22 lutego 2013

Rozdział 8- Brakuje mi tutaj jeszcze jednej wesołej duszyczki...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

*Michelle* 

A: Hej Michi! Hej Josh!
-Hej Ana!-krzyknęliśmy jednocześnie.
Ma: Ej! A ja?
-Hej Martin...- powiedzieliśmy udając niezadowolenie. Wszyscy się zaśmialiśmy i dwójka zakochańców do nas podeszła.
Ma: Jedziemy na trening.
Jo: Nas nie będzie.
A: Lepiej by było gdyby Martin też się nie pokazywał trenerowi.
J: Też tak uważam, ale ktoś musi coś powiedzieć...
Ma: Tylko co ja mam powiedzieć?
J: Powiedz, że...
Ma: Że co? Bo o tobie mogę powiedzieć nawet, że spadłaś ze schodów, ale że my jesteśmy posiniaczeni?
J: Może powiedz, że...- znowu zabrakło mi pomysłu.
A: Ej, a może powiecie półprawdę?
J: To znaczy?
A: No... Powiesz, że Michi napadło jakiś dwóch typków, a ty i Josh ruszyliście jej na pomoc i się z nimi pobiliście... Może być?
Jo: W sumie dobre. Chris może powiedzieć, że na treningu oberwał i tyle.
Ma: Byleby Cleo nic nie palnęła.
J: Myślę, że jeśli ją poprosicie w szatni, to nic nie powie. A teraz jedźcie, bo się spóźnicie.- powiedziałam zerkając na zegarek.
Anna ucałowała mnie w policzek, a Martin w czoło. Dziewczyna powtórzyła to pożegnanie z Joshem a mój brat przybił z nim piątkę.
Kocham tą trójkę nad życie. Ale uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy kiedy przypomniałam sobie, jak bardzo brakuje mi tutaj jeszcze jednej wesołej duszyczki. Mówię teraz o naszym kuzynie Harrym. Wychowywaliśmy się razem w Holmes Chapel. Po przeprowadzce stale utrzymywaliśmy kontakt i raz do roku, na czas od świąt Bożego Narodzenia do Nowego Roku, jechaliśmy całą rodziną do siostry taty. Ciocia nigdy nie lubiła mamy, przez co nadal nie chce zaakceptować mnie i Martina. Po prostu nie przyznaje się do tego, że ma bratanicę i bratanka. Między innymi przez to wylądowałabym w domu dziecka. Od śmierci taty nie mam kontaktu z kuzynem. Wysyłamy do siebie czasem listy. Informujemy w nich co u nas i przesyłamy sobie prezenty. Ja niestety muszę wszystkie adresować do kolegi Harrego, Louisa. Śpiewają w jednym zespole. Nie znam go osobiście, ale wymieniliśmy kilka listów, z których mogę wnioskować, że jest bardzo sympatycznym i godnym zaufania chłopakiem. Ponoć uwielbia nosić koszulki w paski i szelki. To by wyjaśniało dostałam od niego taki zestaw. Ciekawe skąd znał mój rozmiar... Nigdy nie widziałam Louisa jak i całego zespołu. Wiem może wam się to wydać dziwne ale nie mam zielonego pojęcia jak wygląda One Direction. Anna nazywa ich 'seksiakami'. Muszę przyznać, że często słucham ich piosenek ale oprócz głosu Harrego żadnego nie rozpoznaję. Nie oglądam teledysków, zdjęć ani innych rzeczy związanych z nimi. Jak to możliwe? Przecież mieszkam w Londynie, oni tam często bywają, itp. Tak, to prawda, ale czy zaskakujące jest to, że nie mają wystarczająco czasu na spotkania? Co chwila jakaś trasa koncertowa, spotkania służbowe i z fanami, ciągłe próby... Ledwo udaje im się wracać do rodzinnych miast, aby spotkać się z rodziną. W zasadzie to nie chcę ich zobaczyć na kartkach papieru czy ekranie komputera. Mam skrytą nadzieję, że wszyscy przyjadą i będę mogła zobaczyć chłopców na żywo.
Z głębokich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego dzwonka. Nie patrząc na ekran wcisnęłam zieloną słuchawkę.
J: Halo?
H: Hej! Michi, mam tylko chwilę, więc będę się streszczał.
J: H-Harry?
H: No ja, a kogo się spodziewałaś?
J: Głos ci się zmienił... Tęsknie... No, ale mów o co chodzi?
H: Za kilka miesięcy będziemy potrzebować mieszkania. Na kilka tygodni.
J: Ale gdzie?
H: No w Londynie kochanie.-zaśmiał się krótko.
J: Aha, no okej. I co w związku z tym?
H: No, wiesz... Mogę się do ciebie i Martina uśmiechnąć o wynajęcie pokoju?
J: Zmieścicie się wszyscy w jednym?
H: Jakoś damy radę.- powiedział lekko rozbawiony i oboje się zaśmialiśmy.
J: Spoko. Możecie zająć nawet 10 pokoi, na pewno ich tu dla nas nie braknie. Będziemy na was czekać. I musisz kogoś poznać.- powiedziałam zerkając na malującego altankę Josha.
H: Okej, super! Dzięki słońce! O FUCK!
J: Co się stało?
H: Mama idzie...
J: Powiedz, że rozmawiasz z kolegą. Dam telefon chłopakowi.
H: Jakiemu?
Mama Harrego: Z kim rozmawiasz?
J: Z Joshem- powiedziałam i podałam telefon zdezorientowanemu blondynowi.
H: Z kolegą. Oddaj mi to!- włączyliśmy głośno mówiący.
MH: Dzień dobry, z kim mam przyjemność?
Jo: Z Joshem... Joshem Jordanem. Jestem kolegą Harrego. A z kim ja mam do czynienia?
MH: Do widzenia! Masz szczęście synu, że to nie ta wredna suka Michelle! Nigdy więcej masz się z nią nie kontaktować pamiętaj!
H: Nie nazywaj jej tak! Pamiętaj, że to twoja bratanica i obrażasz tym samym swojego brata!

