28 czerwca 2013

Rozdział 15- Jeszcze jakieś dziwne pomysły w zanadrzu?

*Michelle*

Lou: Księżniczko... Wstawaj no... Już pięć minut cię budzę...- otworzyłam oczy i ujrzałam twarz mojego przyjaciela. Muszę stwierdzić, że wygląda seksownie taki potargany, pomijając fakt, że stoi przede mną w samych bokserkach.
Lou: No i co się tak patrzysz? Wstawaj- zaczął się śmiać czym wywołał uśmiech na mojej twarzy.
J: Która jest godzina?- spytałam siadając.
Lou: Dziesiąta śpiąca królewno.
J: Cholera! Miałam być o dziesiątej u Hazzy.
Lou: Spokojnie. Zadzwoniłem do niego i powiedziałem, że wpadłaś do mnie po drodze i przyjedziemy razem.
J: Okej. Lou śpi?
Lou: Nie. Wstała o ósmej. Zdążyła się już umyć, ubrać, zjeść śniadanie, sprzątnąć mi kuchnię, o co nie prosiłem, a teraz siedzi przed telewizorem w salonie. Jesteście jak siostry. Tylko, jest jedna różnica. Ona śpi w nocy, a nie w dzień.
J: Kurwa...- wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Bez namysłu wlazłam pod prysznic, a później przez cały korytarz szłam w samym ręczniku. Ubrałam się w mój ulubiony i najwygodniejszy zestaw, włosy zostawiłam rozpuszczone i nałożyłam jedynie błyszczyk. Będąc już gotowa zeszłam na dół i chwyciłam zimnego tosta leżącego na talerzu w kuchni. Spojrzałam na zegar i była już jedenasta. Weszłam do salonu i spojrzałam na Lou i Lou. Dobrze się ze sobą dogadywali. Śmiali się teraz w najlepsze.
J: Lou.
-Tak?- powiedzieli jednocześnie z czego wszyscy się zaśmialiśmy.
J: Jedziemy.
Okej- znowu powiedzieli jednocześnie i śmiejąc się wyszliśmy z domu. Szybko wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Louis pokierował mnie jak od niego dojechać do mojego kuzyna i szybko znaleźliśmy się na miejscu. Kiedy stanęliśmy przed domem mojej rodziny serce biło mi w oszalałym tempie. Jednak to było nic w porównaniu z częstotliwością bicia narządu w momencie gdy Louis zapukał do drzwi. Otworzył nam Harry. Lou i Lou weszli do środka, a ja nie miałam odwagi. Hazz wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi. Spojrzał mi głęboko w oczy i mocno mnie przytulił. Ucałował mnie w policzek i pstryknął w nos.
H: Chodź. Paparazzi się zbierają. Paul już na nas czeka.- weszłam z nim do środka i w moje nozdrza uderzył znajomy zapach. Chwilę później usłyszałam znajomy głos i dosłownie zastygłam w miejscu. Harry wyczuwając moje napięcie objął mnie w tali i delikatnie pchnął mnie do przodu. Przy jego pomocy dotarłam do salonu gdzie siedzieli już Louis, Niall, Zayn, Liam, Louise, ciocia i chyba Paul.
N: Michi!- blondyn zerwał się na równe nogi i do mnie podbiegł. Mocno mnie przytulił, czego niestety nie byłam w stanie odwzajemnić. Chłopcy po kolei podążyli śladami Irlandczyka i wrócili na swoje miejsca. Zaraz po nich podszedł do mnie ich menadżer.
P: Jestem Paul. Menadżer One Direction.
J: Michelle. Zwykła dziewczyna.- chłopcy się zaśmiali, ale mnie wcale nie było do śmiechu. Facet się speszył, a ja nadal stałam jak posąg. Kiedy mężczyzna się odsunął podeszła do mnie ciocia.
C: Witaj Michelle... Dawno się nie widziałyśmy.
J: Dzień dobry ciociu.- było mi strasznie niezręcznie. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Ciocia zadecydowała za mnie i po prostu mnie przytuliła. Po krótkiej chwili odwzajemniłam gest, ale trochę mi ulżyło kiedy ciocia się odsunęła i usiadła na swoim wcześniejszym miejscu.
