14 sierpnia 2013

Rozdział 21- Mnie za pierwszym razem tak dobrze nie poszło.

*Josh*

Nie wróciłem do domu na noc. Wyłączyłem telefon, bo wiedziałem, że ktoś na pewno będzie próbował się do mnie dodzwonić. Przez całą noc siedziałem w parku. Dokładnie w tym miejscu, w którym uratowałem Michelle. Łzy nieustannie lały mi się z oczu. Nawet nie mogłem nad tym zapanować. Próbując się uspokoić, tylko pogarszałem sprawę i zaczynałem płakać mocniej. Dopiero nad ranem ogarnąłem się na tyle, żeby wrócić do domu. Dotarłem tam o ósmej, a w progu od razu przywitała mnie mama.
M: Dziecko drogie! Gdzieś ty był? Jak ty wyglądasz?! Co się stało?- zarzuciła mnie pytaniami, uważnie mi się przyglądając. Z moich oczu znowu zaczęły płynąć łzy.
M: Dziecko drogie... Spokojnie. No już. Powiedz, co się stało.- powiedziała biorąc moją twarz w dłonie.
J: Ja... Rozstałem się z Michelle...- powiedziałem i od razu zacząłem mocno płakać. Kobieta mocno mnie do siebie przytuliła, za co byłem jej wdzięczny.

*Michelle*

Wzrokiem wszędzie szukałam Josha, ale nie było go w szkole. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Niektóre dziewczyny podchodziły do mnie i prosiły, żebym załatwiła im spotkanie z One Direction, albo chociaż ich autografy. Mówiłam, że zrobię co w mojej mocy, ale na prośby o ich numery, bądź dokładne adresy totalnie ignorowałam. Chodziłam przygaszona, bo chciałam porozmawiać z Joshem. Kiedy pytałam Martina, czy może jednak się pojawił na lekcjach, ze smutkiem odpowiadał przecząco. Miałam ochotę uciec ze szkoły i płakać. Pierwszy dzień ostatniej klasy i zamiast cieszyć się z resztą rówieśników, chodziłam przybita i totalnie rozdarta. Byłam na siebie wkurzona, chociaż to za mało powiedziane. Miałam ochotę zrobić sobie krzywdę. Chciałam, żeby ktoś mnie za to wszystko ukarał. Zasłużyłam na to. Podczas przerwy na lunch podszedł do mnie Brett, brat Josha.
B: Michi, mam pytanie.
J: Tak Brett?
B: Czy Jo dzisiaj u was nocował? Nie wrócił na noc i mama bardzo się martwi.
J: N-nie. My... My się pokłóciliśmy. Brett... My... Ja i Josh, już nie jesteśmy razem.- powiedziałam i spuściłam głowę.
B: Co? Jak to? Przecież wy się kochacie!
J: Brett, cicho!- syknęłam na niego nerwowo się rozglądając. Całe szczęście nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Siedzieliśmy przy stoliku, w najdalszym kącie stołówki.
B: O co wam poszło? Przecież. Przecież wy byliście ze sobą szczęśliwi. To chodzi o tego twojego kuzyna? Przecież, on. Josh to rozumiał. Błagam, Michelle. Powiedz w końcu.
J: Brett. Ja nie chcę o tym tutaj rozmawiać.- powiedziałam powstrzymując łzy. Chłopak to zauważył i trochę się wycofał.
B: Teraz mamy biologię. Po tej lekcji zrywamy się do domu.
J: Brett. Ja nie mogę zawalić tego roku.
B: Dobra. Co masz ostatnie?
J: Matematykę. Ale jest jeszcze trening.
B: Mamy pół godziny przerwy między lekcjami a treningiem. Czekaj na mnie pod salą gimnastyczną.
J: Tam będzie pełno ludzi.
B: Fakt. To przebież się od razu i czekaj na sali. Później powiemy, że musiałaś lepiej rozruszać kostkę, czy coś.
J: Dobrze. Będę tam czekać.- chłopak pokiwał głową i wstał od stolika.
J: Brett
B: Tak?
J: Dzwoniliście do niego?
B: Tak, ale nie odbierał. Pewnie siedział w parku. Nie martw się. Jak będę coś wiedział, to dam ci znać.
J: Dzięki.- pokiwałam głową i delikatnie się uśmiechnęłam jednocześnie pozwalając samotnej, słonej kropelce spłynąć po moim policzku. Szybko ją wytarłam i wstałam od stolika. Odniosłam tacę i ruszyłam pod salę. Po mimo tego, że lubiłam zarówno biologię, jak i angielski oraz matematykę, dzisiaj te lekcje ciągnęły się dla mnie w nieskończoność. Głownie witaliśmy nowych uczniów i mieliśmy lekcje wprowadzające. Wszyscy się cieszyli, że mamy luz, ale ja już miałam dość. Kiedy zadzwonił dzwonek oświadczający koniec matmy, zerwałam się z krzesła i prawie biegiem powędrowałam do sali gimnastycznej. Szybko przebrałam się w strój i weszłam na salę. Bretta jeszcze nie było więc związałam swoje włosy w kucyka. Kiedy zaczęłam się rozciągać na salę wbiegł przebrany już Brett. Bez słowa usiadł na przeciw mnie i rozpoczął rozgrzewkę. Przerwałam i spojrzałam na niego pytająco.
B: Mam walić prosto z mostu?
J: Śmiało.- powiedziałam powracając do ćwiczeń.
B: Kochasz go?
J: Tak.- chłopak pokiwał głową.
B: Jesteś... Byłaś z nim szczęśliwa?
J: Jak z nikim innym.
B: O co poszło?
J: O mnie.
B: Hm. Chodzi o tego twojego kuzyna?
J: Też.
B: To znaczy?
J: On nie jest moim kuzynem.
B: Że co?
J: No, na urodzinach jego matki do tego doszłam. A wczoraj Ann nam to potwierdziła. Wtedy...- zamilkłam bo w gardle pojawiła mi się wielka gula.
B: Co wtedy? Michelle, błagam. Powiedz mi. Chcę wiedzieć, dlaczego mój brat nie wrócił do domu.
J: Wtedy Josh się o czymś dowiedział. O czymś, czego się wstydzę i za co jestem na siebie cholernie zła.
B: A co to jest?- w tym momencie naszych uszu doszło trzaśnięcie drzwi. Oboje na nie spojrzeliśmy i zauważyliśmy Josha. Serce dosłownie mi się zatrzymało. W dodatku, ku mojemu zdziwieniu, chłopak był szeroko uśmiechnięty. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek, a potem przywitał się z bratem targając mu włosy. Brett spojrzał na mnie pytająco, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Jo: Michelle dwukrotnie wylądowała w łóżku z Harrym Styles'em. Jak już pewnie wiesz, nie są oni spokrewnieni. Kochają się, a ja nie mam zamiaru im utrudniać. Dlatego Michelle obiecała mi, że zapomni o wszystkim co między nami było i będzie z nim szczęśliwa. Prawda?- spytał uśmiechając się do mnie szeroko. Usiadł obok i zaczął się rozgrzewać.
Jo: Jak kostka?
B: Nie było cię całą noc w domu. Mama odchodziła od zmysłów. Lucy znowu miała gorączkę. Olałeś pierwszy dzień szkoły. Ona dwa razy wylądowała z kolesiem w łóżku. A ty tutaj przychodzisz i siadasz sobie z nami tak, jakby nic się nie stało?
Jo: W domu porozmawiamy. To jak twoja kostka?- spytał patrząc na mnie. Nasz oczy się spotkały i po mimo uśmiechu na jego twarzy, było w nich widać smutek.- Michelle. Zadałem ci pytanie.- chwycił mnie za kostkę i przyciągnął ją do siebie. Zaczął nią kręcić w różne strony, aby jak najlepiej rozgrzać moje mięśnie. Cały czas patrzył mi prosto w oczy, a ja czułam nachodzące do nich łzy. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. W pewnym momencie drzwi od sali się otworzyły i weszli wszyscy starzy i nowi członkowie drużyny. Martin stanął jak wryty widząc mnie i Josha. W najmniejszym stopniu mu się nie dziwię. Kiedy podeszła do nas Anna oprzytomniałam.
A: Co, już mnie nie lubicie?- spytała smutnym tonem.
J: A mamy do tego powody?- powiedziałam drżącym głosem i odchrząknęłam dyskretnie. Wyswobodziłam swoją nogę z rąk chłopaka i wstałam.
A: Michi. Przepraszam. Zachowałam się nie fair. Nie wiem co mi do głowy strzeliło. Chyba po prostu zrobiłam się zazdrosna. Głupio mi teraz. Ale dopiero teraz dotarło do mnie jak wiele straciłam.
Ma: Wróciła stara Ann?- spytał przytrzymując mnie, gdy się zachwiałam.
A: Cieszycie się?- spytała kiwając głową.
J: No jasne.- uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją delikatnie.
Ma: Ta.- nie było to uprzejme z jego strony. Wiedziałam jednak jak zabolało go jej zachowanie. Prędko jej tego nie wybaczy. Podeszła do nas jakaś dziewczyna i wyciągnęła do mnie rękę.
- Hej, jestem Stella.
J: Hej, Michelle, miło mi.- uśmiechnęłam się do dziewczyny ściskając jej dłoń.
S: Jestem nowa, a słyszałam, że ty jesteś kapitanem, więc chciałam się przedstawić.
J: Świetnie! Witamy w drużynie. To jest Martin, Anna, Josh i Brett.- mówiłam wskazując przyjaciół.- Każdy będzie się jeszcze przedstawiał podczas pokazu, więc wystarczy tylko zapamiętać. A teraz przepraszam was na chwilkę.- uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam do trenera, który właśnie wszedł na salę.
T: Kogo ja widzę?! Kapitanie!
J: Trenerze!- przytuliłam mocno mężczyznę, którego naprawdę długo nie widziałam. Nowi musieli być zdziwieni, bo oprócz prowadzenia treningów, wujek uczył również wf-u w naszej szkole.
T: Jesteś w formie?
J: Mam nadzieję. Dzisiaj się okaże.- powiedziałam odsuwając się od mężczyzny,
T: Mamy sporo nowych. Trzeba im dzisiaj pokazać jak się gra. Czemu wszyscy się tak na ciebie gapią?
J: Bo jestem dziewczyną sławnego Harry'ego Styles'a. A poza tym. Przed sekundą rzuciłam się z uściskami na trenera. Normalne, to to nie było.
T: No fakt.- oboje się roześmialiśmy i ruszyliśmy do reszty. Kiedy stanęliśmy przy siatce wszyscy już na nas patrzyli.
T: Witam wszystkich na pierwszym tegorocznym treningu. Ja będę waszym trenerem, a Michelle kapitanem drużyny. Uczy się w tej szkole już ostatni rok, więc jeśli chcecie przejąć jej rolę w przyszłym roku, to radzę się postarać i dać z siebie wszystko. Na sam początek, Michelle pokaże wam jak macie się rozgrzewać, bo jest już w tym naprawdę wprawiona. Po rozgrzewce zobaczycie krótki mecz, rozegrany pomiędzy dziewczynami i chłopakami, którzy uczą się dłużej od was. Myślę, że to nic więcej nie mam tu do powiedzenia, więc oddaję głos kapitanowi.
J: Witajcie. Strasznie mi miło widzieć tak liczne grono 'nowych' i mam nadzieję, że pokażecie na co was stać. Przejdę od razu do rozgrzewki, bo nie ma co tracić czasu na gadanie. Powiem tylko jedno. Jeśli ktoś czuje, że nie daje rady podczas treningu, od razu może wyjść, bo w tym sporcie, kondycja jest ważna. Do roboty!
Pokazałam pierwszakom jak prawidłowo powinni się rozgrzewać i zaraz po tym pokazaliśmy im co potrafimy. Szło mi całkiem nieźle jak na tak długą przerwę. Muszę przyznać, że pierwszoklasiści mile nas zaskoczyli. Widać, że każdy z nich miał już styczność z tym sportem w mniejszym lub większym stopniu. Bawiło mnie to, jak peszą się dziewczyny, którym chłopcy pomagali poprawnie zaserwować. Nie dziwię im się. Brzydkich chłopaków, to my w drużynie nie mamy.
Ma: Uwaga!- krzyknął i spostrzegłam pędzącą w moją stronę piłkę. Szybko wyskoczyłam w górę i złapałam przedmiot w ręce. Gdyby nie ja, jeden pierwszoklasista dostał by w twarz.
J: Orientacja i refleks. Jesteś na sali, nigdy nie tracisz koncentracji.- chłopak przytaknął i widać było po nim, że jest spięty. Uśmiechnęłam się do niego, ale zaraz wykrzywiłam się zniesmaczona widokiem wchodzących na salę cheerleaderki. Połowa panów na sali wyszczerzyła zęby w głupim uśmiechu widząc prawie gołe ciała dziewczyn. Nie potrafiły zbyt wiele, ale jak to w filmach należały do elity i umawiały się tylko z najprzystojniejszymi chłopakami ze szkoły. Kapitanka ich drużyna zawsze darzyła mnie nienawiścią, w sumie nie wiem z jakiego powodu, no ale okey. Przechodząc obok mnie trąciła mnie barkiem, myśląc, że mnie w ten sposób rozwścieczy.
T: Wybaczcie dziewczęta, ale sala jest wasza, dopiero za piętnaście minut.- powiedział patrząc na zegarek.
-Myślisz dziadzie, że będziesz mi mówił, co mi wolno, a czego nie?- odezwała się pani kapitan.
T: Myślę, że tak gówniaro.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? Wiesz kim ja jestem?!- uniosła się, a ja zaczęłam się śmiać.
T: Szczerze powiedziawszy, to nie obchodzi mnie to.
- A powinno, bo jestem kapitanem drużyny i moim zadaniem jest nauczanie tych dziewczyn.- w tym momencie nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Dziewczyna się na mnie spojrzała jak i cała reszta zgromadzonych na sali osób.
-Myślisz, że możesz się ze mnie śmiać?
J: Tak. Myślę, że tak.
-Kim ty w ogóle jesteś, że śmiesz się do mnie odzywać?- powiedziała, próbując mnie zagiąć.
J: Hm. Pomyślmy. Kapitanem drużyny siatkarskiej, która wygrała wszystkie mecze w ciągu ostatnich trzech lat. Z tego co mi wiadomo nasze kochane pomponiary jeszcze ani razu nie wygrały. To po pierwsze. Po drugie jestem również w samorządzie szkolnym i w każdym momencie, mogę wnieść, o usunięcie cię ze stanowiska kapitana cheerleaderek. A po trzecie, nie oszukujmy się. Umiem więcej od ciebie.
-Jak śmiesz?
J: Zakład?
Jo: Nie radzę.
-Widzisz? Chłopak trzyma moją stronę.
Jo: To akurat tobie się nie radzę zakładać Megan.
-O co chcesz się założyć?
J: Jeśli wygram sala jest nasza na pół piętnaście minut dłużej niż zwykle. Jeśli ty wygrasz, sala jest wasza piętnaście minut wcześniej. Dodatkowo przeprosisz jutro trenera. Publicznie.
Jo: Ostatni raz powtarzam. Nie radzę.- mówił śmiejąc się pod nosem.
-Stoi.- powiedziała i skinęła na mnie głową.- Dajcie mi muzykę!
J: Nie trzeba.- uśmiechnęłam się szyderczo i ruszyłam na środek sali.- Może się najpierw rozgrzejesz?
- Jestem na tyle dobra, że i bez tego sobie poradzę.
J: Jak chcesz. Tylko, żeby nie było, że ostrzegałam.- wzruszyłam ramionami i zobaczyłam, że wszyscy ustawiają się w kółeczko.
T: Brett, idź po apteczkę do mojego biura, bo coś czuję, że będzie potrzebna.
Chłopak wykonał polecenie, a Megan spojrzała na mnie wrogo. Wzięła rozbieg i zrobiła szpagat w powietrzu. Spojrzałam na nią nie ukazując żadnych emocji i bez żadnego problemu wykonałam szpagat w pionie. Dziewczyna chcąc pokazać, że jest lepsza stanęła na kilka sekund na rękach. Ja również stanęłam na rękach, nogi rozłożyłam w szpagat i utrzymałam się tak dwadzieścia sekund. Kiedy powróciłam do pozycji stojącej, Megan podeszła do podbitki i mocno się wybijając zrobiła  salto w tył. Ja z kolei przeszłam do ponad dziesięciometrowego materaca do ćwiczeń i wykonałam to. Wszystkim opadły szczeny. Jedynie Josh zaczął się śmiać. To z nim to trenowałam. Oboje byliśmy kiedyś w zespole cheerleader'skim i jeździliśmy na różne konkursy. Wszyscy zaczęli mi bić brawo. Spojrzałam tylko na moją przeciwniczkę i widziałam jej bezradność. Wszystkie dziewczyny, które przyszły razem z nią patrzyły na mnie z zachwytem. Trzy lata uczyłam się wykonać to wszystko w taki sposób i nauka się przydała.
J: Sala jest nasza  codziennie od piętnastej do siedemnastej. I nie zapomnij przeprosić brata naszego dyrektora. Inaczej może to się dla ciebie źle skończyć.- uśmiechnęłam się do niej i spojrzałam na zegar. Ruszyłam do wyjścia.
J: Na dzisiaj macie wolne. Jutro o piętnastej widzę tu wszystkich, którzy mają sport w sercu.- krzyknęłam do drużyny i wyszłam. Wszyscy nadal tam zostali. Szybko udałam się do szatni po swoje rzeczy i poszłam pod prysznic. Nie miałam ochoty na rozluźniającą kąpiel, więc szybko umyłam ciało i w samej bieliźnie i ręczniku w dłoni weszłam do szatni. Zapomniałam, że są z nami nowi i trochę mi się z nich śmiać chciało kiedy zobaczyłam ich miny. Stanęłam przy swojej szafce i szybko się ubrałam. Strój wrzuciłam do torby i zapinając jej zamek ruszyłam do wyjścia. Kilka osób chciało ze mną pogadać, ale nie miałam na to ochoty. Na parkingu zorientowałam się, że to Martin ma kluczyki od samochodu, ale nie chciało mi się czekać. Ruszyłam żwawym krokiem w stronę parku. Nie wiem czemu, ale udałam się w miejsce, w którym zerwałam z Chrisem. Usiadłam na ziemi i zaczęłam głęboko oddychać. Po kilku minutach ktoś się do mnie przysiadł, ale nawet nie sprawdziłam kto to.
Ch: Przychodzę tu codziennie.- pewnie spodziewał się, że spytam dlaczego, ale milczałam.- W tym miejscu, po raz pierwszy cię zobaczyłem. Szłaś z Martinem, Anną i Joshem. Byłaś dziewczyną, która miała w sobie to 'coś'. I nadal to 'coś' w sobie masz. W tym miejscu, po raz pierwszy cię pocałowałem. To tutaj wyznałem ci co czuję. I tutaj wszystko zniszczyłem... Przepraszam, że wczoraj nie mogłem pomóc. Byłem załatwiać mieszkanie i właśnie wracałem.
J: Nic się nie stało.- powiedziałam cicho.
Ch: Czemu tu siedzisz?
J: Mam dzisiaj wszystkiego dosyć.
Ch: Co się stało?
J: Dużo rzeczy.
Ch: Coś w szkole?
J: Też.
Ch: Chodzi o wczoraj?
J: Tak jakby.
Ch: To znaczy?
J: Josh ze mną zerwał. Nie dziwię mu się. Sama bym z chęcią ze sobą zerwała.
Ch: Dlaczego?
J: Bo go zdradziłam Chris. Zdradziłam go. Rozumiesz?
Ch: Ale tu chodzi o to z tym całym Harry'm?
J: Tak. On wcale nie jest moim kuzynem. To nie tak, ze wszystkich okłamywaliśmy z Martinem. Sami byliśmy okłamywani, a przedwczoraj się wydało. wcześniej, po jednej imprezie byliśmy z Harrym pijani i prawie to zrobiliśmy, ale się zorientowałam, co robię. I jeszcze w sobotę. Byłam na urodzinach mamy Harry'ego i wtedy odkryłam to całe kłamstwo. Hazz wcześniej wyznał mi, że mnie kocha, a kiedy mu o tym powiedziałam, po prostu zaczęliśmy się całować. Zrobilibyśmy to. Rozumiesz to? Uprawialibyśmy ze sobą seks. Przyłapał nas Zayn. Zrobiła się z tego afera. Poczułam się jak szmata. Harry musiał powiedzieć Joshowi i to już koniec. Czuję się okropnie. Jeszcze dzisiaj ta zasrana Megan mnie wkurzyła na treningu. Przyszła z tymi swoimi laleczkami i chciała się wpieprzyć na salę piętnaście minut wcześniej. Była przy tym taka bezczelna, że miałam ochotę jej przyłożyć. Zamiast tego po prostu pokazałam jej, że jest ode mnie gorsza i się zamknęła. Dzięki temu przynajmniej mamy salę przez piętnaście minut dłużej i jutro Megan będzie publicznie przepraszała trenera. Należało jej się.
Rozgadałam się, ale po prostu musiałam to wszystko z siebie wyrzucić.
J: I jeszcze dziesiątego muszę jechać na jakąś zasraną galę rozdania nagród, na której oficjalnie potwierdzę swój związek z szanownym panem Styles'em. Chyba mam dosyć. Dosyć tego ciągłego zainteresowania moją osobą. dlaczego nie mogę być jedną z tych szarych myszek, o których nikt nawet nie myśli?
Ch: Nie mów tak. Niczyje życie nie jest idealne. Fakt faktem. Dużo się teraz o tobie mówi. Ale musisz być silna. Nie możesz okazać słabości, bo cię zniszczą. Pamiętaj, że zawsze kiedy będziesz potrzebowała pogadać, zadzwoń do mnie. Zawsze znajdę dla ciebie chwilę, Chociaż tyle jestem ci winien.
J: Dziękuję.
Ch: Nie ma za co.- pogłaskał mnie po plecach i wstał. Podał mi rękę, którą od razu pochwyciłam i również się podniosłam.- Ja muszę zmykać. I tobie też radzę się wybrać do domu. Martin się będzie o ciebie martwił.- pokiwałam głową i bez słowa ruszyłam w odpowiednim kierunku. Po kilkunastu minutach byłam już w swoim pokoju i leżałam na łóżku. Nie miałam na nic ochoty. Dosłownie na nic. Nawet leżeć mi się nie chciało. Tak dziwnie się jeszcze nigdy nie czułam. Nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziło mnie dobijanie się do moich drzwi, które zamknęłam na klucz. Wstałam z łóżka i podeszłam na drzwi. Kręciła mi się w głowie, więc nie łatwo mi było trafić kluczykiem w dziurkę. Kiedy otworzyłam drzwi do pokoju wpadł Martin.
Ma: Boże święty. Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Czemu nie otwierałaś? Jesteś strasznie blada. Kiedy ostatnio jadłaś?
J: Spałam.- poczułam jak kręci mi się w głowie i straciłam równowagę. Brat złapał mnie w porę i położył na łóżku.
Ma: Leż tu i nigdzie się nie ruszaj. Przyniosę ci coś do jedzenia.- powiedział i wyszedł z pokoju. Wzięłam do ręki telefon i na ekranie wyświetlała się wiadomość o trzech wiadomościach i dwóch nieodebranych połączeniach. Mocno musiałam spać. Otworzyłam pierwszą wiadomość.
Hej Michelle, tu Andrea, może chciałabyś wyjść ze mną na kawę?
Nie mam zielonego pojęcia kto to ten cały Andrea. Usunęłam wiadomość i otworzyłam następną.
Byłaś dzisiaj świetna! Gratuluję pani kapitan : ) 
Nie wiem, od kogo był ten sms, ale otworzyłam następną wiadomość.
Jak się czujesz? Nadal się na mnie gniewasz? Naprawdę mi przykro, że wszystko tak wyszło. H.
To był Harry. Od razu wzięłam się za odpisywanie.
Bywało lepiej. Gniewam się na siebie, chociaż przykro mi, że to ty powiedziałeś Joshowi. Co się stało to się nie odstanie. Mogło być gorzej. M.
Nieodebrane połączenia były od Martina. Pewnie dzwonił do mnie, kiedy nie było mnie przy samochodzie. Dostałam odpowiedź od Harry'ego.
Naprawdę mi przykro. Nie wiem, jak mógłbym ci to wynagrodzić. Czuję się okropnie. Chciałbym cię po prostu przytulić : ( H.
Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i odłożyłam telefon na szafkę. Wgapiałam się w sufit, dopóki Martin nie wrócił.
Ma: Co dzisiaj jadłaś?
J: Na śniadanie zjadłam płatki, tak jak ty. W szkole nie byłam głodna, więc zjadłam tylko jabłko i wypiłam sok pomarańczowy.
Ma: Michi. Dobrze wiesz, że nie możesz tak mało jeść. Nie pamiętasz jakie  miałaś przez to problemy? W dodatku dużo czasu spędzasz na treningach i musisz dostarczać dużo witamin do organizmu. Proszę. Tu masz kanapki. Będę ci robił takie codziennie rano. Mają dużo wartości odżywczych. Codziennie będziesz też wypijała taki koktajl.
J: Co w nim jest?
Ma: Czarne porzeczki zmiksowane z jogurtem naturalnym, miodem i miętą. Wzmocni twój organizm. Najlepiej by było, gdybyś zabierała taki na trening.
J: Dobrze.- zaczęłam jeść kanapki, które były wyjątkowo smaczne, jak na jedzenie zrobione przez mojego brata. Chłopak cały czas na mnie patrzył i zastanawiał się nad czymś.
Ma: Jak się czujesz?
J: Fizycznie czy psychicznie?
Ma: Fizycznie to widzę. Trzymasz się jakoś?
J: Niezbyt. Jestem na siebie wściekła. I jest mi strasznie głupio. W dodatku Josh się dziwnie zachowuje. Już bym wolała, żeby wcale się do mnie nie odzywał. A tak... Nie wiem jak mam się przy nim zachować. Wiesz, że nie wrócił do domu na noc? Brett mówi, że pewnie szwendał się po parku. A to wszystko przeze mnie. Wszystko spieprzyłam.- wgryzłam się w kanapkę
Ma: Kochasz go?
J: Obu ich kocham. Ale zniszczyłam miłość, na którą tak długo czekałam. Czuję się jak jakiś śmieć.
Ma: Co teraz zrobisz?
J: A co mam zrobić? Dziesiątego jadę ogłosić, że jestem dziewczyną Harry'ego Styles'a. Jednej-piątej One Direction. Najsłynniejszego zespołu na świecie. Wszyscy będą znać moje imię i nazwisko. Będę się musiała z nim pokazywać. A ja przecież nie mogę zawalić tego roku. To pierwszy dzień szkoły, a ja już mam dosyć.
Ma: Przynajmniej pokazałaś Megan gdzie jej miejsce.
J: Martin. Dawałeś komuś mój numer?
Ma: Nie. Bynajmniej nie bez twojego pozwolenia. Czemu pytasz?
J: Jakiś Andrea i jeszcze ktoś do mnie pisali.
Ma: Andrea z pierwszej klasy?
J: Nie mam zielonego pojęcia.
Ma: Gapił się na ciebie przez cały trening. Chyba się komuś spodobałaś.
J: Wcale mnie to nie cieszy. Za to żałuj, że nie widziałeś tych rumieńców na twarzach dziewczyn, kiedy pomagaliście im serwować. Chyba musicie zbrzydnąć.- upiłam łyk koktajlu i powróciłam do jedzenia kanapek. Nawet nie wiedziałam, że byłam taka głodna. Zjadłam cztery kromki i wypiłam cały napój. Martin zabrał brudne naczynia i już do mnie nie wrócił. Nie wiedząc co mam robić, wzięłam laptopa do ręki i zalogowałam się na twittera. To ile obraźliwych tekstów padło pod moim adresem totalnie mnie dobiło. Wiedziałam, że nie mogę się tym przejmować, bo to mnie zniszczy, ale ignorowanie takich słów było trudne. Była szesnasta i naprawdę nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Poczłapałam do pokoju mojego brata. Leżał na łóżku i oglądał jakiś film. Wdrapałam się obok niego i mocno go przytuliłam.Film był dosyć ciekawy, więc nie pożałowałam, że tu przyszłam. Obejrzeliśmy jeszcze jakiś program o oceanach i wybiła dziewiąta.
J: Kocham cię.
Ma: Ja ciebie też.
J: Ale ja ciebie bardziej.
Ma: Ja ciebie dłużej.- potargał mi włosy i pocałował w czoło. Zgramoliłam się z jego łóżka i poszłam do pokoju. Wzięłam z niego piżamę i udałam się do łazienki. Po odprężającej kąpieli wróciłam do siebie i po kilku minutach leżenia w łóżku odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Kolejne dni mijały podobnie. Lekcje, trening i do domu. W weekend cała drużyna spotkała się na kręglach. Chcieli się lepiej poznać i zintegrować. Kiedy nadszedł dzień urodzin Michelle, dziewczyna nawet o tym nie pamiętała.

*Michelle*

Obudził mnie budzik. Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się ziewając. Wykonałam wszystkie codzienne czynności i ruszyłam do kuchni, zjeść śniadanie. Martin czekał tam na mnie przygotowując mi kanapki. To było urocze z jego strony.
J: Cześć.- powiedziałam przytulając go od tyłu.
Ma: Cześć. Wszystkiego najlepszego skarbie.- powiedział i dął mi buziaka w policzek.
J: Dzięki. To dzisiaj?- spytałam zastanawiając się który dzisiaj jest.
Ma: Dzisiaj, dzisiaj. Dziesiąty września. Proszę. twoje kanapeczki.- powiedział podsuwając talerz w moją stronę i zabierając jedną kromkę. Wgryźliśmy się w śniadanie w tym samym momencie, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Kiedy zjedliśmy poszłam do pokoju, żeby się umalować. Zrobiłam tradycyjny, lekki makijaż i ruszyłam do auta. Usiadłam na miejscu pasażera i czekałam na brata. Zjawił się kilka minut później i podając mi dwa napoje wsiadł do samochodu.
Ma: Będziesz dzisiaj na treningu?
J: Czemu miało by mnie na nim... Kurde... Zapomniałam o tym. Nie wiem. Mam być gotowa na osiemnastą, a trening kończymy o siedemnastej. Nie wyrobię się.
Ma: Nie opłaca ci się przychodzić tylko na godzinę.
J: No właśnie.
Ma: Możemy odwołać trening.
J: Nie. Musimy przygotować się do zawodów. Przyjdę do was na samym początku, wytłumaczę trenerowi i się zmyję.
Ma: No okej.- resztę drogi pokonaliśmy w ciszy. W szkole jak zwykle rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Ja poszłam do swojej szafki, na której spotkała mnie niespodzianka. Odkleiłam kartkę i z uśmiechem włożyłam ją do szafki. Kiedy się odwróciłam moim oczom ukazała się grupa ludzi z Martinem na czele. Chłopak trzymał w rękach tort z osiemnastoma świeczkami i wszyscy zaczęli śpiewać. Wzruszyło mnie to ogromnie i kiedy zdmuchnęłam świeczki uroniłam pojedynczą łzę. Była tu cała drużyna, moi przyjaciele i dobrzy znajomi. Kiedy już wszyscy mnie wyściskali, Martin podał mi nóż i kazał pokroić tort. Poczyniłam honory i wszyscy dostali swój kawałek. Z ciastem na talerzykach, ruszyliśmy do swoich sal lekcyjnych, bo zaraz miał zadzwonić dzwonek. Lekcje minęły mi dzisiaj szybko. Przed treningiem poszłam do wujka i wyjaśniłam mu całą sprawę. Oczywiście powiedział, że wolałby, gdyby to się więcej nie powtórzyło, ale życzył mi szczęścia i obiecał, że będzie oglądać galę. Podziękowałam mu z uśmiechem i szybkim krokiem wróciłam do domu. Było za dziesięć czwarta. Szybko zrobiłam zapiekankę na obiad i zjadłam zaledwie połowę swojej porcji. Żeby nie stracić później sił wypiłam magiczny koktajl mojego brata i zaczęłam się szykować. Wzięłam szybki, gorący prysznic, który nieco mnie rozluźnił i szybko podsuszyłam włosy. Wiedziałam jak mam wyglądać, bo w paczce od Paula znajdowała się instrukcja Louise. Dziewczyna dopisała w niej również, że nie musi się martwić o szkołę, bo razem z Harrym ma indywidualne nauczanie. Przychodzi do nich miły facet. Poszczęściło jej się.
Na sam początek nałożyłam podkład. Po tym uczesałam się i dopiero wtedy dokończyłam makijaż. Kiedy skończyłam się malować było za piętnaście szósta. Chłopcy zaraz będą, a ja siedzę w samej bieliźnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo się denerwuję. Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu.
J: Martin?!- wolałam się upewnić.
Ma: To ja!
J: Okej!
Zapięłam suwak sukienki i zaczęłam zakładać biżuterię. Kiedy wkładałam kolczyk w prawe ucho Martin wszedł do pokoju.
Ma: Pomóc ci w czymś?
J: Zabierz ode mnie zdenerwowanie. Zobacz jak mi się ręce trzęsą.- wyciągnęłam do niego dłonie, które naprawdę mocno drżały.
Ma: O matko. Jadłaś obiad?
J: Tak. W piekarniku na parterze masz zapiekankę. Wypiłam ten koktajl, żeby nie stracić sił.
Ma: Bardzo dobrze.- w tym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam spanikowana na brata i czułam jak serce zaczyna mi coraz mocniej bić.
J: Otworzysz?
Ma: Jasne.- powiedział i poszedł przywitać gości. Chwilę później usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Byłam przekonana, że to Martin.
J: Martin, nie dam rady.- powiedziałam przeglądając się w lustrze.
H: Dasz.- odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Wyglądał super, ale ja przy nim wyglądałam dziwnie.
H: Cześć.- powiedział uśmiechając się do mnie.
J: Cześć.- odpowiedziałam niepewnie.
H: Ślicznie wyglądasz.- powiedział i podszedł do mnie.
J: Ty też.- spuściłam głowę. Chłopak złapał mnie za biodra i delikatnie do siebie przyciągnął, a ja położyłam mu ręce na klatce piersiowej.
H: Wybaczysz mi kiedyś?- spytał przytulając się do mnie.
J: Już to zrobiłam.
H: Kocham cię.- powiedział odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów. Spojrzał mi w oczy, ale uciekałam wzrokiem.
H: Co się dzieje?
J: Strasznie się denerwuję.
H: Ja też. spojrzałam mu w oczy i delikatnie się uśmiechnęłam.
J: Ja ciebie też kocham Harry.- powiedziałam i delikatnie musnęłam jego wargi. Spojrzałam na zegar i wybiła szósta. Schyliłam się po buty i przytrzymując się chłopaka założyłam je na stopy. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do malutkiej torebeczki i razem z Harrym ruszyliśmy schodami w dół. Nogi miałam jak z galarety już teraz, więc nie wyobrażam sobie, co będzie się działo na miejscu. Cały czas patrzyłam pod nogi, żeby się nie wywrócić, ale kiedy zostały mi już tylko cztery schodki spojrzałam na resztę chłopców, stojących przy drzwiach. Wszyscy byli wgapieni we mnie jak w obrazek, co mnie trochę peszyło.
J: Cześć.- powiedziałam nieśmiało przerywając ciszę.
-Hej.- powiedzieli razem, na co się zaśmiałam.
H: Idziemy?- spytał, a ja kiwnęłam głową. Podeszłam tylko do Martina i mocno go przytuliłam.
J: Bądź pod telefonem.-szepnęłam mu na ucho.
Ma: Baw się dobrze.- powiedział i uśmiechnął się pocieszająco.
H: Tak o dziesiątej powinniśmy już być.
Ma: Okej. Miłej zabawy. Trzymam kciuki.
Wyszliśmy z domu i o dziwo nie było tu żadnego fotoreportera. Wszyscy już pewnie czekają na gali. Przed bramą stała długa limuzyna. Wsiadłam pierwsza, bo miałam wysiadać pierwsza. Za mną wsiadali kolejno Harry, Liam, Louis, Naill i Zayn. W środku siedziały Danielle i Eleanor i obie wyglądały ślicznie. Cieszyłam się, że jadą z nami. Mogłam na nie liczyć, poza tym, będziemy siedziały obok siebie podczas całej gali. Wszystko zostało mi wyjaśnione w pojeździe i w końcu nadszedł moment, w którym trzeba było wysiąść. Zayn, Niall, Louis, Eleanor, Liam, Danielle, Harry i ja. Chłopak podał mi rękę i przy jego pomocy elegancko wysiadłam z limuzyny. O tych wszystkich fleszy można było oślepnąć. Trudne było mruganie w normalnej częstotliwości. Chłopcy najpierw mieli mieć zdjęcia jako One Direction, a później osobno. My miałyśmy się przy nich pojawiać tylko wtedy, gdy nas zawołają. Musiałyśmy cały czas stać i ładnie wyglądać wyszczerzając się w szerokim uśmiechu. Praktycznie nie odstępowałam Harry'ego na krok, ponieważ cały czas mnie wołał. Na końcu mieliśmy udzielić z Harrym wywiadu. Podeszliśmy do jednej z reporterek, która była bardzo sympatyczna i widać było, że lubi swoją pracę i nie widzi w niej tylko maszyny do pieniędzy.
R: Jesteście parą?- zadała pytanie, ale nie mogłam na nie odpowiedzieć. Prawo głosu miałam tylko gdy pytanie było bezpośrednio do mnie.
H: Tak.
R: Jak długo jesteście razem.
H: Szczęśliwi czasu nie liczą.- odpowiedział z uśmiechem.
R: Michelle, jak długo znasz Harry'ego?
J: Oh, bardzo długo.
R: To znaczy?
H: Znamy się od dziecka. Nasi rodzice się przyjaźnili.
R: Michelle, co sądzisz o chłopcach z zespołu?
J: Są to wspaniali ludzie. Zwariowani, przyjaźni i pomocni. Troszczą się o siebie i wspierają się na wzajem, a to chyba najważniejsze.
R: Harry, czy nie jest ci przykro słysząc obelgi na temat twojej dziewczyny?
H: Oczywiście, że jest mi przykro. Kocham Michelle i raniąc ją, ludzie ranią również mnie. To smutne.
R: Czy po mimo wszystko chcecie być razem?
H: Jak najbardziej.
R: Michelle, a co czujesz, kiedy wchodzisz na swojego twittera i widzisz, co ludzie o tobie piszą?
J: Uśmiecham się kiedy widzę, jak fanki gratulują i życzą mi szczęścia. To naprawdę bardzo miłe i podnosi na duchu. Chłopcy mogą być dumni ze swoich fanów.
R: A czy ty jesteś z nich dumna?
J: Oczywiście, że jestem. Osiągnęli tak wiele w tak krótkim czasie. Wszyscy są utalentowani i zasłużyli na swoje przysłowiowe pięć minut.
R: Dobrze, to już wszystko. Dziękuję wam bardzo i życzę szczęścia.- kiwnęliśmy tylko głowami i ochrona już prowadziła nas dalej. Kiedy weszliśmy do budynku, zrobiło się ciszej. Nie było tu już rozwrzeszczanych fanek i anty fanek, oraz tak wielu fotoreporterów. Pozostali czekali na nas już na swoich miejscach. Chłopcy siedzieli w pierwszym rzędzie, a dziewczyny zaraz za nimi. Mnie przypadło miejsce z brzegu. Miałyśmy siedzieć dokładnie za swoimi chłopakami. Gala się zaczęła, chłopcy w jej trakcie jeszcze występowali. Byłam z nich dumna, bo wygrali dwie statuetki. Za każdym razem robili grupowy uścisk, co wywoływało ogromny uśmiech na mojej twarzy. Po zakończonej gali, chłopcy musieli jeszcze udzielić kilku wywiadów, ale ja, Dan i El mogłyśmy już iść do limuzyny. Kiedy szłyśmy do auta ludzie robili nam zdjęcia. Nie wiem w sumie w jakim celu.
D: Jestem z nich dumna.- powiedziała kiedy siedziałyśmy już w limuzynie.
El: Ja też.
J: Wy miałyście okazję być przy nich.- powiedziałam z uśmiechem.
D: Szkoda, że wcześniej się nie poznałyśmy. Świetnie sobie poradziłaś.
J: Tak myślisz? Strasznie się denerwowałam.
El: W ogóle nie było po tobie widać. Byłaś taka swobodna zarówno przy zdjęciach jak i przed kamerą. Mnie za pierwszym razem tak dobrze nie poszło.
D: Pamiętam, jak ja się jąkałam. To było straszne. Ty odpowiadałaś bez namysłu i widać było, że jesteś wyluzowana i szczęśliwa.
El: Podziwiam cię. Ale wyjaśnij nam, bo chłopcy nie chcą o tym mówić. Co jest między tobą a Harrym.
D: To prawda, że nie jesteście kuzynostwem?
J: Tak. To prawda.
El: Czyli jak? Naprawdę jesteście razem, czy to dalej tylko na pokaz?
J: Sama nie wiem...
D: A co z Joshem?
J: Zerwał ze mną... Bo wylądowałam z Harrym w łóżku...- w tym momencie zapadł cisza. Powiedziałam im prawdę, bo nie miało żadnego sensu ukrywanie tego co się stało. Dziewczyny spojrzały na mnie zszokowane, a później popatrzyły po sobie. Na całe szczęście do limuzyny wsiedli chłopcy. Byli już przebrani. Nie wiem gdzie i kiedy udało im się to zrobić.
H: Byłaś świetna skarbie.- powiedział i ucałował mnie w policzek.
J: Dzięki. Ale to wasz występ powalił wszystkich na kolana.- uśmiechnęłam się do chłopaków, którzy momentalnie wyszczerzyli się jak małe dzieci. Dziewczyny też się uśmiechały i nie dawały po sobie nic poznać.
J: To odwozicie mnie teraz do domu, prawda?
H: No, niezupełnie.
J: Hazz. Ja mam jutro szkołę. Chciała bym się wyspać.
H: Wyśpisz się. Spokojnie.- uśmiechnął się tak jakby coś przede mną ukrywał.
J: Nie wiem, co knujesz, ale już się boję.- wszyscy się zaśmiali, a chłopak mnie do siebie przytulił. Po kilku minutach rozmów i śmiechu, kierowca zatrzymał pojazd i otworzył drzwi. Kiedy wysiedliśmy, na dworze było już ciemno, a my staliśmy przed jakimś domem. Brak światła, w cale nie pomagał mi w rozpoznaniu miejsca. Wiem tylko, że w budynku, było równie ciemno jak na zewnątrz.
H: No chodź.- powiedział przyciągając mnie do siebie.
J: Gdzie my jesteśmy i po co tu przyjechaliśmy?
H: Zaraz zobaczysz skarbie.- ucałował mnie w policzek i wszyscy weszliśmy do środka. Panowała tam głucha cisza. Kiedy Harry zamykał za nami drzwi, reszta już weszła do pomieszczenia po prawej stronie. W momencie, w którym przekroczyłam próg pokoju, zapaliło się w nim światło i moim oczom ukazali się moi bliscy, ubrani w eleganckie stroje. Na ławie stał wielki tort. To jak wyglądał mnie rozczuliło. W czasie, w którym wszyscy śpiewali słynne 'Happy Birthday' z oczu popłynęły mi łzy. Byli tu chłopcy, cała drużyna szkolna, Cleo, a nawet Chris, mój brat, Nathan, Louise, Gemma i moi przyjaciele z dzieciństwa, których ledwo rozpoznałam. Nie miałam pojęcia, jak udało im się ich tutaj ściągnąć. Zakryłam twarz dłońmi, bo nie chciałam by wszyscy widzieli moje łzy. Byłam strasznie szczęśliwa. Harry, widząc, jak się trzęsę mocno mnie do siebie przytulił.
H: Co, myślałaś, że zapomniałem?- pokręciłam głową z niedowierzaniem.
J: Nienawidzę cię.- powiedziałam i śmiałam się przez łzy. Każdy po kolei mnie mocno przytulał i składał życzenia wręczając prezenty. Naprawdę się tego nie spodziewałam. Martin, już po raz drugi dzisiejszego dnia, wręczył mi nóż i kazał czynić honory.
J: Jak ja mam to pokroić?- spytałam z przerażeniem w oczach, a wszyscy się zaśmiali. Josh, przez cały czas wszystko filmował.
Ma: Uuu. Ale się komuś rączki trzęsą.- wyśmiał mnie brat.
J: Kobiety z nożem w ręku się drażni.- pogroziłam przedmiotem, ale od razu tego pożałowałam, bo na myśl przyszła mi moja matka, która właśnie nożem zabiła mojego ojca.
Ma: Dobra, dobra. Pomogę ci.- powiedział i próbując zatuszować moje nagłe otępienie chwycił moją dłoń i sprawnie ukroił pierwszy kawałek. Był naprawdę spory.
J: O, słuchajcie. Taki duży kawałek, to tylko dla Niallerka.- wszyscy się zaśmialiśmy i chłopak podszedł do mnie, żeby odebrać talerzyk. Pocałował mnie w policzek, a ja potargałam mu włosy i szeroko się uśmiechnęłam. Rozdaliśmy resztę tortu i przyszedł czas otwierania prezentów. Na pierwszy ogień poszły małe pakunki. Martin podał mi małą torebkę, w której było pudełeczko znanej marki biżuterii. Otworzyłam je i moim oczom ukazała się srebrna bransoletka.
H: Serce z kluczem ode mnie dostałaś, ponieważ klucz do serca mego uzyskałaś.- na sali rozległo się głośne 'awwww'. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on mnie pocałował.
Li: Żółw jest symbolem mądrości, trwałości i długowieczności, uosabia pokój i stabilizację. Jesteś jak żółw, którego ode mnie dostałaś.
J: Dziękuję Li.- przytuliłam chłopaka, a on ucałował mnie w policzek.
Lou: Filiżanka, to nasz rytuał wieczorny. Bez niego ani rusz.- puścił do mnie oczko i chyba tylko ja wiedziałam o co mu chodzi, więc odpowiedziałam szerokim uśmiechem i uściskiem.
D: Taniec, to pasja nas obu, więc tancerka jest ode mnie.- Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i puściła perskie oko. Mocno się przytuliłyśmy i głos zabrała Eleanor.
El: Jesteś silną kobietą. Ilekroć dajesz sobie radę z wszelkimi przeciwnościami losu, to tak jakbyś przechodziła pod jednym z Łuków Triumfalnych. Ode mnie już jeden dostałaś.- uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła.
Z: Tower Bridge powinien być twoim symbolem, ponieważ powstał po mimo przeciwwskazań, i nadal stoi. Ty jesteś silna i mocno stąpasz po ziemi po mimo wielu ciosów poniżej pasa.- Łezka mi się w oku zakręciła, kiedy usłyszałam tak miłe słowa z jego ust. Przytuliłam go delikatnie, a chłopak pogłaskał mnie po plecach.
Ni: Gitara to nasz ulubiony instrument. Sprawił, że się zaprzyjaźniliśmy i mam nadzieję, że to będzie przyjaźń do końca życia.- tuliliśmy się mocno i długo z szerokimi uśmiechami na twarzach. Stworzyło się delikatne zamieszanie, więc spojrzałam w kierunku z którego dochodziły szmery. Josh podał kamerę Martinowi, od którego wziął moją bransoletkę.
Jo: Aparat fotograficzny to rzecz, która od bardzo dawna kojarzy mi się tylko z tobą. Od ciebie dostałem mój najlepszy aparat. Ty już masz ich kilka, więc ten, choć mały i nie robi zdjęć, mam nadzieję, że będzie ci o mnie przypominał. Chłopak chwycił moją lewą dłoń i na nadgarstku zapiął mi bransoletkę. Przytuliłam go mocno i staliśmy tak naprawdę długą chwilę. Tą piękną chwilę przerwał Harry chrząkając znacząco. Ja go chciałam zignorować, ale Jo mnie od siebie odsunął.
Jo: Wolę nie ryzykować, że twój chłopak skopie mi tyłek.- mrugnął do mnie jednym okiem i wszyscy się zaśmiali. Wykrzywiłam usta w uśmiechu, choć wcale nie było mi wesoło przez to co powiedział. Chłopcy znowu wymienili się kamerą, a do mnie podeszli Louise i Nathan.
Lou: Dzięki tobie, w końcu zaczęło mi się układać w życiu. Znalazłam pracę, wspaniałych przyjaciół i szczęście, ponieważ mogę robić to co kocham. Będę ci za to dozgonnie wdzięczna, a w ramach małej rekompensaty wręczam ci kuferek na rzeczy, które potrafią zdziałać cuda, w każdej sytuacji.- powiedziała i wręczyła mi kufer pełen kosmetyków.
J: Jezu... Ile to waży?- spytałam ledwo utrzymując prezent.
Lou: No wiesz, zawartość już w środku.- wyszczerzyła się w słodkim uśmiechu i cmoknęła mnie w policzek. Jej brat z kolei nachylił się do mnie.
Na: Ja mam dla ciebie coś, co chciałbym żebyś otworzyła dopiero w twoim domu.- podkreślił przedostatnie słowo, tak jakbym miała prędko do niego nie wrócić. Podałam Martinowi kuferek i odebrałam od Nate'a pudełko, które było średniej wielkości. Pokiwałam głową dając mu znać, że tak zrobię i mocno go uściskałam. W tym momencie podeszła do mnie grupa dawnych znajomych, z którymi dzieliłam się pasją rysowania. Molly, z którą byłam najbardziej związana zaczęła mówić.
Mo: Sztalugi w domu na pewno masz, bo często rysowaliśmy u ciebie. Na płótnach rzadko malujesz, więc masz ich jeszcze cały zapas na strychu. Jednak to ci się może przydać. Zestaw do szkicowania, bo wiemy jak kochasz rysunek pozbawiony kolorów.- podała mi pakunek i zaraz po tym zostałam przytulona przez dziesięć kolejnych osób. Po nich podeszłą moja kochana drużyna i bez słowa podali mi piłkę do siatkówki, która była cała w podpisach zawodników. Pierwsza odezwała się Cleo.
C: Żebyś mogła się wnukom chwalić, z jakimi sławnymi graczami miałaś zaszczyt wygrywać konkursy w liceum.- wszyscy zaczęliśmy się śmiać i zostałam przytulona przez kolejnych kilkanaście osób. Do każdego prezentu, jego darczyńca dopowiadał kilka słów i na koniec dostałam kopertę od Martina. Spojrzałam na niego pytająco, a on tylko ponaglił mnie, żebym otworzyła. Wyjęłam list i zaczęłam czytać.
Droga siostrzyczko,
Zaraz zostaniesz porwana. Wszyscy będą się śmiać i zmyją się do swoich domów. W przeciwieństwie do ciebie, bo zostajesz tu przez tydzień. Nie bój się. Hazz będzie cię podwoził do szkoły, tak samo jak i z niej odbierał. Masz tu całą zawartość swojej szafy i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. W domu będą cię czekać kolejne niespodzianki, ale musisz trochę poczekać. To chyba wszystko. Kocham cię. M.

Nie zdążyłam spojrzeć na niego, a już unosiłam się w powietrzu. Zaczęłam krzyczeć na mojego porywacz, którym oczywiście był Harry, ale nie wiele tym zdziałałam. Zostałam zaniesiona po schodach na piętro i zamknięta w pokoju sam na sam z moim chłopakiem. Ale to dziwnie brzmi. Mniejsza z tym.
H: W tym pokoju, będziesz mieszkać przez kolejny tydzień. Nie umawiaj się z nikim na weekend, bo zabieram cię na wycieczkę. Wszystkie rzeczy do szkoły masz w szafce nad biurkiem. Trudno było mi upchnąć twoje rzeczy w tej szafie, ale z pomocą Louise jakoś mi się udało. Te drzwi prowadzą do łazienki, w której masz już czyste ręczniki, a kosmetyki dostałaś od Lou więc nie musiałem przywozić ich od ciebie. Będę cię podwoził do szkoły i odbierał z treningów. Masz zakaz wchodzenia do swojego domu, dopóki sam tam z tobą nie pojadę.
Patrzyłam na niego ze wściekłością w oczach. Miałam ochotę rozerwać na strzępy każdego, kto był w to zamieszany. Chłopak zaczął się cicho śmiać widząc moją minę i otwierając drzwi, wyszedł na balkon. Wzięłam kilka głębokich oddechów i poszłam w jego ślady. Obserwowałam ostatnich gości, wsiadających do busa, należącego do szkolnej drużyny. Liam stał na dworze, póki pojazd nie odjechał. Wracając pomachał nam nieśmiało z szerokim uśmiechem na twarzy. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i mu odmachałam.
J: Która jest godzina?- spytałam przerywając ciszę.
H: Za dziesięć jedenasta. Jesteś zmęczona?
J: Mhm.
H: To już cię dzisiaj nie męczę.- powiedział i ruszył do wyjścia.
J: Hazz.
H: Tak?- odwrócił się w moją stronę.
J: Dziękuję. To były najwspanialsze urodziny w moim życiu.
H: Jeszcze nie koniec niespodzianek skarbie.- mrugnął jednym okiem i zniknął z mojego pola widzenia. Chwilę jeszcze stałam na powietrzu, ale kiedy zaczęło mi się robić chłodno, schowałam się do pokoju. Szczelnie zamknęłam drzwi i zaciągnęłam zasłony. Powoli zdjęłam biżuterię, buty i sukienkę. Będąc w samej bieliźnie udałam się do łazienki. Zmyłam tam cały makijaż, rozpuściłam i rozczesałam włosy, a na koniec wzięłam krótki odprężający prysznic. Kiedy się wycierałam usłyszałam docierające z pokoju szmery. Owinęłam się ręcznikiem i przeszłam do sypialni. Wszyscy wnosili i układali tutaj prezenty, które dzisiaj dostałam.
J: Nie trzeba było.- powiedziałam i wszyscy na mnie spojrzeli.
Lou: Daj spokój.
Li: To zwykła przysługa.
Lo: Dla najlepszej Michelle Catrer.
J: Bez przesady.
H: Nie przesadza.
Ni: Popieram.- jedynie Zayn nie odezwał się ani słowem. Spojrzał tylko na mnie i krzywo się uśmiechnął. Zachciało mi się płakać.
Z: Ładnie wyglądasz.- powiedział bezgłośnie i tylko ja to zauważyłam. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie powstrzymując łzy.
J: Wie ktoś może, gdzie jest moja...
-Piżama?- powiedzieli chórem i się zaśmialiśmy.
J: Tak.
Z: Proszę.- powiedział i podał mi koszulę wraz z bokserkami.
J: Dzięki.- uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki. Tam szybko się ubrałam i wróciłam do pokoju. Na łóżku nadal siedział Zayn. Spojrzał na mnie i widać było, że coś go męczy. Usiadłam obok niego i cierpliwie czekałam aż pierwszy zacznie mówić. Po kilku minutach się doczekałam.
Z: Nie musisz czuć się winna, za to, co się stało... Widocznie tak miało być... Nie mam ci niczego za złe i chcę, żebyś o tym wiedziała. Wtedy... Nie miałem serca na ciebie krzyczeć. Nie potrafił bym tego zrobić. Przeszłaś w życiu tak wiele i zasługujesz na choć odrobinę szczęścia. Jeśli Harry ci je daje, to ja nie mogę ci tego zrobić i zepsuć tego.- po moich policzkach popłynęły łzy.
J: Zayn, ja cię bardzo, bardzo przepraszam. Nie chciałam, żeby to wszystko tak wyszło. My wtedy działaliśmy pod wpływem emocji. Tak bardzo cię za to przepraszam.- chłopak mocno mnie do siebie przytulił i po jego oddechu rozpoznałam, że też płacze.
J: Ty też zasługujesz na szczęście.
Z: Ale ty lepiej na nie zapracowałaś. Ja spełniam swoje marzenia. Podróżuję po całym świecie, mam miliony fanek, robię to, co kocham. Ty tak naprawdę nie masz nic. Jedynie przyjaciele cię ratują i ja to widzę. Choć próbujesz to ukryć. Starasz się wyglądać na szczęśliwą, ale za dużo już przeszłaś. Chcę być twoim przyjacielem Michelle. Chcę móc cię wspierać w trudnych chwilach. Chcę zyskać twoje zaufanie. Po prostu dopuść mnie do siebie.- pokiwałam twierdząco głową i mocniej się w niego wtuliłam. Siedzieliśmy tak kilkanaście minut. Chłopak w pewnym momencie się ode mnie odsunął i odgarnął mi włosy z twarzy.
Z: Wszystkiego najlepszego Michelle. Właśnie skończyłaś osiemnaście lat, a wraz z tym rozpoczęłaś nowy etap życia. Oby był lepszy od poprzedniego. Dobranoc.- ucałował mnie w czoło i zostawił samą w pokoju. Położyłam się i szczelnie owinęłam kołdrą. Po kilku minutach Morfeusz porwał mnie w swoje objęcia.

__________________________________________________________________

KAŻDY, KTO TO PRZECZYTAŁ PROSZONY JEST O POZOSTAWIENIE KOMENTARZA. Bez względu na to czy pojawił się kolejny rozdział.

Chcę sprawdzić, czy prowadzenie tego bloga w ogóle ma sens, bo regularnie komentuje tylko jedna osoba. Brak mi przez to motywacji. To tyle. Do przeczytania.

Ola

11 komentarzy:

  1. kocham tego bloga <3
    rozdział cudowny

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam i chcę, żebyś wiedziała, że czytam tego bloga na bieżąco , więc ... masz dla kogo pisać .
    Pozdrawiam : )
    Weronika : *

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też czytam na bieżąco tego wspaniałego bloga; ) ;* ciekawe czy Josh jeszcze będzie z Michi; ) oby tak pasowali bardzo do siebie=) nie wiem czemu ich rozdzieliłaś ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam tego bloga na bieżąco ; ) i pisz dalej ; ) bo jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy ; )) ja szczerze jestem za Michi i Josha=)

    OdpowiedzUsuń
  5. super <3 dalej ! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię twojego bloga jest taki.. tajemniczy, nieprzewidywalny. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. :* + przepraszam, że nigdy nie komentowałam go, pomimo tego, że czytam go od dłuższego czasu. Postaram się to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog jest świetny nie przestawaj pisać. Masz talent. jestem ciekawa co się wydarzy dalej. Chociaż bardzo ale to bardzo lubię Hazzę to jakoś tak wolała bym, żeby to Josh był z Michi. Nie wiem dlaczego. Czekam na nexta.
    Pozdrowienia i causki Emcia xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest super pisz dalej. Kocham tego bloga. Masz ogromny talent. Bardzo, ale to bardzo lubię Harrego, ale jakoś bardziej do Michi pasuje mi Josh. nie umiem tego wyjaśnić. Nie wiem jak się zatwierdza komentarze więc jak ktoś mi może podpowiedzieć to proszę o pomoc. jeszcze raz super.
    Pozdrawiam Emilka

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest super pisz dalej. Kocham tego bloga. Masz ogromny talent. Bardzo, ale to bardzo lubię Harrego, ale jakoś bardziej do Michi pasuje mi Josh. nie umiem tego wyjaśnić. Nie wiem jak się zatwierdza komentarze więc jak ktoś mi może podpowiedzieć to proszę o pomoc. jeszcze raz super.
    Pozdrawiam Emilka

    OdpowiedzUsuń
  10. kocham tego bloga :D

    <3 czekam na następny

    Aga

    OdpowiedzUsuń
  11. Strasznie, strasznie przepraszam, że ostatnio w ogóle nie komentuje. Nie mam w ogóle czasu na pisanie komentarzy, ledwo mam kiedy czytać i pisać -.-
    Rozdział jest ekstra <3
    Michi i Josh zdecyowanie muszą być razem, nie wyobrażam sobie tego inaczej.
    Nie przestawaj pisać, nie ważne ile masz komentarzy. Jeśli sprawia ci to przyjemność to tak trzymaj ;)
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń