17 listopada 2013

Rozdział 22- Zgłupiałeś? To nie zdrowe!

Dni po urodzinach Michelle mijały według tego samego schematu. Rano dziewczynę budził Harry, robił jej śniadanie, a kiedy była gotowa odwoził ją do szkoły. W weekend, Harry zabrał Michelle do zoo i świetnie się tam bawili. W czasie, w którym Michelle miała zajęcia, Hazz wraz z chłopcami remontował jej pokój. To była dalsza część niespodzianki urodzinowej. W trakcie treningu, chłopak jechał po dziewczynę i odwoził ją do wynajętego domku.

*Michelle* 

Dzisiaj wracam do domu. Ponoć wszystkie moje rzeczy Louise przewiozła z powrotem. Nie wiem co oni knują, ale średnio mi się to podoba. Jak zawsze Harry wszedł na salę w połowie treningu, na wszelki wypadek, gdybym próbowała się wymknąć. Przez pierwsze dwa dni strasznie rozpraszał dziewczyny z drużyny, ale teraz już było okej. Jedynie moje ulubione cheerleaderki próbowały zrobić na nim wrażenie, wchodząc na salę w tych swoich skąpych strojach. Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo musiałam powstrzymywać się przed wybuchami śmiechu. Megan dokładała wszelkich sił, żeby Harry na nią spojrzał. A kiedy zjawił się dzisiaj z całym zespołem już w ogóle wariowała. Umówiliśmy się z ich drużyną, że mogą wchodzić dziesięć minut wcześniej i zaczynać się rozgrzewać z tyłu sali. Harry wraz z chłopcami zajęli miejsca w jednym z tylnych rzędów na trybunach i bacznie przyglądali się naszej grze. Pamiętam, jak Hazz mnie kiedyś nie doceniał. Teraz mam szanse, przekonać go, że się mylił. Przyszła moja kolej na serw. Skupiłam się trzymając piłkę w dłoniach. Odbiłam ją kilka razy od ziemi i po usłyszeniu gwizdka podrzuciłam ją wysoko do góry. Wzięłam krótki rozbieg i wyskoczyłam w górę odbijając piłkę. 
Zaraz po tym po sali rozbrzmiał gwizdek. As serwisowy. Spojrzałam znacząco na chłopaka w lokach, na co on tylko bezgłośnie powiedział, że mi się poszczęściło. Piłka wróciła do mnie i zauważyłam, że drużyna przeciwna, zaczyna ustawiać się blisko miejsca, w które ostatnio trafiłam. Typowy błąd. Gwizdek. Rzut. Podskok. I kolejny as, w drugą część boiska. 
Teraz wszyscy przeciwnicy ustawili się na tyle. Kolejny błąd. Tym razem odbiłam leciutko i tamci ledwo dobiegli do piłki. Udało im się odbić i przerzucić piłkę na naszą stronę. Josh odebrał i podał do Martina. On wybił wysoko do góry, a ja jako atakujący przebiłam się przez blok, zdobywając punkt. Spojrzałam na Harry'ego, który uniósł ręce w geście obronnym na co cicho się roześmiałam. Graliśmy dalej. Moja drużyna wygrywała. W pewnym momencie Stella mnie nie zauważyła i wpadła na mnie z taką siłą, że obie wylądowałyśmy na podłodze. Dziewczyna mnie trochę przygniotła, ale zaraz się ze mnie sturlała. Wszyscy do mnie podbiegli, a Stella zniknęła. Josh pomógł mi wstać.
Jo: Nic ci nie jest?
J: Nie. Jest okej.
-Ona to zrobiła specjalnie.- ktoś z drużyny się odezwał, ale nie wychwyciłam kto.
J: Słucham?- w tym momencie do przodu wysunęła się Alice. 
Al: Słyszałam jak rozmawiała z Megan. Dziewczyna oferowała jej niezłą sumę. Próbowałam ją przekonać, że to zły pomysł, ale ona się uparła.- powiedziała z przepraszającą miną, chociaż niczemu nie była winna. 
J: Dobra. Nie ważne. 
Ma: Ona ci mogła coś zrobić. wszyscy w szkole wiedzą, że dzięki tobie zdobywamy nagrody. 
J: Nie ważne. Później to wyjaśnimy. Gramy dalej. 
Powiedziałam i stanęłam na swoim miejscu. Poprawiłam kucyka i byłam gotowa do gry. Spojrzałam groźnie na Megan i w jej oczach widziałam strach. Pewnie bała się, że będę się chciała odegrać. Pomyliła się. Po kilku minutach trener oznajmił, że na dzisiaj koniec, więc zaczęliśmy zbierać swoje ręczniki i ruszyliśmy do szatni. Przetarłam twarz miękkim materiałem i już po chwili stałam przed Harrym.
H: Nic ci nie jest?- spytał po czym pocałował mnie w usta.
J: Nie. Wszystko w porządku. Z resztą sam widziałeś. Gdyby mi coś było, to nie była bym w stanie grać.- mrugnęłam do niego jednym okiem i poszłam do szatni. Wiedziałam, że będą czekać na parkingu. Kiedy chciałam wyjść spod prysznica, ktoś zerwał zasłonkę i zrobił mi zdjęcie. To była Megan. Pewnie nie wiedziała, że za nią stoi już pięć moich koleżanek. 
J: Co chcesz osiągnąć? Myślałaś, że umieścisz w sieci moje nagie zdjęcia? Jaka szkoda. Nie udało ci się. Jesteś żałosna. Ile razy chcesz jeszcze przegrać? Mało ci upokorzenia, po przeprosinach trenera? Daj już sobie spokój, bo jedyne co robisz, to pogarszasz swoją sytuację. 
Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku szatni, Dziewczyna w ostatnim momencie podstawiła mi nogę, ale zamiast się o nią potknąć, przydepnęłam ją celowo. 
J: Jeszcze jeden mocniejszy nacisk, a możesz pożegnać się z dopingowaniem na najbliższe pół roku. Pomyśl zanim coś zrobisz. Warknęłam jej prosto do ucha i wyminęłam udając się do szatni. 
Dziewczyny szły zaraz za mną i zaczęły szeptać na temat zdarzenia sprzed chwili. Kiedy weszłyśmy, wszyscy na nas spojrzeli. Uśmiechnęłam się do nich, tak jakby nic się nie stało. Podeszłam do swojej szafki i ubrałam się, po czym rozczesałam włosy.
J: Martin, mamy na ciebie czekać? Nie widziałam auta na parkingu. 
Ma: Byłbym wdzięczny.- uśmiechnął się do mnie i sam ruszył pod natrysk.
Kiedy wyszłam Harry czekał na mnie przy drzwiach i był czymś bardzo rozbawiony.
J: Co cię tak bawi.