Razem z loczkiem usiedliśmy na fotelu i spojrzeliśmy wyczekująco na Paula.
P: Na samym początku, chciałbym cię przeprosić za to, że musisz tu teraz siedzieć. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Jednak przechodząc do rzeczy. Spotkaliśmy się tutaj, żeby omówić kilka spraw. Przede wszystkim musimy chronić reputację chłopców, co wymaga poświęceń od każdego z nas. Zebrałem wszystkie artykuły, dotyczące spraw związanych z Michelle.- po tych słowach facet wskazał na gruby segregator.- Omówimy te najważniejsze i ustalimy co z tym wszystkim zrobić. Może zacznijmy od twojej osoby Michelle. Powiedz coś o sobie.
J: Po co?
P: Chcę zobaczyć czy jesteś podobna do dziewczyny, o której tyle piszą w gazetach.
J: Słucham?
H: Mich. Po prostu powiedz mu o sobie.- powiedział zażenowany, co dało mi wiele do zrozumienia. Te przeprosiny nie były szczere.
J: Nazywam się Michelle Carter. Jestem córką brata pani Styles. Mam brata, Martina. Mieszkam z nim w Londynie. Tata nie żyje, matka siedzi w więzieniu i będzie tam do końca życia. Za miesiąc kończę osiemnaście lat. Zespół poznałam niedawno i bardzo polubiłam każdego członka. Gram w szkolnej drużynie siatkówki i jestem kapitanem drużyny. Dorabiam jako fotograf w magazynach takich jak Vogue. Jakiś czas temu zostałam pobita przez byłego chłopaka, a kilka tygodni temu prawie zostałam zgwałcona. Coś jeszcze?
P: N-nie. Chyba nie. Dziękuję. Dobrze... Teraz mam pytanie co do twoich rodziców. Co się stało z rodzicami?
J: Matka zabiła ojca. Nie chcę rozmawiać na ten temat.
P: Jakim cudem uniknęłaś domu dziecka?
J: Brat jest pełnoletni.
P: A inna rodzina?
J: A który artykuł teraz omawiamy? Bo nie kojarzę żadnego, który by mówił o moich sprawach rodzinnych.
P: Po kim ty masz taki charakter?!
J: Nie pańska sprawa. Nie zna mnie pan. Niech mnie pan z łaski swojej nie ocenia. Możemy przejść do rzeczy?
P: Kim jest to dziecko?- spytał pokazując na zdjęcie w gazecie.
J: To Lucy Jordan. Siostra mojego chłopaka. Jest chora, ale już jest z nią lepiej. Dziękuję, że się pan martwi.- powiedziałam sarkastycznie.
P: Ile ma lat?
J: Nie pana interes. Następna sprawa.
P: Sprawa z gwałtem. Co wtedy robiłaś?
J: Bałam się.
P: Nie o to pytam.
J: Widocznie wyraża się pan niejasno.
P: Czemu wtedy byłaś w tym klubie?
J: Byłam na koncercie. To chyba dozwolone? Proszę mnie uświadomić jeśli się mylę.
P: Byłaś wtedy pijana?
J: Nie. Następna sprawa.
P: Ktoś z mediów wie, że ty i Harry to rodzina?
J: Nie rozmawiam z ludźmi z mediów. Następna sprawa.
P: Masz chłopaka?
J: Tak. Mówiłam już.
P: Musisz z nim zerwać.
J: Że co proszę?!- wydarłam się na całe pomieszczenie i wszyscy na mnie spojrzeli.- Nie będzie mi pan mówił co mam robić!
P: Zamknij się!- facet zerwał się na równe nogi i naprawdę mnie tym przestraszył.- Zerwiesz z nim, a reporterom będziesz mówiła, że jesteś z Harrym.
J: No chyba żart!- tym razem to ja wstałam.- Myśli pan, że wrócę do domu, pójdę do mojego chłopaka i powiem 'musimy zerwać, bo mam chodzić z własnym kuzynem'?! Jest pan chory na głowę!
P: Zamknij się!
H: Przestań na nią wrzeszczeć do jasnej cholery!
P: Nie wtrącaj się!
