27 września 2014

Rozdział 25- Wygląda na to, że zaczynam wariować..

*Harry*

Wchodząc do pomieszczenia zobaczyłem moją dziewczynę siedzącą z podkurczonymi nogami, na których opierała notatnik a w ręku trzymała ołówek. Chyba nawet nie zauważyła, że wszedłem. Przyglądała się dziewczynie, która leżała na przeciwko niej, więc też na nią spojrzałem. Były do siebie podobne z wyglądu i zainteresowań a gdybym poznał tą dziewczynę zapewne charakterem też przypominała by Michelle. Podszedłem do łózka Michi i usiadłem na stołku.
J: Co rysujesz?- spytałem nieśmiało nie próbując zaglądać do notesu bo często kończyło się to oberwaniem po głowie. Dziewczyna ku mojemu zaskoczeniu odwróciła szkicownik i pokazała mi swoje niedokończone dzieło, które przedstawiało jej "współlokatorkę". Na rysunku również spała, ale nie leżała w szpitalnym łóżku, a na chmurze z której aż biło ciepło. Z pleców wyrastały jej duże silne skrzydła, a z jej twarzy bił spokój i błogostan. To jak Michelle potrafiła oddać emocje i różne detale nadające rysunkom życia było niesamowite. Zawsze patrząc na jej prace miało się wrażenie, że można wszystkiego dotknąć i poczuć fakturę każdego drobiazgu. Tak samo było w tym przypadku. Zdawało się, że skrzydła zaraz się poruszą, że klatka piersiowa się uniesie i opadnie pokazując, że dziewczyna oddycha, a włosy zaraz zostaną rozwiane przed delikatny wiatr.
Kiedy chciała cofnąć rękę z notatnika wypadło kilka kartek. Kątem oka zauważyłem, że dziewczynie gwałtownie uniosła się klatka piersiowa, która zaraz potem zamarła, tak jakby Michi wstrzymała oddech czegoś się bojąc. Powoli spojrzałem na kartki leżące na podłodze i ostrożne zebrałem je z podłogi. Nie chciałem im się przyglądać, bo wiem, że Michelle tego nie lubi. Podałem jej prace i uśmiechnąłem się nieśmiało. Po raz kolejny mnie zaskakując nie schowała ich z powrotem do notatnika, tylko zaczęła je powoli przeglądać. Nie wiedziałem gdzie podziać wzrok.
Mi: Chcesz zobaczyć?- spytała nadal na mnie nie patrząc.
J: Mogę?- spytałem niepewnie, ale w głębi duszy już nie mogłem się doczekać tego, co zobaczę. Dziewczyna skinęła twierdząco głową i trochę się odchyliła w moją stronę. Ołówek wetknęła w koka jak to miała w zwyczaju i pokazał mi pierwszą pracę. Narysowała Niallera z gitarą. Nie wiem jak ona to robi, że nie patrząc na konkretną postać potrafi odzwierciedlić tak wiele szczegółów. Każdy palec, włosy i zagniecenie na koszulce, wszystko było idealne. Na następnej kartce widniała postać Liama. Tradycyjnie w koszuli w kratę i bałaganie na głowie. Nie pominęła nawet znamienia na szyi. Następny był Zayn z idealną jak zawsze fryzurą i perfekcyjną twarzą, na której czaił się uśmiech, ale oczy były smutne. Po Maliku był Louis siedzący przy fortepianie, na którym stała filiżanka herbaty. Kiedy przełożyła kartkę pod spód moim oczom ukazałem się ja. Siedziałem na łóżku w swoim pokoju i patrzyłem w ramkę ze zdjęciem. Dokładnie wiedziałem, o które zdjęcie chodzi, bo ramka wyglądała prawie jak wklejona. Na twarzy miałem smutny uśmiech i ledwo widoczne dołeczki. Loki wyglądały tak jak w prawdziwym życiu. Spojrzałem teraz na twarz dziewczyny, która miała smutek wypisany na twarzy. Chwyciłem ją za prawą dłoń i ścisnąłem ją delikatnie.
J: Przepraszam. Nie chciałem się z tobą wczoraj kłócić. Jest mi głupio i czuję się podle. Na prawdę chciałem przyjechać wcześniej, ale mi nie pozwalali, a kiedy już mi pozwolili, to okazało się, że wszystko jest ustawione. Nie wiedziałem nawet, że będzie koncert w tej restauracji. Dostałem po prostu informację, że mamy tam rezerwację i mamy się tam zjawić. Byłem głupi nic nie podejrzewając. Jestem na siebie wściekły i..
Mi: Harry..- przerwała mi i spojrzałem jej w oczy, które bacznie przyglądały się mojej twarzy.- Co ci się stało?- musnęła opuszkami palców mój policzek co niestety i tak zabolało. Musiałem wymyślić coś na biegu, żeby nie oczerniać Nathana.
J: Próbowałem otworzyć pudełko z ciastkami a część pokrywki się odłamała i niefortunnie uderzyłem się w twarz. Nigdy nie sądziłem, że tyle siły potrzeba do otworzenia ciastek.
Mi: Tak, a on ci pomagał i złamał sobie rękę?- przerzuciła spojrzenie za mnie i nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, kto tam stoi.
N: Ja zacząłem, on mi tylko oddał.- powiedział podchodząc do nas i usiadł na brzegu łóżka. Michi schowała swoje rysunki i położyła je na szafce.
Mi: Powaliło cię Nate? Dlaczego mu zrobiłeś krzywdę? Co ci do głowy strzeliło w ogóle?- mówiła do niego przez zaciśnięte zęby nie chcąc obudzić śpiącej dziewczyny. Zakryła twarz dłońmi i widać było, że stara się głęboko oddychać.- Wyjdź.
J: Kto?
Mi: Obaj. Chcę zostać sama.
N: Michi.
Mi: Nie. Wyjdźcie stąd obaj. Natychmiast. Zaraz wezwę pielęgniarkę.- powiedziała ostrym tonem i spojrzała w okno. Zmierzyłem chłopaka chłodnym spojrzeniem, wstałem i wyszedłem z sali. Usłyszałem za sobą krzyk Michi, który kazał się wynosić Natahanowi i szelest kartek. Pewnie rzuciła notatnikiem. Po sekundzie Nate znalazł się obok mnie i uśmiechnął się przepraszająco do Martina.
Ma: Josh, obawiam się, że dzisiaj nie jest dobry dzień na odwiedziny. Przyjdź jutro.- sięgnął do kieszeni po dzwoniący telefon, przewrócił oczami i ruszył do siostry.
J: Chodźcie. Odwiozę cię Josh.- ruszyliśmy do auta w grobowej ciszy.

*Martin*

Wszedłem do sali i ostrożnie omijając porozrzucane kartki podszedłem do siostry i mocno ją przytuliłem siadając na łóżku. Dziewczyna wtuliła się we mnie jak wtedy kiedy była mała i miała koszmary w nocy. Czułem, że płacze po mimo tego, że nie szlochała ani nie pociągała nosem.
J: Hej, będzie dobrze, zobaczysz.- siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy i kiedy spojrzałem na jej twarz uśmiechnąłem się dodając dziewczynie otuchy. Rozejrzałem się po sali i wróciłem spojrzeniem na siostrę.- Pozbierać ci to?
Mi: Nie, dzięki. Sama to zaraz zrobię.- powiedziała ocierając policzek z ostatnich łez.
J: Przyjdę do ciebie jutro zaraz po treningu, dobrze? Załatwię ci usprawiedliwienie i wszystkie rzeczy związane ze szkołą. Jeśli będziesz czegoś potrzebować to napisz i wszystko przywiozę, dobrze?
Mi: Tak, dziękuję.- patrzyłem na siostrę i nie chciałem jej zostawiać. Najchętniej zostałbym tu na całą noc. Michi chyba dostrzegła moje wahanie, bo uśmiechnęła się delikatnie i ścisnęła moją dłoń.- Czy to nie ty przed chwilą mówiłeś mi, że wszystko będzie dobrze?- uśmiechnąłem się i pocałowałem dziewczynę w czoło na odchodne.
J: Ale gdyby coś..
Mi: Tak, będę dzwonić. Idź już.- odparła żartobliwym tonem.
J: Kocham cię.
Mi: Je ciebie też.

*Michelle*

Kiedy mój brat zamknął za sobą drzwi podniosłam się z łóżka i zaczęłam zbierać najdalej rozrzucone kartki. W pewnym momencie podniosłam wzrok i zobaczyłam, że dziewczyna, która wcześniej spała teraz mi pomaga. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco i z wdzięcznością. Chyba po raz pierwszy nie przeszkadzało mi to, że ktoś obcy patrzy na moje rysunki.
-Jestem Nelly- uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie dłoń, którą uścisnęłam.
J: Michelle, miło mi- odwzajemniłam uśmiech i dalej zbierałam kartki.
N: Michi to moje drugie imię.
J: Moje drugie to Nelly.- zaśmiałyśmy się obie i zebrałyśmy ostatnie rysunki i dziewczyna mi je podała. Wróciłam do swojego łóżka i zaczęłam układać prace zgodnie z moim porządkiem- najpierw martwa natura, potem pomieszczenia, krajobrazy i ludzie zaczynając od postaci przedstawionych w dalszym planie, kończąc na portretach.
N: Mogę cię o coś spytać? Nie musisz odpowiadać i nie chcę, żebyś pomyślała, że jestem wścibska, ale ciekawość robi swoje.
J: Jasne, pytaj.- uśmiechnęłam się do niej i czekałam na pytanie.
N: To był twój prawdziwy chłopak?
J: Nie.- zaśmiałam się cicho i uśmiechając się odłożyłam notatnik na szafkę.
N: Ale..- wskazała ręką na drzwi mając za pewne na myśli wyznanie miłosne, które miało tam przed chwilą miejsce.
J: To mój brat.
N: Aa.. No chyba, że tak. Czyli Harry i ty jesteście, no wiesz, prawdziwi?
J: Jak najbardziej.
N: I to prawda, że znacie się już od dawna?
J: Tak, nasi rodzice znali się od kołyski.
N: To trochę tak, jakbyście byli rodziną.
J: Trochę tak.- spuściłam głowę bo nie potrafiłam się dalej uśmiechać.
N: Mieszkasz sama?
J: Z bratem i przyjacielem, który się niedawno do nas wprowadził.
N: Wasz dom jest ogromny.
J: Tak, wiem. Mama taki chciała, a raczej taki potrzebowała.
N: To rodzice z wami nie mieszkają?
J: Nie.
N: Dlaczego?
J: Tata nie żyje, a mama jest w więzieniu..- powiedziałam bez emocji i poczułam chęć wyjrzenia przez okno.
N: Ja.. Przepraszam, nie wiedziałam..
J: Nie mogłaś wiedzieć.- wstałam z łóżka i podeszłam do witryny, przez którą widać było miasto powoli pogrążające się w ciemności.
N: Nie powinnam cię tak o wszystko wypytywać. Przepraszam, nie pomyślałam.
J: Każdy popełnia błędy.- spojrzałam na dziewczynę i gestem dłoni poprosiłam, żeby podeszła. Na początku się zawahała, ale kiedy stanęła obok mnie uśmiechnęła się delikatnie.
J: Teraz ja mogę zadać ci kilka pytań?
N: Tak, jestem ci to w zasadzie winna.- skinęłam głową i wzrokiem powróciłam do okna.
J: Jak długo tu jesteś?
N: Od wczoraj wieczorem. Wstrząśnienie mózgu z niewiadomego powodu.- spojrzałam na nią zaskoczona i nie wiedziałam co powiedzieć.
N: Powiedziałam coś nie tak?- dziewczyna się speszyła nie wiedząc o co mi chodzi.
J: N-nie.. Po prostu.. Mamy ze sobą strasznie dużo wspólnego. Wyglądamy prawie tak samo, trafiłyśmy do szpitala z tego samego powodu i mamy nawet te same imiona tyle że w innej kolejności. A z tego co widzę nasze zainteresowania też się wiele od siebie nie różnią.- wskazałam palcem na jej szafkę a potem na swoją i dziewczyna pojęła o co mi chodzi.- Czy ja już do reszty wariuję?- spytałam sama siebie i oparłam się o okno. W dole coś błysnęło więc skierowałam tam swoje spojrzenie i ciągnąc Nelly za rękę szybko odsunęłam się od okna.
J: Musimy zasłonić rolety, fotoreporterzy są na dole. Skąd oni do jasnej cholery wiedzieli, że jestem w szpitalu? Nigdzie już kurwa nie można iść bez nich, no ja pierdole.
N: Michi, spokojnie.- dziewczyna podeszła do okna tak, żeby jej nie było widać i zasunęła zasłony.
J: Przepraszam, ale po prostu.. To jest strasznie męczące. Gdzie nie pójdziesz tam leci za tobą facet z aparatem i czeka na twoje najmniejsze potknięcie w momencie w którym nawet nie jesteś sławna.. To mnie już wykańcza. Usiadłam na brzegu swojego łóżka i schowałam twarz w dłonie. Nelly przysiadła się do mnie i oparła głowę o moje ramię. W sali panował półmrok i jedyne światło, które do niej docierało pochodziło z korytarza. Siedziałyśmy przez kilka minut w zupełnej ciszy, którą przerwał odgłos otwieranych drzwi. Obie odwróciłyśmy się powoli i nie ukrywam, że bardzo się zdziwiłam kiedy zobaczyłam Chrisa. Nie widziałam go chyba od moich urodzin. Nawet nie pamiętam..
J: Chris?- Chłopak też był zdezorientowany i włączył światło, żeby lepiej nas zobaczyć. Wstałam z łóżka i bez namysłu podbiegłam do chłopaka wtulając się w niego mocno. Mimo wszystko tęskniłam za nim. Wciąż pachniał tak samo. Ucieszyłam się kiedy odwzajemnił uścisk i wtulił twarz w moje ramię.
Ch: Co ty tu robisz? Nic ci nie jest?- spytał odsuwając się ode mnie delikatnie i przyglądając mi się uważnie.
N: Wy się znacie?- oboje spojrzeliśmy na dziewczynę, która stała przy moim łóżku.
J: A to wy się znacie?- spytałam będąc jeszcze bardziej zdziwiona niż przed chwilą. Odsunęłam się od chłopaka i spoglądałam to na Nelly to na Chrisa.
N: To ona prawda?- czułam się jak idiotka stojąc i patrząc się na nich nic nie rozumiejąc.- To ona była twoją dziewczyną, tak czy nie?
Ch: Nelly, uspokój się.
N: Teraz nazywasz mnie moim imieniem?!
J: Ja was zostawię.
N: Nie!
J: A jednak.- zgarnęłam ze swojej szafki odtwarzacz muzyki i wkładając słuchawki do uszu wyszłam na korytarz. Cieszyłam się teraz, że Harry przywiózł mi moją ulubioną piżamę. Zdążyłam się w nią przebrać i zamiast w koszuli z dziurą na dupie maszerowałam w krótkich szarych spodenkach i błękitnej bluzce na krótki rękaw z naszytym szarym sercem. Na stopach miałam zwykłe szare tenisówki, w których zawsze się wygodnie chodziło. Pomacałam kieszenie i znalazłam drobne, które starczyły by mi na coś do jedzenia. Ruszyłam do bufetu i kupiłam sobie zapiekankę. Miałam szczęście, bo kobieta już miała zamykać. Usiadłam przy jednym ze stolików i powoli pochłaniałam gorącą kanapkę. Nawet nie zwracałam uwagi na to jaka muzyka rozbrzmiewa w moich uszach dopóki ktoś bezczelnie nie wyrwał mi jednej słuchawki. Obróciłam gwałtownie głowę będąc gotowa do poinformowania winowajcy o czymś takim jak kultura, kiedy moim oczom ukazał się Marc, kuzyn Anny.
J: Hej.- powiedziałam i wesoło się uśmiechnęłam wyjmując drugą słuchawkę z ucha.
M: Dlaczego nie dziwi mnie to, że spotykamy się tutaj a nie na jakiejś imprezie, co?
J: Przepraszam.- uśmiechnęłam się krzywo.- Tyle się wtedy działo w moim życiu, że zupełnie zapomniałam o naszym spotkaniu.
M: Spokojnie, nic się nie stało. Wytłumacz mi tylko dlaczego cię tu widzę.- wzięłam spory kęs zapiekanki i wzruszyłam ramionami.- Dobrze, poczekam aż zjesz i wtedy porozmawiamy, okej?- pokiwałam twierdząco głową i delikatnie się uśmiechnęłam przełykając jedzenie. Kiedy zjadłam, zgniotłam papierek i wyrzuciłam go do kosza.
M: Rzut za trzy punkty. Brawo dla pani.- powiedział naśladując ton komentatorów sportowych i oboje się zaśmialiśmy.- No to opowiadaj, co cię tu sprowadziło.
J: Wczoraj wieczorem byłam strasznie zdenerwowana, ale nie pamiętam połowy zdarzeń. Miałam wstrząs mózgu i nawet nie wiem dlaczego. W sumie nikt nie wie. Mówią, że pewnie się w coś uderzyłam, ale nie mam nawet najmniejszego siniaka. Nie wiem co się ze mną dzieje.
M: Mam rozumieć, że zostajesz tu na kilka dni?
J: Na to wygląda. I od razu mówię, że mi się to nie podoba. Bo co dzisiaj jest? Sobota?
M: Niedziela.
J: Serio? No nic.. Jutro powinnam wrócić do szkoły i nie martwić się tym czy przypadkiem znowu nie dostanę napadu szału albo wstrząśnienia mózgu. To męczące..
M: Rozumiem.. Jeśli mogę spytać.. Dlaczego byłaś wczoraj zdenerwowana?
J: Rano pojechaliśmy po Josha odebrać go ze szpitala.. On oczywiście zgrywa wielkiego bohatera i nie chce, żebym mu pomagała i wkurza mnie tym niemiłosiernie. Potem pojechałam z Nathanem na sesję i kiedy wróciliśmy do domu zastałam tam Harry'ego.
M: Twojego chłopaka, tak?
J: Tak. Zabrał mnie na kolację i okazało się, że przyjechał tylko dlatego, że mu kazali. Pokłóciłam się z nim i kiedy wróciliśmy do domu pokłóciłam się też z Martinem. Zaczęłam wyładowywać emocje na instrumentach.. I w zasadzie na tym urwał mi się film. Pamiętam tylko, że Nathan wtedy przyszedł. A potem już tylko to, że obudziłam się w swoim pokoju i Nate siedział na moim łóżku. Chyba z nim spałam. W każdym razie wzięłam go za Josha i to go zaniepokoiło, więc mnie tu przywieźli. Wygląda na to, że zaczynam wariować.- zaczęłam czyścić brudne od ołówka palce.- W dodatku ten chłopak, który mnie wtedy pobił i sprawił, że tu trafiłam ostatnim razem jak się widzieliśmy jest teraz z dziewczyną, z którą dzielę salę. I przerażające jest to, że trafiła tu z tego samego powodu, jest do mnie podobna i ma nawet te same zainteresowania.
M: Nelly Simpson?
J: Tak.
M: Muszę przyznać, że musiałem zajrzeć w papiery i sprawdzić czy to nie ty kiedy ją przywieźli bo była nieprzytomna, a ja długo cię nie widziałem.
J: Rozumiem. Sama zwątpiłam, czy nie zaczynam wariować kiedy ją zobaczyłam..
M: Czekaj.. Czy ty własnie powiedziałaś, że koleś, który wtedy cię pobił jest teraz w twojej sali?
J: T-tak.. Ale spokojnie.. Między mną a nim jest już wszystko w porządku.. I z tego co zrozumiałam jest on teraz kimś bliskim dla Nelly.
M: Tylko mi nie mów, że znalazł sobie identyczną dziewczynę jak ty..- spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem i oparł brodę na ręku. Ja jedynie wzruszyłam ramionami i zaczęłam starannie zwijać kabelek od słuchawek.
M: Michi.. Tu masz mój numer..- powiedział wyciągając z kieszonki kartkę z długopisem i zaczął na nim coś pisać.- Gdyby coś się działo.. Mam nadzieję, że jednak nic się nie stanie.. Dzwoń, dobrze?
J: Dobrze.. Dziękuję..- uśmiechnęłam się do niego biorąc kartkę do ręki.- Jak myślisz, nie ma mnie tam już ponad 20 minut.. Mogę wracać?
M: Zanim tam dotrzesz minie co najmniej kolejne 5 minut szybkim krokiem więc raczej możesz. A nawet musisz.- powiedział kiedy spojrzał na zegarek- Zaraz kończą się godziny odwiedzin. Pójdę z tobą i zerknę w twoją kartę. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.
J: Jasne, że nie. Wracanie niemalże ciemnymi korytarzami w pojedynkę nie brzmi dla mnie zbyt kusząco.- uśmiechnęłam się do niego i razem ruszyliśmy do mojej sali.


*Liam*

J: Danielle.. Wiesz może czy Harry jest w domu?
D: Skąd mam to wiedzieć?
J: Nie wiedziałaś, że przyjechał?
D: N-nie.. Ale.. Skoro.. Dlaczego was tu nie ma? Zaczekaj chwilkę ktoś przyszedł. Zaraz oddzwonię dobrze?
J: Dobrze.- odpowiedziałem słysząc jej kroki zmierzające w moją stronę. Kiedy dziewczyna otworzyła drzwi szeroko się uśmiechnęła i rzuciła mi się w ramiona. Nie widzieliśmy się od czasu naszego wyjazdu.
D: Co ty tu robisz?- spytała i zaraz po tym mnie pocałowała. Uśmiechnąłem się i wetknąłem jej zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
J: Przyjechaliśmy sprawdzić co się dzieje. Wiedziałaś, że Michi jest w szpitalu?
D: Tak, Josh mi powiedział, ale nie wspominał nic o Harrym. Długo tu jest?
J: Nie.. Przyjechał w sobotę niedługo po tym jak przywieźliście Josha do domu.
D: Nie wiedziałam. Wejdziesz?- spytała z nadzieją w oczach a mnie łamało się serce wiedząc, że będę musiał odmówić..
J: W sumie powinienem iść, ale.. Daj mi chwilkę, dobrze?- dziewczyna skinęła smutno głową i oparła się o framugę machając do chłopców siedzących w samochodzie. Louis uchylił okno i spojrzał na mnie pytająco.
Lo: Tak, możesz zostać. Damy sobie radę.
J: Ale zadzwońcie jak się czegoś dowiecie.
Lo: Nie ma sprawy!- pomachał i ruszył samochodem przed siebie. Odwróciłem się do swojej dziewczyny i uśmiechnąłem się szeroko idąc w jej stronę. Kiedy weszliśmy do domu usłyszeliśmy tupot małych stópek, które zdecydowanie świadczyły o tym, że ktoś się zbliża.
J: Lucy!
L: Lium!- roześmiała się przekręcając moje imię i rozłożyła ręce tak, że bez problemu ją podniosłem i mocno do siebie przytuliłem.
J: Widzę, że panienka już zdrowa.- uśmiechnąłem się całując dziewczynkę w czoło.- Pani Jordan jeszcze nie wróciła?
D: Nie, ale za godzinę powinna być.
J: Jesteś sama?
D: Nie. Josh i Brett kąpali Lucy.- na jej słowa w przedpokoju zjawili się obaj Jordanowie bez koszulek z mokrymi włosami.
J: Ej.. Nie mówcie mi, że tak paradujecie zawsze przed moją dziewczyną..- wszyscy się zaśmialiśmy i uścisnąłem dłonie chłopaków.- Tak właściwie.. Czy to nie Lucy powinna być mokra?
Jo: Jest- powiedział zsuwając dziewczynce kaptur szlafroka z głowy.- Ale to wcale jej nie przeszkodziło w tym, żeby zalać całą łazienkę.
B: Łącznie z nami.
D: Dobra.. Idźcie posprzątać łazienkę i się wysuszcie, a ja przebiorę małą w piżamkę.
Jo: Dzięki.- uśmiechnął się do nas i razem z Brettem wrócili do łazienki.


*Louis*

Kiedy podjechaliśmy pod dom Michelle i Martina trochę nam ulżyło, bo zobaczyliśmy samochód Styles'a.
Z: Czyli nasza zguba tutaj.
J: Najwidoczniej.- zadzwoniłem do Martina i poprosiłem, żeby otworzył bramę. Wjechaliśmy i stanęliśmy obok auta Harry'ego. Wysiedliśmy i szybko weszliśmy do budynku, bo zaczęło padać. W przedpokoju zdjęliśmy buty i kolejno ruszyliśmy w głąb mieszkania.
N: Cześć Martin!- usłyszałem blondyna, który oczywiście już siedział w kuchni.
Ma: Hej! Co wy tu robicie?- kiedy wszedłem do pomieszczenia, chłopak własnie przytulał Zayna.
J: Wpadliśmy sprawdzić czy wszystko okej. Harry nie odpowiadał na sms-y i telefony a miał zadzwonić.- odsunąłem się od niego i spojrzałem mu w oczy.- Co z Michi?
Ma: Zatrzymali ją w szpitalu na kilka dni obserwacji. Miała wstrząs mózgu..- chłopak opowiadał wydarzenia z wcześniejszego dnia a ja widziałem, że Niall robi się coraz bledszy.
J: Przepraszam.. Niall, dobrze się czujesz?
N: T-tak.. Po prostu.. Nie mogę uwierzyć w to, że znowu jest w szpitalu. Ja.. Ostatnio mi się to śniło i.. Czuję się winny..
Ma: Niall, nawet tak nie mów. To nie twoja wina.
N: Ale ja chyba wiem, co jej się stało..


*Michelle*

Siedziałam na swoim łóżku i nie mogłam zasnąć. Nelly była pogrążona we śnie już od dobrej godziny. Marc miał dzisiaj nocny dyżur, więc widziałam go jak kilka razy mijał moją salę. Teraz też właśnie przechodził, ale zamiast tylko spojrzeć otworzył drzwi i skinął na mnie ręką dając znać, żebym wyszła. Zmarszczyłam brwi i próbując nie stracić równowagi wyszłam na korytarz. Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu zobaczyłam Nialla i Louisa. Rzuciłam się na blondyna i nie chciałam go puszczać. Był mi najbliższą osobą z zespołu zaraz po Harrym. Chłopak wtulał twarz w moje włosy i lekko mnie kołysał. Dopiero po jakimś czasie się zorientowałam, że wiszę w powietrzu. Rozluźniłam uścisk po dobrych kilku minutach i kiedy Niall odstawił mnie na ziemię wtuliłam się w Louisa. Ten uścisk był zdecydowanie krótszy od poprzedniego. Głównie dlatego, że Louis w pewnym momencie delikatnie ale stanowczo mnie od siebie odsunął. Spojrzałam na nich i po ich minach było widać, że coś się stało. Niall był blady, Louis podenerwowany a Marck trzymał w ręku jakąś kartkę.
J: Co się dzieje?
M: Musimy pobrać ci krew.
J: Teraz?
N: Tak, prawdopodobnie ktoś podał ci narkotyki.
J: Co?!- powiedziałam trochę głośniej niż zamierzałam i sama przestraszyłam się swojego ostrego tonu.- Macie na myśli Har..
Lo: Nie! Oszalałaś?- ściszył głos, chwycił mnie za rękę i prowadząc mnie przez korytarz zaczął mówić dalej.- Kiedy byliście z Harrym w restauracji ktoś musiał ci wsypać jakiś narkotyk do picia albo jedzenia. W dodatku, ten ktoś musiał też wiedzieć o istnieniu Nelly bo jej przydarzyło się to samo. Obie będziecie poddane badaniom, ale dziwnie jest nam budzić ją o tej porze.
J: To dziewczyna Chrisa..
N: Co? To chyba jakiś żart..
J: A jednak.. Przyszedł tu dzisiaj i się kłócili.- weszliśmy do pokoju pielęgniarek i skończyliśmy rozmawiać, bo w pomieszczeniu siedziały dwie młode dziewczyny, które nie mogły wyjść z podziwu widząc dwóch członków sławnego zespołu. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, ale nikt oprócz mnie tego nie zrobił. Usiadłam na leżance i wyciągnęłam rękę przygotowując się do zabiegu, który miał wykonać Marc. Mężczyzna szybko zrobił, co miał zrobić i przyciskając mi gazę do ręki wyprowadził mnie z pomieszczenia. Louis usiadł na krześle,  Niall zrobił to samo i pociągnął delikatnie moją rękę sadzając mnie sobie na kolana. Patrzyliśmy na Marca, który bez słowa udał się w kierunku windy.
J: Gdzie..
Lo: Na toksykologię. Musi zbadać od razu twoją krew. Teraz wybaczcie, ale muszę do toalety.- chłopak nas zostawił i spojrzałam na zmartwionego blondyna.
J: Jak.. Skąd wiecie, że ktoś mi dał narkotyki?
N: Uznasz mnie za wariata, albo chorego psychicznie, albo nawet za opętanego, ale to mi się przyśniło.
J: Jak to?
N: Kilka dni temu miałem sen, w którym widziałem kogoś dosypującego coś do jedzenia, potem tak jakby ktoś włączył następną scenę w filmie pokazałaś mi się ty jedząca otrute jedzenie, a na koniec ciebie w łóżku szpitalnym i lekarza, który stwierdza wstrząśnienie mózgu u ciebie i łudząco do ciebie podobnej dziewczyny. To nie wszystko, ale nie mów tego nikomu.- kiwnęłam głową dając mu znak, że dochowam tajemnicy.- Nelly została tu sprowadzona celowo. Ktoś dał komuś łapówkę, dzięki której znalazłyście się w tej samej sali. Nie mam zielonego pojęcia, kto za tym wszystkim stoi, ale pożałuje tego. Pożałuje, że się kiedykolwiek urodził.
J: Niall, spokojnie.. Proszę cię , nie denerwuj się..- uścisnęłam delikatnie jego dłoń i spojrzałam mu w oczy, w których dało się zobaczyć smutek i strach. Chłopak wetknął mi za ucho zbłąkany kosmyk moich włosów, pogłaskał mnie ręką po policzku i przyciągnął moją głowę do siebie tak, że oparłam ją o jego ramię. Cieszyłam się, że tu ze mną jest. Po krótkiej chwili dołączył do nas Louis i uśmiechnął się do mnie blado.
Lo: Michi.. Czy między tobą a Harry'm wszystko okej?
J: Nie wiem.. Męczy mnie to chyba. To, że spotykamy się tylko dla wzbudzenia sensacji. Gdyby naprawdę chciał, przyjechałby wcześniej. Znam go.. Nawet kiedy miał zakaz kontaktowania się ze mną i za złamanie go groziła mu utrata wszelkich relacji ze swoją matką.. Znalazł sposób.. Ryzykował.. A teraz? Teraz czuję się tak jakby nie był ze mną szczery.. Z resztą.. Nie chcę teraz o tym gadać. Na waszym miejscu zajęła bym się zasranymi paparazzi, którzy już zdążyli wyczaić, że jestem w szpitalu ze swoim sobowtórem..- powiedziałam przez zaciśnięte zęby i zamknęłam oczy biorąc głęboki oddech. Kilka chwil siedzieliśmy w ciszy, którą przerwał odgłos zbliżających się kroków. Podniosłam głowę i spojrzałam za siebie dzięki czemu zobaczyłam Marca, którego mina nie wskazywała nic dobrego. Ciśnienie mi skoczyło w ciągu kilku sekund i nie chcąc wybuchnąć oparłam głowę o blondyna i wczuwając się w rytm jego oddechu i bicia serca, które czułam na ramieniu starałam się pozostać spokojna. Chłopak chwycił moją prawą dłoń i splótł nasze palce. Czekałam aż Marc się odezwie i długo to nie zajęło. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
M: Sytuacja wygląda następująco. Podano ci silny narkotyk, który powoduje zaniki pamięci, zaburzenia postrzegania, problemy z rozpoznawaniem i ogólne objawy wstrząśnienia mózgu. Najczęściej zażywają go osoby z zaburzeniami psychicznymi. Najczęściej trafiają one do szpitala i po wykryciu narkotyku w organizmie pacjent kierowany jest na oddział psychiatryczny. Po drodze wstąpiłem do recepcji i znalazłem to.- powiedział i podał nam kartkę na której widniało coś w rodzaju nakazu umieszczenia mnie i Nelly w jednej sali.
Ni: Tak jakby ktoś..
J: Przewidział co się stanie.. Bo nie przewidział a wiedział..- ledwo panowałam nad sobą.
Ni: Auć. Michi, przestań, to boli..- spojrzałam na nasze dłonie i aż łzy naszły mi do oczu widząc stan dłoni chłopaka. Wbiłam mu w skórę paznokcie z taką siłę, że teraz ciekłam po niej krew małymi stróżkami.
J: J-ja.. Ja przepraszam.. Ja.. Ja nie wiedziałam..- wstałam i zaczęłam się cofać aż poczułam za sobą ścianę. Zaczęło mi się kręcić w głowie i przestawałam cokolwiek widzieć. Osuwałam się coraz niżej aż usiadłam i ostatnie co pamiętam to ciepłe, silne ramiona Louisa podnoszące mnie z podłogi.

*Harry*

Siedziałem na schodach prowadzących do piwnicy i przysłuchiwałem się rozmowie chłopaków. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom kiedy mówili o tym, że ktoś prawdopodobnie dosypał Michi jakichś narkotyków momencie, w którym była pod moją opieką. Wręcz nie mogłem się otrząsnąć do tej pory. Wiem, że Niall i Louis pojechali do szpitala i teraz rozbrzmiał telefon Zayna. Skierowałem się do salonu i oparłem się o futrynę pozostając niezauważony. Zayn przełączył na zestaw głośnomówiący i wszyscy czekaliśmy na to aż ktoś się odezwie.
L: Tak jak powiedział Niall, Michelle podano silny narkotyk.. Co gorsza Michi jest teraz nieprzytomna. Nie wiemy co jej..- nie słyszałem co powiedział dalej bo w tym momencie trzasnąłem drzwiami wejściowymi i popędziłem do samochodu. Nie obchodziło mnie to, że pod domem stało kilku paparazzi a ja nie zamknąłem bramy. Nie obchodziło mnie to, że kilka razy przejechałem na czerwonym świetle czy znaku stop-u. Nie obchodziło mnie nic poza tym, żeby jak najszybciej znaleźć się przy Michelle. Zatrzymałem się na parkingu i nawet nie wiem czy zamknąłem auto. Wbiegłem do szpitala i spojrzałem na windę, ale znajdowała się na 5 piętrze. Nie miałem czasu na nią czekać. Ruszyłem schodami i kiedy znalazłem się na odpowiednim korytarzu zobaczyłem Horana. Podbiegłem do niego a chłopak tylko złapał mnie za ramiona i posadził mnie na krześle. Chciałem od razu wstać ale mnie przytrzymał.
N: Najpierw się uspokój i przestań płakać, bo jak się ocknie i cię zobaczy to się przestraszy.-gdyby mi nie powiedział to pewnie jeszcze przez dłuższy czas wcale nie wiedział bym, że łzy lecą mi po policzkach ze zdwojoną siłą. Zakryłem twarz dłońmi i zaniosłem się szlochem. Chłopak kucnął i mnie do siebie przytulił.
H: Dlaczego ona musi tyle cierpieć? Ja nie mogę dłużej z nią być. Im dłużej ze mną jest tym gorzej się z nią dzieje. Tak nie można. Nie mogę jej tego robić..- głos mi się załamał i nie byłem w stanie już nic więcej powiedzieć. Byłem wdzięczny blondynowi za to, że nie próbował mnie pocieszać, ani nic z tych rzeczy, tylko w ciszy trzymał mnie blisko siebie. Zawsze szybciej uspokajałem się kiedy ktoś mnie przytulał. Kiedy już trochę ochłonąłem chłopak się ode mnie odsunął i przyjrzał się uważnie mojej twarzy. Wstając wyciągnął do mnie dłoń i kiedy tylko ją chwyciłem pociągnął mnie za sobą. Weszliśmy do toalety i spojrzałem w lustro. Wyglądałem naprawdę strasznie, cały czerwony, z zapuchniętymi oczami i rozciętą wargą, którą musiałem przygryźć. Przyjaciel nie musiał mówić, co powinienem zrobić, od razu spryskałem twarz zimną wodą i wziąłem kilka głębokich oddechów. Niall poklepał mnie po plecach i podał chusteczki, którymi wytarłem twarz.
L: Niall? Jesteś tu? O.. Harry? Co ty tutaj robisz?- spytał mój najlepszy przyjaciel kiedy mnie zobaczył. Nie odpowiadając mu na pytanie wtuliłem się w niego i mocno zacisnąłem powieki, żeby łzy nie mogły się spod nich wydostać. Chłopak momentalnie odwzajemnił uścisk i pogłaskał mnie po plecach. Poczułem jak poruszył głową i natychmiastowo się od niego odsunąłem.
H: Co z nią? Co jej jest? Wiadomo kto to zrobił?
L: Policja właśnie przyjechała muszą zabezpieczyć kilka rzeczy, które znaleźliśmy w szpitalu. dobrze się składa, że ty też tu jesteś. Policja musi wykluczyć ciebie jako sprawcę.- powiedział to z przepraszającą miną, ale wiedziałem, że to akurat nie jego pomysł.- Będą potrzebować twoich odcisków palców.- pokiwałem twierdząco głową i już chciałem wyjść, ale Lou złapał mnie za rękę.
L: Miała to w kieszeni. Ty jej to powinieneś oddać.- przyjaciel wręczył mi odtwarzacz muzyki na którego tyle było zdjęcie moje i Michi. Próbowała mnie wtedy nauczyć grać na gitarze. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Louis wyszedł a ja zaraz za nim. Ostatni wyszedł blondyn i kiedy drzwi za nim trzasnęły dwóch funkcjonariuszy odwróciło się w naszą stronę. Rozmawiali z Marc'iem, ale kiedy nas zobaczyli od razu zamilkli i poczekali aż podejdziemy. Widziałem, że jeden z policjantów trzyma w dłoni zabezpieczoną kartkę papieru. Było na niej coś napisane i pismo wydawało mi się znajome.
H: Przepraszam.. Mógłbym zerknąć?- wskazałem palcem na list- Kojarzę to pismo.- mężczyźni spojrzeli po sobie, a chłopcy popatrzyli na mnie pytającym wzrokiem. Funkcjonariusz podał mi kartkę i czytając ją rozszyfrowałem czyje to pismo. Gwałtownie podniosłem głowę i spojrzałem na Louisa, który zakrył w tym momencie usta dłonią. Kiedy przeniosłem wzrok na Niallerka chłopak kucnął i przeczesał włosy dłonią. Obaj też już wiedzieli kto to napisał. Każdy z nas dostał nie jedną kartkę od tej osoby, ale żaden z nas nie spodziewał się tego po tej osobie.
Lo: Wiemy kto to napisał..
M: Kto?
H: Nasz zasrany menadżer.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby rzucając kartką w stronę policjantów i ruszyłem szybkim krokiem w stronę schodów. Minąłem kilka pielęgniarek, które widocznie przyszły na nocną zmianę. Szumiało mi w uszach ze złości, nic do mnie praktycznie nie docierało. Ocknąłem się w momencie w którym wsiadałem do auta, bo poczułem wibracje telefonu.
H: Tak?- spytałem wściekły wcześniej nie patrząc kto się do mnie dodzwania.
Lo: Zatrzymał się w naszym domu. Tylko nie rób nic głupiego.- po tych słowach się rozłączyłem i ze wściekłością zatrzasnąłem za sobą drzwi samochodu. Ruszyłem z piskiem opon i pojechałem w dobrze znanym mi kierunku. Jak tylko dotarłem na miejsce, wszedłem do domu i zacząłem przeszukiwać pokój po pokoju. Kiedy chciałem wejść do łazienki, z kuchni wychylił się Paul z przestraszoną miną. Jak tylko go zobaczyłem, rzuciłem się na niego i zacząłem obkładać go pięściami.
H: Jak mogłeś?! Jak kurwa mogłeś to zrobić?! Mało ona ma w życiu problemów twoim zdaniem? Ona ma chorą wątrobę! Mogłeś ją zabić gnoju! Nie daruję ci tego! Zabiję cię!- w tym momencie chwyciłem butelkę po piwie i z całej siły uderzyłem nią w głowę mojego szefa. Szkło roztrzaskało się na drobne kawałeczki. Facet upadł a ja zacząłem kopać go z całej siły. Kiedy zadałem cios w głowę do mieszkania wpadła policja i padł strzał. Przeszył mnie okropny ból w przedramieniu.


____________________________________________________________
Do bani.. Kompletnie nie wiem, co pisać, pomijając już fakt, że nie mam kiedy tego robić.. Błagam o pomysły i wasze sugestie, bo inaczej nie dam rady.
To tyle ode mnie

Ola

08 lipca 2014

Rozdział 24- To.. To nie jestem ja.. Ktoś tam jest..

* Michelle *

J: Martin? Co się stało?- spytałam brata widząc, że ma zapuchnięte przekrwione oczy i zdarte kostki u prawej ręki.
Ma: Pokłóciłem się z Joshem.- spojrzałam na niego i przerzuciłam wzrok na Nathana, który wzruszył bezradnie ramionami.
J: Powiesz mi o co czy muszę to z ciebie wyciągać siłą?- Harry chwycił mnie za dłoń i lekko pociągnął zmuszając mnie do tego, bym usiadła na jego kolanach. Patrzyłam wyczekująco na brata i w końcu się doczekałam.
Ma: Zawoła mnie do swojego pokoju. Myślałem, że czegoś potrzebuje. Chciał pogadać..
J: Martin, do rzeczy błagam.- potarłam skroń przymykając oczy.
Ma: Chciał.. W sumie nie wiem czego chciał. Pytał czy przyjedziesz. Chyba mu było głupio. Nie wiem. W każdym razie przesadził.
J: Jak przesadził? Co powiedział?
Ma: Zaczął się unosić, w dodatku nawiązując do ciebie. Nie wytrzymałem i się na niego zacząłem drzeć, a wiesz dobrze, że nigdy nie podniosłem na niego głosu.- kiwnęłam głową spuszczając wzrok.- Zaczął się nad sobą użalać i mu wygarnąłem.
J: Nie zrobiłeś mu nic?
Ma: Nie. Poniosło mnie, ale bez przesady.
J: To co ci się stało? Pokaż tą rękę..- wstałam i kucnęłam przed bratem biorąc jego dłoń w swoje ręce.
Ma: Byłem wkurzony i wyżyłem się na jakimś murze po drodze..
J: Kretyn.. Mogłeś to zrobić w siłowni.. Opatrzyłeś to jakoś?
Ma: Nie. Zadzwoniłem zaraz jak wróciłem do domu. Tak mnie nosiło, że Nathan musiał mnie uspakajać cały czas. Nic mi nie jest.
J: Dobra dobra. Idziemy do łazienki.- trzymając go za rękę poszłam do łazienki i z szafki wyjęłam wodę utlenioną i bandaż.- Nie wiem jak ty to zrobiłeś, ale nieźle się załatwiłeś.- rękę miał zdartą w niektórych miejscach do mięsa.
Ma: Michi.. Idź do Harry'ego.. Przyjechał specjalnie dla ciebie, a ty się mną zajmujesz.
J: Szczerze powiedziawszy wcale mi się do niego nie śpieszy.
Ma: Pokłóciliście się?
J: Można tak powiedzieć.
Ma: Co się stało?
J: Przyjechał tylko dlatego, że mu kazali. Zabrał mnie na koncert Adele. Wyglądał na zdziwionego, ale coś czuję, że to też było ustawione, bo zaprosili nas na scenę. Wkurzył mnie tym wszystkim. Jutro, jak nie jeszcze dzisiaj w sieci znajdą się nasze zdjęcia, bo było pełno paparazzi.
Ma: Serio?
J: A czy wyglądam jakbym żartowała?- zajmowałam się jego ręką ale czułam, że się na mnie patrzy.
Ma: Nie wierzę..
J: To nie wierz, ale tak własnie było! Tak było jest i będzie! A ja już mam tego dosyć! Mam już dosyć..- po moich policzkach popłynęły łzy po mimo tego, że szczelnie zaciskałam powieki. Przygryzłam policzki i wzięłam głęboki oddech.- Nathan!- krzyknęłam bojąc się o to, że głos mi zadrży i zdradzi wszystkie moje emocje. Chłopak wszedł do łazienki po niecałej minucie i spojrzał na nas pytająco. Na całe szczęście nie słyszał moich wcześniejszych krzyków. Stałam do niego tyłem starając się o to by nie zobaczył mojej twarzy.
J: Możesz dokończyć? Jestem zmęczona..
N: Jasne. Nie ma sprawy..


*Nathan*

Michelle wyszła z łazienki unikając mojego spojrzenia, jakby się bała lub coś ukrywała. Martin wyglądał jak pięcioletni chłopiec, na którego właśnie nakrzyczała mama ale jednocześnie w jego oczach było widać troskę.
J: Co się stało? I nie mów, że nic, bo za długo was znam..
Ma: Z nią chyba też się właśnie pokłóciłem.. Co jest ze mną nie tak?
J: Wiesz.. Myślę, że dzisiaj taki dzień. Każdy się z kimś kłóci. Wszyscy jesteśmy spięci już od kilku tygodni i przy każdej błahostce po prostu wybuchamy i się wyżywamy.. Na przykład na bogu ducha winnym murze..- wskazałem nosem na dłoń przyjaciela i polałem najgłębszą z ran wodą utlenioną na co Martin syknął odruchowo cofając rękę. Spojrzałem na niego z uniesioną brwią i zacząłem się śmiać. Z początku oberwałem z łokcia w żebra, ale zaraz przyjaciel dołączył do mnie i śmialiśmy się oboje.
Ma: Dzięki stary..- powiedział kiedy skończyłem bandażować jego dłoń i poklepałem go po plecach uśmiechając się przyjaźnie.
J: Pójdę do Michi. Jak myślisz? Siedzi na..?
Ma: Strychu?- dokończył za mnie.- Na bank.
J: Instrument?
Ma: W tym momencie mogło paść na każdy z istniejących instrumentów..
J: Aż tak źle?
Ma: Sam zobaczysz.. Powodzenia..
J: Dzięki..- wyszedłem z łazienki i ruszyłem schodami na samą górę domu. Nie spieszyłem się bo nie chciałem przerywać Michi w wyżywaniu się na instrumentach. To mogłoby być trochę niebezpieczne. Po kilku chwilach usłyszałem bębnienie w perkusję. Jeju.. Naprawdę jest źle. Zawsze zamykała za sobą drzwi, teraz nawet tego nie zrobiła. Będąc na drugim piętrze minąłem Harry'ego. Uśmiechnął się do mnie smutno i spojrzał w górę schodów. Spuścił głowę i zaraz schował się do  swojego tymczasowego pokoju. Zrobiło mi się go przez chwilę szkoda, ale kiedy usłyszałem, że tempo, które wygrywała Michi zwiększyło się dwukrotnie przyspieszyłem kroku i już po kilkunastu sekundach byłem w dźwiękoszczelnym studio. Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o futrynę patrząc na przyjaciółkę wymachującą pałeczkami. To co wyczyniała z instrumentami było zdumiewające. Nawet grając na perkusji zachowywała grację. Każde jej uderzenie po mimo tego, że było mocne wyglądało na delikatne, zupełnie tak, jakby czule głaskała każdy talerz i bęben. Spojrzałem na jej stopy i nie szczególnie zdziwiłem się gdy zobaczyłem na nich obcasy, które miała na sobie wchodząc do domu. W pewnym momencie jej gra nabrała takiego tempa, jakby Michi miała zaraz wybuchnąć. Przestraszyłem się cholernie gdy wykonując ostatnie uderzenie dziewczyna wstała i wrzeszcząc cisnęła pałeczkami w ścianę na przeciwko. Kiedy się ogarnąłem i wziąłem głęboki oddech wolnym krokiem ruszyłem po pałeczki. Podniosłem je i zamiast dwóch patyczków miałem w rękach cztery. Spojrzałem na dziewczynę, która na twarzy miała ślady po świeżych łzach. Była wściekła i nie dało się tego ukryć.
J: Chcesz następne?- spytałem a Michi wygramoliła się zza perkusji i zaczęła biec w moim kierunku. Chyba chciała na mnie wskoczyć, ale zwinnie przesunąłem się w bok lekko kucając i złapałem dziewczynę przerzucając ją sobie przez ramię. Krzyczała i uderzała mnie z całej siły w plecy co nie było przyjemne biorąc pod uwagę to, jaką siłą dysponowała dziewczyna.
J: Uspokój się Michi! Do cholery jasnej, zaraz mi żebra połamiesz! Michelle Nelly Carter! Spokój!- postawiłem ją przed sobą i złapałem mocno za ramiona.- Ze mną też się chcesz pokłócić?- spytałem stanowczym tonem i dziewczyna przestała się rzucać. Wziąłem jej twarz w dłonie i kciukami przetarłem mokre policzki.
J: Już? Przeszło Ci czy chcesz jeszcze w coś walnąć?- puściłem ją i spojrzałem badawczo. Przez kilka pierwszych sekund nic się nie działo, a potem w jednej sekundzie dziewczyna znalazła się w moich ramionach i płacząc wtulała się w moją klatkę piersiową. Było mi jej tak strasznie szkoda. Jej najlepszy przyjaciel traktował ją tak, jakby to ona była wszystkiemu winna, chłopak spotkał się z nią tylko dlatego, że mu kazali a brat.. Pokłócił się z nią w momencie, w którym go naprawdę potrzebowała. Przygarnąłem ją mocniej do siebie a po chwili chwyciłem ją za uda i posadziłem ją sobie na biodrach. Uczepiła się mnie jak małpka i w takim stanie trafiliśmy do jej sypialni. Położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą.
Mi: Nate.. Nie idź sobie.. Zostań ze mną, proszę..- pociągnęła nosem, przetarła policzek wierzchem dłoni i podkuliła nogi siadając.
J: Ale jak zaśniesz pójdę do siebie. Nie chcę, żeby Harry się później czepiał..
Mi: Pieprzyć go. Chodź tu.- zdjęła buty ze zmęczonych stóp i spojrzała na mnie wyczekująco. Położyłem się obok niej i dziewczyna przeciągnęła moją rękę za siebie tak, że ją obejmowałem a jej głowa spoczęła na mojej klatce. Z jej oczu nadal leciały łzy. Głaskałem ją po głowie i plecach chcąc ją trochę uspokoić.


*Michelle*

Kiedy się obudziłam, pierwsze co poczułam to tępy ból głowy. Przypomniałam sobie szybko wydarzenia z poprzedniego dnia i skarciłam się w myślach. Usłyszałam, że ktoś jest w pokoju. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam, ze na skraju łóżka siedzi Nathan. Potargane włosy sterczały mu na wszystkie strony, co nadawało mu uroku. Chyba wyczuł, że się na niego patrzę bo odwzajemnił moje spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i obrócił do mnie przodem.
N: Jak się spało złośnico?- spytał i potargał mi włosy, które zapewne i tak już żyły swoim życiem.
J: Tak. ale cholernie boli mnie głowa.
N: Chcesz aspirynę?
J: Boże..
N: Co?
J: Ale Cię ubrudziłam..- powiedziałam i poczułam jak się rumienię. Chłopak spojrzał na swoją koszulkę i wzruszył ramionami.- Zostaw ją od razu w moim koszu na bieliznę. Wypiorę ją dzisiaj.
N: Nie trzeba.
J: Nalegam.
N: Dobrze, niech ci będzie.- chłopak wstał, przeciągnął się i zdjął z siebie koszulkę.
J: Boże Święty! Nathan! Co ci się stało?!- spojrzał na mnie zdezorientowany- Masz na plecach wielkie siniaki! Kto ci to zrobił?
N: Michi.. Dobrze się czujesz?
J: Tak.. A ty? Bo twoje plecy nie wyglądają dobrze.
N: Michi.. Spójrz mi prosto w oczy..- spojrzałam na niego jak na ostatniego debila, ale widząc jego powagę wykonałam polecenie. Chłopak chwycił moją twarz i zaczął mi się uważnie przyglądać.
J: Co? O co ci chodzi?
N: Uderzyłaś się wczoraj o coś?
J: Nie.. Raczej nie.. Josh, powiedz mi o co chodzi..
N: Jak mnie nazwałaś?
J: Josh.. Tak masz na imię. Co w tym dziwnego?- chłopak szybko mnie puścił i zdenerwowany zaczął się rozglądać po pokoju. Kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
N: Leż i się nie ruszaj, rozumiesz? Nie ruszaj się dopóki nie wrócę.
J: Dobra..- patrzył na mnie jakbym zwariowała i wybiegł z pokoju.


*Martin*

Siedziałem w salonie, kiedy usłyszałem, że ktoś zbiega po schodach. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem Nathana. Wyglądał na przerażonego. Wiedziałem, że musiało chodzić o Michi, bo spał u niej. Od razu zerwałem się na nogi i ruszyłem w kierunku pokoju siostry.
J: Co się stało?
N: Nazwała mnie Joshem, nie pamięta kilku rzeczy z wczoraj i ma nierówne źrenice. Mówiła też, że boli ją głowa. Moim zdaniem powinniśmy zabrać ją do szpitala.
J: Nie uderzyła się nigdzie?
N: Mówi, że nie, ale nie pamiętała też tego, że mnie wczoraj pobiła.- wyprzedzając mnie wskazał na swoje plecy i wszystko było jasne. Szczerze powiedziawszy jeszcze nigdy nie widziałem tak dużych i ciemnych siniaków. Weszliśmy do pokoju mojej siostry i zastaliśmy ją stojącą przed lustrem. Wyglądała tak jakby zobaczyła ducha.
J: Michi.. Wszystko okej? Dobrze się czujesz?- spojrzała na mnie roztrzęsiona i drżącą ręką wskazała na lustro. Kręciła głową z niedowierzaniem i z oczu zaczęły płynąć jej łzy.
N: Michi, co się dziej?
Mi: To.. To nie jestem ja.. Ktoś tam jest..- zaczęła zanosić się płaczem i trząść się tak jakby miała jakiś napad. Spojrzałem w lustro ale zobaczyłem w nim jedynie jej odbicie i szybko do niej podszedłem.- Nate wyjmij jej jakieś buty z garderoby. Płaskie i najlepiej wiązane.- chłopak kiwnął głową i zniknął w garderobie, a ja posadziłem siostrę na łóżku i zacząłem jej się przyglądać. Faktycznie miała nierówne źrenice.
J: Michi. Boli cię coś teraz?
Mi: Nie.. To znaczy głowa. I to bardzo..- Nate wrócił ubrany w bluzę i założył mojej siostrze buty po czym wziął ją na ręce i ruszyliśmy do samochodu. Po drodze natknęliśmy się na Harry'ego.
H: Co się stało?- doskoczył do dziewczyny tak szybko, że mało brakowało a sam wskoczył by Nathanowi na ręce.
N: Ma nierówne źrenice, boli ją głowa, nie pamięta części wczorajszego dnia i myli osoby. Jeśli możesz zostań w domu, my jedziemy do szpitala. Jak będziemy coś wiedzieć to do ciebie zadzwonię. Okej?- chłopak tylko kiwnął głową i zatrzymał się w korytarzu. Po kilkunasty minutach byliśmy już w szpitalu i czekaliśmy na przyjęcie Michi przez lekarza.


*Zayn*

Siedzieliśmy z chłopakami w salonie. Każdy z nas miał na sobie jeszcze piżamę i nikt nie miał w sobie zbyt wiele energii. Do moich uszu dobiegł sygnał telefonu. Pobiegłem do swojego pokoju, chwyciłem komórkę i odebrałem nie patrząc kto dzwoni.
J: Tak?
H: Zayn..- głos przyjaciela drżał i nie zapowiadał nic dobrego. Przysiadłem na łóżku i słuchałem wysypujących się z chłopaka słów.- Michelle jest w szpitalu z Martinem i Nathanem. Wczoraj się pokłóciliśmy. Nie poznaje osób, ma częściowy zanik pamięci, strasznie boli ją głowa i ma nierówne źrenice. Boję się, że to przez naszą kłótnię. Strasznie się wczoraj wściekła i wyżywała się na perkusji. Zayn.. Boję się..- chłopak pociągnął nosem i wziął głęboki drżący oddech.
J: Hazz, spokojnie. Nie bój się i nie denerwuj, bo to w niczym nie pomoże. Mam przyjechać?
H: Nie, nie.. Ja.. Po prostu nie wiem, co mam zrobić. Nate kazał mi zostać w domu, ale nie wytrzymuję. Cały się trzęsę i nie mogę się uspokoić. Pojechali już godzinę temu i nadal nie zadzwonili. Powiedzieli, że zadzwonią.
J: Hazz! Uspokój się!
H: Przepraszam..
J: Już dobrze. Uspokój się, zadzwoń do chłopaków, spytaj czy możesz przyjechać i wtedy do mnie zadzwoń, okej? Tylko się nie denerwuj..
H: D-dobrze.. Zaraz zadzwonię. Dzięki Zayn..
J: Nie masz za co. A teraz wdech, wydech i spokój. Do usłyszenia Hazz.
Zszedłem do chłopaków i przekazałem im wieści od przyjaciela. Wszyscy siedzieliśmy skupieni i pochyleni nad moim telefonem w oczekiwaniu na wieści. Kiedy komórka zaczęła wibrować wszyscy podskoczyli i spojrzeli na mnie z wyczekiwaniem. Odebrałem i usłyszałem, że Hazz wsiada właśnie do samochodu i jedzie do szpitala. Styles obiecał, że jeśli się czegoś dowie to od razu do nas zadzwoni.


*Martin*

Siedzieliśmy na szpitalnym korytarzu i w głowie miałem jedynie wspomnienia.. Zdecydowanie same złe wspomnienia.. Atak Charlesa na Michi, osłabienie Josha.. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry'ego.
H: Wiadomo już coś?- spytał zdyszany.- pokręciłem przecząco głową i oparłem się o ścianę przymykając oczy.- Martin..- spojrzałem na przyjaciela, który wyciągał do mnie rękę z jakąś torbą.
J: Co to jest?
H: Nadal jesteś w piżamie. Zabrałem dla ciebie ubrania i rzeczy Michelle.- uśmiechnął się do mnie smutna i lekko potrząsnął torbą.
J: Dzięki- chwyciłem pakunek i ruszyłem do najbliższej łazienki gdzie szybko się przebrałem i wróciłem do przyjaciół. Po następnych kilku minutach podszedł do nas lekarz i poprosił mnie na bok.
L: Pańska siostra doznała wstrząsu mózgu. Musiała się porządnie w coś uderzyć głową. Przepadaliśmy ją również pod względem wszelkich możliwych chorób tak jak pan prosił i wykonaliśmy morfologię. Większość wyników jest bardzo dobra, ale wolelibyśmy zostawić ją na kilka dni na obserwację. Wyraża pan na to zgodę?
J: Tak, tak, oczywiście. Jeśli jest to konieczne to nie zamierzam się sprzeciwiać.
L: Dobrze, że pan i pana kolega tak szybko zareagowaliście. Nie wiemy tylko kiedy i w jaki sposób doszło do wstrząsu, tak?
J: Niestety nie. Kolega powiedział, że zaraz po przebudzeniu na pewno w nic się nie uderzyła. Ewentualnie podczas snu albo wcześniej.
L: No dobrze. Gdybyście jednak doszli do tego co się stało prosiłbym o kontakt, dobrze?
J: Tak, oczywiście. Dziękuję panie doktorze. Mógłbym się teraz zobaczyć z siostrą?
L: Tak, byle nie za długo. Powinna teraz poleżeć w spokoju i ciszy. Dostała silne leki więc niedługo zrobi się senna. Sala 312 po prawej za gabinetem pielęgniarek. Do zobaczenia.- kiwnąłem głową i odwróciłem się do przyjaciół, którzy wpatrywali się we mnie dużymi oczami. Podszedłem do nich i opowiedziałem wszystko, czego dowiedziałem się od lekarza i ruszyłem w wyznaczonym kierunku, żeby zobaczyć co z moją siostrą. Wchodząc na salę zobaczyłem dziewczynę, która leżała na przeciw Michi. Spała, a przynajmniej miała zamknięte oczy. Była podobna do Michelle z przed kilku lat. Jasne włosy do ramion, mocno zarysowane kości policzkowe i wyraźna linia szczęki, duże oczy otoczone wachlarzem gęstych długich rzęs, które z pewnością potrafiły onieśmielić. Na szafce przy jej łóżku leżał gruby notes, który brzegi miał ubrudzone ołówkiem i kredkami, leżącymi zaraz obok wraz z odtwarzaczem muzyki. Tak, zdecydowanie przypominała Michelle. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do łóżka siostry. Spojrzałem na nią z czułością i na szafce położyłem torbę z rzeczami dla niej.
J: Jak się czujesz?
Mi: Dobrze, ale zaczynam robić się senna.
J: To przez leki. Doktor powiedział, że musisz tu zostać na kilka dni.
Mi: Po co?
J: Miałaś wstrząs mózgu z nie wiadomo jakiej przyczyny. Niektóre wyniki badań są niejasne, więc chcą cię dokładniej przebadać i trochę poobserwować.. Michi.. Nie uderzyłaś się wczoraj w głowę?
Mi: Nie.. Przynajmniej nic takiego nie pamiętam.. Co tam masz?- spytała wskazując na torbę.
J: Masz tutaj piżamę, odtwarzacz muzyki, szkicownik z ołówkami i twojego misia.
Mi: Tego od taty?
J: Tak. Harry wszystko przywiózł. Na razie masz tutaj podstawową kosmetyczkę: szczoteczkę do zębów, pastę, szczotkę do włosów, szampon, płyn do kąpieli i dwa ręczniki. Jak będziesz jeszcze czegoś potrzebować to mów otwarcie i wszystko ci przywieziemy. A i bieliznę też oczywiście masz. Hazz o niczym chyba nie zapomniał.- Michi wykrzywiła twarz w dziwnym grymasie.- Co się stało? Boli cię coś?
Mi: Nie.. Ni chodzi o to.. Po prostu wczoraj byłam na niego taka wściekła, a on i tak dla mnie tyle robi. Ja na niego chyba nie zasługuję..
J: Michi, nawet tak nie mów. Każdy ma gorsze i lepsze dni. On cię kocha i będzie cię kochał mimo wszystko. To, że się pokłócicie jeszcze milion razy jest pewne bo oboje macie mocne charaktery. Nawet to, że przyjechał bo mu kazali nie zmieni tego, że cieszył się jak pięciolatek z tego, że znowu cię zobaczy, przytuli, pocałuje, a o reszcie nie chcę wiedzieć, żeby było jasne..
Mi: Martin.. Przestań.- zaśmiała się krótko, ale wesoło i oparła głowę o poduszki.- Zrozumiałam- uśmiechnęła się i na jej policzki wkradły się rumieńce.
J: Zaraz odpłyniesz, co?
Mi: Chyba tak- zachichotała i głośno ziewnęła na co się zaśmiałem. Przytuliłem ją mocno i potargałem jej lekko włosy.
J: Ja już uciekam w takim razie. Ty odpoczywaj. Komórkę też masz w torbie w razie problemów.- spojrzałem na zegarek i aż się przeraziłem.- O kurde..
Mi: Co się stało?
J: Zapomniałem, że dzisiaj jest trening. Dobra siostrzyczko. Zmykam, ale Harry i Nathan mogą zostać.
Mi: Podziękuj im. Mogą tu przyjść jeśli chcą.
J: Okej, przekażę. Kocham cię.- pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z sali. Kiedy znalazłem się przy chłopakach o czymś zawzięcie dyskutowali, ale kiedy mnie zobaczyli umilkli w ciągu mniej niż jednej sekundy.
J: Em.. Możecie iść do Michi, ale jest zmęczona. Sala 312. Ja jadę na trening.. Do zobaczenia później.- kiwnęli głowami i spojrzeli na siebie jakby się chcieli pozabijać. Nawet nie chciałem pytać o co im chodzi. Ruszyłem szybkim krokiem do auta i w duchu dziękowałem sobie za to, że w bagażniku zawsze woziłem zapasowy strój. Po kilkunastu minutach stałem już w sali gimnastycznej i opowiadałem o wszystkim trenerowi. Zmartwił się i nic nie mogło go uspokoić. Poprosił mnie żebym wszystkich ogarnął, bo on miał problemy z gardłem i nie mógł się nadwyrężać. Kiedy wszyscy już stanęliśmy w półokręgu i wysłuchiwaliśmy poleceń trenera na salę wszedł Josh. Kompletnie mnie zatkało. Szedł o własnych siłach i wyglądał na wiele silniejszego niż poprzedniego dnia. Trener zauważył, że się rozproszyłem i podążył za moim spojrzeniem. Josh uśmiechnął się krzywo i usiadł na trybunach. Gestem dłoni dał znak, że mamy kontynuować.
T: Dobra. Czas na rozgrzewkę. Pamiętajcie, że musicie dokładnie rozruszać każdy staw i mięsień, żeby nie nabawić się kontuzji.
Spojrzałem na moją rękę i dopiero teraz przypomniałem sobie, że mam ją zabandażowaną. Michi jednak pomyślała o wszystkim i uwiązała bandaż tak, żeby nie przeszkadzał w grze. Kątem oka dostrzegłem, że trener rozmawia z Joshem, który mnie bacznie obserwuje. Pewnie zastanawiał się, co mi się stało. Przyłączyłem się do chłopaków i zaczęliśmy ćwiczyć odbicia a potem serwy. Usłyszeliśmy gwizdek, ustawiliśmy się , trener podzielił nas na zespoły i zaczęliśmy grać. Szło nam naprawdę nieźle i po mimo tego, że mieliśmy w zespole kilku pierwszoklasistów to wygrywaliśmy każdy set. Został nam jeszcze jeden set do rozegrania i na salę weszły nasze kochane cheerleaderki. Uwielbiały paradować w swoich obcisłych skąpych strojach, które działały tylko na tych, którzy ich jeszcze nie poznali. Pierwszak Mike grający w moim zespole prawie że wywiesił na nie jęzor. Piłka leciała w jego stronę i już miałem ją odbić ale cofnąłem ręce i chłopak dostał w głowę. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
M: Ej! Co to miało być? Nie mogłeś tego odbić?!- zaczął się niemalże na mnie rzucać, co wyglądało co najmniej śmiesznie przez naszą różnicę wzrostów. Złapałem go za głowę i drugą rękę, w której trzymałem piłkę podsunąłem przed jego twarz.
J: Jak grasz, skupiasz się na piłce. Nie cyckach i tyłkach dziewczyn. Jasne?- wszyscy dokoła się roześmiali a Mike zrobił się cały czerwony. Wszyscy zgodzili się na powtórkę serwu i mój zespół dostał punkt. Szliśmy dosłownie łeb w łeb i kiedy wykonywałem decydujący serw dostałem czymś w głowę. I jak się okazało nie tylko ja, ale i połowa mojej drużyny zostaliśmy obrzuceni pomponami. Wkurzyły mnie tym do granic możliwości. Trener gdzieś wyszedł więc skorzystałem z okazji. Wziąłem do rąk po pomponie i wykonując różne akrobacje znalazłem się przed kapitanką Best Cheerleaders. Przełożyłem pompony do jednej ręki i wolną dłonią pociągnąłem za koszulkę dziewczyny. Pompony wepchnąłem pod jej wdzianko i uśmiechnąłem się szyderczo.
J: No, teraz wyglądasz jakbyś miała naprawdę fajne sztuczne cycki a nie tandetny silikon.- reszta cheerleaderek zaniemówiła a pani kapitan zrobiła się cała czerwona i uniosła ręce, które szybko złapałem.- Naprawdę chciałabyś połamać paznokcie? Bardzo zdesperowana jesteś. Moja droga, umowa była jasno określona. Wchodzicie piętnaście minut wcześniej, żeby się rozgrzać a nie po to by napieprzać w moją drużynę pomponami. Jeszcze jeden taki numer i zostaniecie wyrzucone z sali. Rozumiesz ślicznotko?- dziewczyna wyszarpnęła ręce i stanęła wyprostowana z zadartym nosem.
T: Martin! Co się dzieje?- obróciłem się do trenera i uśmiechnąłem przyjaźnie.
J: Nic nic, tłumaczyłem tylko dziewczynom, że nie ładnie jest przeszkadzać w treningu szkolnej reprezentacji, która od trzech lat zdobywa miejsca na podium we wszystkich konkursach, w których bierze udział. Megan.. A wy? Ile razy wygrałyście odkąd jesteś panią kapitan?
M: Zamknij się Carter, bo pożałujesz.- wysyczała przez zęby na co się jedynie uśmiechnąłem.
J: Szczerze wątpię, ale wiedz, że się okrutnie boję.- udałem, że się trzęsę i wróciłem do swojej drużyny. Wszyscy powstrzymywali śmiech a ja gestem ręki pokazałem, że zbieramy się do szatni i tak też zrobiliśmy. Kiedy wyszedłem już ubrany z szatni dopadł mnie Josh.
Jo: Martin!
J: Co?
Jo: Czemu nie było Michi?
J: Interesuje cię to?- spytałem nadal idąc przed siebie.
Jo: Tak, interesuje mnie to. Wiem, że zachowałem się jak ostatni idiota. W dodatku nie po raz pierwszy. Przepraszam, nie powinienem mówić tych wszystkich rzeczy.
J: Zamknij się i wsiadaj do auta. Zawiozę cię do Michi, ale nie oczekuj ode mnie tego, że będę z tobą rozmawiał. Nie tłumacz mi się, bo to nie ma sensu. Wsiadaj i nic nie gadaj.- wsiadłem do samochodu, a przyjaciel zaraz zrobił to samo. Tak jak prosiłem, a raczej kazałem, nie odzywał się przez całą drogę. Kiedy podjechaliśmy pod szpital, chłopak wytrzeszczył oczy i spojrzał na mnie zdezorientowany. Wysiadłem z auta ale Josh nadal w nim siedział. Otworzyłem drzwi od strony pasażera i spojrzałem na niego.
J: Wysiadasz czy będziesz tu tak siedział? Myślałem, że chcesz się zobaczyć z Michelle. A wiedz, że cię do niej nie zaniosę. Ruszaj się.- chłopak natychmiast oprzytomniał i wyskoczył z auta trącając mnie niechcący ramieniem. Przytrzymałem go kiedy się zachwiał i w momencie, w którym odzyskał równowagę odsunąłem się o kilkanaście centymetrów, zamknąłem auto i zdecydowanym, ale nie szybkim krokiem ruszyłem do wejścia placówki.
Jo: Powiesz mi chociaż, co się stało?
J: Miała wstrząs mózgu. Nikt nie wie jak i dlaczego, ale zostaje na kilka dni na obserwacji, bo niektóre wyniki były niepokojące. Musiała się w coś uderzyć, ale tego nie pamięta.
Jo: Bardzo jesteś na mnie zły?
J: Nie, mam jedynie ochotę rozwalić ci łeb o najbliższy mur.- po tych słowach chłopak zamilknął i posłusznie podążał moimi śladami. Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu prowadzącym do sali mojej siostry zobaczyłem Harry'ego, który miał przy twarzy woreczek lodu. Podbiegłem do niego i odsuwając mu lód od twarzy szybko oceniłem jego stan.
J: Stary, kto ci to zrobił? Całe oko masz spuchnięte..- skrzywiłem się wyobrażając sobie jaki ból musi odczuwać.- I gdzie Nathan?
H: Ten kretyn pierdolnął mi w twarz..- wziął głęboki wdech, żeby się uspokoić i kontynuował- Uderzył mnie to mu oddałem, a kiedy chciał zrobić to samo zdążyłem się schylić i pieprznął w ścianę. Nie zdziwię się, jeśli złamał rękę..
J: O co wam poszło?
H: O Michi. Obwiniał mnie. Powiedział, że to na pewno moja wina, że to ja ją zdenerwowałem i pewnie ją uderzyłem.
J: Że co?!
H: Popierdoliło go do reszty.
J: Stary, kurwa, przecież ja cię znam całe życie. Uderzył byś każdego, ale nie Michelle. Nawet jak byłeś mały, a ona ciągnęła cię za włosy, robiłeś jedynie rozgniewaną minę ale nigdy, podkreślam, nigdy nic jej nie zrobiłeś. Nawet byś się nie odważył.
H: Nie mnie to mów, tylko tamtemu durniowi.
J: Gdzie on w ogóle jest?
H: U pielęgniarek. Opatrują go.
J: Mocno oberwał?- chłopak tylko wykrzywił twarz w krzywym ale pełnym satysfakcji uśmiechu.- Jesteście powaleni. Obaj.- potargałem mu włosy i ruszyłem do pielęgniarek. Drzwi były otwarte i zobaczyłem jak jedna z młodych kobiet zajmuje się moim przyjacielem. Zapukałem i wszedłem do środka nie czekając na pozwolenie. Wszyscy z wyjątkiem Natahana zmierzyli mnie ciekawskim spojrzeniem. Jedna z pielęgniarek chwyciła mnie delikatnie za ramię i spojrzała pytająco.
J: Ja do niego.
- Mam nadzieję, że ty się z nim bić nie będziesz..
J: Nie, ja nie z takich.
- Na pewno?- spytała patrząc na moją zabandażowaną rękę.
J: Jestem siatkarzem, nie bokserem, spokojna głowa.- uśmiechnąłem się do kobiety na co odpowiedziała mi tym samym. Podszedłem do chłopaka i stanąłem przed nim i skrzywiłem się widząc jego piękną poobijaną mordkę.
J: Uuuu.. Już nie jesteś taki piękny..
N: Oh, zamknij się..- powiedział przez zaciśnięte wargi.
J: Trzeba było nie zaczynać. Nikt cię nie uprzedził, że Harry potrafi się bić?
N: Na Michi też się tak wyżywa?- spojrzał na mnie wściekły i wszystkie pielęgniarki spojrzały na mnie zmartwione i trochę przestraszone.
J: Zwariowałeś? Ten człowiek nigdy nie uderzył Mcihelle ani żadnej innej dziewczyny. To mnie już się zdarzyło pierdolnąć ją w łeb jak mnie wkurzyła. Co prawda to było jak miała sześć lat, ale nie ważne. Harry nigdy jej nic nie zrobił. Nigdy, rozumiesz? Skąd w ogóle ci to przyszło do głowy?
N: Jeny, sam nie wiem.. Szukałem jakiejkolwiek przyczyny dla której Michi znowu wylądowała w szpitalu i zacząłem świrować.. Przeprosisz Harry'ego?
J: Ja? Ja mam go przepraszać? Nie ja mu zarzuciłem, że bije moją siostrę.- powiedziałem lekko poirytowany.
-Przepraszam..- powiedziała cicho i nieśmiało jedna z pielęgniarek.
J: Nie, to ja przepraszam. Jak panie z nim skończą to proszę powiedzieć. Ja już wyjdę. Będę czekał na korytarzu.
-Nie, nie. Nie o to chodzi. Może pan zostać. Chciałam tylko spytać, czy dobrze się pan czuje, ponieważ zrobił się pan strasznie blady.- wytłumaczyła kobieta a ja zacząłem się zastanawiać od czego mogłem stracić kolory.
J: Która jest godzina?
- Zaraz wybije szósta.
J: Nic dzisiaj nie jadłem..- na te słowa głośno zaburczało mi w brzuchu. Kilka dziewczyn się cicho zaśmiało, ale ta, która ze mną rozmawiała spojrzała na mnie zmartwiona. Odwróciła się, sięgnęła do jakiejś torby i coś z niej wyjęła. Wyciągnęła do mnie rękę trzymając coś zawiniętego w papier. Spojrzałem na nią pytająco.
-To kanapka. Proszę, zjedz ją, bo nie będzie mi się chciało lecieć specjalnie po lekarza tylko dlatego, że nic nie jadłeś. Jest ktoś jeszcze z wami? Oprócz tego w lokach.- powiedziała śmiesznie gestykulując, jakby chciała odzwierciedlić dłońmi fryzurę Harry'ego. Na ten widok na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, który kobieta odwzajemniła i pokręciła głową z rezygnacją.
- To jak? Jest jeszcze jakiś narwany, czy została was trójka?
J: Jest jeszcze jeden, ale do spokojnych to on ostatnio nie należy.
- Nie jest poobijany, ani nic z tych rzeczy?
J: Nie, przynajmniej z tego co mi wiadomo.
- Poproś go, żeby poszedł do bufetu i kupił ci coś do jedzenia i najlepiej gorącą czekoladę do wypicia.
J: Dziękuję. W imieniu tego z lokami też.
- Już podziękował.- kobieta się zaśmiała a ja opuściłem pokój. Przyjaciele na mnie spojrzeli a zaraz potem rzucili pytające spojrzenie w kierunku kanapki.
J: To moje śniadanie.- uśmiechnąłem się słabo i spojrzałem na Josha.- Mógłbyś mi skoczyć po gorącą czekoladę i coś czym chociaż trochę się najem? Nic dzisiaj jeszcze nie jadłem.
Jo: Spoko. Daj tylko kasę, bo ja przy sobie nic nie mam.- wręczyłem przyjacielowi pieniądze i usiadłem obok Styles'a. Odwinąłem kanapkę i zjadłem ją w ciągu może dwóch minut.
J: Jak oko?
H: Trochę boli.
J: Pokaż.- chłopak odsunął woreczek od twarzy i odwrócił się w moją stronę.- Już masz zdecydowanie mniej spuchnięte. Uderzył mocno, ale nie groźnie. Nie to co ty jemu. Stary, naprawdę umiesz się bić.- chłopak się zaśmiał i przyłożył woreczek z powrotem do oka.
H: Mam nadzieję, że nie zrobiłem mu jakiejś większej krzywdy.- powiedział już poważnym tonem i wbił wzrok w podłogę.
J: Ma tylko złamaną rękę i rozciętą wargę. Fakt, że pół twarzy mu spuchło też cię obchodzi?
H: Będę go musiał przeprosić..
J: Ty jego? Przecież to on cię zaczął wyzywać i pierwszy cię uderzył. No chyba, że było inaczej to już nie wnikam.
H: No uderzył mnie pierwszy i tak dalej ale to ja mu zrobiłem większą krzywdę.
J: Dobra, nie przejmuj się. Nic mu nie jest. Rękę złamał sobie sam. Z resztą. Nie rozmawiajmy o tym teraz. Wchodziliście do Michi?
H: Nie, z jakąś godzinę temu próbowałem tam wejść i Nate się zaczął czepiać, ale wtedy Michi jeszcze spała.- pokiwałem głową i rozejrzałem się po korytarzu. Josh już wracał z moim jedzeniem i sam coś przeżuwał. Patrzyłem na niego jak w obrazek, ale zorientowałem się o tym dopiero kiedy stanął przede mną.
J: Dzięki.- wziąłem od niego gorącą czekoladę i ogromną zapiekankę. Kiepskie połączenie, ale trudno. Ważne, że jadalne. Chłopak miał w ręce jeszcze dwa batony w tym jednego podał Harry'emu.
H: Dzięki.- uśmiechnął się blado do blondyna, który usiadł obok niego i zabrał się za jedzenie tak samo jak ja. Po kilku minutach w ciszy dołączył do nas Nathan. Miał zagipsowaną rękę i szew na dolnej wardze a do tego prawy policzek miał już fioletowy. Stanął przed nami i spojrzał najpierw na mnie, potem na Josha i w końcu na Styles'a. Loczek początkowo nie zwracał na niego uwagi, ale kiedy już przełknął ostatni kęs batona podniósł głowę i spojrzał chłopakowi prosto w oczy. Nie wiem czy tylko ja zauważyłem, że napięły mu się mięśnie twarzy czy innym też się to udało.
H: Przepraszam..
-Co?- spytali Josh i Nate jednocześnie.
H: Przepraszam. Nie chciałem Ci zrobić krzywdy.- mówiąc to machnął ręką z woreczkiem jednocześnie pokazując swoją twarz winowajcy na co ten się skrzywił.
N: To ja powinienem przeprosić.. I przepraszam. Zachowałem się jak idiota. Boże, jestem idiotą. Nie mam nic na swoją obronę, ale przepraszam i mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczysz..- złapał się za złamaną rękę i spuścił wzrok.
H: Wybaczam. Ale nie oczekuj, że od razu będę dla ciebie miły.- chłopak wstał i wszedł do sali w której leżała moja siostra.


_________________________________________________________________________

Cześć i czołem wszystkim, którzy jeszcze tu są. Tradycyjnie przepraszam, że tak długo musieliście czekać i uwierzcie, że jest mi za to wstyd.
Teraz jednak zaczęła się przerwa od szkoły i rozdziały (mam nadzieję) będą m=pojawiały się dosyć regularnie. Mam też małą prośbę do wszystkich, którzy jeszcze czytają moje marne wypociny- zostawcie po sobie chociaż jedno słowo. Chcę zobaczyć, czy jest jeszcze sens ciągnięcia tego dalej.
Co do samego rozdziału, nie uważam go za udany. Kompletnie nie wiedziałam, co mam napisać. I tutaj kolejna prośba- jeśli macie jakieś sugestie nie krępujcie się i piszcie. Z całą pewnością wezmę je pod uwagę.
To na tyle z mojej strony. Życzę Wam udanych wakacji pełnych wypoczynku!

Pozdrawiam
Ola..

03 maja 2014

Rozdział 23- A teraz głęboki oddech, mocny uścisk i głowa do góry.

*Michelle*

J: Witaj w domu..- powiedziałam zamykając drzwi za przyjacielem. Josh był słaby i Martin cały czas prowadził go pod ramię. Serce pękało na sam widok tego człowieka. Wyglądał ja wrak. Walczyłam sama ze sobą, żeby tylko nie pokazać jak cierpię widząc go w takim stanie. Przez tydzień leżał w szpitalu i dzisiaj mógł wrócić. Postanowił, że mimo wszystko, chce kontynuować szkołę i żyć póki może.
Weszliśmy do salonu i mój brat posadził blondyna na kanapie.
J: Co chcesz do picia?
Jo: Nic nie chcę. Sam sobie zrobię.
J: Nie pytam czy, ale co chcesz, więc proszę mi grzecznie odpowiedzieć i nie marudzić zgrywusie.
Jo: Herbatę..- powiedział zrezygnowany, a ja udałam się do kuchni. Przy okazji miałam do odgrzania obiad, który zostawiła dla nas mama Josha. Wstawiłam wodę, włączyłam piekarnik i przygotowałam kubki na herbatę. Woda się zagotowała, przygotowałam napoje i zaniosłam je do salonu. Chłopcy o czymś rozmawiali, ale przerwali jak tylko znalazłam się w pokoju. Czułam się bardzo niezręcznie. Wróciłam do kuchni i usiadłam patrząc się w piekarnik. Właśnie się nagrzał, więc włożyłam do niego zapiekankę. Siedziałam i starałam się o niczym nie myśleć. Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu. To Danielle z Lucy. Dziewczyna została, żeby pomagać nam przy małej. W całym domu rozbrzmiał krzyk małej dziewczynki, która nie mogła doczekać się spotkania z bratem. Uśmiechnęłam się pod nosem i zamknęłam oczy nie chcąc wypuścić z nich napływających łez. Oparłam łokcie o blat i schowałam twarz w dłoniach. Chciałam uciec... Zniknąć... Tęskniłam za Joshem... Za tym Joshem, który był moim przyjacielem... Za tym, który nie był zdystansowany, który się do mnie odzywał... Poczułam jak ktoś mnie obejmuje i po zapachu poznałam, że to Danielle. Wtuliłam się w nią i z trudem powstrzymywałam łzy, którym i tak udawało się wydostać spod moich powiek. Pociągnęłam nosem, odsunęłam się od dziewczyny, otarłam policzki wierzchem dłoni i podniosłam się z krzesła.
J: Wyjmiesz zapiekankę? Jest już gotowa..
D: Jasne.. Nie martw się już skarbie...- chwyciła mnie za rękę i delikatnie ją ścisnęła na co odpowiedziałam słabym uśmiechem. Ruszyłam w kierunku tarasu. Wyszłam na zewnątrz i wyciągnęłam papierosy z kieszeni marynarki. Ostatnio coraz częściej zdarza mi się zapalić.. Muszę z tym skończyć, bo się zniszczę. Spojrzałam w lewo i się przestraszyłam bo zobaczyłam Nathana.
N: Przepraszam.. Nie chciałem cię przestraszyć..
J: Nic się nie stało.. Fajnie wyglądasz... Jak zwykle z resztą...- zaciągnęłam się porządnie i poczekałam aż dym wypełni całe moje płuca.
N: Nie wyglądam lepiej od ciebie. Zawsze byłaś moim wzorem. Jejku, jak to zabrzmiało.- zaśmialiśmy się oboje.- Zawsze byłaś dla mnie kimś, kto zna się na modzie. O, tak to chciałem powiedzieć.
J: Dzięki. Ale nie wiem, czy jest się czym zachwycać.- spojrzałam na swój strój i wzruszyłam ramionami. Podeszłam do bujanej ławki i zsuwając buty z nóg podkurczyłam kolana pod brodę. Nate zaraz się do mnie dosiadł i najzwyczajniej w świecie mnie przytulił.
J: Nate.. Ja nie dam rady.. To jest dla mnie za trudne.. Ja go kocham.. On ze mną nawet nie rozmawia.. Wiem, że jestem z Harrym, ale Jo to nadal przyjaciel.. Najlepszy jakiego miałam, rozumiesz? Nie chcę, żeby to się tak kończyło..- rozpłakałam się na dobre. Chłopak przygarnął mnie mocniej do siebie i zaczął głaskać mnie po głowie i plecach. Byłam mu wdzięczna za to, że po prostu ze mną siedział. Wiedziałam, że jemu mogę się bezkarnie wypłakać w rękach, a on powstrzyma się od zbędnych uwag. Po kilku minutach zaczęłam się uspokajać. Odsunęłam się od chłopaka i pociągnęłam nosem.
J: Masz chusteczkę? Czuję, że wyglądam jak panda..- chłopak cicho zaśmiał się na te słowa i wszedł do domu. Wrócił z moją torbą, co mnie zdziwiło. Usiadł na swoim miejscu i zaczął grzebać w moich rzeczach. Skrzywiłam się patrząc na to, co robi, a gdy zobaczyłam, że wyciąga paczkę nawilżonych chusteczek parsknęłam śmiechem. Chciałam je od niego wziąć, ale odsunął rękę.
J: No ej. Daj mi te chusteczki.
N: Nie. Ja się tym zajmę moja kochana pando.- wytknął do mnie język i zaśmiał się jak mały chłopiec, który szykuje się na 'misję specjalną'. Obserwowałam dokładnie każdy jego ruch i zastanawiałam się, co on kombinuje.
J: Długo to jeszcze potrwa?
N: Nie, już kończę. Cierpliwości.- w tym momencie wyjął moją kosmetyczkę i szczerze powiedziawszy zaczęłam się bać.- Spokojnie. Nie zrobię z ciebie ani klauna ani straszydła. Zaufaj mi.- puścił do mnie oczko i się szeroko uśmiechnął. Wyjął jedną chusteczkę i zaczął zmywać pozostałości mojego makijażu. Przyglądałam mu się uważnie, gdy delikatnie ścierał szminkę z moich ust. Po krótkim czasie moja twarz już była czysta, a chłopak wziął do ręki mój podkład i zanim zdążyłam się sprzeciwić nałożył mi go na twarz. Pomalował mi rzęsy i nałożył lekką pomadkę, a następnie podał lusterko. Wyglądałam.. Normalnie. Szeroko się uśmiechnęłam, a Nate wyszczerzył się jak mały chłopczyk.
N: Teraz ślicznotko idziesz ze mną.- wziął mnie za rękę i delikatnie pociągnął. Wsunęłam stopy w buty i ruszyłam za chłopakiem.
J: Mogę wiedzieć dokąd idziemy?
N: Niespodzianka. No chodź.- pociągnął mnie mocniej i prawie się potknęłam. Przeszliśmy przez dom do drzwi frontowych. Nate krzyknął jedynie 'wychodzimy' i trzasnął drzwiami.
Po kilkunastu minutach marszu zobaczyłam budynek mojej dorywczej pracy. Zatrzymaliśmy się przed studiem fotograficznym najsłynniejszych magazynów na świecie. Spojrzałam pytająco na przyjaciela, a on odpowiedział mi uśmiechem.
J: Jeśli chcesz, żebym zrobiła Ci zdjęcia, trzeba było powiedzieć od razu. Mogliśmy pójść do mnie.
N: Nie mnie będziesz robiła zdjęcia.
J: A komu? Przecież by do mnie zadzwonili.
N: Zobaczysz. Cierpliwości kochana.- pstryknął mnie w nos i delikatnie pociągnął za rękę. Weszliśmy do szklanego budynku i do moich nozdrzy uderzył znajomy zapach skóry wymieszany z wanilią. Czarne kanapy ustawione wzdłuż korytarzy, waniliowe i kawowe ściany, tworzyły idealny klimat, który jednocześnie był odpowiedni dla biura. Z zamyślenia wyrwał mnie głos recepcjonistki. Dzisiaj była nią Kate.
K: Witaj Michi! Co Ty tu robisz? Nie masz dzisiaj wolne?
J: Hej Kate.- cmoknęłam ją w policzek i oparłam się o ladę.- Mam wolne, ale ten wariat mnie tu przyciągnął. Znacie się?
K: Nathan, tak? Kojarzę cię z widzenia.
N: Tak, byłem tu już kilka razy.
K: Połowa personelu za tobą szaleje. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby tak młody chłopak był obiektem westchnień wszystkich zmian w naszej firmie.- wszyscy się zaśmialiśmy, ale kątem oka spostrzegłam, że chłopak wyraźnie się zarumienił. W tym samym momencie złapał mnie za rękę i delikatnie ją uścisnął nachylając twarz do mojego ucha.
N: Możemy już iść?
J: Musimy lecieć, zdzwonimy się Kate.- puściłam oczko do dziewczyny i biorąc chłopaka pod rękę ruszyliśmy w kierunku wind. Z jednej wysiadała właśnie Taylor Swift. Mimo częstej styczności ze sławami, zaniemówiłam. Nie przepadałam za nią zbytnio. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a jedna z moich koleżanek po fachu przedstawiła mnie gwieździe.
T: To ty jesteś tą słynną dziewczyną Harry'ego Styles'a, o której teraz tak głośno?- spytała nadal się uśmiechając, a w jej uśmiechu było coś złośliwego.
J: Tak, ale wolała bym, żebym była znana jako Michelle Carter, a nie "dziewczyna Harry'ego".- sprostowałam, a Taylor trochę się zagubiła.
T: Co tutaj robi tak młoda dziewczyna? Przyjechałaś na sesję?
J: Nie, ja tu pracuję. A teraz przepraszam, ale obowiązki wzywają.- chwyciłam Nathana za rękę i weszliśmy do windy.
T: Myślałam, że to Harry jest twoim chłopakiem.- rzuciłam jej tylko spojrzenie pełne pogardy i drzwi od windy się zamknęły.
N: Co to było?
J: Wredne stworzenie, które jest ładne i umie śpiewać.
N: Ale wredota zabija wszystko. Nie mógł bym z nią pracować. Nie mogę tego powiedzieć o tobie.
J: Właśnie. Wyjaśnisz mi po co tu przyszliśmy?
N: Tak w zasadzie, to okłamałaś Taylor.
J: Jak niby?
N: Czeka cię sesja zdjęciowa.- spojrzałam na chłopaka szeroko otwartymi oczami na co odpowiedział szerokim uśmiechem.
J: Przecież wiesz, że ja się wstydzę siedzieć przed obiektywem!
N: Trzeba przełamywać swoje bariery. Sama mi tak kiedyś powiedziałaś, pamiętasz?
J: Pamiętam.. Kto będzie mi robił te zdjęcia?
N: A kto jest twoim mentorem w fotografii?
J: Nie.. Nie wierzę.
N: To lepiej uwierz.
J: Żartujesz sobie ze mnie?
N: Nie. Danil Golovkin będzie ci robił zdjęcia. I na pewno wyjdą wspaniałe.
J: Chyba nie wyłączyłam piekarnika.
N: Oj przestań. No chodź!- drzwi od windy stały przede mną otworem a ja nie mogłam się ruszyć.Wizja sesji z moim guru była czymś niewyobrażalnym i zabierającym dech w piersiach. Przyjaciel ciągnął mnie za rękę i wepchnął mnie do jednego ze studiów. Moim oczom ukazał się mój mentor.
D: O hej Nathan! Co ty tu robisz?
N: Wpadłem po drodze z małą prośbą.- w tym momencie pociągnął mnie trochę mocniej i wypadłam przed niego. Poczułam jak robię się czerwona na twarzy.
D: Jak ma na imię ta urocza prośba?
N: Michelle. Michelle Carter.- Danil zamyślił się na chwilę uważnie mi się przyglądając.
D: Moment.. Czy ty przypadkiem tu nie pracujesz?- pokiwałam twierdząco głową i z trudem przełknęłam ślinę.- Też robisz zdjęcia. Widziałem cię kiedyś w akcji i twoje zdjęcia są naprawdę.. Doskonałe!- z wrażenia opadła mi szczęka. Nathan zaśmiał się wesoło i dwoma palcami zamknął mi buzię. Zamrugałam kilka razy nie mogąc uwierzyć w to, co własnie usłyszałam.
N: To jak Danil? Masz chwilę?
D: Dla takiej gwiazdy zawsze.- puścił do mnie oczko i w końcu udało mi się trochę rozluźnić. Odwzajemniłam uśmiech i puściłam rękę przyjaciela.
N: O! Ann! Stój!- chłopak ruszył pędem w kierunku jednej z wizażystek. Danil podszedł do mnie i wyciągnął dłoń.
D: Danil, bardzo mi miło.
J: Mnie również. Jest pan moim mentorem.
D: Nie mów do mnie pan, bo się staro czuję, błagam. Mów mi Danil.
J: W porządku.- uśmiechnęłam się tym razem szerzej i już po chwili zobaczyłam przyjaciela, który prowadził przed sobą młodą, ale doświadczoną pracownicę studia. Była trochę zdezorientowana, ale mimo to na jej twarzy gościł uśmiech. Przedstawiono nas sobie i zostałam oddana w jej ręce. Po kilku godzinach było już po wszystkim. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy się tak dobrze nie bawiłam stojąc po drugiej stronie aparatu. Zazwyczaj unikałam zdjęć i miałam ostatnimi czasy do tego uraz, ale teraz było to dla mnie po prostu zabawą. W momencie, w którym przeglądaliśmy zdjęcia rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Przeprosiłam wszystkich i odeszłam na bok.
J: Tak?
H: Hej Michi!
J: Hej Hazz! Co tam?
H: Co porabiasz?
J: Jestem w studio.
H: Komu robiłaś zdjęcia?- spytał z zaciekawieniem.
J: Nie uwierzysz.
H: No dawaj, zaskocz mnie.- zaśmiał się, a po moim cieple rozlało się ciepło.
J: Mnie.
H: No weź nie żartuj. Komu?
J: Mówię prawdę. Danil robił mi zdjęcia.
H: Ten Danil?- spytał z naciskiem na pierwsze słowo.
J: Tak. Niesamowite, co?- zaśmiałam się krótko.
H: Moje gratulacje! Spełniła pani właśnie swoje kolejne marzenie!- chłopak cieszył się razem ze mną, co sprawiało, że byłam jeszcze szczęśliwsza. Tęskniłam za tym wariatem.- Ma pani jeszcze jakieś marzenia, które można spełnić?
J: Niestety niemożliwe do wykonania na tą chwilę proszę pana.
H: Wszystko jest możliwe, proszę powiedzieć.
J: Marzę o tym by pana teraz przytulić.
H: Oh, faktycznie. Miała pani rację. Nie da się wykonać. Ale proszę udać się do najbliższego kina i znajdzie tam pani kartonową wersję mnie.
J: Idiota.- zaśmiałam się cicho i delikatny uśmiech wrócił na moją twarz.
H: Kocham cię Michelle.
J: Ja ciebie też Harry. Tęsknię za tobą.
H: Ja za tobą jeszcze bardziej, ale miejmy nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
J: Co u ciebie?
H: To co zwykle. Próby, nagrania i wywiady. To męczące, ale robię to, co kocham.
J: Wiem kochanie, wiem.
N: Michi! Chodź na chwilkę!
J: Harry, ja muszę kończyć.
H: No dobrze skarbie. Kocham cię, pamiętaj.
J: Pamiętam, trzymaj się.- rozłączyłam się i wzięłam głęboki oddech.
N: Michi, wszystko okej?- zza futryny wychylił się chłopak i spojrzał na mnie zatroskany.
J: Tak, tak.
N: Coś się stało?
J: Harry dzwonił, wszystko w porządku. Co tam chciałeś?- uśmiechnęłam się ciepło i ruszyłam wraz z chłopakiem do pozostałych.
D: Tak sobie pomyślałem.. Może chciała byś udzielić małego wywiadu?
J: Oooo nie.
D: Dlaczego?
J: Tak jakby mi tego zabroniono.
D: Chodzi o twojego chłopaka?
J: Tak.
D: A gdyby wywiad nie był związany z twoim związkiem? Istnieje taka możliwość?
J: Jeśli w wywiadzie nie padnie pytanie w tej kwestii to nie ma żadnych przeszkód. Ale proszę się zastanowić. Nie jestem zbyt ciekawą osobą.- uśmiechnęłam się krzywo i chwyciłam swoją torebkę.- Nathan, możemy już iść?
N: Jasne, ale wracamy rowerami, nie chcesz się przebrać?
J: Nie mam w co.
A: Poczekaj chwilkę, zaraz Ci coś przyniosę.- uśmiechnęłam się do dziewczyny z wdzięcznością i już po chwili zobaczyłam w jej dłoniach gotowy zestaw. Kremowy sweter i szorty całkiem w moim stylu, a do tego kremowe trampki przed kostkę. Poszłam się przebrać i zorientowałam się, że nie mam w co włożyć ubrań i z torebką ciężko będzie mi się poruszać na rowerze.
J: Ann, masz jakiś plecak? taki, do którego zmieszczą się moje rzeczy.
A: Jasne, proszę bardzo.- podała mi plecak, za co podziękowałam jej uśmiechem. Pożegnaliśmy się z Danilem i Anną, wyszliśmy z budynku i podeszliśmy do rowerów. Dla mnie był błękitny, a dla Nate'a beżowy. Postanowiliśmy, że pojedziemy do mnie, bo nie chciałam psuć sobie humoru narzekaniem Josh'a i jego warczeniem gdy o coś spytam. Gdy podjechaliśmy pod dom bardzo się zaniepokoiłam, bo na podjeździe stał obcy samochód, a brama była otwarta. Usłyszałam, że ktoś zamyka drzwi na taras. Poprosiłam Nathana, żeby odstawił cicho rowery i poszedł za mną. Szłam szybko, ale cicho. Przed samym rogiem usłyszałam kichnięcie. Tylko jedna osoba tak kicha. Wychyliłam się odganiając od siebie strach i niepokój.
J: Harry?- chłopak odwrócił się w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. Biegiem ruszyłam w jego kierunku i rzuciłam mu się w ramiona. Loczek uniósł mnie do góry i okręcił się kilka razy wokół własnej osi. Znowu poczułam jego zapach i silne ramiona, w których czułam się bezpiecznie. Kiedy moje nogi dotknęły ziemi spojrzałam mu prosto w oczy. Ta głęboka zieleń i iskierki szczęścia nadawały mu takiego uroku, którego nie da się opisać słowami. Dołeczki w policzkach i malinowe usta dodawały mu słodyczy, a loki na głowie odzwierciedlały jego charakter. Pocałowałam go krótko, ale z uczuciem i jeszcze raz na niego spojrzałam.
J: Skąd ty się tu wziąłeś?
H: Przyjechałem do ciebie.
J: Wiesz jak mnie nastraszyłeś?
H: Samochodem? Wiem, przepraszam. Nie chciałem.
J: Dlaczego nie powiedziałeś, że przyjechałeś? Postarała bym się być wcześniej.
H: Oj nie ważne. Ślicznie wyglądasz.
J: Dziękuję, ty też całkiem dobrze prezentujesz.- dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Zaśmiałam się pod nosem kiedy zauważyłam, że mamy na sobie praktycznie identyczne swetry.
H: Zabieram cię na randkę, bo jutro muszę wracać do pracy. Idź się przebierz. Tylko szybko.
J: Przed chwilą mi mówiłeś, że ładnie wyglądam.
H: Bo tak jest, ale do restauracji w swetrze nie pójdziesz.
J: A ty?
H: Ja też się przebiorę.
J: No dobrze. Idę, ale daj mi trochę więcej czasu. Muszę wziąć prysznic, po przejażdżce rowerem. Za pół godziny będę gotowa, okej?
H: Okej, leć skarbie.- cmoknęłam chłopaka przelotnie i ruszyłam prawie biegiem do łazienki.

*Nathan*

Stałem za rogiem budynku nie chcąc przerywać zakochanym ich czułości.
H: Możesz już wyjść z ukrycia.- zaśmiał się przyjaźnie, kiedy wychyliłem głowę.
J: Skąd..
H: Zauważyłem cię, kiedy wziąłem Michi na ręce.
J: Nie chciałem wam przeszkadzać.
H: Dzięki. Co tam słychać?
J: Całkiem w porządku. A u ciebie?
H: Też okej.
J: Leć się przebrać, później porozmawiamy.
H: Wyganiasz mnie?
J: Nie! Nie, nie, nie, skąd. Chodziło mi o to, że będziesz miał więcej czasu wtedy i nie będziesz musiał się spieszyć.
H: Dobra, spokojnie.- zaśmiał się, a ja wraz z nim. Nie da się ukryć- mnie też go brakowało. Zaprzyjaźniliśmy się przez ostatni czas. Weszliśmy do domu i chłopak poszedł do swojego pokoju, a ja ruszyłem do Michi, żeby się pożegnać. Zapukałem, ale nikt nie odpowiedział, a drzwi były otwarte. Wszedłem i usiadłem na łóżku, na którym leżały już naszykowane ubrania. Dało się usłyszeć, że Michi właśnie zakręciła wodę. Po kilku minutach drzwi od łazienki otworzyły się na oścież i moim oczom ukazała się dziewczyna w samej bieliźnie.
J: Um.. Przepraszam.. Ja może wyjdę..
Mi: Nate, spokojnie. Przecież nie jestem goła. Jak mnie widzisz w stroju kąpielowym też tak panikujesz?
J: No nie.
Mi: To wyluzuj.- zaśmiała się dźwięcznie i uwolniła włosy od gumki. Delikatne fale opadły na jej ramiona, a lekko zaróżowione policzki dodawały jej uroku. Uśmiechnąłem się na ten widok. Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.
Mi: Nate, siedzisz na moich spodniach.
J: Oj, sorki.
Mi: Nic się nie stało.- puściła do mnie oczko i już chciała zakładać spodnie ale spojrzała na mnie pytająco.- Coś się stało?
J: Nie.. A własnie! Bo ja przyszedłem się pożegnać.
Mi: Idziesz już?
J: A po co mam zostawać, skoro idziecie na randkę? Nie będę wam w domu przesiadywał przecież.
Mi: I dokąd pójdziesz?
J: Do domu.
Mi: Nathan..- kucnęła przede mną i chwyciła mnie za dłonie. Musiałem się hamować, żeby nie patrzeć się jej w dekolt.- Dobrze wiem, że sypiasz w studio..
J: Skąd..- chciałem zadać pytanie, ale nie dane mi było dokończyć.
Mi: Ann mi powiedziała. Ta dziewczyna się o Ciebie martwi. Masz dopiero 16 lat, Nathan, błagam.
J: Przecież nic mi nie jest.
Mi: Jasne, a gdzie się podziało twoje 5 kilo mięśni, które niegdyś miałeś? Jedziesz ostatnimi czasy na durnych pustych przekąskach, które ci szkodzą. Kiedy ostatnio jadłeś normalny obiad?- nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Miałem łzy w oczach. Michelle znała mnie jak ktokolwiek inny. Lepiej niż moja własna siostra.- Wiem, że Lou przesyła ci pieniądze, ale wiem też, że zamiast pieniędzy od studio dostałeś pokój, w którym śpisz. Nie chciałam na ciebie naciskać, ale widzę, że nie mam innego wyjścia. Jutro pojedziemy do domu i studio po wszystkie twoje rzeczy i od jutra mieszkasz u mnie. Jasne?
J: Jak słońce.
Mi: Cieszę się, że ten jeden raz się nie upierasz przy swoim. A teraz głęboki oddech, mocny uścisk i głowa do góry. Zielony pokój jest wolny i wysprzątany, tam możesz spać.- wziąłem głęboki oddech, podniosłem się na równe nogi i pomogłem wstać Michi. Mocno przytuliłem jej ciepłe ciało do swojego i pocałowałem ją w czoło.
J: Pomóc ci w czymś?
Mi: Dzięki skarbie, dam sobie radę. Idź lepiej zrób sobie coś ciepłego do jedzenia.- kiwnąłem głową i delikatnie się uśmiechnąłem, a wychodząc z pokoju minąłem się z Harrym. Chłopak żartobliwie pogroził mi palcem i cicho się zaśmiał. Poszedłem do kuchni i w piekarniku znalazłem wczorajszą lazanię. Pachniała wspaniale i dobrze wyglądała, więc nie musiałem się wysilać w sprawie obiadu.

*Harry*

To jak tęskniłem za swoją dziewczyną było czyś nie do pojęcia, a nie widzieliśmy się zaledwie tydzień. Nie widziała jak wszedłem do jej pokoju i kiedy przytuliłem ją od tyłu lekko podskoczyła.
Mi: Hazz, chcesz żebym miała zawał?- klepnęła mnie delikatnie w ramię.- Nie śmiej się tylko mnie puść. Chcę się ubrać.
J: No już, już. Bez nerwów kochanie.
Mi: Może być?- pokazała palcem na ubrania leżące na łóżku.
J: Jak najbardziej. W dodatku pasujesz do mojej koszuli.- zaśmiałem się, bo miałem na sobie blado różową koszulę, czarne spodnie i czarną marynarkę. Michi też się zaśmiała i zapięła guzik od spodni.
J: Lubię jak nosisz takie biustonosze.
Mi: Słucham?!- spojrzała na mnie zdezorientowana.
J: No takie bez ramiączek.
Mi: Dlaczego?
J: Podobasz mi się w takich po prostu.
Mi: A jak mam ramiączka, to już ci się nie podobam?- oparła dłonie o biodra i spojrzała na mnie dając mi znać, żebym przemyślał to, co powiem.
J: Zawsze mi się podobasz. Nawet wtedy, kiedy wyglądasz jak wywłoka.- wysłałem jej buziaka w powietrzu i cudem uniknąłem poduszki lecącej wprost na moją twarz. Spojrzałem na dziewczynę nie kryjąc zdziwienia i po sekundzie oboje zaczęliśmy się głośno śmiać.
J: Dobra, ubieraj się.- cmoknąłem ją w policzek i poszedłem do kuchni, żeby napić się wody. Spotkałem tam Nathana, który zajadał się lazanią.
J: Smacznego.- chłopak tylko kiwnął głową i wziął kolejny spory kęs do buzi. Wyglądał jakby nie jadł nic od tygodnia.- Nate, nie śpiesz się tak. Będziesz miał czkawkę i brzuch cię rozboli, chłopie. Powolutku.- chłopak uśmiechnął się zawstydzony i zaczął wolniej przeżuwać.- Kiedy następna sesja?
N: Pojutrze.- powiedział z pełną buzią.
J: Dla kogo tym razem?
N: Szczerze?- przełknął lazanię i kontynuował.- Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że jakieś ciuchy, ale dla kogo to mi nawet nie powiedzieli.
J: No okej. Lubisz to?
N: Modeling?
J: Tak.
N: To moja praca. Bez niej wylądował bym na ulicy.
J: Wiem, rozumiem, ale lubisz to, co robisz?- chłopak zamyślił się na dłuższą chwilę.
N: Tak. Jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby ktoś był dla mnie jakoś bardzo surowy, albo chamski. Wystarczy, że dobrze wyglądam i stanę przed obiektywem. Znaczy, wiesz, nie chodzi o to, że płacą mi za to, że stoję i ładnie wyglądam, ale o tą atmosferę. Poznaję nowych ludzi, każdy jest dla każdego miły i nawet jeśli nie możemy się dogadać od razu załatwia się wszystko na spokojnie. Często dostosowują się do mojego planu dnia, więc nie muszę opuszczać szkoły, mam wolne weekendy i czas na naukę do egzaminów. Gdybym chciał pracować w kawiarni musiał bym się dostosować do pracodawcy.- w tym momencie do kuchni weszła gotowa do wyjścia Michelle.
Mi: Gotowy?- spytała mnie i uśmiechnęła się delikatnie.
J: Jak nigdy. Dokończymy kiedy indziej. Trzymaj się Nate.- puściłem oczko do przyjaciela i przybiliśmy tak zwanego żółwika.
Mi: Zielony pokój jest twój, pamiętasz?
N: Tak, pamiętam. Dziękuję.- uśmiechnął się i pomachał nam dłonią na do widzenia. Michi ruszyła przodem i już po chwili siedzieliśmy w moim aucie będąc w drodze do restauracji.
Mi: Dokąd dokładnie jedziemy?
J: Niespodzianka.
Mi: Dużo ich jeszcze dzisiaj będzie?
J: A ile ich już było?
Mi: No.. Z dwie..
J: Kurde, a myślałem, że będę pierwszy.
Mi: Nathan cię wyprzedził.
J: Szkoda.- resztę drogi spędziliśmy w dziwnej, trochę krępującej ciszy. Czułem, jak Michi od czasu do czasu mi się przygląda, ale nic nie powiedziałem. Wyglądała tak, jakby coś ją dręczyło, jednak nie chciałem naciskać. Dotarliśmy na miejsce i szczerze powiedziawszy byłem zaskoczony ilością samochodów na parkingu. Spodziewałem się, że będzie ich zdecydowanie więcej, bo to dosyć dobra knajpka. Wysiadłem z samochodu i otworzyłam drzwi dziewczynie. Pomogłem jej wysiąść i złapałem ją za rękę.
J: Wszystko okej?- spojrzałem jej w oczy, w których było widać pewną niezgodność.
Mi: Tak. Idziemy? Jestem trochę głodna.- uśmiechnęła się blado i pewnym krokiem ruszyła w kierunku wejścia. Otworzyłem przed nią drzwi i usłyszałem dźwięk fleszy. Zakląłem pod nosem, ale nic nie powiedziałem.
Mi: Harry..- w jej głosie było coś niepokojącego.
J: Tak?- spojrzałem na nią.
Mi: Czy to jest..?- wskazała dyskretnie palcem na kobietę siedzącą na scenie. Przyjrzałem jej się przez krótką chwilę i już wiedziałem, o co chodzi Michelle. W restauracji odbywał się koncert Adele. Uśmiechnąłem się do dziewczyny i widząc iskierki w jej oczach modliłem się w myśli, żeby rezerwacja była aktualna.
Kelnerka: O mój boże..- powiedziała tak, jakby miała zaraz zemdleć, a minę miała taką jakby ducha zobaczyła.
Mi: Wszystko w porządku?- spytała zaniepokojona, a kelnerka od razu się otrząsnęła i wzięła głęboki oddech.
K: Tak, tak. W czym mogę pomóc?
J: Mieliśmy rezerwację na dzisiejszy wieczór, na godzinę szóstą, na nazwisko..
K: Styles, oczywiście.- dokończyła za mnie i zatopiła wzrok w karcie rezerwacji.- Zgadza się. Stolik dla dwojga z dala od ciekawskich gapiów. Proszę za mną.- uśmiechnęła się i biorąc pod pachę dwa menu ruszyła w głąb sali. Mijaliśmy kolejne pary i grupy, aż w końcu dotarliśmy do stolika, który był usytuowany niżej niż reszta. Odsunąłem krzesło dla Michi i sam usiadłem na przeciwko. Kelnerka podała nam karty i z uśmiechem oddaliła się na kilka metrów. W ciszy czytaliśmy karty, wsłuchując się w głos piosenkarki. Widziałem jak Michi nuci pod nosem słowa piosenki i uśmiechnąłem się na ten widok. Adele była jej królową, a Ed Sheeran był królem. Oddała by wszystko, żeby znaleźć się na ich koncertach i teraz przypadkiem udało mi się spełnić jej marzenie.
J: Wybrałaś już?- spytałem po kilku minutach.
Mi: Tak, a ty?
J: Też. Co bierzesz?
Mi: Piątkę i wodę mineralną.
J: Nie chcesz wina?
Mi: Nie, dziękuję. A ty, co bierzesz?
J: Też piątkę.. Jakiś deser?
Mi: Szarlotkę na zimno i herbatę.
J: Okej. To zamawiamy?- dziewczyna kiwnęła głową z bladym uśmiechem, a ja zawołałem kelnerkę. Kiedy zostaliśmy sami spojrzałem na Michi. Była zamyślona i jakby nieobecna.
J: Michi..- nawet nie zareagowała.- Michelle- powiedziałem trochę głośniej i dziewczyna przerzuciła na mnie swój wzrok.- Co się dzieje? Jesteś jakaś nieobecna. Martwię się o ciebie.
Mi: Wszystko w porządku.
J: Nie oszukasz mnie, wiesz przecież. Za długo cię znam.
Mi: To nie istotne.
J: Owszem, istotne.. Chodzi o Josha, prawda?- blondynka kiwnęła nieznacznie głową i z powrotem skierowała spojrzenie  na świecę stojącą na stole.- Pogorszyło mu się?
Mi: Nie, nie o to chodzi..
J: A o co?
Mi: O to, że on mnie do siebie nie dopuszcza.. Odtrąca mnie jako przyjaciółkę, a to strasznie boli.
J: Co dokładnie masz na myśli?
Mi: Dzisiaj na przykład spytałam po prostu, co chce do picia, a on zaczął na mnie warczeć. Wiem, że jest mu ciężko w nowej sytuacji, ale dlaczego wyżywa się na mnie? Kiedy Martin chce mu pomóc, nie ma nic przeciwko, a kiedy ja pytam czy czegoś nie potrzebuje od razu się wkurza i ma do mnie pretensje. I nie mów mi, że muszę go zrozumieć, bo tego nie zrobię. Tego się nie da zrozumieć. Mam w dupie jego pieprzony honor. Jestem jego przyjaciółką, powinien kurwa zaakceptować poją pomoc i być mi wdzięczny, a nie się kurwa wkurzać za każdym razem kiedy coś dla niego robię.- wzięła głęboki oddech i spojrzała na scenę. Miała szklanki w oczach i widać było, że naprawdę rani ją zachowanie przyjaciela. Nie mogłem patrzeć na to jak cierpi.
J: Skarbie, nie myśl teraz o tym, proszę.- chwyciłem ją za dłoń i delikatnie uścisnąłem.- Cieszmy się teraz tym, że jesteśmy tutaj razem, na koncercie Adele, z dala od problemów..
Mi: Dlaczego właściwie przyjechałeś?- to pytanie zbiło mnie z tropu.
J: Michelle, teraz ty będziesz się wyżywała na mnie?- puściłem jej dłoń i oparłem się o krzesło.
Mi: Nie, po prostu zadałam pytanie. Dlaczego od razu stwierdziłeś, że będę się wyżywać?- zdenerwowanie w niej rosło.
J: Przepraszam..- między nami zapadła głucha cisza trwająca kilka minut.

*Josh*

J: Martin!- zawołałem przyjaciela, który był na dole. Przyszedł do mojego pokoju po niecałej minucie i spojrzał na mnie z troską.
Ma: No co tam? Przynieść ci coś?
J: Nie, dzięki.
Ma: Ale..?- spytał przeciągając samogłoskę.
J: Michi tu przyjdzie?
Ma: Wątpię.
J: Mógłbyś do niej napisać?
Ma: Już pisałem.. Harry przyjechał i pojechali na kolację.- spuściłem głowę i wpatrywałem się teraz w swoje palce. Już od ponad godziny siedziałem w tej samej pozycji na łóżku.- Stary, wiem, że ci zależy na mojej siostrze. Uwierz mi, ona cię kocha, ale postaw się na jej miejscu.
J: Tak, wiem! Jestem śmiertelnie chory, nic dziwnego, że wybrała jego! Nie musisz mi tego wypominać.
Ma: Zamknij się !- wrzasnął na mnie, a nigdy tego nie robił i trzasnął drzwiami. Spojrzałem na niego zdziwiony i aż zamarłem. Był wściekły jak nigdy wcześniej. Po raz pierwszy się go bałem.
Ma: Nie masz prawa nawet tak myśleć o Michi! Nie zapominaj, że to twoja najlepsza przyjaciółka kretynie! Nie pamiętasz ile razy już ci ratowała tyłek?! Pomyśl kurwa trochę! Wiesz ile nocy przepłakała przez to, że z wami koniec?! Wiesz ile razy biegłem do niej w nocy, bo krzyczała przez sen?! Czy zdajesz sobie sprawę z tego jak jej było ciężko?! Nie masz zielonego pojęcia! Wiesz jak ją zabolało to, że dowiedziała się jako ostatnia o twojej chorobie?! Okłamywałeś osobę, która powinna dowiedzieć się o wszystkim jako pierwsza! Zamiast powiedzieć prawdę, wolałeś udawać, że wszystko jest okej! Gdybyś jej powiedział od razu wszystko potoczyło by się inaczej! Jesteś samolubnym kretynem i nikim więcej Josh! Dzisiaj też już przesadziłeś! Następnym razem zastanów się kurwa nie dwa, nie trzy ale dziesięć razy zanim coś powiesz!- złapał za klamkę i otworzył drzwi z rozmachem.
J: Martin..
Ma: Nie kurwa! Nie ma żadnego Martina! Teraz radź sobie sam!- otarł ręką policzek po którym spływały łzy i trzasnął drzwiami. Poczułem jak moje policzki płoną a ścieżki wytyczane na nich przez łzy piekielnie szczypały. Położyłem się na brzuchu, schowałem twarz w poduszki i z mojego gardła wydobył się niemiłosierny szloch. Martin zachował się w stosunku do mnie dokładnie tak samo, jak ja zachowywałem się przez ostatni tydzień w stosunku do Michelle. Było mi wstyd za samego siebie. Zachowywałem się jak ostatni kretyn i dopiero teraz sobie to uświadomiłem. Spieprzyłem wszystko..

*Michelle*

J: Odpowiesz mi w końcu?- spytałam po dziesięciu minutach ciszy.
H: Stęskniłem się.- powiedział ze skruchą.
J: A inni nie? Dlaczego w takim razie Liam nie przyjechał do Danielle?
H: Będziesz tak drążyła?
J: Tak. Będę drążyła, póki nie powiesz mi prawdy.
H: Kazali mi. Okej? Po prostu kazali mi przyjechać. To chciałaś usłyszeć?
J: Jeśli to prawda, to tak.- powiedziałam, po mimo tego, że zabolało. Zobaczyłam idącą w naszym kierunku kelnerkę. Uśmiechnęłam się i podziękowałam za przyniesione danie, a Harry zrobił to samo. Zabraliśmy się za jedzenie i już nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Kiedy czekaliśmy na deser z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej idolki. Spojrzałam na Adele, która patrzyła prosto w moje oczy.
A: Na widowni widzę dwójkę naprawdę zdolnych, młodych ludzi i tak sobie myślę, że chyba fajnie było by, gdyby dla nas zaśpiewali. Michelle i Harry. Mam nadzieję, że jesteście już najedzeni i nie będzie wam burczało w brzuchach podczas występu.- razem z Harrym w jednym momencie pokręciliśmy głowami przecząco, gestem ręki dając znać, żeby piosenkarka kontynuowała. W tym momencie kilku fotografów wypatrzyło nas w tłumie i zaczęli robić zdjęcia.
A: No kochani, nie dajcie się prosić.- powiedziała i zaśmiała się wesoło.
H: Dobra, chodź. I tak już nas widzieli. Jak znam życie, to było zaplanowane.- mówił cały czas się uśmiechając i podając mi rękę. Weszliśmy na scenę i na sali rozległy się oklaski. Ukłoniliśmy się delikatnie i przywitaliśmy z moją mentorką.
A: Adele, miło mi poznać.- powiedziała stanowczo ściskając moją dłoń.
J: Michelle, to dla mnie zaszczyt.
H: Harry, miło mi.
A: Co zaśpiewacie?
J: Dzisiaj tylko Harry będzie śpiewał, ja mam problemy z gardłem.
H: Ale chórki pociągniesz bez problemów.- w tym momencie miałam ochotę go rozszarpać na strzępy jednak na mojej twarzy nadal widniał uśmiech.
J: Postaram się.
A: To co zagracie?
J: Naszą piosenkę. Nikt jej dotąd nie słyszał, ale mamy nadzieję, że się spodoba.
A: Jakieś instrumenty są wam potrzebne?
J: Tylko fortepian, ale widzę, że jest gotowe, więc dziękujemy.
A: Moi mili.- zaczęła mówić do mikrofonu- Przed wami Michelle Carter i Harry Styles.- na sali ponownie rozległy się oklaski. Harry usiadł na wysokim stołku, który stał na środku sceny i chwycił w dłoń mikrofon, a ja zasiadłam przy fortepianie i ustawiłam mikrofon odpowiednio do siebie. Zagrałam kilka akordów i spojrzałam na chłopaka. Kiwnął porozumiewawczo głową, dając mi znak, że mogę zaczynać. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam grać.

(KLIK)

Now you were standing there right in front of me
I hold on, it's getting harder to breath
All of a sudden these lights are blinding me
I never noticed how bright they would be 

I saw in the corner there is a photograph
No doubt in my mind it's a picture of you
It lies there alone on its bed of broken glass
This bed was never made for two

I'll keep my eyes wide open
I'll keep my arms wide open

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

I promise one day that I'll bring you back a star
I caught one and it burned a hole in my hand oh
Seems like these days I watch you from afar
Just trying to make you understand
I'll keep my eyes wide open yeah

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone
Don't let me
Don't let me go

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of sleeping alone


Gromkie brawa nastąpiły po chwili zupełnej ciszy, która miała miejsce przez cały nasz występ. Wstałam i podeszłam do Harry'ego, który złapał mnie za rękę i delikatnie ją ściskając ukłonił się razem ze mną. Nadal jednak byłam na niego zła. Doskonale wiedział, że nienawidzę kiedy ktoś mnie okłamuje. 
Adele nam podziękowała, zamieniła z nami jeszcze kilka słów i wróciliśmy do swojego stolika, na którym czekał już deser. W chwili, w której zapłaciliśmy za rachunek, koncert dobiegł końca, więc opuściliśmy lokal. Zanim wsiedliśmy do auta zrobiona nam mnóstwo zdjęć, ale jakoś żadne z nas nie miało już dłużej siły udawać, że świetnie się bawimy. Wyjęłam z torebki telefon i wybrałam numer Martina.
Ma: Tak?- powiedział zachrypniętym głosem.
J: Coś się stało?- spytałam zaniepokojona na co mój brat odchrząknął.
Ma: Nie, wszystko okej. Co tam?
J: My już wracamy, więc podjadę do was po kluczyki od brami, bo Nate już pewnie śpi.
Ma: Em.. Nie śpi. I nie musicie jechać do Josha.
J: Jak to?
Ma: Jestem w domu. Jak będziecie na rogu, to daj mi sygnał.- w tym momencie się rozłączył chcąc uniknąć moich dalszych pytań. Cisnęłam telefonem w torebkę i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. Wkurza mnie to jak traktują mnie najbliżsi mojemu sercu faceci. Uwzięli się na mnie czy jak? 
H: Coś się stało?
J: Nie. Jedź prosto do domu.- chłopak nawet na mnie nie spojrzał, chociaż kątem oka dostrzegłam jak kiwnął głową. W ciągu kilku minut znaleźliśmy się już w garażu i od razu wysiadłam z auta. Przeszłam przez kuchnię do przedpokoju, tam zdjęłam buty, które włożyłam do garderoby i weszłam do salonu, gdzie świeciło się światło. To, co zobaczyłam totalnie mnie zaskoczyło.



_________________________________________________________

Kochani wybaczcie (chociaż to, co robię jest niewybaczalne). Uwierzcie mi, że gdybym tylko miała czas, rozdziały pojawiały by się zapewne o wiele wiele częściej, ale niestety jest jak jest. Szkoła daje w kość i nie wyrabiam z nauką, więc sami rozumiecie. 

Wracam do was po dłuuugiej przerwie z nowym rozdziałem. Tradycyjnie mi się on nie podoba, ale ostateczną ocenę pozostawiam wam. 

Następny rozdział pojawi się nie mam zielonego pojęcia kiedy, ale to, ile komentarzy pozostawicie pod tą notką również zadecyduje o następnej. Czekam na sugestie z waszej strony, ponieważ kończą mi się pomysły, a głupio byłoby mi to teraz zakończyć.

Chcę zobaczyć minimum 10 komentarzy ; )

Jeszcze raz przepraszam i proszę o wybaczenie. 

Pozdrawiam 
Ola : )