*Harry*

Po tych słowach dostałem od matki w twarz, a mój telefon roztrzaskał się o ścianę.
J: Będę się kontaktować z moim kuzynostwem tak często jak tylko będę miał na to ochotę! Nie masz prawa mi tego zabronić.
M: Może mi jeszcze powiesz, że to u nich będziecie mieszkać w tym cholernym Londynie?!
J: A żebyś wiedziała! Gdyby była taka potrzeba przyjęłaby nawet swojego największego wroga! Michi potrafi zrozumieć człowieka w potrzebie! Ona wie o mnie to czego nie wie o mnie nikt!
M: Jeśli przekroczysz próg tego domu wyjeżdżając do Londynu i nie pokażesz mi rezerwacji w hotelu, to możesz już tutaj nie wracać! Pamiętaj o tym!
J: Jeszcze będziesz chciała, żebym wrócił!- wybiegłem z domu i pobiegłem do Louisa.

*Josh*

Kiedy tylko usłyszeliśmy trzask w słuchawce spojrzałem na Michi. Widać było, że jest smutna. Nie dziwię jej się. Jak ta kobieta mogła nazwać tak dziecko swojego brata?
J: Michi...-powiedziałem, ale dziewczyna tylko zamoczyła pędzel w farbie i wróciła do malowania altany. To wydaje się prawie nie możliwe, że ta kobieta była siostrą ojca Michi i Martina.

*Louis*

Siedziałem właśnie na kanapie w salonie, kiedy moich uszu doszedł trzask drzwi. Gwałtownie odwróciłem głowę i zobaczyłem Loczka. Wstałem z miejsca i szybko do niego podszedłem widząc w jakim jest stanie.
J: Harry... Co się stało?
H: Pokłóciłem się z mamą...- powiedział i po jego policzku spłynęła kolejna łza. Bez zbędnych słów przytuliłem przyjaciela, a ten pogrążył się w rozpaczy wtulając się w mój tors.
Zawsze kłócili się tylko o jedno. O Michelle. Co prawda nie wiem jak ona wygląda i jaka jest, ale po tych kilku wymienionych listach mam wrażenie, że jest osobą godną zaufania. Szkoda mi Harrego, bo jest postawiony w trudnej sytuacji. Staje pomiędzy miłością do matki, a więzią jaka jest między nim i Michi. Współczuję chłopakowi, ale nigdy nie zostawię go samego.

*Martin*

J: Ale ona ma skręconą kostkę i złamaną rękę. Nie pozwolę jej się przemęczać.- mówiłem próbując nie unosić głosu.
Trener: To kto ją tak urządził?!
A: Trenerze nie krzycz, proszę. To nie jest jego wina.
T: To czyja?
J: Ci sami ludzie, którzy urządzili mnie i Josha.
T: To znaczy?
J: Opowiem wszystko od początku. Kiedy po ostatnim treningu Michi i Chris poszli na spacer napadło ich trzech typków. Chris próbował walczyć, ale sam nie dał sobie rady. Całe szczęście, że ja, Josh i Anna postanowiliśmy się przejść. Gdy tylko ich zobaczyliśmy, Josh i ja rzuciliśmy się biegiem w ich kierunku.
A: Ja zadzwoniłam po policję i pogotowie.
J: Właśnie. Chris już ledwo stał, więc mu pomogłem, bo walczył z dwoma na raz. Josh pobiegł do Michi. Była nieprzytomna, bo mocno dostała w głowę.
A: Kiedy chłopcom udał się obezwładnić tych gnojów, podbiegłam szybko do Michi i zaraz po tym przyjechało pogotowie z policją.
J: Nam nic się nie stało, ale Michi porządnie oberwała. Josh teraz z nią siedzi...
T: To dlatego jesteś taki nie w humorze Chris?
Ch: A cieszyłby się pan, gdyby pobito osobę, którą pan kocha?
T: No tak, przepraszam.

_________________________________________________________
No i powoli pojawiają się BOGOWIE, na których tak czekaliście. Teraz zacznie się trochę komplikować i nie wiem czy wyjdzie z tego coś dobrego. Kończą mi się ferie i czeka mnie niezły zapierdziel w szkole więc rozdziały nie będą się pojawiać często. Może w weekendy, może rzadziej. Naprawdę nie wiem. Jeśli ktoś chce być informowany o rozdziałach napiszcie do mnie na maila ( olcia.baranowska@gmail.com ). Podajcie mi tam swoje GG lub po prostu powiedzcie jak mam powiadamiać.
I błagam. KOMENTUJCIE. Dla was to kilka sekund. Każdy może dodać komentarz, nie muszę ich zatwierdzać i nie mam uruchomionych żadnych potwierdzeń ani niczego więc nie widze w tym żadnego problemu.

Pozdrawiam
Ola

Rozdział 7- Ty nawet jak na osiemnastolatka jesteś zbyt seksowny.

*Josh*

Tegoroczne lato jest naprawdę ciepłe. A to dziwne jak na Londyn. Codziennie powyżej 25 stopni. Skoczyłem do "mojego" pokoju i wyciągnąłem z garderoby szorty i t-shirt. Przebrany pobiegłem z powrotem do Michi, która nie mogła się uporać ze swoimi ogrodniczkami. Podszedłem do niej i przechwyciłem jeden z paseczków. Szybko uporałem się z zapięciem jednego a później drugiego.
Mi: Dziękuję- uśmiechnęła się słodko i pocałowała mnie w policzek.
J: Uroczo wyglądasz.
Mi: Dzięki. Ale nie lubię swojego ciała... Szczególnie ud i brzucha...-zapadła chwila ciszy. Nie lubię się z nią kłócić, a o to kłóciliśmy się już z milion razy.- Wyglądam trochę jak pięciolatka, co?
J: Troszeczkę. Ale jak na pięciolatkę, to jesteś zbyt seksowna.
Mi: Ty nawet jak na osiemnastolatka jesteś zbyt seksowny.
J: Przestań, bo się zawstydzę.- w całym pokoju rozbrzmiał jej dźwięczny, uroczy śmiech, który tak kochałem.

*Martin*

A: Aaaaa!!! Martin!!!- dobiegł mnie pisk mojej dziewczyny. Zanim zdążyłem zrobić choć krok w stronę kuchni, w której się znajdowała, usłyszałem tupot jej delikatnych stópek.
Niedługo po tym Anna  już wisiała na mojej szyi i mocno się we mnie wtulała wiercąc się ze strachu.
J: Co się stało?
A: Tam jest pająk!
J: Na pewno cie zje.- zacząłem się śmiać.
A: Zamknij się! To wcale nie jest śmieszne!
J: Nie, nie. Skądże znowu.- próbowałem się uspokoić, ale kiepsko mi to szło.
a: Zabij go! A nie się ze mnie nabijasz...
J: Już się robi księżniczko.- odstawiłem ją i ruszyłem do kuchni. Szła za mną krok w krok bacznie rozglądając się na boki. Kiedy weszliśmy do kuchni od razy znalazłem sprawcę zamieszania. Zamiast zabijać, wziąłem go na rękę i wypuściłem przez okno.
A: Umyj się szybko...- powiedziała z obrzydzeniem
J: Już księżniczko.- powiedziałem cicho się śmiejąc. Kiedy myłem ręce Ana cały czas się rozglądał.. Korzystając z chwili jej nieuwagi przerzuciłem ją sobie przez ramie i ruszyłem do salonu.
A: Aaaa! Martin! Puść mnie! Hahaha!- śmiała się próbując przekonać mnie do tego abym ją odstawił. Rzuciłem ją na kanapę i zacząłem ją łaskotać. Zaczęła się wyrywać więc usiadłem na niej okrakiem. W pewnym momencie dziewczynie udało się odwzajemnić łaskotki doskonale znając moje słabe punkty. Anna w pewnym momencie przyciągnęła mnie do siebie i mocno wbiła się w moje usta.
A: Kocham cię palancie.- powiedziała i znowu złączyła nasze wargi w namiętnym pocałunku, który przerodził się w... no sami wiecie w co ;)

*Michelle*
Staliśmy przy kasie sklepowej zastanawiając się jak to przeniesiemy do samochodu Josha.
Jo: Kurde...
J: Co się stało
Jo: Zapomniałem, że jest dzisiaj trening.
J: Chcesz, to odwieź mnie tylko do domu i najwyżej jutro zaczniemy. 
Jo: O nie moja droga. Obiecałem, że zaczniemy dzisiaj, to dotrzymam obietnicy.
J: Nie musisz. Treningi są ważne...
Jo: Michi... Nie mógłbym złamać obietnicy. Jak przepadnie mi jeden trening to nic się nie stanie. 
J: Na pewno?
Jo: Tak, na pewno.
J: Dziękuję.- obdarzyłam go szerokim uśmiechem i zapłaciłam za zakupy. 

*Josh* 

Nareszcie. Udało nam się przenieść wszystko do auta, więc możemy jechać. 'Załadowałem' Michi do auta, bo ze złamaną ręką i skręconą kostką nie było łatwo do niego wsiąść.
Przez całą drogę słuchaliśmy radia śpiewając piosenki. Wiązało się to ze świetną zabawą. W pewnym momencie wpadłem na pomysł.
J: Michi...- powiedziałem przeciągając ostatnią głoskę.
Mi: Czego? Grzecznie się pytam.
J: Pamiętasz, jak obiecałem, że nagram z tobą płytę?
Mi: No jakże mogła bym zapomnieć. Czemu pytasz?
J:Bo zastanawiam się, czy chcesz nagrać autorskie piosenki czy covery?
Mi: Z początku myślałam o napisaniu własnych tekstów...
J:Ale?
Mi: Ale nie miałam pomysłów. Pomyślałam więc o coverach...
J: Ale?
Mi: Ale nie miałam na żaden koncepcji...
J: Więc?- zaśmiała się dźwięcznie wywołując na mojej twarzy uśmiech.
Mi: Więc poszłam do studia poszukać natchnienia. Usiadłam tam po raz pierwszy od czasu śmierci taty i nie zgadniesz co znalazłam.
J: No dawaj. Zaskocz mnie.
Mi: Znalazłam kilka świetnych tekstów napisanych przez, w zasadzie nie wiem kogo. Najdziwniejsze jest to, że na każdym arkuszu było napisane moje imię.
J: Myślisz, że ten ktoś zostawił te teksty specjalnie?
Mi: Myślę, że tak. Często mówiłam o chęciach związanych z nagraniem płyty i brakiem na to pomysłów. Ten ktoś musi naprawdę dobrze mnie znać
J: Masz już jakiś pomysł na aranżację?
Mi: Z tym nigdy nie mam problemów. Oczywiście jeśli tekst nie ujrzał wcześniej światła dziennego.
J: To kiedy zaczynamy?
Mi: Najpierw skończmy altankę... Josh...
J: Tak?
Mi: Chyba mam pomysł na jedną piosenkę.
J: No to dawaj.- dziewczyna zaczęła wystukiwać rytm na siedzeniu.
( klik )
Mi: Your hand fits in mine, like it’s made just for me
      But bear this in mind it was meant to be
      And I’m joining up the dots with the freckles on your cheeks
      And it all makes sense to me...

J: I know you’ve never loved the crinkles by your eyes when you you smile
   You’ve never loved your stomach or your thighs 
   The dimples in your back at the bottom of your spine 
   But I’ll love them endlessly


Mi: O. Mój. Boże... To ty! Wyskoczyła z auta bo zatrzymałem się na podjeździe. Szybkim krokiem lecz kuśtykając podeszła do moich drzwi. Na całe szczęście udało mi się już wysiąść.
Mi: Czemu mi nie powiedziałeś?! Ty! Ty..! No, ja cię po prostu! No ja cię...
J: Błagam nie bij! Chciałem zrobić ci niespodziankę!
Mi: Ja cię kocham palancie!

*Michelle*
Po moim policzku spłynęła łza szczęścia.  Za każdym razem, kiedy czytałam tekst tej właśnie piosenki wzruszałam się. Zawsze marzyłam, żeby ktoś mi kiedyś tak zaśpiewał.
Jo: Ej, śliczna... Nie płacz... Bo się rozmażesz, no...- powiedział i mocno mnie do siebie przytulił.
J: Josh. Tyle na to czekałam... Nie zmarnuj tej szansy...
Jo: Nie mam zamiaru jej marnować... Za długo na to czekałem...

Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Czułam jak po moim policzku spływa kolejna łza. Josh chwycił moją twarz i kciukiem starł słoną kropelkę. Tonęłam w jego zielonych tęczówkach zbliżając się do niego. Kiedy nasze twarze dzieliło już tylko kilka centymetrów, drzwi od domu się otworzyły i wyszli z nich Anna i Martin. Odsunęliśmy się od siebie szybko i spojrzeliśmy na parę przyjaciół. 

___________________________________________________
No hej... Nie wiem, co mogę na temat tego rozdziału powiedzieć... Przypominam tylko o zasadzie panującej na tym blogu. CZYTASZ=KOMENTUJESZ To dla mnie ważne i bardzo pomocne. Krytyka naprawdę mile widziana. Jeszcze raz bardzo dziękuję, za nominacje to 'The Versatile Blogger'. Bardzo mnie to zaskoczyło.
Pozdrawiam
Ola :)

20 lutego 2013

The Versatile Blogger

Zostałam nominowana przez:
1) http://mam-bestie-w-sobie.blogspot.com
Za co bardzo dziękuję!


Każdy nominowany blogger powinien:
- podziękować nominującemu na jego blogu;
- pokazać nagrodę 'The Versatile Blogger';
 - ujawnić siedem faktów dotyczących siebie;
- nominować dziesięć blogów, które jego zdaniem na to zasługują;
- poinformować o tym fakcie nominowane blogi. 

A oto 7 faktów o mnie:
1) Jestem blondynką xD (ale nie taką z dowcipów ;p )
2) Mam dwie siostry (starszą o 4 lata i młodszą o 2 lata)
3) Potrafię być równie wredna co uprzejma
4) Jeśli coś mi nie pasuje, mówię o tym wprost
5) W wolnym czasie czytam książki, piszę opowiadania i rysuję
6) Jestem muzykoholiczką ;D
7) Jestem fanką: Ed'a Sheeran'a, Hobbie'go Stuart'a, One Direction, Bruno Mars'a i Adele :)

Moje nominacje:
1) http://whenwehaveadreamwehaveeverything.blogspot.com/
2)http://truly-madly-crazy-deeply.blogspot.com/2013/01/prolog.html#comment-form
3)http://your-eyes-irresistible.blogspot.com/
4)http://moja-wlasna-chora-bajka.blogspot.com/
5)http://andlivewhilewereyoungonedirection.blogspot.com/
6)http://icanloveyoumorethanthis1d.blogspot.com/
7)http://larrystylinsonforeverinmyheart.blogspot.com/
8)http://my-life-is-suck.blogspot.com/
9)http://dopokibede.blogspot.com/
10)http://flight-do-harm-larry.blogspot.com/


Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, bo jak już kiedyś wspominałam, nie za bardzo mam czas i odpowiednie warunki do pisania "__". Mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie...

Pozdrawiam
Ola :)

12 lutego 2013

Rozdział 6- 'Tylko nie wariujcie w tym samochodzie'