H: Pani kapitan cheerleaderek.- powiedział wyniosłym tonem i oboje się roześmialiśmy. Chłopak chwycił mnie za rękę i sprzedając mi buziaka w policzek wyszliśmy na zewnątrz. Chłopcy stali przy aucie i głośno się śmiali. W oddali zobaczyłam jakiegoś kolesia, który robił nam zdjęcia.
J: Jejku, czy oni muszą być zawsze i wszędzie?- spytałam Hazzę, ale on mnie tylko do siebie przytulił i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się i zobaczyłam Zayna, który robi śmieszne miny. Chyba zauważyliśmy to w tym samym momencie, bo równocześnie zaczęliśmy się śmiać. 
J: Zayn, co ty wyczyniasz ze swoją piękną mordką?- nasze relacje były już o wiele lepsze.
Z: Ja nie jestem Zayn, ja jestem panią kapitan cheerleaderek.- powiedział wydymając usta. Wszyscy się roześmialiśmy i wsiedliśmy do samochodu. Louis usiadł na miejscu kierowcy. Liam, Niall i Zayn, na tylnych siedzeniach, a ja z Harrym na końcu. 
H: Dobrze, że macie siedmioosobowe auto. 
J: Nawet nie wiesz, jak się przydaje. 
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a po kilku minutach dołączył do nas Martin. Lou szybko uwinął się z dojazdem do domu i wreszcie byłam u siebie. Chłopak nie wjechał do garażu, tylko zatrzymał samochód na podjeździe blisko wejścia. Kiedy wysiadłam poczułam się dziwnie. Jakbym była lekko podekscytowana i przestraszona jednocześnie. 
Ni: Zaraz zobaczysz coś, nad czym pracowaliśmy cały tydzień.
Li: Kiedy ciebie tu nie było, my byliśmy zajęci.
Lo: Co oczywiście nie oznacza, że źle się przy tym bawiliśmy.
Z: Wręcz przeciwnie. Będzie to trzeba kiedyś powtórzyć.- chłopcy mówili prowadząc mnie do pokoju. Kiedy stanęliśmy przed drzwiami mojej sypialni Harry złapał za klamkę.
Ma: Mam nadzieję, że ci się spodoba, bo moim zdaniem chłopcy dobrze się spisali.
H: To był mój pomysł, więc już wiesz kogo możesz później obwiniać. Chłopak otworzył drzwi i delikatnie je popchnął. Moim oczom ukazał się prześliczny, nowy pokój, o jakim marzyłam. Ściany były w odcieniach błękitu, podłoga wyłożona jasnymi panelami, a na jednej ze ścian mnóstwo zdjęć, a nad nimi widniał napis: Ludzie się zmieniają, wspomnienia nie. Moją uwagę jednak przykuła pościel. Podeszłam do łóżka i dokładnie się jej przyjrzałam. Była czarna i pozszywana z równych prostokątów. Na każdym widniało jedno z moich zdjęć. Do oczu napłynęły mi łzy, kiedy zobaczyłam nadrukowany cytat mojego ojca. 
Nie sztuką jest przejść przez życie,
gdy wszystko sprzyja.
Sztuką jest iść przed siebie
I nie ugiąć się
Nawet jeśli ciągle jest pod wiatr.

Pogłaskałam materiał i spojrzałam na ścianę. Były wypisane na niej zasady, których nauczył nas tata. Odwróciłam się przodem do drzwi i spojrzałam na brata. 
J: T-ty, to wybierałeś?- chłopak pokiwał głową, a ja szybko do niego podeszłam i pozwalając samotnej łzie spłynąć po moim policzku, wtuliłam się w jego silne ramiona. 
J: Dziękuję. Dziękuję wam wszystkim. Pokój jest naprawdę piękny. Marzyłam o takim. Dobra robota.- uśmiechnęłam się do nich i przytuliłam każdego z osobna. 
Z: Jest jeszcze kilka rzeczy.
Ni: wiemy, jak bardzo lubisz siedzieć na tarasie, grając na gitarze albo czytając książkę. 
H: Tam też co nieco zmieniliśmy.- wyszłam na zewnątrz i faktycznie zmienili wygląd balkonu. Na ziemi nie było już widać gołego betonu, tylko ceramiczne płytki imitujące drewno. Po lewej stronie stał zestaw mebli ogrodowych, a po prawej leżanka
H: Są odporne na deszcz i brud. Jeśli coś się na nich rozleje, albo spadnie deszcz wystarczy, że wytrzecie wszystko ręcznikiem papierowym.
J: Dziękuję. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy. 
H: Mogę to sobie wyobrazić.- powiedział i mocno mnie przytulił.- Chodź. W salonie jest jeszcze kilka prezentów. 
Zeszliśmy na parter i dołączyliśmy do reszty. Liam, Louis, Zayn, Niall, Louise, Nathan, Danielle, Eleanor i Josh siedzieli na kanapach, a Martin majstrował coś przy telewizorze. 
Ni: Siadaj.- zaproponował wskazując swoje kolana. Nie było miejsc wolnych, więc skorzystałam. Harry spojrzał na nas z zazdrością, a ja wysłałam mu całusa w powietrzu. 
J: Co będziemy oglądać?
Ma: Twoje urodziny.- uśmiechnął się łobuzersko i chwytając pilota w dłoń usiadł obok Harry'ego na podłodze. Seans się rozpoczął.
Na ekranie wyświetlał się teraz mój brat. 
-Kochana siostrzyczko, masz już za sobą osiemnaście lat życia. To mało, a tak wiele już przeszłaś. W zamian za to, jak się dla nas poświęcałaś, chcemy, żebyś zobaczyła pewne rzeczy. Może to pomoże ci zrozumieć, jak wiele dla nas wszystkich znaczysz. Kocham cię.- pomachał do kamery i obraz się zmienił. Wraz z nim rozbrzmiała melodia. Leciała w tle, ale nadawała nastroju. Widzieliśmy teraz zdjęcia moich rodziców i martina. Mama była w ciąży i przy każdym kolejnym miesiącu było robione zdjęcie. Martin zawsze stał obok mamy i trzymał kartkę z cyferką. Jednocześnie świetnie dało się zauważyć jak szybko rósł mój braciszek. Kiedy miała pokazać się fotografia przedstawiająca mamę w ósmym miesiącu ciąży, tak się nie stało. Zamiast tego było ją widać leżącą w łóżku szpitalnym. Płakała. Potem pojawiłam się ja w inkubatorze. Byłam podłączona do aparatury, utrzymującej mnie przy życiu.