H: Będę się wtrącał! To tyczy też mnie! Każesz nam ze sobą chodzić. Dobrze wiesz, co się z tym wiąże. Ona nie wie.
J: A powie mi ktoś z czym to się wiąże?
Lo: Wiesz Michi, świat zazwyczaj dowiaduje się, że sławni ludzie kogoś mają z mediów. A media najpierw musza to zobaczyć. Czyli będziecie się musieli zachowywać jak prawdziwa para. Wiesz, trzymanie za rączkę, przytulanie w miejscach publicznych i także całowanie.
J: Mam się z nim całować?!- spytałam pokazując palcem na loczka.
P: Tak.- zaczęłam się śmiać.
H: Śmiejesz się czy płaczesz?
J: Bawi mnie to. Naprawdę mnie to bawi. Pan naprawdę myślał, że powie mi pan 'całuj się ze swoim kuzynem, żeby wszyscy myśleli, że z nim jesteś', a ja się tak po prostu na to zgodzę? Dobry żart. Kamery już mogą wyjść z ukrycia. Nie udało wam się mnie wrobić. Jaka szkoda. Mogę już jechać do domu?
P: To nie jest żadna zasrana ukryta kamera dziewczyno! Ja mówię poważnie!
J: Nie drzyj się na mnie! Rozumiesz?!- stanęłam z nim twarzą w twarz i głęboko spojrzałam mu w oczy.- Nigdy nie oczekiwałam specjalnego traktowania, ale do jasnej cholery! Czy zgodziłby się pan na cokolwiek gdyby ktoś się na pana darł?! Może mnie pan jeszcze uderzy?! Ja już się uodporniłam na ból... Jak pan ochłonie, to dopiero wtedy pogadamy.- po tych słowach ruszyłam w kierunku tarasu. Wiedziałam, że Hazz będzie chciał za mną iść.
J: Zostań.- powiedziałam nawet się nie odwracając, ale wiedziałam, że się zatrzymał. Otworzyłam drzwi na taras i wyszłam z domu. Usiadłam na bujanej ławce i zamknęłam oczy. Starałam się uspokoić głęboko oddychając co mało mi pomagało. Poczułam, że ktoś obok mnie usiadł, więc gwałtownie otworzyłam oczy i spojrzałam w kierunku mojego towarzysza. Był to Zayn.
J: Jeśli nie masz fajki, a chcesz mnie uspokajać to lepiej stąd idź.- chłopak tylko wyciągnął paczkę papierosów i wyciągnął ją w moją stronę. Sięgnęłam jednego i przyłożyłam do ust. Spojrzałam na chłopaka, który już trzymał zapalniczkę tuż przy papierosie. Szybko podpaliłam i oddałam sprzęt mocno się zaciągając. Poczułam jak dym rozchodzi się po moich drogach oddechowych by zaraz po tym zostać wypuszczonym.
J: Co on sobie w ogóle wyobraża? Dla was też taki jest?
Z: Niestety tak.- powiedział zaciągając się swoim papierosem.
J: I co ja mam powiedzieć Joshowi?
Z: Prawdę. Jeśli naprawdę kocha, zrozumie.
J: Skąd wiesz?
Z: Bo sam mam podobną sytuację...
J: Co to za szczęściara?
Z: Raczej szczęściarz...
J: Sorki, nie wiedziałam. Znam go chociaż?
Z: Znasz go lepiej ode mnie...- powiedział patrząc mi prosto w oczy.
J: H-harry? Jesteście razem?
Z: Harry. Ale nie. Nie jesteśmy razem. Nigdy mu nie powiedziałem, o tym, co czuję... Boję się, że mnie odtrąci.
J: Jejku... Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Powinieneś z nim porozmawiać. Harry jest rozsądnym chłopakiem. Znam go na wylot i wiem, że na pewno cię zrozumie.- położyłam mu rękę na kolanie i lekko je ścisnęłam.- Teraz będę się czuła podwójnie, źle z tym, że będę go musiała całować. A nawet potrójnie.
Z: Chciałbym być na twoim miejscu.
J: Chciałbyś całować się z, no nie wiem, z Niallerem, który byłby twoim kuzynem, będąc jednocześnie z Harrym i wiedząc o tym, że Niall podoba się Louisowi albo Liamowi?
Z: No nie.
J: No właśnie.- zaśmialiśmy się krótko oboje i powoli kończąc swoje papierosy oparliśmy się o siebie.
J: Ale zobacz. Z twojego punktu widzenia są plusy jakieś przynajmniej.
Z: Jakie?
J: Masz pewność, że ja się w Harrym nie zakocham.- znowu się zaśmialiśmy i zgasiliśmy pety na chodniku.
J: Jak myślisz. Ochłonął już?
Z: Nie mam zielonego pojęcia. Możemy sprawdzić.
Wstaliśmy, weszliśmy do domu i już w lepszych humorach wkroczyliśmy do salonu.
P: Przepraszam.
J: Daj spokój. Następna sprawa.
P: Zgadzasz się?
J: Następna sprawa. Później do tego wrócimy.
P: Dużo mediów twierdzi, że Lucy, jest twoją córką.
J: Fajnie wiedzieć. Ciekawe po kim ma kręcone włosy i zielone oczy.- w tym momencie spojrzałam na mojego kuzyna i wszystko stało się jasne.- Nieeee... To już będzie przesada.
P: Ale to jest jedyne rozwiązanie.
J: Nie. To nie jest jedyne rozwiązanie. Było by jedyne, gdyby miało uratować cały świat. Mogę udawać dziewczynę kuzyna, ale nie będę się podawała za matkę siostry mojego prawdziwego chłopaka. Co zrobię po pewnym czasie? Jak nasz 'związek' będzie można zakończyć, może jeszcze każecie mi chodzić po sądach i udawać, że kłócę się z nim o alimenty? Zrobicie z niego potwora. Zniszczycie mu tym reputacje. Nie. Na to nigdy się nie zgodzę.
H: Ja też nie będę udawał czyjegoś ojca. Mamy dopiero po osiemnaście lat. Lucy niedługo będzie miała dwa lata dobrze mówię?- kiwnęłam twierdząco głową, a Harry kontynuował.- Właśnie. A to by znaczyło, że zostaliśmy rodzicami w wieku szesnastu lat. Na kogo my wyjdziemy? Poza tym. Paul. Jak ty byś się czuł, gdybym przyszedł do ciebie i powiedział, że od dzisiaj to ja jestem ojcem twojego dziecka?
P: Okej. To odpuszczamy.
J: Jeszcze jakieś dziwne pomysły w zanadrzu?
P: Nie. Ale mam prośbę.
J: Jaką?
P: Jutro media już na pewno będą wiedzieć, że tu jesteś.
J: Mam się z nim pokazać?- spojrzałam na kuzyna, który czoło opierał o dłoń.
P: Tak. Najlepiej by było, gdybyście zachowywali się swobodnie. Pójdziecie na jakiś spacer, połazicie po sklepach czy coś takiego. Będziecie obserwowani przez naszych ludzi. W uszach będziecie mieć małe słuchawki, niewidoczne spod rozpuszczonych włosów, przez które wasi 'opiekunowie', tak ich nazwijmy, będą wam mówić, co macie zrobić, gdzie pójść i takie tam.
J: Dobra. Ale najpierw muszę zadzwonić do chłopaka.
P: Okej. Mam jeszcze jedno pytanie. Znacie jakąś stylistkę i makijażystkę? Bo nasz pracownica odpadła z powodu ciąży i nie mamy nikogo na zastępstwo.
J: Znam taką jedną.- spojrzałam znacząco na Louise, która była teraz bardzo zdezorientowana. Wszyscy podążyli moim śladem i dziewczyna zrobiła się czerwona.
P: Umiesz umalować tak, żeby nie było tego widać?
J: A czy wyglądam na umalowaną?
P: Nie.
J: No właśnie. A bez makijażu z domu nie wychodzę bo wyglądam jak potwór.
Z: Bez przesady.
J: Nie przesadza.- wszyscy się zaśmialiśmy, a ja wróciłam na taras. Czekała mnie teraz poważna i trudna rozmowa.


_______________________________________________________
I kolejny rozdział gotowy. Ocenę pozostawię Wam ;)

Pozdrawiam
Ola :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz