Czytasz? Skomentuj. Może wywołasz uśmiech na mojej twarzy ;)
*Harry*
Minęły już dwa tygodnie od naszego pobytu u Michi i Martina. Cieszyłem się, że kuzynka zaprosiła moich przyjaciół na imprezę urodzinową Josha. Tak się cieszę, że się w końcu poznali. Nialler bardzo zżył się z Michelle. W ramach podziękowań mamy dla kuzynostwa małą niespodziankę. Kiedy wszyscy siedzieli wieczorem w salonie, a mówiąc wszyscy mam na myśli Michi, Martina, Annę, Josha i Louisa, zawitałem do nich z czterema kopertami.
J: Hejka, słuchajcie, mam dla was informację. W ramach podziękowań za pomoc, zaproszenie na urodziny i przenocowanie nas przez dosyć długi okres, i w ramach przeprosin za kłopoty jakie będziecie przeze mnie mieć mam coś dla was. W zasadzie to całym zespołem mamy. Proszę.- powiedziałem i przekazałem wszystkim koperty.
*Anna*
Nie miałam zielonego pojęcia czym zasłużyłam na podziękowania Harrego, ale to miłe z jego strony. Spojrzałam jeszcze raz na Loczka lekko się wahając.
H: No śmiało. Tam nie ma żadnych bomb.
Wszyscy krótko się zaśmialiśmy, spojrzeliśmy po sobie i otworzyliśmy koperty. Kiedy zobaczyłam jej zawartość nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
*Martin*
Ej... Bez jaj...
*Josh*
WOW!!!
*Michelle*
Ja. Nie. Mo. Gę.Zaraz się chyba posikam ze szczęścia. Właśnie trzymam w rękach bilet na koncert Ed'a Sheerana'a, mojego ulubionego wykonawcy muzycznego. MOJEGO BOGA!
Nie mogę w to uwierzyć. Ze zdziwienia wyrwał mnie pisk mojej przyjaciółki.
A: Harry! Lou! Jesteście kochani! Dziękuję!- podbiegła Loczka i Marchewkoholika i sprzedała im po całusie w policzek. Hazza spojrzał na mnie najpierw wesoło, ale z sekundy na sekundę uśmiech schodził mu z twarzy. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jaką musiałam mieć minę.
H: Nie podoba ci się? Myślałem, że lubisz...- nie dokończył, bo rzuciłam mu się na szyję i do ucha wyszeptałam ciepłe 'dziękuję'.
J: Lou, Hazz, jesteście wspaniali...- ucałowałam Harrego w polik i uścisnęłam BooBear'a, bo tak pozwolił mi mówić. Spojrzałam na mojego chłopaka i brata i zdziwiły mnie ich miny.
J: Co jest? Wy się nie cieszycie?
Ma: Co? Nie, nie. Bardzo się cieszymy, tylko ja z Joshem gramy wtedy w turnieju charytatywnym.
Jo: No, a dobrze wiesz, że chłopaki nie dadzą sobie bez nas rady.
Ma: Szczególnie z tym nowym.
J: Racja, kurcze... To ja w takim razie też nie idę.
Jo: O nie skarbie. Ty i Anna obowiązkowo jedziecie.
Ma: Oddamy swoje bilety Louisowi i Harremu. Kto wie, może załapiecie się na backstage?
H: Jeśli nie macie nic przeciwko, to chętnie pojedziemy z dziewczynami.
(włącz- One Direction-Moments)
I tak też się stało. Martin i Josh oddali swoje bilety Stylesowi i Tomlinsonowi. W ten sposób dziewczyny załapały się na backstage party. Chłopcy jedynie nie przewidzieli, że na koncercie będzie prasa i media. Nikt z tej czwórki tego nie przewidział. Kiedy Michelle się potknęła i straciła równowagę wpadła wprost w objęcia Harrego. Ich twarze dzieliło wtedy kilka centymetrów. Oznaczało to wielkie pole do popisu dla paparazzich, ponieważ Ed śpiewał właśnie 'Kiss me'. Był to koncert bardziej kameralny, ale z dużą ilością osób znanych w show biznesie. Mała scena w sporym barze, Ed, widownia przy stolikach i parkiet do tańca. Kiedy Sheeran zapowiedział następną piosenkę Harry wyciągnął Michelle na parkiet i zaczęli tańczyć w rytm 'Moments'. Oboje zatracili się w tańcu rozmyślając o tym, co będzie dalej. Loczek zastanawiał się nad tym, jak dalej potoczą się jego losy i jak będą wyglądać jego relacje z matką. Michelle myślała o tym, jak idzie chłopcom na turnieju, gdzie podziewają się Anna z Louisem i dlaczego mama Harrego tak bardzo jej nienawidzi. Na ostatnie pytanie nie potrafiła znaleźć stosownej, rozsądnej i zrozumiałej odpowiedzi. Przytuliła się do Loczka i do końca piosenki tańczyli w milczeniu, natomiast Anna z Louisem siedzieli przy barze słuchając głosu Sheerana.
*Anna*
J: Zawsze marzyłyśmy z Michi o tym, żeby wystąpić z Edem na jednej scenie.- powiedziałam rozmarzona do Louisa i w zasadzie od razu tego pożałowałam.
*Louis*
Kiedy Anna mi to powiedziała, nie mogłem się powstrzymać. Zostawiłem Anę przy barze i podbiegłem do Loczka i Michi. Śmiesznie wyglądała w sukience, szpilkach i gipsie na ręku. Mniejsza z tym. Szepnąłem przyjacielowi do ucha jaki mam plan, na co on przytaknął. Otrzymując jego zgodę od razu zbliżyłem się do sceny, a gdy Ed skończył śpiewać szybko na nią wszedłem.J: Hej!
E: Hej! Co ty tu robisz? Nie powinieneś być w Holmes Chapel z Harrym?
J: Powinienem. Ale o tym później. Słuchaj Ed. Mam dosyć nietypową prośbę. Przyjąłbyś na scenę dwie piękne damy o cudownych głosach?
E: No, okej. Dawaj mi je tutaj!
Chwyciłem mikrofon i zacząłem mówić.
J: Witam wszystkich bardzo serdecznie. Chciałbym państwu przedstawić dwie urocze, piękne, uzdolnione dziewczyny. Anna, Michelle, zapraszam do mnie.
W całym barze rozległy się brawa. Dziewczyny były zdezorientowane, ale nie do końca wiedząc, o co chodzi podeszły bliżej sceny. Harry idąc zaraz za nimi, popchnął je delikatnie tak, że znalazły się u boku Louisa.
*Michelle*
(Hallelujah)
Stoję właśnie na scenie z moim guru i nie wiem, o co chodzi.
Lou: No dziewczyny, teraz ustalcie co zaśpiewacie.
J: To jest żart, tak?
E: Nie, to nie jest żart.- powiedział i krótko się zaśmiał, a ja nie mogłam wyjść z podziwu.
E: No to powiedzcie co zaśpiewacie, a my wam zagramy.
A: Naprawdę?
E: Naprawdę. No śmiało.- rudzielec kolejny raz się zaśmiał.
J: To może...
HALLELUJAH- powiedziałyśmy jednocześnie i delikatnie się do siebie uśmiechnęłyśmy.
E: Nie ma sprawy. Dajcie znać kiedy będziecie gotowe.
J: A czy chłopaki i ty możecie z nami zaśpiewać?
E: Okej. Ale tylko chórki.
NO DOBRA...- znowu powiedziałyśmy razem.
Ed chwycił za gitarę, Lou usiadł do pianina, a Harry zasiadł za perkusją. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca zaczęło się coś pięknego. Pięć wspaniałych wokali rozbrzmiewających przy dźwiękach gitar elektrycznych tworzyły niesamowity nastrój. Wszyscy, którzy znajdowali się w barze siedzieli jak zahipnotyzowani. Okazało się to wielkim odkryciem. Na miejscu była telewizja, która emitowała na żywo. Chłopcy z zespołu nie mogli go oglądać, ale mieli dostęp do wersji radiowej.
*Niall*
Od razu rozpoznałem głos Louisa zapowiadający występ dwóch dziewczyn. Kiedy wymienił ich imiona nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Zaraz ponownie będę słuchał głosu Michelle. Kiedy zaczęli śpiewać czułem się jak w niebie.
*Zayn*
Nigdy w życiu nie słyszałem czegoś piękniejszego. Te dźwięki to miód dla moich uszu. Nie mogę tylko uwierzyć, że dziewczyny są posiadaczkami tak pięknych głosów. Siedziałem w salonie i płakałem słuchając tego wykonania...
*Liam*
Siedzieliśmy z Danielle przytuleni do siebie słuchając dziewczyn i naszych przyjaciół. To było coś niesamowitego. Dan, którą trudno jest poruszyć muzyką była teraz bardzo wzruszona, a po jej policzkach spływały łzy. Nigdy bym się nie spodziewał, że dziewczyny mają tak mocne, wspaniałe głosy.
*Danielle*
Czasami żałuję, że nie jestem prawdziwą dziewczyną Liama i że on nic do mnie nie czuje. No ale cóż. Taki jest show biznes. Przynajmniej się zaprzyjaźniliśmy. Wszyscy mnie przestrzegali. Mówili 'Nie rób tego, zakochasz się w nim i będziesz żałować'. Mieli rację. Zakochałam się, ale nie żałuję, bo już mi przeszło. Nadal darzę go pewnym uczuciem, ale nie wiem czy jest ono tak silne jak na początku. Dzięki tej całej akcji poznałam wielu wspaniałych ludzi. Szkoda mi jedynie tych wszystkich fanek, które uwielbiają nasz 'związek' i kibicują nam, aby trwało to jak najdłużej. Takie życie. Niesprawiedliwe i niezrozumiałe, a za razem piękne i pełne niespodzianek.Kiedy skończyły na sali panowała zupełna cisza. Widownia była w całkowitym zdumieniu. Sami Ed, Lou i Hazz siedzieli osłupieni wpatrując się w dziewczyny. Powoli ludzie zaczęli wstawać i klaskać. Jednym zdaniem. Dostały owacje na stojąco. W tych czasach rzadko się to zdarza. Harry słyszał śpiewającą Michelle, ale było to dobre dwa lata temu. Przez ten czas jej głos dojrzał. Głos Anny również był nieziemski. Po zakończonym koncercie, Ed wraz z Louisem, Harrym, Michelle, Anną, zespołem i kilkoma innymi osobami udali się na afterparty.
Wszyscy świetnie się bawili przy piwie, śpiewając, tańcząc i rozmawiając.
Michelle nie piła, więc po mimo tego, że nie ma jeszcze prawa jazdy (ale umie prowadzić), będzie musiała usiąść za kierownicą.
*Michelle*
Świetnie się bawimy. Poznałam tu wielu wspaniałych ludzi. Jeden typek tylko nie do końca mi się podoba. Gapi się na mnie praktycznie bez przerwy i robi dziwne miny. Powiedziałam o tym Hazzie, a on obiecał, że będzie go miał na oku. W tym momencie poczułam wibracje mojego telefonu. Przeprosiłam wszystkich i odbierając wyszłam przed bar.J: Halo?
Jo: Hej skarbie...- powiedział przybity.- Jak się bawisz?
J: Bez ciebie nie tak dobrze, ale źle nie jest. Jak wrócimy to wam wszystko opowiemy. A jak wam poszedł turniej?
Jo: A, no... tak... jakoś... no... powiedzmy, że...
J: Jo, błagam cię, powiedz wreszcie.- powiedziałam nie wiedząc co myśleć
Jo: No... Wygraliśmy!
J: Tak! Wiedziałam! Wiedziałam, że dacie radę! Byłam tego pewna!
Jo: Ej! Spokojnie!- zaczęliśmy się śmiać. Stanęłam przy samochodzie i przeglądałam się w szybie.
J: Pogratuluję wam jak przyjedziemy, co chyba niedługo nastąpi, bo jestem już trochę zmęczona.
Jo: No dobrze, to jak...- dalej go nie słuchałam bo w szybie zobaczyłam odbicie kolesia, który się na mnie gapił.
J: Josh.- powiedziałam spokojnie ale stanowczo.- Zadzwoń do Harrego i powiedz, że jestem przed barem. Poproś go żeby do mnie przyszedł. Tylko szybko. Kocham cię.- przy ostatnich słowach głos mi zadrżał. Szybko się rozłączyłam i zaczęłam okrążać samochód. Facet jednak przewidział mój ruch i skutecznie zagrodził mi drogę.
J: Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?- spytałam próbując zachować spokój i znaleźć drogę ucieczki. Nie zdążyłam się dobrze rozejrzeć, a koleś się na mnie rzucił. Zaczął mnie całować. Próbowałam się uwolnić, ale był silniejszy. Bałam się, i to strasznie. Po kilku minutach dalej się z nim szarpałam. Musiał się znać na samoobronie bo skutecznie odbierał moje ataki. Uderzyłam go gipsem w twarz, ale to nie pomogło.
J: Pomocy! Pomocy!- krzyczałam najgłośniej jak tylko mogłam. Łzy spływały mi po policzkach. Facet kopnął mnie w niedawno kontuzjowaną kostkę i nie wytrzymałam. Upadłam na kolana. Koleś ciągnąc mnie za włosy przywrócił mnie do pozycji stojącej.
J: Błagam! Zostaw mnie! Błagam...- krzyczałam dławiąc się łzami.
M: Nie bój się... Sukienka będzie cała.- szepnął mi do ucha, które zaraz po tym przygryzł i zaśmiał się szyderczo. Biłam go, ale w pewnym momencie mnie obezwładnił. Oparł mnie brzuchem o samochód i przyciskając mi ręce do pleców, zaczął odpinać swoje spodnie. Kiedy już to zrobił zaczął podwijać moją sukienkę. Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i poczułam jego nabrzmiałego członka.
M: Niedługo będzie po wszystkim i nikomu nic nie powiesz.- powiedział zahaczając o moje majtki.
H: Nie będzie miała o czym mówić gnoju!- kiedy go usłyszałam poczułam ulgę. Louis mocno szarpnął kolesia do tyłu, a Harry szybko mnie złapał. Wtuliłam się w niego i wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do baru, do pokoju VIP, w którym czekała już Anna i Ed. Hazz położył mnie na kanapie, a ja zwinęłam się w kłębek. Anna bez słowa usiadła obok i mocno mnie przytuliła. Za to ją właśnie kocham. Po kilku minutach do pomieszczenia weszło dwoje policjantów. Mężczyzna stanął przy drzwiach, a kobieta usiadła obok. Kazali wszystkim wyjść, ale nie chciałam zostawać sama. Po mimo tego, że kocham Annę jak siostrę poprosiłam Harrego, żeby został. Funkcjonariusze się zgodzili i zaczęli mnie przesłuchiwać. Co chwila zanosiłam się płaczem przypominając sobie to co się stało i wyobrażając sobie co mogło się stać.
*Harry*
Jestem na siebie cholernie zły, za to, że Michelle musiała tak długo czekać. Wszyscy w środku narobili zamieszania. Jedyna Anna trzeźwo myślała. Szybko zgarnęła mnie i Lou, kazała wziąć jeszcze, któregoś z ochroniarzy. Wyszliśmy we trójkę i od razu usłyszeliśmy krzyk Michelle. Płakała jak nigdy wcześniej. Anna od razu zadzwoniła na policję. Teraz najważniejsza kobieta mojego dotychczasowego życia wtulała się we mnie, cała się trzęsąc i płacząc. Ja w tym czasie obwiniałem się za to, że z nią nie poszedłem. Pojedyncze łzy spływały po moich policzkach.
*Anna*
Kiedy tylko Josh zadzwonił do Harrego miałam złe przeczucia. Jego mina i stłumiony podenerwowany głos dochodzący ze słuchawki wcale mnie nie uspokoił. Hazz szybko przekazał nam informacje od Josha i zaczęła się panika. Zanim udało mi się uspokoić tłum postanowiłam ogarnąć Loczka i Louisa. Wzięli ze sobą jeszcze Arthura- ochroniarza Eda. Ja w tym czasie zadzwoniłam na policję. Po kilku sekundach wyjrzałam na zewnątrz ocenić sytuację. To co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Zachciało mi się płakać widząc moją przyjaciółkę w takim stanie. Zboczeńcem zajęli się chłopcy, a ja z Edem poszliśmy do pokoju VIP i przygotowaliśmy miejsce dla Michi. Funkcjonariuszkę informowałam na bieżąco.Anna i Harry wiedzieli co robią zabierając Michelle do pokoju VIP. Było tam cicho i spokojnie. Ludzie zostali na sali koncertowej, ponieważ musieli złożyć zeznania. Po niecałych dziesięciu minutach na miejscu zjawiła się policja i zebrała od wszystkich zeznania. Kiedy policja już odjechała zapadła niezręczna cisza wśród grupy, która została (Michelle, Anna, Harry, Louis, Ed i Arthur).
*Michelle*
J: Błagam was... Mówcie coś. Milczenie mi nie pomoże.- powiedziałam pociągając nosem.
E: Przepraszam cię Michelle... Nie znam tego kolesia zbyt długo, ale nigdy bym go o coś takiego nie posądzał...
J: Ed, to nie twoja wina. Każdy po pijaku robi dziwne rzeczy.
H: I ty go jeszcze bronisz?! Michi! On cię chciał zgwałcić, a ty go bronisz?!- krzyczał znowu zaczynając płakać. Mnie samej łzy napłynęły do oczu.
A: Harry! Spokojnie! Nie krzycz na nią błagam...- powiedziała do niego ledwo powstrzymując się od płaczu.- Cieszmy się, że Josh wtedy zadzwonił...
J: Josh... Cholera! Josh! Muszę go zobaczyć! Natychmiast!- zerwałam się na równe nogi i złapałam za torebkę. Ruszyłam w kierunku drzwi, ale zatrzymał mnie Arthur.
Ar: Ja was odwiozę.
J: Ale ja mogę prowadzić! Puść mnie!- nie wiem co mi się działo.- Przepraszam.- powiedziałam spuszczając głowę.
Ar: Nic się nie stało. Daj kluczyki.- wyciągnął rękę, a ja posłusznie podałam mu przedmiot. Skierowaliśmy się wszyscy do auta.
Ar: Wrócisz sam?- skierował pytanie do Eda.
E: Piłem. Ale zamówię taksówkę.
J: Nie. Nie zamówisz. Jedziesz z nami.- nikt nie miał nic przeciwko. Wsiedliśmy do samochodu i w ciszy kierowaliśmy się do mojego domu. Przed nami były dwie godziny drogi.
Po piętnastu minutach drogi wszyscy z wyjątkiem Arthura usnęli. Michelle miała bardzo zły sen. Śniła o zdarzeniu sprzed godziny. Obudziła się z wrzaskiem. Arthur od razu zatrzymał się na poboczu. Nikt się nie obudził. Arthur spojrzał na Michi i przygarnął ją do siebie. Dziewczyna siedziała skulona z twarzą schowaną w dłoniach. Płakała. Trzęsła się ze strachu. W pewnym momencie Arthur wysiadł z auta i przeszedł na stronę pasażera. Otworzył drzwi Michelle i mocno ją przytulił. Dziewczyna wtuliła się w niego jak małpka.
Mi: Arthur... Dziękuję... Nawet nie wiesz jaka ci jestem wdzięczna...- szepnęła.
Ar: Bez przesady...- powiedział głaszcząc ją po głowie.
Mi: Nie przesadzam... Chcę ci podziękować za to co dla mnie zrobiłeś. Gdyby nie ty Louis by sobie nie poradził... Nie każdy obcy człowiek byłby chętny do pomocy... Co mogę dla ciebie zrobić? W ramach podziękowań oczywiście...
Ar: Nic od ciebie nie chcę... No, może jedno. Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać.
Mi: Obiecuję, ale wiedz, że to nie będzie proste. Całe życie zmagam się z jakimiś przeszkodami i problemami...
Ar: Michi... Czy ty masz jakiś wrogów?
Mi: Raczej nie... No chyba, że... Ale nie... Nie...
Ar: Michelle, o kim pomyślałaś?
Mi: O moim byłym... To on mi...-powiedziała i odruchowo pogłaskała zagipsowaną rękę.
Ar: Dlaczego cię pobił?
Mi: Arthur... Przepraszam, ale nie chcę teraz o tym mówić... Możemy już jechać?
Ar: Tak... Przepraszam... Nie powinienem był...
Mi: Nic się nie stało... Jeszcze raz dziękuję- powiedziała i mocno przytuliła mężczyznę.
*Josh*
Stałem w telefonem w dłoni co chwila zerkając czy nikt nie dzwoni. Cały czas patrzyłem przez okno sprawdzając czy już przyjechali. Jak tylko usłyszałem strach i błaganie w głosie Michi miałem ochotę tam pojechać. Niestety wszyscy byliśmy po piwie. Czułem, że coś jest nie tak. Dwadzieścia minut po północy pod dom zajechał samochód Louisa. Wybiegłem z domu krzycząc imię przyjaciela. Po krótkiej chwili z samochodu wysiadła moja dziewczyna.
Mi: Josh!
J: Skarbie...- szepnąłem jej do ucha. Trzymałem ją mocno w ramionach i głaskałem po włosach czując jak się trzęsie. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Annę rozmawiającą z jakimś dorosłym facetem.
J: Michi... Kto to jest?- powiedziałem lekko odsuwając się od dziewczyny. Michelle odwróciła głowę i ledwo się uśmiechnęła.
Mi: To jest Arthur. Mój nowy przyjaciel. Arthur! Chodź. Musisz kogoś poznać- powiedziała i mocno chwyciła mnie za rękę. Facet zjawił się u naszego boku i Michi nas sobie przedstawiła.
Ar: A więc to ty jesteś tym szczęściarzem? Miło mi cię poznać. Masz wspaniałą, piękną i mądrą dziewczynę.
J: Wiem, dziękuję. Mimo wszystko, moglibyście w końcu mi wytłumaczyć co się stało? Odchodziłem od zmysłów.
Mi: Możemy wejść do środka i tam porozmawiać?- powiedziała smutniejąc.
*Martin*
J: Michelle!- od razu podbiegłem do siostry i ją przytuliłem. Odsunąłem się na moment i uważnie się jej przyjrzałem. Jej sukienka była pomięta i rozdarta w kilku miejscach. Oczy miała podpuchnięte od płaczu i po mimo uśmiechu czaiły się w nich smutek i upokorzenie. Od razu wiedziałem co się stało.
J: Och, Michi...- przytuliłem ją, a ona się rozpłakała.
*Michelle*
Wiedziałam, że zauważy. Zawsze był spostrzegawczy. Nie wytrzymałam i po prostu pękłam. Zaczęłam płakać. Martin mocno trzymał mnie w swoich ramionach, a Josh nadal nie wiedział o co chodzi. W pewnym momencie odsunęłam się od brata i pobiegłam do swojego pokoju. Usłyszałam tylko jak Martin prosi Annę, żeby im wszystko wytłumaczyła. Słyszałam, że ktoś za mną biegnie.
Ar: Michelle! Stój!- zatrzymałam się na schodach i odwróciłam się w stronę Arthura.
Ar: Ja się chcę pożegnać. Powinniśmy już z Ed'em jechać do domu.
Mi: Dzisiaj śpicie u mnie.
Ar: Nie Michi... Lepiej będzie jeśli będziesz teraz z przyjaciółmi.
J: Arthur. Wy też jesteście moimi przyjaciółmi... Martin pokaże wam pokoje. Rano chcę was widzieć na śniadaniu. A teraz wybacz. Chcę być sama- pociągając nosem skierowałam się do swojego pokoju.
*Anna*
J: Chłopaki! Wszystko wam wytłumaczymy, ale błagam! Wejdźmy do domu.
Kiedy weszliśmy do środka zobaczyłam Arthura siedzącego na schodach.
J: Arthur, wszystko ok?
Ar: Michelle mi i Edowi kazała zostać na noc. Nie wiem czy to dobry pomysł.
J: Dobry. Chodź z nami. Później cię zaprowadzę.
Poszliśmy do salonu i zaczęłam wszystko wyjaśniać.
J: Musimy na nią naprawdę uważać. W dodatku widziałam jak ktoś robił nam zdjęcia.
H: Kurwa... Nie dość, że spotkało ją coś takiego, to prasa będzie jutro o tym dudniła.
Lou: Twoja matka się dowie gdzie jesteś.
H: Chrzanić ją! Michelle jest najważniejszą kobietą i osobą w całym moim życiu! Nie pozwolę mojej matce nas rozdzielić!
Jo: Pójdę sprawdzić co z Michi... Wiem, ze tylko zgrywa twardą...
*Josh*
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Drzwi do jej pokoju były uchylone. Płakała. Wszedłem cicho do środka i położyłem się obok niej. Przytuliłem ją i wtuliłem twarz w jej włosy. Teraz kiedy wiem co się stało chce mi się płakać. Czemu to akurat ją muszą co chwila spotykać takie nieszczęścia? Czym ona sobie zasłużyła?
Odkąd tylko pamiętam Michelle stawiała na pierwszym miejscu dobro innych. Zawsze troszczyła się o bliskich. Zawsze pomagała potrzebującym i udzielała się charytatywnie. Nigdy nie stawiała siebie na pierwszym miejscu. Od zawsze uwielbiała ciężko pracować, a to ją odróżniało od innych. Już przy pierwszym naszym spotkaniu wiedziałem, że jest wyjątkowa. I nie myliłem się...
Przytuliłem ją trochę mocniej, ale zaraz poluźniłem uścisk. Chciałem wstać, ale Michi złapała mnie za rękę.
Mi: Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie...- powiedziała pociągając nosem.
J: Zaraz wrócę skarbie... Zaraz wrócę...- szepnąłem próbując ukryć łamiący się głos. Pocałowałem ją w czubek głowy i poszedłem do kuchni. Zrobiłem herbatę i wróciłem do pokoju. Dziewczyna siedziała skulona na środku łóżka. Kiedy zobaczyła mnie w progu trochę się uspokoiła.
J: Zrobiłem ci herbatę- powiedziałem podając jej kubek. Dziewczyna powąchała jego zawartość i delikatnie się uśmiechnęła.
Mi: Zielona... Moja ulubiona...
J: Będziesz spokojnie spała...
Mi: Dziękuję...