27 września 2014

Rozdział 25- Wygląda na to, że zaczynam wariować..

*Harry*

Wchodząc do pomieszczenia zobaczyłem moją dziewczynę siedzącą z podkurczonymi nogami, na których opierała notatnik a w ręku trzymała ołówek. Chyba nawet nie zauważyła, że wszedłem. Przyglądała się dziewczynie, która leżała na przeciwko niej, więc też na nią spojrzałem. Były do siebie podobne z wyglądu i zainteresowań a gdybym poznał tą dziewczynę zapewne charakterem też przypominała by Michelle. Podszedłem do łózka Michi i usiadłem na stołku.
J: Co rysujesz?- spytałem nieśmiało nie próbując zaglądać do notesu bo często kończyło się to oberwaniem po głowie. Dziewczyna ku mojemu zaskoczeniu odwróciła szkicownik i pokazała mi swoje niedokończone dzieło, które przedstawiało jej "współlokatorkę". Na rysunku również spała, ale nie leżała w szpitalnym łóżku, a na chmurze z której aż biło ciepło. Z pleców wyrastały jej duże silne skrzydła, a z jej twarzy bił spokój i błogostan. To jak Michelle potrafiła oddać emocje i różne detale nadające rysunkom życia było niesamowite. Zawsze patrząc na jej prace miało się wrażenie, że można wszystkiego dotknąć i poczuć fakturę każdego drobiazgu. Tak samo było w tym przypadku. Zdawało się, że skrzydła zaraz się poruszą, że klatka piersiowa się uniesie i opadnie pokazując, że dziewczyna oddycha, a włosy zaraz zostaną rozwiane przed delikatny wiatr.
Kiedy chciała cofnąć rękę z notatnika wypadło kilka kartek. Kątem oka zauważyłem, że dziewczynie gwałtownie uniosła się klatka piersiowa, która zaraz potem zamarła, tak jakby Michi wstrzymała oddech czegoś się bojąc. Powoli spojrzałem na kartki leżące na podłodze i ostrożne zebrałem je z podłogi. Nie chciałem im się przyglądać, bo wiem, że Michelle tego nie lubi. Podałem jej prace i uśmiechnąłem się nieśmiało. Po raz kolejny mnie zaskakując nie schowała ich z powrotem do notatnika, tylko zaczęła je powoli przeglądać. Nie wiedziałem gdzie podziać wzrok.
Mi: Chcesz zobaczyć?- spytała nadal na mnie nie patrząc.
J: Mogę?- spytałem niepewnie, ale w głębi duszy już nie mogłem się doczekać tego, co zobaczę. Dziewczyna skinęła twierdząco głową i trochę się odchyliła w moją stronę. Ołówek wetknęła w koka jak to miała w zwyczaju i pokazał mi pierwszą pracę. Narysowała Niallera z gitarą. Nie wiem jak ona to robi, że nie patrząc na konkretną postać potrafi odzwierciedlić tak wiele szczegółów. Każdy palec, włosy i zagniecenie na koszulce, wszystko było idealne. Na następnej kartce widniała postać Liama. Tradycyjnie w koszuli w kratę i bałaganie na głowie. Nie pominęła nawet znamienia na szyi. Następny był Zayn z idealną jak zawsze fryzurą i perfekcyjną twarzą, na której czaił się uśmiech, ale oczy były smutne. Po Maliku był Louis siedzący przy fortepianie, na którym stała filiżanka herbaty. Kiedy przełożyła kartkę pod spód moim oczom ukazałem się ja. Siedziałem na łóżku w swoim pokoju i patrzyłem w ramkę ze zdjęciem. Dokładnie wiedziałem, o które zdjęcie chodzi, bo ramka wyglądała prawie jak wklejona. Na twarzy miałem smutny uśmiech i ledwo widoczne dołeczki. Loki wyglądały tak jak w prawdziwym życiu. Spojrzałem teraz na twarz dziewczyny, która miała smutek wypisany na twarzy. Chwyciłem ją za prawą dłoń i ścisnąłem ją delikatnie.
J: Przepraszam. Nie chciałem się z tobą wczoraj kłócić. Jest mi głupio i czuję się podle. Na prawdę chciałem przyjechać wcześniej, ale mi nie pozwalali, a kiedy już mi pozwolili, to okazało się, że wszystko jest ustawione. Nie wiedziałem nawet, że będzie koncert w tej restauracji. Dostałem po prostu informację, że mamy tam rezerwację i mamy się tam zjawić. Byłem głupi nic nie podejrzewając. Jestem na siebie wściekły i..
Mi: Harry..- przerwała mi i spojrzałem jej w oczy, które bacznie przyglądały się mojej twarzy.- Co ci się stało?- musnęła opuszkami palców mój policzek co niestety i tak zabolało. Musiałem wymyślić coś na biegu, żeby nie oczerniać Nathana.
J: Próbowałem otworzyć pudełko z ciastkami a część pokrywki się odłamała i niefortunnie uderzyłem się w twarz. Nigdy nie sądziłem, że tyle siły potrzeba do otworzenia ciastek.
Mi: Tak, a on ci pomagał i złamał sobie rękę?- przerzuciła spojrzenie za mnie i nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, kto tam stoi.
N: Ja zacząłem, on mi tylko oddał.- powiedział podchodząc do nas i usiadł na brzegu łóżka. Michi schowała swoje rysunki i położyła je na szafce.
Mi: Powaliło cię Nate? Dlaczego mu zrobiłeś krzywdę? Co ci do głowy strzeliło w ogóle?- mówiła do niego przez zaciśnięte zęby nie chcąc obudzić śpiącej dziewczyny. Zakryła twarz dłońmi i widać było, że stara się głęboko oddychać.- Wyjdź.
J: Kto?
Mi: Obaj. Chcę zostać sama.
N: Michi.
Mi: Nie. Wyjdźcie stąd obaj. Natychmiast. Zaraz wezwę pielęgniarkę.- powiedziała ostrym tonem i spojrzała w okno. Zmierzyłem chłopaka chłodnym spojrzeniem, wstałem i wyszedłem z sali. Usłyszałem za sobą krzyk Michi, który kazał się wynosić Natahanowi i szelest kartek. Pewnie rzuciła notatnikiem. Po sekundzie Nate znalazł się obok mnie i uśmiechnął się przepraszająco do Martina.
Ma: Josh, obawiam się, że dzisiaj nie jest dobry dzień na odwiedziny. Przyjdź jutro.- sięgnął do kieszeni po dzwoniący telefon, przewrócił oczami i ruszył do siostry.
J: Chodźcie. Odwiozę cię Josh.- ruszyliśmy do auta w grobowej ciszy.

*Martin*

Wszedłem do sali i ostrożnie omijając porozrzucane kartki podszedłem do siostry i mocno ją przytuliłem siadając na łóżku. Dziewczyna wtuliła się we mnie jak wtedy kiedy była mała i miała koszmary w nocy. Czułem, że płacze po mimo tego, że nie szlochała ani nie pociągała nosem.
J: Hej, będzie dobrze, zobaczysz.- siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy i kiedy spojrzałem na jej twarz uśmiechnąłem się dodając dziewczynie otuchy. Rozejrzałem się po sali i wróciłem spojrzeniem na siostrę.- Pozbierać ci to?
Mi: Nie, dzięki. Sama to zaraz zrobię.- powiedziała ocierając policzek z ostatnich łez.
J: Przyjdę do ciebie jutro zaraz po treningu, dobrze? Załatwię ci usprawiedliwienie i wszystkie rzeczy związane ze szkołą. Jeśli będziesz czegoś potrzebować to napisz i wszystko przywiozę, dobrze?
Mi: Tak, dziękuję.- patrzyłem na siostrę i nie chciałem jej zostawiać. Najchętniej zostałbym tu na całą noc. Michi chyba dostrzegła moje wahanie, bo uśmiechnęła się delikatnie i ścisnęła moją dłoń.- Czy to nie ty przed chwilą mówiłeś mi, że wszystko będzie dobrze?- uśmiechnąłem się i pocałowałem dziewczynę w czoło na odchodne.
J: Ale gdyby coś..
Mi: Tak, będę dzwonić. Idź już.- odparła żartobliwym tonem.
J: Kocham cię.
Mi: Je ciebie też.

*Michelle*

Kiedy mój brat zamknął za sobą drzwi podniosłam się z łóżka i zaczęłam zbierać najdalej rozrzucone kartki. W pewnym momencie podniosłam wzrok i zobaczyłam, że dziewczyna, która wcześniej spała teraz mi pomaga. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco i z wdzięcznością. Chyba po raz pierwszy nie przeszkadzało mi to, że ktoś obcy patrzy na moje rysunki.
-Jestem Nelly- uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie dłoń, którą uścisnęłam.
J: Michelle, miło mi- odwzajemniłam uśmiech i dalej zbierałam kartki.
N: Michi to moje drugie imię.
J: Moje drugie to Nelly.- zaśmiałyśmy się obie i zebrałyśmy ostatnie rysunki i dziewczyna mi je podała. Wróciłam do swojego łóżka i zaczęłam układać prace zgodnie z moim porządkiem- najpierw martwa natura, potem pomieszczenia, krajobrazy i ludzie zaczynając od postaci przedstawionych w dalszym planie, kończąc na portretach.
N: Mogę cię o coś spytać? Nie musisz odpowiadać i nie chcę, żebyś pomyślała, że jestem wścibska, ale ciekawość robi swoje.
J: Jasne, pytaj.- uśmiechnęłam się do niej i czekałam na pytanie.
N: To był twój prawdziwy chłopak?
J: Nie.- zaśmiałam się cicho i uśmiechając się odłożyłam notatnik na szafkę.
N: Ale..- wskazała ręką na drzwi mając za pewne na myśli wyznanie miłosne, które miało tam przed chwilą miejsce.
J: To mój brat.
N: Aa.. No chyba, że tak. Czyli Harry i ty jesteście, no wiesz, prawdziwi?
J: Jak najbardziej.
N: I to prawda, że znacie się już od dawna?
J: Tak, nasi rodzice znali się od kołyski.
N: To trochę tak, jakbyście byli rodziną.
J: Trochę tak.- spuściłam głowę bo nie potrafiłam się dalej uśmiechać.
N: Mieszkasz sama?
J: Z bratem i przyjacielem, który się niedawno do nas wprowadził.
N: Wasz dom jest ogromny.
J: Tak, wiem. Mama taki chciała, a raczej taki potrzebowała.
N: To rodzice z wami nie mieszkają?
J: Nie.
N: Dlaczego?
J: Tata nie żyje, a mama jest w więzieniu..- powiedziałam bez emocji i poczułam chęć wyjrzenia przez okno.
N: Ja.. Przepraszam, nie wiedziałam..
J: Nie mogłaś wiedzieć.- wstałam z łóżka i podeszłam do witryny, przez którą widać było miasto powoli pogrążające się w ciemności.
N: Nie powinnam cię tak o wszystko wypytywać. Przepraszam, nie pomyślałam.
J: Każdy popełnia błędy.- spojrzałam na dziewczynę i gestem dłoni poprosiłam, żeby podeszła. Na początku się zawahała, ale kiedy stanęła obok mnie uśmiechnęła się delikatnie.
J: Teraz ja mogę zadać ci kilka pytań?
N: Tak, jestem ci to w zasadzie winna.- skinęłam głową i wzrokiem powróciłam do okna.
J: Jak długo tu jesteś?
N: Od wczoraj wieczorem. Wstrząśnienie mózgu z niewiadomego powodu.- spojrzałam na nią zaskoczona i nie wiedziałam co powiedzieć.
N: Powiedziałam coś nie tak?- dziewczyna się speszyła nie wiedząc o co mi chodzi.
J: N-nie.. Po prostu.. Mamy ze sobą strasznie dużo wspólnego. Wyglądamy prawie tak samo, trafiłyśmy do szpitala z tego samego powodu i mamy nawet te same imiona tyle że w innej kolejności. A z tego co widzę nasze zainteresowania też się wiele od siebie nie różnią.- wskazałam palcem na jej szafkę a potem na swoją i dziewczyna pojęła o co mi chodzi.- Czy ja już do reszty wariuję?- spytałam sama siebie i oparłam się o okno. W dole coś błysnęło więc skierowałam tam swoje spojrzenie i ciągnąc Nelly za rękę szybko odsunęłam się od okna.
J: Musimy zasłonić rolety, fotoreporterzy są na dole. Skąd oni do jasnej cholery wiedzieli, że jestem w szpitalu? Nigdzie już kurwa nie można iść bez nich, no ja pierdole.
N: Michi, spokojnie.- dziewczyna podeszła do okna tak, żeby jej nie było widać i zasunęła zasłony.
J: Przepraszam, ale po prostu.. To jest strasznie męczące. Gdzie nie pójdziesz tam leci za tobą facet z aparatem i czeka na twoje najmniejsze potknięcie w momencie w którym nawet nie jesteś sławna.. To mnie już wykańcza. Usiadłam na brzegu swojego łóżka i schowałam twarz w dłonie. Nelly przysiadła się do mnie i oparła głowę o moje ramię. W sali panował półmrok i jedyne światło, które do niej docierało pochodziło z korytarza. Siedziałyśmy przez kilka minut w zupełnej ciszy, którą przerwał odgłos otwieranych drzwi. Obie odwróciłyśmy się powoli i nie ukrywam, że bardzo się zdziwiłam kiedy zobaczyłam Chrisa. Nie widziałam go chyba od moich urodzin. Nawet nie pamiętam..
J: Chris?- Chłopak też był zdezorientowany i włączył światło, żeby lepiej nas zobaczyć. Wstałam z łóżka i bez namysłu podbiegłam do chłopaka wtulając się w niego mocno. Mimo wszystko tęskniłam za nim. Wciąż pachniał tak samo. Ucieszyłam się kiedy odwzajemnił uścisk i wtulił twarz w moje ramię.
Ch: Co ty tu robisz? Nic ci nie jest?- spytał odsuwając się ode mnie delikatnie i przyglądając mi się uważnie.
N: Wy się znacie?- oboje spojrzeliśmy na dziewczynę, która stała przy moim łóżku.
J: A to wy się znacie?- spytałam będąc jeszcze bardziej zdziwiona niż przed chwilą. Odsunęłam się od chłopaka i spoglądałam to na Nelly to na Chrisa.
N: To ona prawda?- czułam się jak idiotka stojąc i patrząc się na nich nic nie rozumiejąc.- To ona była twoją dziewczyną, tak czy nie?
Ch: Nelly, uspokój się.
N: Teraz nazywasz mnie moim imieniem?!
J: Ja was zostawię.
N: Nie!
J: A jednak.- zgarnęłam ze swojej szafki odtwarzacz muzyki i wkładając słuchawki do uszu wyszłam na korytarz. Cieszyłam się teraz, że Harry przywiózł mi moją ulubioną piżamę. Zdążyłam się w nią przebrać i zamiast w koszuli z dziurą na dupie maszerowałam w krótkich szarych spodenkach i błękitnej bluzce na krótki rękaw z naszytym szarym sercem. Na stopach miałam zwykłe szare tenisówki, w których zawsze się wygodnie chodziło. Pomacałam kieszenie i znalazłam drobne, które starczyły by mi na coś do jedzenia. Ruszyłam do bufetu i kupiłam sobie zapiekankę. Miałam szczęście, bo kobieta już miała zamykać. Usiadłam przy jednym ze stolików i powoli pochłaniałam gorącą kanapkę. Nawet nie zwracałam uwagi na to jaka muzyka rozbrzmiewa w moich uszach dopóki ktoś bezczelnie nie wyrwał mi jednej słuchawki. Obróciłam gwałtownie głowę będąc gotowa do poinformowania winowajcy o czymś takim jak kultura, kiedy moim oczom ukazał się Marc, kuzyn Anny.
J: Hej.- powiedziałam i wesoło się uśmiechnęłam wyjmując drugą słuchawkę z ucha.
M: Dlaczego nie dziwi mnie to, że spotykamy się tutaj a nie na jakiejś imprezie, co?
J: Przepraszam.- uśmiechnęłam się krzywo.- Tyle się wtedy działo w moim życiu, że zupełnie zapomniałam o naszym spotkaniu.
M: Spokojnie, nic się nie stało. Wytłumacz mi tylko dlaczego cię tu widzę.- wzięłam spory kęs zapiekanki i wzruszyłam ramionami.- Dobrze, poczekam aż zjesz i wtedy porozmawiamy, okej?- pokiwałam twierdząco głową i delikatnie się uśmiechnęłam przełykając jedzenie. Kiedy zjadłam, zgniotłam papierek i wyrzuciłam go do kosza.
M: Rzut za trzy punkty. Brawo dla pani.- powiedział naśladując ton komentatorów sportowych i oboje się zaśmialiśmy.- No to opowiadaj, co cię tu sprowadziło.
J: Wczoraj wieczorem byłam strasznie zdenerwowana, ale nie pamiętam połowy zdarzeń. Miałam wstrząs mózgu i nawet nie wiem dlaczego. W sumie nikt nie wie. Mówią, że pewnie się w coś uderzyłam, ale nie mam nawet najmniejszego siniaka. Nie wiem co się ze mną dzieje.
M: Mam rozumieć, że zostajesz tu na kilka dni?
J: Na to wygląda. I od razu mówię, że mi się to nie podoba. Bo co dzisiaj jest? Sobota?
M: Niedziela.
J: Serio? No nic.. Jutro powinnam wrócić do szkoły i nie martwić się tym czy przypadkiem znowu nie dostanę napadu szału albo wstrząśnienia mózgu. To męczące..
M: Rozumiem.. Jeśli mogę spytać.. Dlaczego byłaś wczoraj zdenerwowana?
J: Rano pojechaliśmy po Josha odebrać go ze szpitala.. On oczywiście zgrywa wielkiego bohatera i nie chce, żebym mu pomagała i wkurza mnie tym niemiłosiernie. Potem pojechałam z Nathanem na sesję i kiedy wróciliśmy do domu zastałam tam Harry'ego.
M: Twojego chłopaka, tak?
J: Tak. Zabrał mnie na kolację i okazało się, że przyjechał tylko dlatego, że mu kazali. Pokłóciłam się z nim i kiedy wróciliśmy do domu pokłóciłam się też z Martinem. Zaczęłam wyładowywać emocje na instrumentach.. I w zasadzie na tym urwał mi się film. Pamiętam tylko, że Nathan wtedy przyszedł. A potem już tylko to, że obudziłam się w swoim pokoju i Nate siedział na moim łóżku. Chyba z nim spałam. W każdym razie wzięłam go za Josha i to go zaniepokoiło, więc mnie tu przywieźli. Wygląda na to, że zaczynam wariować.- zaczęłam czyścić brudne od ołówka palce.- W dodatku ten chłopak, który mnie wtedy pobił i sprawił, że tu trafiłam ostatnim razem jak się widzieliśmy jest teraz z dziewczyną, z którą dzielę salę. I przerażające jest to, że trafiła tu z tego samego powodu, jest do mnie podobna i ma nawet te same zainteresowania.
M: Nelly Simpson?
J: Tak.
M: Muszę przyznać, że musiałem zajrzeć w papiery i sprawdzić czy to nie ty kiedy ją przywieźli bo była nieprzytomna, a ja długo cię nie widziałem.
J: Rozumiem. Sama zwątpiłam, czy nie zaczynam wariować kiedy ją zobaczyłam..
M: Czekaj.. Czy ty własnie powiedziałaś, że koleś, który wtedy cię pobił jest teraz w twojej sali?
J: T-tak.. Ale spokojnie.. Między mną a nim jest już wszystko w porządku.. I z tego co zrozumiałam jest on teraz kimś bliskim dla Nelly.
M: Tylko mi nie mów, że znalazł sobie identyczną dziewczynę jak ty..- spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem i oparł brodę na ręku. Ja jedynie wzruszyłam ramionami i zaczęłam starannie zwijać kabelek od słuchawek.
M: Michi.. Tu masz mój numer..- powiedział wyciągając z kieszonki kartkę z długopisem i zaczął na nim coś pisać.- Gdyby coś się działo.. Mam nadzieję, że jednak nic się nie stanie.. Dzwoń, dobrze?
J: Dobrze.. Dziękuję..- uśmiechnęłam się do niego biorąc kartkę do ręki.- Jak myślisz, nie ma mnie tam już ponad 20 minut.. Mogę wracać?
M: Zanim tam dotrzesz minie co najmniej kolejne 5 minut szybkim krokiem więc raczej możesz. A nawet musisz.- powiedział kiedy spojrzał na zegarek- Zaraz kończą się godziny odwiedzin. Pójdę z tobą i zerknę w twoją kartę. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.
J: Jasne, że nie. Wracanie niemalże ciemnymi korytarzami w pojedynkę nie brzmi dla mnie zbyt kusząco.- uśmiechnęłam się do niego i razem ruszyliśmy do mojej sali.


