Ten dzień miał wyglądać
jak każdy inny. Rano szkoła, po południu trening i wieczór spędzony w gronie
najbliższych. Tak się jednak nie stało…
* RANO *
Michelle szykowała się
właśnie do szkoły nucąc piosenkę Ed’a Sheeran’a. W pewnym momencie usłyszała
dźwięk tłuczonego szkła. Z całą pewnością dochodził on z dużej kuchni
znajdującej się piętro niżej, ponieważ był bardzo cichy. Dziewczyna będąc w
samej bieliźnie zbiegła na parter domu i wbiegła do kuchni. Ujrzała tam swojego
brata siedzącego na podłodze z twarzą ukrytą w dłoniach.
-Martin, nic ci nie
jest?- powiedziała podchodząc do chłopaka ostrożnie omijając dwie rozbite
szklanki.
-Michelle, ja już tak
dłużej nie mogę… Po prostu nie mogę…- powiedział ocierając łzy z policzków.
-O czym teraz mówisz?-
spytała klękając obok brata.
-Nie pamiętasz co się tu
stało rok temu?
- Pamiętam... Jak
mogłabym zapomnieć dzień, w którym umarł mój ojciec…
-Michi, minęło już 365
dni, a ja nadal nie mogę o tym zapomnieć.
-Martin… Ja nigdy o tym
nie zapomnę. Będę pamiętać o tym do końca swoich dni. Będę pamiętała o osobie,
którą kochałam całym swoim sercem… To, co się stało… Musimy się z tym pogodzić…
Nie możemy cofnąć czasu. W życiu spotkamy się z innymi przeciwnościami losu,
ale damy radę. Razem przetrwamy wszystko…- przytuliła do siebie szatyna i po
chwili całe ramię miała mokre od jego łez.
***
Martin cały dzień myślał
o zdarzeniu sprzed roku i nie mógł się na niczym skupić. Jak można się mu
dziwić… Śmierć, a raczej morderstwo ojca pamięta się do końca życia. Michelle w
przeciwieństwie do brata myślała o wszystkim tylko nie o tym. Nie chodziło w
tym o to, że nie pamięta, czy też, że nie było to dla niej ważne. Pamiętała
bardzo dobrze i było to dla niej ważne. To właśnie z tego powodu nie chciała o
tym myśleć. Dzień w szkole bardzo dłużył się tej dwójce, ale w końcu skończyli
lekcje i wrócili do domu.
*PO POŁUDNIE*
Rodzeństwo zmierzało
spacerem w stronę hali sportowej. Zwykły przechodzeń uznałby ich za parę, za
którą często byli brani. Chodzili po mieście trzymając się za ręce, przytulając
się a nawet czasem całując w czoło czy policzki. Oni w ten sposób czuli się
bezpiecznie. Wspierali się wzajemnie mając świadomość tego, że najważniejsza im
w tej chwili osoba jest tuż obok...
***
W tym momencie ich ojciec patrzył na nich z góry, uśmiechając się. Cieszył się widząc swoje dzieci, dające sobie radę bez obojga rodziców. Swojej żonie wybaczył dawno. Wybaczył to, że go zamordowała. Jednak nigdy o tym nie zapomni. Mógłby przecież iść teraz razem z nimi na trening, żeby móc go poprowadzić. Mógłby dokończyć pewne prace w ogrodzie, których już nie dane mu było skończyć.
Matka Michelle i Martina siedziała w więzieniu wspominając czyn, którego żałowała całym swoim sercem. Kochała tego człowieka, a jednak go zamordowała. Tylko kiedy to było? Kiedy go kochała? Przez ostatnie 10 lat ich związku zdradzała go z młodszymi, raz nawet usunęła ciążę, w którą zaszła z innym.
On doskonale o tym wiedział. Nic jednak w tej sprawie nie robił, chcąc tylko i wyłącznie dobra swoich dzieci. Chciał, żeby były szczęśliwe, żeby nie musiały się przejmować sprawami ich rodziców...
Tylko dlaczego to wszystko tak się potoczyło? Tego nie wie nikt. I prawdopodobnie nikt się nie dowie...
______________________________________________________
Witajcie moi mili :) Oto prolog. Mam nadzieję, że wam się podoba, choć ja nie jestem do niego przekonana. Jednak w moim serduchu, tam głęboko istnieje nadzieja na to, że zachęcam was tym prologiem do czytania tego opowiadania ;)
Pozdrawiam
Ola :)
Zapowiada się świetnie.... super wręcz. Dużo zmieniłaś. Nie wiedziałam, że ich matka zabiła ich ojca. Ciekawe ^^
OdpowiedzUsuńŚwietny prolog ;) Będę czytać na pewno! ^^
OdpowiedzUsuń*___________* mkfmkdjn,j *.* boshe piękne :D chce nexxxta :)
OdpowiedzUsuńRossalie, jest już pare rozdziałów ;)
Usuń