*Cleo*

J: Chris? Nic ci nie jest? Boli cię coś? Możesz wstać? Michi, coś ty mu zrobiła?- spojrzałam na nią wściekła i zdziwiona jednocześnie.
Mi: Ja? Nic. Ja go tylko obezwładniłam. Nic mu nie będzie. Nie jestem taka jak on. A teraz wybacz. Nie mam ochoty rozmawiać z siostrą kogoś, kto porównał mnie do matki.- spojrzała z odrazą na Chrisa i nie mogłam uwierzyć własnym uszom.- I to dwukrotnie...
J: Chris, to prawda?- pomogłam mu wstać i patrzyłam na niego.- Jak mogłeś?! Richard był dla nas jak ojciec! Jeśli miałoby się ją porównać do kogoś to na pewno byłby to jej ojciec! Wstydź się wiesz! Teraz rozumiem dlaczego tak wyglądasz! Należało ci się! Jesteś zwykłym draniem Chris! Nie zasługujesz na 
Michelle... Przepraszam za niego...-zwróciłam się do trójki idącej w stronę auta. Spojrzeli na mnie zdziwieni.
J: Przepraszam po raz kolejny. I wiem, że jedno słowo nic tu nie pomoże, ale chcę żebyście wiedzieli, że jest mi wstyd za to jak się wobec was zachowywałam przez te wszystkie lata. Ja wam po prostu zazdrościłam. Chciałam być taka jak ty Michi. Chciałam mieć tyle odwagi i rozsądku co Martin. Chciałam być tak wspaniałą i wierną osobą jaką jest Josh...-wszystkich zatkało, łącznie z Chrisem.- Ale boję się okazywać uczucia. Nie chciałam pokazać jak wam zazdroszczę, bo bałam się, że ktoś to może wykorzystać. Obrażałam was, wytykałam każde najmniejsze potknięcie... Nienawidziłam kochając... Przepraszam... Wiem, że nie zasłużyłam, ale proszę o drugą szansę...- czułam jak po policzkach płyną mi łzy. Wszyscy mieli spuszczone głowy. Zapadła głucha cisza. Odwróciłam się na pięcie i byłam gotowa odejść, ale zatrzymał mnie głos Michelle.
Mi: Tyle lat... Tyle lat, ile obrażałaś mnie i moich bliskich ja cię podziwiałam... Podziwiałam twoją odwagę, że nie bałaś się powiedzieć tak przykrych rzeczy. Cały czas dążyłaś do celu nigdy się nie poddając. Zawsze byłaś wierna Chrisowi po mimo tego, że czasami widziałam jak nie zgadzasz się z jego opinią lub zachowaniem. Zawsze byłaś pewna swojej urody, talentu i intelektu. Po mimo tego, że tak wielu ludzi zraniłaś zazdrościłam ci tej odwagi, pewności siebie, wierności... A ty...
J: A ja przez cały czas zazdrościłam tobie... - powiedziałam patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się do mnie blado, a ja odwzajemniłam ten gest. 
Ch: Teraz staniesz przeciwko mnie?- spytał smutno choć z wyrzutem.
J: Powinnam, bo nie zasłużyłeś na jakąkolwiek pomoc z mojej strony. Jednak jestem twoją siostrą debilu i moim obowiązkiem jest cię wspierać. Pozwól jednak, że zanim powrócę do roli kochanej siostry to coś zrobię.- spojrzał na mnie pytająco, ale po chwili pokiwał głową. Nieoczekiwanie strzeliłam go ręką w twarz.
Ch: Ty... ty, nigdy mnie nie uderzyłaś...- powiedział łapiąc się za policzek
J: A wiele razy na to zasługiwałeś.- powiedziałam i ruszyłam w stronę auta. 

*Martin*

J: Poczekajcie w samochodzie, ja zaraz wracam. 
Mi: Zostawiłam tam gdzieś kule. 
Jo: To ja po nie pójdę...
Mi: Dzięki- powiedziała i wsiadła do auta.
Szliśmy w ciszy, ale widać było, że Josh chce coś powiedzieć. Otarłem wargę, z której nadal leciała krewi spojrzałem wyczekująco na przyjaciela. 
Jo: Co?
J: No gadaj wreszcie, bo już cierpliwość tracę.- zaśmialiśmy się i blondyn w końcu zaczął mówić.
Jo: Bo wiesz... Jak poszedłeś z Chrisem, to Michi mówiła do waszego ojca...
J: Znowu mu coś na mnie nagadała?- zaśmiałem się, ale widząc poważną minę Josha od razu przestałem.
Jo: Nie... Powiedziała, że podoba jej się jeden chłopak, i że go kocha...
J: Przykro mi stary... Współczuję ci...
Jo: Nie ma czego współczuć...
J: Jak to?- zacząłem się gubić...
Jo: Powiedziała, że chodzi o mnie...
J: No to gratuluję! Ale mi strachu napędziłeś... Mam rozumieć, że jesteście razem?
Jo: Tego nie wiem... Nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. Ale obiecuję, że jak wszystko się wyjaśni, będziesz pierwszą osobą, która się dowie.
Chłopak nagle się zatrzymał i schylił. Spojrzałem na niego zdziwiony. Racja- przyszedł po kule.
Jo: Dobra ja mam to, po co przyszedłem to teraz zostawiam cię samego.
J: Dobra... Tylko nie wariujcie w tym samochodzie.
Jo: Wal się...- warknął po czym oboje się zaśmialiśmy. Poczochrałem mu włosy i poszedłem na grób ojca.

*Michelle*

Siedziałam w samochodzie i poczułam wibracje mojego telefonu. Wyjęłam go z torebki i na wyświetlaczu widniało zdjęcie Anny. Odblokowałam ekran i odczytałam wiadomość.
             Cześć słońce ;* pewnie jesteście na cmentarzu, bo w domu was nie ma. Mam czekać czy wracać do domu i później po ciebie przyjechać? Pamiętaj, że dzisiaj jest sobota, a za tydzień Josh ma urodziny. Trzeba zrobić zakupy ^.^ Kocham Ann.

             Hej piękna ;* możesz poczekać. Wrócimy za jakieś pół godziny. A co do mojego (niedoszłego jeszcze) chłopaka, to pamiętam ;) 

Nagle telefon zaczął dzwonić. Szybko odebrałam i w słuchawce usłyszałam pisk Anny.
J: Ej! Uspokój się! Zachowujesz się jak dziecko!- wykrzyczałam i zaczęłam się śmiać. 
An: Przepraszam! Opowiadaj! CO?! JAK?! I KIEDY?!
J: Kilkanaście minut temu, nad grobem ojca, wyznałam mu co czuję, a on to odwzajemnia!
An: Jejku Michi, ty farciaro. Wy doskonale do siebie pasujecie. 
J: Dobra, ale pogadamy później, bo mój książę wraca.- zachichotałyśmy obie i szybko się rozłączyłam. 

Jo: Co tam piękna?- powiedział otwierając drzwi od samochodu. 
J: Doszłam do wniosku, że oprócz śpiewania i po części robienia zdjęć, nie będę mogła wykonywać żadnej z moich pasji. 
Jo: Szybko zleci, zobaczysz.- powiedział i pociągnął palcem po mojej brodzie. Wsiadł do auta i zamknął za sobą drzwi. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się podstępnie, bo wpadł mi do głowy jeden pomysł.
J: Josh...
Jo: Tak?- spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
J: Pamiętasz jak mi coś kiedyś obiecałeś?
Jo: Zależy co ci wtedy obiecałem.- zaśmialiśmy się oboje.
J: No, obiecałeś mi, że nagrasz ze mną piosenkę.
Jo: Zgadza się.
J: Dotrzymasz obietnicy? 
Jo: Michi, a czy ja kiedyś nie dotrzymałem danej ci obietnicy?
J: No nie, ale wolałam się upewnić.- chłopak się zaśmiał i przytulił mnie do siebie, a w moje nozdrza uderzył słodki i za razem ostry zapach jego perfum. 

*Anna*

Mi: To masz już jakiś pomysł na prezent?
J: No własnie nie. Że też od dziesięciu lat mamy ten sam problem...
Mi: No nie? A każdy prezent, który dostajemy od nich jest w pełni trafiony. Czasem mam wrażenie, że siedzą mi w głowie i czytają moje myśli.
J: Ciekawe czy też tak długo się zastanawiają nad tym co wybrać... 
Mi: Nie wiem, ale nie okazywali tego nawet w najmniejszym stopniu. A właśnie. Musze kupić farbę...
J: Jaką farbę?- spojrzałam na nią przepuszczając pieszych na przejściu. 
Mi: Tajemnica...- wyszczerzyła ząbki w swoim słynnym uśmiechu pięciolatki. 
J: No nie...
Mi: Co?
J: Przede mną masz tajemnicę?
Mi: A, no, tak jakoś wyszło. 
J: Pamiętaj, że traktuję cię jak siostrę...
Mi: Pamiętaj, że rodzeństwo też nie zawsze sobie o wszystkim mówią.
J: I jak zwykle wygrałaś... 
Obie się zaśmiałyśmy i chwilę jechałyśmy w ciszy.
J: Michelle...
Mi: O co chcesz spytać, że wymawiasz moje pełne imię?- powiedziała udając przerażenie.
J: Co się stało na cmentarzu, że chłopcy tacy poobijani? 
Mi: Chris tam był...- powiedziała i spuściła głowę.
J: Pobili się?
Mi: Tak... Najpierw Josh się na niego rzucił, jak tylko go zobaczył. Później Josh go odprowadził i ich też musiałam rozdzielać...
J: Jak to ty? A Josh?
Mi: Dobiegłam szybciej...
J: A noga? 
Mi: Ann, miałam w dupie ból. Martin leżał na ziemi, a Chris go kopał. Miałam przejmować się bólem i dojść tam jak już będzie za późno?
J: Michi, wiesz przecież, że nie o to mi chodziło...
Mi: Wiem, przepraszam... W dodatku okazało się, że Cleo stanęła po mojej stronie...
J: Postawiła się bratu?
Mi: Nie do końca. Powiedziała, że jest jego siostrą, więc ma pewne obowiązki. Wiesz jak to jest. Często nie popieram Martina ale i tak mu pomagam i nie zostawiam go samego. 
J: No rozumiem... Mam przecież brata, wiem jak to jest. 
Mi: A właśnie... Co słychać u mojego męża?- obie zaczęłyśmy się śmiać i dojechałyśmy na miejsce. 

*Michelle*

Właśnie wróciłyśmy z zakupów. Oprócz prezentu dla Josha kupiłam sobie kilka fajnych zestawów (z sukienką, ze spódniczką i na imprezę w klubie). Anna też zgarnęła kilka cudnych ciuchów( na imprezę, ze spódniczką i na co dzień). Zaopatrzyłyśmy się również w mnóstwo potrzebnych rzeczy na imprezę. Weszłyśmy do domu, gdzie było wyjątkowo cicho.
J: Josh!- wydarłam się z pewnością, że cały dom mnie słyszy. 
Jo: Co?- spytał stojąc zaraz za mną.
J: Aaa! O boże... Nie rób tak nigdy więcej... Zawału bym dostała! Palant!
Jo: Przepraszam- mówił krztusząc się śmiechem. 
J: Przestań już się tak śmiać, bo się dusić zaczniesz.
Jo: Co tam chciałaś?- spytał jak już się uspokoił. 
J: Jedziemy do sklepu.
Jo: Po co?
J: Po farbę, impregnat, pędzle i papier ścierny. 
Jo: Tak jest szefowo!- wykrzyknął i zasalutował udając żołnierza. 
J: Eeej... Nie mów tak do mnie...- powiedziałam ze smutną minką czym zdezorientowałam chłopaka.
Jo: Dlaczego? 
J: Bo to ty jesteś ode mnie starszy...
Jo: Ale ty jesteś mądrzejsza- powiedział sprzedając mi pstryczka w nos.
J: Dzięki. Uznam to za komplement. Mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość.
Jo: Dobrą czy złą?
J: Pośrednią. Zaraz jak wrócimy ze sklepu idziemy działać, więc radziłabym ci się przebrać.

___________________________________________________
Hej :) I tak oto kończy się kolejny rozdział ;) Na razie będzie miło... Ale co będzie później to już nie wiem. Mniejsza z tym. Przypominam o obowiązującej zasadzie!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Następny rozdział pojawi się dopiero wtedy, gdy liczba komentarzy będzie równa co najmniej połowie wyświetleń tego rozdziału, więc radzę się postarać, jeśli chcecie nowy.
A teraz chciałabym polecić super bloga, dziewczyny, która angażuje się w pomoc, za co ogromnie dziękuję ;)
http://your-eyes-irresistible.blogspot.com/
Ten blog jest świetny!

Pozdrawiam
Ola

Rozdział 5- Przegiąłeś stary...

(włącz- Jonathan Clay- Heart on fire)
*Michelle*

Na te słowa łzy napłynęły mi do oczu. Czego, jak czego, ale tego bym się po swoim bracie nie spodziewała…
Ma: Michi, przepraszam… Nie chciałem…- zaczął się tłumaczyć, ale ja nie chciałam tego słuchać.
J: Daj spokój.- powiedziałam oschle, ominęłam go i wyszłam z domu. Zabolało mnie to, że tak ważna dla mnie osoba, na którą zawsze bardzo liczyłam, wypomina mi teraz to zdarzenie praktycznie mnie za to winiąc.

*Josh*

J: Przegiąłeś stary…- powiedziałem i od razu ruszyłem za przyjaciółką. Nie musiałem długo się zastanawiać nad tym dokąd poszła. . Poszedłem do ogrodu i zobaczyłem Michi znikającą w jabłonkach, zasadzonych przez nas i jej tatę. Tak jak myślałem. Poszła w miejsce, które mocno wiązało się z jej ojcem. Pamiętam jak całe dnie spędzali razem na wspólnym budowaniu. Byłem wtedy jedyną osobą, która wiedziała, gdzie tych dwoje przepadało na całe dnie. Często też im pomagałem. Świetnie dogadywałem się z panem Carter’em. Szanowałem go jak własnego ojca, którego właściwie nie miałem. Umarł w dwa miesiące przed narodzinami Brett’a. Kiepsko go pamiętam… Na samo wspomnienie o nim chce mi się płakać. Otarłem szybko policzek, po którym spłynęła samotna słona kropelka i wyłoniłem się z jabłoni idąc w kierunku altany. 

*Michelle*

Siedziałam w altanie myśląc, że nikt za mną nie poszedł. Myliłam się. Po kilku minutach obok mnie siedział Josh i przytulał mnie gładząc moje włosy. Uwielbiałam kiedy to robił. Zachowywał się wtedy jak mój ojciec... 
J: Tęsknię za nim...-powiedziałam i po moim policzku spłynęła łza.
Jo: Wiem... Ale wiem też, że jesteś silną kobietą i dasz sobie ze wszystkim radę... 
J: Josh... 
Jo: Tak?
J: Pomożesz mi w czymś?
Jo:  W czym tylko zechcesz.
J: Odnowisz ze mną tą altanę. Trzeba ją zaimpregnować i odmalować. 
Jo: Jasne, słonko. Nie ma problemu. Możemy to zrobić nawet dzisiaj. 
J: Naprawdę? 
Jo: Oczywiście.- uśmiechnął się do mnie serdecznie, a ja mocno go przytuliłam.

*Chris*

Miałem nadzieję, że przyjdzie. I długo nie musiałem czekać. Szła sama, co mnie zdziwiło i jednocześnie ucieszyło. Chyba mnie jeszcze nie zauważyła. Trudno się dziwić. Przeze mnie musi patrzeć na ziemię, żeby się nie przewrócić. Boże święty... Do czego ja doprowadziłem....

*Michelle*

Co. On. Tu. Robi?! Znieruchomiałam. Jakim prawem on tu teraz przychodzi? Nie chcę go widzieć. Nie teraz... 

*Josh*

J: Co ten skurwiel tu robi?- rzuciłem do Martina i biegiem ruszyłem w stronę Chrisa. Michi próbowała mnie zatrzymać ale bezskutecznie... Słyszałem, że Martin biegnie za mną, a Michi błaga, żebym zawrócił, ale jej nie słuchałem. Kiedy tylko znalazłem się przy Chrisie wymierzyłem mu z pięści w twarz.
J: Jak śmiesz tu przychodzić?! Mało ci?! Chcesz ją wykończyć?! Wypierdalaj stąd! Idź się wypłakać swojej siostrzyczce! Masz zostawić Michi w spokoju! Rozumiesz?!
W tym momencie dobiegł do nas Martin i odciągnął mnie od Chrisa. Próbowałem się wyrwać, ale był ode mnie silniejszy. Patrzyłem jak ten skurwiel trzyma się za ryj. Miałem ochotę mu poprawić. Spojrzałem na Michi, która właśnie podeszłą do grobu. W oczach miała łzy. Wyjęła znicz z torebki, zapaliła go i postawiła. Spojrzała najpierw na mnie, a później na Chrisa.
Mi: Nic ci nie jest..?- to zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie, ale to zbiło wszystkich z tropu. Szarpnąłem się lekko i Martin mnie puścił.
Ch: Nie... Michi ja tylko...- wyciągnął do niej rękę.
Mi: Zamknij się i nie dotykaj mnie!- warknęła- Martin zabierz go stąd.
Ch: Michi, ale daj mi chociaż...
Mi: Nie! Idź stąd...
Po tych słowach Martin złapał tego damskiego boksera za ramię i zaczął wyprowadzać go z cmentarza.
(włącz- Ed Sheeran-Small bump)
Mi: Hej tato...- powiedziała siadając na ławeczce, a ja zaraz obok niej.- Tęsknię za tobą... Martin też tęskni... Mama dzisiaj u nas była, ale pewnie widziałeś... Nie wiem po co przyszła... Całe szczęście był ze mną Josh.- chwyciła mnie za rękę i lekko się uśmiechnęła.- Co ja bym bez niego zrobiła... Chyba nie dałabym rady... A własnie... Mam dla ciebie niespodziankę. Przyjdź za niedługo do altanki. Mam nadzieję, że ci się spodoba... Kocham cię tatku... Muszę ci się do czegoś przyznać. Podoba mi się taki jeden chłopak...- zabolało... spuściłem głowę i słuchałem dalej.- Myślę, że też mu się trochę podobam... Zawsze byliśmy dla siebie przyjaciółmi, ale kiedy przestało mi się układać z Chrisem zrozumiałam, że nie ma co się oszukiwać. To właśnie dla niego bije moje serce... Ten, dla którego żyję, siedzi teraz obok mnie i wysłuchuje tego co mówię...- popatrzyłem na nią z niedowierzaniem, ale ona dalej wpatrywała się w grób.- Kocham go tato... Tylko nie wiem czy on mnie też... Josh... A ty jak myślisz?
J: Myślę, że szaleje za tobą od podstawówki...- uśmiechnęliśmy się do siebie, pocałowałem ją w czoło i mocno do siebie przytuliłem.
J: I nic mi nie powiedziałaś...
Mi: Bałam się, że cię stracę... Tak samo jak ty...

*Martin*

J: Po jaką cholerę?!
Ch: Chcę ją przeprosić!
J: Myślisz, że jedno durne, puste 'przepraszam' coś tu pomoże?!
Ch: Nie! Ale kocham ją i chcę...
J: Ale ona nie chce! Zrozum to! Ona cię nie kocha!
Ch: Skąd ty to niby możesz wiedzieć?!
J: Jesteśmy rodzeństwem i nie mamy przed sobą tajemnic! Michelle kocha innego! Zrozum to wreszcie!
Ch: Chcesz mi powiedzieć, że mnie zdradzała?!
J: Nie! Moja siostra nie jest szmatą! Zawsze była ci wierna! Po mimo tego, że nikomu nie podobał się wasz związek, nie zakończyła tego. Myślała, że zapomni o innym. Ale nie zapomniała. A teraz siedzą oboje przy grobie mojego ojca i mam nadzieję, że wiedzą już o wzajemnych uczuciach.
Ch: Twoja siostra to zwykła pusta lala, która wykorzystuje innych!
J: Nie obrażaj mojej siostry!
Ch: Jest taka sama jak wasza matka! I tak niezdarna jak wasz ojciec!
W tym momencie nie wytrzymałem. Uderzyłem go w twarz z pięści. Oczywiście chłopak szybko się otrząsnął i mi oddał. Zaczęła się walka nie na żarty...

*Michelle*

J: Cholera...- w tym momencie miałam gdzieś ból z jakim się spotykałam przy każdym kroku. Biegłam ile sił w nogach czując jak łzy mimowolnie spływają mi po twarzy. Josh ledwo za mną nadążał. Byliśmy już blisko.
J: Zostaw go! Zostaw go natychmiast! 
Nie zareagował. Dobiegłam do szatyna i strzeliłam mu z pięści w twarz. Nie spodziewał się tego, co dało mi przewagę. Kopnęłam go w krocze ledwo utrzymując się na bolącej nodze. Chris zgiął się w pół. Zahaczyłam o jego kolano przez co klęknął. Kolanem naparłam na jego łopatki i jednocześnie pociągnęłam go za ramię. Przycisnęłam go w ten sposób do ziemi. Wykręciłam mu rękę i mocno ją trzymałam. Łokciem docisnęłam mu twarz do ziemi.
J: Trzeba  było zrobić to, co powiedziałam. Jeszcze raz dotkniesz kogoś mi bliskiego, a osobiście sprawię, że gorzko tego pożałujesz... Rozumiesz?- wyszeptałam mu do ucha przez zaciśnięte zęby.
C: Chris? Michelle?- spojrzałam na dziewczynę, która wyglądała jakby zobaczyła ducha. Docisnęłam chłopaka mocno i gwałtownie, a później się podniosłam i podeszłam do Josha, który pomagał wstać Martinowi.
J: Nie ważcie się więcej przychodzić na grób mojego ojca...- wysyczałam w stronę Black'ów.
J: Martin... Nic ci nie jest? Zrobił ci coś?- chwyciłam go za podbródek i dokładnie obejrzałam jego poobijaną twarz. 
Ma: Nie... Wszystko w porządku... Żebro mnie tylko boli, ale to nic...
J: Na pewno?
Ma: Tak Michi... Na pewno... Dziękuję...
J: Zrobiłbyś to samo...- pocałowałam go w czoło i lekko potargałam mu włosy. Razem z Joshem pomogliśmy wstać mojemu bratu...

_______________________________________________________
Heeeej :) Długo mnie nie było, wiem. Ale znalazłam chwilę czasu i oto jest. Nie za długi, ale zawsze coś ;) postaram się dodać dzisiaj jeszcze jeden ;) Średnio mi się podoba, ale jak zwykle opinię pozostawiam Wam.
1 Zasada: czytasz=komentujesz

Do przeczytania
Ola :)