*Michelle*
Obudziłam się w silnych ramionach Nialla. Przez moment zastanawiałam się, jak on tutaj trafił i przypomniało mi się jak przyszedł w nocy, bo nie mógł zasnąć. Uśmiech sam wkradł mi się na usta kiedy zobaczyłam jak słodko śpi. Leżałam tak kilka minut wpatrując się w jego twarz, aż w końcu chłopak sam się obudził.
J: Hej śpiochu.- powiedziałam cicho szeroko się uśmiechając.
N: Hej.- wydał z siebie przyjemny dla uszu pomruk.
J: Jak się spało?
N: U twojego boku, bardzo przyjemnie.- zaśmialiśmy się oboje. Chłopak odgarnął mi niesforny kosmyk włosów za ucho i pogładził dłonią mój policzek.
N: Wyspałaś się?- pokiwałam twierdząco głową.- Widać. Wyglądasz o niebo lepiej niż wczoraj.- sprzedał mi pstryczka w nos i powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Zwinnie wstałam z łóżka i przeciągnęłam się zamykając oczy. Podeszłam do drzwi balkonowych i zaczęłam odsłaniać zasłony. Kiedy zobaczyłam za nimi jakiegoś kolesia z aparatem w dłoni od razu zasłoniłam firanki i odskoczyłam od okna.
N: Co się stało?
J: Ktoś jest na tarasie.
N: Kto?- zaczął iść w kierunku okna.
J: Stój. Nikt nie może zobaczyć tutaj ciebie i Zayna. Leć do niego i powiedz, żeby za nic w świecie nie wyglądał przez okna.- powiedziałam szybko i wyjęłam z szuflady mojej szafki pilota. Wcisnęłam na nim przycisk, odpowiadający za rolety zewnętrzne. Jeden przycisk i wszystko się równocześnie zasłoniło. Roletę można było tylko odsłonić, posiadając specjalny klucz. Wzięłam go do ręki i odkluczyłam moją 'ochronę'. Wyszłam na taras i spotkałam się z fotoreporterem. Chciał mi zrobić zdjęcie, ale zwinnym kopnięciem wytrąciłam mu aparat z rąk, który zaraz chwyciłam w dłonie.
J: Jeszcze raz tu przyjdziesz, a zgłoszę cię na policję. Tymczasem możesz pożegnać się z kartą pamięci.- powiedziałam wyjmując małą dyskietkę z dobrze znanego mi modelu aparatu.
-Nie masz prawa.- chciał się na mnie rzucić, ale szybko uniknęłam ciosu, przez co facet się wywalił. Postawiłam na nim nogę.
J: Ty nie masz prawa siedzieć na moim tarasie. Łamiesz w ten sposób prawo, bo to jest włamanie i wtargnięcie na teren prywatny. A teraz żegnam.- weszłam z powrotem do pokoju i zakluczyłam żaluzje. Słyszałam tylko ciche przekleństwa padające z ust faceta. W tym momencie stracił wszystkie zdjęcia, które udało mu się zrobić. Może to i okrutne z mojej strony, ale nie pozwolę, żeby ktoś tak bezczelnie właził w moje życie prywatne. Usiadłam na łóżku z laptopem na kolanach i szybko go uruchomiłam. Włożyłam kartę do czytnika i obejrzałam wszystkie zdjęcia. Usunęłam fotografie, na których byłam ja, moi bliscy i mój dom. Wzięłam kartę i ruszyłam do wyjścia głównego. Wyjrzałam przez drzwi i zauważyłam tam gramolącego się przez bramę faceta. Wyszłam z domu i podeszłam do owego kolesia.
J: Tu masz swoją kartę. Ale tak na przyszłość. Nie rób tego więcej, bo stracisz wszystkie zdjęcia. I uprzedź kolegów po fachu.- podałam mu dyskietkę i zawróciłam do domu.
-Dziękuję.- usłyszałam jak cicho się odezwał, ale nie zareagowałam. Weszłam szybko do domu i zdążyłam tylko zamknąć drzwi, a znalazłam się w ramionach mojego brata, który niósł mnie własnie do kuchni. Zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną. Martin posadził mnie na blacie i ucałował w czoło. Zaraz za nami do pomieszczenia weszły Dan i El, a za nimi Niall i Zayn. Zdziwiło mnie tylko, że słyszę jeszcze czyjeś kroki. Spojrzałam w kierunku schodów i zobaczyłam Josha. Chłopak się do mnie uśmiechnął, ale tego nie odwzajemniłam. Nadal byłam na niego zła. Spojrzałam na dziewczyny, które były już umyte i ubrane i znalazłam wymówkę.
J: Martin, ja się idę umyć, zostawcie mi coś na śniadanie.- powiedziałam i przytuliłam brata.
Ma: Okey skarbie. Robię naleśniki, więc powinnaś się jeszcze załapać na ciepłe.
J: Dzięki.- ucałowałam go w policzek i szybkim krokiem ruszyłam na górę. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki, gorący prysznic. Zapach mojego truskawkowego płynu do kąpieli bardzo mnie odprężył. Wytarłam się i owinięta ręcznikiem wyszłam na korytarz. Po drodze do mojego pokoju minęłam Zayna. Gwizdnął na mnie z podziwem.
J: Powiem Harry'emu.- zrobiłam groźną minę, na co oboje się zaśmialiśmy.
Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę. Nałożyłam na siebie pierwsze lepsze majtki i stanik.
N: Michelle, śniadanie jest już. Oj sorki! Już mnie nie ma!
J: Niall! Spokojnie.- zaczęłam się śmiać.- Zawsze tak reagujesz jak widzisz dziewczynę w samej bieliźnie?
N: Tak się składa, że jakoś specjalnie, żadnej jeszcze w takim stanie nie widziałem.- chłopak się zaczerwienił wracając do pokoju.
J: Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.- mrugnęłam do niego jednym okiem i szeroko się uśmiechnęłam.
N: Śniadanie już gotowe.
J: Chcesz mi pomóc w wybraniu ciuchów? Nie wiem co mam na siebie założyć.- chłopak pokiwał głową i zajrzał do mojej szafy. Dałam mu wolną rękę i rozczesując wilgotne włosy, czekałam na to, co mi poda. Po pewnym momencie blondyn wyciągnął przede mną ubrania.
N: Co powiesz, na taki zestaw (bez kurtki i butów)?- spojrzałam na ciuchy, a później na chłopaka.
J: No, no, no. Dobry gust.- uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja szybko ubrałam się w przyszykowane rzeczy. Włosy splotłam w bardzo luźnego warkocza, żeby mogły dalej schnąć i nie lecieć mi tym samym do oczu. Makijaż postanowiłam zostawić na później. Złapałam Niallerka za rękę i ruszyliśmy do kuchni. Nikogo tam już nie było, bo wszyscy siedzieli przy stole zajadając się naleśnikami. Dołączyliśmy do reszty z uśmiechami na ustach, jednak gdy spojrzałam na Josha wszystkie emocje tak jakby ze mnie uleciały. Chwyciliśmy po naleśniku i zaczęliśmy jeść. Wszyscy się śmiali i ze sobą rozmawiali. Tylko ja siedziałam cicho.
Ma: Siostra. Co to za mina?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
J: Jaka mina?
Ma: No taka właśnie, nijaka. Stało się coś?- teraz wszystkie oczy były skierowane na mnie.
J: Nie. Wszystko okey. Po prostu jestem głodna i trochę zaspana. Chce ktoś kawy?- wstałam od stołu i ruszyłam do kuchni nie czekając na odpowiedź.
*Martin*
Z: Ej, co jej jest?- spytał mnie po cichu, kiedy Michelle zniknęła w kuchni. Wzruszyłem tylko ramionami i pokręciłem głową.
N: Pójdę do niej.- spojrzałem na niego, a potem na Josha i zdałem sobie sprawę z tego o co chodzi.
D: Może ona nie chce iść na te zakupy?- zasugerowała.
J: Nie, na pewno nie. Ona kocha zakupy. Przejdzie jej.- uśmiechnąłem się do dziewczyny i wróciłem do konsumowania naleśnika.
*Niall*
J: Co jest?- spytałem przytulając dziewczynę od tyłu.
Mi: Nadal jestem zła na Josha. Myślałam, że sobie poszedł wczoraj wieczorem i trochę mnie przybiła jego obecność.- zrobiła krzywą minę i wzruszyła ramionami. Wstawiła wodę i mocno się we mnie wtuliła.
J: Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży.- pogłaskałem ją po głowie.
Mi: Nienawidzę się z nim kłócić. W ogóle z nikim nie lubię się kłócić. No, ale do jasnej cholery, czemu taki był? Czemu za wszelką cenę chciał zataić prawdziwy powód swojego smutku? Przecież ja bym wszystko zrozumiała. Czy on na prawdę myśli, że jestem na tyle tempa?- dziewczyna uroniła jedną łzę, którą szybko starłem z jej policzka i jeszcze raz mocno przytuliłem. Woda akurat się zagotowała i dziewczyna zalała kawę.
Mi: Chcesz też?- spytała pociągając nosem.
J: Nie, dzięki. Musiała byś mi potem dawać środek na uspokojenie.- mrugnąłem do niej jednym okiem i uśmiechnięci wróciliśmy do jadalni. Już w dobrych humorach pochłonęliśmy nasze śniadania i dziewczyny ruszyły na podboje centrum handlowego.
*Michelle*
Kiedy wsiadałyśmy do auta Danielle zaczęła się śmiać. Ani ja, ani Eleanor nie wiedziałyśmy o co chodzi i spojrzałyśmy pytająco na dziewczynę.
D: Jesteśmy bardzo podobnie ubrane.- spojrzałyśmy po sobie i rzeczywiście tak było. Ja byłam ubrana w to co wybrał mi Niall, Danielle była ubrana w to, a El w to. Kiedy już wszystkie to zobaczyłyśmy i dodatkowo zorientowałyśmy się, że wszystkie mamy na nogach czarne converse- wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Uruchomiłam silnik mojego ukochanego forda i ruszyłyśmy w drogę. Na miejscu zaczęła się niezła zabawa. Praktycznie biegałyśmy po sklepach, przymierzając kolejne rzeczy. W niektórych wyglądałyśmy naprawdę śmiesznie, co sprawiało, że cały sklep nas słyszał i spotykały nas ciekawskie i złośliwe spojrzenia. Oczywiście nie obyło się bez złodziei prywatności. Czy naprawdę opłaca im się śledzić nas całymi dniami tylko po to, żeby zrobić nam jakieś durne zdjęcia? Nie ważne. Po kilku dobrych godzinach, zrobiłyśmy się z dziewczynami głodne, więc udałyśmy się do jednej z knajpek na obiad. Siedziałyśmy w restauracji dwie godziny i z powrotem ruszyłyśmy wydawać pieniądze. Kiedy czekałam na dziewczyny w jednym ze sklepów zadzwonił mój telefon. Dzwonek był naprawdę głośny, więc szybko i bez patrzenia odebrałam.
J: Halo?- spytałam próbując powstrzymać śmiech, widząc jak El wygłupia się z Dan.
H: Hej. Jak wam idą zakupy?
J: Harry?- spytałam i spojrzałam krótko na ekran telefonu. Tak. To był on.
H: Tak. A kogo się spodziewałaś? Nie ważne. Jak się czujesz?
J: Dobrze. A ty?- byłam trochę skrepowana, ale cieszyłam się, że zadzwonił.
H: Też nie najgorzej. To jak wam idą te zakupy? Bo wyglądacie na zadowolone.- zachichotał jak wtedy kiedy byliśmy jeszcze dziećmi.
J: Jest świetnie. Dziewczyny są wspaniałe i wygląda na to, że chyba mnie polubiły. Ale zaraz. Czy ty nas podglądasz, za pomocą tych wszystkich fotoreporterów?
H: Yym... No... Ten... No...- zaczął się jąkać, na co zareagowałam śmiechem.
J: Spokojnie. Nie mam ci tego za złe skarbie. Co tam u was?
H: No smutno trochę. I strasznie pusto. Siedzimy cały czas u mnie w domu. Chłopakom też się nudziło, więc teraz siedzą u mnie.- zamilkł na chwilę, a ja nie wiedziałam zbytnio co mam powiedzieć. Na całe szczęście chłopak postanowił przerwać ciszę.- Michelle...
J: Tak?
H: Gniewasz się na mnie?
J: Nie Hazz. Czuję się tylko trochę niezręcznie. To dla mnie niezbyt komfortowa sytuacja, po tym co się między nami stało. W szczególności, że Zayn jest w moim domu, pokłóciłam się z Joshem i ze sobą nie rozmawiamy. Ja mu nawet teraz nie jestem w stanie spojrzeć w oczy. I pamiętaj. To nie tylko twoja wina. W sumie, gdybym sama nie zaczęła, to by do niczego nie doszło.
H: Michi... Przestań. Nie możesz teraz obwiniać siebie.
J: Dobra. Pogadamy o tym, jak się zobaczymy. Okey?
H: Okey. Kocham cię.
J: Ja ciebie też. Pa.- powiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy i się rozłączyłam. Wróciłam do dziewczyn i razem z nimi oceniałam ich kolejne stylizacje. Po kilku kolejnych godzinach miałyśmy już dosyć na dzisiaj i postanowiłyśmy wrócić do domu. Chłopcy mieli śmieszne miny, kiedy zobaczyli, ile toreb niosła każda z nas.
Ma: Nie macie na co wydawać tych pieniędzy?
D: Zakupy są dla kobiet jak lekarstwo na wszystko.- wytknęła do niego język.
El: A zdrowie jest najcenniejsze. Czyż nie?
Wszyscy się zaśmialiśmy i rozeszliśmy do swoich pokoi. Kiedy przekroczyłam próg mojej sypialni, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dosyć sporych rozmiarów pakunek, leżący na moim łóżku.
J: Martin!- zawołałam brata, czytając karteczkę dołączoną do paczki.
Ma: Co się stało?- spytał wchodząc do pokoju.
J: Co to jest?
Ma: Kurier przyniósł. Coś poleconego dla ciebie.
J: Od kogo to?
Ma: Nie zamawiałaś nic?
J: Nie.- spojrzeliśmy po sobie i wzięłam się za odpakowywanie pakunku. Było to duże pudełko, w kształcie prostokąta, opakowane w szary papier. Martin pomógł mi porozrywać kolejne warstwy opakowania i w końcu podniosłam wieczko pudła. Miałam wrażenie, że oczy mi zaraz wyjdą z orbit. Wyjęłam piękną długą sukienkę, która leżała na samym wierzchu. Pod nią leżały buty, dodatki, a nawet specjalna bielizna. Spojrzałam na brata, który był równie zdezorientowany co ja. Wyciągnął z pudełka jakąś kartkę i zaczął ją czytać.
Ma: Droga Michelle. Przesyłam ci rzeczy, które założysz na siebie na galę rozdania nagród. Pojedziesz na nią razem z chłopakami. To wyjście będzie jednocześnie oficjalnym potwierdzeniem twojego związku z Harrym. Udzielicie wywiadów dla kilku telewizji i gazet. W torebce znajdziesz kosmetyki i instrukcję do wykonania makijażu i fryzury. Dnia dziesiątego września o godzinie osiemnastej masz czekać gotowa do wyjścia, na limuzynę, która podjedzie pod twój dom i zabierze cię na miejsce. To by było na tyle. W razie problemów, dzwoń. Paul.- Martin spojrzał na mnie pytająco, a ja zrobiłam wściekłą minę.
Ma: Co to ma do cholery znaczyć?
J: Zostałam dziewczyną Harry'ego na pełen etat.
Ma: To stąd się wzięły te wszystkie zdjęcia, na których się całujecie i przytulacie?
J: A myślisz, że od tak sobie całowała bym się z własnym kuzynem?- zaczęłam się denerwować.
Ma: Ja pierdole. Co za popaprany ten cały świat show biznesu.
J: Uspokój się. Myślisz, że ja jestem z tego zadowolona?- spojrzałam na niego i odłożyłam sukienkę do pudła.
J: Kiedy to ma być?- spytałam po dłuższej chwili milczenia.
Ma: Dziesiątego września. Akurat w twoje urodziny. Równiutko za dwa tygodnie.
J: Jutro jedziemy do cioci na urodziny. Pogadam wtedy z Paulem.
Ma: Fakt. Kompletnie o tym zapomniałem.- znowu zapadła głucha cisza. Widziałam, że coś męczy chłopaka, ale nie chciałam tego wyciągać siłą. Zaczęłam rozkładać nowe rzeczy w szafie i po kilku minutach Martin zdecydował się odezwać.
Ma: Kazałem Annie oddać klucze do domu.- wyrzucił z siebie szybko.
J: Czemu?- zdziwiło mnie to trochę.
Ma: Zachowała się dokładnie tak, jak przewidziałaś. Nie dość, że robiła wyrzuty Joshowi, to jeszcze zaczęła wymyślać, że udajesz, tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Dałem jej czas na zabranie rzeczy i kazałem zostawić klucze na szafce przy drzwiach. Kiedy wyszła tam znalazłem cały pęczek na jednej z półek.
J: Czy mam przez to rozumieć, że nie jesteście już razem?
Ma: Na to wygląda. I nie zmieni się to dopóki nie wróci stara Ann, którą kocham.- powiedział ze spuszczoną głową. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
Ma: Nie będę tolerował takiego zachowania. Jesteś moją siostrą i nikomu nie pozwolę cię tak traktować.
J: Kocham cię braciszku.
Ma: Ja ciebie też siostrzyczko.
J: Ja ciebie mocniej.
Ma: Ja ciebie dłużej.- zaśmialiśmy się krótko i mocniej w siebie wtuliliśmy.
D: Michi.. Przepraszam, że przeszkadzam.- powiedziała cichutko wchodząc do pokoju.
J: Nie ma sprawy.- uśmiechnęłam się do niej, ale nadal nie odsunęliśmy się od siebie z Martinem. Dziewczyna tylko szeroko się na to uśmiechnęła i kontynuowała.
D: Wiem, że wy też jutro jedziecie na urodziny waszej cioci. Mam tylko jedno pytanie. Chłopaki jadą z wami, czy mamy ich dzisiaj zwinąć?
J: Chyba będzie bezpieczniej jeśli pojadą z wami. Jeśli oczywiście, to nie będzie problem.
D: Żaden problem. Pójdę im powiedzieć, nie przeszkadzajcie sobie.- powiedziała i już jej nie było.
Ma: Fajne z nich dziewczyny.
J: Chłopaków też mają fajnych.- uśmiechnęłam się do niego, a on pocałował mnie w czoło.
Ma: Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.- przytulił mnie ostatni raz i poszedł do swojego pokoju.
Przełożyłam pudełko do szafy i biorąc gitarę do rąk wyszłam na taras. Cały czas po mojej głowie chodził tekst jednej z piosenek, którą napisał dla mnie Josh. Zagrałam krótkie intro, które wymyśliłam już dawno i nucąc w myśli zaczęłam grać. (klik)
Palce same układały się w kolejne chwyty, tak jakby znały to na pamięć. Komponowanie zawsze przychodziło mi z taką łatwością. Kiedy po raz kolejny skończyłam grać, weszłam na chwilę do pokoju i sięgnęłam kartkę i długopis. Wróciłam na taras i grałam po kawałku piosenki. Zapisywałam kolejne chwyty i kiedy skończyłam, zagrałam jeszcze raz, sprawdzając, czy wszystko się zgadza. Każdy chwyt zapisany na kartce był identyczny jak ten który w danym czasie wykonywałam. Skończyłam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
N: Nauczyła byś mnie tego?- tak mnie przestraszył, że aż podskoczyłam.- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć.- uśmiechnął się przepraszająco i biorąc moją drugą gitarę dołączył do mnie.
N: Sama to skomponowałaś?
J: Przed chwilą.- uśmiechnęłam się nieśmiało.
N: Nauczysz mnie?
J: Jasne. Tu masz wszystkie chwyty i bicia. Zagramy kilka razy powoli i powinieneś załapać.- uśmiechnęłam się do niego podsuwając kartkę w jego stronę. Szło mu naprawdę dobrze. Widać, że długo gra, bo szybko łapał i nie sprawiało mu to żadnych problemów. Z każdym razem graliśmy szybciej, aż w końcu dobiliśmy do odpowiedniego tempa. Raz po raz podśpiewywałam tekst, aż w końcu zaśpiewałam całą piosenkę. To też chłopak szybko podłapał i po krótkim czasie śpiewaliśmy oboje.
N: To jest piękne.- powiedział patrząc na mnie z podziwem.
J: Josh to napisał. Chcemy nagrać własną płytę.
N: Coś już kiedyś wspominałaś. Dobrze by się sprzedawało.
J: Tak myślisz?- chłopak pokiwał głową i uśmiechnął się słodko.
N: Masz wspaniały głos.- poczułam jak się rumienię.
J: Ty też.- blondyn również momentalnie zrobił się czerwony.
Z: Niall. Za dwadzieścia minut się zbieramy. O, co gracie?- mówił szybko wparowując na taras.
J: Piosenkę.- wytknęłam mu język i wszyscy się zaśmialiśmy.
Z: A mogę posłuchać?
D: Chciałeś powiedzieć, czy my możemy posłuchać.- teraz na tarasie byli już wszyscy z wyjątkiem Josha.
J: A gdzie Jo?- spytałam Martina.
Ma: Powiedział, że idzie do domu.- wstałam natychmiast i podeszłam do barierki. Zobaczyłam mojego chłopaka kierującego się w stronę furtki.
J: Josh!- krzyknęłam głośno i chłopak się odwrócił.- Chodź do nas. Pomożesz mi w czymś.- uśmiechnęłam się do niego. Miałam już dosyć ciągłego gniewania się. Nadal mnie bolało ta jak się zachował, ale postanowiłam odpuścić. Chłopak chwilę się zawahał, ale w końcu wrócił do nas. Kiedy wszedł na taras, zrobiłam mu miejsce obok siebie i dałam znać Niallowi, żeby zaczął grać. Po krótkim intro dołączyłam do niego i śpiewałam piosenkę patrząc na mojego chłopaka. Pierwsza zwrotka należała tylko do mnie. Drugą zaśpiewał on, a refren zaśpiewaliśmy razem. Drugą część piosenki zaśpiewaliśmy w odwrotnej kolejności, a końcówkę zaśpiewał Jo. Wszyscy siedzieli w ciszy.
Jo: Kiedy to skomponowałaś?
J: Jakąś godzinę temu.- uśmiechnęłam się delikatnie. Wszyscy zaczęli klaskać przez co się zarumieniłam i spuściłam głowę. Josh chwycił mój podbródek dwoma palcami i szybko musnął moje usta swoimi. Wiedział, że jeśli jakiś fotoreporter kręci się w pobliżu, możemy mieć kłopoty. Pół godziny później, żegnaliśmy się z naszymi gośćmi, po mimo tego, że zobaczymy się z nimi jutro. Po dwóch godzinach zadzwoniła do mnie Danielle informując, że dotarli do domu całe i zdrowe. Jechali autostradą, bo robiło się późno, a chciały się wyspać przed jutrem, co jest zrozumiałe. Każdy obiecał, że nie piśnie Hazzie ani słowem, o naszym jutrzejszym towarzystwie, więc nadal będzie to dla niego niespodzianką. Kiedy wchodząc do pokoju spojrzałam na zegarek, stwierdziłam, że naszykuję sobie ubrania na jutro, bo jutro mogę być nieprzytomna. Stanęłam przed szafą i zastanawiałam się czy założyć sukienkę, czy coś mniej oficjalnego. Napisałam szybko sms-a do Eleanor i zapytałam w nim, jak mamy się ubrać. Odpowiedziała, że ma być elegancko, ale nie koniecznie suknia i garnitur. Zajrzałam jeszcze raz do mojej szafy i wybrałam odpowiedni zestaw jak na tą okazję. Była to impreza z kolorem przewodnim- bordowym. Moich uszu doszedł jednocześnie głos mojego brata. Chyba mnie wołał. Położyłam ubrania na łóżku i ruszyłam do pokoju obok. To, co zobaczyłam sprawiło, że szeroko się uśmiechnęłam. Martin stał przed swoją szafą i miał zaciętą minę.
J: Wołałeś mnie?- spytałam przytulając go od tyłu.
Ma: Co? A, tak. Nie wiem, w co mam się jutro ubrać.- powiedział i machnął ręką w kierunku szafy pełnej ubrań. Pogrzebałam tam trochę i wybrałam kilka rzeczy.
J: Tu masz koszulę, sweter i spodnie. Buty zaraz ci przyniosę.- mówiłam podając ubrania.
Ma: Myślisz o tych jasnych, co kupiłem niedawno.- pokiwałam twierdząco głową.- To już jutro sam wezmę. Dzięki siostra.- powiedział mocno mnie przytulając.
J: No już, już. Bo mnie udusisz.- zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
Ma: O której wyjeżdżamy?
J: Zależy od tego, czy jedziemy autostradą czy bocznymi drogami.
Ma: Raczej autostradą. Mniej się zmęczymy.
J: To tak o dwunastej, albo pierwszej. Dojedziemy zanim zacznie się impreza zaczyna się o drugiej, ale ciocia prosiła, żebyśmy przyjechali trochę później. Powie Harry'emu, że przyjdzie jakieś małżeństwo, żeby myślał, że to oni. My wtedy wejdziemy jak gdyby nigdy nic i zaskoczymy młodego.- uśmiechnęłam się do brata, który nie wyglądał na przekonanego.
J: O co chodzi?
Ma: Boję się trochę tego spotkania z ciocią. Jakoś nie potrafię tak zapomnieć o tym wszystkim, co o tobie mówiła.
J: Martin, ja też nie potrafię zapomnieć, ale wybaczyłam. Każdy zasługuje na drugą szansę, a ciocia chce ją wykorzystać. Tylko teraz już się tym nie zamartwiaj i idź spać.
Ma: Tak jest mamusiu.- oboje spojrzeliśmy po sobie trochę zgorszeni tym słowem, ale szybko uśmiechnęłam się do chłopaka, żeby nie zrobiło mu się głupio. Przytuliliśmy się do siebie, życzyliśmy sobie dobrej nocy i położyliśmy się do łóżek.
Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie promienie słońca. Ruszyłam w kierunku kuchni i zobaczyłam tam Martina kucającego przy szafkach.
J: Wszystko okey?- spytałam kiedy zobaczyłam rozbitą szklankę. Kucnęłam obok brata i pomogłam mu zbierać szkło.
Ma: Nadal się denerwuję.
J: Może weź jakiś środek na uspokojenie? W apteczce coś powinno być. A jak nie to u mnie w szufladzie w szafce przy łóżku. Idź poszukaj, a ja to posprzątam.- zebrałam większe kawałki szkła i sięgnęłam po zmiotkę. Kiedy już żaden odłamek nie leżał na podłodze, wyrzuciłam zawartość szufelki to kosza.
Obojgu nam potrzebne było szybkie orzeźwienie, a to zawsze zapewniała nam mrożona kawa. Kiedy Martin wrócił do kuchni ze środkiem uspokajającym w dłoni, podałam mu gotowy napój. Chłopak krzywo się do mnie uśmiechnął i popił jedną tabletkę zimnym płynem.
J: Ja dzisiaj prowadzę.
Ma: Nie, dam radę.- powiedział, a ja znacząco spojrzałam na jego trzęsącą się do granic możliwości rękę. Jego oczy podążyły moim śladem, więc widząc to, co ja odstawił szklankę.
J: No, to ja prowadzę.- poklepałam go po ramieniu i poszłam do siebie. Z szafy wyjęłam czystą bieliznę i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam do pokoju była jedenasta. Czułam się dziwnie. Tak, jakbym się denerwowała i jednocześnie była kompletnie odprężona. Dziwne uczucie. Rozczesałam wilgotne jeszcze włosy i związując je w luźną kitkę usiadłam z kosmetyczką do biurka. Twarz przyozdobiłam zgodnie z instrukcją Louise. Byłam całkiem zadowolona z efektu jaki osiągnęłam zważając na fakt jak trzęsła mi się ręka. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone, bo lubiłam moje naturalne fale. Wyglądałam teraz jak moja matka. Zawsze wszyscy mi mówili, że jestem do niej podobna, a tylko kolor oczu i włosy odziedziczyłam po ojcu. Rysy twarzy miałam praktycznie identyczne, co moja rodzicielka. Z Martinem było dokładnie na odwrót. Był tak podobny do taty za młodych lat, że można było ich mylić na zdjęciach.
Ma: Tyle lat cię znam, a z każdym dniem coraz bardziej mnie zadziwiasz swoją urodą.- powiedział opierając się o futrynę moich drzwi. Wstałam i zaczęłam naciągać na siebie spódnicę. Kiedy się już z nią uporałam, założyłam resztę rzeczy. Przeczesałam włosy palcami i upewniając się, że mam wszystko w torebce, podeszłam do brata. Zmierzwiłam mu włosy i uśmiechnęłam się głaszcząc jego policzek.
J: Seksownie wyglądasz w trzydniowym zaroście braciszku.- puściłam do niego perskie oko i oboje się zaśmialiśmy.
Ma: Ty wyglądasz seksownie nawet w swojej piżamie w króliczki.- pstryknął mnie w nos.
J: Dała bym ci całusa, ale bym cię ubrudziła więc się powstrzymam.
Śmiejąc się ruszyliśmy do wyjścia. Po drodze wstąpiliśmy do dużej szafy na buty zamieszczonej w przedpokoju i wyjęłam z niej moje najwygodniejsze czarne szpilki. Spojrzałam na drzwi i prawie zaliczyłam zawał. Przez okienko patrzył na mnie jakiś chłopak. Rozpoznając Nathana, szybko wpuściłam go do domu.
J: Nate, co ty tu robisz?- spytałam mocno go przytulając, bo dawno się nie widzieliśmy i strasznie się za nim stęskniłam.
Na: Mogę się z wami zabrać? Wiem, że jedziecie do waszego kuzyna, a tam jest Louise. Stęskniłem się za nią.
J: Jasne, że cię zabierzemy.- spojrzałam na niego i lekko się skrzywiłam.- Jednak zanim pojedziemy, musimy cię przebrać. Chodź.- wzięłam go za rękę i ruszyłam do schodów.
Ma: Nate? Co ty tu robisz?- spytał zdziwiony.
J: Młody jedzie z nami.- brat tylko pokiwał głową i wgryzł się w jabłko.
Dotarliśmy do pokoju Martina i zaczęłam szperać w jego garderobie. W końcu znalazłam odpowiedni zestaw.
J: Rozbieraj się.- powiedziałam, a chłopak zrobił przestraszoną minę z powodu mojego tonu. W cale mu się nie dziwię, bo sama się przestraszyłam.- Sorki. Nie chciałam tak zabrzmieć. To przez to, że trochę się denerwuję.- zaczęłam mówić szybko jak jakaś nakręcona.
Na: Mich. Spokojnie.- zaczęliśmy się śmiać i chłopak szybko zdjął swoje ubrania.
J: Tu masz kamizelkę, buty, koszulę, spodnie i muchę.- mówiłam podając mu kolejne ubrania. Spojrzałam na przyjaciela i muszę się przyznać, że bezczelnie się w niego wgapiałam. Miał lekko potargane włosy, które właśnie przeczesywał dłonią, jego tors był doskonale umięśniony, a nogi miał zgrabne.
Kiedy spojrzałam na jego twarz, dało się zauważyć, jak wyprzystojniał przez te kilka lat, odkąd się znamy. Oczy były jedyną rzeczą, która nie zmieniła się w najmniejszym stopniu. Nasze spojrzenia się ze sobą spotkały i poczułam się jak przyłapana na gorącym uczynku.
J: Zmieniłeś fryzurę.- powiedziałam byle by znaleźć wymówkę. Nathan pokiwał głową i zaczął zakładać na siebie spodnie.
J: Ale ty się zmieniłeś.- westchnęłam i oparłam się o futrynę nadal patrząc na chłopaka.
Na: Ty niezmiennie jesteś piękna.- uśmiechnął się nieśmiało, a ja poczułam jak rumieniec wkrada się na moje policzki.- Josh ma szczęście...
J: Co dokładnie masz teraz na myśli?
Na: Chciałbym mieć tak wspaniałą dziewczynę jak ty... Muszę ci się do czegoś przyznać...
J: O co chodzi?
Na: Byłem w tobie zakochany po uszy, przez dobre dwa lata.- w tym momencie nie wiedziałam, jak się zachować.- Ale cieszę się, że jesteś z Joshem. Nie martw się. Nie będę próbował rozwalić waszego związku. Fakt, że jesteś z nim szczęśliwa, sprawia, że sam staję się szczęśliwy. Ups. Chyba krzywo zapiąłem.- spojrzałam na niego i zaśmiałam się krótko kiedy zobaczyłam, jak krzywo to zrobił. Podeszłam do niego i szybko rozpięłam mu koszulę. Starannie zapięłam mu wszystkie guziki, poprawiłam kołnierzyk, zawiązałam muchę i założyłam mu kamizelkę. Przyjrzałam mu się przez chwilę i jednym sprawnym ruchem potargałam mu włosy.
J: Ale z ciebie ciasteczko.- uszczypnęłam go w policzek i ze śmiechem ruszyłam do auta.
Na: Ja ci dam ciasteczko. Cukiereczku.- powiedział z naciskiem na ostatnie słowo i wziął mnie na ręce. Postawił mnie dopiero przy aucie. Całą trójką wsiedliśmy do mojego forda i ruszyliśmy w drogę.
Ma: Jak udaje ci się prowadzić w tych butach?
Na: Już się bałem, że tylko mnie to zastanawia.
J: Kwestia wprawy chłopcy.- spojrzałam na telefon, który informował właśnie, o nowej wiadomości.- Martin, przeczytaj sms-a.
Ma: Nikt, oprócz chłopców, nie będzie wiedział, że jesteśmy spokrewnieni. Mówcie do mnie po imieniu i spóźnijcie się. Czekam i pozdrawiam. Ann
J: Napisz, że właśnie wyjeżdżamy i będziemy za jakieś dwie, dwie i pół godziny.
Ma: Się robi.
*Harry*
Mama oczekiwała jeszcze tylko dwójki gości. Nie chciała mi powiedzieć, kto to jest. Z początku myślałem, że to Michi i Martin, ale dzwoniłem do niej godzinę temu i powiedziała, że siedzą w studio i zaczynają nagrywać, więc moje domysły były błędne.
Cała impreza odbywała się w naszym ogrodzie, a wśród gości, kręcili się fotoreporterzy, którzy pełnili rolę "wynajętych fotografów", co w sumie nie tak bardzo mijało się z prawdą.
Mama, Danielle, Eleanor, Louise i kilka innych kobiet pochwaliło mój strój, chociaż ja nie widziałem w nim nic szczególnego. Miałem na sobie obcisłe, czarne rurki, tego samego koloru marynarkę i converse za kostkę; białą koszulę i bordową muchę.
Stojąc z przyjaciółmi zauważyłem, że mama dosyć szybkim krokiem idzie w kierunku podjazdu. Przeprosiłem wszystkich i ruszyłem za nią. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem.. Moja rodzicielka właśnie witała się z Michelle. Kiedy moja kuzynka wręczyła kobiecie małą torebeczkę, Martin przywitał się ze swoją ciotką. Usłyszałem czyjeś kroki i szybko obróciłem się w ich kierunku. "Fotograf" już się cieszył, że uda mu się zrobić jakieś fajne zdjęcie. Odwróciłem się z powrotem do nowych gości i spojrzałem na Michi. Nasze oczy się spotkały, a zaraz potem już trzymałem ją w swoich objęciach. Dziewczyna mocno mnie przytulała, chociaż oboje czuliśmy się niezręcznie. Nie mogąc tego po sobie pokazać postawiłem ją na ziemie i czule pocałowałem.
Mi: Czekaj. Ubrudziłam cię.- zaśmialiśmy się oboje i dziewczyna przetarła kciukiem moją brudną wargę.
Ma: Pamiętaj, że nadal jestem jej bratem.- pogroził mi palcem, robiąc groźną minę, ale zaraz potem padliśmy sobie w ramiona, śmiejąc się głośno.
J: O, cześć młody!- powiedziałem i przytuliłem Nathana.
Na: Cześć.- powiedział niepewnie.- Dzień dobry.- zwrócił się do mojej mamy, podając jej rękę.
M: Ty zapewne jesteś bratem Louise. Bardzo za tobą tęskniła.- moja rodzicielka uśmiechnęła się do chłopaka i ruszyła do ogrodu. Martin i Nate szli zaraz za nią, a ja i Michelle przystanęliśmy na moment.
J: Gniewasz się na mnie?- spytałem ogarniając jej z twarzy niesforny kosmyk.
Mi: Nie. Musiałabym jednocześnie znienawidzić samą siebie. A dobrze wiesz, że to trudne.
J: No tak... Czy to znaczy, że między nami wszystko w porządku?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową i na moment spojrzała za mnie. Chwilę potem złączyła nasze usta w krótkim pocałunku.
*Louise*
Zobaczyłam, że Ann wraca z podjazdu, a za nią idzie dwóch chłopaków. Jednym z nich był Martin, ale drugiego nie rozpoznałam. Dopiero, gdy przystanął i spojrzał centralnie na mnie zobaczyłam w nim mojego brata. Wepchnęłam Zaynowi mój kieliszek do ręki i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku Nate'a. Chłopak zaczął biec i kiedy już byliśmy na wyciągnięcie ręki pochwycił mnie w swoje ramiona i obrócił wokół własnej osi. Nie miałam zielonego pojęcia o tym, że tu przyjedzie. Tak bardzo za nim tęskniłam.
J: Co ty tu robisz?- spytałam dokładnie się mu przyglądając.- Nie poznałam cię! Co zrobiłeś z włosami i kiedy zdążyłeś tak wyprzystojnieć? Ty masz zarost! Przecież nie widziałam cię tylko miesiąc. O mamo.- przytuliłam go mocno i nie chciałam go puszczać.
Na: Lou. Bo mnie udusisz.- zaczął się śmiać.- Stęskniłem się za tobą. Ślicznie wyglądasz.
J: Myślisz, że ja nie tęskniłam? Jak sobie radzicie z mamą? Dostaliście pieniądze?
Na: Nadal mieszkamy u cioci. Mama się zastanawia, czy ma wywalić ojca z domu, czy zacząć szukać nowego mieszkania. Pieniądze dostaliśmy i bardzo ci za nie dziękujemy.
J: Będę wam wysyłać każdą moją wypłatę. Tylko nie będą one w regularnych odstępach. tutaj moim wynagrodzeniem jest nocleg i pożywienie. Zadziwiające jest to, że zlecenia mam naprawdę często.
Na: Lou, spokojnie. Ja też teraz mam pracę, więc nie musisz przesyłać wszystkiego. Zostaw też trochę dla siebie.
J: Jaką pracę znalazłeś?
Na: Jestem modelem dla VOGUE.- powiedział nieśmiało.
J: Dla kogo?- spytałam zdziwiona.
Na: Dla VOGUE.- powtórzył.
J: Jejku... Moje gratulacje! Jak ci się to udało?
Na: Dwa dni po twoim wyjeździe, poszedłem do fryzjera. Wracając do domu wstąpiłem do centrum. Były tam jakieś pokazy mody. Stanąłem sobie przy filarze i zacząłem oglądać. Nagle podszedł do mnie jakiś facet i bez słowa zaczął się na mnie gapić. Trochę się go przestraszyłem, ale wszystko mi wytłumaczył. Powiedział, że szukają modela. Byłem już nawet na kilku sesjach, ale dopiero z jednej dostałem zdjęcia. Jak chcesz, to ci prześlę.
J: No jasne. Przesyłaj wszystko, co dostaniesz. Cieszę się, że ci się poszczęściło. Kurde. wyglądasz na starszego ode mnie. Teraz mogę się tobą chwalić.- brat spojrzał gdzieś za mnie i chyba się zamyślił. Odwróciłam się w kierunku, w którym zerkał i dostrzegłam tylko i wyłącznie fotografa. Facet uśmiechał się do nas szyderczo.
J: Kto to jest?
Na: Ten koleś robił mi zdjęcia. Nienawidzę go.
J: Dlaczego się tak na nas gapi?
Na: Śmieje się ze mnie. Stwierdził, że nic w życiu nie osiągnę, a wybiję się tylko dzięki komuś. Na przykład dzięki dziewczynie, która mieszka w jednym domu z Harrym.
J: Przecież ja nawet nie wiedziałam, że masz pracę!- powiedziałam oburzona.
Na: Lou, spokojnie. My to wiemy. Możemy porozmawiać gdzieś na osobności?
J: Jasne. Chodź. Pójdziemy do mojego pokoju.
*Martin*
Przywitanie z ciocią było dosyć niezręczne. Całe szczęście, nie chciała ze mną gadać, więc nie musiałem się zmuszać do uprzejmości. Zdziwiło mnie tylko to, z jaką swobodą Michelle przytuliła się do kobiety, która tyle lat traktowała ją jak największą wywłokę świata. Jednak jeszcze dziwniejsze było przywitanie Michi z Harrym. To, jakiego "buziaczka" sobie dali na samym początku było co najmniej dziwne. To tak, jakbym ja się z nią całował. Z zamyślenia wyrwał mnie Nathan, który gwałtownie się przed mną zatrzymał. Wpadłem na niego i spojrzałem w tym samym kierunku, co on. Moim oczom ukazała się grupka przyjaciół, wśród których znajdowała się Louise. Dawno się nie widzieli. Wyminąłem chłopaka i ruszyłem w kierunku znajomych. Kiedy byłem już tylko kilka kroków od nich, myślałem, że mam zwidy. Ujrzałem Eleanor, stojącą między Louisem i Danielle, Zayna, Nialla, Liama i dwa sobowtóry El. Podszedłem i zacząłem się witać z tymi, których znałem. Klony spojrzały na mnie zawstydzone i słodko się zarumieniły. Uśmiechnąłem się na ten widok.
J: Cześć. Jestem Martin.- pomachałem do nich, a one zachichotały.
T: Ja jestem Tina.
G: A ja Gretchen.
T: Rozpoznasz nas po kolorze spódnicy i bransoletce.
G: Ja mam bordową spódnicę. Tina ma czarną i bordowe dodatki.- Tina wyciągnęła do mnie rękę, pokazując swoją bransoletkę.
J: Ładna.- powiedziałem z uśmiechem, na co dziewczyna zarumieniła się bardziej.
Lo: Martin, czy ty przypadkiem nie masz dziewczyny?- spytał przytulając do siebie Eleanor.
J: Nie, nie mam.- powiedziałem i od razu spochmurniałem.
El: Lou, później ci opowiem.- powiedziała cicho, na co chłopak skinął głową.
Li: Są i nasze gołąbeczki!-spojrzałem za siebie i zobaczyłem trzymających się za ręce Michi i Hazzę. Szli do nas szeroko się uśmiechając. Po chwili i ona zapoznała się z siostrami El. Pogadaliśmy z kilka minut i przerwał nam głos ciotki.
*Michelle*
An: Proszę o chwilkę uwagi!- powiedziała do mikrofonu.- Właśnie dotarli ostatni goście, których jeszcze raz serdecznie witam.- wskazała na nas ręką. Wszystkie twarze były teraz zwrócone w naszą stronę i po mimo rozbrzmiewających się oklasków, dało się słyszeć dźwięk aparatów. Spuściłam głowę, zasłaniając się włosami i chowając twarz w lokach Harry'ego. Zawsze zawstydzały mnie takie sytuacje.
An: W związku z tym, chciałabym zaprosić wszystkich do środka, na tort.- i zaraz miał nadejść moment na moją niespodziankę dla cioci. Wszyscy ruszyli do salonu, w którym na stole stał spory tort, a ja zostałam na tarasie. Harry w tym czasie przyniósł gitarę oraz mały wzmacniacz i zaczęliśmy wszystko podłączać. Zanim się uporaliśmy już część ludzi bacznie nam się przyglądała zajadając się ciastem. Kiedy podpięliśmy ostatni kabel i sprawdziliśmy czy wszystko działa, przyszła Ann. Miała fajną minę. Zapięłam uchwyt od gitary i podeszłam do mikrofonu na statywie.
J: Droga Ann, z okazji twoich urodzin, mam dla ciebie małą niespodziankę.- powiedziałam z uśmiechem, choć od środka zżerała mnie trema.
(klik)
Grałam i śpiewałam jednocześnie, czując na sobie spojrzenia wszystkich zebranych tu obcych mi ludzi. Na ekranie wywieszonym obok mnie, wyświetlały się zdjęcia Ann.
J: Wszystkiego najlepszego.- powiedziałam kiedy skończyłam śpiewać i moich uszu dobiegło głośne klaskanie. Kobieta podeszła do mnie i zdążyłam zdjąć z siebie gitarę, a ona już mnie mocno przytulała.
An: Zaśpiewałaś akurat tą piosenkę. I to po tym wszystkim, co ci zrobiłam. Nie zasłużyłam na to.- powiedziała mi do ucha.
J: To prezent urodzinowy, a najważniejsze jest tu i teraz.- odsunęłyśmy się od siebie i Ann powróciła do gości, a ja zaczęłam sprzątać sprzęt razem z kuzynem.
El: Jaki ty masz głos! Czemu wcześniej się nie pochwaliłaś?- powiedziała kiedy wróciłam do ogrodu.
J: Nie ma się czym chwalić. A poza tym, jakoś nie było okazji.- obdarzyłam dziewczynę nieśmiałym uśmiechem i wzrokiem odszukałam Martina. Rozmawiał z Tiną.
El: Przypadli sobie do gustu, co?
J: Jak widać. Wszystkie jesteście takie wspaniałe?- spytałam śmiejąc się cicho.
El: Jak widać.- podsumowała dziewczyna. Z szerokimi uśmiechami na twarzach przyglądałyśmy się parze. Nagle ktoś mnie złapał za biodra i pocałował w policzek. Po lokach poznałam, że to Harry. Kątem oka zobaczyłam, że Louis zrobił to samo w stosunku do El, na co zachichotałam. Przypomniałam sobie o nieszczęsnej paczce, którą dostałam od Paula.
J: Jest Paul?- spytałam loczka.
H: Tak. Siedzi w środku, a co?
J: Muszę z nim pogadać.- powiedziałam i weszłam do domu. Harry ruszył zaraz za mną i nie obchodził go mój sprzeciw.
J: Hey Paul! Co słychać?! Bo wiesz, słyszałam, że zaczęłam cię lubić, ale jakaś głupia paczka to wszystko zepsuła.- powiedziałam ze sztucznym, przesadzonym uśmiechem na twarzy.
P: To nie podlega dyskusji.
H: O co w ogóle chodzi?- totalnie go ignorując kontynuowałam dyskusję.
J: Może zaraz jeszcze za mnie zadecydujesz, że mam zostać dziwką i to też nie będzie podlegało dyskusji?! A co jeśli zrobię ci taki psikus i powiem wtedy całą prawdę? Co wtedy zrobisz?
P: Nie odważysz się.- powiedział wstając i stając przede mną.
J: Chcesz się o to zakładać?- milczał.- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że w tym dniu mam szkołę, trening, życie? Może nie wiedziałeś, ale jest człowiekiem. Nawet nie mam ukończonych osiemnastu lat. Nie dość, że muszę się spiąć w tym roku i porządnie wziąć się za naukę, to mam jeszcze być na każde twoje zawołanie? Co ty sobie myślałeś? Że będzie mi się podobać to całe zamieszanie wokół mojej osoby? Że będę się cieszyła, kiedy spotkam z samego ranna paparazzich na balkonie? Jeśli naprawdę tak myślałeś, to byłeś w błędzie. Nie będę udzielała żadnych debilnych wywiadów. Nie pójdę na żadną galę. Mam przed sobą klasę maturalną i ktoś taki jak ty, nie zepsuje mi ostatniego roku w szkole.- ruszyłam w stronę wyjścia, ale na chwilę się zatrzymałam i odwróciłam w kierunku mężczyzn.
J: Wszystkie kupione przez was rzecz wyślę ci jutro. Może następna głupia, biedna dziewczyna się na to złapie.- czym prędzej znalazłam się na świeżym powietrzu i rozejrzałam się dookoła. Ruszyłam w kierunku dobrze mi znanej altanki, jednak na niej było mnóstwo ludzi. Szłam dalej nie zważając na to, w jaki sposób patrzyli się na mnie ludzie. Z torebki wyjęłam paczkę papierosów i odpalając jednego szłam dalej.
H: Mich! Skarbie! Poczekaj!- usłyszałam za sobą krzyk chłopaka, ale tylko zwolniłam tempo idąc dalej przed siebie.
H: Michi. Boże święty. Ty palisz?- spytał kiedy mnie dogonił.
J: Chce być teraz sama. Zostaw mnie.- powiedziałam oschle, ale nie posłuchał.
H: Chodź.- pociągnął mnie za rękę i po pewnym czasie ujrzałam białą kanapę. Usiedliśmy na niej i w ciszy wypaliłam papierosa.
J: Skąd to się tutaj wzięło?
H: To taka moja tajna kanapa. Na takie sytuacje, jak ta przed chwilą. Wstań na chwilę.- zrobiłam to, o co poprosił, a on podniósł siedzenie kanapy. Kryły się pod nim schody. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
H: Właź. No już.- szeptał, tak jakby bał się, że zaraz ktoś może nas znaleźć. Weszłam do środka i zaczęłam schodzić. Harry już po kilku sekundach zamknął kanapę, przez co zapadła totalna ciemność. Ogarnął mnie wszechobecny strach.
J: Harry. Boję się.- powiedziałam drżącym głosem. W pewnym momencie poczułam coś na ramieniu i strasznie się przestraszyłam. Już prawie krzyknęłam, jednak w tym samym czasie, Harry zakrył mi usta dłonią. Wyjął telefon z kieszeni i świecąc sobie w twarz, pokazał mi, że mam być cicho.
H: Zdejmij buty.- powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.- Ufasz mi?- spytał na co pokiwałam głową. Chłopak chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w ciemności. Ze strachu zacisnęłam mocno oczy.
H: Nie bój się. Zaraz będziemy.- cały czas szeptał.- Cholera.-przeklął gwałtownie się zatrzymując. Otworzyłam oczy, ale nadal nic nie wiedziałam.
J: Hazz. Co się.- znowu zatkał mi usta dłonią.
H: Ktoś za nami idzie. Musimy nadal udawać parę.- wyszeptał cicho wprost do mojego ucha. Po całym ciele przeszły mi dreszcze. Harry objął mnie w pasie i szybkim krokiem prowadził przez korytarz. W pewnym momencie dało się zauważyć promienie światła. Kiedy widać było wyjście rzuciliśmy się biegiem. W samym wejściu stanęłam jak wryta. Zaczęłam schodzić schodami i rozglądać się po pomieszczeniach. To co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Weszliśmy do mieszkania. Ściany były turkusowe, podłoga z ciemnego drewna, jasne i ciemne meble oraz lampy, które schowane były w 'oknach' i dawały przytulne światło. Nawet nie wiem, kiedy otworzyłam usta ze zdumienia. Tu było pięknie. Przeszłam przez salon, kuchnię, ominęłam jadalnię i stanęłam w jasnym korytarzu. Miałam do wyboru dwie pary drzwi. Jedne po prawej i drugie po lewej.
H: Na prawo łazienka, na lewo sypialnia.- powiedział przytulając mnie od tyłu. Udawanie pary, ciąg dalszy. Otworzyłam drzwi od łazienki i była równie piękna jak reszta. Kiedy się z niej wycofałam Harry stał i patrzył na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Wskazał ręką na drzwi od sypialni, a ja niepewnie złapałam za klamkę. Zawahałam się przez moment.
H: Śmiało skarbie.- objął mnie w talii i pocałował w szyję. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi najszerzej jak się dało. Kolejne piękne pomieszczenie. W każdym pokoju zachowana była ta sama kolorystyka, co dawało poczucie bezpieczeństwa. Weszliśmy do środka, postawiłam buty na podłodze, a torebkę położyłam na szafce. Pogłaskałam kołdrę i odwróciłam się do chłopaka. Podeszłam do niego i oparłam dłonie na jego torsie.
J: Tu jest pięknie.- powiedziałam cicho.
H: Remontowałem to, specjalnie dla nas.
J: Dziękuję.- uśmiechnęłam się i spojrzałam chłopakowi prosto w oczy. Był teraz ode mnie wyższy o głowę. Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho i pogładził mój policzek wierzchem dłoni.
H: Kocham cię Michi.- powiedział cicho i złączył nasze usta w pocałunku. Nie wiem czemu, ale do oczu cisnęły mi się łzy. Może bałam się, że powtórzy się sytuacja sprzed kilku dni. Nie mam pojęcia. Całowaliśmy się coraz bardziej czule i zawzięcie. Harry wsunął ręce pod mój żakiet i zsunął go z moich ramion. Oderwałam się od niego na chwilę. Spojrzał na mnie przepraszająco, a ja tylko kiwnęłam głową i ponownie złączyłam nasze usta. Chłopak przełożył sobie moje ręce na kark i delikatnie mnie podnosząc, posadził mnie na łóżku. Tym razem to ja zdjęłam z niego marynarkę i odłożyłam ciuch obok siebie. Hazz położył mi dłoń na policzku i gwałtownie się ode mnie oderwał.
H: Mich? Wszystko okey?- spytał wycierając mój policzek z łez. Pokiwałam twierdząco głową i ciągnąc go za włosy przyciągnęłam go do siebie. Chciałam uniknąć pytań z jego strony. W pewnym momencie chłopak wsunął rękę pod moje plecy i kładąc mnie, przesunął mnie w górę. Oparł kolano o łóżko, rozsuwając delikatnie moje nogi. Podkurczyłam prawe kolano i przyciągnęłam chłopaka jeszcze mocniej. Oboje usłyszeliśmy dźwięk robionego zdjęcia i momentalnie się od siebie oderwaliśmy. Facet zaczął uciekać, ale Harry go dogonił.
H: Co ty tu robisz?- spytał przyciskając go do ściany.- Mich, zbierz mu aparat.- skąd wiedział, że wychylam się z pokoju? Nie ważne. Podeszłam do kolesia, którego od razu rozpoznałam.
J: Znowu ty?- spytałam biorąc się pod boki.- Ile razy będę jeszcze musiała kasować ci zdjęcia z pamięci?
H: Znasz go?
J: Wlazł mi wczoraj na taras. Sam za nami szedłeś, czy ktoś ci zlecił śledzenie?
F: Paul kazał cię mieć na oku. Robię co mi każe.- powiedział, a Harry w tym momencie go puścił.
H: Zajebię go! Jak boga kocham, zrobię mu krzywdę! Czy on nie może dać nam spokoju?!- już chciał uderzyć w ścianę, lecz w porę złapałam jego rękę.
J: Harry! Uspokój się do jasnej cholery! Już. Ogarnij się. Spokój.- mówiłam patrząc mu prosto w oczy, w których było widać jedynie gniew.- Już?- spytałam kiedy rozluźnił pięść.
H: Przepraszam...- złapał się za głowę i usiadł na kanapie.
F: Ja. Ja przepraszam. nie wiedziałem, że macie ze sobą na pieńku. Ja po prostu zarabiam na utrzymanie rodziny.
J: Dobra. To nie twoja wina. To twoja praca. Ale umówmy się tak. Robisz nam zdjęcia tylko za naszym pozwoleniem, lub jeśli jesteśmy wśród innych ludzi. Jasne?- facet pokiwał głową i odebrał ode mnie aparat.
H: Nie powiesz nikomu o tym miejscu, rozumiesz?- spytał wstając.
F: Jasne. A dacie mi zrobić wam kilka fotek?
J: tak. Ale nie tutaj. Hazz, jest jakieś inne wyjście?
H: Tak. Ale on idzie z zawiązanymi oczami.- facet pokiwał głową na zgodę. Zgarnęłam z kuchni jedną ściereczkę i zawiązałam mu oczy. Obróciłam go kilka razy w różne strony i poszłam po nasze marynarki. Najpierw założyłam buty i wzięłam torebkę do ręki. Kiedy schylałam się po nasze okrycia, poczułam czyjeś dłonie na biodrach. Gwałtownie się wyprostowałam i obróciłam. Przede mną stał Hazz i miał nadzwyczaj poważną minę.
J: Co robisz?- spytałam cicho.
H: Przed nim nadal musimy udawać. Michi, jeśli chcesz się z tego wycofać, ja cię nie trzymam. Ja zrozumiem. Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała.
J: Hazz. To nie przez ciebie. Sama nawet nie wiem przez co. I nie wycofam się, bo tylko ty na tym ucierpisz. H: Kocham cię.
J: Ja ciebie też.
H: Nie Michi. Ja kocham cię tak naprawdę.
J: Chyba nie rozumiem.
H: Ja się w tobie zakochałem.- wyszeptał, a mnie zatkało. Zupełnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Przecież, on jest moim kuzynem, a ja mam chłopaka. Nie to nie może być prawda. Stałam patrząc na niego i nadal milczałam. Widziałam jak łzy napływają mu do oczu.
J: H-harry. Proszę. Nie płacz. Błagam.- przytuliłam go do siebie i sama starałam się zahamować słone krople napływające do moich oczu. Wzięłam głęboki wdech i odsunęłam się od chłopaka. Założyłam na siebie żakiet i wyszłam z pokoju. Wstąpiłam na chwilę do łazienki i pomalowałam usta. Wychodząc wpadłam na kuzyna. Ocierał twarz z łez. Spojrzał na mnie przelotnie i złapał fotografa za rękę.
H: Trzymaj i nie puszczaj.- powiedział kładąc sobie jego dłoń na ramieniu. Wyciągnął do mnie rękę, a ja ją pochwyciłam. Już po kilku chwilach nie miałam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy. Dlatego też, kiedy wyszliśmy z ciemności moje zdziwienie było tak ogromne. Byliśmy w garażu Harry'ego. Drzwiami, przeszliśmy do kuchni i tam rozwiązaliśmy oczy facetowi. Bez słowa ruszyłam do ogrodu. Hazz coś powiedział do fotografa i słyszałam już tylko, jak obaj za mną idą. Kiedy wyszłam na taras, kuzyn objął mnie w talii. Ann właśnie przemawiała.
An: Teraz nadszedł czas na tańce. Dobieżcie się w pary i zacznijmy zabawę walcem.- powiedziała i podeszła do swojego mężczyzny.
H: Można?- spytał obracając się do mnie przodem. Pokiwałam twierdząco głową i w tym momencie zaczęła grać muzyka.
(klik)
Wszyscy zebrani goście dobrali się w pary i zaczęli tańczyć pięknego walca. Harry z Michele. Martin z Tiną. Louis z Eleanor. Liam z Danielle. Nathan z Gretchen. Zayn z Gemmą. Niall z Louise. Wszyscy z wyjątkiem Michi i Hazzy dobrze się przy tym bawili. Po mimo tego, że ich taniec był perfekcyjny i na twarzach widniały im uśmiechy, wcale nie byli szczęśliwi. Harry rozmyślał o tym, jak zareagowała Michelle, na jego wyznanie. Zdał sobie z tego sprawę, po tym, jak prawie wylądowali ze sobą w łóżku. Był skłonny powiedzieć jej o tym już wtedy, kiedy była na zakupach z dziewczynami.
Michelle natomiast zastanawiała się nad tym, co czuje do Harry'ego. Z jednej strony kocha go jak brata, ale nie wyobraża sobie bycia z nim w związku. Jednak z drugiej strony, Harry pociąga ją jako chłopak i już po tej nieszczęsnej imprezie, wiedziała, że gdyby nie byli ze sobą spokrewnieni, ich relacje na pewno nie były by czysto koleżeńskie.
*Michelle*
Tańczyłam z Harrym cały czas rozmyślając o tym, co mi powiedział. Przecież to było by kazirodztwo. Przecież nasi rodzice byli rodzeństwem... Moment. Zatrzymałam się i delikatnie odsunęłam od chłopaka, żeby móc mu spojrzeć w oczy.
H: Co się stało?
J: Nie jesteś moim kuzynem.- powiedziałam nie wierząc sama sobie.
H: Co? Michelle. Nie tutaj. Chodź.- poprowadził mnie krokiem tanecznym w głąb ogrodu, tak, aby jak najmniej ludzi zauważyło nasze zniknięcie. Wszyscy myśleli, że będziemy się po prostu przemieszczać. Gdy tylko Harry się ode mnie odsunął, pociągnęłam go za rękę i biegiem ruszyliśmy w stronę kanapy. Kiedy tylko się tam znaleźliśmy wepchnęłam chłopaka do środka i kazałam mu mnie prowadzić. Cały czas go poganiałam, aż w końcu weszliśmy do salonu podziemnego mieszkania. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Krążyłam po pomieszczeniu trzymając się za głowę i analizowałam całe drzewo genealogiczne jeszcze raz.
H: Mich! Powiedz wreszcie o co chodzi.- powiedział poirytowany.
J: Hazz. My. My nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni! Jesteśmy tak naprawdę umownym kuzynostwem!
H: Mich, uspokój się. Co ci przyszło do głowy?
J: Znałeś ojca swojej mamy?
H: Nie. Umarł, zanim się urodziła.-chyba zrozumiał, bo spojrzał na mnie tak, jakby ducha zauważył.
J: Nie dziwiło cię nigdy, że babcia miała zdjęcia, tylko z jednej ciąży?
H: Racja. Raz mi nawet mówiła, że twojego dziadka poznała, kiedy mama miała sześć lat, a twój tata trzy lata. Ja pierdole. Michelle. Ja mam prawo cię kochać.- powiedział łapiąc moją twarz w dłonie i namiętnie mnie pocałował. Na początku byłam totalnie zdezorientowana, ale po chwili oddałam pieszczotę. Już po kilku pocałunkach mój żakiet wylądował na podłodze, zaraz obok torebki. Chłopak napierał na mnie coraz większą siłą, przez co cofałam się w kierunku sypialni. Po drodze zgubiłam buty i zdjęłam marynarkę Harry'ego. Co chwila wpadaliśmy na ściany, aż w końcu Hazz podwinął moją spódnicę naprawdę wysoko i łapiąc mnie za uda, wziął mnie na ręce. Szybko oplotłam nogami jego biodra i czułam jak chłopak się przemieszcza. Weszliśmy do sypialni i opierając mnie o drzwi, Harry skutecznie je zamknął. Wplotłam palce w jego loki i od czasu do czasu pociągałam je delikatnie. Chłopak w pewnym momencie rzucił mnie na łózko. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on zdjął buty i zaraz powrócił do przerwanej czynności. Elementy naszej garderoby w szybkim tempie znajdywały się na podłodze. Słyszeliśmy, że dzwoni mi telefon, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Pragnęłam go, i on mnie też, co było widać. Nagle drzwi się otworzyły. Nie wiem, kto w nich stanął, bo spadłam za łóżko. Miałam na sobie jedynie majtki, tak samo z resztą jak Harry.
H: Zayn. Zayn, błagam! Zaczekaj! Zayn!- i już go nie było. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam się o wszystko obwiniać. Czułam się jak szmata. Jak ja mogłam na to pozwolić?!
H: Zayn, błagam, to nie tak jak myślisz!
Z: Co ja mam myśleć?! Harry! Do jasnej cholery! Gdybym tu nie wszedł..! Przecież... Przecież wy jesteście ze sobą spokrewnieni...- mówił płacząc. Zaczęłam się ubierać i kiedy miałam już na sobie koszulkę, podniosłam się i usiadłam na łóżku. Dopiero teraz zorientowałam się, że po policzkach, kaskadami, spływają mi łzy. Wstałam i ruszyłam do salonu, w którym nadal kłócili się chłopcy.
J: Przepraszam.- powiedziałam i obaj na mnie spojrzeli.- Przepraszam Zayn, to moja wina. To ja do tego doprowadziłam. Nie wiń za to Harry'ego. On tego nie chciał. Przepraszam. Jeśli masz już kogoś znienawidzić, to... Znienawidź mnie, bo tylko ja jestem temu winna. W ogóle nie powinnam się pojawiać w waszym życiu.- słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Byłam zdruzgotana, ale wiedziałam, że muszę skłamać dla dobra Hazzy. Zayn kręcił głową, a Harry patrzył na mnie z niedowierzaniem.
J: Zayn, błagam. Uderz mnie, wrzeszcz na mnie, tylko nie milcz.- cała się trzęsłam. Płacz panował nade mną, nie ja nad nim. Czułam się naprawdę okropnie. Schyliłam się podnosząc torebkę i buty i zatrzymałam się przy schodach.
J: Jak mam dojść do garażu?- spytałam ocierając policzek.
H: Pięć kroków prosto, w lewo i cały czas prosto.- powiedział cicho nie patrząc na mnie.
Kiedy dotarłam do garażu, zadzwoniłam do brata.
J: Martin, błagam, przyjdź po mnie. Ja chcę już do domu. Proszę. Jestem w garażu. Pospiesz się, błagam.- mówiłam cały czas płacząc. Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się i usiadłam na ziemi. Szlochałam coraz mocniej, uświadamiając sobie jak wiele złego zrobiłam. Po kilku minutach drzwi od strony kuchni otworzyły się i wbiegli nimi Martin i Nathan.
Na: Boże święty, Michelle. Co ci się stało? - podbiegli do mnie i pomogli mi wstać.
M: Co się stało? Michelle, powiedz.
J: Zabierzcie mnie stąd. Proszę.- dławiłam się łzami.
Ma: Cholera. Poczekajcie tutaj. Powiem Ann, żeby zajęła wszystkich jakąś gadką, żeby nikt nas nie widział.
Na: Dobra, tylko szybko.- chłopak przytulił mnie mocno do siebie.- Spokojnie... Jestem przy tobie. No już, nie płacz... Cichutko...- głaskał mnie po głowie i plecach, starając się mnie uspokoić. Nie wiem ile tak staliśmy, ale w pewnym momencie usłyszałam, dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo zasłoniłam się Nathanem, a on odwrócił głowę, w kierunku wchodzącej osoby.
Ma: Droga wolna. Szybko.- ponaglił nas i biorąc ode mnie buty i torebkę ruszył przodem. Nie ukrywam, że Nathan momentami mnie niósł, przyciskając mnie mocno do siebie, bo potykałam się o własne stopy. Kiedy znaleźliśmy się w aucie zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Nate usiadł ze mną na tylnym siedzeniu, a Martin szybko odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Przyjaciel przypiął mnie pasami i mocno mnie do siebie przytulił. Płakałam długi czas, aż w końcu zasnęłam.
Obudziłam się w swoim łóżku o jedenastej nad ranem. Leżałam ubrana w bieliznę i długą koszulę więc zażenował mnie fakt, że ktoś mnie przebierał. Rozejrzałam się po pokoju i nie zauważyłam nic niepokojącego. Wstałam powoli i ruszyłam w kierunku pokoju mojego brata, ale nikogo tam nie zastałam. Poszłam do łazienki i po wykonaniu porannej toalety udałam się do kuchni. Nalałam sobie wody z kranu i wypiłam całą szklankę duszkiem. Wróciłam do pokoju i usłyszałam dziwne dźwięki z zewnątrz. Wyszłam na taras i spojrzałam na podjazd. Z dużego czarnego samochodu wysiadali właśnie Paul, Harry, Zayn i Ann. Serce podskoczyło mi do gardła i szybko wróciłam do pomieszczenia. Zamknęłam drzwi na klucz i tak samo postąpiłam z drzwiami na taras. Dało się na niego wejść również z pokoju Martina, a nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie teraz widział, lub ze mną rozmawiał. Zaciągnęłam zasłony i oparłam się o biurko. Ręce zaczynały mi się trząść, a serce biło co raz szybciej. Mój telefon zaczął dzwonić, więc szybko wzięłam go do ręki. Dzwonił Josh. Odrzuciłam połączenie i wybrałam inny numer.
J: Chris, jesteś w domu?- spytałam cichym drżącym głosem.
Ch: Co się stało?- był zdziwiony tym, że do niego dzwonię, chyba równie mocno jak ja sama.
J: Potrzebuję pomocy. Muszę wydostać się z domu.
Ch: Michelle, bardzo mi przykro, ale jestem poza miastem. Byłbym najwcześniej za dwie godziny.
J: Aha. No nic. Nie ważne. Pa.- rozłączyłam się. On był moją jedyną nadzieją na ratunek. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
Na: Mich. Wiem, że nie chcesz z nimi gadać. Otwórz.- podeszłam szybko do drzwi i przystawiłam do nich ucho.
J: Jesteś sam?- spytałam nie do końca mu ufając.
Na: Na razie tak. Wyjdź szybko.- otworzyłam drzwi i delikatnie je uchyliłam.- Teraz szybko schodami na górę, do pomieszczenia dźwiękoszczelnego z telefonem.- był stanowczy i wiedział co robić. Miałam telefon w dłoni więc szybko ruszyłam do schodów. Po raz kolejny przydała się umiejętność bezszelestnego przemieszczania się. Kiedy dobiegłam do wyznaczonego pomieszczenia zamknęłam się w nim na klucz i opadłam na miękką podłogę. Telefon wibrował krótko oświadczając, że dostałam wiadomość. Była od Nathana.
Wyjdź z kryjówki. Jestem przy drzwiach.
H: Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego skłamałaś Zayn'owi? Przecież to ja się wtedy na ciebie rzuciłem. To w nawet jednej setnej nie była twoja wina.- zaczęłam kręcić przecząco głową i odsunęłam się lekko od chłopaka.
J: tylko w ten sposób mogłam uratować wasz związek. Poza tym. To moja wina.
H: Co ty pieprzysz dziewczyno?- zerwał się raptownie na równe nogi, co mnie trochę wystraszyło.- Ja ci powiedziałem, że cię kocham. To ja okłamywałem Zayn'a, że liczy się tylko on. To ja się na ciebie rzuciłem.
J: Ale to ja oddałam pocałunek Harry! Ja! Rozumiesz?! Gdybym była taka, za jaką uważają mnie moi bliscy, od razu bym cię od siebie odepchnęła! Opamiętałabym się tak jak po tamtej imprezie! Pamiętasz?! Wtedy byliśmy pijani! A wczoraj?! Wczoraj byliśmy zupełnie trzeźwi, a ja miałam ochotę się z tobą pieprzyć Harry! Tak! Dobrze usłyszałeś! Wiesz jak ja się czuję?! Jak dziwka! Jak nic nie warta dziwka...- z oczu popłynęły mi łzy, a twarz schowałam w dłoniach.
H: Mich... Michelle, ja... Ja cię ogromnie przepraszam.
J: To nie ma znaczenia Harry. To nie ma najmniejszego znaczenia. Co pomyśli sobie o mnie Josh? Co pomyśli Martin, albo chociażby twoja matka? Wiesz kogo mi najbardziej szkoda w tej sytuacji? Zayna. Tylko jego jest mi szkoda. Wiem, jak wielkim uczuciem darzył cię ten chłopak, a ja to wszystko zepsułam. Jestem śmieciem, nikim więcej.
H: Ale...
J: Nie ma żadnego 'ale' Hazz. Zachowaliśmy się samolubnie i egoistycznie.
H: Michelle, ja cię kocham!- krzyknął i mnie tym przeraził. Nigdy nie unosił na mnie głosu.- Kocham cię, a wczoraj wydarzyło się coś, na co czekałem długi czas. nie zmienimy tego, co się stało. Możemy jedynie zdecydować, jak ma się to dalej potoczyć. Wczoraj wytłumaczyłem wszystko Zayn'owi. Powiedział, że zrobiłby wszystko, żeby móc mnie przy sobie zatrzymać, ale jeśli mam przez to cierpieć, to woli dać mi wolną rękę.
J: Harry... Ja kocham Josha... Wiesz jak długo czekałam, na to, aż powiem mu, co do niego czuję? Wiesz, jak bym go zraniła, mówiąc mu o tym wszystkim?
H: On już o tym wie.
J: Co?! Ty mu powiedziałeś?- zerwałam się na równe nogi.- Jak mogłeś?! Jesteś największym egoistą jakiego znam! Nienawidzę cię rozumiesz?!- zaczęłam uderzać w niego pięściami, aż w końcu chłopak złapał mnie za ręce i mocno do siebie przytulił. Zaczęłam mu się wypłakiwać w ramię. Płakałam dobre kilkanaście minut, a kiedy już się uspokoiłam, wtuliłam się w tors chłopaka.
J: Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze?
H: Nie wiem, Michelle... Nie wiem.
J: To, że ja cię kocham, ale nie wyobrażam sobie życia z tobą.- milczeliśmy kolejne kilka minut.
H: Chodź. Musimy im to wszystko wytłumaczyć.
J: Nie ja nie dam rady...
H: Ja też nie, ale razem sobie poradzimy.- chłopak chwycił moją dłoń i ruszyliśmy do salonu. Czułam, że to będzie najtrudniejsza rozmowa, w całym moim życiu. Kiedy stanęliśmy w progu salonu sześć par oczu zwróciło się w naszym kierunku. Josh siedział między Nathanem, a Martinem, obok którego siedziała Ann z Paulem. Na drugiej kanapie siedział sam Zayn. Wszyscy milczeli. Ja tylko spuściłam głowę i starałam się powstrzymać kolejne łzy. Harry poprowadził mnie do kanapy i posadził między sobą, a Malikiem. Czułam się strasznie skrępowana.
Ma: Wyjaśni ktoś w końcu, co się wczoraj stało, że dziś zaszczyciliście nas swoją obecnością?- spytał poirytowany, a ja wciągnęłam głośno powietrze. Nie miałam odwagi podnieść wzroku na kogokolwiek.
H: Chcesz wiedzieć wszystko?
Ma: Tak by było najlepiej.
H: To zacznę od początku. Już jakiś czas temu. W sumie już dawno temu, zrozumiałem, że czuję do Michi coś więcej niż tylko miłość, która istnieje pomiędzy rodzeństwem.
J: Ja również, coś takiego poczułam, ale nie dopuszczałam tego do myśli.-powiedziałam cicho nadal patrząc w podłogę.
H: W noc, w której Michelle wróciła ode mnie razem z Zaynem i Niallem byliśmy na imprezie. Wypiliśmy sporo i wylądowaliśmy razem w łóżku. Do niczego nie doszło, bo Michelle w porę się zorientowała, że robimy źle.
Jo: Nie. Ja nie mogę tego słuchać.- powiedział podnosząc się z kanapy, ale ktoś go przytrzymał.
H: Od tamtej pory ze sobą nie rozmawialiśmy, bo czuliśmy się naprawdę niezręcznie. Na wczorajszej imprezie, wyznałem jej co czuję.
J: Kiedy... Kiedy tańczyliśmy walca, myślałam o tym, co mi powiedział. Stwierdziłam, że to nie miałoby nawet przyszłości przez to, że jesteśmy rodziną.
H: Jednak doszłaś do pewnego wniosku.- powiedział, a ja pokiwałam głową.
J: Analizowałam nasze drzewo genealogiczne i ogólną historię naszej rodziny.
An: Odkryłaś pewnie, że wcale nie jesteście spokrewnieni...- wszyscy przerzucili swoje spojrzenia na kobietę.- Powinnam powiedzieć, wam o tym wcześniej. Moja mama poznała waszego dziadka jak miałam sześć lat. Jak dobrze wiecie, między mną, a waszym ojcem były tylko trzy lata różnicy. Matka waszego taty, umarła w dniu jego narodzin, podczas porodu. Mój ojciec zginął zanim się urodziłam. Miłość ich połączyła i po kilku latach się pobrali. Mieliśmy wtedy po kilkanaście lat i rodzice zadecydowali, że przejmę nazwisko waszego dziadka, aby zmniejszyć możliwie jak największą ilość komplikacji. Bardzo dobrze dogadywałam się z waszym ojcem i traktowaliśmy się jak prawdziwe rodzeństwo. Wasz ojciec, nie miał szansy wam o tym powiedzieć, więc ja to mówię. W rzeczywistości nie jesteście ze sobą spokrewnieni w jak najmniejszym stopniu.
Ma: Nie wierzę...- westchnął, ale Harry zaczął kontynuować.
H: Kiedy Michi mnie w tym uświadomiła, nie potrafiłem nad sobą zapanować i się na nią rzuciłem. Uznałem, że mam pełne prawo kochać ją i być z nią bez żadnych przeszkód i nie tylko na podstawie tego pieprzonego udawanego związku. Michelle z początku się opierała, ale w końcu uległa. Po raz drugi wylądowaliśmy w łóżku, a Zayn...
Z: A ja ich na tym przyłapałem...- powiedział przygaszony.
J: Przepraszam.... Ja was wszystkich cholernie przepraszam... Ja już nie daję rady... Nie chciałam, żeby tak wyszło, ale to było silniejsze ode mnie. Przepraszam Zayn. A najbardziej przepraszam ciebie Josh. Nie mam teraz nawet odwago spojrzeć ci w oczy. Mam tylko nadzieję, że kiedyś mi to wybaczycie...- wstałam i chciałam odejść, ale ktoś złapał mnie za rękę. Czy zaszły mi łzami w takim stopniu, że nic nie widziałam. Tym kimś, okazał się Josh. Obrócił mnie przodem do siebie i łapiąc mnie za podbródek, zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy. Wziął mnie z zaskoczenia i wpił się w moje usta. Całował mnie namiętnie, wkładając w to cały swój ból i gniew. Odwzajemniałam każdą pieszczotę. Kiedy się ode mnie odsunął po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
Jo: A teraz powiedz, mi, że zapomnisz o tym, co było między nami i będziesz z nim szczęśliwa.
J: Josh... Proszę...- pokręciłam głową z dezaprobatą.
Jo: Przysięgnij mi to.- powiedział stanowczo, a w jego oczach zobaczyłam łzy.
J: Przysięgam.- powiedziałam z trudem.
Jo: Pełnym zdaniem.
J: Przysięgam, że zapomnę, o wszystkim co między nami było, oraz że będę z nim szczęśliwa.- mówiłam patrząc mu prosto w oczy, co spotkało się z wielkim bólem u nas obojga. W tym momencie chciałam zapaść się pod ziemię. Chłopak pocałował mnie ten ostatni raz i po prostu wyszedł. Zostawił mnie. Harry podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu, ale od razu ją strąciłam.
J: nie dotykaj mnie! Chcę być teraz sama.
P: Poczekaj. Czy to oznacza, że wasz związek, już w cale nie będzie udawany?
J: Paul, czy ty jesteś głuchy? To nigdy nie było udawane! Mój związek właśnie się rozpadł i mam się związać z chłopakiem, którego przez siedemnaście lat, uważałam za kuzyna! Jutro wracam do szkoły. Dajcie mi spokój...- ruszyłam do swojego pokoju. Chciałam być sama. Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam się na łóżku. Josh własnie ze mną zerwał. Płakałam jak jakaś nienormalna. Momentami brakowało mi powietrza. Z czasem się uspakajałam i kiedy usłyszałam silnik samochodu, który należał do Paula, chwilowo odetchnęłam z ulgą. Po jakimś czasie zasnęłam z wyczerpania.
______________________________________________________________
Hej wszystkim! Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale zdołował mnie fakt, że pod poprzednim rozdziałem nie pojawił się ani jeden komentarz. Przez to nie miałam nawet pomysłu na tą notkę, z którą męczyłam się kilka tygodni. Nie jestem z niej ani trochę zadowolona, co chyba jest zrozumiałe, bo sami wiecie, co czytacie i możecie jedynie potwierdzić, że rozdział 20 wyszedł mi chusteczkowo : /
Co powiecie na taki zwrot akcji? Podoba Wam się? Macie może jakieś pomysły, na dalsze losy bohaterów? Czekam na odpowiedzi w komentarzach.
Pozdrawiam
Ola : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz