CZYTASZ = KOMENTUJESZ
*Michelle*
A: Hej Michi! Hej Josh!
-Hej Ana!-krzyknęliśmy jednocześnie.
Ma: Ej! A ja?
-Hej Martin...- powiedzieliśmy udając niezadowolenie. Wszyscy się zaśmialiśmy i dwójka zakochańców do nas podeszła.
Ma: Jedziemy na trening.
Jo: Nas nie będzie.
A: Lepiej by było gdyby Martin też się nie pokazywał trenerowi.
J: Też tak uważam, ale ktoś musi coś powiedzieć...
Ma: Tylko co ja mam powiedzieć?
J: Powiedz, że...
Ma: Że co? Bo o tobie mogę powiedzieć nawet, że spadłaś ze schodów, ale że my jesteśmy posiniaczeni?
J: Może powiedz, że...- znowu zabrakło mi pomysłu.
A: Ej, a może powiecie półprawdę?
J: To znaczy?
A: No... Powiesz, że Michi napadło jakiś dwóch typków, a ty i Josh ruszyliście jej na pomoc i się z nimi pobiliście... Może być?
Jo: W sumie dobre. Chris może powiedzieć, że na treningu oberwał i tyle.
Ma: Byleby Cleo nic nie palnęła.
J: Myślę, że jeśli ją poprosicie w szatni, to nic nie powie. A teraz jedźcie, bo się spóźnicie.- powiedziałam zerkając na zegarek.
Anna ucałowała mnie w policzek, a Martin w czoło. Dziewczyna powtórzyła to pożegnanie z Joshem a mój brat przybił z nim piątkę.
Kocham tą trójkę nad życie. Ale uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy kiedy przypomniałam sobie, jak bardzo brakuje mi tutaj jeszcze jednej wesołej duszyczki. Mówię teraz o naszym kuzynie Harrym. Wychowywaliśmy się razem w Holmes Chapel. Po przeprowadzce stale utrzymywaliśmy kontakt i raz do roku, na czas od świąt Bożego Narodzenia do Nowego Roku, jechaliśmy całą rodziną do siostry taty. Ciocia nigdy nie lubiła mamy, przez co nadal nie chce zaakceptować mnie i Martina. Po prostu nie przyznaje się do tego, że ma bratanicę i bratanka. Między innymi przez to wylądowałabym w domu dziecka. Od śmierci taty nie mam kontaktu z kuzynem. Wysyłamy do siebie czasem listy. Informujemy w nich co u nas i przesyłamy sobie prezenty. Ja niestety muszę wszystkie adresować do kolegi Harrego, Louisa. Śpiewają w jednym zespole. Nie znam go osobiście, ale wymieniliśmy kilka listów, z których mogę wnioskować, że jest bardzo sympatycznym i godnym zaufania chłopakiem. Ponoć uwielbia nosić koszulki w paski i szelki. To by wyjaśniało dostałam od niego taki zestaw. Ciekawe skąd znał mój rozmiar... Nigdy nie widziałam Louisa jak i całego zespołu. Wiem może wam się to wydać dziwne ale nie mam zielonego pojęcia jak wygląda One Direction. Anna nazywa ich 'seksiakami'. Muszę przyznać, że często słucham ich piosenek ale oprócz głosu Harrego żadnego nie rozpoznaję. Nie oglądam teledysków, zdjęć ani innych rzeczy związanych z nimi. Jak to możliwe? Przecież mieszkam w Londynie, oni tam często bywają, itp. Tak, to prawda, ale czy zaskakujące jest to, że nie mają wystarczająco czasu na spotkania? Co chwila jakaś trasa koncertowa, spotkania służbowe i z fanami, ciągłe próby... Ledwo udaje im się wracać do rodzinnych miast, aby spotkać się z rodziną. W zasadzie to nie chcę ich zobaczyć na kartkach papieru czy ekranie komputera. Mam skrytą nadzieję, że wszyscy przyjadą i będę mogła zobaczyć chłopców na żywo.
Z głębokich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego dzwonka. Nie patrząc na ekran wcisnęłam zieloną słuchawkę.
J: Halo?
H: Hej! Michi, mam tylko chwilę, więc będę się streszczał.
J: H-Harry?
H: No ja, a kogo się spodziewałaś?
J: Głos ci się zmienił... Tęsknie... No, ale mów o co chodzi?
H: Za kilka miesięcy będziemy potrzebować mieszkania. Na kilka tygodni.
J: Ale gdzie?
H: No w Londynie kochanie.-zaśmiał się krótko.
J: Aha, no okej. I co w związku z tym?
H: No, wiesz... Mogę się do ciebie i Martina uśmiechnąć o wynajęcie pokoju?
J: Zmieścicie się wszyscy w jednym?
H: Jakoś damy radę.- powiedział lekko rozbawiony i oboje się zaśmialiśmy.
J: Spoko. Możecie zająć nawet 10 pokoi, na pewno ich tu dla nas nie braknie. Będziemy na was czekać. I musisz kogoś poznać.- powiedziałam zerkając na malującego altankę Josha.
H: Okej, super! Dzięki słońce! O FUCK!
J: Co się stało?
H: Mama idzie...
J: Powiedz, że rozmawiasz z kolegą. Dam telefon chłopakowi.
H: Jakiemu?
Mama Harrego: Z kim rozmawiasz?
J: Z Joshem- powiedziałam i podałam telefon zdezorientowanemu blondynowi.
H: Z kolegą. Oddaj mi to!- włączyliśmy głośno mówiący.
MH: Dzień dobry, z kim mam przyjemność?
Jo: Z Joshem... Joshem Jordanem. Jestem kolegą Harrego. A z kim ja mam do czynienia?
MH: Do widzenia! Masz szczęście synu, że to nie ta wredna suka Michelle! Nigdy więcej masz się z nią nie kontaktować pamiętaj!
H: Nie nazywaj jej tak! Pamiętaj, że to twoja bratanica i obrażasz tym samym swojego brata!
*Harry*
Po tych słowach dostałem od matki w twarz, a mój telefon roztrzaskał się o ścianę.
J: Będę się kontaktować z moim kuzynostwem tak często jak tylko będę miał na to ochotę! Nie masz prawa mi tego zabronić.
M: Może mi jeszcze powiesz, że to u nich będziecie mieszkać w tym cholernym Londynie?!
J: A żebyś wiedziała! Gdyby była taka potrzeba przyjęłaby nawet swojego największego wroga! Michi potrafi zrozumieć człowieka w potrzebie! Ona wie o mnie to czego nie wie o mnie nikt!
M: Jeśli przekroczysz próg tego domu wyjeżdżając do Londynu i nie pokażesz mi rezerwacji w hotelu, to możesz już tutaj nie wracać! Pamiętaj o tym!
J: Jeszcze będziesz chciała, żebym wrócił!- wybiegłem z domu i pobiegłem do Louisa.
*Josh*
Kiedy tylko usłyszeliśmy trzask w słuchawce spojrzałem na Michi. Widać było, że jest smutna. Nie dziwię jej się. Jak ta kobieta mogła nazwać tak dziecko swojego brata?
J: Michi...-powiedziałem, ale dziewczyna tylko zamoczyła pędzel w farbie i wróciła do malowania altany. To wydaje się prawie nie możliwe, że ta kobieta była siostrą ojca Michi i Martina.
*Louis*
Siedziałem właśnie na kanapie w salonie, kiedy moich uszu doszedł trzask drzwi. Gwałtownie odwróciłem głowę i zobaczyłem Loczka. Wstałem z miejsca i szybko do niego podszedłem widząc w jakim jest stanie.
J: Harry... Co się stało?
H: Pokłóciłem się z mamą...- powiedział i po jego policzku spłynęła kolejna łza. Bez zbędnych słów przytuliłem przyjaciela, a ten pogrążył się w rozpaczy wtulając się w mój tors.
Zawsze kłócili się tylko o jedno. O Michelle. Co prawda nie wiem jak ona wygląda i jaka jest, ale po tych kilku wymienionych listach mam wrażenie, że jest osobą godną zaufania. Szkoda mi Harrego, bo jest postawiony w trudnej sytuacji. Staje pomiędzy miłością do matki, a więzią jaka jest między nim i Michi. Współczuję chłopakowi, ale nigdy nie zostawię go samego.
*Martin*
J: Ale ona ma skręconą kostkę i złamaną rękę. Nie pozwolę jej się przemęczać.- mówiłem próbując nie unosić głosu.
Trener: To kto ją tak urządził?!
A: Trenerze nie krzycz, proszę. To nie jest jego wina.
T: To czyja?
J: Ci sami ludzie, którzy urządzili mnie i Josha.
T: To znaczy?
J: Opowiem wszystko od początku. Kiedy po ostatnim treningu Michi i Chris poszli na spacer napadło ich trzech typków. Chris próbował walczyć, ale sam nie dał sobie rady. Całe szczęście, że ja, Josh i Anna postanowiliśmy się przejść. Gdy tylko ich zobaczyliśmy, Josh i ja rzuciliśmy się biegiem w ich kierunku.
A: Ja zadzwoniłam po policję i pogotowie.
J: Właśnie. Chris już ledwo stał, więc mu pomogłem, bo walczył z dwoma na raz. Josh pobiegł do Michi. Była nieprzytomna, bo mocno dostała w głowę.
A: Kiedy chłopcom udał się obezwładnić tych gnojów, podbiegłam szybko do Michi i zaraz po tym przyjechało pogotowie z policją.
J: Nam nic się nie stało, ale Michi porządnie oberwała. Josh teraz z nią siedzi...
T: To dlatego jesteś taki nie w humorze Chris?
Ch: A cieszyłby się pan, gdyby pobito osobę, którą pan kocha?
T: No tak, przepraszam.
_________________________________________________________
No i powoli pojawiają się BOGOWIE, na których tak czekaliście. Teraz zacznie się trochę komplikować i nie wiem czy wyjdzie z tego coś dobrego. Kończą mi się ferie i czeka mnie niezły zapierdziel w szkole więc rozdziały nie będą się pojawiać często. Może w weekendy, może rzadziej. Naprawdę nie wiem. Jeśli ktoś chce być informowany o rozdziałach napiszcie do mnie na maila ( olcia.baranowska@gmail.com ). Podajcie mi tam swoje GG lub po prostu powiedzcie jak mam powiadamiać.
I błagam. KOMENTUJCIE. Dla was to kilka sekund. Każdy może dodać komentarz, nie muszę ich zatwierdzać i nie mam uruchomionych żadnych potwierdzeń ani niczego więc nie widze w tym żadnego problemu.
Pozdrawiam
Ola