14 sierpnia 2013

Rozdział 21- Mnie za pierwszym razem tak dobrze nie poszło.

*Josh*

Nie wróciłem do domu na noc. Wyłączyłem telefon, bo wiedziałem, że ktoś na pewno będzie próbował się do mnie dodzwonić. Przez całą noc siedziałem w parku. Dokładnie w tym miejscu, w którym uratowałem Michelle. Łzy nieustannie lały mi się z oczu. Nawet nie mogłem nad tym zapanować. Próbując się uspokoić, tylko pogarszałem sprawę i zaczynałem płakać mocniej. Dopiero nad ranem ogarnąłem się na tyle, żeby wrócić do domu. Dotarłem tam o ósmej, a w progu od razu przywitała mnie mama.
M: Dziecko drogie! Gdzieś ty był? Jak ty wyglądasz?! Co się stało?- zarzuciła mnie pytaniami, uważnie mi się przyglądając. Z moich oczu znowu zaczęły płynąć łzy.
M: Dziecko drogie... Spokojnie. No już. Powiedz, co się stało.- powiedziała biorąc moją twarz w dłonie.
J: Ja... Rozstałem się z Michelle...- powiedziałem i od razu zacząłem mocno płakać. Kobieta mocno mnie do siebie przytuliła, za co byłem jej wdzięczny.

*Michelle*

Wzrokiem wszędzie szukałam Josha, ale nie było go w szkole. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Niektóre dziewczyny podchodziły do mnie i prosiły, żebym załatwiła im spotkanie z One Direction, albo chociaż ich autografy. Mówiłam, że zrobię co w mojej mocy, ale na prośby o ich numery, bądź dokładne adresy totalnie ignorowałam. Chodziłam przygaszona, bo chciałam porozmawiać z Joshem. Kiedy pytałam Martina, czy może jednak się pojawił na lekcjach, ze smutkiem odpowiadał przecząco. Miałam ochotę uciec ze szkoły i płakać. Pierwszy dzień ostatniej klasy i zamiast cieszyć się z resztą rówieśników, chodziłam przybita i totalnie rozdarta. Byłam na siebie wkurzona, chociaż to za mało powiedziane. Miałam ochotę zrobić sobie krzywdę. Chciałam, żeby ktoś mnie za to wszystko ukarał. Zasłużyłam na to. Podczas przerwy na lunch podszedł do mnie Brett, brat Josha.
B: Michi, mam pytanie.
J: Tak Brett?
B: Czy Jo dzisiaj u was nocował? Nie wrócił na noc i mama bardzo się martwi.
J: N-nie. My... My się pokłóciliśmy. Brett... My... Ja i Josh, już nie jesteśmy razem.- powiedziałam i spuściłam głowę.
B: Co? Jak to? Przecież wy się kochacie!
J: Brett, cicho!- syknęłam na niego nerwowo się rozglądając. Całe szczęście nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Siedzieliśmy przy stoliku, w najdalszym kącie stołówki.
B: O co wam poszło? Przecież. Przecież wy byliście ze sobą szczęśliwi. To chodzi o tego twojego kuzyna? Przecież, on. Josh to rozumiał. Błagam, Michelle. Powiedz w końcu.
J: Brett. Ja nie chcę o tym tutaj rozmawiać.- powiedziałam powstrzymując łzy. Chłopak to zauważył i trochę się wycofał.
B: Teraz mamy biologię. Po tej lekcji zrywamy się do domu.
J: Brett. Ja nie mogę zawalić tego roku.
B: Dobra. Co masz ostatnie?
J: Matematykę. Ale jest jeszcze trening.
B: Mamy pół godziny przerwy między lekcjami a treningiem. Czekaj na mnie pod salą gimnastyczną.
J: Tam będzie pełno ludzi.
B: Fakt. To przebież się od razu i czekaj na sali. Później powiemy, że musiałaś lepiej rozruszać kostkę, czy coś.
J: Dobrze. Będę tam czekać.- chłopak pokiwał głową i wstał od stolika.
J: Brett
B: Tak?
J: Dzwoniliście do niego?
B: Tak, ale nie odbierał. Pewnie siedział w parku. Nie martw się. Jak będę coś wiedział, to dam ci znać.
J: Dzięki.- pokiwałam głową i delikatnie się uśmiechnęłam jednocześnie pozwalając samotnej, słonej kropelce spłynąć po moim policzku. Szybko ją wytarłam i wstałam od stolika. Odniosłam tacę i ruszyłam pod salę. Po mimo tego, że lubiłam zarówno biologię, jak i angielski oraz matematykę, dzisiaj te lekcje ciągnęły się dla mnie w nieskończoność. Głownie witaliśmy nowych uczniów i mieliśmy lekcje wprowadzające. Wszyscy się cieszyli, że mamy luz, ale ja już miałam dość. Kiedy zadzwonił dzwonek oświadczający koniec matmy, zerwałam się z krzesła i prawie biegiem powędrowałam do sali gimnastycznej. Szybko przebrałam się w strój i weszłam na salę. Bretta jeszcze nie było więc związałam swoje włosy w kucyka. Kiedy zaczęłam się rozciągać na salę wbiegł przebrany już Brett. Bez słowa usiadł na przeciw mnie i rozpoczął rozgrzewkę. Przerwałam i spojrzałam na niego pytająco.
B: Mam walić prosto z mostu?
J: Śmiało.- powiedziałam powracając do ćwiczeń.
B: Kochasz go?
J: Tak.- chłopak pokiwał głową.
B: Jesteś... Byłaś z nim szczęśliwa?
J: Jak z nikim innym.
B: O co poszło?
J: O mnie.
B: Hm. Chodzi o tego twojego kuzyna?
J: Też.
B: To znaczy?
J: On nie jest moim kuzynem.
B: Że co?
J: No, na urodzinach jego matki do tego doszłam. A wczoraj Ann nam to potwierdziła. Wtedy...- zamilkłam bo w gardle pojawiła mi się wielka gula.
B: Co wtedy? Michelle, błagam. Powiedz mi. Chcę wiedzieć, dlaczego mój brat nie wrócił do domu.
J: Wtedy Josh się o czymś dowiedział. O czymś, czego się wstydzę i za co jestem na siebie cholernie zła.
B: A co to jest?- w tym momencie naszych uszu doszło trzaśnięcie drzwi. Oboje na nie spojrzeliśmy i zauważyliśmy Josha. Serce dosłownie mi się zatrzymało. W dodatku, ku mojemu zdziwieniu, chłopak był szeroko uśmiechnięty. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek, a potem przywitał się z bratem targając mu włosy. Brett spojrzał na mnie pytająco, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Jo: Michelle dwukrotnie wylądowała w łóżku z Harrym Styles'em. Jak już pewnie wiesz, nie są oni spokrewnieni. Kochają się, a ja nie mam zamiaru im utrudniać. Dlatego Michelle obiecała mi, że zapomni o wszystkim co między nami było i będzie z nim szczęśliwa. Prawda?- spytał uśmiechając się do mnie szeroko. Usiadł obok i zaczął się rozgrzewać.
Jo: Jak kostka?
B: Nie było cię całą noc w domu. Mama odchodziła od zmysłów. Lucy znowu miała gorączkę. Olałeś pierwszy dzień szkoły. Ona dwa razy wylądowała z kolesiem w łóżku. A ty tutaj przychodzisz i siadasz sobie z nami tak, jakby nic się nie stało?
Jo: W domu porozmawiamy. To jak twoja kostka?- spytał patrząc na mnie. Nasz oczy się spotkały i po mimo uśmiechu na jego twarzy, było w nich widać smutek.- Michelle. Zadałem ci pytanie.- chwycił mnie za kostkę i przyciągnął ją do siebie. Zaczął nią kręcić w różne strony, aby jak najlepiej rozgrzać moje mięśnie. Cały czas patrzył mi prosto w oczy, a ja czułam nachodzące do nich łzy. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. W pewnym momencie drzwi od sali się otworzyły i weszli wszyscy starzy i nowi członkowie drużyny. Martin stanął jak wryty widząc mnie i Josha. W najmniejszym stopniu mu się nie dziwię. Kiedy podeszła do nas Anna oprzytomniałam.
A: Co, już mnie nie lubicie?- spytała smutnym tonem.
J: A mamy do tego powody?- powiedziałam drżącym głosem i odchrząknęłam dyskretnie. Wyswobodziłam swoją nogę z rąk chłopaka i wstałam.
A: Michi. Przepraszam. Zachowałam się nie fair. Nie wiem co mi do głowy strzeliło. Chyba po prostu zrobiłam się zazdrosna. Głupio mi teraz. Ale dopiero teraz dotarło do mnie jak wiele straciłam.
Ma: Wróciła stara Ann?- spytał przytrzymując mnie, gdy się zachwiałam.
A: Cieszycie się?- spytała kiwając głową.
J: No jasne.- uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją delikatnie.
Ma: Ta.- nie było to uprzejme z jego strony. Wiedziałam jednak jak zabolało go jej zachowanie. Prędko jej tego nie wybaczy. Podeszła do nas jakaś dziewczyna i wyciągnęła do mnie rękę.
- Hej, jestem Stella.
J: Hej, Michelle, miło mi.- uśmiechnęłam się do dziewczyny ściskając jej dłoń.
S: Jestem nowa, a słyszałam, że ty jesteś kapitanem, więc chciałam się przedstawić.
J: Świetnie! Witamy w drużynie. To jest Martin, Anna, Josh i Brett.- mówiłam wskazując przyjaciół.- Każdy będzie się jeszcze przedstawiał podczas pokazu, więc wystarczy tylko zapamiętać. A teraz przepraszam was na chwilkę.- uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam do trenera, który właśnie wszedł na salę.
T: Kogo ja widzę?! Kapitanie!
J: Trenerze!- przytuliłam mocno mężczyznę, którego naprawdę długo nie widziałam. Nowi musieli być zdziwieni, bo oprócz prowadzenia treningów, wujek uczył również wf-u w naszej szkole.
T: Jesteś w formie?
J: Mam nadzieję. Dzisiaj się okaże.- powiedziałam odsuwając się od mężczyzny,
T: Mamy sporo nowych. Trzeba im dzisiaj pokazać jak się gra. Czemu wszyscy się tak na ciebie gapią?
J: Bo jestem dziewczyną sławnego Harry'ego Styles'a. A poza tym. Przed sekundą rzuciłam się z uściskami na trenera. Normalne, to to nie było.
T: No fakt.- oboje się roześmialiśmy i ruszyliśmy do reszty. Kiedy stanęliśmy przy siatce wszyscy już na nas patrzyli.
T: Witam wszystkich na pierwszym tegorocznym treningu. Ja będę waszym trenerem, a Michelle kapitanem drużyny. Uczy się w tej szkole już ostatni rok, więc jeśli chcecie przejąć jej rolę w przyszłym roku, to radzę się postarać i dać z siebie wszystko. Na sam początek, Michelle pokaże wam jak macie się rozgrzewać, bo jest już w tym naprawdę wprawiona. Po rozgrzewce zobaczycie krótki mecz, rozegrany pomiędzy dziewczynami i chłopakami, którzy uczą się dłużej od was. Myślę, że to nic więcej nie mam tu do powiedzenia, więc oddaję głos kapitanowi.
J: Witajcie. Strasznie mi miło widzieć tak liczne grono 'nowych' i mam nadzieję, że pokażecie na co was stać. Przejdę od razu do rozgrzewki, bo nie ma co tracić czasu na gadanie. Powiem tylko jedno. Jeśli ktoś czuje, że nie daje rady podczas treningu, od razu może wyjść, bo w tym sporcie, kondycja jest ważna. Do roboty!
Pokazałam pierwszakom jak prawidłowo powinni się rozgrzewać i zaraz po tym pokazaliśmy im co potrafimy. Szło mi całkiem nieźle jak na tak długą przerwę. Muszę przyznać, że pierwszoklasiści mile nas zaskoczyli. Widać, że każdy z nich miał już styczność z tym sportem w mniejszym lub większym stopniu. Bawiło mnie to, jak peszą się dziewczyny, którym chłopcy pomagali poprawnie zaserwować. Nie dziwię im się. Brzydkich chłopaków, to my w drużynie nie mamy.
Ma: Uwaga!- krzyknął i spostrzegłam pędzącą w moją stronę piłkę. Szybko wyskoczyłam w górę i złapałam przedmiot w ręce. Gdyby nie ja, jeden pierwszoklasista dostał by w twarz.
J: Orientacja i refleks. Jesteś na sali, nigdy nie tracisz koncentracji.- chłopak przytaknął i widać było po nim, że jest spięty. Uśmiechnęłam się do niego, ale zaraz wykrzywiłam się zniesmaczona widokiem wchodzących na salę cheerleaderki. Połowa panów na sali wyszczerzyła zęby w głupim uśmiechu widząc prawie gołe ciała dziewczyn. Nie potrafiły zbyt wiele, ale jak to w filmach należały do elity i umawiały się tylko z najprzystojniejszymi chłopakami ze szkoły. Kapitanka ich drużyna zawsze darzyła mnie nienawiścią, w sumie nie wiem z jakiego powodu, no ale okey. Przechodząc obok mnie trąciła mnie barkiem, myśląc, że mnie w ten sposób rozwścieczy.
T: Wybaczcie dziewczęta, ale sala jest wasza, dopiero za piętnaście minut.- powiedział patrząc na zegarek.
-Myślisz dziadzie, że będziesz mi mówił, co mi wolno, a czego nie?- odezwała się pani kapitan.
T: Myślę, że tak gówniaro.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? Wiesz kim ja jestem?!- uniosła się, a ja zaczęłam się śmiać.
T: Szczerze powiedziawszy, to nie obchodzi mnie to.
- A powinno, bo jestem kapitanem drużyny i moim zadaniem jest nauczanie tych dziewczyn.- w tym momencie nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Dziewczyna się na mnie spojrzała jak i cała reszta zgromadzonych na sali osób.
-Myślisz, że możesz się ze mnie śmiać?
J: Tak. Myślę, że tak.
-Kim ty w ogóle jesteś, że śmiesz się do mnie odzywać?- powiedziała, próbując mnie zagiąć.
J: Hm. Pomyślmy. Kapitanem drużyny siatkarskiej, która wygrała wszystkie mecze w ciągu ostatnich trzech lat. Z tego co mi wiadomo nasze kochane pomponiary jeszcze ani razu nie wygrały. To po pierwsze. Po drugie jestem również w samorządzie szkolnym i w każdym momencie, mogę wnieść, o usunięcie cię ze stanowiska kapitana cheerleaderek. A po trzecie, nie oszukujmy się. Umiem więcej od ciebie.
-Jak śmiesz?
J: Zakład?
Jo: Nie radzę.
-Widzisz? Chłopak trzyma moją stronę.
Jo: To akurat tobie się nie radzę zakładać Megan.
-O co chcesz się założyć?
J: Jeśli wygram sala jest nasza na pół piętnaście minut dłużej niż zwykle. Jeśli ty wygrasz, sala jest wasza piętnaście minut wcześniej. Dodatkowo przeprosisz jutro trenera. Publicznie.
Jo: Ostatni raz powtarzam. Nie radzę.- mówił śmiejąc się pod nosem.
-Stoi.- powiedziała i skinęła na mnie głową.- Dajcie mi muzykę!
J: Nie trzeba.- uśmiechnęłam się szyderczo i ruszyłam na środek sali.- Może się najpierw rozgrzejesz?
- Jestem na tyle dobra, że i bez tego sobie poradzę.
J: Jak chcesz. Tylko, żeby nie było, że ostrzegałam.- wzruszyłam ramionami i zobaczyłam, że wszyscy ustawiają się w kółeczko.
T: Brett, idź po apteczkę do mojego biura, bo coś czuję, że będzie potrzebna.
Chłopak wykonał polecenie, a Megan spojrzała na mnie wrogo. Wzięła rozbieg i zrobiła szpagat w powietrzu. Spojrzałam na nią nie ukazując żadnych emocji i bez żadnego problemu wykonałam szpagat w pionie. Dziewczyna chcąc pokazać, że jest lepsza stanęła na kilka sekund na rękach. Ja również stanęłam na rękach, nogi rozłożyłam w szpagat i utrzymałam się tak dwadzieścia sekund. Kiedy powróciłam do pozycji stojącej, Megan podeszła do podbitki i mocno się wybijając zrobiła  salto w tył. Ja z kolei przeszłam do ponad dziesięciometrowego materaca do ćwiczeń i wykonałam to. Wszystkim opadły szczeny. Jedynie Josh zaczął się śmiać. To z nim to trenowałam. Oboje byliśmy kiedyś w zespole cheerleader'skim i jeździliśmy na różne konkursy. Wszyscy zaczęli mi bić brawo. Spojrzałam tylko na moją przeciwniczkę i widziałam jej bezradność. Wszystkie dziewczyny, które przyszły razem z nią patrzyły na mnie z zachwytem. Trzy lata uczyłam się wykonać to wszystko w taki sposób i nauka się przydała.
J: Sala jest nasza  codziennie od piętnastej do siedemnastej. I nie zapomnij przeprosić brata naszego dyrektora. Inaczej może to się dla ciebie źle skończyć.- uśmiechnęłam się do niej i spojrzałam na zegar. Ruszyłam do wyjścia.
J: Na dzisiaj macie wolne. Jutro o piętnastej widzę tu wszystkich, którzy mają sport w sercu.- krzyknęłam do drużyny i wyszłam. Wszyscy nadal tam zostali. Szybko udałam się do szatni po swoje rzeczy i poszłam pod prysznic. Nie miałam ochoty na rozluźniającą kąpiel, więc szybko umyłam ciało i w samej bieliźnie i ręczniku w dłoni weszłam do szatni. Zapomniałam, że są z nami nowi i trochę mi się z nich śmiać chciało kiedy zobaczyłam ich miny. Stanęłam przy swojej szafce i szybko się ubrałam. Strój wrzuciłam do torby i zapinając jej zamek ruszyłam do wyjścia. Kilka osób chciało ze mną pogadać, ale nie miałam na to ochoty. Na parkingu zorientowałam się, że to Martin ma kluczyki od samochodu, ale nie chciało mi się czekać. Ruszyłam żwawym krokiem w stronę parku. Nie wiem czemu, ale udałam się w miejsce, w którym zerwałam z Chrisem. Usiadłam na ziemi i zaczęłam głęboko oddychać. Po kilku minutach ktoś się do mnie przysiadł, ale nawet nie sprawdziłam kto to.
Ch: Przychodzę tu codziennie.- pewnie spodziewał się, że spytam dlaczego, ale milczałam.- W tym miejscu, po raz pierwszy cię zobaczyłem. Szłaś z Martinem, Anną i Joshem. Byłaś dziewczyną, która miała w sobie to 'coś'. I nadal to 'coś' w sobie masz. W tym miejscu, po raz pierwszy cię pocałowałem. To tutaj wyznałem ci co czuję. I tutaj wszystko zniszczyłem... Przepraszam, że wczoraj nie mogłem pomóc. Byłem załatwiać mieszkanie i właśnie wracałem.
J: Nic się nie stało.- powiedziałam cicho.
Ch: Czemu tu siedzisz?
J: Mam dzisiaj wszystkiego dosyć.
Ch: Co się stało?
J: Dużo rzeczy.
Ch: Coś w szkole?
J: Też.
Ch: Chodzi o wczoraj?
J: Tak jakby.
Ch: To znaczy?
J: Josh ze mną zerwał. Nie dziwię mu się. Sama bym z chęcią ze sobą zerwała.
Ch: Dlaczego?
J: Bo go zdradziłam Chris. Zdradziłam go. Rozumiesz?
Ch: Ale tu chodzi o to z tym całym Harry'm?
J: Tak. On wcale nie jest moim kuzynem. To nie tak, ze wszystkich okłamywaliśmy z Martinem. Sami byliśmy okłamywani, a przedwczoraj się wydało. wcześniej, po jednej imprezie byliśmy z Harrym pijani i prawie to zrobiliśmy, ale się zorientowałam, co robię. I jeszcze w sobotę. Byłam na urodzinach mamy Harry'ego i wtedy odkryłam to całe kłamstwo. Hazz wcześniej wyznał mi, że mnie kocha, a kiedy mu o tym powiedziałam, po prostu zaczęliśmy się całować. Zrobilibyśmy to. Rozumiesz to? Uprawialibyśmy ze sobą seks. Przyłapał nas Zayn. Zrobiła się z tego afera. Poczułam się jak szmata. Harry musiał powiedzieć Joshowi i to już koniec. Czuję się okropnie. Jeszcze dzisiaj ta zasrana Megan mnie wkurzyła na treningu. Przyszła z tymi swoimi laleczkami i chciała się wpieprzyć na salę piętnaście minut wcześniej. Była przy tym taka bezczelna, że miałam ochotę jej przyłożyć. Zamiast tego po prostu pokazałam jej, że jest ode mnie gorsza i się zamknęła. Dzięki temu przynajmniej mamy salę przez piętnaście minut dłużej i jutro Megan będzie publicznie przepraszała trenera. Należało jej się.
Rozgadałam się, ale po prostu musiałam to wszystko z siebie wyrzucić.
J: I jeszcze dziesiątego muszę jechać na jakąś zasraną galę rozdania nagród, na której oficjalnie potwierdzę swój związek z szanownym panem Styles'em. Chyba mam dosyć. Dosyć tego ciągłego zainteresowania moją osobą. dlaczego nie mogę być jedną z tych szarych myszek, o których nikt nawet nie myśli?
Ch: Nie mów tak. Niczyje życie nie jest idealne. Fakt faktem. Dużo się teraz o tobie mówi. Ale musisz być silna. Nie możesz okazać słabości, bo cię zniszczą. Pamiętaj, że zawsze kiedy będziesz potrzebowała pogadać, zadzwoń do mnie. Zawsze znajdę dla ciebie chwilę, Chociaż tyle jestem ci winien.
J: Dziękuję.
Ch: Nie ma za co.- pogłaskał mnie po plecach i wstał. Podał mi rękę, którą od razu pochwyciłam i również się podniosłam.- Ja muszę zmykać. I tobie też radzę się wybrać do domu. Martin się będzie o ciebie martwił.- pokiwałam głową i bez słowa ruszyłam w odpowiednim kierunku. Po kilkunastu minutach byłam już w swoim pokoju i leżałam na łóżku. Nie miałam na nic ochoty. Dosłownie na nic. Nawet leżeć mi się nie chciało. Tak dziwnie się jeszcze nigdy nie czułam. Nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziło mnie dobijanie się do moich drzwi, które zamknęłam na klucz. Wstałam z łóżka i podeszłam na drzwi. Kręciła mi się w głowie, więc nie łatwo mi było trafić kluczykiem w dziurkę. Kiedy otworzyłam drzwi do pokoju wpadł Martin.
Ma: Boże święty. Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Czemu nie otwierałaś? Jesteś strasznie blada. Kiedy ostatnio jadłaś?
J: Spałam.- poczułam jak kręci mi się w głowie i straciłam równowagę. Brat złapał mnie w porę i położył na łóżku.
Ma: Leż tu i nigdzie się nie ruszaj. Przyniosę ci coś do jedzenia.- powiedział i wyszedł z pokoju. Wzięłam do ręki telefon i na ekranie wyświetlała się wiadomość o trzech wiadomościach i dwóch nieodebranych połączeniach. Mocno musiałam spać. Otworzyłam pierwszą wiadomość.
Hej Michelle, tu Andrea, może chciałabyś wyjść ze mną na kawę?
Nie mam zielonego pojęcia kto to ten cały Andrea. Usunęłam wiadomość i otworzyłam następną.
Byłaś dzisiaj świetna! Gratuluję pani kapitan : ) 
Nie wiem, od kogo był ten sms, ale otworzyłam następną wiadomość.
Jak się czujesz? Nadal się na mnie gniewasz? Naprawdę mi przykro, że wszystko tak wyszło. H.
To był Harry. Od razu wzięłam się za odpisywanie.
Bywało lepiej. Gniewam się na siebie, chociaż przykro mi, że to ty powiedziałeś Joshowi. Co się stało to się nie odstanie. Mogło być gorzej. M.
Nieodebrane połączenia były od Martina. Pewnie dzwonił do mnie, kiedy nie było mnie przy samochodzie. Dostałam odpowiedź od Harry'ego.
Naprawdę mi przykro. Nie wiem, jak mógłbym ci to wynagrodzić. Czuję się okropnie. Chciałbym cię po prostu przytulić : ( H.
Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i odłożyłam telefon na szafkę. Wgapiałam się w sufit, dopóki Martin nie wrócił.
Ma: Co dzisiaj jadłaś?
J: Na śniadanie zjadłam płatki, tak jak ty. W szkole nie byłam głodna, więc zjadłam tylko jabłko i wypiłam sok pomarańczowy.
Ma: Michi. Dobrze wiesz, że nie możesz tak mało jeść. Nie pamiętasz jakie  miałaś przez to problemy? W dodatku dużo czasu spędzasz na treningach i musisz dostarczać dużo witamin do organizmu. Proszę. Tu masz kanapki. Będę ci robił takie codziennie rano. Mają dużo wartości odżywczych. Codziennie będziesz też wypijała taki koktajl.
J: Co w nim jest?
Ma: Czarne porzeczki zmiksowane z jogurtem naturalnym, miodem i miętą. Wzmocni twój organizm. Najlepiej by było, gdybyś zabierała taki na trening.
J: Dobrze.- zaczęłam jeść kanapki, które były wyjątkowo smaczne, jak na jedzenie zrobione przez mojego brata. Chłopak cały czas na mnie patrzył i zastanawiał się nad czymś.
Ma: Jak się czujesz?
J: Fizycznie czy psychicznie?
Ma: Fizycznie to widzę. Trzymasz się jakoś?
J: Niezbyt. Jestem na siebie wściekła. I jest mi strasznie głupio. W dodatku Josh się dziwnie zachowuje. Już bym wolała, żeby wcale się do mnie nie odzywał. A tak... Nie wiem jak mam się przy nim zachować. Wiesz, że nie wrócił do domu na noc? Brett mówi, że pewnie szwendał się po parku. A to wszystko przeze mnie. Wszystko spieprzyłam.- wgryzłam się w kanapkę
Ma: Kochasz go?
J: Obu ich kocham. Ale zniszczyłam miłość, na którą tak długo czekałam. Czuję się jak jakiś śmieć.
Ma: Co teraz zrobisz?
J: A co mam zrobić? Dziesiątego jadę ogłosić, że jestem dziewczyną Harry'ego Styles'a. Jednej-piątej One Direction. Najsłynniejszego zespołu na świecie. Wszyscy będą znać moje imię i nazwisko. Będę się musiała z nim pokazywać. A ja przecież nie mogę zawalić tego roku. To pierwszy dzień szkoły, a ja już mam dosyć.
Ma: Przynajmniej pokazałaś Megan gdzie jej miejsce.
J: Martin. Dawałeś komuś mój numer?
Ma: Nie. Bynajmniej nie bez twojego pozwolenia. Czemu pytasz?
J: Jakiś Andrea i jeszcze ktoś do mnie pisali.
Ma: Andrea z pierwszej klasy?
J: Nie mam zielonego pojęcia.
Ma: Gapił się na ciebie przez cały trening. Chyba się komuś spodobałaś.
J: Wcale mnie to nie cieszy. Za to żałuj, że nie widziałeś tych rumieńców na twarzach dziewczyn, kiedy pomagaliście im serwować. Chyba musicie zbrzydnąć.- upiłam łyk koktajlu i powróciłam do jedzenia kanapek. Nawet nie wiedziałam, że byłam taka głodna. Zjadłam cztery kromki i wypiłam cały napój. Martin zabrał brudne naczynia i już do mnie nie wrócił. Nie wiedząc co mam robić, wzięłam laptopa do ręki i zalogowałam się na twittera. To ile obraźliwych tekstów padło pod moim adresem totalnie mnie dobiło. Wiedziałam, że nie mogę się tym przejmować, bo to mnie zniszczy, ale ignorowanie takich słów było trudne. Była szesnasta i naprawdę nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Poczłapałam do pokoju mojego brata. Leżał na łóżku i oglądał jakiś film. Wdrapałam się obok niego i mocno go przytuliłam.Film był dosyć ciekawy, więc nie pożałowałam, że tu przyszłam. Obejrzeliśmy jeszcze jakiś program o oceanach i wybiła dziewiąta.
J: Kocham cię.
Ma: Ja ciebie też.
J: Ale ja ciebie bardziej.
Ma: Ja ciebie dłużej.- potargał mi włosy i pocałował w czoło. Zgramoliłam się z jego łóżka i poszłam do pokoju. Wzięłam z niego piżamę i udałam się do łazienki. Po odprężającej kąpieli wróciłam do siebie i po kilku minutach leżenia w łóżku odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Kolejne dni mijały podobnie. Lekcje, trening i do domu. W weekend cała drużyna spotkała się na kręglach. Chcieli się lepiej poznać i zintegrować. Kiedy nadszedł dzień urodzin Michelle, dziewczyna nawet o tym nie pamiętała.

*Michelle*

Obudził mnie budzik. Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się ziewając. Wykonałam wszystkie codzienne czynności i ruszyłam do kuchni, zjeść śniadanie. Martin czekał tam na mnie przygotowując mi kanapki. To było urocze z jego strony.
J: Cześć.- powiedziałam przytulając go od tyłu.
Ma: Cześć. Wszystkiego najlepszego skarbie.- powiedział i dął mi buziaka w policzek.
J: Dzięki. To dzisiaj?- spytałam zastanawiając się który dzisiaj jest.
Ma: Dzisiaj, dzisiaj. Dziesiąty września. Proszę. twoje kanapeczki.- powiedział podsuwając talerz w moją stronę i zabierając jedną kromkę. Wgryźliśmy się w śniadanie w tym samym momencie, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Kiedy zjedliśmy poszłam do pokoju, żeby się umalować. Zrobiłam tradycyjny, lekki makijaż i ruszyłam do auta. Usiadłam na miejscu pasażera i czekałam na brata. Zjawił się kilka minut później i podając mi dwa napoje wsiadł do samochodu.
Ma: Będziesz dzisiaj na treningu?
J: Czemu miało by mnie na nim... Kurde... Zapomniałam o tym. Nie wiem. Mam być gotowa na osiemnastą, a trening kończymy o siedemnastej. Nie wyrobię się.
Ma: Nie opłaca ci się przychodzić tylko na godzinę.
J: No właśnie.
Ma: Możemy odwołać trening.
J: Nie. Musimy przygotować się do zawodów. Przyjdę do was na samym początku, wytłumaczę trenerowi i się zmyję.
Ma: No okej.- resztę drogi pokonaliśmy w ciszy. W szkole jak zwykle rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Ja poszłam do swojej szafki, na której spotkała mnie niespodzianka. Odkleiłam kartkę i z uśmiechem włożyłam ją do szafki. Kiedy się odwróciłam moim oczom ukazała się grupa ludzi z Martinem na czele. Chłopak trzymał w rękach tort z osiemnastoma świeczkami i wszyscy zaczęli śpiewać. Wzruszyło mnie to ogromnie i kiedy zdmuchnęłam świeczki uroniłam pojedynczą łzę. Była tu cała drużyna, moi przyjaciele i dobrzy znajomi. Kiedy już wszyscy mnie wyściskali, Martin podał mi nóż i kazał pokroić tort. Poczyniłam honory i wszyscy dostali swój kawałek. Z ciastem na talerzykach, ruszyliśmy do swoich sal lekcyjnych, bo zaraz miał zadzwonić dzwonek. Lekcje minęły mi dzisiaj szybko. Przed treningiem poszłam do wujka i wyjaśniłam mu całą sprawę. Oczywiście powiedział, że wolałby, gdyby to się więcej nie powtórzyło, ale życzył mi szczęścia i obiecał, że będzie oglądać galę. Podziękowałam mu z uśmiechem i szybkim krokiem wróciłam do domu. Było za dziesięć czwarta. Szybko zrobiłam zapiekankę na obiad i zjadłam zaledwie połowę swojej porcji. Żeby nie stracić później sił wypiłam magiczny koktajl mojego brata i zaczęłam się szykować. Wzięłam szybki, gorący prysznic, który nieco mnie rozluźnił i szybko podsuszyłam włosy. Wiedziałam jak mam wyglądać, bo w paczce od Paula znajdowała się instrukcja Louise. Dziewczyna dopisała w niej również, że nie musi się martwić o szkołę, bo razem z Harrym ma indywidualne nauczanie. Przychodzi do nich miły facet. Poszczęściło jej się.
Na sam początek nałożyłam podkład. Po tym uczesałam się i dopiero wtedy dokończyłam makijaż. Kiedy skończyłam się malować było za piętnaście szósta. Chłopcy zaraz będą, a ja siedzę w samej bieliźnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo się denerwuję. Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu.
J: Martin?!- wolałam się upewnić.
Ma: To ja!
J: Okej!
Zapięłam suwak sukienki i zaczęłam zakładać biżuterię. Kiedy wkładałam kolczyk w prawe ucho Martin wszedł do pokoju.
Ma: Pomóc ci w czymś?
J: Zabierz ode mnie zdenerwowanie. Zobacz jak mi się ręce trzęsą.- wyciągnęłam do niego dłonie, które naprawdę mocno drżały.
Ma: O matko. Jadłaś obiad?
J: Tak. W piekarniku na parterze masz zapiekankę. Wypiłam ten koktajl, żeby nie stracić sił.
Ma: Bardzo dobrze.- w tym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam spanikowana na brata i czułam jak serce zaczyna mi coraz mocniej bić.
J: Otworzysz?
Ma: Jasne.- powiedział i poszedł przywitać gości. Chwilę później usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Byłam przekonana, że to Martin.
J: Martin, nie dam rady.- powiedziałam przeglądając się w lustrze.
H: Dasz.- odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Wyglądał super, ale ja przy nim wyglądałam dziwnie.
H: Cześć.- powiedział uśmiechając się do mnie.
J: Cześć.- odpowiedziałam niepewnie.
H: Ślicznie wyglądasz.- powiedział i podszedł do mnie.
J: Ty też.- spuściłam głowę. Chłopak złapał mnie za biodra i delikatnie do siebie przyciągnął, a ja położyłam mu ręce na klatce piersiowej.
H: Wybaczysz mi kiedyś?- spytał przytulając się do mnie.
J: Już to zrobiłam.
H: Kocham cię.- powiedział odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów. Spojrzał mi w oczy, ale uciekałam wzrokiem.
H: Co się dzieje?
J: Strasznie się denerwuję.
H: Ja też. spojrzałam mu w oczy i delikatnie się uśmiechnęłam.
J: Ja ciebie też kocham Harry.- powiedziałam i delikatnie musnęłam jego wargi. Spojrzałam na zegar i wybiła szósta. Schyliłam się po buty i przytrzymując się chłopaka założyłam je na stopy. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do malutkiej torebeczki i razem z Harrym ruszyliśmy schodami w dół. Nogi miałam jak z galarety już teraz, więc nie wyobrażam sobie, co będzie się działo na miejscu. Cały czas patrzyłam pod nogi, żeby się nie wywrócić, ale kiedy zostały mi już tylko cztery schodki spojrzałam na resztę chłopców, stojących przy drzwiach. Wszyscy byli wgapieni we mnie jak w obrazek, co mnie trochę peszyło.
J: Cześć.- powiedziałam nieśmiało przerywając ciszę.
-Hej.- powiedzieli razem, na co się zaśmiałam.
H: Idziemy?- spytał, a ja kiwnęłam głową. Podeszłam tylko do Martina i mocno go przytuliłam.
J: Bądź pod telefonem.-szepnęłam mu na ucho.
Ma: Baw się dobrze.- powiedział i uśmiechnął się pocieszająco.
H: Tak o dziesiątej powinniśmy już być.
Ma: Okej. Miłej zabawy. Trzymam kciuki.
Wyszliśmy z domu i o dziwo nie było tu żadnego fotoreportera. Wszyscy już pewnie czekają na gali. Przed bramą stała długa limuzyna. Wsiadłam pierwsza, bo miałam wysiadać pierwsza. Za mną wsiadali kolejno Harry, Liam, Louis, Naill i Zayn. W środku siedziały Danielle i Eleanor i obie wyglądały ślicznie. Cieszyłam się, że jadą z nami. Mogłam na nie liczyć, poza tym, będziemy siedziały obok siebie podczas całej gali. Wszystko zostało mi wyjaśnione w pojeździe i w końcu nadszedł moment, w którym trzeba było wysiąść. Zayn, Niall, Louis, Eleanor, Liam, Danielle, Harry i ja. Chłopak podał mi rękę i przy jego pomocy elegancko wysiadłam z limuzyny. O tych wszystkich fleszy można było oślepnąć. Trudne było mruganie w normalnej częstotliwości. Chłopcy najpierw mieli mieć zdjęcia jako One Direction, a później osobno. My miałyśmy się przy nich pojawiać tylko wtedy, gdy nas zawołają. Musiałyśmy cały czas stać i ładnie wyglądać wyszczerzając się w szerokim uśmiechu. Praktycznie nie odstępowałam Harry'ego na krok, ponieważ cały czas mnie wołał. Na końcu mieliśmy udzielić z Harrym wywiadu. Podeszliśmy do jednej z reporterek, która była bardzo sympatyczna i widać było, że lubi swoją pracę i nie widzi w niej tylko maszyny do pieniędzy.
R: Jesteście parą?- zadała pytanie, ale nie mogłam na nie odpowiedzieć. Prawo głosu miałam tylko gdy pytanie było bezpośrednio do mnie.
H: Tak.
R: Jak długo jesteście razem.
H: Szczęśliwi czasu nie liczą.- odpowiedział z uśmiechem.
R: Michelle, jak długo znasz Harry'ego?
J: Oh, bardzo długo.
R: To znaczy?
H: Znamy się od dziecka. Nasi rodzice się przyjaźnili.
R: Michelle, co sądzisz o chłopcach z zespołu?
J: Są to wspaniali ludzie. Zwariowani, przyjaźni i pomocni. Troszczą się o siebie i wspierają się na wzajem, a to chyba najważniejsze.
R: Harry, czy nie jest ci przykro słysząc obelgi na temat twojej dziewczyny?
H: Oczywiście, że jest mi przykro. Kocham Michelle i raniąc ją, ludzie ranią również mnie. To smutne.
R: Czy po mimo wszystko chcecie być razem?
H: Jak najbardziej.
R: Michelle, a co czujesz, kiedy wchodzisz na swojego twittera i widzisz, co ludzie o tobie piszą?
J: Uśmiecham się kiedy widzę, jak fanki gratulują i życzą mi szczęścia. To naprawdę bardzo miłe i podnosi na duchu. Chłopcy mogą być dumni ze swoich fanów.
R: A czy ty jesteś z nich dumna?
J: Oczywiście, że jestem. Osiągnęli tak wiele w tak krótkim czasie. Wszyscy są utalentowani i zasłużyli na swoje przysłowiowe pięć minut.
R: Dobrze, to już wszystko. Dziękuję wam bardzo i życzę szczęścia.- kiwnęliśmy tylko głowami i ochrona już prowadziła nas dalej. Kiedy weszliśmy do budynku, zrobiło się ciszej. Nie było tu już rozwrzeszczanych fanek i anty fanek, oraz tak wielu fotoreporterów. Pozostali czekali na nas już na swoich miejscach. Chłopcy siedzieli w pierwszym rzędzie, a dziewczyny zaraz za nimi. Mnie przypadło miejsce z brzegu. Miałyśmy siedzieć dokładnie za swoimi chłopakami. Gala się zaczęła, chłopcy w jej trakcie jeszcze występowali. Byłam z nich dumna, bo wygrali dwie statuetki. Za każdym razem robili grupowy uścisk, co wywoływało ogromny uśmiech na mojej twarzy. Po zakończonej gali, chłopcy musieli jeszcze udzielić kilku wywiadów, ale ja, Dan i El mogłyśmy już iść do limuzyny. Kiedy szłyśmy do auta ludzie robili nam zdjęcia. Nie wiem w sumie w jakim celu.
D: Jestem z nich dumna.- powiedziała kiedy siedziałyśmy już w limuzynie.
El: Ja też.
J: Wy miałyście okazję być przy nich.- powiedziałam z uśmiechem.
D: Szkoda, że wcześniej się nie poznałyśmy. Świetnie sobie poradziłaś.
J: Tak myślisz? Strasznie się denerwowałam.
El: W ogóle nie było po tobie widać. Byłaś taka swobodna zarówno przy zdjęciach jak i przed kamerą. Mnie za pierwszym razem tak dobrze nie poszło.
D: Pamiętam, jak ja się jąkałam. To było straszne. Ty odpowiadałaś bez namysłu i widać było, że jesteś wyluzowana i szczęśliwa.
El: Podziwiam cię. Ale wyjaśnij nam, bo chłopcy nie chcą o tym mówić. Co jest między tobą a Harrym.
D: To prawda, że nie jesteście kuzynostwem?
J: Tak. To prawda.
El: Czyli jak? Naprawdę jesteście razem, czy to dalej tylko na pokaz?
J: Sama nie wiem...
D: A co z Joshem?
J: Zerwał ze mną... Bo wylądowałam z Harrym w łóżku...- w tym momencie zapadł cisza. Powiedziałam im prawdę, bo nie miało żadnego sensu ukrywanie tego co się stało. Dziewczyny spojrzały na mnie zszokowane, a później popatrzyły po sobie. Na całe szczęście do limuzyny wsiedli chłopcy. Byli już przebrani. Nie wiem gdzie i kiedy udało im się to zrobić.
H: Byłaś świetna skarbie.- powiedział i ucałował mnie w policzek.
J: Dzięki. Ale to wasz występ powalił wszystkich na kolana.- uśmiechnęłam się do chłopaków, którzy momentalnie wyszczerzyli się jak małe dzieci. Dziewczyny też się uśmiechały i nie dawały po sobie nic poznać.
J: To odwozicie mnie teraz do domu, prawda?
H: No, niezupełnie.
J: Hazz. Ja mam jutro szkołę. Chciała bym się wyspać.
H: Wyśpisz się. Spokojnie.- uśmiechnął się tak jakby coś przede mną ukrywał.
J: Nie wiem, co knujesz, ale już się boję.- wszyscy się zaśmiali, a chłopak mnie do siebie przytulił. Po kilku minutach rozmów i śmiechu, kierowca zatrzymał pojazd i otworzył drzwi. Kiedy wysiedliśmy, na dworze było już ciemno, a my staliśmy przed jakimś domem. Brak światła, w cale nie pomagał mi w rozpoznaniu miejsca. Wiem tylko, że w budynku, było równie ciemno jak na zewnątrz.
H: No chodź.- powiedział przyciągając mnie do siebie.
J: Gdzie my jesteśmy i po co tu przyjechaliśmy?
H: Zaraz zobaczysz skarbie.- ucałował mnie w policzek i wszyscy weszliśmy do środka. Panowała tam głucha cisza. Kiedy Harry zamykał za nami drzwi, reszta już weszła do pomieszczenia po prawej stronie. W momencie, w którym przekroczyłam próg pokoju, zapaliło się w nim światło i moim oczom ukazali się moi bliscy, ubrani w eleganckie stroje. Na ławie stał wielki tort. To jak wyglądał mnie rozczuliło. W czasie, w którym wszyscy śpiewali słynne 'Happy Birthday' z oczu popłynęły mi łzy. Byli tu chłopcy, cała drużyna szkolna, Cleo, a nawet Chris, mój brat, Nathan, Louise, Gemma i moi przyjaciele z dzieciństwa, których ledwo rozpoznałam. Nie miałam pojęcia, jak udało im się ich tutaj ściągnąć. Zakryłam twarz dłońmi, bo nie chciałam by wszyscy widzieli moje łzy. Byłam strasznie szczęśliwa. Harry, widząc, jak się trzęsę mocno mnie do siebie przytulił.
H: Co, myślałaś, że zapomniałem?- pokręciłam głową z niedowierzaniem.
J: Nienawidzę cię.- powiedziałam i śmiałam się przez łzy. Każdy po kolei mnie mocno przytulał i składał życzenia wręczając prezenty. Naprawdę się tego nie spodziewałam. Martin, już po raz drugi dzisiejszego dnia, wręczył mi nóż i kazał czynić honory.
J: Jak ja mam to pokroić?- spytałam z przerażeniem w oczach, a wszyscy się zaśmiali. Josh, przez cały czas wszystko filmował.
Ma: Uuu. Ale się komuś rączki trzęsą.- wyśmiał mnie brat.
J: Kobiety z nożem w ręku się drażni.- pogroziłam przedmiotem, ale od razu tego pożałowałam, bo na myśl przyszła mi moja matka, która właśnie nożem zabiła mojego ojca.
Ma: Dobra, dobra. Pomogę ci.- powiedział i próbując zatuszować moje nagłe otępienie chwycił moją dłoń i sprawnie ukroił pierwszy kawałek. Był naprawdę spory.
J: O, słuchajcie. Taki duży kawałek, to tylko dla Niallerka.- wszyscy się zaśmialiśmy i chłopak podszedł do mnie, żeby odebrać talerzyk. Pocałował mnie w policzek, a ja potargałam mu włosy i szeroko się uśmiechnęłam. Rozdaliśmy resztę tortu i przyszedł czas otwierania prezentów. Na pierwszy ogień poszły małe pakunki. Martin podał mi małą torebkę, w której było pudełeczko znanej marki biżuterii. Otworzyłam je i moim oczom ukazała się srebrna bransoletka.
H: Serce z kluczem ode mnie dostałaś, ponieważ klucz do serca mego uzyskałaś.- na sali rozległo się głośne 'awwww'. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on mnie pocałował.
Li: Żółw jest symbolem mądrości, trwałości i długowieczności, uosabia pokój i stabilizację. Jesteś jak żółw, którego ode mnie dostałaś.
J: Dziękuję Li.- przytuliłam chłopaka, a on ucałował mnie w policzek.
Lou: Filiżanka, to nasz rytuał wieczorny. Bez niego ani rusz.- puścił do mnie oczko i chyba tylko ja wiedziałam o co mu chodzi, więc odpowiedziałam szerokim uśmiechem i uściskiem.
D: Taniec, to pasja nas obu, więc tancerka jest ode mnie.- Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i puściła perskie oko. Mocno się przytuliłyśmy i głos zabrała Eleanor.
El: Jesteś silną kobietą. Ilekroć dajesz sobie radę z wszelkimi przeciwnościami losu, to tak jakbyś przechodziła pod jednym z Łuków Triumfalnych. Ode mnie już jeden dostałaś.- uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła.
Z: Tower Bridge powinien być twoim symbolem, ponieważ powstał po mimo przeciwwskazań, i nadal stoi. Ty jesteś silna i mocno stąpasz po ziemi po mimo wielu ciosów poniżej pasa.- Łezka mi się w oku zakręciła, kiedy usłyszałam tak miłe słowa z jego ust. Przytuliłam go delikatnie, a chłopak pogłaskał mnie po plecach.
Ni: Gitara to nasz ulubiony instrument. Sprawił, że się zaprzyjaźniliśmy i mam nadzieję, że to będzie przyjaźń do końca życia.- tuliliśmy się mocno i długo z szerokimi uśmiechami na twarzach. Stworzyło się delikatne zamieszanie, więc spojrzałam w kierunku z którego dochodziły szmery. Josh podał kamerę Martinowi, od którego wziął moją bransoletkę.
Jo: Aparat fotograficzny to rzecz, która od bardzo dawna kojarzy mi się tylko z tobą. Od ciebie dostałem mój najlepszy aparat. Ty już masz ich kilka, więc ten, choć mały i nie robi zdjęć, mam nadzieję, że będzie ci o mnie przypominał. Chłopak chwycił moją lewą dłoń i na nadgarstku zapiął mi bransoletkę. Przytuliłam go mocno i staliśmy tak naprawdę długą chwilę. Tą piękną chwilę przerwał Harry chrząkając znacząco. Ja go chciałam zignorować, ale Jo mnie od siebie odsunął.
Jo: Wolę nie ryzykować, że twój chłopak skopie mi tyłek.- mrugnął do mnie jednym okiem i wszyscy się zaśmiali. Wykrzywiłam usta w uśmiechu, choć wcale nie było mi wesoło przez to co powiedział. Chłopcy znowu wymienili się kamerą, a do mnie podeszli Louise i Nathan.
Lou: Dzięki tobie, w końcu zaczęło mi się układać w życiu. Znalazłam pracę, wspaniałych przyjaciół i szczęście, ponieważ mogę robić to co kocham. Będę ci za to dozgonnie wdzięczna, a w ramach małej rekompensaty wręczam ci kuferek na rzeczy, które potrafią zdziałać cuda, w każdej sytuacji.- powiedziała i wręczyła mi kufer pełen kosmetyków.
J: Jezu... Ile to waży?- spytałam ledwo utrzymując prezent.
Lou: No wiesz, zawartość już w środku.- wyszczerzyła się w słodkim uśmiechu i cmoknęła mnie w policzek. Jej brat z kolei nachylił się do mnie.
Na: Ja mam dla ciebie coś, co chciałbym żebyś otworzyła dopiero w twoim domu.- podkreślił przedostatnie słowo, tak jakbym miała prędko do niego nie wrócić. Podałam Martinowi kuferek i odebrałam od Nate'a pudełko, które było średniej wielkości. Pokiwałam głową dając mu znać, że tak zrobię i mocno go uściskałam. W tym momencie podeszła do mnie grupa dawnych znajomych, z którymi dzieliłam się pasją rysowania. Molly, z którą byłam najbardziej związana zaczęła mówić.
Mo: Sztalugi w domu na pewno masz, bo często rysowaliśmy u ciebie. Na płótnach rzadko malujesz, więc masz ich jeszcze cały zapas na strychu. Jednak to ci się może przydać. Zestaw do szkicowania, bo wiemy jak kochasz rysunek pozbawiony kolorów.- podała mi pakunek i zaraz po tym zostałam przytulona przez dziesięć kolejnych osób. Po nich podeszłą moja kochana drużyna i bez słowa podali mi piłkę do siatkówki, która była cała w podpisach zawodników. Pierwsza odezwała się Cleo.
C: Żebyś mogła się wnukom chwalić, z jakimi sławnymi graczami miałaś zaszczyt wygrywać konkursy w liceum.- wszyscy zaczęliśmy się śmiać i zostałam przytulona przez kolejnych kilkanaście osób. Do każdego prezentu, jego darczyńca dopowiadał kilka słów i na koniec dostałam kopertę od Martina. Spojrzałam na niego pytająco, a on tylko ponaglił mnie, żebym otworzyła. Wyjęłam list i zaczęłam czytać.
Droga siostrzyczko,
Zaraz zostaniesz porwana. Wszyscy będą się śmiać i zmyją się do swoich domów. W przeciwieństwie do ciebie, bo zostajesz tu przez tydzień. Nie bój się. Hazz będzie cię podwoził do szkoły, tak samo jak i z niej odbierał. Masz tu całą zawartość swojej szafy i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. W domu będą cię czekać kolejne niespodzianki, ale musisz trochę poczekać. To chyba wszystko. Kocham cię. M.

Nie zdążyłam spojrzeć na niego, a już unosiłam się w powietrzu. Zaczęłam krzyczeć na mojego porywacz, którym oczywiście był Harry, ale nie wiele tym zdziałałam. Zostałam zaniesiona po schodach na piętro i zamknięta w pokoju sam na sam z moim chłopakiem. Ale to dziwnie brzmi. Mniejsza z tym.
H: W tym pokoju, będziesz mieszkać przez kolejny tydzień. Nie umawiaj się z nikim na weekend, bo zabieram cię na wycieczkę. Wszystkie rzeczy do szkoły masz w szafce nad biurkiem. Trudno było mi upchnąć twoje rzeczy w tej szafie, ale z pomocą Louise jakoś mi się udało. Te drzwi prowadzą do łazienki, w której masz już czyste ręczniki, a kosmetyki dostałaś od Lou więc nie musiałem przywozić ich od ciebie. Będę cię podwoził do szkoły i odbierał z treningów. Masz zakaz wchodzenia do swojego domu, dopóki sam tam z tobą nie pojadę.
Patrzyłam na niego ze wściekłością w oczach. Miałam ochotę rozerwać na strzępy każdego, kto był w to zamieszany. Chłopak zaczął się cicho śmiać widząc moją minę i otwierając drzwi, wyszedł na balkon. Wzięłam kilka głębokich oddechów i poszłam w jego ślady. Obserwowałam ostatnich gości, wsiadających do busa, należącego do szkolnej drużyny. Liam stał na dworze, póki pojazd nie odjechał. Wracając pomachał nam nieśmiało z szerokim uśmiechem na twarzy. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i mu odmachałam.
J: Która jest godzina?- spytałam przerywając ciszę.
H: Za dziesięć jedenasta. Jesteś zmęczona?
J: Mhm.
H: To już cię dzisiaj nie męczę.- powiedział i ruszył do wyjścia.
J: Hazz.
H: Tak?- odwrócił się w moją stronę.
J: Dziękuję. To były najwspanialsze urodziny w moim życiu.
H: Jeszcze nie koniec niespodzianek skarbie.- mrugnął jednym okiem i zniknął z mojego pola widzenia. Chwilę jeszcze stałam na powietrzu, ale kiedy zaczęło mi się robić chłodno, schowałam się do pokoju. Szczelnie zamknęłam drzwi i zaciągnęłam zasłony. Powoli zdjęłam biżuterię, buty i sukienkę. Będąc w samej bieliźnie udałam się do łazienki. Zmyłam tam cały makijaż, rozpuściłam i rozczesałam włosy, a na koniec wzięłam krótki odprężający prysznic. Kiedy się wycierałam usłyszałam docierające z pokoju szmery. Owinęłam się ręcznikiem i przeszłam do sypialni. Wszyscy wnosili i układali tutaj prezenty, które dzisiaj dostałam.
J: Nie trzeba było.- powiedziałam i wszyscy na mnie spojrzeli.
Lou: Daj spokój.
Li: To zwykła przysługa.
Lo: Dla najlepszej Michelle Catrer.
J: Bez przesady.
H: Nie przesadza.
Ni: Popieram.- jedynie Zayn nie odezwał się ani słowem. Spojrzał tylko na mnie i krzywo się uśmiechnął. Zachciało mi się płakać.
Z: Ładnie wyglądasz.- powiedział bezgłośnie i tylko ja to zauważyłam. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie powstrzymując łzy.
J: Wie ktoś może, gdzie jest moja...
-Piżama?- powiedzieli chórem i się zaśmialiśmy.
J: Tak.
Z: Proszę.- powiedział i podał mi koszulę wraz z bokserkami.
J: Dzięki.- uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki. Tam szybko się ubrałam i wróciłam do pokoju. Na łóżku nadal siedział Zayn. Spojrzał na mnie i widać było, że coś go męczy. Usiadłam obok niego i cierpliwie czekałam aż pierwszy zacznie mówić. Po kilku minutach się doczekałam.
Z: Nie musisz czuć się winna, za to, co się stało... Widocznie tak miało być... Nie mam ci niczego za złe i chcę, żebyś o tym wiedziała. Wtedy... Nie miałem serca na ciebie krzyczeć. Nie potrafił bym tego zrobić. Przeszłaś w życiu tak wiele i zasługujesz na choć odrobinę szczęścia. Jeśli Harry ci je daje, to ja nie mogę ci tego zrobić i zepsuć tego.- po moich policzkach popłynęły łzy.
J: Zayn, ja cię bardzo, bardzo przepraszam. Nie chciałam, żeby to wszystko tak wyszło. My wtedy działaliśmy pod wpływem emocji. Tak bardzo cię za to przepraszam.- chłopak mocno mnie do siebie przytulił i po jego oddechu rozpoznałam, że też płacze.
J: Ty też zasługujesz na szczęście.
Z: Ale ty lepiej na nie zapracowałaś. Ja spełniam swoje marzenia. Podróżuję po całym świecie, mam miliony fanek, robię to, co kocham. Ty tak naprawdę nie masz nic. Jedynie przyjaciele cię ratują i ja to widzę. Choć próbujesz to ukryć. Starasz się wyglądać na szczęśliwą, ale za dużo już przeszłaś. Chcę być twoim przyjacielem Michelle. Chcę móc cię wspierać w trudnych chwilach. Chcę zyskać twoje zaufanie. Po prostu dopuść mnie do siebie.- pokiwałam twierdząco głową i mocniej się w niego wtuliłam. Siedzieliśmy tak kilkanaście minut. Chłopak w pewnym momencie się ode mnie odsunął i odgarnął mi włosy z twarzy.
Z: Wszystkiego najlepszego Michelle. Właśnie skończyłaś osiemnaście lat, a wraz z tym rozpoczęłaś nowy etap życia. Oby był lepszy od poprzedniego. Dobranoc.- ucałował mnie w czoło i zostawił samą w pokoju. Położyłam się i szczelnie owinęłam kołdrą. Po kilku minutach Morfeusz porwał mnie w swoje objęcia.

__________________________________________________________________

KAŻDY, KTO TO PRZECZYTAŁ PROSZONY JEST O POZOSTAWIENIE KOMENTARZA. Bez względu na to czy pojawił się kolejny rozdział.

Chcę sprawdzić, czy prowadzenie tego bloga w ogóle ma sens, bo regularnie komentuje tylko jedna osoba. Brak mi przez to motywacji. To tyle. Do przeczytania.

Ola

10 sierpnia 2013

Rozdział 20- On już o tym wie.

*Michelle*

Obudziłam się w silnych ramionach Nialla. Przez moment zastanawiałam się, jak on tutaj trafił i przypomniało mi się jak przyszedł w nocy, bo nie mógł zasnąć. Uśmiech sam wkradł mi się na usta kiedy zobaczyłam jak słodko śpi. Leżałam tak kilka minut wpatrując się w jego twarz, aż w końcu chłopak sam się obudził.
J: Hej śpiochu.- powiedziałam cicho szeroko się uśmiechając.
N: Hej.- wydał z siebie przyjemny dla uszu pomruk.
J: Jak się spało?
N: U twojego boku, bardzo przyjemnie.- zaśmialiśmy się oboje. Chłopak odgarnął mi niesforny kosmyk włosów za ucho i pogładził dłonią mój policzek.
N: Wyspałaś się?- pokiwałam twierdząco głową.- Widać. Wyglądasz o niebo lepiej niż wczoraj.- sprzedał mi pstryczka w nos i powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Zwinnie wstałam z łóżka i przeciągnęłam się zamykając oczy. Podeszłam do drzwi balkonowych i zaczęłam odsłaniać zasłony. Kiedy zobaczyłam za nimi jakiegoś kolesia z aparatem w dłoni od razu zasłoniłam firanki i odskoczyłam od okna.
N: Co się stało?
J: Ktoś jest na tarasie.
N: Kto?- zaczął iść w kierunku okna.
J: Stój. Nikt nie może zobaczyć tutaj ciebie i Zayna. Leć do niego i powiedz, żeby za nic w świecie nie wyglądał przez okna.- powiedziałam szybko i wyjęłam z szuflady mojej szafki pilota. Wcisnęłam na nim przycisk, odpowiadający za rolety zewnętrzne. Jeden przycisk i wszystko się równocześnie zasłoniło. Roletę można było tylko odsłonić, posiadając specjalny klucz. Wzięłam go do ręki i odkluczyłam moją 'ochronę'. Wyszłam na taras i spotkałam się z fotoreporterem. Chciał mi zrobić zdjęcie, ale zwinnym kopnięciem wytrąciłam mu aparat z rąk, który zaraz chwyciłam w dłonie.
J: Jeszcze raz tu przyjdziesz, a zgłoszę cię na policję. Tymczasem możesz pożegnać się z kartą pamięci.- powiedziałam wyjmując małą dyskietkę z dobrze znanego mi modelu aparatu.
-Nie masz prawa.- chciał się na mnie rzucić, ale szybko uniknęłam ciosu, przez co facet się wywalił. Postawiłam na nim nogę.
J: Ty nie masz prawa siedzieć na moim tarasie. Łamiesz w ten sposób prawo, bo to jest włamanie i wtargnięcie na teren prywatny. A teraz żegnam.- weszłam z powrotem do pokoju i zakluczyłam żaluzje. Słyszałam tylko ciche przekleństwa padające z ust faceta. W tym momencie stracił wszystkie zdjęcia, które udało mu się zrobić. Może to i okrutne z mojej strony, ale nie pozwolę, żeby ktoś tak bezczelnie właził w moje życie prywatne. Usiadłam na łóżku z laptopem na kolanach i szybko go uruchomiłam. Włożyłam kartę do czytnika i obejrzałam wszystkie zdjęcia. Usunęłam fotografie, na których byłam ja, moi bliscy i mój dom. Wzięłam kartę i ruszyłam do wyjścia głównego. Wyjrzałam przez drzwi i zauważyłam tam gramolącego się przez bramę faceta. Wyszłam z domu i podeszłam do owego kolesia.
J: Tu masz swoją kartę. Ale tak na przyszłość. Nie rób tego więcej, bo stracisz wszystkie zdjęcia. I uprzedź kolegów po fachu.- podałam mu dyskietkę i zawróciłam do domu.
-Dziękuję.- usłyszałam jak cicho się odezwał, ale nie zareagowałam. Weszłam szybko do domu i zdążyłam tylko zamknąć drzwi, a znalazłam się w ramionach mojego brata, który niósł mnie własnie do kuchni. Zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną. Martin posadził mnie na blacie i ucałował w czoło. Zaraz za nami do pomieszczenia weszły Dan i El, a za nimi Niall i Zayn. Zdziwiło mnie tylko, że słyszę jeszcze czyjeś kroki. Spojrzałam w kierunku schodów i zobaczyłam Josha. Chłopak się do mnie uśmiechnął, ale tego nie odwzajemniłam. Nadal byłam na niego zła. Spojrzałam na dziewczyny, które były już umyte i ubrane i znalazłam wymówkę.
J: Martin, ja się idę umyć, zostawcie mi coś na śniadanie.- powiedziałam i przytuliłam brata.
Ma: Okey skarbie. Robię naleśniki, więc powinnaś się jeszcze załapać na ciepłe.
J: Dzięki.- ucałowałam go w policzek i szybkim krokiem ruszyłam na górę. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki, gorący prysznic. Zapach mojego truskawkowego płynu do kąpieli bardzo mnie odprężył. Wytarłam się i owinięta ręcznikiem wyszłam na korytarz. Po drodze do mojego pokoju minęłam Zayna. Gwizdnął na mnie z podziwem.
J: Powiem Harry'emu.- zrobiłam groźną minę, na co oboje się zaśmialiśmy.
Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę. Nałożyłam na siebie pierwsze lepsze majtki i stanik.
N: Michelle, śniadanie jest już. Oj sorki! Już mnie nie ma!
J: Niall! Spokojnie.- zaczęłam się śmiać.- Zawsze tak reagujesz jak widzisz dziewczynę w samej bieliźnie?
N: Tak się składa, że jakoś specjalnie, żadnej jeszcze w takim stanie nie widziałem.- chłopak się zaczerwienił wracając do pokoju.
J: Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.- mrugnęłam do niego jednym okiem i szeroko się uśmiechnęłam.
N: Śniadanie już gotowe.
J: Chcesz mi pomóc w wybraniu ciuchów? Nie wiem co mam na siebie założyć.- chłopak pokiwał głową i zajrzał do mojej szafy. Dałam mu wolną rękę i rozczesując wilgotne włosy, czekałam na to, co mi poda. Po pewnym momencie blondyn wyciągnął przede mną ubrania.
N: Co powiesz, na taki zestaw (bez kurtki i butów)?- spojrzałam na ciuchy, a później na chłopaka.
J: No, no, no. Dobry gust.- uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja szybko ubrałam się w przyszykowane rzeczy. Włosy splotłam w bardzo luźnego warkocza, żeby mogły dalej schnąć i nie lecieć mi tym samym do oczu. Makijaż postanowiłam zostawić na później. Złapałam Niallerka za rękę i ruszyliśmy do kuchni. Nikogo tam już nie było, bo wszyscy siedzieli przy stole zajadając się naleśnikami. Dołączyliśmy do reszty z uśmiechami na ustach, jednak gdy spojrzałam na Josha wszystkie emocje tak jakby ze mnie uleciały. Chwyciliśmy po naleśniku i zaczęliśmy jeść. Wszyscy się śmiali i ze sobą rozmawiali. Tylko ja siedziałam cicho.
Ma: Siostra. Co to za mina?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
J: Jaka mina?
Ma: No taka właśnie, nijaka. Stało się coś?- teraz wszystkie oczy były skierowane na mnie.
J: Nie. Wszystko okey. Po prostu jestem głodna i trochę zaspana. Chce ktoś kawy?- wstałam od stołu i ruszyłam do kuchni nie czekając na odpowiedź.

*Martin*

Z: Ej, co jej jest?- spytał mnie po cichu, kiedy Michelle zniknęła w kuchni. Wzruszyłem tylko ramionami i pokręciłem głową.
N: Pójdę do niej.- spojrzałem na niego, a potem na Josha i zdałem sobie sprawę z tego o co chodzi.
D: Może ona nie chce iść na te zakupy?- zasugerowała.
J: Nie, na pewno nie. Ona kocha zakupy. Przejdzie jej.- uśmiechnąłem się do dziewczyny i wróciłem do konsumowania naleśnika.

*Niall*

J: Co jest?- spytałem przytulając dziewczynę od tyłu.
Mi: Nadal jestem zła na Josha. Myślałam, że sobie poszedł wczoraj wieczorem i trochę mnie przybiła jego obecność.- zrobiła krzywą minę i wzruszyła ramionami. Wstawiła wodę i mocno się we mnie wtuliła.
J: Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży.- pogłaskałem ją po głowie.
Mi: Nienawidzę się z nim kłócić. W ogóle z nikim nie lubię się kłócić. No, ale do jasnej cholery, czemu taki był? Czemu za wszelką cenę chciał zataić prawdziwy powód swojego smutku? Przecież ja bym wszystko zrozumiała. Czy on na prawdę myśli, że jestem na tyle tempa?- dziewczyna uroniła jedną łzę, którą szybko starłem z jej policzka i jeszcze raz mocno przytuliłem. Woda akurat się zagotowała i dziewczyna zalała kawę.
Mi: Chcesz też?- spytała pociągając nosem.
J: Nie, dzięki. Musiała byś mi potem dawać środek na uspokojenie.- mrugnąłem do niej jednym okiem i uśmiechnięci wróciliśmy do jadalni. Już w dobrych humorach pochłonęliśmy nasze śniadania i dziewczyny ruszyły na podboje centrum handlowego.

*Michelle*

Kiedy wsiadałyśmy do auta Danielle zaczęła się śmiać. Ani ja, ani Eleanor nie wiedziałyśmy o co chodzi i spojrzałyśmy pytająco na dziewczynę.
D: Jesteśmy bardzo podobnie ubrane.- spojrzałyśmy po sobie i rzeczywiście tak było. Ja byłam ubrana w to co wybrał mi Niall, Danielle była ubrana w to, a El w to. Kiedy już wszystkie to zobaczyłyśmy i dodatkowo zorientowałyśmy się, że wszystkie mamy  na nogach czarne converse- wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Uruchomiłam silnik mojego ukochanego forda i ruszyłyśmy w drogę. Na miejscu zaczęła się niezła zabawa. Praktycznie biegałyśmy po sklepach, przymierzając kolejne rzeczy. W niektórych wyglądałyśmy naprawdę śmiesznie, co sprawiało, że cały sklep nas słyszał i spotykały nas ciekawskie i złośliwe spojrzenia. Oczywiście nie obyło się bez złodziei prywatności. Czy naprawdę opłaca im się śledzić nas całymi dniami tylko po to, żeby zrobić nam jakieś durne zdjęcia? Nie ważne. Po kilku dobrych godzinach, zrobiłyśmy się z dziewczynami głodne, więc udałyśmy się do jednej z knajpek na obiad. Siedziałyśmy w restauracji dwie godziny i z powrotem ruszyłyśmy wydawać pieniądze. Kiedy czekałam na dziewczyny w jednym ze sklepów zadzwonił mój telefon. Dzwonek był naprawdę głośny, więc szybko i bez patrzenia odebrałam.
J: Halo?- spytałam próbując powstrzymać śmiech, widząc jak El wygłupia się z Dan.
H: Hej. Jak wam idą zakupy?
J: Harry?- spytałam i spojrzałam krótko na ekran telefonu. Tak. To był on.
H: Tak. A kogo się spodziewałaś? Nie ważne. Jak się czujesz?
J: Dobrze. A ty?- byłam trochę skrepowana, ale cieszyłam się, że zadzwonił.
H: Też nie najgorzej. To jak wam idą te zakupy? Bo wyglądacie na zadowolone.- zachichotał jak wtedy kiedy byliśmy jeszcze dziećmi.
J: Jest świetnie. Dziewczyny są wspaniałe i wygląda na to, że chyba mnie polubiły. Ale zaraz. Czy ty nas podglądasz, za pomocą tych wszystkich fotoreporterów?
H: Yym... No... Ten... No...- zaczął się jąkać, na co zareagowałam śmiechem.
J: Spokojnie. Nie mam ci tego za złe skarbie. Co tam u was?
H: No smutno trochę. I strasznie pusto. Siedzimy cały czas u mnie w domu. Chłopakom też się nudziło, więc teraz siedzą u mnie.- zamilkł na chwilę, a ja nie wiedziałam zbytnio co mam powiedzieć. Na całe szczęście chłopak postanowił przerwać ciszę.- Michelle...
J: Tak?
H: Gniewasz się na mnie?
J: Nie Hazz. Czuję się tylko trochę niezręcznie. To dla mnie niezbyt komfortowa sytuacja, po tym co się między nami stało. W szczególności, że Zayn jest w moim domu, pokłóciłam się z Joshem i ze sobą nie rozmawiamy. Ja mu nawet teraz nie jestem w stanie spojrzeć w oczy. I pamiętaj. To nie tylko twoja wina. W sumie, gdybym sama nie zaczęła, to by do niczego nie doszło.
H: Michi... Przestań. Nie możesz teraz obwiniać siebie.
J: Dobra. Pogadamy o tym, jak się zobaczymy. Okey?
H: Okey. Kocham cię.
J: Ja ciebie też. Pa.- powiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy i się rozłączyłam. Wróciłam do dziewczyn i razem z nimi oceniałam ich kolejne stylizacje. Po kilku kolejnych godzinach miałyśmy już dosyć na dzisiaj i postanowiłyśmy wrócić do domu. Chłopcy mieli śmieszne miny, kiedy zobaczyli, ile toreb niosła każda z nas.
Ma: Nie macie na co wydawać tych pieniędzy?
D: Zakupy są dla kobiet jak lekarstwo na wszystko.- wytknęła do niego język.
El: A zdrowie jest najcenniejsze. Czyż nie?
Wszyscy się zaśmialiśmy i rozeszliśmy do swoich pokoi. Kiedy przekroczyłam próg mojej sypialni, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dosyć sporych rozmiarów pakunek, leżący na moim łóżku.
J: Martin!- zawołałam brata, czytając karteczkę dołączoną do paczki.
Ma: Co się stało?- spytał wchodząc do pokoju.
J: Co to jest?
Ma: Kurier przyniósł. Coś poleconego dla ciebie.
J: Od kogo to?
Ma: Nie zamawiałaś nic?
J: Nie.- spojrzeliśmy po sobie i wzięłam się za odpakowywanie pakunku. Było to duże pudełko, w kształcie prostokąta, opakowane w szary papier. Martin pomógł mi porozrywać kolejne warstwy opakowania i w końcu podniosłam wieczko pudła. Miałam wrażenie, że oczy mi zaraz wyjdą z orbit. Wyjęłam piękną długą sukienkę, która leżała na samym wierzchu. Pod nią leżały buty, dodatki, a nawet specjalna bielizna. Spojrzałam na brata, który był równie zdezorientowany co ja. Wyciągnął z pudełka jakąś kartkę i zaczął ją czytać.
Ma: Droga Michelle. Przesyłam ci rzeczy, które założysz na siebie na galę rozdania nagród. Pojedziesz na nią razem z chłopakami. To wyjście będzie jednocześnie oficjalnym potwierdzeniem twojego związku z Harrym. Udzielicie wywiadów dla kilku telewizji i gazet. W torebce znajdziesz kosmetyki i instrukcję do wykonania makijażu i fryzury. Dnia dziesiątego września o godzinie osiemnastej masz czekać gotowa do wyjścia, na limuzynę, która podjedzie pod twój dom i zabierze cię na miejsce. To by było na tyle. W razie problemów, dzwoń. Paul.- Martin spojrzał na mnie pytająco, a ja zrobiłam wściekłą minę.
Ma: Co to ma do cholery znaczyć?
J: Zostałam dziewczyną Harry'ego na pełen etat.
Ma: To stąd się wzięły te wszystkie zdjęcia, na których się całujecie i przytulacie?
J: A myślisz, że od tak sobie całowała bym się z własnym kuzynem?- zaczęłam się denerwować.
Ma: Ja pierdole. Co za popaprany ten cały świat show biznesu.
J: Uspokój się. Myślisz, że ja jestem z tego zadowolona?- spojrzałam na niego i odłożyłam sukienkę do pudła.
J: Kiedy to ma być?- spytałam po dłuższej chwili milczenia.
Ma: Dziesiątego września. Akurat w twoje urodziny. Równiutko za dwa tygodnie.
J: Jutro jedziemy do cioci na urodziny. Pogadam wtedy z Paulem.
Ma: Fakt. Kompletnie o tym zapomniałem.- znowu zapadła głucha cisza. Widziałam, że coś męczy chłopaka, ale nie chciałam tego wyciągać siłą. Zaczęłam rozkładać nowe rzeczy w szafie i po kilku minutach Martin zdecydował się odezwać.
Ma: Kazałem Annie oddać klucze do domu.- wyrzucił z siebie szybko.
J: Czemu?- zdziwiło mnie to trochę.
Ma: Zachowała się dokładnie tak, jak przewidziałaś. Nie dość, że robiła wyrzuty Joshowi, to jeszcze zaczęła wymyślać, że udajesz, tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Dałem jej czas na zabranie rzeczy i kazałem zostawić klucze na szafce przy drzwiach. Kiedy wyszła tam znalazłem cały pęczek na jednej z półek.
J: Czy mam przez to rozumieć, że nie jesteście już razem?
Ma: Na to wygląda. I nie zmieni się to dopóki nie wróci stara Ann, którą kocham.- powiedział ze spuszczoną głową. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
Ma: Nie będę tolerował takiego zachowania. Jesteś moją siostrą i nikomu nie pozwolę cię tak traktować.
J: Kocham cię braciszku.
Ma: Ja ciebie też siostrzyczko.
J: Ja ciebie mocniej.
Ma: Ja ciebie dłużej.- zaśmialiśmy się krótko i mocniej w siebie wtuliliśmy.
D: Michi.. Przepraszam, że przeszkadzam.- powiedziała cichutko wchodząc do pokoju.
J: Nie ma sprawy.- uśmiechnęłam się do niej, ale nadal nie odsunęliśmy się od siebie z Martinem. Dziewczyna tylko szeroko się na to uśmiechnęła i kontynuowała.
D: Wiem, że wy też jutro jedziecie na urodziny waszej cioci. Mam tylko jedno pytanie. Chłopaki jadą z wami, czy mamy ich dzisiaj zwinąć?
J: Chyba będzie bezpieczniej jeśli pojadą z wami. Jeśli oczywiście, to nie będzie problem.
D: Żaden problem. Pójdę im powiedzieć, nie przeszkadzajcie sobie.- powiedziała i już jej nie było.
Ma: Fajne z nich dziewczyny.
J: Chłopaków też mają fajnych.- uśmiechnęłam się do niego, a on pocałował mnie w czoło.
Ma: Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.- przytulił mnie ostatni raz i poszedł do swojego pokoju.
Przełożyłam pudełko do szafy i biorąc gitarę do rąk wyszłam na taras. Cały czas po mojej głowie chodził tekst jednej z piosenek, którą napisał dla mnie Josh. Zagrałam krótkie intro, które wymyśliłam już dawno i nucąc w myśli zaczęłam grać. (klik)
Palce same układały się w kolejne chwyty, tak jakby znały to na pamięć. Komponowanie zawsze przychodziło mi z taką łatwością. Kiedy po raz kolejny skończyłam grać, weszłam na chwilę do pokoju i sięgnęłam kartkę i długopis. Wróciłam na taras i grałam po kawałku piosenki. Zapisywałam kolejne chwyty i kiedy skończyłam, zagrałam jeszcze raz, sprawdzając, czy wszystko się zgadza. Każdy chwyt zapisany na kartce był identyczny jak ten który w danym czasie wykonywałam. Skończyłam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
N: Nauczyła byś mnie tego?- tak mnie przestraszył, że aż podskoczyłam.- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć.- uśmiechnął się przepraszająco i biorąc moją drugą gitarę dołączył do mnie.
N: Sama to skomponowałaś?
J: Przed chwilą.- uśmiechnęłam się nieśmiało.
N: Nauczysz mnie?
J: Jasne. Tu masz wszystkie chwyty i bicia. Zagramy kilka razy powoli i powinieneś załapać.- uśmiechnęłam się do niego podsuwając kartkę w jego stronę. Szło mu naprawdę dobrze. Widać, że długo gra, bo szybko łapał i nie sprawiało mu to żadnych problemów. Z każdym razem graliśmy szybciej, aż w końcu dobiliśmy do odpowiedniego tempa. Raz po raz podśpiewywałam tekst, aż w końcu zaśpiewałam całą piosenkę. To też chłopak szybko podłapał i po krótkim czasie śpiewaliśmy oboje.
N: To jest piękne.- powiedział patrząc na mnie z podziwem.
J: Josh to napisał. Chcemy nagrać własną płytę.
N: Coś już kiedyś wspominałaś. Dobrze by się sprzedawało.
J: Tak myślisz?- chłopak pokiwał głową i uśmiechnął się słodko.
N: Masz wspaniały głos.- poczułam jak się rumienię.
J: Ty też.- blondyn również momentalnie zrobił się czerwony.
Z: Niall. Za dwadzieścia minut się zbieramy. O, co gracie?- mówił szybko wparowując na taras.
J: Piosenkę.- wytknęłam mu język i wszyscy się zaśmialiśmy.
Z: A mogę posłuchać?
D: Chciałeś powiedzieć, czy my możemy posłuchać.- teraz na tarasie byli już wszyscy z wyjątkiem Josha.
J: A gdzie Jo?- spytałam Martina.
Ma: Powiedział, że idzie do domu.- wstałam natychmiast i podeszłam do barierki. Zobaczyłam mojego chłopaka kierującego się w stronę furtki.
J: Josh!- krzyknęłam głośno i chłopak się odwrócił.- Chodź do nas. Pomożesz mi w czymś.- uśmiechnęłam się do niego. Miałam już dosyć ciągłego gniewania się. Nadal mnie bolało ta jak się zachował, ale postanowiłam odpuścić. Chłopak chwilę się zawahał, ale w końcu wrócił do nas. Kiedy wszedł na taras, zrobiłam mu miejsce obok siebie i dałam znać Niallowi, żeby zaczął grać. Po krótkim intro dołączyłam do niego i śpiewałam piosenkę patrząc na mojego chłopaka. Pierwsza zwrotka należała tylko do mnie. Drugą zaśpiewał on, a refren zaśpiewaliśmy razem. Drugą część piosenki zaśpiewaliśmy w odwrotnej kolejności, a końcówkę zaśpiewał Jo. Wszyscy siedzieli w ciszy.
Jo: Kiedy to skomponowałaś?
J: Jakąś godzinę temu.- uśmiechnęłam się delikatnie. Wszyscy zaczęli klaskać przez co się zarumieniłam i spuściłam głowę. Josh chwycił mój podbródek dwoma palcami i szybko musnął moje usta swoimi. Wiedział, że jeśli jakiś fotoreporter kręci się w pobliżu, możemy mieć kłopoty. Pół godziny później, żegnaliśmy się z naszymi gośćmi, po mimo tego, że zobaczymy się z nimi jutro. Po dwóch godzinach zadzwoniła do mnie Danielle informując, że dotarli do domu całe i zdrowe. Jechali autostradą, bo robiło się późno, a chciały się wyspać przed jutrem, co jest zrozumiałe. Każdy obiecał, że nie piśnie Hazzie ani słowem, o naszym jutrzejszym towarzystwie, więc nadal będzie to dla niego niespodzianką. Kiedy wchodząc do pokoju spojrzałam na zegarek, stwierdziłam, że naszykuję sobie ubrania na jutro, bo jutro mogę być nieprzytomna. Stanęłam przed szafą i zastanawiałam się czy założyć sukienkę, czy coś mniej oficjalnego. Napisałam szybko sms-a do Eleanor i zapytałam w nim, jak mamy się ubrać. Odpowiedziała, że ma być elegancko, ale nie koniecznie suknia i garnitur. Zajrzałam jeszcze raz do mojej szafy i wybrałam odpowiedni zestaw jak na tą okazję. Była to impreza z kolorem przewodnim- bordowym. Moich uszu doszedł jednocześnie głos mojego brata. Chyba mnie wołał. Położyłam ubrania na łóżku i ruszyłam do pokoju obok. To, co zobaczyłam sprawiło, że szeroko się uśmiechnęłam. Martin stał przed swoją szafą i miał zaciętą minę.
J: Wołałeś mnie?- spytałam przytulając go od tyłu.
Ma: Co? A, tak. Nie wiem, w co mam się jutro ubrać.- powiedział i machnął ręką w kierunku szafy pełnej ubrań. Pogrzebałam tam trochę i wybrałam kilka rzeczy.
J: Tu masz koszulę, sweter i spodnie. Buty zaraz ci przyniosę.- mówiłam podając ubrania.
Ma: Myślisz o tych jasnych, co kupiłem niedawno.- pokiwałam twierdząco głową.- To już jutro sam wezmę. Dzięki siostra.- powiedział mocno mnie przytulając.
J: No już, już. Bo mnie udusisz.- zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
Ma: O której wyjeżdżamy?
J: Zależy od tego, czy jedziemy autostradą czy bocznymi drogami.
Ma: Raczej autostradą. Mniej się zmęczymy.
J: To tak o dwunastej, albo pierwszej. Dojedziemy zanim zacznie się impreza zaczyna się o drugiej, ale ciocia prosiła, żebyśmy przyjechali trochę później. Powie Harry'emu, że przyjdzie jakieś małżeństwo, żeby myślał, że to oni. My wtedy wejdziemy jak gdyby nigdy nic i zaskoczymy młodego.- uśmiechnęłam się do brata, który nie wyglądał na przekonanego.
J: O co chodzi?
Ma: Boję się trochę tego spotkania z ciocią. Jakoś nie potrafię tak zapomnieć o tym wszystkim, co o tobie mówiła.
J: Martin, ja też nie potrafię zapomnieć, ale wybaczyłam. Każdy zasługuje na drugą szansę, a ciocia chce ją wykorzystać. Tylko teraz już się tym nie zamartwiaj i idź spać.
Ma: Tak jest mamusiu.- oboje spojrzeliśmy po sobie trochę zgorszeni tym słowem, ale szybko uśmiechnęłam się do chłopaka, żeby nie zrobiło mu się głupio. Przytuliliśmy się do siebie, życzyliśmy sobie dobrej nocy i położyliśmy się do łóżek.
Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie promienie słońca. Ruszyłam w kierunku kuchni i zobaczyłam tam Martina kucającego przy szafkach.
J: Wszystko okey?- spytałam kiedy zobaczyłam rozbitą szklankę. Kucnęłam obok brata i pomogłam mu zbierać szkło.
Ma: Nadal się denerwuję.
J: Może weź jakiś środek na uspokojenie? W apteczce coś powinno być. A jak nie to u mnie w szufladzie w szafce przy łóżku. Idź poszukaj, a ja to posprzątam.- zebrałam większe kawałki szkła i sięgnęłam po zmiotkę. Kiedy już żaden odłamek nie leżał na podłodze, wyrzuciłam zawartość szufelki to kosza.
Obojgu nam potrzebne było szybkie orzeźwienie, a to zawsze zapewniała nam mrożona kawa. Kiedy Martin wrócił do kuchni ze środkiem uspokajającym w dłoni, podałam mu gotowy napój. Chłopak krzywo się do mnie uśmiechnął i popił jedną tabletkę zimnym płynem.
J: Ja dzisiaj prowadzę.
Ma: Nie, dam radę.- powiedział, a ja znacząco spojrzałam na jego trzęsącą się do granic możliwości rękę. Jego oczy podążyły moim śladem, więc widząc to, co ja odstawił szklankę.
J: No, to ja prowadzę.- poklepałam go po ramieniu i poszłam do siebie. Z szafy wyjęłam czystą bieliznę i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam do pokoju była jedenasta. Czułam się dziwnie. Tak, jakbym się denerwowała i jednocześnie była kompletnie odprężona. Dziwne uczucie. Rozczesałam wilgotne jeszcze włosy i związując je w luźną kitkę usiadłam z kosmetyczką do biurka. Twarz przyozdobiłam zgodnie z instrukcją Louise. Byłam całkiem zadowolona z efektu jaki osiągnęłam zważając na fakt jak trzęsła mi się ręka. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone, bo lubiłam moje naturalne fale. Wyglądałam teraz jak moja matka. Zawsze wszyscy mi mówili, że jestem do  niej podobna, a tylko kolor oczu i włosy odziedziczyłam po ojcu. Rysy twarzy miałam praktycznie identyczne, co moja rodzicielka. Z Martinem było dokładnie na odwrót. Był tak podobny do taty za młodych lat, że można było ich mylić na zdjęciach.
Ma: Tyle lat cię znam, a z każdym dniem coraz bardziej mnie zadziwiasz swoją urodą.- powiedział opierając się o futrynę moich drzwi. Wstałam i zaczęłam naciągać na siebie spódnicę. Kiedy się już z nią uporałam, założyłam resztę rzeczy. Przeczesałam włosy palcami i upewniając się, że mam wszystko w torebce, podeszłam do brata. Zmierzwiłam mu włosy i uśmiechnęłam się głaszcząc jego policzek.
J: Seksownie wyglądasz w trzydniowym zaroście braciszku.- puściłam do niego perskie oko i oboje się zaśmialiśmy.
Ma: Ty wyglądasz seksownie nawet w swojej piżamie w króliczki.- pstryknął mnie w nos.
J: Dała bym ci całusa, ale bym cię ubrudziła więc się powstrzymam.
Śmiejąc się ruszyliśmy do wyjścia. Po drodze wstąpiliśmy do dużej szafy na buty zamieszczonej w przedpokoju i wyjęłam z niej moje najwygodniejsze czarne szpilki. Spojrzałam na drzwi i prawie zaliczyłam zawał. Przez okienko patrzył na mnie jakiś chłopak. Rozpoznając Nathana, szybko wpuściłam go do domu.
J: Nate, co ty tu robisz?- spytałam mocno go przytulając, bo dawno się nie widzieliśmy i strasznie się za nim stęskniłam.
Na: Mogę się z wami zabrać? Wiem, że jedziecie do waszego kuzyna, a tam jest Louise. Stęskniłem się za nią.
J: Jasne, że cię zabierzemy.- spojrzałam na niego i lekko się skrzywiłam.- Jednak zanim pojedziemy, musimy cię przebrać. Chodź.- wzięłam go za rękę i ruszyłam do schodów.
Ma: Nate? Co ty tu robisz?- spytał zdziwiony.
J: Młody jedzie z nami.- brat tylko pokiwał głową i wgryzł się w jabłko.
Dotarliśmy do pokoju Martina i zaczęłam szperać w jego garderobie. W końcu znalazłam odpowiedni zestaw.
J: Rozbieraj się.- powiedziałam, a chłopak zrobił przestraszoną minę z powodu mojego tonu. W cale mu się nie dziwię, bo sama się przestraszyłam.- Sorki. Nie chciałam tak zabrzmieć. To przez to, że trochę się denerwuję.- zaczęłam mówić szybko jak jakaś nakręcona.
Na: Mich. Spokojnie.- zaczęliśmy się śmiać i chłopak szybko zdjął swoje ubrania.
J: Tu masz kamizelkę, butykoszulęspodnie i muchę.- mówiłam podając mu kolejne ubrania. Spojrzałam na przyjaciela i muszę się przyznać, że bezczelnie się w niego wgapiałam. Miał lekko potargane włosy, które właśnie przeczesywał dłonią, jego tors był doskonale umięśniony, a nogi miał zgrabne.
Kiedy spojrzałam na jego twarz, dało się zauważyć, jak wyprzystojniał przez te kilka lat, odkąd się znamy. Oczy były jedyną rzeczą, która nie zmieniła się w najmniejszym stopniu. Nasze spojrzenia się ze sobą spotkały i poczułam się jak przyłapana na gorącym uczynku.
J: Zmieniłeś fryzurę.- powiedziałam byle by znaleźć wymówkę. Nathan pokiwał głową i zaczął zakładać na siebie spodnie.
J: Ale ty się zmieniłeś.- westchnęłam i oparłam się o futrynę nadal patrząc na chłopaka.
Na: Ty niezmiennie jesteś piękna.- uśmiechnął się nieśmiało, a ja poczułam jak rumieniec wkrada się na moje policzki.- Josh ma szczęście...
J: Co dokładnie masz teraz na myśli?
Na: Chciałbym mieć tak wspaniałą dziewczynę jak ty... Muszę ci się do czegoś przyznać...
J: O co chodzi?
Na: Byłem w tobie zakochany po uszy, przez dobre dwa lata.- w tym momencie nie wiedziałam, jak się zachować.- Ale cieszę się, że jesteś z Joshem. Nie martw się. Nie będę próbował rozwalić waszego związku. Fakt, że jesteś z nim szczęśliwa, sprawia, że sam staję się szczęśliwy. Ups. Chyba krzywo zapiąłem.- spojrzałam na niego i zaśmiałam się krótko kiedy zobaczyłam, jak krzywo to zrobił. Podeszłam do niego i szybko rozpięłam mu koszulę. Starannie zapięłam mu wszystkie guziki, poprawiłam kołnierzyk, zawiązałam muchę i założyłam mu kamizelkę. Przyjrzałam mu się przez chwilę i jednym sprawnym ruchem potargałam mu włosy.
J: Ale z ciebie ciasteczko.- uszczypnęłam go w policzek i ze śmiechem ruszyłam do auta.
Na: Ja ci dam ciasteczko. Cukiereczku.- powiedział z naciskiem na ostatnie słowo i wziął mnie na ręce. Postawił mnie dopiero przy aucie. Całą trójką wsiedliśmy do mojego forda i ruszyliśmy w drogę.
Ma: Jak udaje ci się prowadzić w tych butach?
Na: Już się bałem, że tylko mnie to zastanawia.
J: Kwestia wprawy chłopcy.- spojrzałam na telefon, który informował właśnie, o nowej wiadomości.- Martin, przeczytaj sms-a.
Ma: Nikt, oprócz chłopców, nie będzie wiedział, że jesteśmy spokrewnieni. Mówcie do mnie po imieniu i spóźnijcie się. Czekam i pozdrawiam. Ann
J: Napisz, że właśnie wyjeżdżamy i będziemy za jakieś dwie, dwie i pół godziny.
Ma: Się robi.

*Harry*

Mama oczekiwała jeszcze tylko dwójki gości. Nie chciała mi powiedzieć, kto to jest. Z początku myślałem, że to Michi i Martin, ale dzwoniłem do niej godzinę temu i powiedziała, że siedzą w studio i zaczynają nagrywać, więc moje domysły były błędne.
Cała impreza odbywała się w naszym ogrodzie, a wśród gości, kręcili się fotoreporterzy, którzy pełnili rolę "wynajętych fotografów", co w sumie nie tak bardzo mijało się z prawdą.
Mama, Danielle, Eleanor, Louise i kilka innych kobiet pochwaliło mój strój, chociaż ja nie widziałem w nim nic szczególnego. Miałem na sobie obcisłe, czarne rurki, tego samego koloru marynarkę i converse za kostkę; białą koszulę i bordową muchę.
Stojąc z przyjaciółmi zauważyłem, że mama dosyć szybkim krokiem idzie w kierunku podjazdu.  Przeprosiłem wszystkich i ruszyłem za nią. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem.. Moja rodzicielka właśnie witała się z Michelle. Kiedy moja kuzynka wręczyła kobiecie małą torebeczkę, Martin przywitał się ze swoją ciotką. Usłyszałem czyjeś kroki i szybko obróciłem się w ich kierunku. "Fotograf" już się cieszył, że uda mu się zrobić jakieś fajne zdjęcie. Odwróciłem się z powrotem do nowych gości i spojrzałem na Michi. Nasze oczy się spotkały, a zaraz potem już trzymałem ją w swoich objęciach. Dziewczyna mocno mnie przytulała, chociaż oboje czuliśmy się niezręcznie. Nie mogąc tego po sobie pokazać postawiłem ją na ziemie i czule pocałowałem.
Mi: Czekaj. Ubrudziłam cię.- zaśmialiśmy się oboje i dziewczyna przetarła kciukiem moją brudną wargę.
Ma: Pamiętaj, że nadal jestem jej bratem.- pogroził mi palcem, robiąc groźną minę, ale zaraz potem padliśmy sobie w ramiona, śmiejąc się głośno.
J: O, cześć młody!- powiedziałem i przytuliłem Nathana.
Na: Cześć.- powiedział niepewnie.- Dzień dobry.- zwrócił się do mojej mamy, podając jej rękę.
M: Ty zapewne jesteś bratem Louise. Bardzo za tobą tęskniła.- moja rodzicielka uśmiechnęła się do chłopaka i ruszyła do ogrodu. Martin i Nate szli zaraz za nią, a ja i Michelle przystanęliśmy na moment.
J: Gniewasz się na mnie?- spytałem ogarniając jej z twarzy niesforny kosmyk.
Mi: Nie. Musiałabym jednocześnie znienawidzić samą siebie. A dobrze wiesz, że to trudne.
J: No tak... Czy to znaczy, że między nami wszystko w porządku?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową i na moment spojrzała za mnie. Chwilę potem złączyła nasze usta w krótkim pocałunku.

*Louise*

Zobaczyłam, że Ann wraca z podjazdu, a za nią idzie dwóch chłopaków. Jednym z nich był Martin, ale drugiego nie rozpoznałam. Dopiero, gdy przystanął i spojrzał centralnie na mnie zobaczyłam w nim mojego brata. Wepchnęłam Zaynowi mój kieliszek do ręki i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku Nate'a. Chłopak zaczął biec i kiedy już byliśmy na wyciągnięcie ręki pochwycił mnie w swoje ramiona i obrócił wokół własnej osi. Nie miałam zielonego pojęcia o tym, że tu przyjedzie. Tak bardzo za nim tęskniłam.
J: Co ty tu robisz?- spytałam dokładnie się mu przyglądając.- Nie poznałam cię! Co zrobiłeś z włosami i kiedy zdążyłeś tak wyprzystojnieć? Ty masz zarost! Przecież nie widziałam cię tylko miesiąc. O mamo.- przytuliłam go mocno i nie chciałam go puszczać.
Na: Lou. Bo mnie udusisz.- zaczął się śmiać.- Stęskniłem się za tobą. Ślicznie wyglądasz.
J: Myślisz, że ja nie tęskniłam? Jak sobie radzicie z mamą? Dostaliście pieniądze?
Na: Nadal mieszkamy u cioci. Mama się zastanawia, czy ma wywalić ojca z domu, czy zacząć szukać nowego mieszkania. Pieniądze dostaliśmy i bardzo ci za nie dziękujemy.
J: Będę wam wysyłać każdą moją wypłatę. Tylko nie będą one w regularnych odstępach. tutaj moim wynagrodzeniem jest nocleg i pożywienie. Zadziwiające jest to, że zlecenia mam naprawdę często.
Na: Lou, spokojnie. Ja też teraz mam pracę, więc nie musisz przesyłać wszystkiego. Zostaw też trochę dla siebie.
J: Jaką pracę znalazłeś?
Na: Jestem modelem dla VOGUE.- powiedział nieśmiało.
J: Dla kogo?- spytałam zdziwiona.
Na: Dla VOGUE.- powtórzył.
J: Jejku... Moje gratulacje! Jak ci się to udało?
Na: Dwa dni po twoim wyjeździe, poszedłem do fryzjera. Wracając do domu wstąpiłem do centrum. Były tam jakieś pokazy mody. Stanąłem sobie przy filarze i zacząłem oglądać. Nagle podszedł do mnie jakiś facet i bez słowa zaczął się na mnie gapić. Trochę się go przestraszyłem, ale wszystko mi wytłumaczył. Powiedział, że szukają modela. Byłem już nawet na kilku sesjach, ale dopiero z jednej dostałem zdjęcia. Jak chcesz, to ci prześlę.
J: No jasne. Przesyłaj wszystko, co dostaniesz. Cieszę się, że ci się poszczęściło. Kurde. wyglądasz na starszego ode mnie. Teraz mogę się tobą chwalić.- brat spojrzał gdzieś za mnie i chyba się zamyślił. Odwróciłam się w kierunku, w którym zerkał i dostrzegłam tylko i wyłącznie fotografa. Facet uśmiechał się do nas szyderczo.
J: Kto to jest?
Na: Ten koleś robił mi zdjęcia. Nienawidzę go.
J: Dlaczego się tak na nas gapi?
Na: Śmieje się ze mnie. Stwierdził, że nic w życiu nie osiągnę, a wybiję się tylko dzięki komuś. Na przykład dzięki dziewczynie, która mieszka w jednym domu z Harrym.
J: Przecież ja nawet nie wiedziałam, że masz pracę!- powiedziałam oburzona.
Na: Lou, spokojnie. My to wiemy. Możemy porozmawiać gdzieś na osobności?
J: Jasne. Chodź. Pójdziemy do mojego pokoju.

*Martin*

Przywitanie z ciocią było dosyć niezręczne. Całe szczęście, nie chciała ze mną gadać, więc nie musiałem się zmuszać do uprzejmości. Zdziwiło mnie tylko to, z jaką swobodą Michelle przytuliła się do kobiety, która tyle lat traktowała ją jak największą wywłokę świata. Jednak jeszcze dziwniejsze było przywitanie Michi z Harrym. To, jakiego "buziaczka" sobie dali na samym początku było co najmniej dziwne. To tak, jakbym ja się z nią całował. Z zamyślenia wyrwał mnie Nathan, który gwałtownie się przed mną zatrzymał. Wpadłem na niego i spojrzałem w tym samym kierunku, co on. Moim oczom ukazała się grupka przyjaciół, wśród których znajdowała się Louise. Dawno się nie widzieli. Wyminąłem chłopaka i ruszyłem w kierunku znajomych. Kiedy byłem już tylko kilka kroków od nich, myślałem, że mam zwidy. Ujrzałem Eleanor, stojącą między Louisem i Danielle, Zayna, Nialla, Liama i dwa sobowtóry El. Podszedłem i zacząłem się witać z tymi, których znałem. Klony spojrzały na mnie zawstydzone i słodko się zarumieniły. Uśmiechnąłem się na ten widok.
J: Cześć. Jestem Martin.- pomachałem do nich, a one zachichotały.
T: Ja jestem Tina.
G: A ja Gretchen.
T: Rozpoznasz nas po kolorze spódnicy i bransoletce.
G: Ja mam bordową spódnicę. Tina ma czarną i bordowe dodatki.- Tina wyciągnęła do mnie rękę, pokazując swoją bransoletkę
J: Ładna.- powiedziałem z uśmiechem, na co dziewczyna zarumieniła się bardziej.
Lo: Martin, czy ty przypadkiem nie masz dziewczyny?- spytał przytulając do siebie Eleanor.
J: Nie, nie mam.- powiedziałem i od razu spochmurniałem.
El: Lou, później ci opowiem.- powiedziała cicho, na co chłopak skinął głową.
Li: Są i nasze gołąbeczki!-spojrzałem za siebie i zobaczyłem trzymających się za ręce Michi i Hazzę. Szli do nas szeroko się uśmiechając. Po chwili i ona zapoznała się z siostrami El. Pogadaliśmy z kilka minut i przerwał nam głos ciotki.

*Michelle*

An: Proszę o chwilkę uwagi!- powiedziała do mikrofonu.- Właśnie dotarli ostatni goście, których jeszcze raz serdecznie witam.- wskazała na nas ręką. Wszystkie twarze były teraz zwrócone w naszą stronę i po mimo rozbrzmiewających się oklasków, dało się słyszeć dźwięk aparatów. Spuściłam głowę, zasłaniając się włosami i chowając twarz w lokach Harry'ego. Zawsze zawstydzały mnie takie sytuacje.
An: W związku z tym, chciałabym zaprosić wszystkich do środka, na tort.- i zaraz miał nadejść moment na moją niespodziankę dla cioci. Wszyscy ruszyli do salonu, w którym na stole stał spory tort, a ja zostałam na tarasie. Harry w tym czasie przyniósł gitarę oraz mały wzmacniacz i zaczęliśmy wszystko podłączać. Zanim się uporaliśmy już część ludzi bacznie nam się przyglądała zajadając się ciastem. Kiedy podpięliśmy ostatni kabel i sprawdziliśmy czy wszystko działa, przyszła Ann. Miała fajną minę. Zapięłam uchwyt od gitary i podeszłam do mikrofonu na statywie.
J: Droga Ann, z okazji twoich urodzin, mam dla ciebie małą niespodziankę.- powiedziałam z uśmiechem, choć od środka zżerała mnie trema.
(klik)
Grałam i śpiewałam jednocześnie, czując na sobie spojrzenia wszystkich zebranych tu obcych mi ludzi. Na ekranie wywieszonym obok mnie, wyświetlały się zdjęcia Ann.
J: Wszystkiego najlepszego.- powiedziałam kiedy skończyłam śpiewać i moich uszu dobiegło głośne klaskanie. Kobieta podeszła do mnie i zdążyłam zdjąć z siebie gitarę, a ona już mnie mocno przytulała.
An: Zaśpiewałaś akurat tą piosenkę. I to po tym wszystkim, co ci zrobiłam. Nie zasłużyłam na to.- powiedziała mi do ucha.
J: To prezent urodzinowy, a najważniejsze jest tu i teraz.- odsunęłyśmy się od siebie i Ann powróciła do gości, a ja zaczęłam sprzątać sprzęt razem z kuzynem.
El: Jaki ty masz głos! Czemu wcześniej się nie pochwaliłaś?- powiedziała kiedy wróciłam do ogrodu.
J: Nie ma się czym chwalić. A poza tym, jakoś nie było okazji.- obdarzyłam dziewczynę nieśmiałym uśmiechem i wzrokiem odszukałam Martina. Rozmawiał z Tiną.
El: Przypadli sobie do gustu, co?
J: Jak widać. Wszystkie jesteście takie wspaniałe?- spytałam śmiejąc się cicho.
El: Jak widać.- podsumowała dziewczyna. Z szerokimi uśmiechami na twarzach przyglądałyśmy się parze. Nagle ktoś mnie złapał za biodra i pocałował w policzek. Po lokach poznałam, że to Harry. Kątem oka zobaczyłam, że Louis zrobił to samo w stosunku do El, na co zachichotałam. Przypomniałam sobie o nieszczęsnej paczce, którą dostałam od Paula.
J: Jest Paul?- spytałam loczka.
H: Tak. Siedzi w środku, a co?
J: Muszę z nim pogadać.- powiedziałam i weszłam do domu. Harry ruszył zaraz za mną i nie obchodził go mój sprzeciw.
J: Hey Paul! Co słychać?! Bo wiesz, słyszałam, że zaczęłam cię lubić, ale jakaś głupia paczka to wszystko zepsuła.- powiedziałam ze sztucznym, przesadzonym uśmiechem na twarzy.
P: To nie podlega dyskusji.
H: O co w ogóle chodzi?- totalnie go ignorując kontynuowałam dyskusję.
J: Może zaraz jeszcze za mnie zadecydujesz, że mam zostać dziwką i to też nie będzie podlegało dyskusji?! A co jeśli zrobię ci taki psikus i powiem wtedy całą prawdę? Co wtedy zrobisz?
P: Nie odważysz się.- powiedział wstając i stając przede mną.
J: Chcesz się o to zakładać?- milczał.- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że w tym dniu mam szkołę, trening, życie? Może nie wiedziałeś, ale jest człowiekiem. Nawet nie mam ukończonych osiemnastu lat. Nie dość, że muszę się spiąć w tym roku i porządnie wziąć się za naukę, to mam jeszcze być na każde twoje zawołanie? Co ty sobie myślałeś? Że będzie mi się podobać to całe zamieszanie wokół mojej osoby? Że będę się cieszyła, kiedy spotkam z samego ranna paparazzich na balkonie? Jeśli naprawdę tak myślałeś, to byłeś w błędzie. Nie będę udzielała żadnych debilnych wywiadów. Nie pójdę na żadną galę. Mam przed sobą klasę maturalną i ktoś taki jak ty, nie zepsuje mi ostatniego roku w szkole.- ruszyłam w stronę wyjścia, ale na chwilę się zatrzymałam i odwróciłam w kierunku mężczyzn.
J: Wszystkie kupione przez was rzecz wyślę ci jutro. Może następna głupia, biedna dziewczyna się na to złapie.- czym prędzej znalazłam się na świeżym powietrzu i rozejrzałam się dookoła. Ruszyłam w kierunku dobrze mi znanej altanki, jednak na niej było mnóstwo ludzi. Szłam dalej nie zważając na to, w jaki sposób patrzyli się na mnie ludzie. Z torebki wyjęłam paczkę papierosów i odpalając jednego szłam dalej.
H: Mich! Skarbie! Poczekaj!- usłyszałam za sobą krzyk chłopaka, ale tylko zwolniłam tempo idąc dalej przed siebie.
H: Michi. Boże święty. Ty palisz?- spytał kiedy mnie dogonił.
J: Chce być teraz sama. Zostaw mnie.- powiedziałam oschle, ale nie posłuchał.
H: Chodź.- pociągnął mnie za rękę i po pewnym czasie ujrzałam białą kanapę. Usiedliśmy na niej i w ciszy wypaliłam papierosa.
J: Skąd to się tutaj wzięło?
H: To taka moja tajna kanapa. Na takie sytuacje, jak ta przed chwilą. Wstań na chwilę.- zrobiłam to, o co poprosił, a on podniósł siedzenie kanapy. Kryły się pod nim schody. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
H: Właź. No już.- szeptał, tak jakby bał się, że zaraz ktoś może nas znaleźć. Weszłam do środka i zaczęłam schodzić. Harry już po kilku sekundach zamknął kanapę, przez co zapadła totalna ciemność. Ogarnął mnie wszechobecny strach.
J: Harry. Boję się.- powiedziałam drżącym głosem. W pewnym momencie poczułam coś na ramieniu i strasznie się przestraszyłam. Już prawie krzyknęłam, jednak w tym samym czasie, Harry zakrył mi usta dłonią. Wyjął telefon z kieszeni i świecąc sobie w twarz, pokazał mi, że mam być cicho.
H: Zdejmij buty.- powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.- Ufasz mi?- spytał na co pokiwałam głową. Chłopak chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w ciemności. Ze strachu zacisnęłam mocno oczy.
H: Nie bój się. Zaraz będziemy.- cały czas szeptał.- Cholera.-przeklął gwałtownie się zatrzymując. Otworzyłam oczy, ale nadal nic nie wiedziałam.
J: Hazz. Co się.- znowu zatkał mi usta dłonią.
H: Ktoś za nami idzie. Musimy nadal udawać parę.- wyszeptał cicho wprost do mojego ucha. Po całym ciele przeszły mi dreszcze. Harry objął mnie w pasie i szybkim krokiem prowadził przez korytarz. W pewnym momencie dało się zauważyć promienie światła. Kiedy widać było wyjście rzuciliśmy się biegiem. W samym wejściu stanęłam jak wryta. Zaczęłam schodzić schodami i rozglądać się po pomieszczeniach. To co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Weszliśmy do mieszkania. Ściany były turkusowe, podłoga z ciemnego drewna, jasne i ciemne meble oraz lampy, które schowane były w 'oknach' i dawały przytulne światło. Nawet nie wiem, kiedy otworzyłam usta ze zdumienia. Tu było pięknie. Przeszłam przez salon, kuchnię, ominęłam jadalnię i stanęłam w jasnym korytarzu. Miałam do wyboru dwie pary drzwi. Jedne po prawej i drugie po lewej.
H: Na prawo łazienka, na lewo sypialnia.- powiedział przytulając mnie od tyłu. Udawanie pary, ciąg dalszy. Otworzyłam drzwi od łazienki i była równie piękna jak reszta. Kiedy się z niej wycofałam Harry stał i patrzył na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Wskazał ręką na drzwi od sypialni, a ja niepewnie złapałam za klamkę. Zawahałam się przez moment.
H: Śmiało skarbie.- objął mnie w talii i pocałował w szyję. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi najszerzej jak się dało. Kolejne piękne pomieszczenie. W każdym pokoju zachowana była ta sama kolorystyka, co dawało poczucie bezpieczeństwa. Weszliśmy do środka, postawiłam buty na podłodze, a torebkę położyłam na szafce. Pogłaskałam kołdrę i odwróciłam się do chłopaka. Podeszłam do niego i oparłam dłonie na jego torsie.
J: Tu jest pięknie.- powiedziałam cicho.
H: Remontowałem to, specjalnie dla nas.
J: Dziękuję.- uśmiechnęłam się i spojrzałam chłopakowi prosto w oczy. Był teraz ode mnie wyższy o głowę. Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho i pogładził mój policzek wierzchem dłoni.
H: Kocham cię Michi.- powiedział cicho i złączył nasze usta w pocałunku. Nie wiem czemu, ale do oczu cisnęły mi się łzy. Może bałam się, że powtórzy się sytuacja sprzed kilku dni. Nie mam pojęcia. Całowaliśmy się coraz bardziej czule i zawzięcie. Harry wsunął ręce pod mój żakiet i zsunął go z moich ramion. Oderwałam się od niego na chwilę. Spojrzał na mnie przepraszająco, a ja tylko kiwnęłam głową i ponownie złączyłam nasze usta. Chłopak przełożył sobie moje ręce na kark i delikatnie mnie podnosząc, posadził mnie na łóżku. Tym razem to ja zdjęłam z niego marynarkę i odłożyłam ciuch obok siebie. Hazz położył mi dłoń na policzku i gwałtownie się ode mnie oderwał.
H: Mich? Wszystko okey?- spytał wycierając mój policzek z łez. Pokiwałam twierdząco głową i ciągnąc go za włosy przyciągnęłam go do siebie. Chciałam uniknąć pytań z jego strony. W pewnym momencie chłopak wsunął rękę pod moje plecy i kładąc mnie, przesunął mnie w górę. Oparł kolano o łóżko, rozsuwając delikatnie moje nogi. Podkurczyłam prawe kolano i przyciągnęłam chłopaka jeszcze mocniej. Oboje usłyszeliśmy dźwięk robionego zdjęcia i momentalnie się od siebie oderwaliśmy. Facet zaczął uciekać, ale Harry go dogonił.
H: Co ty tu robisz?- spytał przyciskając go do ściany.- Mich, zbierz mu aparat.- skąd wiedział, że wychylam się z pokoju? Nie ważne. Podeszłam do kolesia, którego od razu rozpoznałam.
J: Znowu ty?- spytałam biorąc się pod boki.- Ile razy będę jeszcze musiała kasować ci zdjęcia z pamięci?
H: Znasz go?
J: Wlazł mi wczoraj na taras. Sam za nami szedłeś, czy ktoś ci zlecił śledzenie?
F: Paul kazał cię mieć na oku. Robię co mi każe.- powiedział, a Harry w tym momencie go puścił.
H: Zajebię go! Jak boga kocham, zrobię mu krzywdę! Czy on nie może dać nam spokoju?!- już chciał uderzyć w ścianę, lecz w porę złapałam jego rękę.
J: Harry! Uspokój się do jasnej cholery! Już. Ogarnij się. Spokój.- mówiłam patrząc mu prosto w oczy, w których było widać jedynie gniew.- Już?- spytałam kiedy rozluźnił pięść.
H: Przepraszam...- złapał się za głowę i usiadł na kanapie.
F: Ja. Ja przepraszam. nie wiedziałem, że macie ze sobą na pieńku. Ja po prostu zarabiam na utrzymanie rodziny.
J: Dobra. To nie twoja wina. To twoja praca. Ale umówmy się tak. Robisz nam zdjęcia tylko za naszym pozwoleniem, lub jeśli jesteśmy wśród innych ludzi. Jasne?- facet pokiwał głową i odebrał ode mnie aparat.
H: Nie powiesz nikomu o tym miejscu, rozumiesz?- spytał wstając.
F: Jasne. A dacie mi zrobić wam kilka fotek?
J: tak. Ale nie tutaj. Hazz, jest jakieś inne wyjście?
H: Tak. Ale on idzie z zawiązanymi oczami.- facet pokiwał głową na zgodę. Zgarnęłam z kuchni jedną ściereczkę i zawiązałam mu oczy. Obróciłam go kilka razy w różne strony i poszłam po nasze marynarki. Najpierw założyłam buty i wzięłam torebkę do ręki. Kiedy schylałam się po nasze okrycia, poczułam czyjeś dłonie na biodrach. Gwałtownie się wyprostowałam i obróciłam. Przede mną stał Hazz i miał nadzwyczaj poważną minę.
J: Co robisz?- spytałam cicho.
H: Przed nim nadal musimy udawać. Michi, jeśli chcesz się z tego wycofać, ja cię nie trzymam. Ja zrozumiem. Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała.
J: Hazz. To nie przez ciebie. Sama nawet nie wiem przez co. I nie wycofam się, bo tylko ty na tym ucierpisz. H: Kocham cię.
J: Ja ciebie też.
H: Nie Michi. Ja kocham cię tak naprawdę.
J: Chyba nie rozumiem.
H: Ja się w tobie zakochałem.- wyszeptał, a mnie zatkało. Zupełnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Przecież, on jest moim kuzynem, a ja mam chłopaka. Nie to nie może być prawda. Stałam patrząc na niego i nadal milczałam. Widziałam jak łzy napływają mu do oczu.
J: H-harry. Proszę. Nie płacz. Błagam.- przytuliłam go do siebie i sama starałam się zahamować słone krople napływające do moich oczu. Wzięłam głęboki wdech i odsunęłam się od chłopaka. Założyłam na siebie żakiet i wyszłam z pokoju. Wstąpiłam na chwilę do łazienki i pomalowałam usta. Wychodząc wpadłam na kuzyna. Ocierał twarz z łez. Spojrzał na mnie przelotnie i złapał fotografa za rękę.
H: Trzymaj i nie puszczaj.- powiedział kładąc sobie jego dłoń na ramieniu. Wyciągnął do mnie rękę, a ja ją pochwyciłam. Już po kilku chwilach nie miałam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy. Dlatego też, kiedy wyszliśmy z ciemności moje zdziwienie było tak ogromne. Byliśmy w garażu Harry'ego. Drzwiami, przeszliśmy do kuchni i tam rozwiązaliśmy oczy facetowi. Bez słowa ruszyłam do ogrodu. Hazz coś powiedział do fotografa i słyszałam już tylko, jak obaj za mną idą. Kiedy wyszłam na taras, kuzyn objął mnie w talii. Ann właśnie przemawiała.
An: Teraz nadszedł czas na tańce. Dobieżcie się w pary i zacznijmy zabawę walcem.- powiedziała i podeszła do swojego mężczyzny.
H: Można?- spytał obracając się do mnie przodem. Pokiwałam twierdząco głową i w tym momencie zaczęła grać muzyka.
(klik)

Wszyscy zebrani goście dobrali się w pary i zaczęli tańczyć pięknego walca. Harry z Michele. Martin z Tiną. Louis z Eleanor. Liam z Danielle. Nathan z Gretchen. Zayn z Gemmą. Niall z Louise. Wszyscy z wyjątkiem Michi i Hazzy dobrze się przy tym bawili. Po mimo tego, że ich taniec był perfekcyjny i na twarzach widniały im uśmiechy, wcale nie byli szczęśliwi. Harry rozmyślał o tym, jak zareagowała Michelle, na jego wyznanie. Zdał sobie z tego sprawę, po tym, jak prawie wylądowali ze sobą w łóżku. Był skłonny powiedzieć jej o tym już wtedy, kiedy była na zakupach z dziewczynami. 
Michelle natomiast zastanawiała się nad tym, co czuje do Harry'ego. Z jednej strony kocha go jak brata, ale nie wyobraża sobie bycia z nim w związku. Jednak z drugiej strony, Harry pociąga ją jako chłopak i już po tej nieszczęsnej imprezie, wiedziała, że gdyby nie byli ze sobą spokrewnieni, ich relacje na pewno nie były by czysto koleżeńskie.

*Michelle*


Tańczyłam z Harrym cały czas rozmyślając o tym, co mi powiedział. Przecież to było by kazirodztwo. Przecież nasi rodzice byli rodzeństwem... Moment. Zatrzymałam się i delikatnie odsunęłam od chłopaka, żeby móc mu spojrzeć w oczy.
H: Co się stało?
J: Nie jesteś moim kuzynem.- powiedziałam nie wierząc sama sobie.
H: Co? Michelle. Nie tutaj. Chodź.- poprowadził mnie krokiem tanecznym w głąb ogrodu, tak, aby jak najmniej ludzi zauważyło nasze zniknięcie. Wszyscy myśleli, że będziemy się po prostu przemieszczać. Gdy tylko Harry się ode mnie odsunął, pociągnęłam go za rękę i biegiem ruszyliśmy w stronę kanapy. Kiedy tylko się tam znaleźliśmy wepchnęłam chłopaka do środka i kazałam mu mnie prowadzić. Cały czas go poganiałam, aż w końcu weszliśmy do salonu podziemnego mieszkania. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Krążyłam po pomieszczeniu trzymając się za głowę i analizowałam całe drzewo genealogiczne jeszcze raz.
H: Mich! Powiedz wreszcie o co chodzi.- powiedział poirytowany.
J: Hazz. My. My nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni! Jesteśmy tak naprawdę umownym kuzynostwem!
H: Mich, uspokój się. Co ci przyszło do głowy?
J: Znałeś ojca swojej mamy?
H: Nie. Umarł, zanim się urodziła.-chyba zrozumiał, bo spojrzał na mnie tak, jakby ducha zauważył.
J: Nie dziwiło cię nigdy, że babcia miała zdjęcia, tylko z jednej ciąży?
H: Racja. Raz mi nawet mówiła, że twojego dziadka poznała, kiedy mama miała sześć lat, a twój tata trzy lata. Ja pierdole. Michelle. Ja mam prawo cię kochać.- powiedział łapiąc moją twarz w dłonie i namiętnie mnie pocałował. Na początku byłam totalnie zdezorientowana, ale po chwili oddałam pieszczotę. Już po kilku pocałunkach mój żakiet wylądował na podłodze, zaraz obok torebki. Chłopak napierał na mnie coraz większą siłą, przez co cofałam się w kierunku sypialni. Po drodze zgubiłam buty i zdjęłam marynarkę Harry'ego. Co chwila wpadaliśmy na ściany, aż w końcu Hazz podwinął moją spódnicę naprawdę wysoko i łapiąc mnie za uda, wziął mnie na ręce. Szybko oplotłam nogami jego biodra i czułam jak chłopak się przemieszcza. Weszliśmy do sypialni i opierając mnie o drzwi, Harry skutecznie je zamknął. Wplotłam palce w jego loki i od czasu do czasu pociągałam je delikatnie. Chłopak w pewnym momencie rzucił mnie na łózko. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on zdjął buty i zaraz powrócił do przerwanej czynności. Elementy naszej garderoby w szybkim tempie znajdywały się na podłodze. Słyszeliśmy, że dzwoni mi telefon, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Pragnęłam go, i on mnie też, co było widać. Nagle drzwi się otworzyły. Nie wiem, kto w nich stanął, bo spadłam za łóżko. Miałam na sobie jedynie majtki, tak samo z resztą jak Harry.
H: Zayn. Zayn, błagam! Zaczekaj! Zayn!- i już go nie było. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam się o wszystko obwiniać. Czułam się jak szmata. Jak ja mogłam na to pozwolić?!
H: Zayn, błagam, to nie tak jak myślisz!
Z: Co ja mam myśleć?! Harry! Do jasnej cholery! Gdybym tu nie wszedł..! Przecież... Przecież wy jesteście ze sobą spokrewnieni...- mówił płacząc. Zaczęłam się ubierać i kiedy miałam już na sobie koszulkę, podniosłam się i usiadłam na łóżku. Dopiero teraz zorientowałam się, że po policzkach, kaskadami, spływają mi łzy. Wstałam i ruszyłam do salonu, w którym nadal kłócili się chłopcy.
J: Przepraszam.- powiedziałam i obaj na mnie spojrzeli.- Przepraszam Zayn, to moja wina. To ja do tego doprowadziłam. Nie wiń za to Harry'ego. On tego nie chciał. Przepraszam. Jeśli masz już kogoś znienawidzić, to... Znienawidź mnie, bo tylko ja jestem temu winna. W ogóle nie powinnam się pojawiać w waszym życiu.- słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Byłam zdruzgotana, ale wiedziałam, że muszę skłamać dla dobra Hazzy. Zayn kręcił głową, a Harry patrzył na mnie z niedowierzaniem.
J: Zayn, błagam. Uderz mnie, wrzeszcz na mnie, tylko nie milcz.- cała się trzęsłam. Płacz panował nade mną, nie ja nad nim. Czułam się naprawdę okropnie. Schyliłam się podnosząc torebkę i buty i zatrzymałam się przy schodach.
J: Jak mam dojść do garażu?- spytałam ocierając policzek.
H: Pięć kroków prosto, w lewo i cały czas prosto.- powiedział cicho nie patrząc na mnie.
Kiedy dotarłam do garażu, zadzwoniłam do brata.
J: Martin, błagam, przyjdź po mnie. Ja chcę już do domu. Proszę. Jestem w garażu. Pospiesz się, błagam.- mówiłam cały czas płacząc. Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się i usiadłam na ziemi. Szlochałam coraz mocniej, uświadamiając sobie jak wiele złego zrobiłam. Po kilku minutach drzwi od strony kuchni otworzyły się i wbiegli nimi Martin i Nathan.
Na: Boże święty, Michelle. Co ci się stało? - podbiegli do mnie i pomogli mi wstać.
M: Co się stało? Michelle, powiedz.
J: Zabierzcie mnie stąd. Proszę.- dławiłam się łzami.
Ma: Cholera. Poczekajcie tutaj. Powiem Ann, żeby zajęła wszystkich jakąś gadką, żeby nikt nas nie widział.
Na: Dobra, tylko szybko.- chłopak przytulił mnie mocno do siebie.- Spokojnie... Jestem przy tobie. No już, nie płacz... Cichutko...- głaskał mnie po głowie i plecach, starając się mnie uspokoić. Nie wiem ile tak staliśmy, ale w pewnym momencie usłyszałam, dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo zasłoniłam się Nathanem, a on odwrócił głowę, w kierunku wchodzącej osoby.
Ma: Droga wolna. Szybko.- ponaglił nas i biorąc ode mnie buty i torebkę ruszył przodem. Nie ukrywam, że Nathan momentami mnie niósł, przyciskając mnie mocno do siebie, bo potykałam się o własne stopy. Kiedy znaleźliśmy się w aucie zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Nate usiadł ze mną na tylnym siedzeniu, a Martin szybko odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Przyjaciel przypiął mnie pasami i mocno mnie do siebie przytulił. Płakałam długi czas, aż w końcu zasnęłam.
Obudziłam się w swoim łóżku o jedenastej nad ranem. Leżałam ubrana w bieliznę i długą koszulę więc zażenował mnie fakt, że ktoś mnie przebierał. Rozejrzałam się po pokoju i nie zauważyłam nic niepokojącego. Wstałam powoli i ruszyłam w kierunku pokoju mojego brata, ale nikogo tam nie zastałam. Poszłam do łazienki i po wykonaniu porannej toalety udałam się do kuchni. Nalałam sobie wody z kranu i wypiłam całą szklankę duszkiem. Wróciłam do pokoju i usłyszałam dziwne dźwięki z zewnątrz. Wyszłam na taras i spojrzałam na podjazd. Z dużego czarnego samochodu wysiadali właśnie Paul, Harry, Zayn i Ann. Serce podskoczyło mi do gardła i szybko wróciłam do pomieszczenia. Zamknęłam drzwi na klucz i tak samo postąpiłam z drzwiami na taras. Dało się na niego wejść również z pokoju Martina, a nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie teraz widział, lub ze mną rozmawiał. Zaciągnęłam zasłony i oparłam się o biurko. Ręce zaczynały mi się trząść, a serce biło co raz szybciej. Mój telefon zaczął dzwonić, więc szybko wzięłam go do ręki. Dzwonił Josh. Odrzuciłam połączenie i wybrałam inny numer.
J: Chris, jesteś w domu?- spytałam cichym drżącym głosem.
Ch: Co się stało?- był zdziwiony tym, że do niego dzwonię, chyba równie mocno jak ja sama.
J: Potrzebuję pomocy. Muszę wydostać się z domu.
Ch: Michelle, bardzo mi przykro, ale jestem poza miastem. Byłbym najwcześniej za dwie godziny.
J: Aha. No nic. Nie ważne. Pa.- rozłączyłam się. On był moją jedyną nadzieją na ratunek. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
Na: Mich. Wiem, że nie chcesz z nimi gadać. Otwórz.- podeszłam szybko do drzwi i przystawiłam do nich ucho.
J: Jesteś sam?- spytałam nie do końca mu ufając.
Na: Na razie tak. Wyjdź szybko.- otworzyłam drzwi i delikatnie je uchyliłam.- Teraz szybko schodami na górę, do pomieszczenia dźwiękoszczelnego z telefonem.- był stanowczy i wiedział co robić. Miałam telefon w dłoni więc szybko ruszyłam do schodów. Po raz kolejny przydała się umiejętność bezszelestnego przemieszczania się. Kiedy dobiegłam do wyznaczonego pomieszczenia zamknęłam się w nim na klucz i opadłam na miękką podłogę. Telefon wibrował krótko oświadczając, że dostałam wiadomość. Była od Nathana.
Wyjdź z kryjówki. Jestem przy drzwiach. 

Wydało mi się to podejrzane, więc bardzo powoli przekręciłam klucz i dosłownie rozszczelniłam drzwi, a ktoś wparował do środka z taką siłą, że upadłam na podłogę. Był to Harry. Zamarłam kiedy zamknął drzwi na klucz, który zaraz potem znalazł się w kieszeni jego spodni. Chłopak zaczął iść w moim kierunku, a ja cofałam się do momentu, w którym poczułam za sobą ścianę. Kiedy był już naprawdę blisko klęknął przede mną i mocno mnie przytulił.
H: Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego skłamałaś Zayn'owi? Przecież to ja się wtedy na ciebie rzuciłem. To w nawet jednej setnej nie była twoja wina.- zaczęłam kręcić przecząco głową i odsunęłam się lekko od chłopaka.
J: tylko w ten sposób mogłam uratować wasz związek. Poza tym. To moja wina.
H: Co ty pieprzysz dziewczyno?- zerwał się raptownie na równe nogi, co mnie trochę wystraszyło.- Ja ci powiedziałem, że cię kocham. To ja okłamywałem Zayn'a, że liczy się tylko on. To ja się na ciebie rzuciłem.
J: Ale to ja oddałam pocałunek Harry! Ja! Rozumiesz?! Gdybym była taka, za jaką uważają mnie moi bliscy, od razu bym cię od siebie odepchnęła! Opamiętałabym się tak jak po tamtej imprezie! Pamiętasz?! Wtedy byliśmy pijani! A wczoraj?! Wczoraj byliśmy zupełnie trzeźwi, a ja miałam ochotę się z tobą pieprzyć Harry! Tak! Dobrze usłyszałeś! Wiesz jak ja się czuję?! Jak dziwka! Jak nic nie warta dziwka...- z oczu popłynęły mi łzy, a twarz schowałam w dłoniach.
H: Mich... Michelle, ja... Ja cię ogromnie przepraszam.
J: To nie ma znaczenia Harry. To nie ma najmniejszego znaczenia. Co pomyśli sobie o mnie Josh? Co pomyśli Martin, albo chociażby twoja matka? Wiesz kogo mi najbardziej szkoda w tej sytuacji? Zayna. Tylko jego jest mi szkoda. Wiem, jak wielkim uczuciem darzył cię ten chłopak, a ja to wszystko zepsułam. Jestem śmieciem, nikim więcej.
H: Ale...
J: Nie ma żadnego 'ale' Hazz. Zachowaliśmy się samolubnie i egoistycznie.
H: Michelle, ja cię kocham!- krzyknął i mnie tym przeraził. Nigdy nie unosił na mnie głosu.- Kocham cię, a wczoraj wydarzyło się coś, na co czekałem długi czas. nie zmienimy tego, co się stało. Możemy jedynie zdecydować, jak ma się to dalej potoczyć. Wczoraj wytłumaczyłem wszystko Zayn'owi. Powiedział, że zrobiłby wszystko, żeby móc mnie przy sobie zatrzymać, ale jeśli mam przez to cierpieć, to woli dać mi wolną rękę.
J: Harry... Ja kocham Josha... Wiesz jak długo czekałam, na to, aż powiem mu, co do niego czuję? Wiesz, jak bym go zraniła, mówiąc mu o tym wszystkim?
H: On już o tym wie.
J: Co?! Ty mu powiedziałeś?- zerwałam się na równe nogi.- Jak mogłeś?! Jesteś największym egoistą jakiego znam! Nienawidzę cię rozumiesz?!- zaczęłam uderzać w niego pięściami, aż w końcu chłopak złapał mnie za ręce i mocno do siebie przytulił. Zaczęłam mu się wypłakiwać w ramię. Płakałam dobre kilkanaście minut, a kiedy już się uspokoiłam, wtuliłam się w tors chłopaka.
J: Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze?
H: Nie wiem, Michelle... Nie wiem.
J: To, że ja cię kocham, ale nie wyobrażam sobie życia z tobą.- milczeliśmy kolejne kilka minut.
H: Chodź. Musimy im to wszystko wytłumaczyć.
J: Nie ja nie dam rady...
H: Ja też nie, ale razem sobie poradzimy.- chłopak chwycił moją dłoń i ruszyliśmy do salonu. Czułam, że to będzie najtrudniejsza rozmowa, w całym moim życiu. Kiedy stanęliśmy w progu salonu sześć par oczu zwróciło się w naszym kierunku. Josh siedział między Nathanem, a Martinem, obok którego siedziała Ann z Paulem. Na drugiej kanapie siedział sam Zayn. Wszyscy milczeli. Ja tylko spuściłam głowę i starałam się powstrzymać kolejne łzy. Harry poprowadził mnie do kanapy i posadził między sobą, a Malikiem. Czułam się strasznie skrępowana.
Ma: Wyjaśni ktoś w końcu, co się wczoraj stało, że dziś zaszczyciliście nas swoją obecnością?- spytał poirytowany, a ja wciągnęłam głośno powietrze. Nie miałam odwagi podnieść wzroku na kogokolwiek.
H: Chcesz wiedzieć wszystko?
Ma: Tak by było najlepiej.
H: To zacznę od początku. Już jakiś czas temu. W sumie już dawno temu, zrozumiałem, że czuję do Michi coś więcej niż tylko miłość, która istnieje pomiędzy rodzeństwem.
J: Ja również, coś takiego poczułam, ale nie dopuszczałam tego do myśli.-powiedziałam cicho nadal patrząc w podłogę.
H: W noc, w której Michelle wróciła ode mnie razem z Zaynem i Niallem byliśmy na imprezie. Wypiliśmy sporo i wylądowaliśmy razem w łóżku. Do niczego nie doszło, bo Michelle w porę się zorientowała, że robimy źle.
Jo: Nie. Ja nie mogę tego słuchać.- powiedział podnosząc się z kanapy, ale ktoś go przytrzymał.
H: Od tamtej pory ze sobą nie rozmawialiśmy, bo czuliśmy się naprawdę niezręcznie. Na wczorajszej imprezie, wyznałem jej co czuję.
J: Kiedy... Kiedy tańczyliśmy walca, myślałam o tym, co mi powiedział. Stwierdziłam, że to nie miałoby nawet przyszłości przez to, że jesteśmy rodziną.
H: Jednak doszłaś do pewnego wniosku.- powiedział, a ja pokiwałam głową.
J: Analizowałam nasze drzewo genealogiczne i ogólną historię naszej rodziny.
An: Odkryłaś pewnie, że wcale nie jesteście spokrewnieni...- wszyscy przerzucili swoje spojrzenia na kobietę.- Powinnam powiedzieć, wam o tym wcześniej. Moja mama poznała waszego dziadka jak miałam sześć lat. Jak dobrze wiecie, między mną, a waszym ojcem były tylko trzy lata różnicy. Matka waszego taty, umarła w dniu jego narodzin, podczas porodu. Mój ojciec zginął zanim się urodziłam. Miłość ich połączyła i po kilku latach się pobrali. Mieliśmy wtedy po kilkanaście lat i rodzice zadecydowali, że przejmę nazwisko waszego dziadka, aby zmniejszyć możliwie jak największą ilość komplikacji. Bardzo dobrze dogadywałam się z waszym ojcem i traktowaliśmy się jak prawdziwe rodzeństwo. Wasz ojciec, nie miał szansy wam o tym powiedzieć, więc ja to mówię. W rzeczywistości nie jesteście ze sobą spokrewnieni w jak najmniejszym stopniu.
Ma: Nie wierzę...- westchnął, ale Harry zaczął kontynuować.
H: Kiedy Michi mnie w tym uświadomiła, nie potrafiłem nad sobą zapanować i się na nią rzuciłem. Uznałem, że mam pełne prawo kochać ją i być z nią bez żadnych przeszkód i nie tylko na podstawie tego pieprzonego udawanego związku. Michelle z początku się opierała, ale w końcu uległa. Po raz drugi wylądowaliśmy w łóżku, a Zayn...
Z: A ja ich na tym przyłapałem...- powiedział przygaszony.
J: Przepraszam.... Ja was wszystkich cholernie przepraszam... Ja już nie daję rady... Nie chciałam, żeby tak wyszło, ale to było silniejsze ode mnie. Przepraszam Zayn. A najbardziej przepraszam ciebie Josh. Nie mam teraz nawet odwago spojrzeć ci w oczy. Mam tylko nadzieję, że kiedyś mi to wybaczycie...- wstałam i chciałam odejść, ale ktoś złapał mnie za rękę. Czy zaszły mi łzami w takim stopniu, że nic nie widziałam. Tym kimś, okazał się Josh. Obrócił mnie przodem do siebie i łapiąc mnie za podbródek, zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy. Wziął mnie z zaskoczenia i wpił się w moje usta. Całował mnie namiętnie, wkładając w to cały swój ból i gniew. Odwzajemniałam każdą pieszczotę. Kiedy się ode mnie odsunął po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
Jo: A teraz powiedz, mi, że zapomnisz o tym, co było między nami i będziesz z nim szczęśliwa.
J: Josh... Proszę...- pokręciłam głową z dezaprobatą.
Jo: Przysięgnij mi to.- powiedział stanowczo, a w jego oczach zobaczyłam łzy.
J: Przysięgam.- powiedziałam z trudem.
Jo: Pełnym zdaniem.
J: Przysięgam, że zapomnę, o wszystkim co między nami było, oraz że będę z nim szczęśliwa.- mówiłam patrząc mu prosto w oczy, co spotkało się z wielkim bólem u nas obojga. W tym momencie chciałam zapaść się pod ziemię. Chłopak pocałował mnie ten ostatni raz i po prostu wyszedł. Zostawił mnie. Harry podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu, ale od razu ją strąciłam.
J: nie dotykaj mnie! Chcę być teraz sama.
P: Poczekaj. Czy to oznacza, że wasz związek, już w cale nie będzie udawany?
J: Paul, czy ty jesteś głuchy? To nigdy nie było udawane! Mój związek właśnie się rozpadł i mam się związać z chłopakiem, którego przez siedemnaście lat, uważałam za kuzyna! Jutro wracam do szkoły. Dajcie mi spokój...- ruszyłam do swojego pokoju. Chciałam być sama. Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam się na łóżku. Josh własnie ze mną zerwał. Płakałam jak jakaś nienormalna. Momentami brakowało mi powietrza. Z czasem się uspakajałam i kiedy usłyszałam silnik samochodu, który należał do Paula, chwilowo odetchnęłam z ulgą. Po jakimś czasie zasnęłam z wyczerpania.


______________________________________________________________
Hej wszystkim! Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale zdołował mnie fakt, że pod poprzednim rozdziałem nie pojawił się ani jeden komentarz. Przez to nie miałam nawet pomysłu na tą notkę, z którą męczyłam się kilka tygodni. Nie jestem z niej ani trochę zadowolona, co chyba jest zrozumiałe, bo sami wiecie, co czytacie i możecie jedynie potwierdzić, że rozdział 20 wyszedł mi chusteczkowo : /
Co powiecie na taki zwrot akcji? Podoba Wam się? Macie może jakieś pomysły, na dalsze losy bohaterów? Czekam na odpowiedzi w komentarzach.

Pozdrawiam
Ola : )