-Urodziłaś się półtora miesiąca za wcześnie. Twoje płuca nie były w pełni rozwinięte, a układ pokarmowy ledwo funkcjonował. Lekarze mówili, że cudem udało ci się przeżyć. Dopiero po miesiącu, rodzice mogli wziąć cię na ręce. Przez kilka następnych tygodni nadal dochodziłaś do siebie. Wszyscy sąsiedzi i znajomi, a nawet rodzina z dalekich krajów próbowali pomóc. Pokazywałaś nam, że jesteś silna. Już od początku, życie było dla ciebie okrutne. Kiedy już wszystko było w porządku z twoimi płucami musiałaś mieć przeszczep wątroby. Dostałaś ją od taty. Nie pamiętasz tego, bo byłaś zbyt mała. Czasem zastanawiam się czy to dobrze, czy może jednak, gdybyś o tym pamiętała była byś jeszcze silniejsza. 
Przez cały ten czas widać było mnie w szpitalu lub w domu. Po mimo tego co przechodziłam wciąż się uśmiechałam. Teraz wyświetlał się filmik z moich pierwszych urodzin.
-Szczęśliwie skończyłaś roczek. Byłaś już w pełni zdrowa, ale cały czas żyliśmy w strachu, że coś ci się stanie. Mimo wszystko, byłaś bardzo radosnym dzieckiem. Cały czas się śmiałaś. Kolejny rok za tobą. Szybko rosłaś i się rozwijałaś. Dawałaś wszystkim powody do uśmiechu. W twoje trzecie urodziny pojechaliśmy do Holmes Chapel. Pamiętam, jak Harry rozsmarował ci tort na twarzy.- tu pojawiło się zdjęcie owego zdarzenia i wszyscy się zaśmialiśmy. Wszyscy w pokoju byli wzruszeni.- Nie zawsze był grzecznym chłopcem. Ale oczywiście nie zostałaś mu winna i w jego urodziny odpłaciłaś mu się dokładnie tym samym. Z każdym mijającym dniem co raz mniej bałem się, że nie dasz sobie rady. Przyszedł dzień, w którym skończyłaś sześć lat. Trafiłaś do szpitala, z powodu niedotlenienia mózgu. Na całe szczęście nie miałaś żadnych powikłań, ale to jak się o ciebie baliśmy, było nie do opisania. Nie chciałem się z tobą rozstawać, bo myślałem, że każdy dzień, może być już tym ostatnim. To dlatego, poszliśmy do szkoły w tym samym roku. Ale dzięki temu poznaliśmy naszych wspaniałych przyjaciół. Mamy z nimi wiele wspomnień. To nasza pierwsza wspólna impreza. Twoje dziewiąte urodziny. Dostałaś wtedy mikrofon. Od zawsze kochałaś śpiewać. Rok później poszłaś z Joshem do szkoły tańca. Zawsze tworzyliście jedną parę. Raz nawet zagroziłaś, że nie wystartujesz w konkursie, bo pani nie chciała was do siebie przydzielić. Z tańcem jesteś związana do tej pory. Macie nawet wspólny taniec, który tańczycie na każdej wspólnej zabawie. Wystarczy, że usłyszycie 'What a wonderful world' Louis'a Armstrong'a i już wywijacie razem na parkiecie. Na jedenaste urodziny całą rodziną wybraliśmy się do zoo i pamiętam, że nie chciałaś odejść od słonia. tak cię fascynował, że zaczynałaś krzyczeć kiedy chcieliśmy iść dalej. Tata kupił wtedy orzeszki i zapytał pracownika, czy mogłabyś brać udział w karmieniu. I tak też się stało. Tata trzymał cię na rękach, a ty podawałaś jabłka swojemu ukochanemu słonikowi. Od tamtego czasu, to była nasza tradycja. Co roku, w twoje urodziny jeździliśmy do zoo. Przez dwa lata byłaś nawet pomocnikiem. Zoo potrzebowało i nadal potrzebuje ludzi takich jak ty. Siedemnastych urodzin nie chciałaś obchodzić. Był to dla nas strasznie trudny okres. Proces oddania cię do domu dziecka skutecznie odkładaliśmy na inny termin, aż w końcu to ja mogłem przejąć nad tobą opiekę. Tak naprawdę tylko dzięki przyjaciołom udało nam się przez to przejść. Posłuchaj co inni mają ci do powiedzenia. 
W tym momencie na ekranie pojawił się Josh.
- Michelle, byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką. Nauczyłaś mnie wielu rzeczy. Pokazałaś mi, co to znaczy miłość, oddanie, współczucie i siła. Dziękuję, że jesteś.
-Michi, przyjaźnimy się od pierwszego dnia szkoły podstawowej. Obiecałyśmy sobie wtedy, że nic nie stanie nam na drodze do wiecznej przyjaźni. Pamiętam jak miałyśmy dziesięć lat i pierwszy raz się pokłóciłyśmy. Czułam się wtedy okropnie, bo zachowałam się strasznie. A ty nauczyłaś mnie wybaczać. Kocham cię i dziękuję.- Anna.
-Hej, nie wiem, co mam powiedzieć. Nauczyłaś mnie wytrwałości i cierpliwości. Zawsze pomagałaś mi w pracach domowych. Zawsze będę cię dobrze wspominał. Dziękuję.- Brett.
-Mich, jesteś najwspanialszą dziewczyną pod słońcem, nie licząc oczywiście mojej siostry. Razem z Lou, pokazałyście mi na czym polega wierność i poświęcenie. To jak pomogłaś mojej rodzinie, jest po prostu nie do opisania. Dziękuję.- Nathan.
- Wszyscy pewnie zaczynają od imienia, ale wiesz, że nie lubię się powtarzać. Powiem tylko jedno. Zostań taka, jaka jesteś. Nigdy się nie zmieniaj, bo taką cię kochamy. Pomogłaś mi i mojej rodzinie. Dziękuję.- Louise 
- Michi. W końcu osiągnęłaś swój cel. Przynajmniej jeden z wielu. Pamiętam jak kiedyś mi powiedziałaś, że pragniesz dożyć osiemnastki. No i proszę. Udało się. Mam nadzieję, że reszta celów zostanie osiągnięta, a wszystkie marzenia się spełnią. Nauczyłaś mnie przepraszać i dziękować, tak więc. Przepraszam i dziękuję.- Chris
- Zawsze cię podziwiałam i zawsze będę cię podziwiać. Pokazałaś wszystkim, że nie warto z tobą zadzierać, bo dobrze wiesz co potrafisz. Nie do końca znasz swoją wartość. Za mało doceniasz to, kim jesteś. Za cenną lekcję życia. Dziękuję.- Cleo
- Przyjaciel. Każdy ma inną definicję tego słowa. Według mojej ty nim właśnie jesteś Mich. Jesteś moją przyjaciółką. Dziękuję.- Louis
- Pokazałaś jak silna potrafisz być, ile serca potrafisz włożyć w to co robisz, ile potrafisz poświęcić, dla dobra twoich bliskich. Jesteś osobą, którą traktuję jak siostrę, bo doskonale wiesz, przez co ja przechodziłem. Mamy ze sobą wiele wspólnego i mam nadzieję, że nic tego nie zniszczy. Dziękuję.- Liam
-Bałam się naszego pierwszego spotkania. Bałam się, że okażesz się nic nie wartą dziewczyną. Nie potrzebnie się tego obawiałam. Już kiedy cię zobaczyłam, zaspaną i w stanie nie do pokazywania się ludziom, poczułam, że masz w sobie to coś. I zobacz co się stało. Zaprzyjaźniłyśmy się. Nauczyłaś mnie, że nie warto oceniać książki po okładce. Dziękuję.- Eleanor
-Skarbie. Taniec to nasza wspólna pasja i mówię ci od razu, że chcę z tobą zatańczyć. Nie teraz, ale w przyszłym roku, widzimy się na scenie w New York City kochanie! Tak dobrze usłyszałaś. Będziesz brała udział w światowym tourne Justina Biebera. Mam nadzieję, że będziemy się dobrze bawić. Jesteś moją przyjaciółką. Dziękuję.- Danielle
-Nie za bardzo umiem wyrażać to co czuję za pomocą słów, ale myślę, że cokolwiek bym teraz nie powiedział, to najważniejsze jest jedno. Strasznie cieszę się, że cię poznałem, bo nie było by mnie już na tym świecie. Dziękuję.- Niall
- Mógłbym powiedzieć, że krótko się znamy i nie za bardzo wiem, co mam powiedzieć. Nie zrobię tego, bo zdążyłem cię już poznać. Nie znosisz tego, gdy człowiekowi dzieje się krzywda. Pokazałaś to pewnej nocy, za którą jestem ci wdzięczny. Choć tak mało czasu ze sobą spędziliśmy, to mamy za sobą i wzloty i upadki. Każdy upadek nas wzmacnia, ale myślę, że nasza przyjaźń, jest już wystarczająco silna. Dziękuję.- Zayn
- Znam cię od urodzenia. Zawsze cię kochałem i zawsze będę cię kochał. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jesteś najważniejszą kobietą mojego życia. Dziękuję.- Harry
- Jesteś świetnym kapitanem drużyny i będzie nam ciebie brakować. Mamy nadzieję, że będziesz o nas pamiętać i wpadniesz od czasu do czasu na nasz mecz. Będziemy tęsknić!- drużyna szkolna.
- Masz talent w łapkach! Nie zmarnuj tego!- koło plastyczne
- Jeśli nie tańczysz, to pamiętaj, że wiemy gdzie mieszkasz. Czekamy na wspólny taniec skarbie!- grupa taneczna.
- Dlaczego jestem na samym końcu? Przecież jestem twoim bratem. Jednak to ja znam cię najlepiej. Wiem nawet kiedy dostałaś pierwszy okres. To mnie trochę przeraża. A tak na poważnie. Michelle Nelly Carter, jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Nawet nie wiesz, co czuję myśląc, że już nigdy cię nie zobaczę. Kiedy byłaś mała, każdego dnia rano biegłem do twojego pokoju i sprawdzałem czy oddychasz. Nadal to robię. Wchodzę do twojego pokoju piętnaście minut przed twoim budzikiem i sprawdzam czy unosi ci się klatka piersiowa. Zawsze, kiedy przychodzę do ciebie w nocy... Robię to zawsze po tym, jak śni mi się, że umarłaś. Wtedy cię budzę i zasypiam mając poczucie, że w moich ramionach przeżyjesz resztę nocy. Jesteś moją jedyną rodziną Michelle. Nie chcę cię stracić. Oddał bym za ciebie własne życie. Do końca życia, będę sprawdzał codziennie rano, czy oddychasz. To ile razy myślałem, że cię straciłem jest przytłaczające. Za każdym razem próbuję powstrzymać łzy, które właśnie spływają mi po policzkach. Za każdym razem żyję nadzieją, że mnie nie zostawiłaś. Ja sobie po prostu bez ciebie nie poradzę Michelle. Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię.- chłopak płakał. Zarówno na filmiku, jak i teraz siedząc na dywanie z kolanami podciągniętymi pod brodę. Sama płakałam. Wszyscy byli wzruszeni. Zgramoliłam się z kolan blondyna i podeszłam do brata. Kucnęłam przed nim i mocno go przytuliłam. Wiedziałam, że oboje znaczymy dla siebie wiele, ale on mi nigdy tego nie powiedział. Słyszałam jak inni pociągają nosem. 
D: Ma ktoś chusteczkę? Pierwszy raz facet doprowadził mnie do łez. I to w dodatku nie mój.- powiedziała i wszyscy się roześmialiśmy. Dziewczyna wiedziała, jak rozładować sytuację. Pozostałam obok brata i kiedy ponownie wcisnął 'play' znowu on mówił. Był w domu, w którym mieszkałam przez ostatni tydzień.
Ma: Kręcisz już?
Jo: Tak.- zaśmiał się cicho i filmował mojego brata.
Ma: Siostrzyczko, teraz zobaczysz, jak wygląda twoja urodzinowa niespodzianka od kulis. Zaraz tutaj przyjedziesz, a my cię zaskoczymy. Są tu wszyscy, którzy mieli z tobą bliższe relacje. Przywitajcie się.
-Cześć!- krzyknęli przeciągając samogłoskę. 
Ma: Jesteś teraz w limuzynie, która z tego co widziałem jest nieźle wypasiona.- puścił oczko do kamery i się zaśmiał. O Liam dzwoni, to znaczy, że jesteście za rogiem. Uwaga! Gasimy światła!- słychać było jak ktoś na coś wpadł i ciche przekleństwo padające z ust Josha. Kilka minut w ciszy i nagle słychać jak drzwi od mieszkania się otwierają. Trzask drzwi. Ja i Harry wchodzimy do pokoju i bam. Nagle robi się jasno. Wszyscy krzyczą 'niespodzianka' i zaczynają śpiewać. A ja stoję jak słup soli, zakrywam usta dłońmi i w oczach zbierają mi się łzy. Całe zdarzenie było filmowane. W momencie, w którym 'porwano mnie' na piętro film się zmienił. Znowu Martin.
Ma: Właśnie weszłaś do szkoły. Pewnie myślisz, że po prostu poszedłem do kolegów. Mylisz się. Czytasz kartkę urodzinową. Nasza kolej.- widać było jak szybko, acz cicho przemieszczają się w moją stronę. Anna szybko zapaliła wszystkie świeczki i kiedy się odwróciłam miałam śmieszną minę. Byłam przestraszona i szczęśliwa jednocześnie. Znowu zmiana miejsca. Tym razem Martin w naszym domu. 
Ma: Pierwszy dzień remontu.- wszedł do mojego pokoju, w którym nie było ani jednego mebla, podłoga była zerwana, a tynki skute.- Jest syf, ale będzie pięknie.
Ma: Dzień drugi. Tynki już położone, farba schnie na ścianach, a tak wyglądają chłopcy po malowaniu.- wyszedł na taras i widać było One Direction umazanych w niebieskiej farbie. 
Ma: Dzień trzeci. Podłoga na miejscu i listwy przyklejone. 
Ma: Dzień czwarty. Taras jest już gotowy. Mamy nadzieję, że się podoba, bo chłopcy się trochę nadźwigali płytek.
Ma: Dzień piąty. Meble wniesione. Teraz wieszamy zdjęcia.- Louise stała na drabinie, a chłopcy podawali jej kolejne fotografie.
Ma: Dzień szósty. Jutro wracasz. Wszystko jest już gotowe. Zobacz. Kołdra jest zrobiona z twoich starych koszulek. Nadrukowaliśmy na nie zdjęcia twojego autorstwa. Mam nadzieję, że ci się spodoba.- chłopak pokazał cały pokój i wyszedł na taras. Tam siedzieli chłopcy wraz z dziewczynami i majstrowali coś przy ramkach na zdjęcia.
D: Martin! Uciekaj stąd! To ma być później!
El: No już! Uciekaj!- wszyscy się zaśmiali i na ekranie zapanowała ciemność. Myślałam, że to koniec, ale się pomyliłam. Teraz kolejno wyświetlali się moi bliscy.
Josh: Wspaniała.
Harry: Kochana.
Danielle: Uzdolniona.
Eleanor: Świetna.
Niall: Idealna.
Liam: Przyjacielska.
Zayn: Silna.
Louis: Zabawna.
Louise: Pomocna.
Nathan: Piękna.
Gemma: Opiekuńcza.
Martin: Cierpliwa.
Wszyscy: Michelle Nelly Carter. Lat osiemnaście. Kochamy cię!- zarówno na filmie jak i teraz byli zebrani w naszym salonie. Wstałam i przytuliłam każdego z osobna. Łezki kręciły mi się w oczach. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tak wiele.
D: Na filmie zdążyłaś już zobaczyć, że szykowaliśmy dla ciebie coś jeszcze. Josh, czyń honory. Spojrzałam na chłopaka, który własnie wyciągał rękę w moim kierunku. Niepewnie ją pochwyciłam i ruszyłam wraz z nim na najwyższy poziom domu. Weszliśmy na salę taneczną. Nie miałam zielonego pojęcia co się święci. Chłopak podniósł z podłogi pudełko i mi je podał.
Jo: Ubierz się w to i do mnie wróć. - przeszłam do mniejszej salki i otworzyłam pudełko. Wyciągnęłam z niego sukienkę i specjalne nakładki na stopy. Uczyniłam co mi kazał przyjaciel i powróciłam na dużą salę. Światłą były delikatnie przygaszone tworząc romantyczny nastrój. Wzdłuż ściany z drzwiami siedzieli moi bliscy, a na środku sali stał Josh. Był ubrany w czarne spodnie od garnituru, zwykłą, prostą, białą koszulę i czarną, luźną marynarkę. Na stopach miał również buty do tańca. Stał tam wyglądając jak anioł. Harry przycisnął odpowiedni przycisk w wieży i w pomieszczeniu rozbrzmiała muzyka. (klik)
Teraz wiedziałam dokładnie, o co chodzi. Podeszłam do chłopaka i zaczęłam tańczyć nasz układ. Zaczynał on się krokiem podstawowym walca wiedeńskiego, jednak płynnie przeszliśmy w swobodny taniec, nie podporządkowany do żadnego stylu. Była to choreografia przygotowana przez nas na konkurs. To był konkurs tematyczny, a jego tematem były uczucia. Zrobiłam trzy zgrabne obroty w prawo, a Josh, żeby znaleźć się obok mnie, płynnie wykonał gwiazdę na jednej ręce. Otoczył mnie ramionami. Oparłam się na jego dłoniach i po chwili wisiałam w powietrzu, podczas obrotu mojego partnera. Moje stopy dotknęły ziemi i odwróciłam się w jego stronę. Położyłam dłonie na jego karku po czym zgrabnym ruchem zdjęłam mu marynarkę, która wylądowała na ziemi. Chłopak poprowadził mnie przeplatanką na środek sali i łapiąc mnie w tali przysunął moje ciało do swojego. Oparłam dłonie na jego biodrach i w następnej sekundzie moje plecy oparły się o jego bark, ponieważ wybiłam się od ziemi i zwinnie wylądowałam na podłodze. Rozejrzałam się i chłopak w tym samym momencie podniósł mnie jak pannę młodą obracając się dwa razy. Ponownie stanęłam na parkiecie i przemieściłam się w kierunku marynarki. Kiedy miałam ją już złapać Josh złapał mnie za rękę i powrócił do walca wiedeńskiego jednak w bardziej zmysłowy sposób. Nasze ciała nie dzieliła żadna przestrzeń. Twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów i cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Oboje przez cały czas nuciliśmy piosenkę. Dwa kroki do tyłu, jedno podnoszenie i wirowałam w powietrzu, będąc trzymana za biodra. Opierałam się łopatką o bark Josha, a ręce miałam wyprostowane nad głową. Prawa noga była wyprostowana, a lewa lekko ugięta w kolanie. Chłopak ugiął ręce tylko po to, aby wyrzucić mnie w powietrze. Szybko obróciłam się do odpowiedniej pozycji i zostałam złapana w silne ramiona. Blondyn delikatnie bujał się przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Kiedy muzyka zaczęła dobiegać końca, nie wykonaliśmy jednego elementu. Był on niebezpieczny ze względu na moją kontuzję kostki i oboje o tym wiedzieliśmy. Bardzo powoli byłam opuszczana w dół. Jo postawił mnie na ziemi i wprowadził mnie w obrót, a kiedy się zatrzymałam czekał z marynarką w dłoniach, tak jak w ustalonej choreografii. Podeszłam do niego, nałożył mi marynarkę na ramiona i głęboko patrząc mi w oczy oparł swoje czoło o moje. To były magiczne chwile. Najpiękniejsze i najtrudniejsze jednocześnie. Oddychaliśmy głęboko i nasze oddechy się ze sobą mieszały. Nie mogłam oderwać wzroku od jego zielonych tęczówek. Tak bardzo kochałam te oczy. Miałam teraz ochotę go pocałować. Kiedy nasze twarze dzieliły może dwa centymetry muzyka ucichła i chłopak natychmiastowo się ode mnie odsunął. Uśmiechał się, choć w jego oczach nie było nawet odrobiny prawdziwego szczęścia. Chwycił mnie za dłoń i niczym jak na konkursie ukłonił się naszym przyjaciołom. Zmusiłam się do delikatnego uśmiechu i również się ukłoniłam. Nasza mała widownia biła nam brawa. Josh przygarnął mnie do siebie i pocałował mnie w czoło.
Jo: Pamiętasz.- szepnął mi do ucha.
J: Jak mogłabym zapomnieć...
H: W czasie, w którym się przebierałaś, przygotowaliśmy dla ciebie coś w salonie. Chcesz się przebrać czy idziemy od razu?
J: Możemy iść od razu.- powiedziałam wzruszając ramionami i ruszyliśmy do głównego pomieszczenia domu. Na ławie stało wielkie pudło. Rozejrzałam się niepewnie, ale każda z zebranych tu osób patrzyła na mnie zachęcająco. Podeszłam do pudełka i podniosłam jego wieczko. W środku były wypełnione ramki na zdjęcia. W każdej ramce była czarno-biała fotografia jednego z moich bliskich, które sama robiłam na urodzinach Josh'a. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Każdy był wesoły i szczerze szczęśliwy na portretach. Wszystkie ramki były w jednym kolorze, który pasował dosłownie do każdego pokoju w domu.
H: Wiesz już, gdzie je powiesisz, prawda?- spytał delikatnie się uśmiechając.
J: Hol na samej górze. Są tam gołe ściany, a ja spędzam tam sporo czasu. To idealne miejsce.
Jo: A nie mówiłem? Mogliśmy od razu je tam powiesić.- zaśmiał się i wszyscy podążyli jego śladem.
J: Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny.- na te słowa chłopak mocno mnie przytulił.
Jo: To co? Idziemy powiesić, nasze piękne buźki?- ponownie wszyscy się roześmiali i ruszyliśmy na najwyższe piętro domu.


~*~

Obudziły mnie czyjeś kroki. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał trzecią nad ranem. Podniosłam się do pozycji siedzącej i mignęła mi jakaś postać przy moich drzwiach. Zmarszczyłam nos i wstałam sprawdzić, kto kręci się o tej porze po domu. Lekko uchyliłam drzwi i zdążyłam usłyszeć jak ktoś wbiega po schodach. Nie wiele myśląc ruszyłam zaraz za nim. Kiedy byłam na półpiętrze do strychu usłyszałam, że ten ktoś się przewrócił. Automatycznie przyspieszyłam i znalazłam się przy chłopaku.
J: Josh? Jo? Co ci jest? Josh.- blondyn nie reagował. Leżał na brzuchu, jedna noga spoczywała na schodach, a druga zahaczyła o barierki i wygięła się w drugą stronę. Prawa ręka została przygnieciona ciałem, a lewa wyglądała tak, jakby chciała coś złapać.
J: Pomocy!- wydarłam się w niebo głosy i zaczęłam sprawdzać wszystkie czynności życiowe. Puls był przyspieszony, oddech płytki i nierównomierny, oczy przymrużone. Złapałam go za rękę i poklepując go po policzku, sprawdzałam reakcję.
J: Josh? Słyszysz mnie? Josh, do jasnej cholery.- klęłam pod nosem czując napływające do oczu łzy.- Martin! Strych!- krzyknęłam mocno zachrypniętym głosem. Rozejrzałam się, sprawdzając czy w pobliżu nie ma żadnego telefonu. Niestety. Na całe szczęście przybiegł Martin i w ręku trzymał telefon.
Ma: Jezu Chryste! Co się stało? Co mu jest?- klęknął zaraz przy mnie i widać było, że totalnie nie wiedział co ma robić.
J: Dzwoń po pogotowie. Błagam. Powiedz, że stracił przytomność. Oddech płytki, tętno przyspieszone. Szybko, błagam.- mówiłam cały czas trzymając Josha za rękę.- Josh, błagam. Zareaguj jakoś. Słyszysz mnie?- poczułam jak minimalnie ścisnął moją dłoń.- Jezu święty. Co ci jest? Josh...- w tym momencie przybiegł Harry.
H: Co się stało?- spytał szybko oceniając sytuację.
J: Idź szybko na dół, otwórz bramę i czekaj tam na pogotowie. Tylko szybko, błagam.- chłopak kiwnął głową i biegiem ruszył do drzwi. Zanim przyjechało pogotowie, zdążyli do nas dołączyć Louis, Liam, Zayn i Niall, którzy wspólnymi siłami przełożyli Josha w bezpieczny sposób, tak, żeby całym ciałem leżał na płaskim. Pobiegłam szybko do pokoju chłopaka, żeby znaleźć jego dowód, ale byłam tak roztrzęsiona, że nie mogłam się go doszukać. Pomógł mi Niall. Kiedy wyszliśmy z pokoju minęli nas ratownicy. Harry ich kierował, a my wbiegliśmy zaraz za nimi. Musiałam mocno się skupić, żeby ze spokojem opowiedzieć co się stało.
Ratownik: Czy jest na coś chory? Zażywa jakieś leki?
J: Nie.
Ma: Tak.- powiedział w tym samym czasie co ja.
J: Co?- spojrzałam zszokowana na brata.
Ma: Ma raka mózgu. Bierze leki. Mam je spisane. Przynieść?
R: Tak, my już schodzimy do karetki, to proszę to znieść na dół.
Ma: Dobrze.- powiedział i poszedł do swojego pokoju, a ja nie mogłam ruszyć się z miejsca. Byłam w tak ciężkim szoku, że przestałam oddychać.
N: Michi, chodź. Louis nas zawiezie do szpitala.- na początku tempo patrzyłam w podłogę, nie wiedząc co się dzieje, jednak chłopak mnie w końcu szarpnął i oprzytomniałam zbiegając po schodach. Wbiegliśmy do mojego pokoju i chłopak zdjął ze mnie koszulę nocną i wszedł do mojej garderoby. Rzucił mi szybko jakieś spodnie i koszulkę.
N: Ubieraj się w to, ja zaraz przyjdę.- powiedział i już go nie było. Założyłam na siebie ubrania i szybko nasunęłam trampki na stopy, nie myśląc nawet o skarpetkach. Chłopak wrócił po mnie ubrany w dresy i bluzę i ciągnąc mnie cały czas za rękę, zbiegał po schodach. Wbiegliśmy do garażu, gdzie w moim aucie czekał już Lou i kiedy tylko wsiedliśmy zaczął wycofywać. W ostatnim momencie Niall zamknął drzwi ratując je przed wyrwaniem z zawiasów. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak mocno płaczę. Spojrzałam na blondyna, który cały czas trzymał mnie za rękę. Spojrzał na mnie i mocno mnie do siebie przytulił.
J: Boję się, Niall.
N: Nie bój się. Jestem tutaj. Nic mu nie będzie, zobaczysz. Cichutko... Nic mu nie będzie.- szeptał mi do ucha sam nie wierząc w to, co mówi. Po kilku minutach byliśmy w szpitalu. Martin z Harry już tam byli. Liam z Louisem spytali, czy coś już wiadomo, ale ja nie mogłam zrozumieć jednej rzeczy.
J: Dlaczego do jasnej cholery nie powiedzieliście mi, że jest chory?! Co wy sobie myśleliście?! Że będziecie to ukrywać do samego końca?! Jak mogliście mi to zrobić?!- szarpałam się z objęć Nialla, chcąc uderzyć mojego brata, który płakał widząc mnie w takim stanie.
N: Michi, spokojnie. Michi, uspokój się. Nie chcieli cię martwić. Michelle!- wrzasnął odwracając mnie w swoją stronę. Zaczęłam go obkładać pięściami.
J: Ty też wiedziałeś?! Wszyscy wiedzieliście?! Jak mogliście to ukrywać?! Pytam się! Jak?!- chłopak w końcu złapał mnie na tyle mocno, że się poddałam i wtuliłam się w jego tors. Nie wiem ile to wszystko trwało. Kilka minut, godzinę, może nawet kilka godzin. Nie wiem. Każda sekunda dłużyła mi się w nieskończoność. Nie mogłam przestać płakać. Niall cały czas był przy mnie. Informował mnie na bieżąco o tym, co się dzieje. W pewnym momencie podniosłam głowę i zobaczyłam Annę idącą w naszym kierunku. Zerwałam się na równe nogi i już po kilku sekundach wpadłam jej w ramiona. Szlochałam tak mocno, że ledwo stałam. Dziewczyna próbowała mnie jakoś uspokoić, ale kiepsko jej to szło. Poczułam tylko jak od tyłu, ktoś mocno obejmuje mnie w talii i podnosi do góry. Puściłam przyjaciółkę i przytuliłam się do blondyna, który szedł ze mną w kierunku kanap. Położył mnie na jednej z nich i podnosząc mój tułów, usiadł tak, że się o niego opierałam.


*Anna*

J: Co się do cholery stało? Ona zachowuje się dokładnie tak, jak wtedy, kiedy umarł wasz tata.- powiedziałam poddenerwowana.
Ma: Wyszła z pokoju i Josh biegł po schodach. Nikt nie wie dlaczego uciekał, ale na ostatnich trzech schodach stracił przytomność i się przewrócił. Michi mnie od razu zawołała. Musiałem powiedzieć ratownikom, że Jo ma raka i to ją chyba załatwiło.
J: Jezu... A wiadomo co z Jo?
Ma: Niestety jeszcze nie. Zaraz mnie do niego wpuszczą, ale teraz robią mu wstępne badania.
J: Martin... Ty płakałeś...- dopiero teraz to zauważyłam.
Li: Nie dziwię mu się. Też mi się chce płakać jak patrzę na Michelle. To, jak się rzucała kiedy tylko tu dojechaliśmy... Uwierz mi, serce pękało. Nie widziałem jeszcze nikogo w takim stanie.
Lo: To akurat prawda.
J: Harry? Wszystko okej?- spytałam chłopaka, który nawet na nas nie patrzył. Twarz miał schowaną w dłoniach, a ręce strasznie mu się trzęsły.- Harry.
H: Co?- spytał nadal nie podnosząc głowy.
J: Wszystko okej?
H: Nie.
Ma: Hazz, co ci jest?- spytał i podszedł do kuzyna.
H: Nie mam ochoty gadać.
J: Co jest?- szepnęłam do Liama, ale on tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową. Louis spojrzał w bok i miał taką minę, jakby wiedział, o co chodzi. Podążyłam za jego spojrzeniem i moim oczom ukazała się Michelle z Niallem. Siedzieli przytuleni do siebie. No jasne. Harry chciałby być na miejscu blondyna. Podeszłam do chłopaka z burzą loków i kucnęłam zaraz przed nim.
J: Harry.- zero reakcji.- Styles, do cholery.- podniosłam głos i od razu zadziałało. Spojrzał się na mnie jakby chciał mnie pobić, ale się nie przestraszyłam.- Jeśli chcesz go zastąpić, to do jasnej cholery, podnieś swój zacny tyłek i tam idź, a nie siedzisz i się użalasz nad sobą.
H: Ana, tu nie chodzi tylko o to. Zobacz, jak ona wygląda.- wskazał palcem na dziewczynę, jednak wolałam nie odwracać wzroku.- Zobacz jak się o niego martwi. Ona go kocha. Najmocniej na świecie. A ja, JA to wszystko zepsułem jak jakiś ostatni kretyn. Wiesz jak ja się czuję? Ja nie chcę, żeby ona była przeze mnie nieszczęśliwa...
J: Słuchaj, to jest jej najlepszy przyjaciel. Przyjaźnią się odkąd pamiętam. Czy by z nim była, czy też nie, martwiła by się tak samo.
H: Ty nic nie rozumiesz...
J: To mi wytłumacz.
H: Nie chcę. Okej? Nie chcę o tym gadać. Dajcie wy mi święty spokój!-wrzasnął na mnie, zerwał się na równe nogi i szybkim krokiem ruszył do windy.

*Michelle*

Usłyszałam jakieś krzyki i otworzyłam oczy. Zobaczyłam wkurzonego Harry'ego przechodzącego właśnie obok mnie.
J: Harry?- wymamrotałam, ale chłopak nawet na mnie nie spojrzał. - Co jest?- spytałam Nialla, ale on tylko wzruszył ramionami. Wstałam i po mimo tego, że trochę kręciło mi się w głowie, szybkim krokiem ruszyłam za moim chłopakiem.
J: Harry, zaczekaj.- powiedziałam na tyle głośno, żeby mnie usłyszał. Gdyby nie to, że musiał czekać na windę, nie dogoniła bym go. W ostatnim momencie weszłam do windy i drzwi od razu się za mną zamknęły.
J: Harry, co się stało? O co wam poszło?- spytałam patrząc na chłopaka. Nie odzywał się i chyba nie miał zamiaru tego zrobić w najbliższym czasie.- Harry! Odezwij się do mnie!- wrzasnęłam na niego i dopiero wtedy na mnie spojrzał.- Co się stało?- spytałam już spokojniejsza.
H: Nie możemy być razem.
J: Słucham?- myślałam, że się przesłyszałam.
H: To co usłyszałaś. Nie będziesz ze mną. Nie będziesz ani moją dziewczyną, ani nie będziesz jej udawała.
J: O czym ty pleciesz?
H: Myślisz, że nie widzę jak na niego patrzysz? Kochasz go Michelle. Nie jesteś ze mną szczęśliwa. Widzę to.
J: W takim razie jesteś ślepy. Masz rację, kocham go. Ale nie wiem czego się spodziewałeś. Myślałeś, że z dnia na dzień przestanę go kochać? Jeśli tak, to byłeś w błędzie. Ale zrozum.- wzięłam jego twarz w dłonie i zmusiłam go do tego, żeby na mnie spojrzał.- Kocham cię i jestem z tobą szczęśliwa.
H: Ale...
J: Nie ma żadnego 'ale'. Kocham Cię, rozumiesz? Josh to mój przyjaciel. Był ze mną zawsze, kiedy tego potrzebowałam. Nie mogła bym siedzieć spokojnie, wiedząc, że jest chory. Josh jest dla mnie kimś takim jak Gemma dla ciebie. Rozumiesz?
H: Ta..- odpowiedział bez przekonania.
J: Harry. Rozumiesz?- spojrzałam mu głęboko w oczy i wplotłam palce w jego włosy. Uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową na tak.- Cieszy mnie to. Pocałowałam go krótko w usta i drzwi od windy się otworzyły. Wyszliśmy z budynku i ruszyłam zaciągnęliśmy się świeżym powietrzem.
J: Masz pieniądze?- spytałam mając zamknięte oczy.
H: Mam, czemu pytasz?
J: Muszę coś kupić. Pójdziesz ze mną do sklepu?
H: Jasne. A co chcesz kupić?
J: Nie chcesz wiedzieć.
H: Mam się bać?
J: Nie, ale się nie wściekaj.
H: Michi. Co ty chcesz kupić?
J: Zobaczysz.- zamilkłam i szłam dalej w kierunku sklepu. Jak tylko tam weszliśmy, okazało się, że ekspedientka jest fanką, więc trochę jej zajęło zanim nas obsłużyła. Pytała co się stało, że tak strasznie wyglądam. Opowiedzieliśmy jej wszystko, zrobiła sobie zdjęcie z Harrym i sprzedała mi papierosy. Trochę się zdziwiła, ale zrozumiała i z uśmiechem wydała mi resztę.
H: Od kiedy ty palisz?- spytał jak tylko wyszliśmy ze sklepu.
J: Tylko w kryzysowych sytuacjach, spokojnie.
H: Mam nadzieję, że rzadko się takie zdarzają.
J: Powiedzmy, że nie często.- uśmiechnęłam się czując, jak po moich płucach rozchodzi się dym.
H: Daj trochę.
J: Zgłupiałeś? To nie zdrowe! Jeszcze ci się kondycja pogorszy!- spojrzeliśmy po sobie i oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Wracając do szpitala wypaliłam papierosa i kiedy wsiedliśmy do windy wzięłam do buzi miętową gumę.
J: Chcesz?- wyciągnęłam do niego opakowanie.
H: Poproszę.- wyciągnął jedną i wepchnął ją do swojej paszczy. Przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
H: Wiesz, co? Kocham cię, ale strasznie śmierdzisz.- wykrzywił się od smrodu papierosów i drzwi od windy się otworzyły. Podeszliśmy do przyjaciół i od razu wtuliłam się w brata.
J: Wiadomo coś już?
Ma: Jeszcze nie.- w tym momencie wyszedł do nas lekarz. Wszyscy zerwali się na równe nogi, a ja mocno zacisnęłam wargi, żeby powstrzymać napływające do oczu łzy.
Lekarz: Kto z państwa jest rodziną pana Jordana?
J: Jego mama nie ma jak dojechać, prosiła o przekazywanie wszelkich informacji naszej dwójce.
L: Jak się nazywacie?
J: Carter. Michelle i Martin Carter.
L: Dobrze. Proszę za mną.- ruszyliśmy za mężczyzną i stanęliśmy przy drzwiach jednej z sal. Przez małe okienko, zobaczyłam mojego przyjaciela, który patrzył w okno. Widać było po nim, że płacze. Wiedziałam, że żyje, ale nadal nie byłam spokojna.
L: Moi drodzy. wasz przyjaciel, jak już wiecie, jest chory na raka mózgu. Nie da się go niestety usunąć. Z przykrością muszę stwierdzić, że pożyje najdłużej rok.- w tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam cicho szlochać. Wtuliłam się w Martina i próbowałam się uspokoić. Lekarz milczał.
Ma: Michi, idź do niego.- popchnął mnie delikatnie w stronę drzwi, więc uchyliłam je i weszłam do środka. Chłopak spojrzał na mnie i przecierając łzy odwrócił się z powrotem do okna. Powstrzymując się z całych sił, podeszłam do chłopaka i przysiadłam na skraju łóżka. Nie mogłam wydusić z siebie słowa.Popatrzyłam w okno i widać było powoli wschodzące słońce. Po kilku minutach się uspokoiłam i zdołałam się odezwać.
J: Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Jo: Nie miałem odwagi.
J: Od jak dawna wiesz?
Jo: Od dnia, w którym wróciłaś od Harry'ego.
J: To dlatego wtedy w ogóle się nie cieszyłeś. Josh... Dlaczego mi nie powiedziałeś do jasnej cholery?
Jo: Mówiłem ci już! Nie miałem odwagi! Rozumiesz?! Nie miałem odwagi powiedzieć ci, że umieram! Też byś się tak zachowała! Wyjdź już stąd!
J: Josh... Przepraszam...
Jo: Wyjdź stąd...
Zamiast go posłuchać, po prostu położyłam się obok niego i mocno go przytuliłam, wypłakując się w jego koszulkę. Też płakał. Przygarnął mnie do siebie i długo tak razem leżeliśmy. Nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się w momencie, w którym Harry odkładał mnie na moje łóżko.
J: Hazz..
H: Tak?
J: Czemu jesteśmy w domu?
H: Spałaś tam trzy godziny. Josha musieli zabrać na dalsze badania, więc stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak wrócisz.
J: Nie zostawiaj mnie teraz.
H: Nie zostawię cię skarbie.- położył się obok mnie i po kilku minutach znów Morfeusz porwał mnie w swoje ramiona.

__________________________________________________________________
Hej kochani.
Na wstępie bardzo, ale to BARDZO Was przepraszam, za to, że nie dodałam tu dawno żadnej notki.
Wracam z nowym rozdziałem, który naprawdę mi się nie podoba. Schrzaniłam go po całości, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :(
Od razu piszę, że nie mam zielonego pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział, ale na pewno nie nastąpi to szybko. Przez szkołę nie mam czasu nawet na chwilę usiąść do tego w weekend, a co dopiero w tygodniu.
Jeszcze raz przepraszam i proszę o cierpliwość :(

Pozdrawiam
Ola

ps. błagam o komentarze z pomysłami na ciąg dalszy.