*Michelle*
Dzisiaj Josh ma urodziny. Robimy mu wielką imprezę niespodziankę. Cieszę się, że Harry i Lou nam towarzyszą. Za moją namową za godzinę będą tu również Liam, Zayn i mój ulubiony Nialler. Cieszę się, że będę mogła ich w końcu poznać. Jest godzina 7 więc muszę się zacząć szykować. Przecież nie mogę wyglądać jak jakiś potwór kiedy chłopcy przyjadą. Poszłam szybko do łazienki, wzięłam odprężający letni prysznic i zajęłam się swoim wyglądem. Wystrój pomieszczeń przygotowaliśmy już wczoraj wieczorem i muszę przyznać, że nieźle nam wyszło. Zaczęłam suszyć włosy, które naturalnie utworzyły fale. Dobra teraz make-up. Szybko się z nim uporałam i mogłam iść się ubrać. Poszłam do swojego pokoju i przeszłam do garderoby. Ta część szykowania się, zajmie mi chyba najwięcej czasu. Zdecydowałam się na moją ulubioną 'małą czarną'. Anna wparowała do mojego pokoju i wybałuszyła na mnie oczy. Miałam już sprawną nogę więc mogłam założyć swoje bardzo wygodne czarne szpilki. Spojrzałam na przyjaciółkę, która nadal stała jak wryta. Przechodząc obok zamknęłam jej szczękę i śmiejąc się poszłam do kuchni. Urwałam kilka winogron i dopiero wtedy zwróciłam uwagę na moje paznokcie. Poprzedni lakier był już pozdrapywany i wszystko wyglądało tragicznie.
J: Anna!
A: Co?- spytała stojąc zaraz za mną. Podskoczyłam ze strachu i spojrzałam piorunującym wzrokiem na przyjaciółkę. Zaraz jednak obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.
A: To co tam chciałaś?- spytała kiedy się uspokoiłyśmy.
J: Pomożesz mi coś z tym zrobić?-spytałam pokazując jej moje paznokcie.
A: Masz szczęście, że pomagałam cioci w salonie.- uśmiechnęłyśmy się do siebie i powędrowałyśmy do łazienki. Tak dla wyjaśnienia. Siostra mamy Anny jest kosmetyczką i słynną wizażystką w Londynie. Malowała już wiele gwiazd. Poznałam ją podczas pracy dla jednego z magazynów o życiu gwiazd. Pomijając temat. Anna bez problemu uporała się z moimi paznokciami i efekt był świetny. Poszłam do pokoju Josha i sprawdziłam czy z prezentem nic się nie stało. Jak się spodziewałam leżał spokojnie na łóżku mojego chłopaka opakowany w papier. Usłyszałam dzwonek do drzwi więc zostawiłam Annę w łazience, aby ta mogła się wyszykować, bo niedawno wstała. Mało brakowało a z pośpiechu wywaliłabym się na schodach. Zastanawiałam się kto to. Przecież chłopcy by nie dzwonili. Otworzyłam drzwi i przekonałam się, że grubo się myliłam. Przede mną stało One Direction w całej okazałości. Każdy z nich miał szeroki uśmiech przyczepiony do twarzyczki. Pierwszy rzucił się na mnie Niall jak mniemam. Był to blondyn z aparatem na zębach, więc to musiał być on. Przytuliłam go mocno, a ten z łatwością mnie uniósł i okręcił nas wokół jego osi. Kiedy mnie odstawi przywitaliśmy się buziakiem w policzek. Następny podszedł do mnie na prawdę przystojny brunet.
Z: Zayn. Miło mi.- wyciągnął ku mnie rękę. Wywróciłam oczami powiedziałam swoje imię i mocno go przytuliłam. Tak samo postąpiłam z drugim brunetem o imieniu Liam.
J: Tak się cieszę, że w końcu mogę was poznać. Ale Josh będzie miał niespodziankę.
H: Jesteś sama?- spytał rozglądając się po holu.
J: Anna jest w łazience. Zaraz powinna przyjść.
Z: Masz chłopaka?- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem a brunet się zawstydził.
J: Mam. To właśnie dla niego jest to przyjęcie.
Z: Kurde... Szkoda. Bo fajna i piękna dziewczyna z ciebie.
J: Dziękuję.- powiedziałam lekko chichocząc. Zdziwiła mnie reakcja Loczka na słowa Malika. Spojrzał na niego jakby się zawiódł. Jakby ukuło go uczucie zazdrości? Będę musiała z nim o tym porozmawiać.
N: Spora rezydencja. Można się w niej zgubić. Spokojnie. Da się przyzwyczaić. Pobędziesz tu trochę i już będziesz wiedział co i gdzie jest. Ej. A gdzie Danielle i Eleanor? Miały przyjechać z wami.
Li: Dan musiała zostać. Dostała akurat super zlecenie i sama rozumiesz...
J: Jasne. No nic. Mam nadzieję, że kiedyś ją jednak poznam. A Eleanor?
Lou: Nie wiem co jej się stało, ale powiedziała, że nie ma ochoty cię poznać. Przykro mi.
J: Nie twoja wina.- powiedziałam nadal się uśmiechając choć w sercu czułam lekki ból. Lou od razu to wyczuł i mocno mnie przytulił.
Lou: To nie twoja wina. Ona po prostu często miewa humorki. Naprawdę nie wiem o co jej chodzi. Ale uwierz mi. Nie warto się nią przejmować.-bardzo mnie to zdziwiło.
J: Czemu mówisz tak o swojej dziewczynie?- spytałam nie ukrywając zdumienia.
Lou: To trochę skomplikowane. Po imprezie ci wyjaśnię.
J: No okej.- uśmiechnęliśmy się do siebie i wszyscy zrobiliśmy zbiorowego przytulasa. Usłyszałam stukanie obcasów więc wyrwałam się z uścisku i spojrzałam w kierunku schodów. Na ich szczycie stała moja piękna przyjaciółka. Była jak zwykle świetnie ubrana i umalowana. Jak widać obie zdecydowałyśmy się na delikatny makijaż.
J: Chłopaki. To jest Anna. Moja najlepsza przyjaciółki i dziewczyna mojego brata, gdyby ktoś chciał pytać.- powiedziałam, kiedy szatynka do nas podeszła. Przywitała się z każdym mocno się przytulając.
Z: To kto się zajmuje twoim chłopakiem, Michi?
J: Mój brat. Jego poznacie dopiero na imprezie. Ale chłopaki. Trzeba spiąć tyłki i zabrać się do przygotowań. Ana, zaprowadzisz chłopaków do ich pokoi?
A: Na twoim piętrze czy wyżej?
J: Wyżej. Co prawda i tak trzeba będzie zamknąć wszystkie na klucz, ale im wyżej tym bezpieczniej.- chłopcy spojrzeli na mnie przerażeni na co ja nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.- Żartowałam! Szkoda, że nie widzicie swoich min.- po kolei każdy z nich zaczynał się śmiać razem ze mną.
A: Kurde.-wszyscy spojrzeliśmy na dziewczynę, która trzymała się za czoło.
J: Boli cię głowa?
A: Nie. Załamałam się.
J: Czym?
A: Moim własnym pytaniem. Przecież pierwsze piętro zajmujemy my, więc gdzie ja bym ich miała upchnąć? Chyba w kuchni i łazience.
N: Mnie kuchnia bardzo odpowiada!- wszyscy zaczęliśmy się śmiać z blondyna i w takim nastroju rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Ana, Zayn, Niall i Liam poszli do pokoi, a ja, Harry i Louis poszliśmy do kuchni żeby zacząć przygotowywać jedzenie. Impreza zaczyna się dopiero o 16, ale ludzi będzie sporo i przygotowanie jedzenia zajmie sporo czasu.
J: Dobra. Hazz. Zacznij rozpuszczać czekoladę, a ty Lou, wyjmij i umyj truskawki.
H: A ty co będziesz robiła cwaniaro?
J: Zabieram się za pieczenie biszkoptu do tortu. Cwaniaku.- zaśmialiśmy się i po kilku minutach w kuchni zjawiła się reszta. Wszyscy ubrali fartuchy, które im podałam i zabrali się do pracy. Zayn i Liam zajęli się kremem do tortu, Anna zaczęła ubijać śmietanę, a Niallerek pomagał mi w biszkopcie. Kiedy biszkopt stał już w piekarniku zabraliśmy się za sałatkę owocową. Jednak kiedy Harry rozpuścił już czekoladę trzeba było zająć się dekorowaniem truskawek. Niektóre były w białej, a niektóre w mlecznej czekoladzie. Czekolady sporo zostało więc oblaliśmy nią jeszcze banany. Owoce, śmietanę i krem trzeba było wstawić do lodówki. Niedługo p tym upiekł się biszkopt i w całym mieszkaniu pięknie pachniało. Stwierdziliśmy wszyscy, że nie warto robić na ciepło niczego poza pizzą. Okazało się, że brakuje kilku składników więc zgarnęłam Niallerka, który wręcz błagał, żebym go zabrała do sklepu. Miał prawo jazdy więc nie musieliśmy się męczyć idąc na piechotę. Co prawda sklep był blisko, ale zostaliśmy przy okazji poproszeni o zakup alkoholu i napojów, bo tego tez nie było.
*Niall*
Tak się ciszę, że poznałem Michi osobiście.
J: Michi! Czekaj! Może ja się przebiorę? Trochę dziwnie będziemy wyglądać. Nie sądzisz?- spytałem wskazując na mój strój. Oboje się zaśmialiśmy i wróciłem się przebrać. Ubrałem trochę bardziej pasujące do Michi rzeczy. Zmieniłem strój, narzuciłem jeszcze czarną marynarkę i poszedłem do auta.
Mi: Wow! Jak chcesz to potrafisz co?- spytała uśmiechając się do mnie szeroko.
J: No a jak.- zaśmialiśmy się i ruszyliśmy. Michi mnie pokierowała i po 3 minutach byliśmy pod sklepem.
Mi: Weź to.- powiedziała wyjmując ze schowka okulary przeciwsłoneczne.
J: Po co?- spytałem biorąc je od niej.
Mi: Bo tu często bywają twoje fanki. Może okulary coś dadzą. Inaczej nie wyjdziemy stąd przez najbliższą gadzinę albo dłużej. A chyba nie chcemy zepsuć niespodzianki.
J: No nie. Oczywiście, że nie. Oj, Michi. Przepraszam. Po prostu nie pomyślałem.
Mi: Niall. Spokojnie. Nic się przecież nie stało. Chodźmy już.- poklepała mnie po kolanie i wysiadła z auta. Patrzyłem tak na nią i zacząłem się śmiać.
Mi: Co cię tak śmieszy?- spojrzała na mnie jak na jakiegoś upośledzonego.
J: Śmiesznie wyglądasz. Tutaj tak piękna i nagle ten gips na ręce. Przepraszam.- próbowałem się uspokoić ale coś mi nie szło. Dziewczyna spojrzała na mnie spode łba. Długo powagi nie zachowała. Złapała mnie za rękę i śmiejąc się weszliśmy do sklepu. Całe szczęście nikt nas nie rozpoznał. Znaczy się. Mnie nikt nie rozpoznał. Zgarnialiśmy do koszyka mnóstwa potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy, a później weszliśmy w półki z alkoholem. Zgarnialiśmy po kilka zgrzewek danego rodzaju piwa, kilka czystych i parę win. Kiedy nie mieliśmy już gdzie tego wkładać udaliśmy się do kasy. Michi w ostatnim momencie przypomniało się o jakimś składniku i szybko po niego pobiegła. Nie ma co. Śliczna z niej dziewczyna. I w dodatku mądra. W tych czasach rzadko spotykana kombinacja. Zaśmiałem się sam do siebie widząc jak biegnie w moją stronę z wielkim ogórkiem w dłoni. Kiedy już była naprawdę blisko poślizgnęła się na kafelkach i wpadła wprost w moje ramiona uderzając mnie warzywem w twarz. Oboje zaczęliśmy się śmiać i mogliśmy zapłacić za zakupy. Szybkim krokiem poszliśmy do auta i wpakowaliśmy torby do bagażnika.
Mi: Dobra. Ja idę odwieść wózek, a ty wsiadaj do auta i podjedź pod wejście.
J: Jak sobie panienka życzy.- oboje się zaśmialiśmy i postąpiliśmy jak powiedziała. Po niecałych 10 minutach byliśmy w domu. Chłopcy przyszli nam pomóc z zakupami i dokończyliśmy przygotowania.
*Harry*
Kiedy Niall pojechał z Michi, chłopcy zajęli się jakimiś ciastkami, a ja z Anną robiliśmy do nich lukier. Fajna zabawa przy tym była.
J: Anna...
A: Tak?- spytała i spojrzała na mnie.
J: Jak myślisz, spodoba mu się ta niespodzianka?
A: Wiesz. Myślę, że tak, ale najpierw będzie chciał nas zabić.
Z: Dlaczego?- wtrącił mulat.
A: No, gdyby Twoja dziewczyna, z którą jesteś od niedawna, ale kochasz ją od czasów podstawówki, powiedziała ci, że..
Mi: Ej! Anna! Miałaś im nie mówić!- powiedziała strasząc nas wszystkich, wchodząc do kuchni.
A: Sorki, ale już któryś raz mnie o to męczą.
Mi: Jeny. Ale wy uparci. Po prostu zrobię Joshowi psikusa. Ale uwierzcie mi. Będzie chciał mnie zabić. Zapewne wybiegnie z domu i będę musiała za nim biec. Ale o tym później. Chłopaki. Chodźcie mi pomóc
z zakupami.- wszyscy ruszyliśmy za moją kuzynką i przynieśliśmy zakupy do kuchni. O koło godziny 15 zaczęli się schodzić pierwsi goście. Wszyscy, którzy nie załapali się na podróż busem drużynowym Michi, musieli przybyć na nogach. Bus zawsze stał na tylnym podjeździe do domu Carter'ów, więc nie było w tym nic podejrzanego. Josh z Martinem mieli przyjechać równo o 16 więc Michi zaczęła się denerwować, czy aby na pewno wszystko wypali.
*Michelle*
Chodziłam cała podenerwowana. Ostatnie poprawki i gotowe. Ostateczny przegląd. Harry szedł wraz ze mą i mocno trzymał mnie za rękę.
SMS od Martina.
Będziemy za pięć minut.
schodzę z Loczkiem na sam dół, gasząc wszystkie światła. Siadam na schodach. Wszyscy są na miejscach. Jedzeni gotowe. Sprzęt działa. Wszystko tak, jak było ustalone. Słychać silnik wjeżdżającego na podjazd samochodu. Harry wpuszcza mi krople do oczu. Działają. Zaczynam płakać. Hazz biegnie do kuchni i czeka tam razem z Anną. Ostatni raz spoglądam na salon. Nikogo nie widać. Znakomicie. Klucze w drzwiach. To już. Chwila prawdy. Cała się trzęsę. Otwierają się drzwi i padają na mnie promienie zachodzącego już słońca. Wchodzi Martin, a zaraz za nim on. Josh Jordan. Mój kochany Jojo. Patrzy na mnie zdezorientowany. Martin upuszcza klucze. Josh do mnie podbiega. Udało się.
Jo: Mich? Michi, skarbie. Co się stało? Gdzie reszta? Słonko, powiedz coś. Proszę. Ktoś ci coś zrobił?
Ma: Michi… Czy ty..? – pokiwałam twierdząco głową.- Kurwa… To jego?- powtórzyłam gest sprzed chwili.- Jest tutaj?
Jo: Czy możecie mi
powiedzieć co się tutaj dzieje? Kto tutaj jest? I co jest jego?
J: Jo… Ja… Ja jestem…
Jestem w ciąży… - spojrzałam mu prosto w oczy. Po policzku spłynęła mu łza.
Jo: To Chrisa…
J: Josh… Przepraszam…Jo!-
krzyknęłam kiedy wstał i skierował się do wyjścia. Ruszyłam za nim dając znak
innym żeby zaczynali.
J: Josh! Błagam! Josh
stój! Proszę…- zaczęłam płakać.- Josh…-powiedziałam cicho i chłopak się
odwrócił.
J: Przepraszam…- zaczęłam
jeszcze mocniej płakać. Schowałam twarz w dłonie. Słyszałam jak chłopak do mnie
podchodzi. Poczułam jego rękę na mojej głowie. Przysunął mnie do siebie i mocno
przytulił.
Jo: Już… Spokojnie…
Wszystko… Wszystko będzie dobrze… Zobaczysz… Razem damy radę.- w tym momencie
naprawdę zaczęłam płakać. Zdałam sobie sprawę z tego, że gdybym rzeczywiście
była w ciąży nie zostawił by mnie samej. Wtuliłam się w niego i staliśmy tak
chwilę.
Jo: Chodźmy do środka.
Tam na spokojnie porozmawiamy.- pokiwałam głową, Jojo objął mnie w talii i
ruszyliśmy do środka.
*Josh*
Przekroczyliśmy prób
salonu i kompletnie mnie zatkało. Zewsząd wyskoczyli moi bliscy i znajomi. Była
tam nawet moja siostra. NIESPODZIANKA!!! Krzyknął tłum, a ja nie wiedziałem co
zrobić. Jestem w ogromnym szoku. Nie wiem, co mam myśleć.
J: Nie! Zabiję cię!
Wszystkich was pozabijam!- krzyknąłem i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Mocno
przytuliłem Michelle i pocałowałem ją czule. HAPPY BIRTHDAY TO YOU! Zaczęli
śpiewać, a Anna z Harrym wnieśli wielki tort, na którym widniało 19 świeczek.
Przeczesałem włosy dłonią i kucnąłem. Zacząłem się śmiać. Wiedziałem, że coś odwalą. Michi od razu do mnie podeszła i
chichocząc pomogła mi wstać. Dalej śpiewając doprowadziła mnie do tortu.
Mi: Pomyśl życzenie.-
szepnęła mi do ucha i szeroko się uśmiechnęła.
Pragnę, aby do
końca życia mieć tych wspaniałych wariatów u swojego boku.
I poszło. Nie sądziłem,
że mi się uda. Wszystkie na raz. Pierwszy raz w życiu. Wszyscy zaczęli klaskać
i każdy po kolei do mnie podchodził. Moja mama, brat i siostra. Potem podszedł
mój ojczym. Mam z nim kiepskie relacje, ale widzę, że się stara. Przytuliliśmy się do siebie i Marcus złożył mi
życzenia. Mnóstwo znajomych. Nawet całe One Direction dla mnie przyjechało.
Fajni z nich kolesie, naprawdę. Kiedy już wszyscy złożyli mi życzenia musiałem pokroić tort. Po torcie zaczęła się niezła impreza. Wszyscy pili alkohol. Hamowało się kilka osób. Niniejszym: ja, Michi, Niall, Harry, Martin i Anna. Woleliśmy pamiętać, wszystko co się dzisiaj zadzieje. Michi w sumie nie mogła pić wcale. Bierze tabletki, które zmieszane z alkoholem mogą spowodować nawet śmierć. Nie zdążyłem jej jeszcze nawet podziękować. Powoli zaczęła dochodzić 23. Już chciałem szukać swojej dziewczyny kiedy wszelka muzyka ucichła. Michi została podniesiona przez Harrego i Martina, przy tym nie obyło się bez cichego pisku.
Mi: Ale mocno trzymacie?- spytała chłopaków, a oni potwierdzili.
Mi: Okej. Moi drodzy! Proszę o chwilę uwagi! Nie mam mikrofonu więc błagam o bezwzględną ciszę. Nie mogę znaleźć naszego jubilata. Widział go ktoś?
J: Tu jestem!- krzyknąłem i podniosłem rękę. Wszyscy się krótko zaśmiali.
Mi: Okej. Dziękuję, że się odnalazłeś księciuniu.- znowu wszyscy wybuchnęli śmiechem.- Dobra! Cicho! Josh! Zbliża się godzina twoich narodzin! Biegnij proszę do swojego pokoju. Masz minutę! Biegnij!- wiedziałem, że nie mam co dalej stać. Ruszyłem w kierunku swojego pokoju. Nie wiedziałem co za niespodzianka mnie tam czeka. Przy drzwiach czekała na mnie Ana. Zatrzymała mnie gestem dłoni i cały czas patrzyła na zegarek.
A: Pięć, cztery, trzy, dwa, właź. Wszystkiego Najlepszego.- otworzyła mi drzwi i szeroko się uśmiechnęła. Kiedy przekroczyłem próg pokoju, dziewczyna zamknęła za mną drzwi. Na łóżku dostrzegłem średniej wielkości pudełko. Niepewnie podszedłem i wziąłem je do rąk. Otworzyłem je i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Tyle lat o tym marzyłem. Dobrej jakości lustrzanka, wymienne obiektywy, nawet statyw. Do oczu naszły mi łzy szczęścia.
Mi: Podoba się?- spytała cicho zamykając drzwi.
J: Ty się jeszcze pytasz?- spytałem łamiącym się głosem.- To jest wspaniałe...
Mi: Chodź no do mnie.- rozłożyła ramiona i zaczęła iść w moim kierunku. Odłożyłem prezent na łóżko i mocno wyściskałem dziewczynę. Kiedy delikatnie się ode mnie odsunęła złączyła nasze usta w czułym pocałunku. Czułem jak się uśmiecha.
J: Tak się cieszę, że cię mam.- powiedziałem i samotna łza spłynęła po moim policzku.- I więcej nie rób mi takich kawałów z ciążą, okej?
Mi: Okej- zaśmiała się melodyjnie i wytarła kciukiem słoną kropelkę z mojej twarzy.- Tak w ogóle to wystrzałowo wyglądasz.- spojrzałem na swój strój i się zaśmiałem.
J: No wiesz, Martin kazał mi się ładnie ubrać.- oboje się zaśmialiśmy.- Ty za to wyglądasz bosko.
Mi: Dziękuję.- pocałowała mnie delikatnie w usta i chwyciła mnie za rękę.
Mi: Chodź... To nie koniec niespodzianek.- znowu zaczęła się śmiać, a ja tylko pokręciłem głową.
(klik)
To była wspaniała noc dla wszystkich zebranych w domu Carter'ów. Niezapomniana dla Josha i wielu innych osób. Po godzinie 6 ludzi zaczęło ubywać. Ostatni goście wyszli o 6.50. Wszyscy byli padnięci. Każdy udał się do swojego pokoju. Nikt nie miał siły wziąć nawet szybkiego prysznica. Jedynie Michelle i Niall nie mogli zasnąć. Dziewczyna przebrana w swoją piżamę poszła na strych. Zawsze tak robiła, gdy nie mogła zasnąć. Nie wiedziała jednak, że chłopak poszedł za nią. Weszła do studia*, chwyciła gitarę elektryczną i mając pewność, że nikt jej nie usłyszy zaczęła grać.
To była wspaniała noc dla wszystkich zebranych w domu Carter'ów. Niezapomniana dla Josha i wielu innych osób. Po godzinie 6 ludzi zaczęło ubywać. Ostatni goście wyszli o 6.50. Wszyscy byli padnięci. Każdy udał się do swojego pokoju. Nikt nie miał siły wziąć nawet szybkiego prysznica. Jedynie Michelle i Niall nie mogli zasnąć. Dziewczyna przebrana w swoją piżamę poszła na strych. Zawsze tak robiła, gdy nie mogła zasnąć. Nie wiedziała jednak, że chłopak poszedł za nią. Weszła do studia*, chwyciła gitarę elektryczną i mając pewność, że nikt jej nie usłyszy zaczęła grać.
Stała z zamkniętymi oczami i śpiewała. Zatracała się w muzyce i słowach. Ani na moment nie podnosiła powiek. Kołysała się delikatnie analizując każdy fragment minionego dnia. Uśmiechy, radość, nerwy, i ulga. Poznała przyjaciół swojego kuzyna. Od dawna o tym marzyła. Cieszyła się tym jak małe dziecko.
Zaczęła myśleć o ojcu. Zawsze o nim myślała gdy śpiewała tą piosenkę. To on ją jej nauczył. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Po mimo tego uśmiechnęła się.
W tym samym momencie obserwował ją ojciec. Widział jak jego córka dorasta. Jak dojrzewa emocjonalnie. Był z niej taki dumny. Łza kręciła mu się w oku, kiedy uświadamiał sobie, że już nigdy jej nie przytuli, nie dotknie, nie pocieszy. Dokładnie za dwa miesiące dziewczyna będzie obchodziła swoje osiemnaste urodziny. Tak bardzo chciałby być wtedy przy niej...
Niall stał i przyglądał się śpiewającej dziewczynie. O takiej przyjaciółce zawsze marzył. I być może jego marzenie się właśnie spełnia. Chłopak stoi i myśli nad minionym dniem. Wsłuchuje się w głos dziewczyny, którą już od dawna chciał poznać. Wiedział, że musi to być wspaniała osoba. Harry nie mówi tak często o innych członkach jego rodziny. Niall wysłuchiwał opowieści Styles'a. Przygody z dzieciństwa, miłe wspomnienia, i wiele śmiesznych sytuacji. Wszystko, co przeżył ze swoją kuzynką przekazał Niallowi. Ufał mu.
Blondyn przyglądał się kuzynce przyjaciela i pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Tęsknił za domem. Za starymi czasami, w których często rozmawiał z bratem, dobrze dogadywał się z rodzicami. Tęsknił za przyjaciółmi ze szkoły. Tęsknił za tym czego nigdy nie miał. Zawsze chciał być akceptowany. Nawet kiedy stał się sławny dotknął go brak zrozumienia. Często był wyzywany, mówiono mu, że nie pasuje do reszty. Udawał twardego, ale w środku był strasznie czuły i wrażliwy. Często pytają go 'Niall, dlaczego nie masz dziewczyny?'. No właśnie. Dlaczego? On czeka na tą odpowiednią. Na taką, która będzie do niego podobna, a jednocześnie zupełnie inna. Nigdy nie miał ideału dziewczyny. Powiedział kiedyś 'Jeśli ją znajdę, od samego początku będę wiedział, że to ona.' I właśnie uświadomił sobie, że tą jedyną mogłaby być Michelle. Chciał jej szczęścia. Dlatego nie zamierzał walczyć. Pragnął po prostu być blisko niej. Słuchać jak śpiewa, patrzeć jak się uśmiecha, kibicować kiedy gra, pocieszać kiedy jej smutno. Chciał, żeby była szczęśliwa. A widział doskonale, bo był bardzo spostrzegawczym chłopakiem, że Michelle jest szczęśliwa z Joshem. Będzie trzymał za nich kciuki.
Niall i Michelle są do siebie bardzo podobni. Oboje mają skorupkę, pod którą się zamykają. Kiedy na zewnątrz wyglądają na szczęśliwych, w środku potrafią płakać. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego los stawia na ich drodze tyle przeciwności? Dlaczego oboje mają tak trudne życie? Babcia Michelle zawsze powtarzała 'Czasem musisz dotknąć dna, żeby później znaleźć się na szczycie'. Babcia Nialla z kolei mówiła 'Musi być gorzej, żeby potem mogło być lepiej'. Obie miały rację.
Chłopak wiedział, że będzie cierpiał. Przeczuwał jednak, że los nie przypadkowo skrzyżował ich drogi. zsunął się po ścianie i schował twarz w dłoniach. Zaczął cicho szlochać. Kiedy Michelle skończyła śpiewać, stała jeszcze przez chwilę i głęboko oddychała. Kiedy otworzyła oczy ujrzała płaczącego blondyna. Szybko zdjęła i odstawiła gitarę. Podeszła do Nialla i kucając mocno go do siebie przytuliła. Siedzieli tak do 9 rano. Milczeli. Oboje tego potrzebowali. Ciszy i zrozumienia...
*dom Carterów składa się z 14 sypialni, 14 garderób, 6 łazienek, 3 kuchni, salonu, jadalni, pralni, studia nagraniowego, sali tanecznej, pokoju gier i siłowni.
_____________________________________________________________
No to jest 11 rozdział. Jak wam się podoba? Moim zdaniem jest średni. Proszę o komentarze. To naprawdę dla mnie ważne. Zachęcam również do głosowania w ankietach.
Pozdrawiam
Ola :)
Zaczęła myśleć o ojcu. Zawsze o nim myślała gdy śpiewała tą piosenkę. To on ją jej nauczył. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Po mimo tego uśmiechnęła się.
W tym samym momencie obserwował ją ojciec. Widział jak jego córka dorasta. Jak dojrzewa emocjonalnie. Był z niej taki dumny. Łza kręciła mu się w oku, kiedy uświadamiał sobie, że już nigdy jej nie przytuli, nie dotknie, nie pocieszy. Dokładnie za dwa miesiące dziewczyna będzie obchodziła swoje osiemnaste urodziny. Tak bardzo chciałby być wtedy przy niej...
Niall stał i przyglądał się śpiewającej dziewczynie. O takiej przyjaciółce zawsze marzył. I być może jego marzenie się właśnie spełnia. Chłopak stoi i myśli nad minionym dniem. Wsłuchuje się w głos dziewczyny, którą już od dawna chciał poznać. Wiedział, że musi to być wspaniała osoba. Harry nie mówi tak często o innych członkach jego rodziny. Niall wysłuchiwał opowieści Styles'a. Przygody z dzieciństwa, miłe wspomnienia, i wiele śmiesznych sytuacji. Wszystko, co przeżył ze swoją kuzynką przekazał Niallowi. Ufał mu.
Blondyn przyglądał się kuzynce przyjaciela i pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Tęsknił za domem. Za starymi czasami, w których często rozmawiał z bratem, dobrze dogadywał się z rodzicami. Tęsknił za przyjaciółmi ze szkoły. Tęsknił za tym czego nigdy nie miał. Zawsze chciał być akceptowany. Nawet kiedy stał się sławny dotknął go brak zrozumienia. Często był wyzywany, mówiono mu, że nie pasuje do reszty. Udawał twardego, ale w środku był strasznie czuły i wrażliwy. Często pytają go 'Niall, dlaczego nie masz dziewczyny?'. No właśnie. Dlaczego? On czeka na tą odpowiednią. Na taką, która będzie do niego podobna, a jednocześnie zupełnie inna. Nigdy nie miał ideału dziewczyny. Powiedział kiedyś 'Jeśli ją znajdę, od samego początku będę wiedział, że to ona.' I właśnie uświadomił sobie, że tą jedyną mogłaby być Michelle. Chciał jej szczęścia. Dlatego nie zamierzał walczyć. Pragnął po prostu być blisko niej. Słuchać jak śpiewa, patrzeć jak się uśmiecha, kibicować kiedy gra, pocieszać kiedy jej smutno. Chciał, żeby była szczęśliwa. A widział doskonale, bo był bardzo spostrzegawczym chłopakiem, że Michelle jest szczęśliwa z Joshem. Będzie trzymał za nich kciuki.
Niall i Michelle są do siebie bardzo podobni. Oboje mają skorupkę, pod którą się zamykają. Kiedy na zewnątrz wyglądają na szczęśliwych, w środku potrafią płakać. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego los stawia na ich drodze tyle przeciwności? Dlaczego oboje mają tak trudne życie? Babcia Michelle zawsze powtarzała 'Czasem musisz dotknąć dna, żeby później znaleźć się na szczycie'. Babcia Nialla z kolei mówiła 'Musi być gorzej, żeby potem mogło być lepiej'. Obie miały rację.
Chłopak wiedział, że będzie cierpiał. Przeczuwał jednak, że los nie przypadkowo skrzyżował ich drogi. zsunął się po ścianie i schował twarz w dłoniach. Zaczął cicho szlochać. Kiedy Michelle skończyła śpiewać, stała jeszcze przez chwilę i głęboko oddychała. Kiedy otworzyła oczy ujrzała płaczącego blondyna. Szybko zdjęła i odstawiła gitarę. Podeszła do Nialla i kucając mocno go do siebie przytuliła. Siedzieli tak do 9 rano. Milczeli. Oboje tego potrzebowali. Ciszy i zrozumienia...
*dom Carterów składa się z 14 sypialni, 14 garderób, 6 łazienek, 3 kuchni, salonu, jadalni, pralni, studia nagraniowego, sali tanecznej, pokoju gier i siłowni.
_____________________________________________________________
No to jest 11 rozdział. Jak wam się podoba? Moim zdaniem jest średni. Proszę o komentarze. To naprawdę dla mnie ważne. Zachęcam również do głosowania w ankietach.
Pozdrawiam
Ola :)
czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńjesteś świetna :)
No niezłą niespodziankę przyszykowała Michi dla Josh'a ;D
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć, że Josh nie zostawiłby jej, nawet gdyby była w ciąży.
Przy tym ostatnim fragmencie prawie się popłakałam, serio. Nie często mi się to zdarza ;)
Hmmm bardziej myślałam, że to Zayn coś poczuje do Michi, a nie Nialler, nooo ale jak widać się pomyliłam.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;)
Znalazlam twojego bloga przez przypadek i zakochalam sie <33
OdpowiedzUsuńmasz talent dziewczyno ^^
Czekam z niecierpliowoscia na nastepny i ide drobic poprzednie rozdzialy :)
Swietną niespodzianke przygotowala Michi xd :) i czekam na wiecej
your--lips-on-my-lips.blogspot.com