*Josh* (klik)
Wróciłem do domu po męczącym treningu. Anna znowu zarzucała mi niestworzone rzeczy, a Martin nie wiedział po czyjej stronie ma stanąć. Bardzo przeżywa wyjazd Michelle i od momentu jej 'zniknięcia' stał się nieobecny. Nie dziwię mu się. Gdyby do mnie się nie odzywała, a nie wiedziałbym gdzie i po co wyjechała, chyba bym zwariował. O wilku mowa. Własnie dzwoni.
J: Hej skarbie.-powiedziałem wesoło.
Mi: Hej...- nie brzmiała zbyt dobrze.
J: Michi, co się stało?
Mi: Mówić prosto z mostu?
J: Jak zawsze.
Mi: Muszę udawać dziewczynę Harry'ego.
J: C-co?- myślałem, że się przesłyszałem.
Mi: To, co usłyszałeś... Jutro idę z nim na spacer. Mamy się trzymać za rączki, przytulać się, być szczęśliwą, zakochaną w sobie parą...-brzmiała jakby się miała zaraz rozpłakać.
J: Po co to wszystko?- spytałem siadając na łóżku.
Mi: Żeby ratować reputację Harry'ego i zrobić trochę szumu wokół zespołu. Za dużo łączy mnie z Harrym. Widziałeś z resztą te wszystkie nagłówki. 'Kim jest nowa dziewczyna Harry'ego Styles'a?!'- powiedziała z kpiną i głośno westchnęła.
J: Spokojnie Michi. Rozumiem.
MI: Naprawdę? Nie jesteś zły?
J: Nie... Skarbie, przecież wiesz, że cię kocham i jestem w stanie to zrozumieć
Mi: Bałam się, że nie zrozumiesz.
J: Niepotrzebnie...
Mi: Chcieli, żebym udawała matkę Lucy.- w tym momencie totalnie mnie zatkało.
J: Zgodziłaś się?
Mi: Czy uważasz, że jestem chora psychicznie?
J: Nie...
Mi: To nie zadawaj niemądrych pytań.
J: Przepraszam... Wolałem się upewnić.
Mi: Nie ma sprawy. To zrozumiałe.
J: Wiesz już kiedy wrócisz?
Mi: Niestety nie. Ale wiem, że nasz kochana Louise prędko do domu nie wróci.
J: Jak to? To ona jest z tobą?
Mi: Tak. I spełnia swoje marzenia. Chociaż jedna osoba czerpie korzyści z tej całej sytuacji.
J: A co ona tam robi?
Mi: Została wizażystką i stylistką chłopców.
J: Mhm... Tęsknię już za tobą.
Mi: Ja za tobą też. A najgorsze jest to, że my będziemy się musieli ukrywać. Co ja powiem znajomym?
J: Hej... Tym się nie przejmuj. Oni też zrozumieją. Przetrwamy to. Zobaczysz.
Mi: Wiem, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że będę musiała czasem wyjeżdżać, żeby się z nim całować publicznie?!- zabolało...
J: Wiem skarbie... Ale damy radę. Musisz być silna. Z resztą już jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam. Tyle już przeszłaś. Z tym też sobie poradzisz.-powiedziałem ciepło, chcąc podnieść ją trochę na duchu.
Mi: Dzięki Jo. Kochany jesteś. Kurczę... Muszę kończyć, bo mnie wołają.
J: Okej. Zadzwoń jak będziesz mogła. Kocham cię.
Mi: Ja ciebie też. Zadzwonię na pewno. Do usłyszenia.- rozłączyła się, a ja odłożyłem telefon na szafkę nocną i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się spać, żeby wypocząć po nieprzespanej nocy.
*Michelle*
J: Co?- warknęłam i sama byłam zdziwiona tym, jak ostro zabrzmiałam.
Lo: Mogę cię umalować? Bo oni się boją.- powiedziała niepewnie pokazując na chłopaków.
J: Spoko. Nie malowałam się dzisiaj, więc do dzieła.- usiadłam na wskazanym krześle i moja przyjaciółka zabrała się do pracy.
J: Skąd masz te kosmetyki?
Lo: Przynieśli mi. Paul wydawał na to kasę, więc moja poprzedniczka nie mogła tego zabrać.-powiedziała z nieukrywaną radością.
Wszyscy przyglądali się jej poczynaniom z ciekawością. Chciało mi się śmiać z ich min, które nie kryły zdziwienia i podziwu. Widziałam, że Paul po powrocie z przedpokoju, chce coś powiedzieć, ale nie za bardzo wie jak. Spojrzałam na niego pytająco i zdecydował się odezwać.
P: Louise? Mogłabyś przy okazji umalować Harry'ego?
Lo: Jasne. Ale on też musi tego chcieć.- wszyscy na niego spojrzeli.
H: A po co mam być umalowany?
P: Bo pójdziecie zaraz na spacer.
J: Mieliśmy iść jutro.
P: I pójdziecie. Ale dzisiaj też się przejdziecie. Pod domem jest już kilku paparazzi, którzy starają się ukryć. Jest jeszcze wcześnie i oczywiście będziecie się musieli ukrywać.- przy ostatnim słowie narysował cudzysłów w powietrzu. Wzięłam głęboki oddech i Paul miał szczęście, że Lou zajmowała się moimi ustami, bo usłyszałby kilka niemiłych słów. Spiorunowałam go tylko morderczym spojrzeniem i odwróciłam wzrok. Po kilku sekundach mój makijaż był gotowy.
N: Wow.-powiedział blondyn.
Z: Wow, to mało powiedziane.- kiedy chłopcy zaczęli się zachwycać moją nową twarzą kompletnie ich zignorowałam.
J: Lou. Zrób z żaby księcia, a ja pójdę się przebrać. Paul. Jakieś specjalne życzenia?
P: Dobrze by było, gdyby było luźno i ładnie.
J: Jakie wymagania...- wywróciłam oczami i poszłam do przedpokoju po moją torbę. Kiedy już ją trzymałam ruszyłam schodami do pokoju kuzyna. Po drodze spotkałam Gemmę. Kiedy ją ujrzałam, wyglądała tak, jakby ducha zobaczyła.
J: Hej..- powiedziałam niepewnie i uśmiechnęłam się półgębkiem.
G: Michelle?- pokiwałam głową w odpowiedzi i dziewczyna, w ułamku sekundy, znalazła się przy mnie i mocno mnie obejmowała, co odwzajemniłam.
G: Boże święty... Jak ja cię dawno nie widziałam! Wyładniałaś! No i ta figura!- mówiła bacznie mi się przyglądając.
J: A ty jak zwykle świetnie wyglądasz. Niezmiennie piękna Gem.- zaśmiałyśmy się obie i jeszcze raz zastygłyśmy w uścisku.
J: Chodź. Pomożesz mi wybrać ciuchy. Co prawda dużego wyboru nie mam, więc nie poszalejemy, ale damy radę.
G: A na jaką okazję te ciuchy?- spytała chichocząc.
J: Randka z twoim bratem.
G: Co?! Dobry żart!- zaczęła się śmiać.
J: Mówię serio. Później ci wytłumaczę.
G: Okej... Ale lepiej chodźmy do mnie bo znając ciebie, oprócz dżinsów, dresu i zwykłych bluzek, to nic ze sobą nie wzięłaś.
J: Oh, Gem. Jak ty mnie dobrze znasz.- zaśmiałyśmy się głośno i poszłyśmy do pokoju mojej kuzynki. Ona wybierała mi ciuchy, a ja opowiadałam jej o całej sytuacji.
G: Żaba dalej w dresie?
J: Tak. A chodzi po domu w czymś innym?
G: No nie.- zachichotała.- Jemu też trzeba coś wybrać.
J: No to na co czekasz? Lepiej się znasz na modzie ode mnie. Ja się przebiorę, a ty idź naszykuj wdzianko dla żaby.
G: Się robi siostro.- po raz kolejny się roześmiałyśmy i dziewczyna zostawiła mnie samą. Szybko przebrałam się w ciuchy kuzynki i zorientowałam się, że nie pomyślałyśmy o niczym, co 'ukryło by' moją twarz przed aparatami. Spojrzałam na biurko dziewczyny i problem sam się rozwiązał. Chwyciłam do ręki okulary i byłam w pełni gotowa. Idąc do salonu zajrzałam do pokoju żaby. Harry siedział na swoim łóżku z twarzą schowaną w dłoniach. Weszłam po cichu i usiadłam obok niego.
J: Co jest?
H: To dla mnie trudne.
J: Wiem. Dla mnie też... Ale nie martw się... Damy radę... Zobaczysz...- objęłam go ramieniem i położyłam głowę na jego barku.
H: Ale... To dla mnie trudne w podwójny sposób...
J: Chyba wiem o co ci chodzi...
H: Nie wiesz... To... To jest trudne do wytłumaczenia...
J: Czujesz coś do Zayna, prawda?
H: Skąd wiesz?- spojrzał na mnie zdziwiony.
J: Widziałam jak cię zabolało to, jak komplementował mnie i Annę. Wtedy na urodzinach Josha. Z początku nie wiedziałam o co chodzi, ale uwierz mi. To da się zauważyć, jeśli człowiek się dobrze przyjrzy. Powinieneś porozmawiać z Zaynem. Macie sobie sporo do wytłumaczenia.
H: A jeśli on pomyśli, że się w sobie zakochamy?
J: Hazz. Taki głupi to on nie jest. Ja się w kuzynie nie zakocham. Ty we mnie raczej też nie. Więc nie bój się o to, tylko ratuj tyłek swój i całego zespołu.- chyba nadal do niego nie docierało, bo patrzył cały czas w podłogę. Kucnęłam przed nim i trzymając go za podbródek skierowałam jego twarz w kierunku mojej.
J: Czego się najbardziej boisz, czego nie chcesz? Musisz mi powiedzieć.
H: Najbardziej mnie chyba boli, że będziemy się całować. To będzie dziwne.
J: Ej. Aż taka paskudna jestem?- zażartowałam i rozładowałam tym nieco napięcie.
H: Mich. To... To będzie dziwne, ale mam pytanie.
J: Dawaj.
H: Mogę cię teraz pocałować?- spodziewałam się tego pytania. Spojrzałam na drzwi, które były lekko uchylone. Wstałam i je zamknęłam. Nie chciałam, żeby ktoś to widział, bo dla nas obojga będzie to trudne. Kiedy się odwróciłam Harry stał w ode mnie w odległości dwóch kroków. Wyciągnął do mnie rękę, którą chwyciłam. Podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich ból. Nie wiem jak ja się czułam w tym momencie. Czułam się trochę tak, jakbym zdradzała Josha.
H: Pamiętasz, jak chcieliśmy zostać aktorami i grać na Brodway'u?
J: Pamiętam...
H: Teraz mamy do odegrania swoje najważniejsze, główne role. Jedna pomyłka i całe przedstawienie leży. Musimy o tym pamiętać.- pokiwałam głową, bo zgadzałam się z tymi słowami.
Chłopak objął mnie jedną ręką w talii sprawiając, że bliżej już nie mogliśmy być. Drugą ręką, nadal trzymał moją dłoń. Spojrzał mi w oczy i już po chwili oparł swoje czoło o moje. Oboje głęboko oddychaliśmy. Starałam sobie wyobrazić, że Harry to Josh, a zamknięte oczy mi w tym pomagały. On prawdopodobnie robił to samo. Wolną ręką przesunęłam po jego ramieniu, karku i na końcu wplotłam palce w jego włosy. Wiedziałam, że jeśli nie teraz, to nigdy. Potarłam nosem o jego nos i delikatnie odsunęłam głowę. Otworzyłam czy i poczułam jak Harry mocniej przyciąga mnie do siebie. Nie miał odwagi ruszyć się pierwszy. Przysunęłam swoją twarz do jego i delikatnie naparłam na jego usta. Z początku był strasznie spięty. Tak samo jak ja. Jednak z każdym pocałunkiem, składanym przeze mnie na jego ustach, starał się je odwzajemniać. Pocałunki stawały się śmielsze i Harry zaczął przejmować inicjatywę. W pewnym momencie naparł na mnie z niemałą siłą i zaczęłam się cofać. Po kilku małych krokach wpadliśmy na ścianę. Pociągnęłam go lekko za włosy, a on wydał z siebie gardłowy jęk. Nie przestawaliśmy się całować. Wręcz przeciwnie. Sprawiało mi to coraz więcej przyjemności. Poczułam jak Harry puszcza moją dłoń i swoją rękę umieszcza na moim biodrze. Kiedy pocałunki stały się zachłanne i naprawdę namiętne Harry podniósł mnie delikatnie, a ja oplotłam swoje nogi wokół jego bioder. Z rozkoszy jaką mi dawał, wbijałam palce w jego ramię i kark, oraz coraz mocniej ciągnęłam go za włosy. Jego duże dłonie błądziły po moich udach i talii. Dopiero gdy ścisnął mój pośladek, dotarło do mnie co my właściwie robimy. Odsunęłam się od niego delikatnie, ale on tylko mocniej na mnie naparł. Jęknęłam cicho i zrozumiał o co mi chodzi.
J: Chyba powinniśmy już przestać.- powiedziałam łapiąc powietrze między każdym słowem. Harry pokiwał powoli głową i delikatnie mnie postawił. Nasze ciężkie oddechy mieszały się teraz ze sobą. Hazz nadal trzymał ręce na moich biodrach i opierał swoje czoło o moje.
J: Co jak co, ale całować to ty potrafisz.- powiedziałam po krótkiej ciszy i oboje się zaśmialiśmy.
H: Co jak co, ale po tobie bym się czegoś tak dobrego nie spodziewał.
J: No wiesz?- powiedziałam z wyrzutem i znowu się zaśmialiśmy. Lokers się ode mnie odsunął i spojrzał na mnie figlarnie.
H: Może to nie będzie takie straszne. To całowanie się z tobą może być nawet przyjemne.
J: Palant!- trzepnęłam go w tył głowy. Śmiejąc się stanęliśmy przed lustrem i spojrzeliśmy na nasze odbicia. Muszę przyznać, że Harry też wyglądał całkiem nieźle. Do tego na głowę założył szarą czapkę i na nos swoje okulary.
Styles spojrzał na mnie w lustrze i niepewnie chwycił mnie za rękę. Popatrzyłam na nasze ręce, a później przeniosłam wzrok na kuzyna.
H: Tak teraz będziemy wszędzie widywani. Wiesz, że musisz się przygotować na wyzwiska, groźby, a nawet ataki ze strony naszych fanek?
J: Jestem tego świadoma.
H: Poprosiłem Paula, żeby załatwił ci jakąś ochronę. Pamiętasz Arthura?
J: Tego z koncertu?
H: Mhm.
J: Pamiętam... Jak mogłabym zapomnieć.
H: Będzie cię chronił.
J: Dziękuję.
*Louise*
Kto by pomyślał, że spotka mnie coś tak wspaniałego podczas tego wyjazdu. Nie dość, że poznam bliżej chłopaków, a nawet ich rodziny, to jeszcze będę z nimi pracować. Wiem, ile dziewczyn chciało by być teraz na moim miejscu. Paul zaproponował, że zapłatę będę otrzymywała w postaci utrzymania i pokoju dla mnie. Przystałam na to, bo i tak całą pensję wydawałabym na zakwaterowanie. Najbardziej jednak zdziwiło mnie to, że Paul od razu podpisał ze mną umowę. Zapewnił mnie od razu, że będę miała indywidualny tok nauczania, aż do momentu ukończenia szkoły. Kiedy zadzwoniłam do mamy, strasznie się ucieszyła. Powiedziała tylko, że ma nadzieję, że będę ją odwiedzać, bo już strasznie za mną tęskni. Prawie się poryczałam kiedy usłyszałam jej szloch w słuchawce. Rozmawiałam też z Nathanem. Obiecał, że zaopiekuje się mamą najlepiej jak tylko potrafi. Mam nadzieję, że dadzą sobie radę.
Dzisiaj dostałam specjalną misję. Tak to chyba można nazwać. Jako że nie jestem znana, mam wyjść za Michi i Harrym. Będę miała mikrofon i słuchawkę w uchu. Paul nauczył mnie obsługi tych urządzeń i raczej nie będę z tym miała żadnego problemu. Współczuję Michelle, bo wiem jak niezręcznie musi się teraz czuć i jak trudną rolę ma do odegrania. Mam tylko nadzieję, że przez to nie zniszczy się jej związek z Joshem.
*Harry*
J: Lou... Musisz iść trochę wolniej. Jesteś za blisko.
Lo: Sorki.- usłyszeliśmy w słuchawkach i lekko się uśmiechnęliśmy.
Mi: To gdzie teraz? Może usiądziemy?
Lo: Usiądźcie na niebieskiej ławce. po waszej prawej. Ja już siedzę. Zobaczycie mnie po drugiej stronie na lewo.
J: Widzimy cię.- powiedziałem siadając.
Lo: Po waszej prawej, przy fontannie i za wami kręcą się ludzie z aparatami. Wiecie co robić. Zostawiam was samych.- usłyszeliśmy cichy trzask, który oznaczał, że Louise się rozłączyła.
J: Co miało oznaczać zdanie 'wiecie co robić'?- spytałem Michi, a ona tylko na mnie spojrzała.
Mi: Jesteś taki głupi czy tylko udajesz?- zaśmialiśmy się oboje i cmoknąłem ją szybko w usta.
J: Wiesz, że Paul, będzie chciał coś z tobą zrobić?
Mi: Dziwnie to zabrzmiało.
J: No trochę.- zaśmiałem się i wróciłem do tematu.- Chodzi o to, że będzie chciał cię jakoś rozsławić. Wiesz, żeby nie było, że jesteśmy razem bo poleciałaś na moją kasę.
Mi: Przecież mam własną.
J: Oh Mich. Ty naprawdę jesteś głupiutka jeśli chodzi o show-biznes.
*Gemma*
J: Harry miał rację. Michelle jest teraz piękną kobietą.-powiedziałam do mamy.
M: To prawda... Jest mi wstyd.
J: Za to jak ją traktowałaś?- bardziej stwierdziłam niż spytałam.
M: Tak. Ta dziewczyna już kolejny raz ratuje mojego syna. Najpierw chroniła go przede mną i mediami, teraz pomaga mu utrzymać się na szczycie... To cudowna osoba. A ja ją zmieszałam z błotem tylko dlatego, że nienawidziłam jej matki. Jest mi strasznie głupio.
J: Rozmawiałaś już z nią?
M: Tak, ale tyko przez telefon. Zaraz po tym jak Harry wrócił do domu. Jakbyś słyszała nasze niektóre kłótnie...
J: Twoje i Harry'ego?-mama pokiwała głową.- Hazz mi mówił. A co powiedziała Michelle, jak z nią rozmawiałaś?
M: W sumie to ja cały czas mówiłam. Zaprosiłam ją i Martina na moje urodziny i powiedziała, że przyjadą... Martina nie widziałam dobre trzy lata. Nie było go na ostatniej Wigilii.
J: Tak. Miał jakieś zawody i nie zdążył wrócić do domu.
M: Myślę, że po prostu nie chciał przyjeżdżać. Boję się naszego spotkania. Witając się z Michelle było strasznie niezręcznie. Czuję, że jeśli mi wybaczą, to łatwiej to pójdzie Michelle.
J: Dlaczego tak myślisz? Przecież to na niej się wyżywałaś.-palnęłam bez namysłu.- Sorry.
M: Nie przepraszaj za prawdę. Oni mają charakter po ojcu. A ich ojciec prędzej wybaczał krzywdę wyrządzoną jemu niż krzywdę zadaną jego bliskim.
J: Harry też taki jest...
M: Wiem... Ciekawe jak się teraz czują..
J: Kto?
M: Harry i Michelle. Muszą teraz udawać parę, a Michelle przecież ma chłopaka.
J: Podejrzewam, że najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że oni się znają od pieluchy i są ze sobą spokrewnieni. Jeśli jej chłopak ją kocha, to zrozumie. A z tego co mi wiadomo, zrozumiał.
M: Ty się dobrze dogadujesz zarówno z Michelle jak i z Martinem, prawda?
J: Z Martinem nie rozmawiałam od momentu pogrzebu. Nie za bardzo wiem, co u niego słychać w tym momencie... Mamo... Wybaczą ci... Zobaczysz...- złapałam moją rodzicielkę za rękę i delikatnie ją ścisnęłam. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i usłyszałyśmy jak ktoś wchodzi do domu. Już po chwili w progu stanęła Louise. Uśmiechnęła się do nas nieśmiało i wyciągnęła z ucha słuchawkę.
Lo: Chyba ogłuchłam na to ucho- powiedziała z niezadowoloną miną.
J: Przyzwyczaisz się. Wiem co mówię.- powiedziałam chichocząc.- Gołąbeczki idą?
Lo: Tak. Zaraz powinni być. Zmęczył mnie ten spacer.
J: Oj kochana. To były tylko trzy godziny. Oni idą jutro na cały dzień. A właśnie. Mówił ci Paul, że za dwa tygodnie jest wywiad?
Lo: Nie... Pewnie dlatego, że będzie mnie miał cały czas pod ręką.- uśmiechnęła się delikatnie
Mi: Postaw mnie! Pomocy!- usłyszałyśmy krzyk Michi. Z początku się przestraszyłam, ale gdy zaczęłam się śmiać wiedziałam, że nic jej nie jest.- No postaw mnie! Harry!
H: Nie! Powiedziałaś, że nogi cię bolą.- stanął w progu i naszym oczom ukazał się tyłek Michelle zaraz obok twarzy mojego brata. Zaczęłam się śmiać, a moim śladem poszła mama i Louise.
J: Zgrabny tyłek siostro!- krzyknęłam i śmiałam się dalej.
Mi: Dzięki. No puść mnie żabo!
H: Żabo?! Oooo. Teraz przesadziłaś.- po tych słowach młodzi zniknęli nam z oczu, a my jeszcze długo się z nich śmiałyśmy.
*Harry*
Ruszyłem do mojego pokoju i kiedy się już w nim znaleźliśmy zamknąłem pokój na klucz, który wrzuciłem pod szafkę. Rzuciłem Michi na łóżko i zacząłem się śmiać z jej zdezorientowanej i trochę przestraszonej miny.
J: Boisz się mnie?- spytałem nachylając się nad nią.
Mi: Ciebie? Takiej bezbronnej żaby? Dobry żart.- powiedziała zaczepnie co mnie rozbawiło. Zacząłem ją łaskotać doskonale znając jej słabe punkty. Szarpała się ile wlezie i muszę przyznać, że zrobiła się o wiele silniejsza od naszych ostatnich wygłupów. To pewnie przez tą siatkówkę.
Mi: Stop! Stop, błagam!
J: Co chcesz?- spytałem na chwilę przestając.
Mi: Siłujemy się na ręce. Jeśli wygrasz. Robisz ze mną co chcesz. Jeśli ja wygram. Dajesz mi uciec.
J: Tak łatwo nie ma.
Mi: Dobra. To wyznacz czas na ucieczkę. Tylko więcej nić dziesięć sekund.
J: Dobra. Jeśli wygrasz masz dwadzieścia sekund na ucieczkę. Ale i tak nie wygrasz więc nie wiem o czym dyskutujemy.
Mi: Okej. Dawaj rękę. Wolisz prawą czy lewą.
J: Prawa.
Mi: Jak chcesz.- ułożyliśmy ręce i odliczyliśmy do trzech. Na trzy zaczęliśmy się siłować. Kurde. Ona naprawdę jest silna. Już prawie mi się udawało. Ale w ostatnim momencie wygrała.
J: Kurde! Jak?!- wydarłem się zdziwiony.
Mi: Normalnie skarbie.- wytknęła język i się zaśmiała.
J: Dobra. Gotowa na porażkę?
Mi: No chyba ty.- wziąłem do ręki zegarek.
J: Trzy. Dwa. Jeden. Start.- uruchomiłem stoper, a ona powoli wstała z łóżka, podeszła do drzwi balkonowych i bardzo ostrożnie przeszła na drugą stronę barierki.
J: Michi. Co ty odpierdalasz?!
Mi: Uciekam.- Zaśmiała się i skoczyła.
*Michelle*
J: Wooohooooo!- krzyknęłam skacząc. Kiedy poczułam zderzenie z wodą ogarnęła mnie fala szczęścia. Wypłynęłam na powierzchnię i spojrzałam na miejsce z którego skoczyłam.
J: Szkoda, że nie mam przy sobie aparatu. Masz bezcenną minę!- zaczęłam się śmiać, a Harry momentalnie zawrócił do pokoju. Po kilku sekundach z domu wybiegła ciocia i Gemma.
G: Co to było?!
J: Ja. Radzę się wam odsunąć bo Harry już tu biegnie. Żałujcie, że nie widziałyście jego miny.- znowu zaczęłam się śmiać.
C: Michelle. Nie rób tak więcej. Przestraszyłaś nas.- usłyszałam słowa cioci, kiedy podpłynęłam do drugiego brzegu basenu. Zaraz po tym usłyszałam głośny plusk. To był znak, że muszę zwiewać. I to jak najprędzej. Wyskoczyłam z basenu i biegiem ruszyłam w kierunku ogrodu. Całe szczęście, nasze ogrody były praktycznie identyczne i znałam układ drzew, bo sadził je mój tata.
H: Michelle!- wydarł się mój kuzyn i wiedziałam, że muszę przyspieszyć. Wybiegłam spomiędzy drzew i wbiegłam za altanę. Nie ma szans. o tej skrytce nie wie. Kucając otworzyłam klapę z tyłu altany i szybko weszłam do środka. Zamknęłam klapę za sobą i siedziałam cicho jak myszka.
H: Michelle! Gdzie ty jesteś?! Wiesz, że cię znajdę.- powiedział i podniósł pierwsze siedzenie. W tym momencie miałam wolną drogę. Najciszej jak mogłam otworzyłam klapę i wylazłam z kryjówki. Usłyszałam jak Hazz podnosi drugie siedzenie. Zostało mu jeszcze dziewięć. Nadal kucając okrążyłam altankę i w momencie, kiedy Harry stał dokładnie tyłem do mnie ruszyłam biegiem w stronę domu. Chyba mnie nie zauważył więc minimalnie zwolniłam. Kiedy jednak usłyszałam jego kroki, dostałam takiego przyspieszenia, że nie wierzyłam, że potrafię tak szybko biegać. Wiedziałam, że nie zdążę się schować w domu więc wskoczyłam do basenu. Dopłynęłam do samego dna i czekałam na kuzyna. Długo mi to nie zajęło. Już po chwili zobaczyłam chmarę bąbelków i Loczka. Rozejrzał się dookoła, a ja w tym czasie wypływałam już na powierzchnię. Szybko wyskoczyłam z basenu i zaczęłam biec do domu. Pomyślałam jednak, że nie będę robiła cioci problemu w postaci mokrej podłogi, więc pobiegłam na front działki. Na całe moje szczęście drzwi od garażu były uchylone na tyle, że mogłam się pod nimi przeturlać. Wturlałam się do środka i domknęłam je po cichu. Czekałam w ciszy, aż kuzyn przebiegnie, ale nie słyszałam ani jednego kroku. Zdziwiona stanęłam przy drzwiach i zaczęłam nasłuchiwać. Drzwi od garażu nagle się otworzyły i tuż przede mną stał mój kochany kuzyn.
H: Zapomniałaś o śladach stóp skarbie.- powiedział z szyderczym uśmiechem. Zaraz po tym oboje zaczęliśmy się śmiać. Wyszłam z garażu i razem poszliśmy do ogrodu.
J: Ciociu?! Masz jakiś ręcznik?- spytałam przez okno kuchenne. Nie wiedziałam czemu ciocia się na mnie tak dziwnie spojrzała, ale zaraz sobie uświadomiłam. Uśmiechnęłam się tylko do niej, co odwzajemniła i już po chwili podała nam ręczniki. Wytarliśmy się szybko i weszliśmy do domu. Ciocia zrobiła nam ciepłą herbatę, bo na dworze wcale nie było ciepło. Poszliśmy z Harrym do łazienki i zaczęliśmy się rozbierać z mokrych ubrań. Z mojej bluzy wycisnęłabym spokojnie całe wiadro wody. i uzbierałabym miskę piasku. W pewnym momencie stanęliśmy na przeciwko siebie stojąc w samej bieliźnie i trochę się zarumieniłam.
H: Załóż to.- powiedział podając mi swoją bluzę, którą wziął z pralki. Szybko ją na siebie nałożyłam i wytarłam włosy ręcznikiem, a następnie związałam w koka na czubku głowy. Bluza sięgała mi za tyłek, więc nie czułam się już skrępowana.
H: Pamiętam, jak dostałem tą bluzę od ciebie na szesnaste urodziny.
J: Wtedy nawet na ciebie była za duża...
H: Ty w niej tonęłaś.- oboje się zaśmialiśmy i wyszłam z łazienki. Poszłam do kuchni i chwyciłam kubek z ciepłym napojem.
J: Ciociu, słodziłaś?- spytałam zastanawiając się nad smakiem herbaty.
C: Tak. Dwie łyżeczki. Tak jak lubisz.- uśmiechnęłyśmy się do siebie. To miłe, że jednak coś ta kobieta o mnie wie.
J: W którym pokoju mogę spać?
C: Przez cały pobyt będziesz spała u Harry'ego. On przeniesie się do salonu.
H: Pościel jest naszykowana?
C: Tak synku.
J: Nie, nie. Jeśli ktoś ma spać na kanapie, to to będę ja.
C: Nie wygłupiaj się, dziecko drogie. Jesteś naszym gościem.
J: To on śpi ze mną. Taka gwiazda jak on musi się dobrze wysypiać.
C: Jesteś pewna?
J: Albo śpimy razem, albo to ja zajmuję kanapę.- wzruszyłam ramionami i upiłam kolejny łyk herbaty. Z kubkiem w ręku ruszyłam do pokoju żaby.
J: Dobranoc ciociu.- powiedziałam odwracając się na chwilę.
C: Dobranoc skarbie.- uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
*Harry*
Zdziwiło mnie trochę zachowanie Michelle w stosunku do mojej mamy, ale miło było widzieć, że nie żywią do siebie razy.
M: Jak myślisz? Wybaczyła?- spytała mama smutno na mnie patrząc.
J: Szczerze? Myślę, że jeszcze nie do końca. Ale mamo, pamiętaj o tym, że wybaczyć nie oznacza zapomnieć.- chwyciłem swój kubek i poszedłem do mojej siostry.
J: Gem... Twoje rzeczy są do prania.
G: No po tych waszych gonitwach, zawsze wszystkie ubrania są do prania. Nie zaskoczyłeś mnie.
J: Kurde... Nigdy mi się nie udaje cię zaskoczyć.- siostra wyszczerzyła się do mnie w uśmiechu pięciolatki.
G: Chodź. Pokażę ci coś.- podszedłem do niej i usiadłem na wskazanym miejscu. Spojrzałem na ekran laptopa i uśmiech sam wkradł się na moje usta.
J: Pamiętam ten dzień.- powiedziałem widząc zdjęcie z naszego dzieciństwa.
G: Naprawdę? Byliśmy wtedy mali.
J: Oczywiście, że pamiętam. Wtedy dostałem tego misia. Do tej pory leży u mnie na łóżku. A jak śpię przekładam go na szafkę.
G: Pamiętam jak płakałeś, kiedy ktoś ci go zabierał.
J: Przestań..
G: Zasnąć też bez niego nie mogłeś.- zaczęła się ze mnie naśmiewać.
J: Skończyłaś? Świetnie. Ja idę spać. Dobranoc siostra.- dałem jej buziaka w czoło i poszedłem do swojego pokoju. Michi leżała już pod kołdrą i chyba spała. Zgasiłem światło, zasłoniłem zasłony i najdelikatniej jak mogłem zacząłem się kłaść obok kuzynki. Ta jednak w pewnym momencie odwróciła się w moją stronę i zanim zdążyłem się przykryć wtuliła się w mój tors i już nie chciała puścić. Przykryłem nas i objąłem dziewczynę całując ją w czubek głowy. Sięgnąłem telefon i napisałem sms-a do Zayn'a.
Przepraszam, jeśli Cię obudziłem. Mam tylko prośbę. Chciałbym z tobą porozmawiać. Najlepiej jutro. Napisz, czy będziesz mógł przyjechać do mnie jutro wieczorem. Dobranoc xx H.
Kiedy już wysłałem wiadomość, odłożyłem telefon na szafkę nocną i po kilku minutach wpadłem w objęcia Morfeusza.
____________________________________________________________
Hej. Mam dla was kolejny rozdział. Mam nadzieję, że chociaż pod tym pojawią się komentarze. W wakacje mam czas, więc rozdziały będą się często pojawiały. Mam tylko jedną prośbę. Napiszcie mi tutaj, co ma się zadziać, a najciekawsze pomysły na pewno uwzględnię pisząc kolejne rozdziały ;)
Pozdrawiam
Ola : )