*Liam*

J: Danielle.. Wiesz może czy Harry jest w domu?
D: Skąd mam to wiedzieć?
J: Nie wiedziałaś, że przyjechał?
D: N-nie.. Ale.. Skoro.. Dlaczego was tu nie ma? Zaczekaj chwilkę ktoś przyszedł. Zaraz oddzwonię dobrze?
J: Dobrze.- odpowiedziałem słysząc jej kroki zmierzające w moją stronę. Kiedy dziewczyna otworzyła drzwi szeroko się uśmiechnęła i rzuciła mi się w ramiona. Nie widzieliśmy się od czasu naszego wyjazdu.
D: Co ty tu robisz?- spytała i zaraz po tym mnie pocałowała. Uśmiechnąłem się i wetknąłem jej zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
J: Przyjechaliśmy sprawdzić co się dzieje. Wiedziałaś, że Michi jest w szpitalu?
D: Tak, Josh mi powiedział, ale nie wspominał nic o Harrym. Długo tu jest?
J: Nie.. Przyjechał w sobotę niedługo po tym jak przywieźliście Josha do domu.
D: Nie wiedziałam. Wejdziesz?- spytała z nadzieją w oczach a mnie łamało się serce wiedząc, że będę musiał odmówić..
J: W sumie powinienem iść, ale.. Daj mi chwilkę, dobrze?- dziewczyna skinęła smutno głową i oparła się o framugę machając do chłopców siedzących w samochodzie. Louis uchylił okno i spojrzał na mnie pytająco.
Lo: Tak, możesz zostać. Damy sobie radę.
J: Ale zadzwońcie jak się czegoś dowiecie.
Lo: Nie ma sprawy!- pomachał i ruszył samochodem przed siebie. Odwróciłem się do swojej dziewczyny i uśmiechnąłem się szeroko idąc w jej stronę. Kiedy weszliśmy do domu usłyszeliśmy tupot małych stópek, które zdecydowanie świadczyły o tym, że ktoś się zbliża.
J: Lucy!
L: Lium!- roześmiała się przekręcając moje imię i rozłożyła ręce tak, że bez problemu ją podniosłem i mocno do siebie przytuliłem.
J: Widzę, że panienka już zdrowa.- uśmiechnąłem się całując dziewczynkę w czoło.- Pani Jordan jeszcze nie wróciła?
D: Nie, ale za godzinę powinna być.
J: Jesteś sama?
D: Nie. Josh i Brett kąpali Lucy.- na jej słowa w przedpokoju zjawili się obaj Jordanowie bez koszulek z mokrymi włosami.
J: Ej.. Nie mówcie mi, że tak paradujecie zawsze przed moją dziewczyną..- wszyscy się zaśmialiśmy i uścisnąłem dłonie chłopaków.- Tak właściwie.. Czy to nie Lucy powinna być mokra?
Jo: Jest- powiedział zsuwając dziewczynce kaptur szlafroka z głowy.- Ale to wcale jej nie przeszkodziło w tym, żeby zalać całą łazienkę.
B: Łącznie z nami.
D: Dobra.. Idźcie posprzątać łazienkę i się wysuszcie, a ja przebiorę małą w piżamkę.
Jo: Dzięki.- uśmiechnął się do nas i razem z Brettem wrócili do łazienki.


*Louis*

Kiedy podjechaliśmy pod dom Michelle i Martina trochę nam ulżyło, bo zobaczyliśmy samochód Styles'a.
Z: Czyli nasza zguba tutaj.
J: Najwidoczniej.- zadzwoniłem do Martina i poprosiłem, żeby otworzył bramę. Wjechaliśmy i stanęliśmy obok auta Harry'ego. Wysiedliśmy i szybko weszliśmy do budynku, bo zaczęło padać. W przedpokoju zdjęliśmy buty i kolejno ruszyliśmy w głąb mieszkania.
N: Cześć Martin!- usłyszałem blondyna, który oczywiście już siedział w kuchni.
Ma: Hej! Co wy tu robicie?- kiedy wszedłem do pomieszczenia, chłopak własnie przytulał Zayna.
J: Wpadliśmy sprawdzić czy wszystko okej. Harry nie odpowiadał na sms-y i telefony a miał zadzwonić.- odsunąłem się od niego i spojrzałem mu w oczy.- Co z Michi?
Ma: Zatrzymali ją w szpitalu na kilka dni obserwacji. Miała wstrząs mózgu..- chłopak opowiadał wydarzenia z wcześniejszego dnia a ja widziałem, że Niall robi się coraz bledszy.
J: Przepraszam.. Niall, dobrze się czujesz?
N: T-tak.. Po prostu.. Nie mogę uwierzyć w to, że znowu jest w szpitalu. Ja.. Ostatnio mi się to śniło i.. Czuję się winny..
Ma: Niall, nawet tak nie mów. To nie twoja wina.
N: Ale ja chyba wiem, co jej się stało..


