28 kwietnia 2013

Rozdział 12- Nie powinieneś być w Holmes Chapel z Harrym?

Czytasz? Skomentuj. Może wywołasz uśmiech na mojej twarzy ;)

*Harry*

Minęły już dwa tygodnie od naszego pobytu u Michi i Martina. Cieszyłem się, że kuzynka zaprosiła moich przyjaciół na imprezę urodzinową Josha. Tak się cieszę, że się w końcu poznali. Nialler bardzo zżył się z Michelle. W ramach podziękowań mamy dla kuzynostwa małą niespodziankę. Kiedy wszyscy siedzieli wieczorem w salonie, a mówiąc wszyscy mam na myśli Michi, Martina, Annę, Josha i Louisa, zawitałem do nich z czterema kopertami.
J: Hejka, słuchajcie, mam dla was informację. W ramach podziękowań za pomoc, zaproszenie na urodziny i przenocowanie nas przez dosyć długi okres, i w ramach przeprosin za kłopoty jakie będziecie przeze mnie mieć mam coś dla was. W zasadzie to całym zespołem mamy. Proszę.- powiedziałem i przekazałem wszystkim koperty.


*Anna*

Nie miałam zielonego pojęcia czym zasłużyłam na podziękowania Harrego, ale to miłe z jego strony. Spojrzałam jeszcze raz na Loczka lekko się wahając.
H: No śmiało. Tam nie ma żadnych bomb.
Wszyscy krótko się zaśmialiśmy, spojrzeliśmy po sobie i otworzyliśmy koperty. Kiedy zobaczyłam jej zawartość nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

*Martin*
Ej... Bez jaj...

*Josh*
WOW!!!

*Michelle*
Ja. Nie. Mo. Gę.
Zaraz się chyba posikam ze szczęścia. Właśnie trzymam w rękach bilet na koncert Ed'a Sheerana'a, mojego ulubionego wykonawcy muzycznego. MOJEGO BOGA!
Nie mogę w to uwierzyć. Ze zdziwienia wyrwał mnie pisk mojej przyjaciółki.
A: Harry! Lou! Jesteście kochani! Dziękuję!- podbiegła Loczka i Marchewkoholika i sprzedała im po całusie w policzek. Hazza spojrzał na mnie najpierw wesoło, ale z sekundy na sekundę uśmiech schodził mu z twarzy. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jaką musiałam mieć minę.
H: Nie podoba ci się? Myślałem, że lubisz...- nie dokończył, bo rzuciłam mu się na szyję i do ucha wyszeptałam ciepłe 'dziękuję'.
J: Lou, Hazz, jesteście wspaniali...- ucałowałam Harrego w polik i uścisnęłam  BooBear'a, bo tak pozwolił mi mówić. Spojrzałam na mojego chłopaka i brata i zdziwiły mnie ich miny.
J: Co jest? Wy się nie cieszycie?
Ma: Co? Nie, nie. Bardzo się cieszymy, tylko ja z Joshem gramy wtedy w turnieju charytatywnym.
Jo: No, a dobrze wiesz, że chłopaki nie dadzą sobie bez nas rady.
Ma: Szczególnie z tym nowym.
J: Racja, kurcze... To ja w takim razie też nie idę.
Jo: O nie skarbie. Ty i Anna obowiązkowo jedziecie.
Ma: Oddamy swoje bilety Louisowi i Harremu. Kto wie, może załapiecie się na backstage?
H: Jeśli nie macie nic przeciwko, to chętnie pojedziemy z dziewczynami.

(włącz- One Direction-Moments)

I tak też się stało. Martin i Josh oddali swoje bilety Stylesowi i Tomlinsonowi. W ten sposób dziewczyny załapały się na backstage party. Chłopcy jedynie nie przewidzieli, że na koncercie będzie prasa i media. Nikt z tej czwórki tego nie przewidział. Kiedy Michelle się potknęła i straciła równowagę wpadła wprost w objęcia Harrego. Ich twarze dzieliło wtedy kilka centymetrów. Oznaczało to wielkie pole do popisu dla paparazzich, ponieważ Ed śpiewał właśnie 'Kiss me'. Był to koncert bardziej kameralny, ale z dużą ilością osób znanych w show biznesie. Mała scena w sporym barze, Ed, widownia przy stolikach i parkiet do tańca. Kiedy Sheeran zapowiedział następną piosenkę Harry wyciągnął Michelle na parkiet i zaczęli tańczyć w rytm 'Moments'. Oboje zatracili się w tańcu rozmyślając o tym, co będzie dalej. Loczek zastanawiał się nad tym, jak dalej potoczą się jego losy i jak będą wyglądać jego relacje z matką. Michelle myślała o tym, jak idzie chłopcom na turnieju, gdzie podziewają się Anna z Louisem i dlaczego mama Harrego tak bardzo jej nienawidzi. Na ostatnie pytanie nie potrafiła znaleźć stosownej, rozsądnej i zrozumiałej odpowiedzi. Przytuliła się do Loczka i do końca piosenki tańczyli w milczeniu, natomiast Anna z Louisem siedzieli przy barze słuchając głosu Sheerana. 




*Anna*
J: Zawsze marzyłyśmy z Michi o tym, żeby wystąpić z Edem na jednej scenie.- powiedziałam rozmarzona do Louisa i w zasadzie od razu tego pożałowałam.


*Louis*
Kiedy Anna mi to powiedziała, nie mogłem się powstrzymać. Zostawiłem Anę przy barze i podbiegłem do Loczka i Michi. Śmiesznie wyglądała w sukience, szpilkach i gipsie na ręku. Mniejsza z tym. Szepnąłem przyjacielowi do ucha jaki mam plan, na co on przytaknął. Otrzymując jego zgodę od razu zbliżyłem się do sceny, a gdy Ed skończył śpiewać szybko na nią wszedłem.
J: Hej!
E: Hej! Co ty tu robisz? Nie powinieneś być w Holmes Chapel z Harrym?
J: Powinienem. Ale o tym później. Słuchaj Ed. Mam dosyć nietypową prośbę. Przyjąłbyś na scenę dwie piękne damy o cudownych głosach?
E: No, okej. Dawaj mi je tutaj!
Chwyciłem mikrofon i zacząłem mówić.
J: Witam wszystkich bardzo serdecznie. Chciałbym państwu przedstawić dwie urocze, piękne, uzdolnione dziewczyny. Anna, Michelle, zapraszam do mnie.

W całym barze rozległy się brawa. Dziewczyny były zdezorientowane, ale nie do końca wiedząc, o co chodzi podeszły bliżej sceny. Harry idąc zaraz za nimi, popchnął je delikatnie tak, że znalazły się u boku Louisa. 


*Michelle* 

(Hallelujah)
Stoję właśnie na scenie z moim guru i nie wiem, o co chodzi.
Lou: No dziewczyny, teraz ustalcie co zaśpiewacie.
J: To jest żart, tak?
E: Nie, to nie jest żart.- powiedział i krótko się zaśmiał, a ja nie mogłam wyjść z podziwu.
E: No to powiedzcie co zaśpiewacie, a my wam zagramy.
A: Naprawdę?
E: Naprawdę. No śmiało.- rudzielec kolejny raz się zaśmiał.
J: To może...
HALLELUJAH- powiedziałyśmy jednocześnie i delikatnie się do siebie uśmiechnęłyśmy.
E: Nie ma sprawy. Dajcie znać kiedy będziecie gotowe.
J: A czy chłopaki i ty możecie z nami zaśpiewać?
E: Okej. Ale tylko chórki.
NO DOBRA...- znowu powiedziałyśmy razem.

Ed chwycił za gitarę, Lou usiadł do pianina, a Harry zasiadł za perkusją. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca zaczęło się coś pięknego. Pięć wspaniałych wokali rozbrzmiewających przy dźwiękach gitar elektrycznych tworzyły niesamowity nastrój. Wszyscy, którzy znajdowali się w barze siedzieli jak zahipnotyzowani. Okazało się to wielkim odkryciem. Na miejscu była telewizja, która emitowała na żywo. Chłopcy z zespołu nie mogli go oglądać, ale mieli dostęp do wersji radiowej. 



*Niall*
Od razu rozpoznałem głos Louisa zapowiadający występ dwóch dziewczyn. Kiedy wymienił ich imiona nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Zaraz ponownie będę słuchał głosu Michelle. Kiedy zaczęli śpiewać czułem się jak w niebie.

*Zayn*
Nigdy w życiu nie słyszałem czegoś piękniejszego. Te dźwięki to miód dla moich uszu. Nie mogę tylko uwierzyć, że dziewczyny są posiadaczkami tak pięknych głosów. Siedziałem w salonie i płakałem słuchając tego wykonania...


*Liam*
Siedzieliśmy z Danielle przytuleni do siebie słuchając dziewczyn i naszych przyjaciół. To było coś niesamowitego. Dan, którą trudno jest poruszyć muzyką była teraz bardzo wzruszona, a po jej policzkach spływały łzy. Nigdy bym się nie spodziewał, że dziewczyny mają tak mocne, wspaniałe głosy.


*Danielle*
Czasami żałuję, że nie jestem prawdziwą dziewczyną Liama i że on nic do mnie nie czuje. No ale cóż. Taki jest show biznes. Przynajmniej się zaprzyjaźniliśmy. Wszyscy mnie przestrzegali. Mówili 'Nie rób tego, zakochasz się w nim i będziesz żałować'. Mieli rację. Zakochałam się, ale nie żałuję, bo już mi przeszło. Nadal darzę go pewnym uczuciem, ale nie wiem czy jest ono tak silne jak na początku. Dzięki tej całej akcji poznałam wielu wspaniałych ludzi. Szkoda mi jedynie tych wszystkich fanek, które uwielbiają nasz 'związek' i kibicują nam, aby trwało to jak najdłużej. Takie życie. Niesprawiedliwe i niezrozumiałe, a za razem piękne i pełne niespodzianek.

Kiedy skończyły na sali panowała zupełna cisza. Widownia była w całkowitym zdumieniu. Sami Ed, Lou i Hazz siedzieli osłupieni wpatrując się w dziewczyny. Powoli ludzie zaczęli wstawać i klaskać. Jednym zdaniem. Dostały owacje na stojąco. W tych czasach rzadko się to zdarza. Harry słyszał śpiewającą Michelle, ale było to dobre dwa lata temu. Przez ten czas jej głos dojrzał. Głos Anny również był nieziemski. Po zakończonym koncercie, Ed wraz z Louisem, Harrym, Michelle, Anną, zespołem i kilkoma innymi osobami udali się na afterparty.
Wszyscy świetnie się bawili przy piwie, śpiewając, tańcząc i rozmawiając.
Michelle nie piła, więc po mimo tego, że nie ma jeszcze prawa jazdy (ale umie prowadzić), będzie musiała usiąść za kierownicą.



*Michelle*
Świetnie się bawimy. Poznałam tu wielu wspaniałych ludzi. Jeden typek tylko nie do końca mi się podoba. Gapi się na mnie praktycznie bez przerwy i robi dziwne miny. Powiedziałam o tym Hazzie, a on obiecał, że będzie go miał na oku. W tym momencie poczułam wibracje mojego telefonu. Przeprosiłam wszystkich i odbierając wyszłam przed bar.
J: Halo?
Jo: Hej skarbie...- powiedział przybity.- Jak się bawisz?
J: Bez ciebie nie tak dobrze, ale źle nie jest. Jak wrócimy to wam wszystko opowiemy. A jak wam poszedł turniej?
Jo: A, no... tak... jakoś... no... powiedzmy, że...
J: Jo, błagam cię, powiedz wreszcie.- powiedziałam nie wiedząc co myśleć
Jo: No... Wygraliśmy!
J: Tak! Wiedziałam! Wiedziałam, że dacie radę! Byłam tego pewna!
Jo: Ej! Spokojnie!- zaczęliśmy się śmiać. Stanęłam przy samochodzie i przeglądałam się w szybie.
J: Pogratuluję wam jak przyjedziemy, co chyba niedługo nastąpi, bo jestem już trochę zmęczona.
Jo: No dobrze, to jak...- dalej go nie słuchałam bo w szybie zobaczyłam odbicie kolesia, który się na mnie gapił.
J: Josh.- powiedziałam spokojnie ale stanowczo.- Zadzwoń do Harrego i powiedz, że jestem przed barem. Poproś go żeby do mnie przyszedł. Tylko szybko. Kocham cię.- przy ostatnich słowach głos mi zadrżał. Szybko się rozłączyłam i zaczęłam okrążać samochód. Facet jednak przewidział mój ruch i skutecznie zagrodził mi drogę.
J: Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?- spytałam próbując zachować spokój i znaleźć drogę ucieczki. Nie zdążyłam się dobrze rozejrzeć, a koleś się na mnie rzucił. Zaczął mnie całować. Próbowałam się uwolnić, ale był silniejszy. Bałam się, i to strasznie. Po kilku minutach dalej się z nim szarpałam. Musiał się znać na samoobronie bo skutecznie odbierał moje ataki. Uderzyłam go gipsem w twarz, ale to nie pomogło.
J: Pomocy! Pomocy!- krzyczałam najgłośniej jak tylko mogłam. Łzy spływały mi po policzkach. Facet kopnął mnie w niedawno kontuzjowaną kostkę i nie wytrzymałam. Upadłam na kolana. Koleś ciągnąc mnie za włosy przywrócił mnie do pozycji stojącej.
J: Błagam! Zostaw mnie! Błagam...- krzyczałam dławiąc się łzami.
M: Nie bój się... Sukienka będzie cała.- szepnął mi do ucha, które zaraz po tym przygryzł i zaśmiał się szyderczo. Biłam go, ale w pewnym momencie mnie obezwładnił. Oparł mnie brzuchem o samochód i przyciskając mi ręce do pleców, zaczął odpinać swoje spodnie. Kiedy już to zrobił zaczął podwijać moją sukienkę. Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i poczułam jego nabrzmiałego członka.
M: Niedługo będzie po wszystkim i nikomu nic nie powiesz.- powiedział zahaczając o moje majtki.
H: Nie będzie miała o czym mówić gnoju!- kiedy go usłyszałam poczułam ulgę. Louis mocno szarpnął kolesia do tyłu, a Harry szybko mnie złapał. Wtuliłam się w niego i wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do baru, do pokoju VIP, w którym czekała już Anna i Ed. Hazz położył mnie na kanapie, a ja zwinęłam się w kłębek. Anna bez słowa usiadła obok i mocno mnie przytuliła. Za to ją właśnie kocham. Po kilku minutach do pomieszczenia weszło dwoje policjantów. Mężczyzna stanął przy drzwiach, a kobieta usiadła obok. Kazali wszystkim wyjść, ale nie chciałam zostawać sama. Po mimo tego, że kocham Annę jak siostrę poprosiłam Harrego, żeby został. Funkcjonariusze się zgodzili i zaczęli mnie przesłuchiwać. Co chwila zanosiłam się płaczem przypominając sobie to co się stało i wyobrażając sobie co mogło się stać.


*Harry*
Jestem na siebie cholernie zły, za to, że Michelle musiała tak długo czekać.  Wszyscy w środku narobili zamieszania. Jedyna Anna trzeźwo myślała. Szybko zgarnęła mnie i Lou, kazała wziąć jeszcze, któregoś z ochroniarzy. Wyszliśmy we trójkę i od razu usłyszeliśmy krzyk Michelle. Płakała jak nigdy wcześniej. Anna od razu zadzwoniła na policję. Teraz najważniejsza kobieta mojego dotychczasowego życia wtulała się we mnie, cała się trzęsąc i płacząc. Ja w tym czasie obwiniałem się za to, że z nią nie poszedłem. Pojedyncze łzy spływały po moich policzkach.


*Anna*
Kiedy tylko Josh zadzwonił do Harrego miałam złe przeczucia. Jego mina i stłumiony podenerwowany głos dochodzący ze słuchawki wcale mnie nie uspokoił. Hazz szybko przekazał nam informacje od Josha i zaczęła się panika. Zanim udało mi się uspokoić tłum postanowiłam ogarnąć Loczka i Louisa. Wzięli ze sobą jeszcze Arthura- ochroniarza Eda. Ja w tym czasie zadzwoniłam na policję. Po kilku sekundach wyjrzałam na zewnątrz ocenić sytuację. To co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Zachciało mi się płakać widząc moją przyjaciółkę w takim stanie. Zboczeńcem zajęli się chłopcy, a ja z Edem poszliśmy do pokoju VIP i przygotowaliśmy miejsce dla Michi. Funkcjonariuszkę informowałam na bieżąco.

Anna i Harry wiedzieli co robią zabierając Michelle do pokoju VIP. Było tam cicho i spokojnie. Ludzie zostali na sali koncertowej, ponieważ musieli złożyć zeznania. Po niecałych dziesięciu minutach na miejscu zjawiła się policja i zebrała od wszystkich zeznania. Kiedy policja już odjechała zapadła niezręczna cisza wśród grupy, która została (Michelle, Anna, Harry, Louis, Ed i Arthur).



*Michelle*

J: Błagam was... Mówcie coś. Milczenie mi nie pomoże.- powiedziałam pociągając nosem.
E: Przepraszam cię Michelle... Nie znam tego kolesia zbyt długo, ale nigdy bym go o coś takiego nie posądzał...
J: Ed, to nie twoja wina. Każdy po pijaku robi dziwne rzeczy.
H: I ty go jeszcze bronisz?! Michi! On cię chciał zgwałcić, a ty go bronisz?!- krzyczał znowu zaczynając płakać. Mnie samej łzy napłynęły do oczu.
A: Harry! Spokojnie! Nie krzycz na nią błagam...- powiedziała do niego ledwo powstrzymując się od płaczu.- Cieszmy się, że Josh wtedy zadzwonił...
J: Josh... Cholera! Josh! Muszę go zobaczyć! Natychmiast!- zerwałam się na równe nogi i złapałam za torebkę. Ruszyłam w kierunku drzwi, ale zatrzymał mnie Arthur.
Ar: Ja was odwiozę.
J: Ale ja mogę prowadzić! Puść mnie!- nie wiem co mi się działo.- Przepraszam.- powiedziałam spuszczając głowę.
Ar: Nic się nie stało. Daj kluczyki.- wyciągnął rękę, a ja posłusznie podałam mu przedmiot. Skierowaliśmy się wszyscy do auta.
Ar: Wrócisz sam?- skierował pytanie do Eda.
E: Piłem. Ale zamówię taksówkę.
J: Nie. Nie zamówisz. Jedziesz z nami.- nikt nie miał nic przeciwko. Wsiedliśmy do samochodu i w ciszy kierowaliśmy się do mojego domu. Przed nami były dwie godziny drogi.

Po piętnastu minutach drogi wszyscy z wyjątkiem Arthura usnęli. Michelle miała bardzo zły sen. Śniła o zdarzeniu sprzed godziny. Obudziła się z wrzaskiem. Arthur od razu zatrzymał się na poboczu. Nikt się nie obudził. Arthur spojrzał na Michi i przygarnął ją do siebie. Dziewczyna siedziała skulona z twarzą schowaną w dłoniach. Płakała. Trzęsła się ze strachu. W pewnym momencie Arthur wysiadł z auta i przeszedł na stronę pasażera. Otworzył drzwi Michelle i mocno ją przytulił. Dziewczyna wtuliła się w niego jak małpka. 
Mi: Arthur... Dziękuję... Nawet nie wiesz jaka ci jestem wdzięczna...- szepnęła.
Ar: Bez przesady...- powiedział głaszcząc ją po głowie. 
Mi: Nie przesadzam... Chcę ci podziękować za to co dla mnie zrobiłeś. Gdyby nie ty Louis by sobie nie poradził... Nie każdy obcy człowiek byłby chętny do pomocy... Co mogę dla ciebie zrobić? W ramach podziękowań oczywiście...
Ar: Nic od ciebie nie chcę... No, może jedno. Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać. 
Mi: Obiecuję, ale wiedz, że to nie będzie proste. Całe życie zmagam się z jakimiś przeszkodami i problemami...
Ar: Michi... Czy ty masz jakiś wrogów?
Mi: Raczej nie... No chyba, że... Ale nie... Nie...
Ar: Michelle, o kim pomyślałaś?
Mi: O moim byłym... To on mi...-powiedziała i odruchowo pogłaskała zagipsowaną rękę.
Ar: Dlaczego cię pobił?
Mi: Arthur... Przepraszam, ale nie chcę teraz o tym mówić... Możemy już jechać?
Ar: Tak... Przepraszam... Nie powinienem był...
Mi: Nic się nie stało... Jeszcze raz dziękuję- powiedziała i mocno przytuliła mężczyznę.


*Josh*


Stałem w telefonem w dłoni co chwila zerkając czy nikt nie dzwoni. Cały czas patrzyłem przez okno sprawdzając czy już przyjechali. Jak tylko usłyszałem strach i błaganie w głosie Michi miałem ochotę tam pojechać. Niestety wszyscy byliśmy po piwie. Czułem, że coś jest nie tak. Dwadzieścia minut po północy pod dom zajechał samochód Louisa. Wybiegłem z domu krzycząc imię przyjaciela. Po krótkiej chwili z samochodu wysiadła moja dziewczyna.
Mi: Josh!
J: Skarbie...- szepnąłem jej do ucha. Trzymałem ją mocno w ramionach i głaskałem po włosach czując jak się trzęsie. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Annę rozmawiającą z jakimś dorosłym facetem.
J: Michi... Kto to jest?- powiedziałem lekko odsuwając się od dziewczyny. Michelle odwróciła głowę i ledwo się uśmiechnęła.
Mi: To jest Arthur. Mój nowy przyjaciel. Arthur! Chodź. Musisz kogoś poznać- powiedziała i mocno chwyciła mnie za rękę. Facet zjawił się u naszego boku i Michi nas sobie przedstawiła.
Ar: A więc to ty jesteś tym szczęściarzem? Miło mi cię poznać. Masz wspaniałą, piękną i mądrą dziewczynę.
J: Wiem, dziękuję. Mimo wszystko, moglibyście w końcu mi wytłumaczyć co się stało? Odchodziłem od zmysłów.
Mi: Możemy wejść do środka i tam porozmawiać?- powiedziała smutniejąc.

*Martin*

J: Michelle!- od razu podbiegłem do siostry i ją przytuliłem. Odsunąłem się na moment i uważnie się jej przyjrzałem. Jej sukienka była pomięta i rozdarta w kilku miejscach. Oczy miała podpuchnięte od płaczu i po mimo uśmiechu czaiły się w nich smutek i upokorzenie. Od razu wiedziałem co się stało.
J: Och, Michi...- przytuliłem ją, a ona się rozpłakała.

*Michelle*

Wiedziałam, że zauważy. Zawsze był spostrzegawczy. Nie wytrzymałam i po prostu pękłam. Zaczęłam płakać. Martin mocno trzymał mnie w swoich ramionach, a Josh nadal nie wiedział o co chodzi. W pewnym momencie odsunęłam się od brata i pobiegłam do swojego pokoju. Usłyszałam tylko jak Martin prosi Annę, żeby im wszystko wytłumaczyła. Słyszałam, że ktoś za mną biegnie.
Ar: Michelle! Stój!- zatrzymałam się na schodach i odwróciłam się w stronę Arthura.
Ar: Ja się chcę pożegnać. Powinniśmy już z Ed'em jechać do domu.
Mi: Dzisiaj śpicie u mnie.
Ar: Nie Michi... Lepiej będzie jeśli będziesz teraz z przyjaciółmi.
J: Arthur. Wy też jesteście moimi przyjaciółmi... Martin pokaże wam pokoje. Rano chcę was widzieć na śniadaniu. A teraz wybacz. Chcę być sama- pociągając nosem skierowałam się do swojego pokoju.

*Anna*

J: Chłopaki! Wszystko wam wytłumaczymy, ale błagam! Wejdźmy do domu.
Kiedy weszliśmy do środka zobaczyłam Arthura siedzącego na schodach.
J: Arthur, wszystko ok?
Ar: Michelle mi i Edowi kazała zostać na noc. Nie wiem czy to dobry pomysł.
J: Dobry. Chodź z nami. Później cię zaprowadzę.
Poszliśmy do salonu i zaczęłam wszystko wyjaśniać.
J: Musimy na nią naprawdę uważać. W dodatku widziałam jak ktoś robił nam zdjęcia.
H: Kurwa... Nie dość, że spotkało ją coś takiego, to prasa będzie jutro o tym dudniła.
Lou: Twoja matka się dowie gdzie jesteś.
H: Chrzanić ją! Michelle jest najważniejszą kobietą i osobą w całym moim życiu! Nie pozwolę mojej matce nas rozdzielić!
Jo: Pójdę sprawdzić co z Michi... Wiem, ze tylko zgrywa twardą...

*Josh*

Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Drzwi do jej pokoju były uchylone. Płakała. Wszedłem cicho do środka i położyłem się obok niej. Przytuliłem ją i wtuliłem twarz w jej włosy. Teraz kiedy wiem co się stało chce mi się płakać. Czemu to akurat ją muszą co chwila spotykać takie nieszczęścia? Czym ona sobie zasłużyła?
Odkąd tylko pamiętam Michelle stawiała na pierwszym miejscu dobro innych. Zawsze troszczyła się o bliskich. Zawsze pomagała potrzebującym i udzielała się charytatywnie. Nigdy nie stawiała siebie na pierwszym miejscu. Od zawsze uwielbiała ciężko pracować, a to ją odróżniało od innych. Już przy pierwszym naszym spotkaniu wiedziałem, że jest wyjątkowa. I nie myliłem się...
Przytuliłem ją trochę mocniej, ale zaraz poluźniłem uścisk. Chciałem wstać, ale Michi złapała mnie za rękę.
Mi: Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie...- powiedziała pociągając nosem.
J: Zaraz wrócę skarbie... Zaraz wrócę...- szepnąłem próbując ukryć łamiący się głos.  Pocałowałem ją w czubek głowy i poszedłem do kuchni. Zrobiłem herbatę i wróciłem do pokoju. Dziewczyna siedziała skulona na środku łóżka. Kiedy zobaczyła mnie w progu trochę się uspokoiła.
J: Zrobiłem ci herbatę- powiedziałem podając jej kubek. Dziewczyna powąchała jego zawartość i delikatnie się uśmiechnęła.
Mi: Zielona... Moja ulubiona...
J: Będziesz spokojnie spała...
Mi: Dziękuję...

02 kwietnia 2013

Rozdział 11- No wiesz, Martin kazał mi się ładnie ubrać.


*Michelle*

Dzisiaj Josh ma urodziny. Robimy mu wielką imprezę niespodziankę. Cieszę się, że Harry i Lou nam towarzyszą. Za moją namową za godzinę będą tu również Liam, Zayn i mój ulubiony Nialler. Cieszę się, że będę mogła ich w końcu poznać. Jest godzina 7 więc muszę się zacząć szykować. Przecież nie mogę wyglądać jak jakiś potwór kiedy chłopcy przyjadą. Poszłam szybko do łazienki, wzięłam odprężający letni prysznic i zajęłam się swoim wyglądem. Wystrój pomieszczeń przygotowaliśmy już wczoraj wieczorem i muszę przyznać, że nieźle nam wyszło. Zaczęłam suszyć włosy, które naturalnie utworzyły fale. Dobra teraz make-up. Szybko się z nim uporałam i mogłam iść się ubrać. Poszłam do swojego pokoju i przeszłam do garderoby. Ta część szykowania się, zajmie mi chyba najwięcej czasu. Zdecydowałam się na moją ulubioną 'małą czarną'. Anna wparowała do mojego pokoju i wybałuszyła na mnie oczy. Miałam już sprawną nogę więc mogłam założyć swoje bardzo wygodne czarne szpilki. Spojrzałam na przyjaciółkę, która nadal stała jak wryta. Przechodząc obok zamknęłam jej szczękę i śmiejąc się poszłam do kuchni. Urwałam kilka winogron i dopiero wtedy zwróciłam uwagę na moje paznokcie. Poprzedni lakier był już pozdrapywany i wszystko wyglądało tragicznie.
J: Anna!
A: Co?- spytała stojąc zaraz za mną. Podskoczyłam ze strachu i spojrzałam piorunującym wzrokiem na przyjaciółkę. Zaraz jednak obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.
A: To co tam chciałaś?- spytała kiedy się uspokoiłyśmy.
J: Pomożesz mi coś z tym zrobić?-spytałam pokazując jej moje paznokcie.
A: Masz szczęście, że pomagałam cioci w salonie.- uśmiechnęłyśmy się do siebie i powędrowałyśmy do łazienki. Tak dla wyjaśnienia. Siostra mamy Anny jest kosmetyczką i słynną wizażystką w Londynie. Malowała już wiele gwiazd. Poznałam ją podczas pracy dla jednego z magazynów o życiu gwiazd. Pomijając temat. Anna bez problemu uporała się z moimi paznokciami i efekt był świetny. Poszłam do pokoju Josha i sprawdziłam czy z prezentem nic się nie stało. Jak się spodziewałam leżał spokojnie na łóżku mojego chłopaka opakowany w papier. Usłyszałam dzwonek do drzwi więc zostawiłam Annę w łazience, aby ta mogła się wyszykować, bo niedawno wstała. Mało brakowało a z pośpiechu wywaliłabym się na schodach. Zastanawiałam się kto to. Przecież chłopcy by nie dzwonili. Otworzyłam drzwi i przekonałam się, że grubo się myliłam. Przede mną stało One Direction w całej okazałości. Każdy z nich miał szeroki uśmiech przyczepiony do twarzyczki. Pierwszy rzucił się na mnie Niall jak mniemam. Był to blondyn z aparatem na zębach, więc to musiał być on. Przytuliłam go mocno, a ten z łatwością mnie uniósł i okręcił nas wokół jego osi. Kiedy mnie odstawi przywitaliśmy się buziakiem w policzek. Następny podszedł do mnie na prawdę przystojny brunet.
Z: Zayn. Miło mi.- wyciągnął ku mnie rękę. Wywróciłam oczami powiedziałam swoje imię i mocno go przytuliłam. Tak samo postąpiłam z drugim brunetem o imieniu Liam.
J: Tak się cieszę, że w końcu mogę was poznać. Ale Josh będzie miał niespodziankę.
H: Jesteś sama?- spytał rozglądając się po holu.
J: Anna jest w łazience. Zaraz powinna przyjść.
Z: Masz chłopaka?- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem a brunet się zawstydził.
J: Mam. To właśnie dla niego jest to przyjęcie.
Z: Kurde... Szkoda. Bo fajna i piękna dziewczyna z ciebie.
J: Dziękuję.- powiedziałam lekko chichocząc. Zdziwiła mnie reakcja Loczka na słowa Malika. Spojrzał na niego jakby się zawiódł. Jakby ukuło go uczucie zazdrości? Będę musiała z nim o tym porozmawiać.
N: Spora rezydencja. Można się w niej zgubić. Spokojnie. Da się przyzwyczaić. Pobędziesz tu trochę i już będziesz wiedział co i gdzie jest. Ej. A gdzie Danielle i Eleanor? Miały przyjechać z wami.
Li: Dan musiała zostać. Dostała akurat super zlecenie i sama rozumiesz...
J: Jasne. No nic. Mam nadzieję, że kiedyś ją jednak poznam. A Eleanor?
Lou: Nie wiem co jej się stało, ale powiedziała, że nie ma ochoty cię poznać. Przykro mi.
J: Nie twoja wina.- powiedziałam nadal się uśmiechając choć w sercu czułam lekki ból. Lou od razu to wyczuł i mocno mnie przytulił.
Lou: To nie twoja wina. Ona po prostu często miewa humorki. Naprawdę nie wiem o co jej chodzi. Ale uwierz mi. Nie warto się nią przejmować.-bardzo mnie to zdziwiło.
J: Czemu mówisz tak o swojej dziewczynie?- spytałam nie ukrywając zdumienia.
Lou: To trochę skomplikowane. Po imprezie ci wyjaśnię.
J: No okej.- uśmiechnęliśmy się do siebie i wszyscy zrobiliśmy zbiorowego przytulasa. Usłyszałam stukanie obcasów więc wyrwałam się z uścisku i spojrzałam w kierunku schodów. Na ich szczycie stała moja piękna przyjaciółka. Była jak zwykle świetnie ubrana i umalowana. Jak widać obie zdecydowałyśmy się na delikatny makijaż.
J: Chłopaki. To jest Anna. Moja najlepsza przyjaciółki i dziewczyna mojego brata, gdyby ktoś chciał pytać.- powiedziałam, kiedy szatynka do nas podeszła. Przywitała się z każdym mocno się przytulając.
Z: To kto się zajmuje twoim chłopakiem, Michi?
J: Mój brat. Jego poznacie dopiero na imprezie. Ale chłopaki. Trzeba spiąć tyłki i zabrać się do przygotowań. Ana, zaprowadzisz chłopaków do ich pokoi?
A: Na twoim piętrze czy wyżej?
J: Wyżej. Co prawda i tak trzeba będzie zamknąć wszystkie na klucz, ale im wyżej tym bezpieczniej.- chłopcy spojrzeli na mnie przerażeni na co ja nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.- Żartowałam! Szkoda, że nie widzicie swoich min.- po kolei każdy z nich zaczynał się śmiać razem ze mną.
A: Kurde.-wszyscy spojrzeliśmy na dziewczynę, która trzymała się za czoło.
J: Boli cię głowa?
A: Nie. Załamałam się.
J: Czym?
A: Moim własnym pytaniem. Przecież pierwsze piętro zajmujemy my, więc gdzie ja bym ich miała upchnąć? Chyba w kuchni i łazience.
N: Mnie kuchnia bardzo odpowiada!- wszyscy zaczęliśmy się śmiać z blondyna i w takim nastroju rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Ana, Zayn, Niall i Liam poszli do pokoi, a ja, Harry i Louis poszliśmy do kuchni żeby zacząć przygotowywać jedzenie. Impreza zaczyna się dopiero o 16, ale ludzi będzie sporo i przygotowanie jedzenia zajmie sporo czasu.
J: Dobra. Hazz. Zacznij rozpuszczać czekoladę, a ty Lou, wyjmij i umyj truskawki.
H: A ty co będziesz robiła cwaniaro?
J: Zabieram się za pieczenie biszkoptu do tortu. Cwaniaku.- zaśmialiśmy się i po kilku minutach w kuchni zjawiła się reszta. Wszyscy ubrali fartuchy, które im podałam i zabrali się do pracy. Zayn i Liam zajęli się kremem do tortu, Anna zaczęła ubijać śmietanę, a Niallerek pomagał mi w biszkopcie. Kiedy biszkopt stał już w piekarniku zabraliśmy się za sałatkę owocową. Jednak kiedy Harry rozpuścił już czekoladę trzeba było zająć się dekorowaniem truskawek. Niektóre były w białej, a niektóre w mlecznej czekoladzie. Czekolady sporo zostało więc oblaliśmy nią jeszcze banany. Owoce, śmietanę i krem trzeba było wstawić do lodówki. Niedługo p tym upiekł się biszkopt i w całym mieszkaniu pięknie pachniało. Stwierdziliśmy wszyscy, że nie warto robić na ciepło niczego poza pizzą. Okazało się, że brakuje kilku składników więc zgarnęłam Niallerka, który wręcz błagał, żebym go zabrała do sklepu. Miał prawo jazdy więc nie musieliśmy się męczyć idąc na piechotę. Co prawda sklep był blisko, ale zostaliśmy przy okazji poproszeni o zakup alkoholu i napojów, bo tego tez nie było.

*Niall*

Tak się ciszę, że poznałem Michi osobiście.
J: Michi! Czekaj! Może ja się przebiorę? Trochę dziwnie będziemy wyglądać. Nie sądzisz?- spytałem wskazując na mój strój. Oboje się zaśmialiśmy i wróciłem się przebrać. Ubrałem trochę bardziej pasujące do Michi rzeczy. Zmieniłem strój, narzuciłem jeszcze czarną marynarkę i poszedłem do auta.
Mi: Wow! Jak chcesz to potrafisz co?- spytała uśmiechając się do mnie szeroko.
J: No a jak.- zaśmialiśmy się i ruszyliśmy. Michi mnie pokierowała i po 3 minutach byliśmy pod sklepem.
Mi: Weź to.- powiedziała wyjmując ze schowka okulary przeciwsłoneczne.
J: Po co?- spytałem biorąc je od niej.
Mi: Bo tu często bywają twoje fanki. Może okulary coś dadzą. Inaczej nie wyjdziemy stąd przez najbliższą gadzinę albo dłużej. A chyba nie chcemy zepsuć niespodzianki.
J: No nie. Oczywiście, że nie. Oj, Michi. Przepraszam. Po prostu nie pomyślałem.
Mi: Niall. Spokojnie. Nic się przecież nie stało. Chodźmy już.- poklepała mnie po kolanie i wysiadła z auta. Patrzyłem tak na nią i zacząłem się śmiać.
Mi: Co cię tak śmieszy?- spojrzała na mnie jak na jakiegoś upośledzonego.
J: Śmiesznie wyglądasz. Tutaj tak piękna i nagle ten gips na ręce. Przepraszam.- próbowałem się uspokoić ale coś mi nie szło. Dziewczyna spojrzała na mnie spode łba. Długo powagi nie zachowała. Złapała mnie za rękę i śmiejąc się weszliśmy do sklepu. Całe szczęście nikt nas nie rozpoznał. Znaczy się. Mnie nikt nie rozpoznał. Zgarnialiśmy do koszyka mnóstwa potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy, a później weszliśmy w półki z alkoholem. Zgarnialiśmy po kilka zgrzewek danego rodzaju piwa, kilka czystych i parę win. Kiedy nie mieliśmy już gdzie tego wkładać udaliśmy się do kasy. Michi w ostatnim momencie przypomniało się o jakimś składniku i szybko po niego pobiegła. Nie ma co. Śliczna z niej dziewczyna. I w dodatku mądra. W tych czasach rzadko spotykana kombinacja. Zaśmiałem się sam do siebie widząc jak biegnie w moją stronę z wielkim ogórkiem w dłoni. Kiedy już była naprawdę blisko poślizgnęła się na kafelkach i wpadła wprost w moje ramiona uderzając mnie warzywem w twarz. Oboje zaczęliśmy się śmiać i mogliśmy zapłacić za zakupy. Szybkim krokiem poszliśmy do auta i wpakowaliśmy torby do bagażnika.
Mi: Dobra. Ja idę odwieść wózek, a ty wsiadaj do auta i podjedź pod wejście.
J: Jak sobie panienka życzy.- oboje się zaśmialiśmy i postąpiliśmy jak powiedziała. Po niecałych 10 minutach byliśmy w domu. Chłopcy przyszli nam pomóc z zakupami i dokończyliśmy przygotowania.

*Harry*

Kiedy Niall pojechał z Michi, chłopcy zajęli się jakimiś ciastkami, a ja z Anną robiliśmy do nich lukier. Fajna zabawa przy tym była.
J: Anna...
A: Tak?- spytała i spojrzała na mnie.
J: Jak myślisz, spodoba mu się ta niespodzianka?
A: Wiesz. Myślę, że tak, ale najpierw będzie chciał nas zabić.
Z: Dlaczego?- wtrącił mulat.
A: No, gdyby Twoja dziewczyna, z którą jesteś od niedawna, ale kochasz ją od czasów podstawówki, powiedziała ci, że..
Mi: Ej! Anna! Miałaś im nie mówić!- powiedziała strasząc nas wszystkich, wchodząc do kuchni.
A: Sorki, ale już któryś raz mnie o to męczą.
Mi: Jeny. Ale wy uparci. Po prostu zrobię Joshowi psikusa. Ale uwierzcie mi. Będzie chciał mnie zabić. Zapewne wybiegnie z domu i będę musiała za nim biec. Ale o tym później. Chłopaki. Chodźcie mi pomóc
z zakupami.- wszyscy ruszyliśmy za moją kuzynką i przynieśliśmy zakupy do kuchni. O koło godziny 15 zaczęli się schodzić pierwsi goście. Wszyscy, którzy nie załapali się na podróż busem drużynowym Michi, musieli przybyć na nogach. Bus zawsze stał na tylnym podjeździe do domu Carter'ów, więc nie było w tym nic podejrzanego. Josh z Martinem mieli przyjechać równo o 16 więc Michi zaczęła się denerwować, czy aby na pewno wszystko wypali.

*Michelle*

Chodziłam cała podenerwowana. Ostatnie poprawki i gotowe. Ostateczny przegląd. Harry szedł wraz ze mą i mocno trzymał mnie za rękę.
SMS od Martina.
         Będziemy za pięć minut.
schodzę z Loczkiem na sam dół, gasząc wszystkie światła. Siadam na schodach. Wszyscy są na miejscach. Jedzeni gotowe. Sprzęt działa. Wszystko tak, jak było ustalone. Słychać silnik wjeżdżającego na podjazd samochodu. Harry wpuszcza mi krople do oczu. Działają. Zaczynam płakać. Hazz biegnie do kuchni i czeka tam razem z Anną. Ostatni raz spoglądam na salon. Nikogo nie widać. Znakomicie. Klucze w drzwiach. To już. Chwila prawdy. Cała się trzęsę. Otwierają się drzwi i padają na mnie promienie zachodzącego już słońca. Wchodzi Martin, a zaraz za nim on. Josh Jordan. Mój kochany Jojo. Patrzy na mnie zdezorientowany. Martin upuszcza klucze. Josh do mnie podbiega. Udało się.
Jo: Mich? Michi, skarbie. Co się stało? Gdzie reszta? Słonko, powiedz coś. Proszę. Ktoś ci coś zrobił?
Ma: Michi… Czy ty..? – pokiwałam twierdząco głową.- Kurwa… To jego?- powtórzyłam gest sprzed chwili.- Jest tutaj?
Jo: Czy możecie mi powiedzieć co się tutaj dzieje? Kto tutaj jest? I co jest jego?
J: Jo… Ja… Ja jestem… Jestem w ciąży… - spojrzałam mu prosto w oczy. Po policzku spłynęła mu łza.
Jo: To Chrisa…
J: Josh… Przepraszam…Jo!- krzyknęłam kiedy wstał i skierował się do wyjścia. Ruszyłam za nim dając znak innym żeby zaczynali.
J: Josh! Błagam! Josh stój! Proszę…- zaczęłam płakać.- Josh…-powiedziałam cicho i chłopak się odwrócił.
J: Przepraszam…- zaczęłam jeszcze mocniej płakać. Schowałam twarz w dłonie. Słyszałam jak chłopak do mnie podchodzi. Poczułam jego rękę na mojej głowie. Przysunął mnie do siebie i mocno przytulił.
Jo: Już… Spokojnie… Wszystko… Wszystko będzie dobrze… Zobaczysz… Razem damy radę.- w tym momencie naprawdę zaczęłam płakać. Zdałam sobie sprawę z tego, że gdybym rzeczywiście była w ciąży nie zostawił by mnie samej. Wtuliłam się w niego i staliśmy tak chwilę.
Jo: Chodźmy do środka. Tam na spokojnie porozmawiamy.- pokiwałam głową, Jojo objął mnie w talii i ruszyliśmy do środka.

*Josh*

Przekroczyliśmy prób salonu i kompletnie mnie zatkało. Zewsząd wyskoczyli moi bliscy i znajomi. Była tam nawet moja siostra. NIESPODZIANKA!!! Krzyknął tłum, a ja nie wiedziałem co zrobić. Jestem w ogromnym szoku. Nie wiem, co mam myśleć.
J: Nie! Zabiję cię! Wszystkich was pozabijam!- krzyknąłem i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Mocno przytuliłem Michelle i pocałowałem ją czule. HAPPY BIRTHDAY TO YOU! Zaczęli śpiewać, a Anna z Harrym wnieśli wielki tort, na którym widniało 19 świeczek. Przeczesałem włosy dłonią i kucnąłem. Zacząłem się śmiać. Wiedziałem, że coś odwalą. Michi od razu do mnie podeszła i chichocząc pomogła mi wstać. Dalej śpiewając doprowadziła mnie do tortu.
Mi: Pomyśl życzenie.- szepnęła mi do ucha i szeroko się uśmiechnęła.
            Pragnę, aby do końca życia mieć tych wspaniałych wariatów u swojego boku.
I poszło. Nie sądziłem, że mi się uda. Wszystkie na raz. Pierwszy raz w życiu. Wszyscy zaczęli klaskać i każdy po kolei do mnie podchodził. Moja mama, brat i siostra. Potem podszedł mój ojczym. Mam z nim kiepskie relacje, ale widzę, że się stara.  Przytuliliśmy się do siebie i Marcus złożył mi życzenia. Mnóstwo znajomych. Nawet całe One Direction dla mnie przyjechało. Fajni z nich kolesie, naprawdę.  Kiedy już wszyscy złożyli mi życzenia musiałem pokroić tort. Po torcie zaczęła się niezła impreza. Wszyscy pili alkohol. Hamowało się kilka osób. Niniejszym: ja, Michi, Niall, Harry, Martin i Anna. Woleliśmy pamiętać, wszystko co się dzisiaj zadzieje. Michi w sumie nie mogła pić wcale. Bierze tabletki, które zmieszane z alkoholem mogą spowodować nawet śmierć. Nie zdążyłem jej jeszcze nawet podziękować. Powoli zaczęła dochodzić 23. Już chciałem szukać swojej dziewczyny kiedy wszelka muzyka ucichła. Michi została podniesiona przez Harrego i Martina, przy tym nie obyło się bez cichego pisku. 
Mi: Ale mocno trzymacie?- spytała chłopaków, a oni potwierdzili.
Mi: Okej. Moi drodzy! Proszę o chwilę uwagi! Nie mam mikrofonu więc błagam o bezwzględną ciszę. Nie mogę znaleźć naszego jubilata. Widział go ktoś? 
J: Tu jestem!- krzyknąłem i podniosłem rękę. Wszyscy się krótko zaśmiali.
Mi: Okej. Dziękuję, że się odnalazłeś księciuniu.- znowu wszyscy wybuchnęli śmiechem.- Dobra! Cicho! Josh! Zbliża się godzina twoich narodzin! Biegnij proszę do swojego pokoju. Masz minutę! Biegnij!- wiedziałem, że nie mam co dalej stać. Ruszyłem w kierunku swojego pokoju. Nie wiedziałem co za niespodzianka mnie tam czeka. Przy drzwiach czekała na mnie Ana. Zatrzymała mnie gestem dłoni i cały czas patrzyła na zegarek. 
A: Pięć, cztery, trzy, dwa, właź. Wszystkiego Najlepszego.- otworzyła mi drzwi i szeroko się uśmiechnęła. Kiedy przekroczyłem próg pokoju, dziewczyna zamknęła za mną drzwi. Na łóżku dostrzegłem średniej wielkości pudełko. Niepewnie podszedłem i wziąłem je do rąk. Otworzyłem je i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Tyle lat o tym marzyłem. Dobrej jakości lustrzanka, wymienne obiektywy, nawet statyw. Do oczu naszły mi łzy szczęścia. 
Mi: Podoba się?- spytała cicho zamykając drzwi. 
J: Ty się jeszcze pytasz?- spytałem łamiącym się głosem.- To jest wspaniałe...
Mi: Chodź no do mnie.- rozłożyła ramiona i zaczęła iść w moim kierunku. Odłożyłem prezent na łóżko i mocno wyściskałem dziewczynę. Kiedy delikatnie się ode mnie odsunęła złączyła nasze usta w czułym pocałunku. Czułem jak się uśmiecha. 
J: Tak się cieszę, że cię mam.- powiedziałem i samotna łza spłynęła po moim policzku.- I więcej nie rób mi takich kawałów z ciążą, okej? 
Mi: Okej- zaśmiała się melodyjnie i wytarła kciukiem słoną kropelkę z mojej twarzy.- Tak w ogóle to wystrzałowo wyglądasz.- spojrzałem na swój strój i się zaśmiałem. 
J: No wiesz, Martin kazał mi się ładnie ubrać.- oboje się zaśmialiśmy.- Ty za to wyglądasz bosko. 
Mi: Dziękuję.- pocałowała mnie delikatnie w usta i chwyciła mnie za rękę. 
Mi: Chodź... To nie koniec niespodzianek.- znowu zaczęła się śmiać, a ja tylko pokręciłem głową. 

(klik)
To była wspaniała noc dla wszystkich zebranych w domu Carter'ów. Niezapomniana dla Josha i wielu innych osób. Po godzinie 6 ludzi zaczęło ubywać. Ostatni goście wyszli o 6.50. Wszyscy byli padnięci. Każdy udał się do swojego pokoju. Nikt nie miał siły wziąć nawet szybkiego prysznica. Jedynie Michelle i Niall nie mogli zasnąć. Dziewczyna przebrana w swoją piżamę poszła na strych. Zawsze tak robiła, gdy nie mogła zasnąć. Nie wiedziała jednak, że chłopak poszedł za nią. Weszła do studia*, chwyciła  gitarę elektryczną i mając pewność, że nikt jej nie usłyszy zaczęła grać.
Stała z zamkniętymi oczami i śpiewała. Zatracała się w muzyce i słowach. Ani na moment nie podnosiła powiek. Kołysała się delikatnie analizując każdy fragment minionego dnia. Uśmiechy, radość, nerwy, i ulga. Poznała przyjaciół swojego kuzyna. Od dawna o tym marzyła. Cieszyła się tym jak małe dziecko. 
Zaczęła myśleć o ojcu. Zawsze o nim myślała gdy śpiewała tą piosenkę. To on ją jej nauczył. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Po mimo tego uśmiechnęła się. 
W tym samym momencie obserwował ją ojciec. Widział jak jego córka dorasta. Jak dojrzewa emocjonalnie. Był z niej taki dumny. Łza kręciła mu się w oku, kiedy uświadamiał sobie, że już nigdy jej nie przytuli, nie dotknie, nie pocieszy. Dokładnie za dwa miesiące dziewczyna będzie obchodziła swoje osiemnaste urodziny. Tak bardzo chciałby być wtedy przy niej...
Niall stał i przyglądał się śpiewającej dziewczynie. O takiej przyjaciółce zawsze marzył. I być może jego marzenie się właśnie spełnia. Chłopak stoi i myśli nad minionym dniem. Wsłuchuje się w głos dziewczyny, którą już od dawna chciał poznać. Wiedział, że musi to być wspaniała osoba. Harry nie mówi tak często o innych członkach jego rodziny. Niall wysłuchiwał opowieści Styles'a. Przygody z dzieciństwa, miłe wspomnienia, i wiele śmiesznych sytuacji. Wszystko, co przeżył ze swoją kuzynką przekazał Niallowi. Ufał mu.  
Blondyn przyglądał się kuzynce przyjaciela i pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Tęsknił za domem. Za starymi czasami, w których często rozmawiał z bratem, dobrze dogadywał się z rodzicami. Tęsknił za przyjaciółmi ze szkoły. Tęsknił za tym czego nigdy nie miał. Zawsze chciał być akceptowany. Nawet kiedy stał się sławny dotknął go brak zrozumienia. Często był wyzywany, mówiono mu, że nie pasuje do reszty. Udawał twardego, ale w środku był strasznie czuły i wrażliwy. Często pytają go 'Niall, dlaczego nie masz dziewczyny?'. No właśnie. Dlaczego? On czeka na tą odpowiednią. Na taką, która będzie do niego podobna, a jednocześnie zupełnie inna. Nigdy nie miał ideału dziewczyny. Powiedział kiedyś 'Jeśli ją znajdę, od samego początku będę wiedział, że to ona.' I właśnie uświadomił sobie, że tą jedyną mogłaby być Michelle. Chciał jej szczęścia. Dlatego nie zamierzał walczyć. Pragnął po prostu być blisko niej. Słuchać jak śpiewa, patrzeć jak się uśmiecha, kibicować kiedy gra, pocieszać kiedy jej smutno. Chciał, żeby była szczęśliwa. A widział doskonale, bo był bardzo spostrzegawczym chłopakiem, że Michelle jest szczęśliwa z Joshem. Będzie trzymał za nich kciuki. 
Niall i Michelle są do siebie bardzo podobni. Oboje mają skorupkę, pod którą się zamykają. Kiedy na zewnątrz wyglądają na szczęśliwych, w środku potrafią płakać. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego los stawia na ich drodze tyle przeciwności? Dlaczego oboje mają tak trudne życie? Babcia Michelle zawsze powtarzała 'Czasem musisz dotknąć dna, żeby później znaleźć się na szczycie'. Babcia Nialla z kolei mówiła 'Musi być gorzej, żeby potem mogło być lepiej'. Obie miały rację. 
Chłopak wiedział, że będzie cierpiał. Przeczuwał jednak, że los nie przypadkowo skrzyżował ich drogi. zsunął się po ścianie i schował twarz w dłoniach. Zaczął cicho szlochać. Kiedy Michelle skończyła śpiewać, stała jeszcze przez chwilę i głęboko oddychała. Kiedy otworzyła oczy ujrzała płaczącego blondyna. Szybko zdjęła i odstawiła gitarę. Podeszła do Nialla i kucając mocno go do siebie przytuliła. Siedzieli tak do 9 rano. Milczeli. Oboje tego potrzebowali. Ciszy i zrozumienia...

*dom Carterów składa się z 14 sypialni, 14 garderób, 6 łazienek, 3 kuchni, salonu, jadalni, pralni, studia nagraniowego, sali tanecznej, pokoju gier i siłowni.
_____________________________________________________________
No to jest 11 rozdział. Jak wam się podoba? Moim zdaniem jest średni. Proszę o komentarze. To naprawdę dla mnie ważne. Zachęcam również do głosowania w ankietach.

Pozdrawiam
Ola :)