczyliśmy tam Danielle leżącą na kanapie. Miała na głowie kompres i w ręku trzymała szklankę z musującym płynem. Aspiryna jak mniemam.
J: Hej.- powiedziałem cicho podchodząc do dziewczyny, która miała zakrytą całą twarz.
D: Hej Lou...- odpowiedziała przeciągle.
H: Hej Dan.- powiedział i zdjął jej delikatnie ręcznik z twarzy.
D: Harry... Błagam, skarbie. Odłóż ręczniczek na mój ryj...
H: Też tęskniłem.- chłopak z uśmiechem dał jej całusa w czoło i zakrył ją z powrotem. Zaśmiałem się cicho i usłyszałem, że ktoś jest w kuchni. Udałem się tam i moim oczom ukazał się Liam.
J: Hej Li.- powiedziałem wesoło, a chłopak podskoczył ze strachu.
Li: Jezu... Hej.
J: Louis mam na imię. Chyba ci się z kimś pomyliłem.- zaśmiałem się i brunet mi zawtórował.
Li: Co ty tu robisz tak wcześnie?
J: Harry po mnie zadzwonił, bo nudził się sam w domu i postanowiliśmy przyjechać pomóc ci w sprzątaniu tego bajzlu.
Li: Dzięki. Ale jak to sam? A Michelle?
J: Jest już u siebie. Z Zaynem i Niallem.
Li: Co? Po co z nią pojechali?
J: Liam... Niall... On próbował się zabić...- chłopak cały pobladł i bałem się, że zaraz zemdleje.- Lepiej usiądź.- powiedziałem i zaprowadziłem przyjaciela do salonu. Teraz siedział tam razem ze swoją dziewczyną, a ja z Harrym sprzątając, opowiadaliśmy o zdarzeniach z minionej nocy. Kiedy skończyliśmy opowiadać obydwoje się w nas wpatrywali.
D: A-ale. D-dlaczego? Dlaczego to zrobił?
H: Tego nie wiem... Prawdopodobnie Michi już to z niego wyciągnęła, ale prosiła, żeby do niej nie dzwonić. Pewnie chce trochę odpocząć.
J: Najgorsze jest to, że nawet nie wiemy, kiedy wrócą.- w tym momencie zadzwonił mi telefon. To był Zayn. Szybko wcisnąłem zieloną słuchawkę i włączyłem głośnik.
J: Hej Zayn.
Z: Hej Lou.
-Hej.- powiedzieli jednocześnie we trójkę.
Z: O hej. Dobrze, że jesteście razem. Zapewne już wiecie, co odwalił nasz blondyn. Dzwonię, aby was poinformować, że raczej wszystko wyrzygał i tylko spał przez całą podróż. Michi cały czas z nim siedziała. Wygląda przez to jak potwór. Należy jej się pobyt w spa.
J: Okej Zayn. Dzięki za informację. Powiedz nam jeszcze, kiedy wrócicie?
Z: Nie wiem dokładnie. Chcemy, żeby Nialler trochę odpoczął od tego codziennego życia. Musi się odstresować.
J: Jak on się czuje?
Z: Oprócz tego, że cały czas śpi, to nic mu nie jest. Nawet mu apetyt wrócił.
H: A co z Michelle?
Z: No, z nią nie jest tak dobrze. Jest padnięta, ale nie chce iść spać, bo woli pilnować Nialla. Teraz ją tylko zmogło, ale pewnie zaledwie na kilka godzin. W dodatku Josh zachował się jak świnia.
H: Co zrobił?
D: Kto to jest Josh?- wtrąciła trochę zdezorientowana.
Z: To jej chłopak. Rozumiecie to, że nawet się nie ucieszył jak ją zobaczył? Ona mu się rzuca na szyję, a on zdawał się tym być niewzruszony. Później się jeszcze kłócili. Michi wypierdoliła go za drzwi i płakała z dobrą godzinę. Dzięki temu padła i śpi. Prędko się pewnie nie obudzi.
H: Zajebię go, jeśli zrobił jej krzywdę.- warknął przez zęby.
Z: Hazz. Wyluzuj. Oni są dorośli. Sami muszą załatwiać takie sprawy.
H: Już raz się sama zajęła taką sprawą i wylądowała w szpitalu.
J: Harry. Spokojnie.- złapałem go za ramię i chłopak starał się uspokoić.

*Danielle*

Nie znam Danielle, ale zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Widziałam ją jedynie na zdjęciach i muszę przyznać, że jest dobrą aktorką. Nie wiedziałam jednak, że ona ma chłopaka. Nie wiem, czy byłabym w stanie robić coś takiego. Czuła bym się co najmniej dziwnie. Współczuję jej. Ja z Liamem byliśmy w podobnej sytuacji. Ale on przecież nie jest moim kuzynem. Dlaczego byliśmy? Wczoraj przed imprezą powiedziałam mu co naprawdę czuję, a on to odwzajemnia. Jestem szczęśliwa, bo długo na to czekałam.
Z: Dobra. Ja kończę. Pa!- te słowa wyrwały mnie z zamyślenia.
J: Pa.- odpowiedziałam chórem razem z chłopcami. Zamilkliśmy na chwilę, ale przerwałam ciszę.- Lou. Co dzisiaj robi Eleanor?
Lou: Skąd to pytanie?
J: Odpowiesz?
Lou: Siedzi w domu. A co?- wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie.
J: Nie uważacie, że dziewczyny chłopaków, którzy się ze sobą przyjaźnią, też powinny się przyjaźnić?
Li: Co? Jeszcze raz. Nie zrozumiałem.
J: Skoro wy się przyjaźnicie, to wasze dziewczyny powinny przyjaźnić się ze sobą.
H: Nie wiem czy powinnyście do niej jechać...- powiedział cicho, ale wszyscy go usłyszeli. On zawsze rozumiał o co mi chodzi.
J: Dlaczego?
H: Nie wiem. Po prostu nie wiem.
Lou: Boisz się, że El jej nie polubi...- nie pytał. On to stwierdził. Nie dziwię mu się. Na początku nikogo z nas nie lubiła. Ale po jakimś czasie stałyśmy się przyjaciółkami.
J: Nawet jeśli tak się stanie, to pamiętaj, że ciebie też nie lubiła. A teraz? Dogadujesz się z nią lepiej niż ja.- chłopak się uśmiechnął i pokiwał głową.
Lou: Jesteście pewni, że to dobry pomysł?- spytał z zatroskaną miną. Harry pokiwał twierdząco głową.
J: Podaj mi jej adres.- dałam Styles'owi telefon do ręki i chłopak wystukał na nim adres.
H: Jeśli pojedziecie autostradą, dojedziecie w ciągu godziny, a jeśli drogami bocznymi, to około czterech godzin.
J: Okej. Zadzwonię jak dojedziemy. Wstałam z kanapy i ruszyłam do pokoju Liama. Chłopak dotarł tam zaraz po mnie.
Li: Tylko błagam. Jedź ostrożnie.- powiedział mocno mnie przytulając. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
J: Będę uważać. Jak zawsze.- uścisnęłam go mocno i wtuliłam twarz w jego loki.
Li: Pocałujmy się... Tak naprawdę...- zrozumiałam mu o co chodzi. Nigdy nie całowaliśmy się inaczej jak zwykły, krótki buziak w usta. Spojrzałam mu teraz prosto w oczy i delikatnie się uśmiechnęłam. Liam jest naprawdę dojrzałym chłopakiem, jak na swój młody wiek. Brunet złapał mnie za biodra delikatnie się do mnie przysuwając. Zwinnym ruchem zamknęłam drzwi nogą. Położyłam mu ręce na ramionach i Li oparł się czołem o moje czoło. Zaczęło się niewinnie, ale po chwili całowaliśmy się tak namiętnie i zawzięcie, że brakło mi tchu. Oderwaliśmy się od siebie na chwilę i ponownie złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie i zaczęliśmy spazmatycznie łapać powietrze.
Li: Wracaj szybko... Będę tęsknił...- powiedział i jeszcze raz mnie pocałował. Uśmiechnęłam się nieśmiało i pokiwałam głową. Wzięłam torebkę i idąc z Li za rękę znaleźliśmy się w salonie.
J: Do zobaczenia chłopaki.- Uśmiechnęłam się do niech szeroko i moje spojrzenie zatrzymało się na Harrym.- Wszystko okej?- spytałam kiedy na mnie spojrzał.
H: Tak. Pozdrów ich ode mnie.- uśmiechnął się, a mnie już po chwili nie było w mieszkaniu. Do Eleanor miałam jakieś dziesięć minut drogi. Kiedy dziewczyna otworzyła mi drzwi była w piżamie. Chyba ją trochę zaskoczyłam.
J: Hej. Wpuścisz mnie, czy mam dalej marznąć?- spytałam i obie się zaśmiałyśmy kiedy weszłam do domu.
El: Co ty tu robisz?- spytała mocno mnie przytulając.
J: Zabieram cię, do naszej nowej przyjaciółki.
El: Kogo?
J: Do Michelle. Nie marudź, tylko się ubieraj. Dojedziemy jak będzie ciemno. W sam raz.
El: Czekaj.. Do tej Michelle, co ja myślę?
J: Jeśli myślisz o kuzynce Hazzy, to tak.
El: To tak się teraz zachowuje kuzynostwo?- spytała biorąc do ręki gazetę, która leżała na stoliku. Na okładce byli Hazz i Michi całujący się w centrum.
J: Jezu... Bo ty nic nie wiesz.- powiedziałam uderzając się ręką o czoło.- Wytłumaczę ci wszystko po drodze. Tylko błagam. Ubieraj się.- ponagliłam ją, popychając dziewczynę delikatnie w stronę jej pokoju.
El: Ja... Ja nie chcę jechać...- próbowała się wymigać.
J: El... Ja też jej nie znam. Nie wiem jaka jest. Nie wiem co lubi, a czego nie. Ale obiecuję, że jeśli nie przypadnie nam obu do gustu, to jutro od niej wracamy.
El: Przysięgasz?
J: Przysięgam. No już... Ruszaj się.- wepchnęłam ją do pokoju i poszłam do kuchni, przygotować nam coś na drogę. Przy okazji wysłałam wiadomość do Louisa, z prośbą o numer Michelle, który dostałam po kilku minutach.

*Niall*

Obudziło mnie wiercenie się Michelle. Otworzyłem oczy i ujrzałem jej twarz.
Mi: Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić...- powiedziała siadając.
J: Co się stało?- spytałem przeczesując włosy, momentalnie stwierdzając, że powinienem je umyć.
Mi: Wydaje mi się, że ktoś do nas przyjechał. Jakieś dwie dziewczyny chyba. Tylko nie wiem kto to.
J: O tej godzinie?- spytałem spoglądając na zegar.- Jest dopiero dziewiąta.
Mi: Przyjechały w nocy. Na pewno już wstały, bo słyszałam jak szły do łazienki.
J: Chcesz sprawdzić kim są, prawda?- dziewczyna pokiwała głową, a ja się uśmiechnąłem.
Mi: Jak się czujesz? Bo muszę przyznać, że wyglądasz dobrze.
J: Jest w porządku. A ty coś spałaś, czy cały czas 'czuwałaś'?
Mi: Spałam, ale obudziły mnie jak wchodziły i później jak szły do łazienki.
J: Dobra. Chodź.- Powiedziałem wstając z łóżka i się rozciągając. Podałem jej rękę i wyszliśmy na korytarz. Nikogo tam nie było, więc przeszliśmy na parter, bo tam było słychać rozmowy.
Dan: Czyli ty jesteś bratem Michi. Ty jesteś jego dziewczyną i przyjaciółką Michi.
El: A Josh, którego tu nie ma, jest jej chłopakiem. Dobrze zrozumiałyśmy?
Ma: Nawet bardzo dobrze.- kiedy usłyszeliśmy tą wymianę zdań, wiedziałem kto przyjechał. Przyspieszyłem kroku puszczając rękę Michelle. Kiedy wszedłem do salonu moim oczom ukazały się Danielle, Eleanor, Anna, Martin i Zayn.
Dan: Niall!- dziewczyna zerwała się na równe nogi i do mnie podbiegła.- Jak się czujesz? Co się stało? Błagam, nie rób tak więcej...- powiedziała mocno mnie przytulając, na co pokiwałem głową.
J: Też tęskniłem.- ucałowałem ją w policzek i przytuliłam Eleanor, która czekała na swoją kolej.
El: Hej głodomorze!
J: Hej modelko!- uścisnąłem ją mocno i zobaczyłem, że oczy wszystkich były teraz skierowane za mnie, czyli na Michi.
Dan: Hej, jestem Danielle.- brunetka odezwała się pierwsza i podeszłą do blondynki, podając jej rękę.
Mi: Hej. Michelle.
El: Eleanor.- powtórzyła gest przyjaciółki.
Mi: Miło mi. Mam tylko pytanie..
Dan: Ja jestem dziewczyną Liama, a El jest z Louisem. Przyjechałyśmy cię poznać, bo skoro nasi chłopcy się ze sobą przyjaźnią, to my też powinnyśmy.

*Michelle*

Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Byłam nieumyta, miałam na sobie wczorajsze ciuchy i zapewne wyglądałam strasznie.
Dan: Harry, kazał was pozdrowić.- dziewczyna szeroko się do mnie uśmiechnęła, co spróbowałam odwzajemnić. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dziwnie się czuję. Niby wszystko jest okej, ale trochę kręci mi się w głowie.
Ma: Mich. Wszystko okej? Jesteś strasznie blada.- powiedział wstając z kanapy i do mnie podchodząc. Zawroty głowy stawały się silniejsze z każdą sekundą. Złapałam się ręki Nialla, a chłopak mnie przytulił. Kiedy brat do mnie podszedł zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam tylko jego silne ramiona i odpłynęłam.

*Martin*

J: Dzwońcie po pogotowie.- powiedziałem kładąc siostrę na podłodze. Sprawdziłem jej puls i czy oddycha.- Niall, podnieś jej ręce do góry.- chłopak wykonał moje polecenie, a ja wykonałem to samo z nogami Michelle.
Dan: Nikt nie odbiera- powiedziała zrezygnowana. Po kilku sekundach jednak siostra odzyskała przytomność, więc powstrzymałem brunetkę, od kolejnego telefonu.
J: Michi. Michelle. Słyszysz mnie?- spytałem kierując jej twarz w moją stronę.
Mi: C-co się stało?- spytała niewyraźnie.
J: Przynieście wody. Zemdlałaś skarbie. Jak się czujesz?
Mi: Kiepsko.- wyciągnęła do mnie ręce, ale zamiast pomóc jej wstać, po prostu ją podniosłem i przeniosłem na kanapę. Zaraz po tym, Niall podał mi szklankę z wodą.
J: Napij się. Kiedy ostatnio jadłaś?
Mi: Nie... Nie pamiętam...- skrzywiła się.
J: Ściśnij moją dłoń najmocniej jak potrafisz.- podałem jej rękę, a ona delikatnie ją zgniotła
Dan: Nie wygląda dobrze. Działo jej się coś ostatnio?
J: Ostatnie kilka miesięcy były dla niej bardzo stresujące. Mich, jesteś strasznie słaba. Ile spałaś przez ostatnie dwa dni?
Mi: Kilka godzin. Kręci mi się w głowie.- powiedziała, a ja momentalnie przełożyłem jej nogi na oparcie kanapy, żeby były wyżej.
J: Lepiej?- dziewczyna mruknęła i przymknęła oczy.- Nie zamykaj oczu. Patrz na mnie.
Mi: Przecież nic mi nie jest.
El: Zayn. Chodź ze mną.- poszli do kuchni jak mi się wydaje i po kilku minutach wrócili. Eleanor trzymała w ręku szklankę z jakimś dziwnym napojem.
El: Wypij. Pomoże ci.- podała szklankę mojej siostrze i delikatnie się uśmiechnęła.
Mi: Co to jest?
El: Koktajl. Pomaga na stres.
Mi: Co w nim jest?- spytała mocno się krzywiąc.
El: Maślanka, ogórek, orzechy włoskie, koperek i melisa. Śmiało. Jest całkiem smaczny i naprawdę pomaga. 
Moja siostra wypiła koktajl w niezłym tempie. Przyjrzałem jej się dokładnie i muszę powiedzieć, że wygląda okropnie. Wory i sińce pod oczami, blada skóra, lekko zapadnięte policzki. Schowałem twarz w dłonie i przetarłem oczy. 
N: To wszystko przeze mnie... 
Mi: Nie...
N: Tak. To przeze mnie nie spała... To ja ją ściągnąłem do siebie w noc, kiedy powinna spać. To ja jej nie dawałem spać, próbując wyjść z pokoju... To wszystko moja wina...
Mi: Przestań... To nie jest twoja wina... Przez coś innego nie mogłam spać... Ale to nie jest niczyja wina... A teraz wybaczcie, ale chętnie bym coś zjadła.- podniosła się z kanapy, ale nie miała wystarczająco siły, żeby utrzymać się na nogach. Wziąłem ją na ręce i ruszyłem do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku i chciałem iść po coś do jedzenia, ale dziewczyna złapała mnie za koszulkę. 
Mi: Martin... Ja jej tu nie chcę...
J: Kogo? Dan i El? Przecież są miłe.
Mi: Ja nie chcę tu Anny..
J: Co?- zdziwiło mnie to.
Mi: Ona się strasznie zmieniła, nie zauważyłeś tego? Nawet nie... Oh... Po prostu powiedz jej, żeby sobie poszła. 
J: Ale jak ty to sobie wyobrażasz?
Mi: Powiedz jej, że ja nie chcę jej tu widzieć... 
J: Nie będzie z tego zadowolona...
Mi: Nie zdziwię, się jak zrobi awanturę. Jeszcze powie, że udawałam... Po prostu, powiedz, że ma wyjść. 
J: Jak chcesz..-wróciłem do salonu i szczerze mnie zaskoczyło to co zobaczyłem. Nie dość, że był tu Josh, to jeszcze kłócił się z Ann.

*Josh* 


J: Przestań wreszcie wmawiać ludziom jakieś niestworzone rzeczy!
A: Niby jakie?!
J: Na przykład takie, że to przeze mnie zniknęła Michi! Tylko ja wiem co ona czuła, kiedy zadzwonił do niej Harry! Nawet nie wiesz jak bardzo, zabolało ją to, że zaraz przed jej wyjazdem, tak na mnie naskoczyłaś! Co ci się stało Ann?! Czemu się tak zmieniłaś?! Za wszelką cenę chcesz wszystkim wmówić, że jestem zły! Na każdym treningu na mnie naskakujesz! O co ci biega do jasnej cholery?!
A: O co mnie biega?! Ty się jeszcze pytasz? W ogóle nie obchodziło cię to, że twoja dziewczyna wyjechała i na oczach całego świata całuje się ze swoim kuzynem. Nie dość, że wiesz, jak ciężko jej teraz w życiu, zawracasz jej dupę swoją zasraną siostrzyczką. Może wy jesteście w jakiejś zmowie, co? Założę się, że wcale jej teraz nie jest nie dobrze. Pewnie tylko udawała, żeby wzbudzić w was wszystkich poczucie winy!
Ma: Zamknij się!- wszyscy na niego spojrzeliśmy.- Zamknij się i wyjdź z tego domu.- powiedział oschle do swojej dziewczyny. Jej mina wyrażała wszystko. Szok, strach, wściekłość i zdezorientowanie. 
Ma: Powiedziałem wyjdź!- wrzasnął, a dziewczyna się skuliła.- Więcej razy nie powtórzę. Wynoś się stąd. Już!
Mi: Co tu się..? dziewczyna stanęła jak wryta widząc zaistniałą sytuację. Zayn szybko do niej podszedł i biorąc ją na ręce ruszyli schodami na górę. Ona wyglądała strasznie. Była blada, miała zapadnięte policzki i sińce pod oczami. Niall ruszył zaraz za nimi. Chciałem iść jego śladem, ale Martin mnie powstrzymał. 
Ma: Masz dziesięć minut, na zabranie swoich rzeczy i opuszczenie mojego domu. Klucze zostaw na szafce w przedpokoju. Żegnam. A was zapraszam ze mną.- powiedział zwracając się do mnie i dziewczyn, których jeszcze nie poznałem. Posłusznie podążyliśmy za chłopakiem. Zanim opuściłem salon spojrzałem na Annę. Płakała i cała się trzęsła. Pokręciłem głową i dogoniłem resztę. Zeszliśmy do piwnicy i ku mojemu zaskoczeniu weszliśmy do pokoju, w którym były przechowywane rzeczy Michelle, które już odeszły w zapomnienie. 
J: Po co tu przyszliśmy?
Ma: Michelle ma urodziny za dwa tygodnie, a my nadal nie mamy dla niej prezentu. Chłopcy będą ją teraz pilnować, żeby coś zjadła i położyła się spać, więc na pewno nam nie przeszkodzi. 
J: Tak w ogóle jestem Josh.- powiedziałem do dziewczyn niepewnie się uśmiechając. 
D: Danielle, dziewczyna Liama.
El: Eleanor, dziewczyna Louisa. 
J: Miło mi.
-Nam również- powiedziały jednocześnie i krótko się zaśmialiśmy.
J: To co wymyśliłeś na ten prezent? 
Ma: Pamiętasz, jak Mich trajkotała o tej pościeli, którą dostała Bella od swojej matki w Zmierzchu? 
J: No. Dobre dwa tygodnie się nią zachwycała. 
Ma: No właśnie. To zrobimy coś podobnego. Ona miała od zarąbania czarnych koszulek, których teraz już na pewno nie założy. Kiedy wyjechała, zgrałem z jej komputera wszystkie zdjęcia jej autorstwa. Nadrukujemy je na koszulki i zszyjemy w pościel. 
D: Fajny pomysł.- powiedziała uśmiechając się. 
Ma: Chcecie nam pomóc?
E: Jasne. To może być niezła zabawa. Jeśli wam to pomoże, to znam jednego kolesia, który zrobi wam to naprawdę dobrze i w dobrej cenie. Ma niedaleko swój sklep, więc z tym te problemu nie będzie.- wzruszyła ramionami i szeroko się uśmiechnęła.
Ma: Dobrze, że przyjechałyście. Na pewno skorzystamy z jego usług. Najpierw jednak musimy znaleźć co najmniej dwa pudła czarnych koszulek. Nadruk nałożymy na obie strony bluzek, bo tak wejdzie więcej zdjęć, a koszulki się dodatkowo nie zmarnują. 
J: Skoro już dostałem od was aparat, to też mogę cyknąć kilka fotek. Nie obiektom, tylko ludziom. Tobie, dziewczynom, chłopakom, drużynie. No ogółem bliskim.
Ma: Dobrze kombinujesz.- uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy szukać. 

*Niall*


J: Zayn, mógłbyś jej zrobić coś do jedzenia? Coś co ma dużo cukru. 
Z: Jasne.- chłopak zniknął, a ja spojrzałem na Michelle.
J: Wyjaśnij mi jedną rzecz. Nie mogłaś zasnąć, ale powiedziałaś, że to nie ja byłem powodem.
Mi: Bo nie byłeś.- powiedziała słabym głosem.
J: To co było tym powodem, albo kto? Josh? Ta kłótnia to powód?
Mi: Nie... Niall... Nie ważne...
J: Nie skarbie. To jest ważne. Porozmawiaj ze mną. Powiedz co było tym powodem...
Mi: Ale obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
J: Przysięgam z ręką na sercu.
Mi: Chodzi o to, że... Byliśmy z Harrym na imprezie i nieźle się spiliśmy... Jak wróciliśmy do domu, to tak jakby straciliśmy nad sobą panowanie i mało brakowało, a wylądowali byśmy w łóżku... W sumie to wylądowaliśmy, ale do niczego nie doszło... Mam tylko ogromne wyrzuty sumienia... Niall... My byliśmy już w samej bieliźnie...- byłem zaskoczony, ale nie mogłem na nią krzyczeć. Schowała twarz w dłonie, a ja ją przytuliłem... Po kilku chwilach usłyszałem kroki. Spojrzałem na drzwi i stanął w nich Zayn z tacą pełną jedzenia. 
Z: Co się stało?- spytał podchodząc do łóżka. Położył tacę z jedzeniem na stoliku i kucnął przy Michelle. 
Mi: Nic. Po prostu jestem zmęczona.- wymamrotała i spojrzała na smakołyki, które przyniósł chłopak. 
Mi: Czy ja tu widzę kubek pełen gorącej czekolady?- w oczach rozbłysły jej małe iskierki i szybko zatopiła usta w ciepłym płynie. Długo musiała nic nie jeść, bo pochłonęła cztery tosty, dwa banany i wypiła trzy kubki czekolady. Właściwie zaraz po tym usnęła. Zayn poszedł pomóc innym, a ja zostałem z dziewczyną. Rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem coś pięknego. Podszedłem do gitar i wziąłem jasną do rąk. Wyszedłem na taras i usiadłem na bujanej ławce. Podkuliłem nogi i siedząc po turecku zacząłem brzdąkać. Z minuty na minutę, coraz bardziej się rozkręcałem. Nawet nie wiem kiedy zleciało tyle czasu. 
Mi: Co grasz?- przestraszyła mnie, bo jej nie zauważyłem. 
J: Em... Tak tylko brzdąkam. Przepraszam, że wziąłem gitarę bez pozwolenia.- Przeczesałem włosy palcami. Zawsze tak robiłem jak ktoś mnie na czymś przyłapał.
Mi: Daj spokój. Znasz Blood Brothers Iron Maiden? 
J: No jasne.- dziewczyna wróciła do pokoju i już po chwili siedziała obok mnie z czarną gitarą w rękach.
(klik)
Zaczęła, a ja zaraz do niej dołączyłem. Dawno tego nie grałem, ale o dziwo nie sprawiło mi to żadnych problemów. Kiedy na nią spoglądałem, na jej twarzy widać było szeroki, szczery uśmiech. Dzięki tym paru godzinom snu nabrała kolorów i zniknęły jej sińce spod oczu. Po mimo zmęczenia, które na pewno nadal odczuwała, jej palce były sprawne bardziej niż moje. Ciekawe jak długo gra... Zapytam później. Od czasu do czasu dziewczyna wplatała słowa piosenki, na co się uśmiechałem, bo miała wspaniały głos. To niespotykane w tych czasach. Taka dziewczyna to cud. Nie dość, że jest ładna, to jest bystra, a to już jest mieszanka nie do zdobycia. Jej talent i siła też są nadzwyczajne. Założę się, że to jedyna taka dziewczyna na świecie. Michelle jest po prostu niesamowita. Oddał bym wszystko, by mieć przy sobie kogoś takiego jak ona.

*Chris* 

Długo zastanawiałem się, czy to dobry pomysł. Wiedziałem, że nie jestem tam mile widziany, ale musiałem to zakończyć. Wziąłem ostatni głęboki wdech i nacisnąłem dzwonek do drzwi domu Carter'ów. Już stąd słyszałem dźwięk gitary. To na pewno Michi. Gra swoją ulubioną piosenkę. Nagle drzwi otworzył mi jakiś chłopak. To chyba Zayn z tego zespołu.
Z: W czym mogę pomóc?- spytał bacznie mi się przyglądając.
J: Przyszedłem do Michi.- powiedziałem słabym głosem.
Z: Kim jesteś?- spytał znowu mi się przyglądając. Pewnie zastanawiał się o co chodzi z kwiatami, które trzymam w ręku.
J: Mam na imię Chris. Za pewne nikt tu o mnie nie wspominał.- spuściłem wzrok, bo było mi strasznie głupio.
Z: Nie mam zielonego pojęcia kim jesteś, ale mam jedną prośbę. Jeśli chcesz ją dodatkowo stresować, to lepiej sobie odpuść i znikaj stąd jak najszybciej.
J: Mogę wejść?- spytałem w końcu, a chłopak otworzył drzwi szerzej.
Z: Jestem Zayn.- uścisnęliśmy sobie dłonie.- Michi jest u siebie. Tylko błagam, nie denerwuj jej. Ma już dosyć stresu jak na jeden tydzień.- pokiwałem tylko głową i ruszyłem w dobrze znanym mi kierunku. Drzwi do pokoju były otwarte, tak samo jak drzwi na taras. Wychyliłem się delikatnie stukając w szybę i dwie pary oczu, zwróciły się w moją stronę.
Mi: Chris?- uśmiech momentalnie zszedł jej z twarzy co mnie dobiło. Ale obecność chłopaka już w ogóle mnie załamała.
J: Możemy pogadać?
Mi: Niall, zostawisz nas samych?- zwróciła się do blondyna.- chłopak dokładnie mi się przyjrzał, powoli wstał i stanął przy mnie.
N: Niall, miło mi- podał mi rękę i widać było, że wymusił uśmiech.
J: Chris, mnie również.- uścisnąłem jego dłoń i poczekałem aż wyjdzie. Podszedłem do dziewczyny, która właśnie odkładała gitarę na bok. Wyciągnąłem w jej stronę bukiecik i delikatnie się uśmiechnąłem, kiedy go wzięła. Usiadłem obok niej i potarłem dłonią o dłoń.
Mi: Stokrotki. Pamiętałeś.- powiedziała i zanurzyła nos w kwiatach. Po raz pierwszy się przy mnie uśmiechnęła.
J: Pewnie zastanawiasz się czemu przyszedłem.
Mi: Zapewne porozmawiać. Zastanawiam się tylko o czym. O nas? O mnie? O tobie? O tym co się dzieje w mediach? O tym, co ja do cholery wyprawiam?
J: Michi... Przyszedłem przeprosić. Już dawno powinienem to zrobić. Wiem, że dopiero wróciłaś do miasta i masz teraz sporo zamieszania, ale mam nadzieję, że poświęcisz mi chwilkę.
Mi: Jasne. Mów, co masz do powiedzenia, bo dobrze wiemy, że jak Martin się dowie, że tu jesteś może być kiepsko. Kto cię wpuścił?
J: Zayn.- dziewczyna pokiwała głową i odwróciła się bardziej w moją stronę.- Może zacznę od tego, że naprawdę żałuję, tego co się stało. Wiem, że może to tylko puste słowo, ale szczerze przepraszam. Nie tylko za to, co zrobiłem wtedy... W parku... Przepraszam za wszystko, co przeze mnie przechodziłaś. Wiem, że kłóciłaś się przeze mnie z rodziną i przyjaciółmi. Jest mi głupio, że wcześniej tego nie zauważyłem. Michelle... Przeze mnie spotkało cię tyle złego... Jestem kretynem. Przeze mnie musiałaś czekać na prawdziwe szczęście. To przecież nie twoja wina, że tak się w tobie zakochałem. Kochałem cię całym sercem. Nadal kocham i zapewne prędko nie przestanę. Nie zmienisz tego, choćbyś nie wiem jak chciała. Ja sam nie potrafię tego zmienić. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. Poczułem się tak, jakbym nie był sobą. Nie wiem co bym zrobił, gdyby stało ci się coś gorszego. Tych siniaków, złamanej ręki i skręconej kostki nie jestem sobie w stanie wybaczyć. Dziwię się, że mnie nie pozwałaś. I te bójki z chłopakami. Nie wiem, czemu wtedy się tak zachowywałem. Nie masz pojęcia jak mi głupio.
Ma: Chyba nikt nie ma. Co ty tu robisz?- spytał stając na tarasie.
Mi: Martin. Zostaw nas samych. Tylko rozmawiamy.
Ma: Za mało ci przykrości z jego powodu?- spytał patrząc na siostrę.
Mi: Martin. Wyjdź. Denerwujesz mnie.
Ma: Ty mnie też.- spojrzał na nią zdenerwowany i wyszedł.
Mi: Przepraszam.
J: Zasłużyłem sobie na takie traktowanie.
Mi: Daj spokój. Ja też sobie zasłużyłam na to co mnie spotkało.
J: Żartujesz sobie ze mnie? Jesteś jedyną osobą, która tak się stara. Jesteś najsilniejszym człowiekiem na świecie. Nie dość, że urodziłaś się prawie martwa i cudem udało ci się przeżyć, to przez te osiemnaście lat spotkało cię więcej nieszczęść niż, całą drużynę razem wziętą. Po mimo wszystkich przeciwności losu nie poddałaś się i cały czas pomagałaś innym. Wiesz ile ludzi poddało by się już przy tym, jak omal nie zginęłaś razem ze swoimi dziadkami? Pamiętasz? Też chciałaś się poddać. Ale los sprawił, że masz wspaniałych przyjaciół, którzy by ci nie pozwolili zrobić nic niemądrego. Pamiętasz jak poszłaś do łazienki, zamknęłaś się w niej i siedziałaś z żyletką w ręku? Nie poddałaś się. Zadzwoniłaś do mnie i poprosiłaś, żebym przyjechał. Mogłaś się poddać. Nie zrobiłaś tego. Pamiętasz twoje zaburzenia łaknienia? Było ci ciężko. Wiele osób cięło się przez to jakie zmiany zaszły w ich ciałach. A ty się wzięłaś za siebie. Chciałaś dać radę i dałaś. Zobacz jak teraz pięknie wyglądasz.- uśmiechnęła się przez łzy, które spływały jej po policzkach. Bawiła się kciukami. Zawsze tak robiła, kiedy się denerwowała. Wpatrywała się w swoje palce. Chwyciłem jej podbródek w dwa palce i zmusiłem do tego, żeby na mnie spojrzała.
J: Nie mów nigdy więcej, że sobie na coś takiego zasłużyłaś. Jeśli ktoś zasłużył, to tylko ja. Ja bym nie dał rady. Jesteś piękną, silną i uzdolnioną kobietą. Musiałaś wcześnie dorosnąć. Los był dla ciebie nie sprawiedliwy. Nigdy się nie poddawaj, bo zawiedziesz wszystkich dookoła i przede wszystkim samą siebie i twojego tatę. Odziedziczyłaś po nim wszystkie jego zalety i dołożyłaś do tego swoje własne. Nie ma na świecie drugiej tak wspaniałej osoby jak ty. Pamiętaj o tym.
Jo: Facet dobrze gada.- przestraszył nas. Michelle szybko otarła policzki i odsunęła się ode mnie.
Jo: Sorki. Nie chciałem was przestraszyć.
J: Spoko. Josh. Ciebie też powinienem przeprosić. To ty zasługujesz na Michelle, nie ja. Wybacz, że tak późno to zrozumiałem. W zasadzie przyszedłem się pożegnać. Wyjeżdżam do Nowego Yourku. Będę tam studiował. Co prawda wyjeżdżam dopiero w drugim tygodniu września, ale nie miałem pewności, czy cię wtedy zastanę.- zwróciłem się do dziewczyny. Pokiwała głową po czym wstała i mocno mnie przytuliła. Byłem nieźle zdziwiony. Po chwili odwzajemniłem uścisk i wtuliłem twarz w jej włosy. Staliśmy tak parę chwil po czym odsunęliśmy się od siebie. Ucałowałem ją w czoło i ruszyłem do drzwi. Zostawiłem ich i już po minucie byłem na zewnątrz. Łapałem już za klamkę od furtki kiedy usłyszałem ponownie otwierające się drzwi wejściowe. Zobaczyłem w nich Michelle.
Mi: Wybaczam.- powiedziała delikatnie się uśmiechając. Kiwnąłem głową w geście podziękowania i ze słabym uśmiechem ruszyłem dalej. Cieszyłem się, że zdecydowałem się tutaj w końcu przyjść. Kiedy wróciłem do domu Cleo patrzyła na mnie wyczekując, aż coś powiem.
J: Wybaczyła mi.- powiedziałem i z moich oczu popłynęły łzy. Siostra podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
C: Tego się nie spodziewałam.- wyszeptała, a ja mógłbym powiedzieć to samo.

*Danielle*

J: Michelle czuje się już dobrze. Niall też nie narzeka. Możecie być spokojni.
Li: Zayn dzwonił w ciągu dnia. Z Michelle na pewno wszystko okey?
J: Tak. El dała jej ten magiczny koktajl, chłopcy nakarmili ją dużą ilością witamin i cukru i dopilnowali, żeby spała. Jutro wybieramy się z dziewczynami na zakupy.
Lou: El polubiła Michi?
J: Tak. Tak mi się przynajmniej wydaje. Siedziały dzisiaj i gadały ze sobą chyba z dwie godziny i Eleanor wróciła w dobrym humorze, więc raczej nie żywi do niej żadnych negatywnych emocji.
H: To dobrze. Bałem się trochę o to. Najważniejsze jest, że już wszystko okey.
J: Zgadzam się. A teraz się z wami żegnam, ponieważ wybieram się do łazienki. Miłej nocy panowie.
-Dobranoc!- powiedzieli równocześnie i się rozłączyli.
El: I co u nich?- spytała wchodząc do pokoju.
D: Wszystko okey. Martwili się o Michelle i Nialla.
El: Nie dziwię im się. Też się o nich martwiłam. Dobrze, że już z nimi w porządku.
D: Ciekawe jak nam pójdą jutrzejsze zakupy.- powiedziałam spoglądając na nią badawczo.
El: Na pewno będziemy się dobrze bawić. Przyjaciółki tak mają. Mam rację?- spytała i obie się zaśmiałyśmy.


___________________________________________________________
Hej Kochani! Przybywam z nowym rozdziałem. Jak wam się podoba? Nie wyszedł tak jak chciałam i nie mogłam przez niego przebrnąć. Co wy na to, że Michi wybaczyła Chris'owi? Czekam na odpowiedzi i opinie w komentarzach ;)

UDAŁO NAM SIĘ POBIĆ REKORD ODTWORZEŃ!!! Kto się cieszy?

Pozdrawiam
Ola :)

p.s. Dziękuję bardzo stronie Jaram się Niallem z One Direction, a tobie nic do tego. za pomoc w rozpowszechnianiu bloga. Każda pomoc się przydaje ;)

04 lipca 2013

Rozdział 18- Pomóż mi.

* Michelle *

Zasnęłam może na pół godziny. Kiedy się obudziłam już świtało. Harry leżał na plecach i już mnie nie przytulał co mnie ucieszyło. Wstałam z łóżka i za pomocą telefonu, oświetlając pokój zebrałam z niego wszystkie swoje rzeczy. Już dzisiaj mogę wyjechać. Nie mam kaca, co mnie trochę dziwi. Kiedy miałam pewność, że zabrałam każdy mój ciuch, złapałam za torbę i poszłam do pokoju Gemmy. Tam zapaliłam jedną z nocnych lampek i położyłam moje manatki na łóżku. Wszystko ładnie poskładałam i zostawiając jedynie świeżą bieliznę i czyste ubrania, zamknęłam torbę. Spojrzałam na telefon. Przyszła mi jakaś wiadomość. Szybko ją otworzyłam i odczytałam jej zawartość.

Mich. Błagam. Pomóż mi. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Powiedz, że nie śpisz. Błagam, przyjedź. N.

Serce trochę mi przyspieszyło i zaczęłam szybciej oddychać. Zrzuciłam z siebie koszulkę kuzynki i ubrałam naszykowany zestaw. Znalazłam tylko jakąś kartkę i długopis i napisałam krótką wiadomość do Harry'ego.

Hazz, nie lubię pożegnań. Wyjechałam wczesnym rankiem. Nie dzwoń do mnie. Muszę trochę ochłonąć i poukładać sobie kilka spraw. 

Kocham cię żabo.
M.

Weszłam jeszcze na chwilę do jego pokoju i zostawiłam kartkę na komodzie przy drzwiach. Spojrzałam na kuzyna i czym prędzej wyszłam z domu. Chwyciłam telefon do ręki i wybrałam numer Niallera. Kiedy tylko usłyszałam, że odebrał zaczęłam mówić.
J: Niall. Gdzie dokładnie mieszkasz?- powiedziałam w pośpiechu wsiadając do auta. Otworzyłam bramę specjalnym pilotem i wyjechałam z posiadłości.
N: Jak jedziesz. Od Hazzy. Skręć. W lewo. I to jest. Trzecia ulica. Na prawo. Piaty. Piąty dom po lewej.
J: Okej. Już jadę. Trzymaj się kochanie.- powiedziałam pełna troski i obaw. Jego głos był taki niewyraźny. Kiedy tylko dotarłam na miejsce, wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam do domu mojego przyjaciela. Nie bawiłam się w żadne pukanie do drzwi i po prostu je otworzyłam.
J: Niall?
N: Na lewo. Salon.- usłyszałam jego głos i pobiegłam we wskazane miejsce. Zobaczyłam go siedzącego na podłodze, opartego o kanapę. W ułamku sekundy znalazłam się przy nim i zapaliłam lampkę stojącą na stoliku. Wyglądał strasznie. Był blady, miał podkrążone oczy i cały był spocony. Oczy miał mocno przekrwione  i cały czas przymrużone. Dotknęłam jego policzków i czoła i szczerze się przeraziłam.
J: Jezus Maria. Niall. Co ci jest? Jesteś gorący.- powiedziałam i rozejrzałam się po pokoju. Dopiero teraz zauważyłam butelki po alkoholu i pudełko po jakiś tabletach.
J: Jezu święty. Dzwonię o pogotowie.- chwyciłam za telefon, ale chłopak mi go wytrącił z ręki.
N: Nie. Proszę. Nie chcę. Pomóż.- zaczął płakać. Podniosłam go z podłogi i zaciągnęłam do łazienki, którą znalazłam. Nachyliłam go nad sedesem i przytrzymując go za włosy, włożyłam mu palec do ust. Nie musiałam się jakoś szczególnie starać, żeby wywołać odruch wymiotny, jak i same wymioty. Łzy spływały mi po policzkach. Co go doprowadziło do takiego stanu? Czemu chciał się zabić?
J: Co ci strzeliło do głowy? Czy ty jesteś nie mądry?- pytałam łkając, mając świadomość, że jeśli nie zadziałam wystarczająco szybko, stracę przyjaciela. Kiedy przestał wymiotować, po raz drugi wepchnęłam mu palec do buzi. Musiał zwrócić wszystko, co miał w żołądku. Udało mi się wywołać kolejne wymiociny. Jeszcze kilka razy powtórzyła się ta czynność.
J: Rzygaj Niall. Rzygaj, błagam.- powiedziałam ocierając mokre policzki rękawem koszuli. Wzięłam do ręki kubeczek na szczoteczki i wyrzuciłam z niego całą zawartość. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i napełniłam kubeczek do pełna. Podałam go chłopakowi i kazałam mu wypić. Kiedy to zrobił, powtórzyłam czynność jeszcze kilka razy. Wiedziałam, że im więcej płynów w niego wleję, tym lepiej oczyszczę jego żołądek. Kiedy był już w stanie sam przytrzymać się kibla wróciłam po telefon i nie wiedziałam po kogo mam zadzwonić. Wróciłam do łazienki i spojrzałam na chłopaka.
J: Mieszkasz sam?- spytałam kiedy nie wymiotował.
N: Z-zayn. Mieszka tutaj.- to mi wystarczyło. Wybrałam numer Malika i włączając głośnik położyłam telefon na umywalce, po raz kolejny wywołując wymioty uu blondyna. Mulat odebrał po trzecim sygnale.
Z: Michi? Stało się coś?- spytał.
J: Zayn! Wracaj natychmiast do swojego domu! Szybko! Potrzebuję twojej pomocy! Błagam! Pospiesz się!
Z: Za pięć minut będę.- rozłączył się i tak jak obiecał zjawił się po danym czasie w mieszkaniu.
Z: Michi?!
J: Łazienka!- krzyknęłam i znowu włożyłam palec do ust Irlandczyka. Po policzkach nadal spływały mi łzy. Nie miałam już siły.
Z: Co tu się?
J: Próbował się zabić.- powiedziałam znowu zaczynając szlochać.- Wziął całe pudełko jakiś tabletek i poił je piwem. Zayn. Błagam cię.- chłopak bez słowa przejął moje obowiązki, a ja usiadłam na podłodze. Po chwili jednak wstałam i opłukałam brudną rękę, pod ciepłą wodą.
J: Sprawdź czy ma gorączkę.- powiedziałam drżącym głosem i chłopak wykonał moje polecenie.
Z: Jest ciepły, ale to nie więcej jak trzydzieści osiem stopni.- jego głos też drżał i po jego policzkach spłynęło już kilka łez.- Czemu nie zadzwoniłaś na pogotowie?
J: Błagał mnie, żebym tego nie robiła, a nie było czasu na wykłócanie się o takie rzeczy, więc sama się nim zajęłam.- powiedziałam i odkręciłam wodę w wannie. Widziałam, że blondyn już naprawdę nie ma czym wymiotować.
Z: Jak tu trafiłaś? Skąd wiedziałaś, że coś mu jest?
J: Napisał do mnie sms-a. I tak już nie spałam, bo...- zawiesiłam się nie wiedząc co teraz powiedzieć.- Bo, chciałam już wyjeżdżać i pakowałam ostatnie rzeczy.- chłopak pokiwał głową i mocniej zacisnął palce na włosach blondyna.
Z: Ty pierdolony kretynie...- powiedział przez zaciśnięte zęby.-Wstawaj. Musimy cię umyć. Wstawaj powiedziałem!-wrzasnął tak głośno i gwałtownie, że aż podskoczyłam. Wspólnymi siłami postawiliśmy chłopaka do pionu. Zayn go przytrzymał, a ja zdejmowałam ubrania. Już chyba nie mógł ich założyć więcej. Zdjęłam bluzę, Koszulę i zostawiłam na nim samą bokserkę. Ze spodniami poszło mi szybciej, ale wyplątać jego zwiotczałe nogi z materiału nie było prostym zadaniem. Kiedy już się z tym uporałam włożyliśmy go do wanny i kiedy Zayn sprawdzał, czy woda nie jest za gorąca ściągnęłam z siebie koszulę i spodnie. Mulat trochę się zdziwił, co nie było dla mnie zaskoczeniem.
J: Jeśli możesz wynieś moje ubrania i telefon na zewnątrz.- powiedziałam i podałam mu zwinięte w kłębek ciuchy. Chłopak wykonał moje polecenie i zanim zdążył wrócić, zamknęłam za nim drzwi. Wzięłam do ręki słuchawkę od prysznica i zaczęłam opłukiwać Nialla. Zayn chyba zrozumiał o co mi chodziło i wrócił do pomieszczenia w samych bokserkach.
Z: Zadzwoniłem do mojego kuzyna. Zaraz tu będzie.
J: Jeśli uda mu się wydobrzeć, to jedzie ze mną. Nie spuszczę go z oka i muszę z nim porozmawiać.- powiedziałam pociągając nosem.
Z: Jadę z wami.
J: Dobrze. Pomieszkacie trochę u mnie. Ja tu wracam za niecały tydzień, na urodziny cioci.
Zmniejszyłam strumień wody i zaczęłam obmywać twarz Horana. To go trochę otrzeźwiło i zaczął kontaktować ze światem żywych.
J: Zayn, posadź go tak, żeby miał głowę między kolanami.- kiedy Malik posadził Irlandczyka w takiej pozycji podłożyłam mu słuchawkę do ust i powoli zaczęłam mu płukać buzię.
J: Niall. Słyszysz mnie?- pokiwał głową.- Jak się czujesz?
N: Fatalnie.
J: Lepiej niż gdy do ciebie przyjechałam?- znowu pokiwał głową.- Siedź spokojnie.- powiedziałam i znowu oblałam mu twarz. Zmoczyłam całą jego głowę i obmyłam resztę ciała.
J: Zayn. Pomóż.- Niall z naszą pomocą wyszedł z wanny, ale nadal nie był w stanie utrzymać się o własnych siłach na nogach.- Trzeba go przebrać.-rzuciłam do Zayna, na co pokiwał głową. Zaczęłam zsuwać chłopakowi bokserki, ale wyraźnie się sprzeciwiał strasznie się kręcąc.
J: Niall. Błagam. Nie utrudniaj.- powiedziałam zrezygnowana. Złapałam do ręki jeden ręcznik i obwiązałam go nim w pasie, żeby czuł się bardziej komfortowo. Kiedy już jego sfera intymna była zakryta, mocno pociągnęłam jego majtki w dół. Zaraz po tym ściągnęłam z niego podkoszulkę i zaprowadziliśmy go do jego sypialni.
J: Daj mi jakieś ubrania.- powiedziałam i poszłam na chwilę do łazienki po drugi ręcznik. Wróciłam i porządnie osuszyłam chłopaka.- Niall. Usiądź na chwilę. Wytrę ci plecy.- blondyn podniósł się przy naszej pomocy i usiedział tak, dopóki nie skończyłam danej czynności.
Z: Tu masz bokserki. Przytrzymać go?- pokiwałam głową i Zayn podniósł chłopaka do pozycji stojącej. Szybko uporałam się z bielizną Irlandczyka i chwyciłam do ręki spodnie. Naciągnęłam je jak najszybciej mogłam, bo widziałam, że Malik już traci siłę.
J: Połóż go i spakuj wam najpotrzebniejsze rzeczy.- rzuciłam do Mulata i złapałam koszulę, którą mi podał.
N: Michelle... Przepraszam.- chłopak się po prostu rozpłakał, a mnie napłynęły kolejne łzy do oczu.
J: Trzymaj mnie mocno teraz.- powiedziałam kładąc sobie jego ręce na mojej tali.- Trzymasz?- pokiwał głową, a ja zaczęłam przekładać koszulę przez jego głowę.- Daj mi jedną rękę i siedź dalej.- szybko uwinęłam się z jego rękawami i chłopak był gotowy. Spojrzałam na siebie i zaczęłam się zastanawiać gdzie są moje ubrania. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że leżą na komodzie. Podeszłam do szafki i szybko nałożyłam na siebie ciuchy. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła piąta. Musimy się zbierać, żeby nikt nas nie zatrzymał.
J: Zayn? Jesteś gotowy?- spytałam wychylając się z pokoju.
Z: Jeszcze dziesięć minut.- odpowiedział i podeszłam do Nialla.
J: Coś ty najlepszego zrobił?- szepnęłam czule i przeczesałam mu włosy dłonią. Dalej płakał. Wzięłam jego twarz w dłonie i kciukami starłam słone kropelki spływające po jego policzkach.
J: Spokojnie... No już... Uspokój się... Cichutko...- powiedziałam i przytuliłam go do siebie. Głaskałam go po plecach i czekałam aż się uspokoi. Po kilku minutach siedział i już tylko pociągał nosem. Do pokoju wszedł Zayn ze spakowaną sporą torbą.
Z: Chyba wszystko wziąłem. Spakowałem ciuchy zarówno dla mnie jak i dla niego. Zabrałem dokumenty i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Możemy jechać.
J: Pomóż mi.- powiedziałam, podnosząc blondyna.
Z: Ja go wezmę. Ty trzymaj torbę.- pokiwałam głową i Zayn przerzucił sobie chłopaka przez ramię. Podał mi jeszcze klucze i kiedy wyszliśmy z mieszkania zamknęłam drzwi. Wsiedliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy. Malik siedział z Horanem na tylnych siedzeniach, żeby mieć go na oku. Po dwóch godzinach drogi, zapaliła mi się rezerwa, więc musiałam podjechać na stację. Niall spał, a Zayn wysiadł razem ze mną. Napełniłam bak do pełna i poszłam zapłacić.
Z: Michelle. Nie wziąłem ze sobą portfela z samochodu. Zapłacisz za mnie?
J: Głupie pytania zadajesz. Bierz co chcesz.- powiedziałam i potarłam ręką o policzek. Kiedy staliśmy już przy kasie, poprosiłam o kawę i zapłaciłam za całe zakupy. Wróciliśmy do auta i szybko okryliśmy Niallera kocem. Wypiłam swoją kawę, Zayn usiadł na fotelu pasażera i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po upływie pół godziny Zayn również smacznie spał. Całe szczęście, że dostarczyłam do swojego organizmu kofeinę, bo mogłoby się to skończyć wypadkiem. Po nie całych dwóch godzinach wjechałam na podjazd mojego domu. Otworzyłam garaż i do niego wjechałam, bo widziałam kilku paparazzi. Spojrzałam na zegarek i było za dwadzieścia ósma.
J: Zayn...- powiedziałam stosunkowo cicho, ale chłopak nie zareagował. Pokręciłam głową i wysiadłam z samochodu zamykając drzwi garażowe. Weszłam do mieszkania drzwiami, łączącymi kuchnię z miejscem na samochody. Kuchnia była pusta, więc poszłam dalej. Sprawdziłam salon. Pusto. Weszłam na piętro i udałam się do pokoju mojego brata. Siedział na łóżku i miał twarz schowaną w dłoniach. Nawet nie zauważył, że tu weszłam. Zapukałam w futrynę i chłopak gwałtownie podniósł głowę. Spojrzał na mnie i w ułamku sekundy stał przy mnie mocno mnie przytulając.
Ma: Martwiłem się o ciebie. Gdzieś ty była? I co mają znaczyć te zdjęcia z Harrym? I co ty tutaj robisz o tak wczesnej porze?- powiedział szlochając.
J: Przepraszam, że się nie odzywałam.- powiedziałam i po moich policzkach kolejny już raz poleciały łzy.
Ma: Już. Spokojnie.- powiedział i odchylając się przejechał dłonią po mojej twarzy, upewniając się, że jestem cała i zdrowa.- Co to za zdjęcia? O co z nimi chodzi i czy to dlatego Josh nas nie odwiedza od czasu twojego wyjazdu?
J: Nie, on jest pokłócony z Anną. A ja... Ja muszę udawać dziewczynę Harry'ego, bo mamy ze sobą za dużo wspólnego. Dwuznaczne sytuacje. Za często się przytulaliśmy i na koncercie Ed'a wyglądaliśmy jak para. Ale błagam. Później ci wszystko wytłumaczę. Teraz potrzebuję twojej pomocy. Niall chciał się zabić.- powiedziałam i z oczu wypłynęło mi kilka słonych kropelek.
Ma: Co?!- spojrzał na mnie i widać po nim było, że jest w niemałym szoku.
J: Jest w moim samochodzie. Zayn też przyjechał. Ale obaj śpią. Pomożesz mi?
Ma: Jasne. Chodź.- złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w kierunku garażu. Zayn nadal spał, ale budzeniem zajęłam się ja.
J: Zayn. Zayn wstawaj. Zayn.- z każdym słowem mówiłam coraz głośniej. W pewnym momencie pocałowałam go w policzek i to momentalnie podziałało. Chłopak otworzył oczy i rozejrzał się po samochodzie.
J: Wstawaj. Jesteśmy u mnie w garażu.- spojrzałam na Martina, który już niósł Niallera na rękach.- Pomóż mi z torbami.
Wzięliśmy wszystkie rzeczy z samochodu i poszliśmy na piętro. Martin właśnie przykrywał blondyna kocem. To był pokój, który niegdyś zajmowała nasza babcia. Był w starym stylu i całkowicie odróżniał się od reszty, ale nie chcieliśmy nic w nim zmieniać. Do tego przy drzwiach stało jeszcze bujane krzesło. Zaniosłam swoje rzeczy do mojego pokoju i wróciłam do Irlandczyka.
J: Zayn, możesz zająć pokój ten co poprzednio. Ja zostanę z Niallem. Chce z nim porozmawiać jak się obudzi.- chłopcy pokiwali głowami i wyszli z pokoju.


*Harry*

Obudził mnie silny ból głowy. Otworzyłem oczy i jasne promienie słoneczne mnie chwilowo oślepiły. Zamrugałem kilka razy i podparłem się na łokciach. Spojrzałem na drugą część łóżka i nie było tam Michelle. Dziwne, przecież ona nigdy nie wstaje o tej porze. Wstałem z łóżka i walcząc z lekkimi zawrotami głowy sprawdzałem każdy pokój po kolei. Michelle nigdzie nie było. Wróciłem do pokoju i się po nim rozejrzałem. Stop. Gdzie są jej rzeczy? Spojrzałem na komodę przy drzwiach i do niej podszedłem. Przeczytałem jej treść i nie wiedziałem co mam zrobić. Czemu tak nagle wyjechała i czemu zabroniła do siebie dzwonić? Czy chodzi jej o to co stało się w nocy? Jasna cholera. Wiedziałem. Wiedziałem, że mi nie wybaczy. Do jasnej cholery. Co ja narobiłem?! Stanąłem na środku pokoju i głośno wrzasnąłem co sprawiło mi ogromny ból, poprzez nadwrażliwość na dźwięki. Wziąłem do ręki telefon i wybrałem numer Zayna.
Z: Halo?
J: Zayn, błagam, przyjedź do mnie. Michelle wyjechała. Boję się, że to przeze mnie.
Z: H-harry. Spokojnie. Michelle jest u siebie w domu.
J: S-skąd wiesz?- spytałem zdziwiony.
Z: Bo... Jestem tu razem z nią.
J: C-co?! Czemu mi nic nie powiedziałeś? I czemu pojechaliście tak wcześnie? Zayn do cholery, co to ma znaczyć?- naprawdę się wkurzyłem.
Z: Harry... Niall w nocy chciał się zabić.
J: Że co proszę?- powiedziałem nie wierząc w to co usłyszałem.
Z: Zadzwonił w nocy do Michi. Na całe szczęście nie spała i szybko do niego przyjechała. Zadzwoniła po mnie i razem doprowadziliśmy Nialla do w miarę normalnego stanu... Człowieku... Nie wiem co mu do głowy przyszło... Łyknął całe pudełko jakiś tabletek i popił piwem. Nawet nie wiem, co to za pigułki były. Całe szczęście, że Michelle od razu wywołała u niego wymioty... Zabraliśmy go do Londynu, Mich chce go mieć cały czas na oku.
J: Jadę do was.
Z: Nie! Harry, nie. To nie jest dobry pomysł. Jeśli tu przyjedziesz media na pewno się zorientują i będą nękać Michelle. Daj jej trochę wytchnienia. Niall potrzebuje spokoju, który ma tutaj zapewniony. Poza tym. Pomyśl, jak będzie się czuł Josh, musząc cię oglądać po tym jak całowałeś się z jego dziewczyną...
Kurwa... Chłopak ma rację... Ja sam czułbym się niezręcznie
Z: Jesteś tam?
J: Tak. Masz rację. Tylko informuj mnie na bieżąco.
Z: Wiadomo.
J: Dzięki. To ja już nie przeszkadzam..
Z: Nie przeszkadzasz. Jak było na imprezie?
J: Chyba dobrze. Ale trochę za dużo wypiłem i Michi musiała mnie ogarniać. A teraz mam wielkiego kaca. A co u ciebie?
Z: U mnie okey. Jestem tylko trochę zmęczony, bo spałem może dwie godziny.
J: To idź się połóż może, co?
Z: Zaraz pójdę.
J: A jak Niall?
Z: Całą drogę przespał i teraz też śpi. Pewnie prędko się nie obudzi. Musi być wycieńczony godzinnym rzyganiem.
J: Aż tyle tego było?
Z: Nie wiem, ale chcieliśmy mieć pewność, że wszystko wydali. Michi cały czas z nim siedzi. Nie wiem jak ona wytrzymuje.
J: Czekaj. O której u was była?
Z: Tak z pół godziny przede mną. Czyli pewnie przed czwartą, albo zaraz po. Czemu pytasz?
J: Kto prowadził?
Z: No, Michelle. Harry, co się stało?
J: Stary. Ona jest już dwadzieścia cztery godziny na nogach. W dodatku prowadziła po alkoholu. Boże święty... Wiesz co wam się mogło stać?
Z: Nie wyglądała na zmęczoną. Fakt. Wypiła jedną mocną kawę po drodze, ale myślałem, że po prostu nie zdążyła jej wypić w domu.
J: Źle myślałeś... No nic. Nie twoja wina. Nie wiedziałeś... Czemu właściwie pojechałeś z nimi?
Z: Wolałem być z nią na wszelki wypadek. Gdyby Niallowi znowu się pogorszyło, sama nie dała by rady. Nie byłaby w stanie się skupić na drodze. Bałbym się o nich i nie darował bym sobie, gdyby coś im się stało.
J: Rozumiem.. Dziękuję... Kiedy wrócicie?
Z: Nie wiem... Ale na wywiad na pewno będziemy. No chyba, że trzeba go będzie odwołać jeśli Niall do siebie nie dojdzie.


*Niall* 

Czułem okropny ból głowy i mdłości. Obudziły mnie czyjeś głosy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem śpiącą na krześle Michelle. Jeden głos z całą pewnością należał do Zayna, a drugi pewnie do Martina. Tylko gdzie ja do cholery jestem? Widzę ten pokój pierwszy raz. Podniosłem się do pozycji siedzącej i od razu tego pożałowałem, bo zakręciło mi się w głowie. Wstałem i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Upadłem na kolana i złapałem się za głowę.
Mi: Niall?- spytała zaspana i szybko do mnie podeszła.- Co się stało? Czemu wstałeś?
J: M-muszę do toalety.- powiedziałem i przeraził mnie mój własny głos. Miałem straszną chrypę i gardło bolało jak cholera przy każdym wypowiedzianym słowie.
Mi: Chodź. Zaprowadzę cię.- powiedziała i pomogła mi wstać.
J: Gdzie jesteśmy?
Mi: U mnie w domu.
J: Co się stało?
Mi: To akurat ty mi później wytłumaczysz.- otworzyła drzwi i wyszliśmy na korytarz. Cały czas miałem mroczki przed oczami i naprawdę ciężko było mi się utrzymać na nogach. W pewnym momencie poczułem, że ktoś mnie łapie pod drugi bok. Spojrzałem w jego stronę i ujrzałem Zayna. Czy była tu też reszta zespołu? A może to tylko jakiś dziwny sen? Zorientowałem się, że jestem już w łazience. Spojrzałem na Michi i na Zayna.
J: Wyjdźcie, proszę.
Z: Stary, ty ledwo idziesz przy naszej pomocy.
J: Niech chociaż Mich wyjdzie.- powiedziałem zmagając się tym samym z bólem.
Mi: Dobrze, ale Zayn cię trzyma.- dziewczyna wyszła z pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Zayn trzymał mnie pod ramionami, a ja załatwiałem swoje potrzeby fizjologiczne. Kiedy myłem ręce Malik nadal mnie podtrzymywał. Wyszliśmy z łazienki i Michi od razu podchwyciła mnie pod bok. Dopiero teraz jej się przyjrzałem.
J: Boże święty...
Mi: Co się stało?
J: Wyglądasz strasznie. Co ci jest?
Mi: Nie przejmuj się. Ty wyglądasz lepiej, więc nie masz się o co martwić. Weszliśmy do pokoju i przyjaciele posadzili mnie na kanapie.
Mi: Lepiej się połóż i śpij dalej.- powiedziała do mnie i przyłożyła rękę do mojego policzka. Usiadł na krześle i przetarła twarz rękoma. Zayn wyszedł z pokoju po drodze głaszcząc Michi po ramieniu i całując ją w czubek głowy. Leżałem tak, patrząc na przyjaciółkę i w końcu odpłynąłem do krainy Morfeusza.


_________________________________________________________
Co Wy na taki obrót sytuacji? Jakoś tak było mało Nialla, więc postanowiłam trochę przy nim namieszać. Jak myślicie- dlaczego chciał ze sobą skończyć?

Pozdrawiam i czekam na propozycje
Ola : )

02 lipca 2013

Rozdział 17- Ona je więcej ode mnie. I szybciej. To potwór.

Przeczytaj proszę notkę pod rozdziałem ;)

*Michelle* 

Obudził mnie silny powiew ciepłego powietrza. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie promienie słońca, które przedzierając się przez żaluzje, odbijały się w lustrze. Mruknęłam coś niezrozumiałego i uświadomiłam sobie, że się do kogoś przytulam, nie będąc ani w swoim łóżku, ani w swoim pokoju. Podniosłam głowę, żeby zobaczyć twarz mojego towarzysza.
H: Cześć kochanie.- uśmiechnął się do mnie szeroko.- Mogłabyś przestać miażdżyć mi żebra?
J: Sorki.- rozluźniłam uścisk i położyłam się na plecy.
H: Wstawaj już.
J: A która godzina?
H: Ósma. Zaraz przyjdzie Paul.
J: On mi do szczęścia nie potrzebny.
H: Nie marudź tylko wstawaj.- nachylił się nade mną i szybko cmoknął mnie w usta.
J: Co to miało być? spytałam zdziwiona.
H: Musimy się przyzwyczajać. Jak kiedyś zobaczysz jakiegoś paparazzi na balkonie to się nie zdziw.
J: Że co?!-zerwałam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na chłopaka, który stał w samych bokserkach.
H: Wstawaj.- mrugnął jednym okiem i wyszedł z pokoju. Ja z kolei opadłam z powrotem na łóżko i ani mi się śniło wstawać. Rozmyślałam o tym, co pomyślą o mnie znajomi. Oprócz Anny, Josha i Louise nikt nie wie, że ja i Hazz jesteśmy rodziną. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Wiem tylko, że moja drzemka nie trwała długo. Obudził mnie soczysty buziak w policzek. Otworzyłam oczy i zobaczyłam roześmianą twarz Zayna.
Z: Hej!- powiedział radośnie, a ja miałam ochotę go zrzucić z łóżka.
J: Co ty tu robisz?
Z: Też się cieszę, że cię widzę. U mnie wszystko w porządku, dzięki, że pytasz. A co u ciebie? Nie ważne. Wstawaj, bo Paul siedzi na dole i koniecznie chce cię widzieć.
J: Ja do niego nie zejdę. Jak ten gbur czegoś ode mnie chce, to niech sam przylezie.
Z: Daj spokój.
J: Nie. Niech się najpierw szacunku do ludzi nauczy. Dopiero wtedy z nim porozmawiam.- w tym momencie Zayn wziął mnie na ręce. Wrzasnęłam na niego, ale to nic nie dało.
J: Postaw mnie do jasnej cholery!- wrzasnęłam kiedy mijaliśmy kuchnię. Widziałam tylko, jak ciocia wychyla z niej głowę i kręci nią z lekkim uśmiechem na ustach.
J: Ciociu...- powiedziałam błagalnym głosem, udając, że się zaraz popłaczę.
C: Zayn. Postaw Michelle. Ona też potrafi chodzić.- dzięki bogu chłopak posłuchał. Wykorzystując sekundę jego nieuwagi ruszyłam biegiem w kierunku schodów. Niestety Mulat był ode mnie szybszy i znów znalazłam się w jego ramionach. Trzymając mnie jak pannę młodą wszedł do salonu i wszystkie oczy skierowały się na naszą dwójkę. Miałam nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy żaden durny pomysł, więc skrzyżowałam ręce na piersiach i zrobiłam naburmuszoną minę. Chłopak podszedł do fotela i usiadł na nim dalej mnie trzymając. Próbowałam się wyrwać, ale on naprawdę był silny.
J: Mów co chciałeś, a nie się tak gapisz.- warknęłam w kierunku Paula, a on obdarował mnie jakże 'przyjaznym' spojrzeniem.
P: Masz pół godziny, na przygotowanie się do wyjścia.
J: Chrzań się.
Z: Mich. Nie przeginaj.
J: Nie będzie mi koleś rozkazywał. Odnoszę się do ludzi tak, jak oni odnoszą się do mnie.
P: Michelle, mógłbym cię prosić o to, abyś za pół godziny czekała tu na mnie gotowa do wyjścia?- wszyscy spojrzeliśmy na mężczyznę. Widocznie pierwszy raz się tak do kogoś odezwał.
J: Ależ oczywiście Paul. Poproś tylko Louise, aby przygotowała mi ciuchy, w czasie mojego pobytu w łazience.
P: Oczywiście. Zaraz ją poproszę.- powiedział ze skruchą, a ja spróbowałam wstać.
J: Możesz mnie już puścić palancie.
Z: Ej! Ja się tak do ciebie nie odnoszę!- powiedział rozkładając ramiona.
J: Ups!- powiedziałam sarkastycznie i ze śmiechem ruszyłam do pokoju, w którym spałam. Kiedy do niego weszłam, od razu tego pożałowałam. Moim oczom ukazał się nagi Harry.
J: Hazz! Kurwa! Ubrałbyś się w łazience!- krzyknęłam zasłaniając oczy dłonią.
H: To mój pokój. Mogę w nim chodzić jak mi się podoba.
J: Nie zapominaj, że to nasz wspólny pokój w tym momencie.- warknęłam przez zaciśnięte zęby.
H: Mam już na sobie majtki, jeśli na to czekałaś.- od razu odsłoniłam oczy i ruszyłam do mojej torby. Wyjęłam z niej czystą bieliznę i ruszyłam w kierunku łazienki.
H: Michi. Mojej dziewczynie nie powinno przeszkadzać to, że chodzę bez ubrań.- zaśmiała się.
J: Ale ja nie jestem twoją dziewczyną żabo!- krzyknęłam i zamknęłam za sobą drzwi od łazienki. Szybko się rozebrałam i wlazłam pod prysznic. Uwielbiam ten moment, w którym ciepłe strumienie wody uderzają w moją skórę z dużą siłą. To mnie relaksuje. Mycie zajęło mi dziesięć minut. Suszenie włosów drugie tyle. Wyszłam z łazienki w samej bieliźnie i idąc korytarzem natknęłam się na Louisa.
Lou: No no no.- powiedział śmiesznie poruszając brwiami.
J: Wal się.- powiedziałam wytykając język i schowałam się w pokoju Hazzy. Czekała tam już na mnie Louise. Rozkładała na biurku kosmetyki, które będą jej potrzebne.
Lo: Na łóżku leżą wasze ubrania. Ubierz się proszę.- powiedziała nawet się do mnie nie odwracając. Równie dobrze mogłabym być seryjnym mordercą, a ona by się nie zorientowała. Spojrzałam na ubrania i szybko je założyłam. Muszę przyznać, że po mimo tego, że cały świat zobaczy mój biustonosz, to naprawdę ładnie wyglądałam.
Lo: Siadaj.- powiedziała odwracając się do mnie.- Wiedziałam, że będziesz ślicznie wyglądać. Dobrze, że nosicie z Gem ten sam rozmiar.
J: Dzięki.- uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle.- Mam coś zrobić z włosami?
Lo: Nie. Zostaw je tak jak są. Masz ładne naturalne fale i szkoda je niszczyć.
J: Okej.- po raz kolejny się uśmiechnęłam i dałam znak przyjaciółce, że może zacząć wykonywać swoją robotę. Poszło jej szybciej niż się spodziewałam i zeszłam do salonu pięć minut przed czasem, będąc w pełnej gotowości.
P: Idź się umalować.- powiedział spoglądając na mnie. Zrobiłam wkurzoną minę.- Znaczy się. Czy mogłabyś iść do Louise?
J: Już u niej byłam.- rozejrzałam się po pokoju i wyjrzałam na korytarz upewniając się czy nikt nas nie usłyszy.
J: Paul. Przepraszam, że pytam, bo może nie powinnam, ale spytam. Masz żonę?
P: Mam. A ty masz prawo o tym wiedzieć.- uśmiechnął się delikatnie, a mnie prawie opadła szczęka.
J: Boże święty. Ty się uśmiechasz.- wyszczerzyłam się w głupim uśmiechu.
P: Zdarza mi się.- zaśmiał się widząc moją minę.
J: O boże! Ludzie! Chodźcie! Paul się śmieje!- zaraz po tym do salonu weszła ciocia i Gemma, zaraz za nimi Zayn i na końcu Louise, Lou oraz Harry. Wszyscy wytrzeszczyli oczy, a Paul zaczął się śmiać głośniej. Dołączyłam do niego i zaraz wszyscy staliśmy roześmiani.
J: I takiego chcę cię widywać.- powiedziałam podchodząc do niego i delikatnie go  przytuliłam.
P: Dziękuję. Poprawiłaś mi humor.- powiedział szeroko się uśmiechając.
J: Nie ma sprawy. To co? Jaki plan wycieczki na dzisiaj?- spytałam opadając na kanapę.
P: Myślałem nad tym, żebyście przeszli się parkiem, aż do kawiarni. Ta zjecie śniadanie, napijecie się jakiejś kawy, czy co tam będziecie chcieli. Moglibyście posiedzieć tam z godzinę. Później spacerkiem przeszlibyście  do centrum. Tam pochodzicie po sklepach, kupicie sobie mnóstwo ciuchów i innych dupereli. To wam trochę zajmie. Jak już skończycie zakupy to wrócicie do domu. Przebierzecie się, Lou umaluje Michelle i pójdziecie do klubu na imprezę. Co wy na to?
J: Ja się zgadzam. Mam tylko jedno pytanie. Kto zapłaci za moje ciuchy? Bo ja ze sobą kasy nie mam.
P: Harry dostanie specjalną kartę. Z niej weźmiecie pieniądze.
J: Dobra. To ja przeleję później pieniądze na konto Hazzy.
P: Nie, nie, nie. Potraktuj to jako zapłatę.
J: Mam rozumieć, że jestem teraz, jakby twoją pracownicą?
P: Tak jakby. Ale nie zrozum tego źle. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni za to, co robisz dla chłopców.
J: Nie ma sprawy. Pomaganie to moja specjalność.- puściłam do niego oczko i wstałam z kanapy. Spojrzałam na mojego kuzyna i znowu wyglądał świetnie.
J: No, no, no. Nie wiedziałam, że mój chłopak ma w szafie takie ładne ubrania.- zaśmiałam się i chwyciłam go za rękę. Ruszyliśmy do wyjścia.
Lo: Czekajcie! Okulary!- krzyknęła i biegiem ruszyła po schodach. Po kilkunastu sekundach wróciła do nas trzymając to po co poszła. Mnie wręczyła takie, a Harry dostał tradycyjne Raybany. Założyliśmy ja na nosy i uśmiechnęliśmy się do dziewczyny.
Lo: Możecie iść.- powiedziała uradowana i pomachała nam na pożegnanie. Wyszliśmy z domu i od razy w oczy rzuciło nam się kilku paparazzi. Ruszyliśmy spokojnym krokiem w kierunku parku i tak jak powiedział Paul doszliśmy do mojej ulubionej kawiarni.
J: Pamiętam jak tu przychodziliśmy na lody kiedy byliśmy mali.
H: To były czasy.- zaśmialiśmy się oboje i usiedliśmy przy stoliku przy oknie. Po niecałej minucie podeszłą do nas kelnerka i zebrała od nas zamówienia. Oboje poprosiliśmy o szarlotkę i pucharek lodowy oraz kawę z mlekiem. Zdjęliśmy okulary, bo w pomieszczeniu słońce nie świeciło nam po oczach. Niektórzy ludzie podchodzili z aparatami pod samo okno, żeby tylko cyknąć dobrą fotkę. Obracaliśmy się z Harrym, tak, żeby nasze twarze były jak najmniej widoczne. Po kilku minutach otrzymaliśmy nasze kawy z ciastem, a na lody mieliśmy jeszcze chwilę poczekać. Cały czas rozmawiając i śmiejąc się z opowiadanych żartów zjedliśmy szarlotkę i czekaliśmy na lody. Kiedy je dostaliśmy Harry dziwnie się na mnie spojrzał.
J: Co ci chodzi po głowie?- spytałam chichocząc.
H: Nakarm mnie, a ja nakarmię ciebie. To będzie takie, wiesz, sweet.- zaśmialiśmy się, ale się zgodziłam. Nabrałam na łyżeczkę trochę lodów miętowych i wyciągnęłam rękę w kierunku chłopaka. Kiedy już praktycznie łyżeczka znalazła się w jego buzi, cofnęłam rękę i sama pochłonęłam przysmak.
H: Ej! To było nie fair.- zrobił smutną minkę, a ja się roześmiałam. Co jakiś czas, karmiliśmy się lodami, mając przy tym nie mały ubaw.
H: Czekaj. Ubrudziłaś się.- powiedział wyciągając do mnie rękę. Zgarnął kciukiem pozostałości lodów z kącika moich ust i nachylając się musnął moje wargi swoimi. Czułam, że się zarumieniłam, więc uśmiechnęłam się delikatnie i wróciłam do jedzenia. W ciągu kilku następnych minut nasze pucharki były już puste. Harry zapłacił, za nasz posiłek i ruszyliśmy w dalszą drogę. W drodze do centrum spotkaliśmy kilka fanek Hazzy, które prosiły o autograf i zdjęcie. Chłopak nie miał serca odmawiać, a ja z wielką przyjemnością cykałam fotki tym dziewczynom. Jedna z nich podeszła do mnie i zaczęła rozmawiać.
D: Hej. Jestem Diana.
J: Michelle, miło mi. Masz ładne imię.- uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
D: Długo znasz Harry'ego?
J: Tak. Znałam go jeszcze zanim stał się sławny.
D: Sława go zmieniła?
J: Nie. Stał się tylko trochę bardziej pewny siebie. Ale nadal jest tym samym zwariowanym chłopakiem.
D: Jesteście parą?- kurde. Powinnam się spodziewać takich pytań.
J: T-tak.- powiedziałam spuszczając głowę.
D: Ej... To nie powód do smutku.-pogładziła moje ramię.- Ładnie razem wyglądacie i widać, że jesteście ze sobą szczęśliwi. Jeśli chcesz, to zachowam to dla siebie.- uśmiechnęła się szeroko co trochę podniosło mnie na duchu.
J: Była bym wdzięczna. Dziękuję.- dziewczyna mocno mnie przytuliła i pomachała na odchodne.
H: Fajne dziewczyny.- powiedział łapiąc mnie za rękę.
J: Mhm. Bardzo sympatyczne. Diana, ta z którą rozmawiałam, powiedziała, że ładnie razem wyglądamy i widać, że jesteśmy ze sobą szczęśliwi, więc nam kibicuje.- powiedziałam i oparłam swoją głowę na jego ramieniu.
H: To dobrze. Przyda ci się wsparcie takich jak ona.
J: Wiem, ale to trochę dziwne...- westchnęłam ciężko i podnosząc głowę cmoknęłam chłopaka w policzek.
H: A to za co?
J: Kocham cię żabo.
H: Ja ciebie też, ale za tą żabę to ci się oberwie... Teraz możemy spotkać więcej fanek.- powiedział kiedy weszliśmy do centrum handlowego.
J: Spoko. Damy radę.
Chodziliśmy po sklepach i nawet w przymierzalni fanki robiły sobie zdjęcia z ich idolem. Kilka z nich poprosiło też o zdjęcie ze mną, ale po wcześniejszym telefonie do Paula, musiałam odmówić. Mijały kolejne godziny, a my mieliśmy jeszcze dużo czasu.
J: Usiądziemy? Noga mnie trochę boli.- powiedziałam ze skwaszoną miną przytrzymując się kuzyna.
H: Jasne. Chodź, tam są ławki.- pokazał palcem na fontannę i ruszyliśmy w jej kierunku. Kiedy usiedliśmy zadzwonił mi telefon.
J: To Josh. Odbiorę, ok?- Hazz pokiwał głową i wcisnęłam zieloną słuchawkę.- Hej.
Jo: Hej skarbie. Jak wam idą zakupy?
J: Skąd wiesz, że my... Dobra. Głupie pytanie.
Jo: Louise mi powiedziała. Spokojnie. Nie oglądam tych zdjęć. Za bardzo by bolało.
J: Proszę cię... Nie rozmawiajmy o tym.
Jo: Miałaś wczoraj zadzwonić.- powiedział smutno.
J: O boże... Przepraszam. Totalnie zapomniałam. Ganiałam się z Harrym po ogrodzie i padłam jak tylko się położyłam.
H: Potwierdzam.- powiedział mi do słuchawki i usłyszałam jak Jo się śmieje.- Hej Josh.
Jo: Hej Harry.
J: Może ci go dać, co? Porozmawiacie sobie.- mówiłam chichocząc.
Jo: Nie. Wolę ciebie.
H: Ej.- zrobił obrażoną minę, a ja się zaśmiałam.- O o.- podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam Paula.
J: Skarbie. Ja muszę kończyć. Tym razem nie zadzwonię, bo będziemy musieli iść do klubu. Ewentualnie przed tym zadzwonię. Kocham cię. Pa.- rozłączyłam się nie dając mu nawet odpowiedzieć.
J: Kim jest ta kobieta?
H: To żona Paula. Zobacz jacy oni są słodcy.- spojrzałam na małżeństwo i po krótkim kontakcie wzrokowym z mężczyzną wiedziałam co to oznacza.
J: Wiesz. Wydaje mi się, że Paul chce nam pokazać jak mamy się zachowywać. Zobacz tylko. Idą przytuleni, co chwila dają sobie buziaka w policzek. A my? Siedzimy, ja gadam przez telefon.
H: Okej. Zrozumiałem.- chwycił mnie za podbródek i obrócił w swoim kierunku.- Uśmiechnij się. Świat patrzy.- jak powiedział tak zrobiłam, a on czule wpił się w moje usta. Uśmiechał się przez pocałunek, który musiałam odwzajemnić.
J: Dosyć.- wyszeptał wprost w jego  usta. Po tym cmoknął mnie jeszcze raz i odsunął się uśmiechając. Spojrzałam kątem oka na Paula, który właśnie obok nas przechodził. Kiwnął prawie niezauważalnie głową i poszedł dalej. Harry pocałował mnie w czoło i wstał z ławki.
H: Idziemy. Nie będziemy tu tak cały dzień siedzieć. Przyjechaliśmy na zakupy. Chodź.- podał mi rękę, którą pochwyciłam i ruszyliśmy w sklepy.
J: A właśnie. Co robili u nas Louis i Zayn?
H: Z Zaynem musiałem porozmawiać, a Lou często do nas wpada bez zapowiedzi, bo nienawidzi sam zostawać w domu.
J: Rozmawiałeś z Zaynem o tym, o czym myślę?- spojrzałam na niego, a on pokiwał twierdząco głową- I?-dodałam na zachętę.
H: Powiedziałem mu co czuję... A on to odwzajemnia.- powiedział i w jego oczach dostrzegłam iskierki szczęścia.
J: Jejku. Tak się cieszę.- miałam ochotę się wydrzeć na całe centrum i z ledwością się powstrzymałam. Ścisnęłam go tylko delikatnie za rękę i wyszczerzyłam się w wielkim uśmiechu.
H: Chodź. Wejdziemy tutaj.- nie lubił rozmawiać o takich sprawach, ale widziałam, że jest wniebowzięty. Weszliśmy do sklepu z naprawdę drogimi rzeczami.
J: Em. Hazz. Może jednak zmienimy lokal?- spytałam spowalniając go odrobinę.
H: Nie skarbie. Kupimy sobie coś na imprezę, żeby wyglądać odlotowo.
J: Jesteś pewien?
H: Tak kochanie. Jestem pewien.- uśmiechnął się do mnie puszczając oczko i ruszyliśmy w kierunku sukienek. Po kilkunastu minutach szukania znaleźliśmy świetną małą czarną. Nie wiem, którą z kolei w mojej szafie, ale takiej jeszcze nie widziałam. Była boska.
H: Sukienka jak sukienka, ale tak ładnie, to chyba w żadnej ze swoich sukienek nie wyglądasz.- powiedział opierając się o ścianę.
J: Nie mam do niej butów i biżuterii.- powiedziałam obracając się przed kuzynem.
H: Kupimy. Dobra. Dla ciebie już mamy kieckę. Teraz pora na mnie.- podeszłam do niego i cmoknęłam go w usta, bo widziałam kobietę ukrywającą aparat między wieszakami. Weszłam z powrotem do przymierzalni i ubrałam swoje ciuchy. Trzymając w ręku nową sukienkę udałam się za Harry w część męską. Wyczaiłam kilka fajnych rzeczy, które kolejno wręczałam chłopakowi. W ostateczności zdecydowaliśmy się na zestaw z białą koszulą. Kiedy wyszliśmy z tego sklepu ruszyliśmy w kierunku alejki z obuwniczymi. Na wystawie jednego z nich zobaczyłam buty, które idealnie pasują do mojej sukienki. Pociągnęłam za sobą chłopaka i już po chwili przymierzałam wymarzone szpilki. Pasowały i były naprawdę wygodne. Kiedy Hazz zapłacił, ruszyliśmy do sklepu z biżuterią. Nabyłam w nim bransoletkę, kolczyki i kołnierzyk. Loczek chciał mi jeszcze kupić pierścionek, ale tego rodzaju biżuterii nie używam zbyt często.

*Harry*

Spojrzałem na zegarek i mocno się zdziwiłem.
J: Chyba możemy już wracać.
Mi: A która jest?
J: Osiemnasta.
Mi: Już? Kurde. No faktycznie możemy wracać. Mam tylko nadzieję, że w domu będzie obiad, bo chyba jestem głodna.
J: Zamawiamy taxi?
Mi: Moje nogi były by wdzięczne.- dziewczyna uśmiechnęła się uroczo, a ja musnąłem jej wargi swoimi. Ruszyliśmy do wyjścia i na nasze szczęście złapaliśmy wolną taryfę. Mężczyzna podwiózł nas do domu i kiedy weszliśmy do domu, w nasze nozdrza uderzył zapach świeżej pizzy. Oboje uśmiechnęliśmy się szeroko i spojrzeliśmy po sobie. Szybkim krokiem ruszyliśmy do mojego pokoju i zostawiliśmy tam wszystkie torby, oraz Michelle zdjęła buty. Zbiegliśmy schodami i wpadliśmy do kuchni. Mama właśnie kroiła pizzę.
J: Mamo. Kocham cię.- powiedziałem patrząc na jedzenie. Mama się tylko zaśmiała i podała nam talerz z przysmakiem i spodki, na które mogliśmy go nałożyć.
Nawet nie wiem kiedy pochłonąłem trzy kawałki. Spojrzałem na pizzę, a później na Michi.
J: Skarbie, który kawałek wpierdalasz w tym momencie?
Mi: Kończę czwarty. I od razu mówię. Ten większy jest mój.- pokazała palcem, a ja tylko wytrzeszczyłem oczy.
M: Czemu wyglądasz jakbyś ducha zobaczył?- spytała moja rodzicielka, wchodząc do salonu.
J: Ona je więcej ode mnie. I szybciej. To potwór.
Mi: Lepiej jedz i nie gadaj, bo ci nic nie zostawię. Częstuj się ciociu. Dla ciebie coś zostawię.
M: Dziękuję skarbie, ale ja już jadłam.- kobieta się do nas uśmiechnęła i potargała mi włosy.
J: Mamo.- powiedziałem przeciągając samogłoski.
M: Przepraszam synek. Przyzwyczajenie.- zaśmiała się i wróciła do kuchni.
Mi: To co? Czeka nas impreza.- powiedziała wycierając twarz serwetką, kiedy już zjedliśmy całą pizzę.
J: Na to wygląda.- uśmiechnąłem się do kuzynki i wstałem od stołu. Zebrałem talerze i odniosłem je do kuchni.- Michi. Chodź już się przebrać. Za godzinę mamy być gotowi.- krzyknąłem i ruszyłem do swojego pokoju.
Mi: Idę.- powiedziała i słyszałem już jej kroki, podążające moim śladem. Weszliśmy do mojej sypialni i naszym oczom ukazali się Zayn, Louise i BooBear.
J: Siedzicie tu od rana?- spytałem lekko się śmiejąc.
Lo: Ja tu mieszkam tymczasowo.- wytknęła język w moją stronę i robiąc to wyglądała jak Michelle.
Lou: A przeszkadza ci to?
J: Skądże znowu.- zaśmiałem się i poczułem jak ktoś na mnie wpadł.
Mi: Kurde. Sorki. Nie zauważyłam cię.- powiedziała opierając się o ścianę, na którą wpadła.
J: Taki mały jestem, że aż niezauważalny?- spytałem i przygarnąłem ją do siebie.
Mi: Nie. Zagapiłam się w telefon. Martin dzwonił. Kilka razy. Anna tak samo. Pewnie zobaczyli zdjęcia. Muszę zadzwonić do Josha. Ty idź się umyj, ja wejdę po tobie.- powiedziała i wyszła na korytarz. Współczułem jej z całego serca. Już sobie wyobrażam jakie piekło ją spotka, kiedy wróci do domu. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem z niej czyste bokserki. Wszedłem do łazienki i wziąłem szybki prysznic. Wróciłem do pokoju w samej bieliźnie i wszyscy na mnie spojrzeli. Louise się speszyła i na jej policzki wkradł się rumieniec. Zayn uroczo się uśmiechnął patrząc mi prosto w oczy, co odwzajemniłem. Louis z kolei spojrzał na mnie z wyrzutem.
J: Co?- spytałem go nie wiedząc o co chodzi.
Lou: Niedługo będziesz miał lepszy tyłek ode mnie. To nie jest fajne.
Mi: Spokojnie Lou. Do twojego tyłka to mu jeszcze daleko.- puściła do niego oczko wchodząc do pokoju.
J: Ej!
Mi: No co? Prawdę mówię.- podeszłą do swojej torby, wyciągnęła z niej czarną bieliznę i poszła do łazienki.
Lo: Dobra Hazz. Siadaj. Muszę ogarnąć twój pyszczek. Mam nadzieję, że w tych torbach są jakieś ciuchy na imprezę, które wybierałeś z Michi.
J: Oczywiście.- uśmiechnąłem się do niej i posłusznie zająłem miejsce przy oknie. Ta dziewczyna ma do tego talent. Jest tak delikatna w tym co robi, że mogę się pokusić o stwierdzenie, że sprawia mi to przyjemność.
Lo: Harry, proszę, nie patrz się tak na mnie, bo się skupić nie mogę.
J: Sorki, ale w twoich oczach widzę co robisz.
Lo: Proszę. Tu masz lusterko. Skończone.- powiedziała ostatni raz pociągając pędzlem po mojej twarzy. Uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła i przejrzałem się w lustrze.
J: Kurde. Nie wyglądam jakbym był umalowany, a twarz jest trzy razy świeższa.
Z: No widzisz. Fajnie być od czasu do czasu pięknym.- zaśmiał się, a ja spiorunowałem go spojrzeniem, co jeszcze bardziej go rozśmieszyło. Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem i sam zacząłem się śmiać.
Mi: Co robisz pierwsze? Makijaż czy włosy?- spytała wchodząc do pokoju w samej bieliźnie. Widać, że trochę się krępowała stać tak przy chłopakach, więc podszedłem do niej i przytuliłem ją od tyłu.
Spojrzałem na Louisa i widać było w jego oczach pożądanie.
J: Loueh, to twoja przyjaciółka, ogarnij się.
Lou: Stary, nie chciał byś mieć takiej przyjaciółki?- spytał wskazując ręką na moją kuzynkę, która momentalnie zrobiła się cała czerwona.
J: Stary. Ja mam taką dziewczynę.- powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. Rozluźniła się nieco i odwdzięczyła tym samym.
Lo: Jaką masz sukienkę?
Mi: Czarną. Ze złotymi ćwiekami.
Lo: Okej. Siadaj, najpierw cię umaluję.- dziewczyna wysunęła się z moich objęć i usiadła na krześle. Po kilkunastu minutach jej makijaż był gotowy. Ja w tym czasie zdążyłem się ubrać. Po dwudziestu minutach fryzura Michi też była już zrobiona. Louise zostawiła jej rozpuszczone włosy i trochę mocniej podkręciła same końcówki. Efekt końcowy był naprawdę świetny i zabierał dech w piersiach. Muszę przyznać, że teraz to nawet mnie pociągała. Gdybym miał żyć w trójkącie, a Michi nie byłaby moją kuzynką, na pewno by się w nim znalazła razem z Zaynem. Jestem biseksualny, ale mało kto wie, że tak jest.

*Michelle*

Kiedy Louise skończyła swoją robotę podeszłam do toreb z zakupów i wyciągnęłam z nich moje rzeczy. Oderwałam metkę od sukienki i ją na siebie założyłam. Suwaka na razie nie zapinałam, bo bałam się, że go popruję schylając się po buty. Kiedy miałam je już na stopach założyłam na siebie biżuterię i odwróciłam się do reszty. Wszyscy z wyjątkiem Louise się na mnie gapili.
J: Harry. Mógłbyś mi zapiąć suwak?
H: Jasne.- powiedział i od razu to zrobił.
J: Dzięki.- spojrzałam na chłopców, którzy dalej się na mnie gapili.- Co się tag gapicie?
Z: Ładnie wyglądasz.- uśmiechnął się słodko pokazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
J: Dzięki.- uśmiechnęłam się nieśmiało czując, że się rumienię.- Ale Louisowi to oczy zaraz z orbit wylecą.
Lou: J-ja. Chyba wyjdę, bo jak na ciebie patrzę to mnie chcica bierze.- teraz na bank byłam cała czerwona.
J: Ja wyjdę.- powiedziałam i szybkim tempem opuściłam pokój.
Lo: Miłej zabawy!- usłyszałam moją przyjaciółkę i z uśmiechem zeszłam po schodach. Zaraz dołączył do mnie Harry i weszliśmy do salonu.
P: Wow.- powiedział patrząc na nas.- Yyy, sorki. Ładnie wyglądacie.
J: Dzięki.- powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
P: Zayn i Lou dalej u was?
H: Taaa.- powiedział głęboko wzdychając.
P: Spokojnie. Dzisiaj Liam robi imprezę, więc zaraz się będą zmywać.
H: Spoko. Jedziemy dzisiaj sami czy z ochroną?
P: Arthur dzisiaj nie może, ale James będzie. Znasz kolesia.
H: Tak. Fajny chłopak. Do którego klubu jedziemy?
P: Tam gdzie zwykle. Paparazzi zawsze tam siedzą i czekają na jakieś gwiazdki.
H: No tak. Mamy jechać taxi?
P: Tak. Już na was czeka. Miłej zabawy.
H: Nie bierzesz torebki?- spytał mnie zanim wyszliśmy z domu.
J: Nie. Boje się, że bym ją zgubiła.
H: No okej. Pa mamo! Wrócimy późno!- krzyknął w kierunku kuchni.
J: Pa ciociu!
C: Papa dzieciaki! Miłej zabawy!- po tych słowach wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do taryfy, która zawiozła nas do klubu. Kiedy do niego weszliśmy w moje nozdrza uderzył zapach papierosów i alkoholu.
H: Chcesz się napić?- powiedział mi wprost do ucha. Pokiwałam głową i ruszyliśmy do baru. Hazz zamówił nam po piwie i już zdążyliśmy wyczaić kilku fotoreporterów. Po trzecim piwie ruszyliśmy na parkiet. Z początku to były niewinne wariacje. Wygłupialiśmy się poruszając się w rytmie muzyki.
H: Nie wyglądamy jak para.- powiedział mi do ucha, a ja w odpowiedzi wpiłam się w jego usta. Całowaliśmy się tak już z dobrą minutę, kiedy zabrakło mi powietrza. Odsunęłam się od chłopaka i jeszcze raz musnęłam jego wargi.
J: Pić mi się chce.- powiedziałam, próbując przekrzyczeć muzykę. Chłopak objął mnie w talii i poprowadził do baru. Tam zamówił dwa mocne drinki, które jak tylko dostaliśmy wypiliśmy za jednym razem.
H: Chcesz jeszcze?- pokiwałam głową i Hazz zamówił to samo. Tym razem piliśmy trochę wolniej. Poszliśmy na parkiet i znowu zaczęliśmy szaleć. W pewnym momencie Harry delikatnie się ode mnie odsunął i sięgnął do kieszeni swoich spodni. Wyjął telefon i z uwagą zaczął coś czytać.
J: Kto to?- krzyknęłam.
H: Mama. Powiedziała, że jedzie z Gemmą i Louise do Londynu. Muszą coś załatwić. Pewnie pojechali po rzeczy Lou.- pokiwałam głową i kiedy chłopak schował telefon zbliżyłam się do niego. Zarzuciłam mu ręce na szyje i starałam się wyglądać jak najbardziej uwodzicielsko. Cały czas widziałam osoby, które robiły nam zdjęcia, udając, że ich nie zauważyliśmy.
DJ: A teraz coś dla zakochanych par. Zwolnijmy tempo specjalnie dla nich.- myślałam, że puści jakiś remiks, jednak chłopak puścił oryginał piosenki. Już po pierwszych dźwiękach wiedziałam co to. Kiss me- Ed'a Sheeran'a. Harry złapał mnie za dłonie, które chwilę temu zabrałam z jego karku i zarzucił je sobie z powrotem. Rękoma złapał mnie za biodra i oboje lekko się kołysaliśmy w rytm piosenki mojego ulubionego muzyka. Przymknęłam delikatnie powieki odchylając głowę do tyłu, a Harry to wykorzystał i złożył kilka delikatnych pocałunków na mojej szyi. Czułam jak szumi mi w głowie od nadmiaru alkoholu, który działał na mnie coraz mocniej. Śpiewałam cicho słowa piosenki i Harry widocznie pomyślał, że to do niego. Stężenie alkoholu w jego krwi było takie samo jak u mnie, ale on ma chyba słabszą głowę. Najpierw delikatnie musnął moje wargi, a potem wpił się w nie ze zdwojoną siłą. Normalnie by mi to przeszkadzało, ale procenty sprawiły, że zamiast go ogarniać, odwzajemniałam każdy pocałunek. Co gorsza. Miałam ochotę na więcej i więcej. Całowaliśmy się, przez cały czas się kołysząc. Dopiero kiedy DJ zmienił piosenkę odsunęliśmy się od siebie.
J: Wracajmy do domu. Jestem zmęczona.
H: Oczywiście skarbie.- ruszyliśmy do wyjścia i teraz się zorientowałam, kto cały czas nas pilnował. Widziałam go już kiedyś, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie. Był młody, wysoki i bardzo przystojny. Wtapiał się dzięki temu w tłum. Pewnie nie jedna dziewczyna go dzisiaj zaczepiała, a on biedny musiał odmówić, bo był w pracy. Kiedy na mnie spojrzał, uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on to odwzajemnił. Harry w pewnym momencie pociągnął mnie za sobą trochę mocniej i w końcu wydostaliśmy się z klubu. Muzyka nadal dudniła mi w uszach. Zaraz za nami wyszedł James.
James: Jedziecie do domu?
H: Tak. Księżniczka się zmęczyła.- powiedział obejmując mnie w talii.
James: Poczekam z wami na taryfę.- pokiwaliśmy głowami i uśmiechnęłam się do James'a.
J: Ja cię skądś znam.
James: Byłem na koncercie Ed'a.- uśmiechnął się, a mnie z kolei uśmiech znikł z twarzy.- Dobrze, że nic ci się nie stało.- pokiwałam głową i uśmiech powrócił na moją twarz.
J: Siedziałeś wtedy obok Anny. Dobrze kojarzę?
James: Tak. Co u niej słychać?
J: W sumie to nie wiem. Nie gadam z nią od trzech dni.- wzruszyłam obojętnie ramionami i poczułam jak Harry błądzi ręką po mojej tali. Podobało mi się to. Zakręciło mi się trochę w głowie, ale Hazz mnie przytrzymał.
J: Przystojny jesteś.- palnęłam patrząc na naszego ochroniarza.
James: Dzięki.- zaśmiał się krótko.- Ale twojej urodzie nie dorównam.
J: Pieprzyć moją urodę. Jak będziesz miał dwudniowy zarost, to będą się o ciebie bić.
James: Bez przesady.- znowu się zaśmiał.- O taxi jest. Miłej nocy.- przytulił mnie, uścisnął dłoń z Harrym i wsiedliśmy do samochodu. Harry podał adres kierowcy i ruszyliśmy. Facet nas ostrzegł, że będzie wolno jechał, bo samochód mu dzisiaj nawala i jest już zmęczony. Poprosiliśmy go tylko, żeby podkręcił muzykę i zajęliśmy się sobą. Na początku siedzieliśmy tylko przytuleni do siebie, ale Harry w pewnym momencie zaczął jeździć ręką po mojej nodze. Z każdą chwilą sprawiało mi to coraz więcej przyjemności. Odwróciłam  twarz w jego stronę i dwoma palcami pociągnęłam go za podbródek, obracając jego twarz do mojej. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Spojrzałam mu głęboko w oczy i delikatnie go pocałowałam. Kiedy chciałam się odsunąć, chłopak się nade mną nachylił i kontynuował pocałunek. Nie wiem jak długo to trwało. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, zauważyłam, że jesteśmy już na naszej ulicy. Harry ścisnął mnie lekko za udo i uśmiechnął się figlarnie. Kiedy facet się zatrzymał, Harry zapłacił mu za przejazd i wysiedliśmy z samochodu. Ruszyliśmy w kierunku furtki, która była otwarta. Loczek szybko otworzył drzwi wejściowe i ruszyliśmy w kierunku jego pokoju. Kiedy już tam byliśmy stanęłam przed łóżkiem i odgarnęłam włosy na prawy bok. Chwilę po tym poczułam ciepłe pocałunki na lewym ramieniu. Chłopak całował mnie delikatnie i czule, a jednak z zażyłością. Jego ręce z moich bioder przeniosły się do suwaka sukienki. Kiedy ją odpiął zsunął ją lekko aż w końcu sama spadła. Uwolniłam z niej moje kostki robiąc krok w przód. Odwróciłam się do kuzyna i w tym samym momencie nasze usta się ze sobą spotkały. Jego usta były takie miękkie i słodkie, że nie miałam ochoty przestawać. Zaczęłam rozpinać jego koszulę, a on zajął się swoimi spodniami. Kiedy był już w samych bokserkach odsunęłam się od niego delikatnie i ruszyłam w kierunku balkonu. Miałam ochotę się przewietrzyć. Nie obchodziło mnie to, że jestem w samej bieliźnie. Wyszłam na powietrze i słyszałam jak Harry idzie za mną. Nagle zachciało mi się pływać, więc przeszłam przez barierkę i skoczyłam. Nawet się nie obejrzałam, a obok mnie był już mój kuzyn. Lubiłam pływać z otwartymi oczami. On najwyraźniej też. Podpłynął do mnie wypchnął mnie na powierzchnię. Spojrzał mi w oczy i chciał mnie pocałować. Ja jedynie nabrałam powietrza i z powrotem się zanurzyłam. Kiedy otworzyłam oczy, Harry złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Już po chwili znowu się całowaliśmy. Po jakiejś minucie brakło nam powietrza, więc się wynurzyliśmy. Harry podpłynął do brzegu i przyciągnął mnie do siebie. Ta kąpiel wcale mnie nie otrzeźwiła. Oplotłam go nogami wokół pasa, a on bezproblemowo wspiął się po drabince, cały czas patrząc mi w oczy.
H: Jesteś taka seksowna, kiedy jesteś mokra. I jeszcze to spojrzenie. To jest podniecające.
J: Oh, zamknij się.- powiedziałam i zamknęłam mu usta pocałunkiem. Chłopak cały czas mnie podtrzymywał i jedną ręką otworzył drzwi od tarasu. Wszedł do mieszkania i cały czas mnie całował. Tylko kiedy musiał patrzeć na stopnie wchodząc po schodach, oderwał ode mnie swoje wargi. Jednak kiedy tylko przekroczył próg swojej sypialni powrócił do przerwanej czynności. Odwrócił się przodem do drzwi i moim ciałem je przymknął. Kiedy zrobił jeszcze jeden krok w przód mocno mnie do nich przycisnął jednocześnie je zamykając. Jego ręce błądziły teraz po moich udach i tali, natrafiając po drodze na pośladki, które od czasu do czasu ściskał. To mnie podniecało i po kilku minutach byłam już nieźle napalona. Co jakiś czas wbijałam paznokcie w jego plecy i ciągnęłam jego loki. W pewnym momencie Hazz mnie dźwignął i przenieśliśmy się na łóżko. Leżałam pod nim, cały czas oplatając go nogami. Podsunął mnie wyżej i oparł ręce nad moją głową. Kiedy brakło nam powietrza, odsunął się ode mnie i zaczął całować moją szyję. Po chwili jego usta czułam na obojczykach i ramionach. Schodził coraz niżej. Całował mój mostek, aż zszedł do pępka i powoli zaczął wracać. Pociągnęłam go za włosy i złączyłam nasze usta w ponownym pocałunku. Chłopak przesuwał się w górę i w dół robiąc to w rytmie, w jakim się całowaliśmy. W pewnym momencie przejęłam inicjatywę i zamieniliśmy się miejscami. Teraz to ja byłam na górze i zaczęłam całować linię jego szczęki. Kiedy doszłam do jego ucha lekko je przygryzłam na co usłyszałam ciche jęknięcie. Powoli schodziłam coraz niżej, aż doszłam do linii jago bokserek, po której przejechałam językiem. Tym razem to Harry wplótł palce w moje włosy i pociągnął mnie do góry. Złączył nasze usta w gorącym pocałunku i ścisnął moje pośladki. Błądziłam dłońmi po jego umięśnionej klatce piersiowej i zostawiałam gdzieniegdzie lekkie zadrapania. Chłopak zwinnym ruchem przekręcił nas do poprzedniej pozycji i znowu to on dominował. Kiedy wpił się w moje usta z wielką siłą zaparło mi dech w piersiach. Po chwili chłopak rozwarł delikatnie moje wargi i wtargnął swoim językiem do mojej buzi. Teraz zaczęła się walka o dominację, którą znowu wygrał on. Odsuwając się ode mnie delikatnie przygryzł moją dolną wargę i pociągnął ją w swoim kierunku. Ponownie oplotłam go nogami na wysokości jego bioder i pod wpływem impulsu mocno go do siebie przycisnęłam ciągnąc jednocześnie za loki. Chłopak podparł się na ramionach i dłonie wsunął pod moje plecy. Szybko uporał się z zapięciem mojego stanika, który po chwili znalazł się na podłodze. Pieścił moje piersi, delikatnie je ściskając co sprawiało mi nie małą przyjemność. Zaczął zjeżdżać z pocałunkami na mój dekolt, ale podsunęłam go z powrotem do mojej twarzy. Chłopak czule musnął moje wargi i przeniósł pocałunki na moją szyję. Delikatnie muskał moją skórę, co moment ją przygryzając i zasysając. Raz zassał naprawdę mocno i aż mnie  to zabolało. Z całą pewnością będę miała jutro malinkę. Nie wiem jak to się stało ale ścisnęłam chłopaka za tyłek, co mu się najwyraźniej spodobało, bo uśmiechnął się przez pocałunek. Naparł na mnie całym ciałem i poczułam na swoim kroczu twardniejącą wypukłość. I w tym właśnie momencie dotarło do mnie, że robimy źle. BARDZO ŹLE!!
J: H-harry...- powiedziałam cicho starając się go odepchnąć. Nie miałam w sobie wystarczająco siły. Alkohol pozbawił mnie wszelkich zdolności obrony. Hazz znów wpił się w moje usta i nie mogłam się powstrzymać od oddania pocałunku.
J: Harry. Proszę. Przestań.- mówiłam między pocałunkami, ale to jakby do niego nie docierało. Jego ręka znalazła się na wewnętrznej części mojego uda i jechała to w dół, to w górę podjeżdżając coraz wyżej. Zaczęłam się wiercić, ale on to źle zinterpretował. Strzeliłam gumką jego bokserek, ale na to też nie zareagował.
J: Hazz. Przestań.- powiedziałam bardziej stanowczo odsuwając go od siebie. To nadal nic nie dawało. Chciało mi się płakać. Harry zaczął zsuwać mi majtki, ale złapałam go za rękę i ją odsunęłam. Totalnie mnie zignorował. No, może nie zignorował, bo złapał obie moje dłonie i splótł je nad moją głową. Myślałam, że je puści, ale się pomyliłam. Trzymał je i to mocno. Drugą ręką zdejmował moją bieliznę i nie przeszkadzał mu mój szloch, którego nie byłam w stanie powstrzymać.
J: Harry. Proszę. Przestań. Harry.- to nic nie dawało. W momencie, w którym moje majtki były na wysokości moich kolan, przypomniało mi się, jak wołał na niego mój ojciec.
J: Edward!- powiedziałam naprawdę głośno i chłopak uniósł swoją głowę. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja nie byłam w stanie mu spojrzeć w oczy. Harry usiadł zdezorientowany, a ja szybko naciągnęłam na siebie majtki i wybiegłam z pokoju. Zatrzasnęłam się w pokoju Gemmy. Zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o nie.
H: Michi... Przepraszam... J-ja... Ja nie wiem, co się ze mną stało...- słuchając go otarłam łzy spływające po moich policzkach. - Michelle... Przepraszam... Porozmawiaj ze mną... Proszę...
To niesamowite, jak szybko człowiek potrafi wytrzeźwieć, pomimo dużej ilości alkoholu nadal krążącej w jego krwi. Wstałam po cichu i podeszłam do szafy Gemmy. Wyciągnęłam z niej jakąś koszulkę i szybko ją na siebie założyłam.
H: Michelle... Proszę...- słyszałam, że płacze. Wpuściła bym go, ale nie miałabym nawet odwagi spojrzeć mu w oczy. Było ciemno jak w dupie, ale to mi nie pomagało. Położyłam się na łóżku i zapaliłam jedną z lampek nocnych.

*Harry*

J: Michelle... Błagam cię... Powiedz chociaż jedno słowo...- powiedziałem drżącym głosem. Popłakałem się, uświadamiając sobie, co byśmy przed chwilą robili. A raczej, co ja bym przed chwilą zrobił. Było mi cholernie wstyd. Wiem, że to, że oboje jesteśmy pod wpływem alkoholu nie jest wytłumaczeniem. Nie wiem co się ze mną dzieje. To jak się całowaliśmy... To było takie przyjemne... Ale ja kocham Zayna. A on kocha mnie. Przecież rano sobie to wyznaliśmy... Ale do jasnej cholery. Nawet to, że jestem biseksualny mnie nie usprawiedliwia. To jest moja kuzynka, a ja chciałem się z nią pieprzyć!- uderzyłem pięścią w ścianą i osunąłem się po niej. Podkurczyłem nogi i schowałem twarz w dłoniach. Jak ja jej teraz spojrzę w oczy? Boże święty... Czemu nie zareagowałem wcześniej? Czemu nie zauważyłem, że płacze?- mój szloch był teraz na tyle głośny, że Michelle na pewno go słyszała. Położyłem się na podłodze i cały czas płakałem. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.. Obudził mnie dźwięk zamykanych drzwi i uświadomiłem sobie, że leżę na poduszce i jestem przykryty kocem. Usiadłem przecierając oczy. Było strasznie ciemno. Pewnie jest jakaś trzecia albo czwarta w nocy. Przypomniałem sobie co się stało kilka godzin temu i łzy same napłynęły do moich oczu. Wstałem i delikatnie nacisnąłem klamkę do pokoju mojej siostry. Zdziwiłem się trochę, gdy drzwi ustąpiły bez najmniejszych przeszkód.

*Michelle*

Wiedziałam, że jeśli się obudzi będzie chciał wejść. Kiedy drzwi się otworzyły odwróciłam się w ich stronę. (klik) Nie podszedł bliżej. Po prostu stał. W świetle księżyca widziałam jak łzy spływają mu po policzkach. Zamiast mówić, zaczął śpiewać.


Now you were standing there right in front of me

I hold on, it's getting harder to breath
All of a sudden these lights are blinding me
I never noticed how bright they would be 


I saw in the corner there is a photograph
No doubt in my mind it's a picture of you

It lies there alone on its bed of broken glass

This bed was never made for two



I'll keep my eyes wide open

I'll keep my arms wide open



Don't let me

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone



Don't let me

Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone



I promise one day that I'll bring you back a star

I caught one and it burned a hole in my hand oh
Seems like these days I watch you from afar
Just trying to make you understand
I'll keep my eyes wide open yeah



Don't let me

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone



Don't let me

Don't let me go



Don't let me

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone



Don't let me

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone



Don't let me
Don't let me go

'Cause I'm tired of sleeping alone.


Nie wiedziałam co mam zrobić. Łzy same płynęły po moich policzkach. Nie mogłam nic powiedzieć. Miałam wielką gulę w gardle. Ręce mi się trzęsły jak cholera. Harry klęczał teraz na środku pokoju i płakał. Nie mogłam się ruszyć. W pewnym momencie poczułam coś silnego, co kazało mi do niego podejść. Stanęłam przed nim, ale nawet nie podniósł głowy. Dalej miał schowaną twarz w dłoniach. Usiadłam na jego kolanach i mocno go do siebie przytuliłam. Schowałam twarz w jego włosach i płakałam razem z nim. 
H: Przepraszam...- powiedział przez łzy.
J: Nie przepraszaj. Ja też nie jestem bez winy. Nie rozmawiajmy już o tym... Piękna piosenka...- dodałam po krótkiej ciszy.
H: Napisałem ją już jakiś czas temu... Chciałem ci ją zaśpiewać na urodziny... To miał być prezent...
J: Ej... Zaśpiewasz ją na moich urodzinach... Ale teraz idź już spać... Będziesz zmęczony...- wstałam z jego kolan i usiadłam na łóżku. Harry zamiast się podnieć, klęknął na przeciwko mnie.
H: Możemy spać razem?- spytał przytulając się do mojego brzucha.
J: Nie wiem, czy to dobry pomysł...
H: Proszę... Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego...- spojrzał mi w oczy i w jego tęczówkach dostrzegłam ból i strach. Pokiwałam twierdząco głową i pogłaskałam go po włosach. Pomogłam mu wstać i przeszliśmy do jego sypialni. Szybko położyłam się na łóżku i przykryłam się kołdrą. Mało co widziałam, więc stwierdzić, że Harry też już leży mogłam tylko po ugięciu się materaca. 
H: Michi...- mruknęłam pytająco.- Mogę cię przytulić?
Zastanawiałam się chwilę, ale w końcu się do niego obróciłam i wtuliłam się w jego tors. Był ciepły. Spojrzałam na jego twarz, ale mało co dostrzegłam. Ostrożnie i niepewnie podsunęłam dłoń do jego policzka i przejechałam po nim palcami. Poczułam jego dłoń, która przycisnęła moją rękę do jego twarzy. Teraz poczułam jak opuchnięte ma policzki. 
J: Kocham cię Harreh.- powiedziałam i ucałowałam jego policzek.
H: Ja ciebie też Mich.- szepnął i puścił moją dłoń, której jednak nie zabrałam. Po kilku minutach zasnął, jednak mnie nadal dręczyły wyrzutu sumienia. 


____________________________________________________

Hej : ) Co wy na taki rozwój akcji? Długo pisałam ten rozdział, ale muszę powiedzieć, że jestem z niego nawet zadowolona. Miło by było przeczytać więcej niż jeden komentarz pod każdym postem, bo to motywuje. 
Chciałabym wiedzieć, chociaż ile osób to czyta. W związku z tym, proszę każdego z Was, o pozostawienie nawet jednej głupiej kropki w komentarzu pod tym rozdziałem.

Pozdrawiam 
Ola : )