*Michelle*

Siedziałam na swoim łóżku i nie mogłam zasnąć. Nelly była pogrążona we śnie już od dobrej godziny. Marc miał dzisiaj nocny dyżur, więc widziałam go jak kilka razy mijał moją salę. Teraz też właśnie przechodził, ale zamiast tylko spojrzeć otworzył drzwi i skinął na mnie ręką dając znać, żebym wyszła. Zmarszczyłam brwi i próbując nie stracić równowagi wyszłam na korytarz. Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu zobaczyłam Nialla i Louisa. Rzuciłam się na blondyna i nie chciałam go puszczać. Był mi najbliższą osobą z zespołu zaraz po Harrym. Chłopak wtulał twarz w moje włosy i lekko mnie kołysał. Dopiero po jakimś czasie się zorientowałam, że wiszę w powietrzu. Rozluźniłam uścisk po dobrych kilku minutach i kiedy Niall odstawił mnie na ziemię wtuliłam się w Louisa. Ten uścisk był zdecydowanie krótszy od poprzedniego. Głównie dlatego, że Louis w pewnym momencie delikatnie ale stanowczo mnie od siebie odsunął. Spojrzałam na nich i po ich minach było widać, że coś się stało. Niall był blady, Louis podenerwowany a Marck trzymał w ręku jakąś kartkę.
J: Co się dzieje?
M: Musimy pobrać ci krew.
J: Teraz?
N: Tak, prawdopodobnie ktoś podał ci narkotyki.
J: Co?!- powiedziałam trochę głośniej niż zamierzałam i sama przestraszyłam się swojego ostrego tonu.- Macie na myśli Har..
Lo: Nie! Oszalałaś?- ściszył głos, chwycił mnie za rękę i prowadząc mnie przez korytarz zaczął mówić dalej.- Kiedy byliście z Harrym w restauracji ktoś musiał ci wsypać jakiś narkotyk do picia albo jedzenia. W dodatku, ten ktoś musiał też wiedzieć o istnieniu Nelly bo jej przydarzyło się to samo. Obie będziecie poddane badaniom, ale dziwnie jest nam budzić ją o tej porze.
J: To dziewczyna Chrisa..
N: Co? To chyba jakiś żart..
J: A jednak.. Przyszedł tu dzisiaj i się kłócili.- weszliśmy do pokoju pielęgniarek i skończyliśmy rozmawiać, bo w pomieszczeniu siedziały dwie młode dziewczyny, które nie mogły wyjść z podziwu widząc dwóch członków sławnego zespołu. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, ale nikt oprócz mnie tego nie zrobił. Usiadłam na leżance i wyciągnęłam rękę przygotowując się do zabiegu, który miał wykonać Marc. Mężczyzna szybko zrobił, co miał zrobić i przyciskając mi gazę do ręki wyprowadził mnie z pomieszczenia. Louis usiadł na krześle,  Niall zrobił to samo i pociągnął delikatnie moją rękę sadzając mnie sobie na kolana. Patrzyliśmy na Marca, który bez słowa udał się w kierunku windy.
J: Gdzie..
Lo: Na toksykologię. Musi zbadać od razu twoją krew. Teraz wybaczcie, ale muszę do toalety.- chłopak nas zostawił i spojrzałam na zmartwionego blondyna.
J: Jak.. Skąd wiecie, że ktoś mi dał narkotyki?
N: Uznasz mnie za wariata, albo chorego psychicznie, albo nawet za opętanego, ale to mi się przyśniło.
J: Jak to?
N: Kilka dni temu miałem sen, w którym widziałem kogoś dosypującego coś do jedzenia, potem tak jakby ktoś włączył następną scenę w filmie pokazałaś mi się ty jedząca otrute jedzenie, a na koniec ciebie w łóżku szpitalnym i lekarza, który stwierdza wstrząśnienie mózgu u ciebie i łudząco do ciebie podobnej dziewczyny. To nie wszystko, ale nie mów tego nikomu.- kiwnęłam głową dając mu znak, że dochowam tajemnicy.- Nelly została tu sprowadzona celowo. Ktoś dał komuś łapówkę, dzięki której znalazłyście się w tej samej sali. Nie mam zielonego pojęcia, kto za tym wszystkim stoi, ale pożałuje tego. Pożałuje, że się kiedykolwiek urodził.
J: Niall, spokojnie.. Proszę cię , nie denerwuj się..- uścisnęłam delikatnie jego dłoń i spojrzałam mu w oczy, w których dało się zobaczyć smutek i strach. Chłopak wetknął mi za ucho zbłąkany kosmyk moich włosów, pogłaskał mnie ręką po policzku i przyciągnął moją głowę do siebie tak, że oparłam ją o jego ramię. Cieszyłam się, że tu ze mną jest. Po krótkiej chwili dołączył do nas Louis i uśmiechnął się do mnie blado.
Lo: Michi.. Czy między tobą a Harry'm wszystko okej?
J: Nie wiem.. Męczy mnie to chyba. To, że spotykamy się tylko dla wzbudzenia sensacji. Gdyby naprawdę chciał, przyjechałby wcześniej. Znam go.. Nawet kiedy miał zakaz kontaktowania się ze mną i za złamanie go groziła mu utrata wszelkich relacji ze swoją matką.. Znalazł sposób.. Ryzykował.. A teraz? Teraz czuję się tak jakby nie był ze mną szczery.. Z resztą.. Nie chcę teraz o tym gadać. Na waszym miejscu zajęła bym się zasranymi paparazzi, którzy już zdążyli wyczaić, że jestem w szpitalu ze swoim sobowtórem..- powiedziałam przez zaciśnięte zęby i zamknęłam oczy biorąc głęboki oddech. Kilka chwil siedzieliśmy w ciszy, którą przerwał odgłos zbliżających się kroków. Podniosłam głowę i spojrzałam za siebie dzięki czemu zobaczyłam Marca, którego mina nie wskazywała nic dobrego. Ciśnienie mi skoczyło w ciągu kilku sekund i nie chcąc wybuchnąć oparłam głowę o blondyna i wczuwając się w rytm jego oddechu i bicia serca, które czułam na ramieniu starałam się pozostać spokojna. Chłopak chwycił moją prawą dłoń i splótł nasze palce. Czekałam aż Marc się odezwie i długo to nie zajęło. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
M: Sytuacja wygląda następująco. Podano ci silny narkotyk, który powoduje zaniki pamięci, zaburzenia postrzegania, problemy z rozpoznawaniem i ogólne objawy wstrząśnienia mózgu. Najczęściej zażywają go osoby z zaburzeniami psychicznymi. Najczęściej trafiają one do szpitala i po wykryciu narkotyku w organizmie pacjent kierowany jest na oddział psychiatryczny. Po drodze wstąpiłem do recepcji i znalazłem to.- powiedział i podał nam kartkę na której widniało coś w rodzaju nakazu umieszczenia mnie i Nelly w jednej sali.
Ni: Tak jakby ktoś..
J: Przewidział co się stanie.. Bo nie przewidział a wiedział..- ledwo panowałam nad sobą.
Ni: Auć. Michi, przestań, to boli..- spojrzałam na nasze dłonie i aż łzy naszły mi do oczu widząc stan dłoni chłopaka. Wbiłam mu w skórę paznokcie z taką siłę, że teraz ciekłam po niej krew małymi stróżkami.
J: J-ja.. Ja przepraszam.. Ja.. Ja nie wiedziałam..- wstałam i zaczęłam się cofać aż poczułam za sobą ścianę. Zaczęło mi się kręcić w głowie i przestawałam cokolwiek widzieć. Osuwałam się coraz niżej aż usiadłam i ostatnie co pamiętam to ciepłe, silne ramiona Louisa podnoszące mnie z podłogi.

*Harry*

Siedziałem na schodach prowadzących do piwnicy i przysłuchiwałem się rozmowie chłopaków. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom kiedy mówili o tym, że ktoś prawdopodobnie dosypał Michi jakichś narkotyków momencie, w którym była pod moją opieką. Wręcz nie mogłem się otrząsnąć do tej pory. Wiem, że Niall i Louis pojechali do szpitala i teraz rozbrzmiał telefon Zayna. Skierowałem się do salonu i oparłem się o futrynę pozostając niezauważony. Zayn przełączył na zestaw głośnomówiący i wszyscy czekaliśmy na to aż ktoś się odezwie.
L: Tak jak powiedział Niall, Michelle podano silny narkotyk.. Co gorsza Michi jest teraz nieprzytomna. Nie wiemy co jej..- nie słyszałem co powiedział dalej bo w tym momencie trzasnąłem drzwiami wejściowymi i popędziłem do samochodu. Nie obchodziło mnie to, że pod domem stało kilku paparazzi a ja nie zamknąłem bramy. Nie obchodziło mnie to, że kilka razy przejechałem na czerwonym świetle czy znaku stop-u. Nie obchodziło mnie nic poza tym, żeby jak najszybciej znaleźć się przy Michelle. Zatrzymałem się na parkingu i nawet nie wiem czy zamknąłem auto. Wbiegłem do szpitala i spojrzałem na windę, ale znajdowała się na 5 piętrze. Nie miałem czasu na nią czekać. Ruszyłem schodami i kiedy znalazłem się na odpowiednim korytarzu zobaczyłem Horana. Podbiegłem do niego a chłopak tylko złapał mnie za ramiona i posadził mnie na krześle. Chciałem od razu wstać ale mnie przytrzymał.
N: Najpierw się uspokój i przestań płakać, bo jak się ocknie i cię zobaczy to się przestraszy.-gdyby mi nie powiedział to pewnie jeszcze przez dłuższy czas wcale nie wiedział bym, że łzy lecą mi po policzkach ze zdwojoną siłą. Zakryłem twarz dłońmi i zaniosłem się szlochem. Chłopak kucnął i mnie do siebie przytulił.
H: Dlaczego ona musi tyle cierpieć? Ja nie mogę dłużej z nią być. Im dłużej ze mną jest tym gorzej się z nią dzieje. Tak nie można. Nie mogę jej tego robić..- głos mi się załamał i nie byłem w stanie już nic więcej powiedzieć. Byłem wdzięczny blondynowi za to, że nie próbował mnie pocieszać, ani nic z tych rzeczy, tylko w ciszy trzymał mnie blisko siebie. Zawsze szybciej uspokajałem się kiedy ktoś mnie przytulał. Kiedy już trochę ochłonąłem chłopak się ode mnie odsunął i przyjrzał się uważnie mojej twarzy. Wstając wyciągnął do mnie dłoń i kiedy tylko ją chwyciłem pociągnął mnie za sobą. Weszliśmy do toalety i spojrzałem w lustro. Wyglądałem naprawdę strasznie, cały czerwony, z zapuchniętymi oczami i rozciętą wargą, którą musiałem przygryźć. Przyjaciel nie musiał mówić, co powinienem zrobić, od razu spryskałem twarz zimną wodą i wziąłem kilka głębokich oddechów. Niall poklepał mnie po plecach i podał chusteczki, którymi wytarłem twarz.
L: Niall? Jesteś tu? O.. Harry? Co ty tutaj robisz?- spytał mój najlepszy przyjaciel kiedy mnie zobaczył. Nie odpowiadając mu na pytanie wtuliłem się w niego i mocno zacisnąłem powieki, żeby łzy nie mogły się spod nich wydostać. Chłopak momentalnie odwzajemnił uścisk i pogłaskał mnie po plecach. Poczułem jak poruszył głową i natychmiastowo się od niego odsunąłem.
H: Co z nią? Co jej jest? Wiadomo kto to zrobił?
L: Policja właśnie przyjechała muszą zabezpieczyć kilka rzeczy, które znaleźliśmy w szpitalu. dobrze się składa, że ty też tu jesteś. Policja musi wykluczyć ciebie jako sprawcę.- powiedział to z przepraszającą miną, ale wiedziałem, że to akurat nie jego pomysł.- Będą potrzebować twoich odcisków palców.- pokiwałem twierdząco głową i już chciałem wyjść, ale Lou złapał mnie za rękę.
L: Miała to w kieszeni. Ty jej to powinieneś oddać.- przyjaciel wręczył mi odtwarzacz muzyki na którego tyle było zdjęcie moje i Michi. Próbowała mnie wtedy nauczyć grać na gitarze. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Louis wyszedł a ja zaraz za nim. Ostatni wyszedł blondyn i kiedy drzwi za nim trzasnęły dwóch funkcjonariuszy odwróciło się w naszą stronę. Rozmawiali z Marc'iem, ale kiedy nas zobaczyli od razu zamilkli i poczekali aż podejdziemy. Widziałem, że jeden z policjantów trzyma w dłoni zabezpieczoną kartkę papieru. Było na niej coś napisane i pismo wydawało mi się znajome.
H: Przepraszam.. Mógłbym zerknąć?- wskazałem palcem na list- Kojarzę to pismo.- mężczyźni spojrzeli po sobie, a chłopcy popatrzyli na mnie pytającym wzrokiem. Funkcjonariusz podał mi kartkę i czytając ją rozszyfrowałem czyje to pismo. Gwałtownie podniosłem głowę i spojrzałem na Louisa, który zakrył w tym momencie usta dłonią. Kiedy przeniosłem wzrok na Niallerka chłopak kucnął i przeczesał włosy dłonią. Obaj też już wiedzieli kto to napisał. Każdy z nas dostał nie jedną kartkę od tej osoby, ale żaden z nas nie spodziewał się tego po tej osobie.
Lo: Wiemy kto to napisał..
M: Kto?
H: Nasz zasrany menadżer.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby rzucając kartką w stronę policjantów i ruszyłem szybkim krokiem w stronę schodów. Minąłem kilka pielęgniarek, które widocznie przyszły na nocną zmianę. Szumiało mi w uszach ze złości, nic do mnie praktycznie nie docierało. Ocknąłem się w momencie w którym wsiadałem do auta, bo poczułem wibracje telefonu.
H: Tak?- spytałem wściekły wcześniej nie patrząc kto się do mnie dodzwania.
Lo: Zatrzymał się w naszym domu. Tylko nie rób nic głupiego.- po tych słowach się rozłączyłem i ze wściekłością zatrzasnąłem za sobą drzwi samochodu. Ruszyłem z piskiem opon i pojechałem w dobrze znanym mi kierunku. Jak tylko dotarłem na miejsce, wszedłem do domu i zacząłem przeszukiwać pokój po pokoju. Kiedy chciałem wejść do łazienki, z kuchni wychylił się Paul z przestraszoną miną. Jak tylko go zobaczyłem, rzuciłem się na niego i zacząłem obkładać go pięściami.
H: Jak mogłeś?! Jak kurwa mogłeś to zrobić?! Mało ona ma w życiu problemów twoim zdaniem? Ona ma chorą wątrobę! Mogłeś ją zabić gnoju! Nie daruję ci tego! Zabiję cię!- w tym momencie chwyciłem butelkę po piwie i z całej siły uderzyłem nią w głowę mojego szefa. Szkło roztrzaskało się na drobne kawałeczki. Facet upadł a ja zacząłem kopać go z całej siły. Kiedy zadałem cios w głowę do mieszkania wpadła policja i padł strzał. Przeszył mnie okropny ból w przedramieniu.


____________________________________________________________
Do bani.. Kompletnie nie wiem, co pisać, pomijając już fakt, że nie mam kiedy tego robić.. Błagam o pomysły i wasze sugestie, bo inaczej nie dam rady.
To tyle ode mnie

Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz